3/Informacje/

Gabinet był dość wszechstronny. Był jak pokój niemal wyjęty z domu. Nie brakowało kominka przy jednej z białych ścian oraz kilku rzędów szaf z książkami medycznymi. Dwa wygodne fotele a między nimi mały stolik. Zaraz obok znajdowało się biurko i kilka innych ozdób opiększających wnętrze.

             - Przytulnie tutaj, prawda? - spytał podchodząc do małego barku, aby przygotować dla nich małą herbatę.

             - W rzeczy samej - zgodziła się rozglądając dookoła siebie z zachwytem. Nie odwiedziła jeszcze żadnego gabinetu lekarskiego o takim wyzdobieniu i atmosferze. Wreszcie usiadła na fotelu czekając, aż doktor zrobi herbatę. Okazało się, że wraz z herbatami przyniósł również coś na przekąskę. Odruchowo przypomniało jej się opuszczone śniadanie. Była na nogach od rana bez grama jedzenia. Gdyby nie maniery rzuciłaby się na ciasteczka jak dzika świnia.

             - Więc w czym jest problem? Jaki mój przyjaciel cię przysłał tracąc przy tym kompletnie zmysły, aby pytać o taką przysługę panienke - spytał siadając na drugim fotelu. Pochwyciła filiżankę herbaty. Była gorąca. Zbyt gorąca.

             - To żaden problem pomagać ludziom w potrzebie - wydukała z uśmiech. Nie powie przecież, że ma w tym też swój interes.

             - Złota z ciebie kobieta, panienko, że tak postrzegasz tą sprawę - odparł biorąc z tacy jedno ciastko. Przełknęła ślinę czując jej nadmiar w ustach.

             - Pochlebia mi doktor. Jednak wracając do powodu mojego przybycia. Pański przyjaciel z Crossheart zapomniał hasła do jednej z knajp. Posłał mnie, abym dowiedziała się tego od pana i przekazała mu - wyjaśniła. Doktor zdziwił się.

             - Mój przyjaciel? Mówisz o Harrier'rze? - spytał na co i ona się zdziwiła. Doktor zna jej wujka.
 
            - Zna pan mojego wujka?

            - Twojego wujka? Słodki Boże, Zachary gości swoją... Siostrzenice? Tak, chyba tak wtedy opowiadał... I nic nikomu nie mówi? A to okropny! - parsknął wyraźnie uradowany i rozbawiony doktor. Uśmiechnęła się nieśmiało i lekko zawstydzona faktem, że jej wujek opowiadał o niej swoim znajomym.

             - Wczoraj przyjechałam dopiero więc pewnie nie zdążył o tym powiedzieć panu - wytłumaczyła spokojnie.

             - Ten stary cap zapomniał hasła do "Pijanego Poety"? Ha! Mówiłem mu ów hasło z tysiąc razy - zaśmiał się szef placówki.

             - Tak teoretycznie, to nie o niego --

             - Już ci mówię panienko! Hasło to tylko w ciemności możesz zobaczyć gwiazdy. Zapamiętaj to dobrze, młoda damo - podał jej ciasteczka. Tym razem nie mogła mu odmówić, więc sięgła po jedno. Uśmiechnęła się uroczo.

             - Przekaże wujkowi. Dziękuję bardzo, doktorze - odpowiedziała po czym zaczęła delektować się czekoladowym ciastkiem.

             - Och, proszę. Zostawmy te formalności na później! Mów mi po nazwisku lub imieniu. Każdy bliski Zachary'emu jest moim bliskim - odparł z entuzjazmem. Wtedy przypomniała sobie o swoim wujku i o jego pracy. Nowej sprawie. Momentalnie spoważniała chcąc wykorzystać sytuację.

             - Panie Jackdaw, słyszał pan o nowym morderstwie? Wuj mi opowiadał o nowej sprawie jaką prowadzi - spytała ostrożnie zerkając nieśmiało na doktora.

             - W rzeczy samej. Biedaka przewieziono do nas. Nigdy wcześniej nie spotkałem się w takim okrucieństwem, droga damo... Nieprzyjna sprawa - wymruczał ze zniesmaczoną miną przypominając sobie widok trupa.

             - Aż tak poważna sprawa? - wydukała zaskoczona ów stwierdzeniem.

            - Ależ tak! Ten mężczyzna był znanym poetą w niedalekim teatrze. Boże, świec nad jego duszą - westchnął upijając łyk herbaty.

             - Morderca nie lubi sztuki? Zapewne jakiś przeciętny człowiek bez krzty kultury i obeznania w świecie mógłby zabić artystę - wysyczała pod nosem niemile.

             - Uważaj na słowa, panienko. Zapewniam cię, że nie jest to prosty człowiek. Rany na ciele tego mężczyzny mogły być wykonane w chaosie, ale z chirurgiczną precyzją - nagle, kiedy ponownie spojrzała na doktora zauważyła jak jego oblicze zmieniało się, kiedy z jego twarzy zniknął uśmiech. Wyglądał jak nigdy wcześniej. Ponury doktor, którym w rzeczywistości nie był.

             - Niestety nie widziałam ciała, ale skoro tak pan mówi to warto panu uwierzyć - odparła cichym tonem. Zauważył jej zdziwienie jego nagłą zmianą dlatego szybko wrócił do siebie.

             - Jednak skoro to twój wujek pracuje przy sprawie zapewne już niedługo złapie mordercę - odpowiedział z przyjaznym dla uszu tonem głosu. Nie myślała, że taki starszy pan może mieć taki melodyjny i przyjemny głos.

             - Wiadomo coś o zabójcy? Jacyś świadkowie byli przy tym zdarzeniu? - postanowiła dopytywać dalej.

             - Bywam w Crossheart jedynie u moich przyjaciół na zabawach. Więcej będą wiedzieli zapewne mieszkańcy miasteczka - wzruszył ramionami sztucznie przejęty swoją niewiedzą. Westchnęła biorąc łyk herbaty. Wiedziała, że na ten temat nie dowie się od doktora niczego więcej.

             - A więc. Tylko w ciemności możemy zobaczyć gwiazdy - powtórzyła z uśmiechem. Była to pora do wyjścia. Chciała już znaleźć się w tajemniczej knajpie i porozmawiać z właścicielem lub innym pracownikiem. Wstali z foteli gotowi do pożegnania.

             - Dokładnie, panienko. Proszę pozdrowić ode mnie Harrier'a - doprowadził ją do drzwi otwierając je przed nią. Spojrzała jeszcze raz na niego z lekkim uśmiechem.

             - Na pewno ucieszy się z tego powodu. Do widzenia, panie Jackdaw.

             - Do wiedzenia, panienko Grefalcon - ucałował jej dłoń na pożegnanie po czym rozstali się. Doktor jeszcze odprowadził ją wzrokiem aż zniknęła za schodami w dół. Spieszyła się, ponieważ przypomniała sobie o woźnicy czekającym na nią przed szpitalem.

Widząc go przy karocy prawie zasypiającego krzyknęła, że przeprasza za spóźnienie. Biedak wzdrygnął się niemal będąc na skraju ataku serca. Spojrzał zagubionym wzrokiem na Agnes po czym bez słowa wsiadł na swoje stanowisko po wpuszczeniu jej do karocy. Ruszył tą samą drogą do miasteczka. W tym czasie młoda kobieta wyciągnęła z fartucha notatnik i szybko zapisywała hasło do knajpki i otoczenie szpitala oraz jego wnętrze. Nic nie może jej umknąć.

Przez zapisywanie minęła jej większa część drogi. Kiedy zajrzała za okno ponownie natrafiła już na znajomy kanał i uliczki ze sklepami i domami. Włożyła notatnik i ołówek na swoje miejsce czekając aż wysiądzie. Ku jej zdziwieniu pijak czekał na nią na jednej z ławek. Na widok karocy wstał jak popażony prądem. Otworzył jej drzwiczki i od razu wypytał o hasło. Nic nie odpowiedziała, jedynie kazała mu iść za sobą. Zjawili się przed knajpą, gdzie stał ten sam ochroniarz. Uśmiechnęła się szeroko na powitanie i powiedziała:

             - Tylko w ciemności możemy zobaczyć gwiazdy - rosły mężczyzna westchnął i zsunął im się z drogi. W tym momencie pijak wyprzedził ją i na tym etapie ich znajomość zakończyła się.

Knajpka była przyjemna. Zbudowana z drewnianych belek. Kilka stolików dla gości i bar na przeciwko wejścia, gdzie siedziało paru mężczyzn z kieliszkami w dłoniach. Cztery, małe żyrandole ozdabiały sufit a swoim światłem jeszcze bardziej uprzyjemniały pobyt w knajpie. Przy barze uwijała się pewna kobieta obsługując mężczyzn i sprzątając po nich i pozostałych gościach.

Alurat grupka z baru wychodziła, więc postanowiła zająć miejsce jednego z nich i porozmawiać z kelnerką.

             - Co podać panience? - spytała kobieta za ladą.

             - Jest może wino czerwone? - Agnes przyzwyczajona była do picia jedynie wina. Reszta jej nie odpowiadała. We Francji wino było obecne nawet podczas posiłków, więc jej tolerancja na ten trunek jest dość wysoka.

             - Mamy panienko. Już przygotowuję dla ciebie twoje zamówienie - z uśmiechem przystąpiła do szukania dobrego rodzaju wina na półkach. To była dobra okazja dla pisarki.

             - To smutne, co stało się dwa dni temu - skomentowała przejeżdżając palcem po blacie. Usłyszała głośne westchnięcie kelnerki. Zerknęła na nią spod czoła.

             - Ano tak. Między innymi dlatego mój szef założył hasło i ochroniarza przy wejściu - odpowiedziała kobieta.

             - "Między innymi"? - powtórzyła zaciekawiona. Kelnerka nalała się do kieliszka trunku podając go Agnes. Od razu zabrała się za sprzątanie po tamtej zgrai.

             - Szef zabronił mi o tym mówić, panienko. Ma w tym swoje osobiste przeżycia - odparła jej z grymasem na twarzy.

             - Spotkał mordercę?

             - Nie wiadomo jeszcze panienko kto jest mordercą, ale... Nie można go jeszcze oskarżać, ale w miasteczku jest pewien bardzo dziwny młody mężczyzna... Bardzo dziwny i straszny, panienko - mówiła to jakby chciała ją ostrzec przed ów osobnikiem. Nawet na moment przerwała sprzątanie, aby napotkać jej niebieski oko i grzywkę zasłaniającą opaskę.

             - Widziałaś tego mrocznego pana? - spytała ciemnowłosa. Chciała wyciągnąć z kelnerki jak najwięcej. Na moment zatrzymała pracę, aby zastanowić się nad jej pytaniem.

             - Nie pracuję tutaj od dawna, ale raz tutaj przyszedł. Był dość agresywny, a jego oblicze... Och, mroziło krew w żyłach, słodka panienko. Nie mam ochoty o tym znowu myśleć, ale musisz wiedzieć, że był przerażający - odpowiedziała. W jej oczach Agnes dostrzegła czyste przerażenie jak po zobaczeniu samego Lucyfera. Szkoda tylko, że Agnes nie wierzy ani w niego ani w Boga. 

              - Rozumiem. Jest może właściciel? - spytała zastanawiając się jak wyciągnąć cokolwiek więcej od niej lub jej szefa.

             - W tym momencie chyba wyszedł zobaczyć nową dostawę trunków na tyłach sklepu - odparła z ulgą, że temat zszedł na inny tor. 

             - Mam wrażenie, że młoda dama taka jak panienka Grefalcon musi już wracać do mieszkania swojego wuja po wybryku jaki właśnie uczyniła swojemu wiernemu lokajowi - za plecami młodej panny rozbrzmiał dobrze jej znany głos. Przestała pić wino z kieliszka otwierając szerzej swoje oko. Uśmiechnęła się wyczuwając ogromne kłopoty jakie czekają ją kiedy się odwróci za siebie. Mimo wszystko uczyniła to. 

               - Witaj, Franklinie. Piękny mamy dzisiaj dzień, prawda? Może napijesz się ze swoją panienką? - spytała napotykając jego jakże przerażające w tamtym momencie oblicze. Przeleciały ją ciarki a włoski na rękach stanęły dęba. 

                - Przepiękny na uciekanie z rezydencji z samego rana. Wstydź się, panienko. Twój wuj szukał cię pół dnia razem ze swoją służbą - odpowiedział trzymając swoje nerwy na krótkiej smyczy tylko ze względu na otaczających ich ludzi. Westchnęła wstając zza lady kręcąc kieliszkiem wina w dłoni.

                - Żegnaj, przepyszne wino. Mam nadzieję, że to nie nasz ostatni raz - wydukała na co kilka osób siedzących bliżej niej zaśmiało się cicho. Odłożyła kieliszek dziękując kelnerce za obsługę po czym niczym zbity pies ruszyła obok swojego lokaja. 

Gorsze od obrzydliwego wina była wściekłość Franklina. Pamiętała jak raz wyprawił jej kilkugodzinne przemówienie na temat braku kultury podczas wytykaniu błędów innych pisarzy. Teraz nie będzie inaczej, czuła to w kościach.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top