2 . Bonnie
- Jesteś jak mój tata. On nie bał się niczego. Ja jestem bardzo strachliwa.
-Kto powiedział że się nie boję?
- Walczyłeś z potworem!
- Ale bałem się wtedy. Jeśli nie boisz się przerośniętej besti, która gryzie cię w twarz to znaczy że jesteś martwa. Posłuchaj, mała. Nie można pozbyć się lęku. To jak z matką maturą, nie możesz jej pokonać czy prześcignąć ale możesz przetrwać. Możesz dowiedzieć się kim jesteś pokonując swój strach. Trzymaj - podał mi zwiniętą białą, popisaną czarnym atramentem chusteczkę - tu są wypisane wszystkie moje lęki - zaczął ją powoli rozwijać - te maleństwa są nazywane kamieniami cudów, wypisz swoje lęki , a zapomnisz o nich lada dzień.
Wstaję jak co dzień przed wschodem słońca i idę w kierunku wciąż ciepłego ogniska. Siadam i wyciągam z kieszeni kolorowe kamienie. Wyciągam je w stronę pierwszych słonecznych promieni,gdy słońce ukazuje się w całej okazałości zawijam je i chowam z powrotem akurat, gdy Justin chwyta mnie za ramię.
- Cześć Bo - mówi ,a następnie siada obok mnie - jak się spało ?
- Nie uważasz, że to jest nudne? Dzień w dzień wszystko się powtarza, to samo pytanie, ta sama droga.
- Dramatyzujesz - objął mnie ramieniem - ciesz się tym co jest tu i teraz. Prawda, że większość zdarzeń się powtarza ale nigdy nie wiadomo, czy jutro będziemy jeszcze żyć, więc ja nie narzekam.
Poprawiam łańcuchy, które wbijały się w moje kostki i chwyciłam chłopaka za rękę.
- Chodźmy nad rzekę zanim wszyscy się obudzą.
To było tylko nasze miejsce, odkąd Justin tu jest, czyli od pięciu lat. Zawsze idziemy inną ścieżką, by nikt nie znalazł naszego sanktuarium.
Po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Stanęłam na pagórku i spojrzałam w dół, zobaczyłam lasy i łąki pełne kwiatów. Nieopodal mnie spokojnym nurtem płynęła rzeka. Gdzieś w dole znajdowało się pastwisko. Wzniosłam oczy ku górze, słońce jaśniało coraz mocniej, obróciłam się i spojrzałam w stronę chłopaka. Stał przede mną, a za nim rozpościerał się przepiękny widok dolin. W jednej z tych dolin leżała przepiękna wieś, z której pochodził Justin. Idę do niego i obejmuję go od tyłu.
- Gdy zwrócą nam wolność nie będziemy się stąd ruszać - szepnął.
Gdy wróciliśmy do obozu dowiedzieliśmy się o igrzyskach gdzieś na wschodzie, więc musieliśmy zaraz wyruszać. Czekała nas długa podróż.
Idziemy bez przerwy od kilku godzin, ktoś puścił plotkę, że rodzina królewska dołączy się do nas by mieć jak to powiedzieli "ochronę". Będą udawać naszych "panów ".
Nie zwracałabym na to uwagi, gdyby nie to, że Książę Nicolaus także będzie jechał z nami. Widziałam go raz,ale nie mogę jakoś wyrzucić go z głowy. On jedyny chciał mi pomóc. Nigdy mu tego nie zapomnę.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
27.04.16
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top