Prolog
Wstęp!
Witam cię drogi czytelniku. Jest mi niezmiernie miło, że zawitałeś do tego opowiadania i mam nadzieję, że pozostawisz coś po sobie.
Jestem świadoma swoich błędów, ale nie zawsze mam okazję je wyłapać, więc prosiłabym cię o wskazanie mi ich w komentarzu lub wiadomości prywatnej. Będę wdzięczna za każdą opinię i udostępnienie mojej historii dalej. W opowiadaniu występują przekleństwa i sceny przemocy, więc miej to na uwadze.
Rozdziały po wstępnej korekcie:
*od „Prolog" do „Rozdział 52" + nowe części, które są zgodne z wersją po poprawkach
♛♛♛
W pewnym królestwie zwanym Gerdanią działy się różne, często niewytłumaczalne zdarzenia. W nocy porywane były zwierzęta, a ich szczątki znajdowano na obrzeżach Lasu Giliańskiego. Niekiedy dzieci, które wstawały rano, by wraz z rodzicami iść zapędzić owce na pastwiska, spotykały wilka o sierści tak białej jak świeży, niezabrudzony jeszcze niczym śnieg. Słowa nielicznych dorosłych również potwierdzały istnienie owego stworzenia. Lecz ci, którzy dostrzegli wilka, byli uznawani za wariatów, ponieważ od ponad stu lat nie widziano w tych lasach ani jednego osobnika.
Chodziły nawet słuchy, że to wilczyca, o której mówią w legendach:
„W noc, gdy diamentowy księżyc rozbłyśnie na niebie, pojawi się wilczyca. Stworzenie to będzie miało nieskazitelnie białą sierść i oczy niczym płynne złoto. Każdy, kto stanie jej na drodze, po pewnym czasie ulegnie jej urokowi i będzie wierny. Potomkom królewskiego rodu Fininden zostaną odebrane prawa do tronu, a w królestwie pod wpływem wilczycy zapanuje pokój".
Król Aleksander V przypominając sobie legendę za każdym razem, gdy kolejny łowca wracał z niczym, miał chęć coś rozbić. Sam fakt, że ludzie wokół niego uważali legendę za prawdziwą, powodował u niego niewyobrażalną wściekłość na wiedźmę, która przepowiedziała to w dniu jego narodzin.
Wysłannicy władcy wracali z poszarpanymi szatami, a ich ciała często zdobiły rany zadane wilczymi pazurami i zębiskami. Po powrocie opowiadali o wilczycy, która mimo widoku broni nie zamierzała im ustępować, a można by nawet rzec, że powodowało to u niej agresję. Nie chyliła się przed lecącymi w jej kierunku kulami, tylko z precyzją ich unikała, zadając bolesne rany. Z pewnością nie była jak wszystkie inne wilki spotykane w innych państwach.
Z każdym kolejnym łowcą i zabitym zwierzęciem, w królu rosło rozdrażnienie, które nie pozwalało mu spokojnie zasnąć. Pewnego dnia do królestwa zawitał nieznany, młody mężczyzna. Podawał się za zwykłego podróżnika, którym tak naprawdę nie był i nigdy nie będzie.
♛♛♛
Władca Gerdanii siedział na swym pozłacanym tronie. Czekał, aż mężczyzna, po którego posłał jednego ze sług, zawita w progu jego zamku. Przeczesał ręką siwą brodę i przyklepał materiał czerwonej marynarki, otrzepując ją z niewidzialnych pyłków.
Z nudów Aleksander rozejrzał się po sali tronowej. Przez ogromne okna wpadały ciepłe promyki popołudniowego słońca, rozświetlając pomieszczenie. Duże obrazy z portretami jego przodków wisiały na przeciwległej ścianie. Każdy z namalowanych władców spoglądał złowrogo na zgromadzonych w pomieszczeniu. Król miał często wrażenie, że mężczyźni na obrazach nadal żyją i tylko czyhają na jego życie, by pod byle pretekstem zabrać go do świata umarłych.
— Panie. — Władca oderwał wzrok od malowideł i spojrzał na sługę, który pod wpływem jego wzroku omal nie zadławił się powietrzem. — Panicz Edward przybył do zamku.
— Przyprowadź go tu, jak najszybciej — rozkazał król, po czym ponownie zwrócił wzrok na swoich przodków.
Dzięki Edwardowi miał nadzieję na pozbycie się wilczycy raz na zawsze. Gdyby naprawdę była tą z legend, Aleksander mógłby stracić władzę, a do tego nie miał zamiaru dopuścić. Za cel postawił sobie znalezienie stworzenia i torturowanie go tak długo, aż będzie błagać o szybką śmierć. Jednak nie miał zamiaru ulżyć jej w cierpieniu. Na koniec zaplanował podanie jej trucizny, przez którą będzie się wić w agonii przez długie godziny.
Mahoniowe drzwi otworzyły się, a w progu stanął poszukiwany przez Aleksandra mężczyzna. Ubrany w lnianą, białą koszulę z długimi rękawami oraz czarną, jak jego broda, kamizelkę, przypatrywał się władcy. Na biodrach miał przewiązany skórzany pas, do którego były przyczepione wszelkie podręczne i niezbędne rzeczy, takie jak rum.
Podszedł bliżej lekko chwiejnym krokiem i skłonił się delikatnie.
— Przedstaw się — powiedział Aleksander.
Do jego nosa dotarł mocno wyczuwalny odór alkoholu i potu, przez co musiał zakryć nos, by nie wdychać nieprzyjemnego zapachu.
— Jam jest Edward z Demetonu. — Przerwał, czkając. — Jestem najlepszym łowcą na Floselum.
— Czy podejmiesz się zabicia wilczycy z Lasu Giliańskiego? — spytał władca Gerdanii. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Cieszył się, że wkrótce wilczyca zniknie z jego ziem, a on będzie mógł kontynuować tyranię.
— Jeśli zostanę sowicie wynagrodzony, zgodzę się nawet zabić króla Korwanelii — mówiąc to, mężczyzna wyciągnął zza paska pistolet z jedną kulą.
Aleksander, widząc poczynania Edwarda, uchylił się lekko, by nie zostać postrzelonym. Do dziś nie rozumiał, jak działało to urządzenie. Gdy jego pałacowy wynalazca przyniósł to ustrojstwo do jego sypialni i kazał nacisnąć na spust, omal nie zabił jednej z pokojówek sprzątających w tym czasie komnatę.
— Dostaniesz tysiąc sztuk kreonów i wybiorę pięciu najlepszych gwardzistów, by ci towarzyszyli — oznajmił szczęśliwy Aleksander. — Jutro o świcie macie wyjechać i nie wracajcie mi bez głowy wilczycy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top