1/Przyjazd/

Mrok nocy. Skaczące z uschniętej gałęzi na drugą sroki i kruki przyglądały się jakiejś sylwetce skrzecząc cicho. Co jakiś czas ujadał kundel za syczącym kocurem. Z knajpy wyszedł ledwo pijak tocząc się po kamiennych uliczkach w poszukiwaniu swojego domu.

Kasztanowłosa przybyszka zaciągnęła się powietrzem jednego z wiekszych miasteczek Anglii do którego przyjechała zza granicy. Powietrze było wilgotne przepełnione deszczem jaki tutaj panował. Uśmiechnęła się pod zgrabnym nosem. Jej smukłe usta wyginające się do góry były pomalowane szminką o niezbyt intensywnym odcieniu czerwieni. Bystre i szeroko otwarte, niebieskie oko dziewczyny chłonęło krajobraz jak gąbka. Drugie zaś oko było zasłonięte opaską zakrytą pod lekką grzywką ciemnych kosmyków jej falowanych włosów.

Na sobie ów dama ubraną miała suknię z siwą górą i marynarką sięgającą do około siódmego żebra w tym samym kolorze z czarną kokardą. Rękawy marynarki były długie zakończone dużymi, rozkroszowanymi mankietami. Na granatowej sukni siegającej prawie do kostek był dodatkowy, odpinany, czarny materiał przydający się w zimne dni lub noce. Wszystko to zakryte było pod czarną peleryną  z szerokim kapturem. Na stopach miała wysokie, eleganckie kozaki z lekkim obcasem.

Wreszcie dotarła do celu swojej podróży. Służący idący za nią z jej bagażami ledwo co nadąża za swoją panią. Zdyszany wreszcie stanął tuż za jej plecami kiedy młoda kobieta zastukała w drzwi wielkiego domu. Z zewnątrz nie wyglądał na dom zamieszkały przez bogatego detektywa. Zapewne musiał to pokazywać swoim wnętrzem. Po kilku chwilach drzei otworzył wysoki i siwy lokaj z wąsem.

             - Panienka Grefalcon. Mój pan już na panienke oczekuję w pokoju gościnnym. Proszę wejść - poczciwy służący wpuścił ją do środka. Kiedy weszła do środka poczuła przyjemne ciepło otaczające ją jak czuła matka otacza opieką swoje dziecko.

Było tutaj czuć majątek detektywa. Marmurowe schody z pięknymi poręczami wyozdabianych w wizerunki starożytnych bogów greckich. Wygodne kanapy i stoliki na których spoczywały kwiaty. Nad głową przybysza zawisał srebrny żyrandol. Sam, wielki przedsionek utrzymany był w barwach morskich. Królowały w nim zieleń, turkus oraz szarość.

Zdjęła z siebie płaszcz z pomocą lokaja, który z pomocą drugiego wniósł do jej nowego pokoju walizkę i dwie torby. Ona w tym czasie udała się do pokoju gościnnego. Był zaraz na prawo od wielkich, zakręcających schodów.

Tutaj zaś królował nastrój natury. Ściany wyłożone były deskami ciemnego drewna. W jednej z nich tlił się ogień kominkowy. Po dwóch stronach kominka znajdowały się dwa stoły zapełnione papierami i dokumentami oraz regały z książkami związanymi z kryminologią. Na ścianie obok znajdował się regał wypełniony trunkami oraz małe, oraz stalowe drzwiczki. Nie wiedziała gdzie prowadzą, ale domyślała się, że może tam pan domu przechowywał cenne rzeczy.  Reszta ścian ozdobiona była obrazami i lampkami.

             - Przepraszam za bałagan! Miło cię widzieć po tylu latach, droga Agnes - zajęta podziwianiem pokoju nie zauważyła szwdającego się przy jednym ze stołów wujka. Starał się uporządkować harmider jaki panował na stoliku.

             - Nic się nie stało, wujku. Pomogę ci - uśmiechnęła się podchodząc do niego bliżej. - Ostatnio kiedy mnie widziałeś miałam siedem lat. Potem przeprowadziłeś się do rodzinnej Anglii.

             - Ty usiądź sobie a ja zajmę się tym bałaganem. Nie przystoi aby gość sprzątał w czyimś domu - upomniał ją. Był to starszy mężczyzna po sześćdziesiątce. Siwe włosy miał zaczesane do tyłu a pod nosem niezmiennego od lat wąsa. Nie należał do grupy ociężałych bogaczy. Wujek zawsze był szczupłym i wyrafinowany dżentelmenem z Anglii. Zachary Harrier był uznanym detektywem nawet w środowisku królowej ów kraju. Jednak zmęczenie z upływem lat dało się we znaki. Poczciwy wujek posiadał teraz wory pod oczami na bladej skórze z lekko widocznymi zmarszczkami.

             - Nie jestem gościem, tylko twoją siostrzenicą. Rodziną, więc nie obejmują mnie te same zasady co zwykłego gościa. Poza tym mam akurat ochotę posprzątać papiery i dokumenty bo dawno tego nie robiłam - odpowiedziała odbierając od Zachary'iego dokumenty i pokładła je na swoim miejscu w specjalnej półce przy jednym z regałów z książkami. Zaśmiał się cicho wzdychając.

             - Wyrosłaś na zdecydowaną kobietę. Zupełnie jak twoja matka - skomentował po chwili, kiedy stolik był już uporządkowany. W tym czasie jego pokojówka przyniosła do pomieszczenia dwie filiżanki herbaty po czym wyszła. 

              - Dziękuję, wujku. Utrzymujesz wspaniałą formę przez tyle lat i twoje maniery w ogóle się nie zmieniły - chwyciła ucho filiżanki zbliżając aromatyczny wywar zielonej herbaty do nosa. Zaciągnęła się nim z przyjemnością. Tutejsza herbata jest na prawdę jedną z najlepszych na świecie. 

               - Pochlebiasz mi. Jak minęła ci podróż? Mam nadzieję, że nic nieszczęśliwego cię nie spotkało - zmarszczył zmartwiony brwi.

               - Droga z Francji do Anglii była spokojna i przyjemna. Lubię podróżować, więc nie było to dla mnie nic trudnego - Dopiero po tych słowach upiła łyk rozgrzewającej herbaty. W swoim stroju czuła się już zbyt ciepło. Bliskość kominka i ciepła herbata rozgrzały ją szybciej niż sobie z tego zdawała sprawę.

                 - Musisz być mimo wszystko zmęczona. Jeśli chcesz możemy przełożyć rozmowę na jutro. Specjalnie wziołem wolne od wszelkich spraw, aby spędzić ten czas z moją siostrzenicą.

                 - Nie trzeba, wujku. Jestem w stanie jeszcze romawiać. Dużo masz spraw do rozwiązania? - spytała ze spokojem w głosie. Mimo takiej wielkiej rozłąki z ukochanym wujkiem dalej czuła się przy nim bezpieczna i uspokojona.

                 - Do wczoraj miałem dość mało spraw. Drobne kradzierze lub zdrady - westchnął sięgając po swoją fajkę. Zerknął na młodą kobietę pytając o pozwolenie.

                 - Nie przeszkadza mi. Do wczoraj? Dlaczego? - spytała zaciekawiona. Zachary odpalił zapałkę i przyłożył do końca fajki, aby podpalić zawarty w środku tytoń. Wciągnął wszystkie szkodliwości do płuc, aby po chwili wypuścić je z ust w postaci dymu.

                 - Morderstwo. Dość brutalne - na te słowa niemal od razu przestało doskwierać zmęczenie i senność. Czuła podekscytowanie. 

                - Jakie morderstwo? 

                - Agnes, nie mogę zdradzać takich informacji - odpowiedział poważnym tonem głosu.

                - Wujku znając prasę informacja o morderstwie już dawno jest na pierwszych stronach gazet - westchnęła mając nadzieję, że jej wujek ulegnie jej minie zbitego szczeniaka.

                 - Agnes.

                - Wujku - wymienili się spojrzeniami. Zachary nie chciał jej ulec, jednak ostatecznie wiedział, żę dziewczyna się o wszystkim dowie na swój sposób.

                - W Crossheart pojawił się nowy morderca. Zabija pojedyńczo z dala od zgiełku głównych ulic. Tam też zostało odnalezione jego ostatnie dzieło - odpowiedział nie chcąc też powiedzieć zbyt dużo. 

                    - Nowy morderca akurat wtedy kiedy ja przyjeżdżam w odwiedzinach do wujka. Interesujące - prychnęła pod nosem. 

                    - Chciałbym cię poprosić o ostrożność jutro podczas zwiedzania miasta i notowania wszystkiego. Dobrze wiem po co tutaj przyjechałaś, ale nie chcę, abyś padła ofiarą tego mordercy - ostrzegł ją z troską w głosie.

                     - Rozumiem. Będę ostrożna w takim razie - uśmiechnęła się do niego lekko zapewniając detektywa, żę dotrzyma obietnicy. Nagle w domu rozbrzmiał odgłos stukania w kołatkę. Lokaj podszedł do drzwi otwierając je przed przybyszem. Zachary wstał przepraszając siostrzenicę na moment. Kiwnęła głową choć sama wstała i podeszła do wyjścia kiedy jej opiekun akurat nie patrzył. 

U progu stał przemoczony funkcjonariusz policji. Nie zauważyła do teraz jak krople deszczu uderzały o okno w pokoju. 

                     - Panie Harrier, są nowe poszlaki - powiedział zdyszany mężczyzna. Dopiero po tych słowach zauważył młodą damę u progu pokoju detektywa. Wujek Agnes zerknął na nią. Zaprosił do środka policjanta i podszedł do niej szybko.

                    - Obawiam się, że nasz wieczór przy herbacie zostanie przeniesiony na jutro. Przepraszam cię, Agnes. Hester zaprowadzi cię do twojego pokoju - objął ją ramieniem z przepraszającym uśmiechem. Westchnęła przeciągle na moment spoglądając na policjanta. Był młody. Czarne włosy skrywane pod czapką. Blady, wysoki z charakterystycznymi, zielonymi oczami. 

                  - Nie przejmuj się wujku. W takim razie dobranoc - ostatecznie uśmiechnęła się pożegnana całusem od wujka w dłoń. Obok niej stał ten sam lokaj, który przywitał ją w progach tego wielkiego domu. 

                    - Zechcę panienka pójść ze mną? - spytał podnosząc dłoń w stronę schodów.

                 - Prowadź, panie Hester - jej obcasy odbijały się echem, kiedy raz na jakiś czas stanęła na marmurze a nie na dywanie. - Jak długo służy pan mojemu wujkowi? - spytała po jakimś czasie podczas rozglądania się po piętrze.

                - W tym roku będzie to już piętnaście lat, panienko - lokaj musiał się najpierw zastanowić i pomyśleć. Mimo swojego dojrzałego wieku pamiętał wiele rzeczy.

               - To na prawdę dużo. Ja w ciągu tych ostatnich piętnastu lat otrzymywałam jedynie listy od niego... Zmienił się z biegiem czasu?

             - Zapewniam panienkę, że pan Harrier nie zmienił się ani grama od tylu lat - lokaj uśmiechnął się do niej pogodnie. Odwzajemniła gest. Był to miły człowiek. Nawet nie zauważyła kiedy doszli do jej pokoju podczas rozmawiania z lokajem. 

W jej pokoju krolówały kolory jasne. Biel na dwóch przeciwnych ścianach oraz kremowy na dwóch pozostałych. Łóżko było duże, z baldachimem. Obok niego mieściła się szfka nocna i toaletka. Kwiaty w wazonie nie były jeszcze uschnięte. Nad toaletką wisiało pięknie ozdabiane lustro. Przy sąsiedniej ścianie był mało kominek. Nad nim wisiał obraz przedsiawiający psa myśliwskiego łapiącego za poroże jelenia. Na przeciwko łożka znjadowało się okno wraz z wyjściem na balkon. Wujek zadbał o to, aby miała miejsce do robienia tego, po co tutaj przyjechała. Przy oknie stało biurko, gdzie będzie mogła pisać swoje dzieło. 

                    - Dziękuję, Franklin. Resztą zajmę się sama, narazie idź odpocznij - powiedziała do swojego lokaja pomagającego jej wyładować wszytskie rzeczy. Chciał odmówić, ale widząc jej stanowczy wzrok po prostu odpuścił żegnając się z nią. Postanowiła rozpakowanie zostawić na jutro. Ruszyła do wyjścia na balkon.

Rozciągała się z niego piękna okolica miasteczka. Za jednym z pagórków mogła dostrzec ledwo widoczny Londyn. Jednak teraz nie wyjedzie na balkon. Zbyt mocno lało.

             - Nowy morderca, powiadasz? - mruknęła pod nosem patrząc poważnym wzrokiem na znikające i pojawiające się światła w oknach innych mieszkań. W końcu usiadła na krześle przy biurku sięgając po pobliską torbę. Wyjęła z niej wszystkie swoje przyrządy i zaczęła robić notatki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top