🅧🅧🅘🅘🅘
~3 lata temu~
Stanęłam przed lustrem ubrana w czerwoną sukienkę sięgająca ziemi. Była na ciękich ramiączkach i była mocno wycięta na plecach. Jednak mi bardzo się podobała i chyba wyglądam w niej całkiem nieźle. Na stopach miałam czarne szpilki, a włosy pozostawiłam rozpuszczone. Na twarzy miałam delikatny makijaż. Dokonałam ostatnich poprawek i zgarnęłam jeszcze torebkę gotową do wyjścia.
Dzisiaj Brendan miał studniówkę. Na którą oczywiście się wybierałam. W końcu jestem jego dziewczyną i nie wypada, by szedł sam. Poza tym nie wiem, czy puściłabym go samego. Może to głupie, ale wtedy stresowałabym się całą noc. Zwłaszcza że na tych studniówkach zawsze coś się musi stać. Pewnie przesadzam no, ale ja już tak mam, kiedy chodzi o mojego faceta.
Zeszłam na dół, zamierzając już wychodzić. Brendan pisał mi, że czeka jakieś dziesięć mini temu. No, ale ja jak to ja zawsze muszę być spóźniona. Dlatego teraz musiałam iść dosyć szybko i spróbować nie zabić się na tych butach. Może wyglądają dobrze, ale są cholernie niewygodne.
- Baw się dobrze Toni. - Mama, która oglądała jakiś film w salonie uśmiechnęła się szeroko a ja odwzajemniła jej uśmiech.
- Byle nie zbyt dobrze. - Dodał tata, który siedział obok niej. - Pamiętasz, jakie są zasady?
- Zero alkoholu, papierosów, narkotyków, seksu i mam być względnie wcześnie. - Wyrecytowałam z pamięci. - Więc tak tato pamiętam. A teraz już idę.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, opuściłam dom i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Dzięki temu, że jestem bardzo szybka, dotarcie do domu chłopaka nie zajęło mi dużo czasu. W sumie to mogłam w ogóle pójść tam z rana no, ale i tego nie przemyślałam. Kiedy tylko zniżyłam się do bramki mój mate wyszedł z domu, ubrany w czarny garnitur. Jego krawat miał dokładnie ten sam kolor co moja sukienka.
- Nie spóźniłaś się. - Oświadczył, szeroko się uśmiechając. - Filip miał rację, kiedy sugerował bym napisał żebyś była wcześniej, niż naprawdę musiałaś być.
- Cholernie zabawne wiesz. - Zaśmiałam się krótko, łapiąc jego dłoń.
Wsiedliśmy do samochodu a kierowca, który zazwyczaj woził ojca Brendana, zawiódł nas na miejsce gdzie odbywała się studniówka. Sala było ogromna. Co w sumie nieco mnie zdziwiło. Maturzystów w cale nie było tak dużo, jednak nie zamierzam narzekać. Więcej miejsca do tańczenia.
Mój wzrok utkwił na grupce machających do nas osób. Byli to jacyś ludzcy znajomi Brendana. Podeszliśmy do nich, a każdy z nich mi się przedstawił. Już teraz jestem pewna, że nie zapamiętam ich imion.
- Jestem pewna, że będziemy się świetnie bawić. - Stwierdziła dziewczyna w granatowej sukience. Chyba Anna.
- Też jestem tego pewien. - Potwierdził jej partner Liam.
W zasadzie to tyle było z rozum. Wszyscy szybko skupili się na tańcu. Ja oczywiście nieustannie tańczyłam z moim mate, skutecznie odganiając od niego zainteresowane kobiety. Oczywiście starałam się być subtelną, chociaż nie zawsze wychodziło. Muszę przyznać, że wieczór mijał mi bardzo miło. Tańczyłam i nieco rozmawiałam ze znajomymi chłopaka. Którzy byli bardzo mili.
- To długo się znacie? - Spytała Anna, pijąc jakiegoś drinka.
Wspomniałam, że to studniówka organizować przez uczniów bez nauczycieli? Nie? No to mówię teraz. Ponoć wszyscy zgodnie stwierdzili, że te szkole studniówki to nuda i oni wolą zrobić własną. Nie wiem, jak tego dokonali no, ale się dokonało. I w sumie to pewnie na dobre nam wszystkim to wyszło.
- Rok. - Odpowiedzieliśmy niemal jednocześnie.
- Nie wiem, czy to było urocze, czy przerażające. - Aaron zaśmiał się głośno. - No, ale wy w ogóle jesteście ciekawą parą.
- Powiedział wieczny kawaler. - Anna szturcha do w ramię wracając wzrokiem, do naszej dwójki. - Opowiadajcie.
- Poznaliśmy się w klubie niedługo po moim przyjeździe. - Wyjaśnił Brendan, trzymając moją rękę. - Tak się zaczęło.
- No to można powiedzieć, że to czyste przeznaczenie. - Oświadczyła, nawet nie wiedząc ile jest racji w tym bo mówi.
- Dobra idę po coś do picia. - Poinformował nas Damian, wstając z miejsca. - Rozkręcimy trochę tę stypę.
Miałam wątpliwości co do tego, czy powinnam pić. Jednak ostatecznie się przełamałam. I wypiłam więcej, niż powinnam. Przyznaje z ręką na sercu.
Kiedy dochodziła druga, zdjęłam buty stwierdzając, że prędzej się zabije jak zrobię, w nich jeszcze chociażby krok. I tak odbyłam swój pierwszy taniec do piosenki, która skątś kojarzyłam. Tylko za cholerę nie miałam pojęcia skąd. W końcu przyszła kolej na coś wolnego. Przytuliłam się do Brendan i tak zaczęliśmy tańczyć. Oczywiście on spędził długie godziny próbując nauczyć mnie jakichś układów. Jednak ja w tańcu jestem kompletnie lewa. Dlatego skoczyło się do bujania się w rytm piosenki.
Koło trzecie poczułam jak wypity alkohol, zaczyna działać. Zaczęłam myśleć o rzeczach, o których na pewno nie powinnam myśleć. Bo psuje mi to cały wieczór. Jednak w tym momencie nie mogłam opędzić się od złych myśli. Dlatego postanowiłam wyjść na świeże powietrze i nieco się przewietrzyć. Stanęłam na parkingu tak bardzo skupiona na własnych myślach, że nawet nie zauważyłam, kiedy Brendan do mnie podszedł i położył mi marynarkę na ramionach.
- Nad czym tak myślisz wilczku? - Stanął obok mnie, a ja przeniosłam na niego spojrzenie.
- W przyszłym roku wyjedziesz na studia. - Stwierdziłam, przybita tym faktem. - Do Ameryki. Nie będę mogła, już odprowadzać cię ze szkoły i przychodzić codziennie.
- Wiem. - Objął mnie ramieniem jednak ja wcale nie poczułam się lepiej.
- I tyle? Głupie wiem? - Spytałam nieco oburzona. - Myślisz, że to dla mnie takie łatwe. Nie wiem, czy wytrzymam taka rozłąkę. Będą nas dzieliły tysiące kilometrów, a ty mi wyjeżdżasz z czymś takim?
- Nie wyjeżdżam ani dzisiaj, ani jutro tylko za kilka miesięcy. Wtedy będzie czas na ckliwe pożegnania. - Stwierdził, całując mnie w czoło. - Poza tym myślę, że sobie poradzimy. Stawiliśmy czoło już gorszym przeciwnością losu.
- Jednak nie dobija cię ten fakt? To, że będziesz tak daleko?
- Dobija. Jednak czym jest myśl o spędzeniu razem reszty życia, przy tych kilku latach? - Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. - To będzie brzmiało za cholerne nie romantycznie, ale myślę, że aby tworzyć dobry związek musimy najpierw zadbać o swoje szczęście z osobna.
- Oj nie jesteś Ty bohaterem komedi romantycznej. - Parsknęłam śmiechem, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Romantyczny bohater powiedziałby, że nigdzie nie pojedzie, bo będzie za mną szczęśliwy zawsze i wszędzie. Bo to ja jestem jedynym źródłem jego szczęścia. - Rzuciłam nie do końca, przemyślając to co mówię. Chyba ten wypity alkohol działał na mnie bardziej, niż bym tego chciała.
- No, ale życie to nie komedia romantyczna. - Stwierdził, wbijając ręce do kieszeni spodni. - I chyba najbardziej romantyczna przysięga, jaką mogę Ci teraz złożyć jest taka, że zawsze będę do ciebie wracał. Nie ważne ile będzie dzielić nas kilometrów. Bo nie ważne, którą z nich wybiorę one wszystkie, prowadzą do ciebie Toni. Bo cię kocham.
- Nie lubię filmów romantycznych. - Przyznałam, opierając głowę na jego ramieniu. - Też cię bardzo kocham Brendan. I zawsze cię odnajdę. Nawet na drugim końcu świata.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top