19/Szczerość/

Do gabinetu Noela wszedł inny lekarz z przerażoną miną.

             - Pacjent na trzecim piętrze zaczyna się dusić. Jest potrzebna pańska pomoc - zaczął zdyszany.

             - Na miłość boską, trzecie piętro obsługuje doktor Jefferson! Proszę iść do niego i nie zawracać ci głowy w tym momencie - ordynator szpitala również nie był w najlepszym nastroju po rozmowie z Agnes. Jego lekarz przeprosił go za pomyłkę i opuścił pokój.

              - Doceniam pańskie słowa, ale moja żałoba i cele nie zmienią się nigdy. Dopóki żyje będę szukała mordercy, aż zapłaci za to, co zrobił - powiedziała pewnym siebie głosem. Blackdaw westchnął i podszedł bliżej dziewczyny. Chwycił ją za ramiona i usadowił z powrotem na krześle. Zbliżył drugie bliżej, tak aby usiadł tuż przed nią. Spojrzał jej prosto w twarz. Ta chwila trwała trochę dłużej zanim ktokolwiek się odezwał.

             - Straciłem żonę. W moim przypadku wiem, że to tylko ja do tego doprowadziłem. Popełniłem błąd stawiając moją pracę na pierwszym miejscu. Z przepracowania nie zwracałem uwagi na nią. Jakby nie istniała dla mnie. To ja dopuściłem do sytuacji w której ode mnie odeszła - odparł bolesnym dla niego tonem. Takie wspomnienia bolą każdego. Dziewczyna wstrzymała na chwilę oddech. Nie tylko ona cierpi utratę bliskiego w tym pomieszczeniu.

             - Nie myślał pan o zmianie pracy? - spytała po chwili. Noel zaśmiał się cicho z nutą melancholii.

             - Szpital to moje życie. Nawet gdybym miał stracić swoją posadę dalej ratowałbym ludzi... Ale musiałem za to zapłacić wysoką cenę. Moją żonę i wiem, że był to tylko i wyłącznie mój wybór - odparł pewny swoich słów. Agnes nie rozumiała spokoju z jakim mówił te słowa.

               - Jest pan taki spokojny jak to mówi... Jak? Dlaczego? - spytała cicho zaciskając mocniej dłonie. 

              - Bo przyjąłem do siebie wiadomość, że to ja odpowiadam za odejście mojej żony. W twoim przypadku jest inaczej. Nie mogłaś ich uratować. To nie przez ciebie zginęli w pożarze, Agnes. Wiem, że trudno się za to nie obwiniać - położył na jej dłoni swoją. Spojrzała na nią a potem na Blackdaw'a. Na ustach miał delikatny uśmiech. Jednak czuła jak bardzo jest poważny w swoich słowach. 

               - To wymaga czasu, doktorze. Dalej nie jestem pewna czy uda mi się pana posłuchać w tej kwestii - westchnęła zamyślając się na moment. Przerwało im kolejne pukanie w drzwi. Noel westchnął przeczuwając, że jest to kolejny pracownik szpitala chcący przerwać im rozmowę. Wstał mamrocząc coś pod nosem zdenerwowany. Otworzył drzwi gdzie napotkał Zachary'ego i Arthura.

                - Och. Już miałem krzykąć w obawach, że jest to kolejny, niezdarny lekarz - wydukał zdziwony ordynator. Jego przyjaciele uśmiechnęli się do niego pod nosami. Wujek Agnes przeniósł wzrok na swoją podopieczną. Wydawała się czymś poruszona i zbłądzona w swoich myślach. 

               - Coś się stało? Dość długo rozmawialiście.

              - Hm? Aż tak długo? Udzielałem twojej siostrzenicy pewnych rad - odchrząknął Noel patrząc sugestywnym wzrokiem na detektywa. Jednak jego słowa nie spodobały się Zachary'emu. Odbarzył swojego przyjaciela surowym spojrzeniem i wszedł do środka bliżej Agnes.

               - To nic złego, wujku! Rozmowa o moich problemach z panem Blackdaw'em odrobinę podniosła mnie na duchu - zaczęła bronić lekarza. Harrier westchnął zerkając na swojego kolegę ze zmęczonym wzrokiem.

               - Mówiłaś kiedyś, że nie trzeba rozdrapywać starych ran - wydukał cichym głosem do swojej młodej towarzyszki. Wywróciła oczami podchodząc bliżej medyka.

               - Daj spokój, wujku. Pan Blackdaw jest w końcu lekarzem. W sprawie zdrowia fizycznego czy także psychicznego można się go czasami posłuchać - skomentowała z promiennym uśmiechem.

               - Mądra z niej kobieta, Zachary. Powinienieś brać z niej przykład - zmartwiony wzrok Noela kompletnie wyprowadził detektywa z powagi. 

               - Och daj spokój. Wiesz, że dbam o siebie jak zawsze!

             - Kiedy ostatnio spałeś więcej niż pięć godzin? - w pomieszczeniu zapanowała cisza. Jedynie Arthur westchnął cicho wyczuwając kolejną kłótnie pomiędzy jego przyjaciółmi. 

              - Nie muszę spać aż tyle, wystarczy mi zwykła drzemka - prubował się bronić Zachary mimo przegranej pozycji.

              - Mam zawżeć sojusz z Agnes, aby upilnowała cię żebyś siedział w swoim pokoju i spał? - zagroził doktor z uśmiechem. 

               - Już od dawna mam przeczucie, że zmówiliście się przeciwko mnie - westchnął poddając się. 

               - Zgadza się - zaświergotała ciemnowłosa wybuchając śmiechem z Noelem. Nawet opanowany do tej pory Arthur ukazał uśmiech na twarzy.

               - Jak u waszego kolegi? - spytał po wszystkim Blackdaw. 

              - Śpi teraz. Ile musi zostać w szpitalu? - spytał detektyw obawiając się o swojego ucznia.

              - Tydzień na pewno. Musimy mieć pewność, że nie wda się infekcja i nie będzie żadnych nieprawidłowości - Noel bez zastanowienia powiedział te słowa. Znał się na takich sprawach, nie raz miał na swoim oddziale postrzelonego pijaka. 

             - Agnes, na pewno jesteś zmęczona. Wracamy do domu? - na te słowa wujka chciała zaprzeczyć i zostać jeszcze chwilę w szpitalu. Jednak była na prawdę zmęczona. Kiedy pomyślała o swoim łóżku momentalnie odechciało jej się wszystkiego. Marzyła jedynie o śnie. Ostatecznie uśmiechnęła się w stronę Zachary'ego i objęła jego przedramię ręką.

             - To był ciężki dzień dla nas wszystkich. Ale zostanę jeszcze przy Gabrielu a ty wujku, musisz wracać i na prawdę odpocząć - odpowiedziała ze spokojem i brakiem zmęczenia w tonie głosu. 

             - Ale nie wyglądasz najlepiej --

            - Zostaw ją, Zachary. Blackstork to jej przyjaciel i będzie tutaj pod opieką Noela - przerwał detektywowi prawnik. Spojrzeli na niego. Na twarzy miał swój zawsze niestresową i spokojną maskę.

            - Tym razem nie dopuszczę do jej porwania - zażartował doktor, na co Zachary prychnął cicho z grymasem na twarzy.

             - Zaufam mojej siostrzenicy. Wybacz, Noel - na twarzach wszystkich pojawił się cień uśmiechu tak bardzo potrzebnego w tych czasach. Sytuacja w jakiej znajdowali się wszysycy z nich nie pozwalała im łatwo się uśmiechać, ale ten gest był im potrzebny.

Po chwili zaczęli się rozchodzić i żegać. Agnes ma trafić do domu z Noelem nie sama. Takie warunki postawił jej Harrier. Postanowiła go posłuchać po czym weszła do pomieszczenia, gdzie leżał Gabriel. Był nieprzytomny i okropnie blady. Stracił dużo krwi, więc nie dziwiła się, że tak wygląda. Usiadła obok niego chwytając jego dłoń w swoje palce. Westchnęła ciężko wpatrując się w jego spokojny wyraz twarzy podczas snu. Potem przeniosła wzrok na szyję i jego bliznę. 

Gabriel zawsze taki był. Był gotowy poświęcić się dla innych podejmując największe ryzyko. Nie dziwiło ją zachowanie chłopaka na pierwszej misji ani jego obrona przed kulą. Jednak Agnes znała także jego negatywną cechę, którą ludzie mogą wykorzystać. Gdyby Zachary znał tą cechę nie pozwoliłby mu na zostanie detektywem. Ta jedna rzecz bardzo ją martwiła. 

Czuwała tak przy swoim przyjacielu aż do końca zmiany Noela aż w pewnym momencie zasnęła na krześle dalej trzymając jego dłoń. Kiedy Blackdaw przyszedł zabrać ją do domu swojego przyjaciela z wielką niechęcią obudził dziewczynę. Podczas snu wyglądała na spokojną jak nigdy. Ten jeden raz przespała się w spokoju. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top