🅧🅧🅧🅥

Spojrzałam na chłopaka i westchnęłam ciężko. Jego obecność szczerze mnie zdziwiła. Byłam święcie przekonana, że już się nie zobaczymy. A przynajmniej nie w najbliższym czasie. Z uwaga obserwowałam, jak podnosi się z miejsca a jego mięśnie wypracowane na siłowni pracują ukryte jedynie pod obcisłym t-shirtem. Będzie mi ich brakować. W ogóle jego całego mi będzie. Budowaliśmy to, co nas łączyło trzy długie lata. A ta jedna decyzja miała to przekreślić. Nie powiem, że jest ona zła czy nietrafiona. Na razie jeszcze zbyt wcześnie na takie osądy. Jednak jedno jest pewne. To sześć lat będzie trudne dla nas obojga.

- Po twojej minie wnioskuję, że nie chciałaś, bym przychodził. - Stwierdził, przerywając niezręczną ciszę.

- Nie... Po prostu jestem zaskoczona. - Przyznałam, zgodnie z prawdą podchodząc do lodówki i wyjmując z niej butelkę coli.

- Nie lubię, kiedy to pijesz. To pomału podchodzi pod uzależnienie. - Uznał, drapiąc się po karku. - Jednak chyba już nie mam prawa, by się wypowiedzieć.

- Nie jestem pewna. Nie mam pojęcia, co teraz między nami jest. - Oświadczyłam, czując dziwne napięcie które się między nami wytworzyło. - Porozmawiamy gdzie indziej? - Spytałam, a on spojrzał na mnie zmieszany.

- Czy... - Zaczął, jednak nie dałam mu dokończyć.

~ Rodzinka słucha i trochę dziwnie się przez to czuję. - Położyłam dłoń na jego ramieniu i wyprowadziłam go z kuchni.

Zastanawiałam się, gdzie powinnam go zabrać. Spacer wokół domu watahy średnio mi się uśmiechał. Nie chciałam by wataha słuchała bo przez to czulibyśmy się niekomfortowo, a chce mieć pewność, że nasza rozmowa będzie szczera. W końcu to może być nasza ostatnia szansa na jasne wyłożenie sobie wszystkiego. W końcu zabrałam go do domu watahy i Wyszłam z nim na najwyższe piętro. Piętro rodziny alfa, które było opustoszałe i dosyć dobrze wyciszone.

- To będzie trudne sześć lat. - Wtrącił Brendan, siadając na dużym dwuosobowym łóżku. - Kocham cię Toni. Jednak chce skończyć te studia. I nie mam prawa tobie odbierać możliwości pójścia na wymarzoną uczelnię.

- Wiem. A ja nie chce nic narzucać tobie... Kurwa czy te związku muszą być takie trudne. - Przeczesałam włosy palcami i spojrzałam na mojego mate. - Pytanie brzmi czy jesteśmy w stanie czekać sześć lat. Czy za tak długi czas nie zmieni się zbyt wiele?

- Nie umiem ci tego powiedzieć. - Stwierdził, wzruszając ramionami. - Jednak tylko myśl, że to sześć lat nie da rady, nas rozdzielić sprawia, że jeszcze nie rzuciłem tych studiów w cholerę.

- Też chcę wierzyć, że kiedy do ciebie wrócę w twoim życiu, nadal będzie dla mnie miejsce. - Usiadłam obok niego na łóżku. - Chce mieć wiarę w to, że nikt nie zajmie mojego miejsca, u twojego boku.

- A kto mógłbym? Pokaż mi drugą hybrydę o tak silnym charakterze z seksownym ciałkiem do kompletu. - Objął mnie ramieniem, a ja przysunęłam się do niego. - A takich jak ja jest pełno. I pewnie jest wielu lepszych.

- Dla mnie nikt nigdy nie będzie taki jak ty. Ani tak przystojny, zabawny i opiekuńczy. Po prostu w moim oczach zawsze będziesz tym jedynym. - Wzruszyłam ramionami, lekko się uśmiechając.

- Jednak wychodzi na to, że oboje już podjęliśmy decyzję. - Rzucił, spoglądając na mnie ze smutkiem w oczach. - Pytanie brzmi, jakie są zasady?

- Pytanie, czy powinny być jakiekolwiek. - Wypuściłam powietrze z ust. - Rozstajemy się na sześć lat. Nie umiemy powiedzieć sobie czy po tym czasie będziemy w stanie do siebie wrócić, a będziemy ustalać zasady. To chyba niepoważne.

- Chcesz powiedzieć, że mam się zachowywać tak jakbyś przestała się dla mnie liczyć? - Dopytał, tak jakbym mówiła mu o czymś kompletnie niestworzonym.

- A jak to niby ma inaczej wyglądać? Najpewniej przez cały ten czas zobaczymy się tylko kilka razy. Więc po co mamy udawać wielki związek prowadzony przez internet?

- Masz rację. To nie ma prawa się udać. - Zaśmiał się gorzko, podpierając się rękami za plecami. - To śmieszne, ale nie wyrażam sobie życia bez ciebie. Myśl, że nie zobaczę cię, tak długo jest przerażająca.

- Może taka przerwa jest nam potrzebna? Szczerze mnie ona nie cieszy, jednak może pomoże nam odkryć czy ten związek to coś więcej niż tylko słowa i obietnice?

- Ta próba sprawienia, że to rozstanie ma jakiś sens, jest okropna. - Brendan opadł na łóżko, a ja zaśmiałem się lekko. - Chyba po prostu musimy się skupić na tym, że mimo wszystko mamy coś więcej jak tylko ten związek. Jestem pewien, że poznasz tam kogoś fajnego, tak jak ja poznałem. Może odkryjesz jakieś nowe hobby?

- W sumie... Ponoć mają świetny klub łucznictwa. Kto wie, może okaże się, że to coś dla mnie? - Stwierdziłam, kładąc się obok chłopaka.

- Powinnaś spróbować. - Stwierdził, obejmując mnie ramieniem.

- I to też zrobię. Chyba musimy nauczyć się żyć bez siebie. Odkryć inny sens tego życia jak tylko ten związek. - Przysunęłam się do niego, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.

- To będzie kurewsko trudne. No, ale ten związek przetrwał już znacznie gorsze rzeczy. - Stwierdził rozbawiony. - Różnica gatunkowa, ludzie, którzy nas nie akceptują, przedwieczni wariaci...

- Czekaj skąd wiesz o przedwieczny wariacie? - Spytałam świadoma tego, że mu o tym nie opowiadałam.

- Filip mi streścił no i widziałem twoje przemówienie. Byłaś rewelacyjna jak zawsze. - Oświadczył głaszcząc mnie po plecach.

- Zabije go. - Rzuciłam, śmiejąc się lekko. - No, ale przynajmniej ja nie muszę Ci tego tłumaczyć.

- Ta, bo uwierzę, że w ogóle planowałaś. - Parsknął śmiechem, spoglądając na mnie znacząco.

- Dobra nie miałam. - Przyznałam, spoglądając na niego przepraszająco. - Nie chciałam cię w to mieszać zwłaszcza po naszej ostatniej rozmowie, która była średnio udana.

- Wiem. Chyba nie jesteśmy dobrzy w robieniu sobie przerw. - Stwierdził, krzywiąc się nieznacznie. - Kiedy znowu się spotkamy, już nie będziemy dzieciakami.

- Będę miała dwadzieścia cztery lata a ty dwadzieścia sześć. Będziemy już dwójką dojrzałych ludzi i teraz pytanie, czy nasze priorytety nie zmienia się na tyle, że ten związek nie będzie miał racji bytu. - Rzuciłam, znowu wprowadzając nieco melancholijny najstrój.

- Będę prowadził firmę ojca, a ty będziesz w pełni przeszkolonym wilkołakiem. Nowi my na nowym kontynencie.

- To brzmi jak scenariusz do słabej komedia romantycznej. - Stwierdziłam rozbawiona, Brendan już miał coś powiedzieć kiedy mój telefon zawibrował.

Wyjęłam go z tylnej kieszeni i odblokowałam. To mail z akademii. Wstrzymałam oddech, wchodząc na pocztę i szybko przeskanowałam maila wzrokiem. Brendan wyrwał mi telefon i odłożył go na szafkę nocną, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

- Co ty robisz? - Spytałam rozbawiona, odpychając go od siebie delikatnie.

- Jak to co? Świętuję i to w wielkim stylu. - Oświadczył, ponownie łącząc nasze usta. Tym razem bez wahania oddałam pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top