Rozdział 1.
Pałac Króla Dusz spowijała cisza. Trudno się dziwić, byli tu tylko we dwoje. Sousuke Aizen i Corrien Shiroyama. Król Dusz pozbawiony mocy i jego Strażniczka, której nie zostało wiele życia. Oboje wpatrzeni w okna, przez które było widać białe miasto shinigamich – Seireitei. Miejsce, które nie sądzili, że jeszcze ujrzą, i do którego nigdy już nie wrócą.
– Zmusiłaś mnie do odbudowania Soul Society – odezwał się Aizen.
Pamiętał, co powiedziała mu tuż przed tym, jak przebiła swoje serce mieczem, a własną krwią wypełniła Świętego Graala. Pierwszy raz w życiu musiał przyznać, że nie rozumiał procesu, który zaszedł, a tym bardziej jego celowości. W końcu Shiroyama miała zginąć, więc po co odbudowała ten świat?
Spojrzała na niego po raz pierwszy w życiu bez podejrzliwości, strachu i nienawiści. Zawsze w jakiś sposób się go obawiała. Może ze względu na to, że znał tę ukrytą historię rodów, które zostały wygnane, może podświadomie dostrzegała fałsz dobrotliwego uśmiechu, którym raczył wszystkich aż do czasu ujawnienia swej zdrady. Teraz wiedziała, że nie jest groźny. Pozbawiła go wszelkich możliwości, poświęcając każdą cząsteczkę własnej duszy.
– Moc Króla sprawia, że Soul Society może istnieć – odparła. – Dlatego wszystko upadło, kiedy Ywach zabił poprzedniego Króla, ale sami do tego doprowadziliśmy. – Uśmiechnęła się smutno. – Król podarował nam moc, byśmy mogli opiekować się tym, co było dla niego ważne. Rody pobłądziły, a z dziesięciu Królewskich Mieczy ostało się jedynie siedem. Może osiem, choć nie mam pojęcia, gdzie może być Ostrze Pomsty. Cokolwiek jednak postanowi, pozostała siódemka powinna go utrzymać w ryzach. Wątpię, żebyś sobie tak to wyobrażał, ale teraz już nic nie możesz zrobić. Twoją moc na zawsze splata mój miecz, Książęcy Obrońca, Zmierzch, byś nie mógł nikogo skrzywdzić.
– Użyje do tego twej duszy.
– Owszem. Nie pozostało mi już wiele czasu. W końcu się rozpadnę i nigdy się nie odrodzę. To cena, którą muszę zapłacić, by naprawić chociaż część błędów. Dzięki twojej mocy postawiliśmy Soul Society na nowo, lecz nie jestem w stanie zmienić wszystkiego, całej historii błędów naszych przodków. Jednak nikt z nich nigdy nie spotkał Sousuke Aizena i Corrien Shiroyamy. My nie istniejemy poza Pałacem Dusz. Nigdy tam nie zejdziemy. Moja dusza się rozpadnie, a ty zostaniesz tu uwięziony do momentu, aż nadejdzie czas wyboru kolejnego króla. Możesz wybrać sobie gwardię przyboczną, gdy już zacznie doskwierać ci samotność, lecz dla nich będziesz jedynie bezimiennym Królem Dusz.
Aizen zmarszczył brwi. Nie, nie taki był plan. Miał rządzić, władać wszystkim, a stał się figurantem. Wyraźnie czuł, że Shiroyama pozbawiła go większości mocy, wykorzystała go, by odbudować Soul Society i nawet się z tym nie kryła. Dawno już nie czuł gniewu, do tej pory był nieosiągalny dla wszystkich dookoła, a ich wysiłki umilały mu egzystencję, w której dominować od teraz miała nuda. I nawet nie mógł ukarać tej dziewczyny w należyty sposób, bo była już martwa. Niedługo pozostanie tu kompletnie sam. Wieczna samotność, znowu.
Powiedziała mu, że odebrał jej wszystko. Zemściła się. Ocaliła ukochanego, obu ukochanych, bo mógł dostrzec ich energię duchową przemieszczającą się po mieście pod nimi. Powołała do życia wszystkich tych, którym Upadek odebrał życie, wskrzesiła nawet wcześniejsze ofiary dotychczasowych walk. Wymazała siebie z ich pamięci. I jego.
Kisuke Urahara nigdy nie stworzył Klejnotu Zniszczenia, nigdy o nim nawet nie pomyślał, choć o wielu jego badaniach nie powinno się nawet wspominać. Shinji Hirako i jego przyjaciele nie zostali zamienieni w Visoredów, więc nie musieli uciekać z Soul Society, nie zostali też pozbawieni swoich stanowisk, choć Rojuro Otoribashi i Love Aikawa na skutek skandalu z ich udziału opuścili Seireitei, zaś Mashiro Kuna zginęła z ręki Kaname Tousena, Piątego Oficera, który odsiadywał wyrok w Siedlisku Larw. Isshin Shiba nigdy nie spotkał Masaki Kurosaki i nie został wyeliminowany przez własną nieograniczoną ciekawość. Zrzekł się jednak stanowiska kapitana Dziesiątego Oddziału na rzecz swojego zdolnego Trzeciego Oficera, by w pełni wypełnić rolę głowy rodu Shiba, który nigdy nie upadł. Jego najstarszy syn, Ichigo, z dobrymi ocenami ukończył Akademię Shino i dostał się do Trzynastego Oddziału. Gin Ichimaru i Rangiku Matsumoto spotkali się w Rukongai i wspólnie podjęli decyzję o zostaniu shinigami, docierając bardzo wysoko w hierarchii. Sui-Feng z niezachwianą wiarą wspiera Yoruichi Shihoin w pracy Tajnych Służb, Kaien Shiba i jego żona, Miyako, nie zginęli w starciu ze zmodyfikowanym Pustym, Miyako jednak po narodzinach dziecka odeszła ze służby, a jej stanowisko Trzeciego Oficera objęła Rukia Kuchiki. Shuuhei Hisagi został uratowany jako dziecko przez Kenseia Mugurumę w dniu ataku Tousena na swoich dowódców, wiele lat później zastąpił Heizo Kasakiego na stanowisku porucznika Dziewiątego Oddziału.
Wymazanie dwóch bytów zmieniło wiele, napisało na nowo historie shinigamich, którzy różnili się od tych swych wcieleń, które poznali wcześniej. Dla jednych były to zmiany na lepsze, inni rozwinęli się w całkiem innych kierunkach, ale stawiali swe kroki nieobciążeni pragnieniem władzy Aizena, który za pierwszym razem zmienił ich losy bezpowrotnie.
– Tego pragnęłaś? – zapytał. – Ci, których kochałaś, nie wiedzą o twym istnieniu.
– Ciekawe, że akurat ty pytasz mnie o miłość – odparła rozbawiona. – Ty, który zamierzałeś wykorzystać nawet własną matkę. Ty, który wszystkich nas traktowałeś jak pionki na własnej szachownicy, których pozbywałeś się bez żalu.
– Wbrew pozorom wiem, czym jest miłość, Corrien – odparł spokojnie. – Umiem ją rozpoznać. To w imię miłości stanęłaś przeciwko mnie, by zginąć. Wielu z was nienawidziło mnie z powodu miłości.
– A czy sam kogokolwiek kochałeś? – zapytała.
Nie odpowiedział od razu. Corrie odwróciła spojrzenie na widok za oknem. Chyba mu współczuła, że nie zna tego smaku, choć też rozumiała, jak to jest nie czuć nic. Tylko dzieci arystokracji mogły stać się tak puste wiązane przez zasady i tradycje. "Liczą się tylko interesy Seireitei" – słowa tak bolesne, a jakże prawdziwe. Pojedyncze pragnienia nie miały prawa bytu, kiedy ważniejsza była całość. Ktoś zawsze musiał się poświęcić.
– Miłość spala. Sama to powiedziałaś. I mnie tego nauczono, lecz nie widzę powodu, by opowiadać ci o swoim życiu miłosnym.
– Też nie mam ochoty o tym słuchać. Byłoby dość obleśne – odparła.
Aizen nie poczuł się urażony, przynajmniej na takiego nie wyglądał. Zdawał się nawet zadowolony z tej gry, za jaką uważał obecną sytuację. Może nadal zakładał, że z czasem odzyska kontrolę, lecz Corrie nie zamierzała się z nim o to wykłócać. Nie zostało jej wiele czasu, niedługo zniknie, więc to nie miało znaczenia.
Nie była pewna, kiedy przestała się bać śmierci. Książęcy Obrońca obiecał jej, że nie poczuje bólu, po prostu się rozpłynie. Nie potrafił określić, jak wiele czasu to zajmie, lecz pogodziła się z tym. Taką decyzję podjęła, kosztowało ją to wiele, odrzuciła wszystko, co znała i kochała, ale nie żałowała. Wierzyła, że szansa, którą im dała, sprawi, że będą szczęśliwsi, że przeżyją swe życie bez złamanego serca, pokruszonej wiary, zdeptanego zaufania. I tylko jakaś część jej głupiego, nieposłusznego serca rozpaczała, że już nigdy ich nie zobaczy.
Ruch ze strony Aizena odciągnął ją od myśli. Nieśpiesznie kroczył w stronę drzwi, nie zwracając na nią zupełnie uwagi.
– A ty dokąd? – zapytała.
– Rozejrzeć się po moim nowym lokum – odparł takim tonem, jakby było to coś oczywistego. – Sądziłaś, że przez wieczność będę stał przy oknie i spoglądał na shinigamich?
Uśmiechnęła się mimo wszystko. W sumie nie miała pojęcia, jak poprzedni Król Dusz spędzał czas. Przede wszystkim miał tu swoją Gwardię, a Aizen lada chwila miał zostać sam. Nic dziwnego, że był ciekawy miejsca, w którym przyjdzie mu spędzić resztę życia.
W milczeniu podążyła za nim. Mogła ostatnie chwile spędzić, spoglądając na to, czego się zrzekła i dając się zeżreć rozpaczy, a jednak wolała oderwać się od tej myśli. Poza tym też była odrobinę ciekawa, jak wygląda Pałac Dusz.
Spacerowali po tradycyjnym wnętrzu japońskiego dworu, słysząc tylko własne kroki. Nic tu nie było zakurzone, nie wyglądało na zaniedbane. Tak jakby czekało na nich. Brakowało tylko ludzi, którzy by o to dbali. Trochę przerażające, że byli tu kompletnie sami. Pewnie w innych warunkach Corrie byłaby tym przerażona, w końcu miała świadomość, jak niebezpieczny jest Aizen, że mógłby ją z łatwością pozbawić życia, lecz teraz nie czuła zagrożenia przed nieuchronnym. Zresztą pozbawiony większości mocy nie wydawał się aż tak groźny, lecz to mogło być naiwne myślenie.
Weszli do kolejnego pomieszczenia. Shiroyama aż westchnęła, widząc półki wypełnione książkami i papierami.
– Archiwum – stwierdził Aizen.
Kiwnęła głową, sięgając po pierwszy z brzegu tom. Przejrzała go pobieżnie.
– Zdaje się, że możemy się stąd dowiedzieć o wszystkich tajemnicach, które shinigami do tej pory ukrywali przed kolejnymi pokoleniami. O całej prawdzie, jak to było z rodami i królewskimi mieczami.
– Aż tak jesteś tego ciekawa?
– Książęcy Obrońca nie chciał zbyt wiele zdradzić. Nie do końca rozumiem, dlaczego, ale to wszystko wydarzyło się z powodu mieczy. – Spojrzała na niego uważnie. – Akemi też miała jakiś powód, dla którego zrobiła z ciebie psychopatę. Wątpliwe jednak, żebym zdążyła się przez to wszystko przekopać.
Aizen uśmiechnął się pod nosem, ale nic nie powiedział. Zmarszczyła brwi na ten gest. Mimo wszystko nadal mu nie ufała.
– Nie rób tej groźnej miny, Corrien. Szkoda czasu, a chciałaś uszczknąć coś z prawdziwej wiedzy, czyż nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top