🅧🅧
Zacisnęłam dłonie w pięść starając się zachować przynajmniej względny spokój. Poczułam jak moje serce przyśpiesza, a oczy zmieniają kolor w niekontrolowany sposób. Miałam wrażenie, że mój wilk porusza się pod skórą niespokojnie dopraszając się o oddanie mu kontroli. A wampirze kły wysunęły się jakbym szykowały się na polowanie. Czułam wściekłość. Nie bałam się tych wariatów. Byłam jedynie wściekła, bo ktoś dopuścił się czegoś takiego. Obrażał mieszane związki, tym samym obrażając moją rodzinę jak i mnie samą. Spuściłam głowę, by ukryć przed innymi moja reakcje. Reszta zniosła to lepiej. Lub przynajmniej lepiej szło im ukrywanie negatywnych emocji. Ja byłam niczym dziecko, które nie potrafi nawet, dobrze określić tego co właśnie czuję.
- Toni. - Poczułam jak Filip, kładzie rękę na moim ramieniu.
Nieśmiało podniosłam na niego wzrok. Czułam, że muszę stąd uciec. Stanęłam na granicy własnej wytrzymałości. Granicy, której tak cholernie bałam się przekroczyć. Nie chciałam trącić kontroli. To nigdy dobrze się nie kończyło i było paskudnym uczuciem. Stanem, w którym jestem w stanie odczuwać tylko gniew i rządzę zemsty.
- Idę stąd. - Rzuciłam wymijając zdziwionego wampira, który zapewne nie spodziewał się po mnie takiej reakcji.
Opuściłam sale i zaczęłam biec. Sama nie wiem, jak wydostałam się z budynku. I pewnie nawet nie zauważyłabym, że nie jestem w budynku, gdyby nie krople chłodnego deszczu uderzające w moją skórę. Chłód, który poczułam, częściowo przywrócił mi świadomość. Wzięłam kilka głębokich wdechów i się zatrzymałam. Oparłam się o ścianę budynku, a czerwona mgła przysłaniająca mój obraz powoli znikała.
Czułam się cholernie bezsilna. Nie mogłam dosłownie nic zrobić. Doskonale wiedziałam, że moja obecność jedynie pogorszy sytuację w stolicy. Musiałam to przeczekać a najlepiej w ogóle się nie wtrącać. Problem był jednak taki, że to wszystko mogło dotyczyć tej głupiej legendy. Kiedy ją poznam, zapewne dowiem się czegoś więcej. Jednak jest możliwość, że nie będę w stanie trzymać się z nimi. Jednak na razie muszę czekać. I przy okazji postarać się nie pogorszyć sytuacji. W końcu dla tych hybrydofobów jestem najgorszym koszmarem. Uosobieniem wszystkiego, czego tak bardzo nienawidzą.
Odpoczęłam chwilę stwierdzając, że nie mam po co wracać na naradę. Jednak co teraz? Mam czekać aż Filip oświadczy mi, że wiemy co dalej. Od tłumaczenia tej legendy zależy wszystko. Bo to w zasadzie wszystko, do czego doszliśmy. Reszta słów wydawała się przypadkowo. A przynajmniej nie dawała mi kompletnie nic. Władza, potęga. Tylko to może odnosić się do wszystkiego. I jeszcze to dziecko. Czyżby mój wilk chciał mi powiedzieć, że urodzę dziecko... I no nie wiem hybrydy, dzięki legalizacji związków mieszanych wrócą i moje dziecko będzie miało kim rządzić? To tylko jedna z wielu teorii, które mogłabym wysnuć. I zresztą ta nie tłumaczy tego przedwiecznego. I w ogóle co za przedwieczny? Jakiś wampirołak, który od trzystu lat kitra się po kątach? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi.
I w końcu muszę iść do tego lekarza. Wyniki już pewnie są a one mógłby, mi tak wiele powiedzieć. Lub postawić przede mną kolejne pytania bez odpowiedzi. W tej chwili chyba gorzej już nie będzie. No, chyba że wszechświat planuje mnie jeszcze bardziej udupić. Chociaż nie jestem pewna czy to w ogóle jeszcze możliwe.
Potrzebuje chwili wytchnienia. Chciałabym mieć chwilę, żeby iść z Brendanem do kina lub na spacer. Taki długi po lesie jak mamy w zwyczaju. Znowu będziemy trzymać się za ręce i wsłuchiwali w odgłosy natury. Spędzilibyśmy masę czasu bez myślenia o poważnych problemach. Spędzilibyśmy multum czasu, przed tym jak oboje wyjedziemy na uczelnie. Naprawdę mi go brakuje. Nie dość, że mamy tak mało czasu to tracimy go. Bo wszechświat stwierdził, że akurat teraz zwali mi na głowę wszystkie problemy.
Trzy lata spokoju, żeby teraz wyskoczyć mi z czymś takim. Po prostu cudownie. Nie dało się tego rozłożyć na raty? Tylko tak wszytko od razu. Wyjęłam telefon, przez chwilę zastanawiając się co tak naprawdę powinnam napisać. Spytać co u niego? Nie. Może lepiej się wytłumaczyć. No nie mam pojęcia. Coś pewnie powinnam napisać. Tylko problem w tym, że nie mam już siły myśleć, o tym co powinnam mu przekazać.
- Jak się czujesz? - Moje rozmyślenia przerwał Filip, który szedł w moim kierunku. Ręce trzymam w kieszeniach czarnych spodni od garnituru. Włosy miał jak zawsze zaczesane do tyłu przez co wyglądał na znacznie starszego, niż był w rzeczywistości. Zawsze mu to powtarzałam, jednak on nigdy mnie nie słuchał.
-Marnie. - Rzuciłam, chowając telefon z powrotem do kieszeni eleganckich spodni. - A jak niby miałabym się czuć? - Spytałam, opierając się plecami o ścianę. - Wszystko się sypia, a ja tracę czas który mogłabym siedzieć ze swoim mate.
- Nie zrozum mnie źle. - Stanął obok mnie, również opierając się o ścianę. - Może tak jest lepiej? Chyba nie powinnaś go mieszać, w to co teraz się dzieje... Buntownicy, stare legendy, hybrydy to wszystko by go przerosło. Nawet nas przerasta.
- Przecież wiem. - Skrzyżowałam ramiona na piersiach. - Tylko czemu to wszystko musi dziać się akurat teraz? Akurat, kiedy Brendan przyjechałby spędzić ze mną wakacje?
- Może to marne pocieszenie, ale pewnie wszystkiego dowiemy się z legendy. Może nawet na to pytanie odnajdziemy odpowiedź.
- Czemu mam wrażenie, że tak nie będzie? - Westchnęłam cicho. - Życie po prostu nie jest tak proste i przyjemne.
- A może wreszcie los się do nas uśmiechnie. - Filip szturchnął mnie w ramię. - Poradzimy sobie. Poradziliśmy sobie trzy lata temu to i teraz sobie poradzimy.
- Zrobiłam badanie krwi. - Wyznałam, przenosząc wzrok na wampira. - Na kartce było jedno konkretne słowo... Dziecko... A już przecież mówiłam ci, że robię badania krwi. Boję się, że to właśnie to.
- Boisz się zostać matką? - Dopytał, spoglądając na mnie uważnie.
- Raczej tego, że to wszystko dzieje się przez dziecko. Boję się, że tak naprawdę to o nim mówi legenda. - Przyznałam zaciskając dłonie na ramionach.
- To na pewno nie to. Jestem pewien, że moja matka szybko upora się z tłumaczeniem i niedługo będziemy znać odpowiedzi.
- Dzięki... W sensie dzięki, że przy mnie jesteś, mimo że jestem jak wrzut na dupie. - Zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. - I to wyjątkowo wkurwiający.
- Bez ciebie życie byłoby nudne. Co ja bym robił bez tej twojej więzi i tego, że ktoś chce cię zabić co? - Spytał nawet nie próbując ukryć uśmiechu, który sam cisnął mu się na usta.
- Sam próbowałbyś mnie zabić. - Zaśmiała się lekko. - Musimy ci znaleźć mate. Bo twoje życie robi się serio smutne.
- Ja nie mam czasu na baby. Jesteście zbyt wymagające. - Stwierdził, rozpinając marynarkę. - Trzeba poświęcić wam za dużo czasu, którego ja aktualnie nie posiadam.
- Jesteś kurwa okropny. - Rzuciłam, cicho się śmiejąc.
- Zamknij się. - Rzucił, szturchając mnie w ramię. - Lepiej chodźmy sprawdzić, jak byłej królowej idzie tłumaczenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top