List do przyjaciółki
Droga Przyjaciółko!
Wiesz, że ja nadal pamiętam ten dzień, kiedy po raz pierwszy Cię zobaczyłam? Tak, jak wszyscy uczniowie czekałaś na ten pierwszy dzwonek, który miał zakończyć wakacyjną wolność. Rozglądałaś się dookoła siebie z zainteresowaniem. Lustrowałaś swoim wzrokiem nieznajome miejsce, a na Twojej twarzy malował się delikatny uśmiech. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, iż w pewnym sensie lśniłaś swoim własnym blaskiem. Roztaczałaś wokół siebie pozytywne nastawienie, a tym, że byłaś nowa, wzbudzałaś zainteresowanie większości nastolatków. Poza tym, miałaś taką piękną, czerwoną sukienkę. Od razu zaczęłam Ci jej zazdrościć. Było widać, że bieda nigdy nie zaglądała w Twoje oczy.
Już po pierwszej lekcji podeszłaś do grupy uczniów, którzy słynęli ze swej popularności. Nigdy nie dowiedziałam się czy zrobiłaś to, bo wydawali Ci się być sympatycznymi osobami, czy po prostu chciałaś być taka jak oni. W każdym razie zaakceptowali Cię. Potrafiłaś każdego oczarować swoim urokiem osobistym. Pamiętam, że od tamtego dnia staliście się nierozłączni. W tamtym czasie zdobyłaś tylu znajomych. Każdy Cię podziwiał.
Teraz przypominam sobie również, jak pierwszy raz zetknęły się nasze spojrzenia. Twoje oczy były takie niebieskie. Takie... przyjazne. Posłałaś mi wtedy łagodny uśmiech, którego nie odwzajemniłam. Przecież Ci nie ufałam. Po tym, jak zaprzyjaźniłaś się z moimi prześladowcami, stałaś się dla mnie po prostu kolejnym wrogiem, kolejną osobą, którą należało unikać. Odwróciłam się do Ciebie plecami i odeszłam.
Mijały dni. Ciche uśmieszki, zniewagi nie odstępowały mnie na krok. Zresztą, co się dziwić. Byłam prymuską, a na dodatek taką cichą myszką, która zawsze ubierała się na czarno. Miałam też tonę czerwonych pryszczy na twarzy, a wizerunku dziwoląga dopełniały okulary z grubymi szkłami. Nikt mnie nie lubił, a swoją zawiść zamieniali w szydercze słowa. To był ich oręż, który miał na celu unicestwienie i pozbycie się mojej osoby.
Wszystko zmieniło się tamtego dnia. Pamiętasz go? Był wtedy grudzień. Z nieba sypały się delikatne śnieżynki, które tworzyły wręcz bajkowy obrazek. Akurat wracałam ze szkoły, gdy Twoi przyjaciele mnie okrążyli. Mieli na twarzach te swoje szatańskie uśmiechy. Dopiero po chwili zauważyłam, że Ty też tam byłaś. Stałaś na obrzeżach kręgu i ze strachem obserwowałaś bieżące wydarzenia. Wiedziałaś, co chcieli zrobić. Od początku próbowałaś ich zatrzymać. Stanęłaś przede mną i niczym jakaś bohaterka rozłożyłaś ramiona. Miałaś nadzieję, że jeszcze uda Ci się ich odwieść od tego zwariowanego pomysłu... Gdy padł pierwszy cios, powiedziałaś im, że są podłymi świniami.
Ja jednak uważam, że się myliłaś... To nie było odpowiednie określenie...
Oni nie byli tymi różowymi, słodkimi, zazwyczaj ubłoconymi zwierzątkami... To były lwy... Drapieżniki, które żerowały na ludzkim strachu... Istoty, które cieszyły się z zadawanego bólu... Podłe stworzenia...
Zostawili nas dopiero wtedy, gdy byłyśmy ledwo przytomne z bólu i zimna. Pamiętasz, jak było wtedy lodowato? Jak ostre igiełki lodu przeszywały nasze ciała? Pamiętasz tę mozaikę siniaków, która wykwitła na naszych ciałach? Dlaczego Ci to zrobili? Przecież byłaś ich przyjaciółką...
Dlaczego mi to zrobili? Czyżby dlatego, że po prostu lubili wyśmiewać i katować słabszych? A może dlatego, że ja, ich ofiara, tamtego dnia odważyłam się im odpyskować? Jakie oni mogli mieć motywy? Jak można było być tak okrutnym? Nigdy nie rozumiałam i chyba już nie zrozumiem ich zachowania. Ty zaś, byłaś w szoku. Wcześniej nie poznałaś ich od tej strony. Owszem widziałaś, że nie darzyli mnie sympatią, ale uznałaś to za niegroźne dogryzki. A może po prostu nie chciałaś przyjąć do wiadomości, że zadawałaś się z okrutnikami? Chciałaś po prostu być lubiana... Nawet sobie nie wyobrażam, jak musiałaś się z tym źle czuć.
Po tamtym wydarzeniu, w końcu zostawili mnie w spokoju. Odeszli... To również zawdzięczam Tobie, bowiem tylko Ty zareagowałaś i zgłosiłaś całą sprawę na policję. Pozostały po nich tylko wspomnienia. Brzydkie są to pamiątki...
Pozytywną stroną tej sytuacji, stała się również nasza przyjaźń. Mimo mojej nieufności zaczęłyśmy się trzymać razem. Razem zaczęłyśmy pokonywać moje mentalne bariery. Pomogłaś mi... Zawsze byłaś przy mnie, kiedy płakałam. Pocieszałaś mnie, że będzie dobrze. Mówiłaś, że sytuacja w moim domu się w końcu poprawi. Byłaś przy mnie, kiedy nic się nie zmieniało. Zawsze miałaś ten wspaniały uśmiech, który niczym wiatr rozwiewał wszystkie moje smutki. Pokochałam Cię, bo byłaś moją przyjaciółką.
Pamiętasz święta? Już ponad rok się przyjaźniłyśmy. Dałaś mi w prezencie soczewki i zestaw kosmetyków. Zawsze marzyłam o tych przedmiotach, ale nie miałam na nie pieniędzy. Ty dałaś mi dwa miesiące, przez które mogłam poczuć się piękniejsza, lepsza. Nawet nie wiesz, jak źle się czułam, gdy podarowałam Ci w zamian zwykłe serce, które uszyłam z czerwonego materiału. Wydawało mi się to takie beznadziejne w porównaniu z Twoim podarkiem. Ty jednak się uśmiechnęłaś, a słowo „dziękuję" tańczyło na Twoich ustach. Wtedy po raz pierwszy widziałam też drobne kropelki, które wyleciały z Twych oczu.
Powiedz mi, dlaczego nie widziałam Twoich problemów? Dlaczego byłam taką egoistką i myślałam, że to ja mam zawsze najgorzej? Nie widziałam tego, że źle się czujesz, a ty nigdy nie narzekałaś. Nigdy nie wypowiedziałaś choć jednego słowa, które miało okazać Twoją słabość. Nie zauważałam tego, że w pewnym momencie, z Twoich oczu zniknął ten wspaniały blask. Potem... potem już było za późno. Byłam idiotką, cholerną idiotką. Błagam, wybacz mi.
Dlaczego w tamtym dniu nie zadzwoniłaś? Dlaczego nie wykonałaś tego ostatniego telefonu? Przecież bym przyszła, wysłuchała Cię. Utuliła Twoje drobne ciałko tak, jak Ty mnie tuliłaś w chwilach smutku. Dlaczego nic nie mówiłaś i dlaczego ja, Twoja przyjaciółka, nie zauważyłam, że coś się dzieje?
Podcięłaś sobie żyły w grudniu. Twoi rodzice wracali wtedy ze szpitala, w którym załatwiali ostatnie formalności związane z przyjęciem Cię na oddział onkologiczny. Tamtego dnia zrobiłaś im niespodziankę... Bardzo krwawą i przerażającą niespodziankę...
Nie mogłam nadążyć za Tobą. Jednego dnia siedziałaś obok mnie, a następnego... Już Cię nie było.
A ty? Przecież tak bardzo kochałaś życie... Miałaś tyle wspaniałych marzeń... Widziałam to wszystko w Twoich oczach.
Dlaczego wolałaś umrzeć, niż walczyć z chorobą?
Dlaczego o nowotworze dowiedziałam się dopiero po Twojej śmierci?
Dopiero niedawno zrozumiałam, że najzwyczajniej w świecie bałaś się mi o nim powiedzieć.
Bałaś się, że pewnego dnia zobaczysz siebie w lustrze i stwierdzisz, iż jesteś już tylko wrakiem człowieka, łysą istotą z podkrążonymi oczętami.
Bałaś się każdego dnia, który byś spędziła w szpitalu.
Bałaś się współczujących spojrzeń i łez.
Bałaś się samotności...
A ja? Przecież byłabym przy Tobie. Walczyłabym z Tobą o każdą sekundę życia. Walczyłabym z Tobą o każdy uśmiech. O każdy radosny śmiech...
Ty jednak byłaś niczym królowa masek. Każdy przeznaczony dla mnie uśmiech, ukrywał Twój bezkresny smutek.
To Ty, stworzyłaś istotę, którą się stałam. Stworzyłaś człowieka w różowych okularach.
Kiedy byłaś sobą? Wiesz, że nie znam odpowiedzi na to pytanie?
Stworzyłaś uśmiechniętego potwora.
Mimo wszystko, dziękuję.
Stworzyłaś mój uśmiech.
Dziękuję za te dwa lata.
Stworzyłaś mój śmiech.
Dziękuję za to, że podniosłaś mnie nad innych.
Sprawiłaś, że przestałam się bać.
Dziękuję za to, że pokazałaś mi jak żyć.
Stworzyłaś moją wiarę w lepsze jutro.
Dziękuję za to, że pokazałaś mi jak przeciwstawić się trudnościom losu.
Pokazałaś mi, że nie wszyscy są źli.
Dziękuję za Twoją drogocenną obecność.
Pokazałaś mi, że nikt nie powinien być sam.
Dziękuję za wszystko.
Zawsze marzyłaś o dotknięciu gwiazd...
Wiesz, to dzięki Tobie przetrwałam. To dzięki Tobie teraz mam męża i dzieci, a swoją przeszłość odesłałam w niepamięć. Jedynym radosnym wspomnieniem z tamtego okresu jest obraz uśmiechniętej, pięknej dziewczyny, którą byłaś Ty... Mam nadzieję, że tam, gdzie teraz się znajdujesz, jesteś najszczęśliwszym aniołkiem na świecie...
Stworzyłaś mnie...
Twoja na zawsze
- Ślepa przyjaciółka z dzieciństwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top