#1 Jak to się zaczęło
Gotham City.
Z jednej strony to miasto prawych ludzi, wpływowych osobistości, znakomitych filantropów i superbohaterów oczywiście.
Z drugiej natomiast to miasto ludzi chciwych, nędznych i przesiąkniętych złem do szpiku kości. I oczywiście superzłoczyńców.
To miasto idealne dla tej trójki.
***
Trzy miesiące wcześniej
Kiedy Harley Quinn, żegnała się z Jokerem, rzucając w niego trzema talerzami z zastawy stołowej jej babci, nie spodziewała się, że wyląduje na ulicy, bez praktycznie niczego. Tak naprawdę to zdążyła zabrać trzy bluzki, dwie pary spodni i jedną pomarańczę, zanim jej były chłopak postanowił rozstać się z nią za pomocą butli benzyny i kilku zapałek, użytych w ich domu.
I tak oto była doktor Quinzel, przemoknięta do suchej nitki, stała pod daszkiem przystanku autobusowego, próbując chronić się przed deszczem. Makijaż całkowicie jej się rozmazał, a ona przeklinała w duchu, że nie zdążyła zabrać jakiejś parasolki. Najlepiej tej czerwonej, ale w tym momencie, to jakakolwiek parasolka, (nawet ta okropna żółta) by się jej przydała.
Stojąc tak i marznąc, Harley próbowała jakoś poukładać w głowie wydarzenia z ostatniego tygodnia. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że odeszła od Jokera. Po części czuła, że już zaczęła za nim tęsknić, w końcu spędzili ze sobą tyle czasu, ale wówczas do gry włączała się Harleen i ganiła Harley, za jej głupie myśli.
"Dobrze, że w końcu się od niego uwolniłyśmy", powiedziała Harleen, mająca wyjątkowo dobry humor. "Nie zapominaj, ile razy chciał nas zabić. Raz prawie poderżnął nam gardło za to, że wzięłaś te brylanty".
"Może masz rację", westchnęła Harley. "Ale teraz jestem na dworze i cała moknę!".
"Przeżyjesz", rzuciła krótko Harleen, rozglądając się dookoła, jakby wypatrując jakiegoś autobusu. "Szkoda, że nie wzięłaś pieniędzy, to może gdzieś byśmy wyjechały. Zawsze chciałam zwiedzić Blüdhaven".
Po tych słowach nastała cisza, mącona jedynie przez szumiące krople deszczu. Harley dawno nie widziała takiej ulewy. Miała wrażenie, że ulica niedługo zatonie. Jako, że zaczęły ją boleć nogi, usiadła ona na plastikowej ławeczce. Niestety dach nad nią przeciekał i sekundę po tym jak usiadła, na jej blond włosy zaczęły spadać krople deszczu. Harley warknęła zdenerwowana, ale nie opuściła miejsca.
***
Pamela Isley szła chodnikiem, rozkoszując się widokiem deszczu. Wiedziała, że po takiej ulewie, rośliny będą w stanie odżyć na nowo i rozkwitnąć świeżą zielenią. Jednak, mimo że kobieta lubiła deszcz, to nie mogła pozwolić, aby zniszczył on jej nową sukienkę w kolorze bladej czerwieni. Rozłożony więc miała parasol, który skutecznie odbijał padającą na nią wodę.
Był już późny wieczór, ale niebo i tak było zakryte burzowymi chmurami. Pamela była tym faktem nieco zasmucona. Lubiła oglądać gwieździste niebo w towarzystwie kiełkujących róż.
W oddali Pamela dojrzała zarys przystanku autobusowego. Gdy podeszła bliżej, ujrzała tam także jasnowłosą, przemoczoną kobietę, trzymającą w ręce niedużą torbę. Zainteresowała ją ta postać, więc postanowiła się przy niej zatrzymać.
- Piękna dziś noc, prawda? - zagadnęła nieznajomą, składając parasol i chowając się pod daszek.
- Tak - odpowiedziała jej blondynka. Miała bardzo wysoki głos, jednak był on smutny.
- Czekasz na autobus? - spytała Pamela, wpatrując się w twarz kobiety. Wydawała się jej ona dość znajoma.
- Nie do końca - usłyszała odpowiedź - Tak jakby pokłóciłam się z moim psychopatycznym chłopakiem i uciekłam z domu, który tak w sumie to spłonął, bo Mr. J nieco się wkurzył. Ale ja też się wkurzyłam! No bo ileż można wytrzymać z kimś takim! - jasnowłosa niemal wykrzyknęła ostatnie zdanie, a jej głos przybrał agresywny ton.
- Jesteś Harley Quinn, tak? - Pamela ucieszyła się. To dlatego twarz kobiety wydawała mi się znajoma. Widziała ją wcześniej na zdjęciu w gazecie.
- Tak, ale ona i tak będzie ci próbowała wmówić, że jestem "Harleen". Wiesz, ona jest całkiem spoko, ale czasem jest bardzo wkurzająca.
- Jaka "ona"? - zapytała rudowłosa.
- No Harleen. Tak jakby ze mną mieszka. O tutaj - mówiąc to blondynka wskazała palcem na swoją głowę - Wita się z tobą.
- Rzeczywiście jesteś szalona - Pamela zaśmiała się szczerze.
- No raczej - Harley uśmiechnęła się szeroko - Ale w tym dobrym sensie. A ty jesteś...
- Pamela Isley. Ale myślę, że znasz mnie bardziej jako Poison Ivy.
- Jesteś tą zieloniutką co biega dookoła i zabija gliny roślinami? - blondynka zaczęła się przyglądać kobiecie. Rzeczywiście miała ona zielonkawą skórę, choć w słabym świetle pobliskiej latarni nie była ona dobrze widoczna.
- Tak z grubsza - odpowiedziała jej Pamela - Zamierzasz tutaj stać całą noc?
- Z początku taki był plan... - Harley zamyśliła się przez moment - Ale teraz nie wydaje mi się on zbyt dobry.
- Możemy pójść do mnie. Pomogę ci się ogarnąć, znaleźć jakieś.... powiedz mi po co ci ta pomarańcza?
- Ona? - blondynka podniosła owoc do góry - Tak po prostu. Lubię pomarańcze - wzruszyła ramionami - Serio mogę u ciebie dziś nocować?
- Wydaje mi się, że Selina nie będzie miała nic przeciwko - odpowiedziała Pamela, zastanawiając się nad reakcją współlokatorki.
- Dziękuję! - Harley pisnęła i rzuciła się Pameli na szyję, mocno ją ściskając. Ivy była tym gestem mocno zdziwiona, ale poczekała, aż kobieta przestanie ją przytulać. Chwilę potem rozłożyła parasol, pozwoliła blondynce ukryć się pod nim i ruszyła z nią w kierunku mieszkania. Coś jej podpowiadało, że to będzie długa noc.
***
Selina Kyle siedziała na kuchennym blacie, opróżniając drugie już pudełko lodów czekoladowych. I nie robiła ona tego wcale z powodu złamanego serca, jak rozpuszczone nastolatki w amerykańskich filmach. Właściwie, to jadła ona lody tylko i wyłącznie jak była z czegoś bardzo zadowolona. Tym razem zadowolenie to spowodowane było piękną nową kolią, skradzioną z jubilerskiego sklepu. Kobieta zawsze ubierała nowe błyskotki, tuż po ich nabyciu, żeby upewnić się, że dobrze w nich wygląda. Przeglądając się w lustrze, doszła do wniosku, że biżuteria prezentowała się wręcz znakomicie, błyszcząc na jej szyi. Kolor kolii idealnie pasował do ciemnych włosów kobiety. Nic, ale to nic, nie mogło zepsuć dobrego humoru Seliny Kyle.
No chyba, że jej współlokatorka przyprowadzająca do domu całkowicie przemokniętą blondynkę, do tego całkiem jej obcą. Wchodząc, kobieta ubrudziła większość kafelków w przedpokoju
-Wczoraj to sprzątałam - syknęła Selina - Pamelo, wytłumaczysz mi może, kim jest ta kobieta?
- Harley Quinn. Miło mi cię poznać! - blondynka jednym susem doskoczyła do Seliny. Chwyciła jej dłoń i energicznie nią potrząsnęła. Catwoman skrzywiła się nieznacznie.
- Prawdziwa Harley? - kobieta zapytała, nie do końca wierząc jej słowom.
- Najprawdziwsza z prawdziwych - wykrzyknęła blondynka, wgryzając się w przyniesioną tu pomarańczę. Zaraz potem zaczęła się krzywić, czując w ustach kwaśny smak - A! Kwaśne! Ty też jesteś złoczyńcą?
- Jestem Selina Kyle - kobieta była zdziwiona śmiałością Harley. Blondynka przekrzywiła głowę, dając do zrozumienia, że nic jej to imię nie mówi. Ciemnowłosa głośno westchnęła - Catwoman.
- A! - krzyknęła Harley - Serio romansujesz z Batmanem?
- Zdarza się - odpowiedziała jej Selina.
- A jaki on jest w... - Harley chciała dokończyć, ale została szturchnięta łokciem przez Pamelę, która przyniosła jej ręcznik. Blondynka zdjęła z siebie ubrania i zostając tylko w bieliźnie, owinęła się ciepłym materiałem. Zaraz potem pognała do łazienki, prowadzona przez Ivy.
Selina usiadła w fotelu, chwytając pudełko lodów. Była zszokowana, jednak starała się oddychać spokojnie. Nic, ale to nic, nie mogło jej zepsuć dobrego humoru, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top