🅧🅘🅥

Westchnęła cicho, zaciskając wolną dłoń w pięść. Pazury przebiły moją skórę, jednak nic sobie z tego nie robiłam. Musiałam poznać prawdę. Nie ważne, jaka ona by nie była. Mruknęłam coś do telefonu, po prostu chcąc w końcu poznać prawdę.

- Widzisz uczyli nas o czymś takim, jak więź z naszą wilczą stroną. Możliwe, że twój wilk chce Ci coś powiedzieć... Jednak ja nie jestem specjalistą. - Przerwał na chwilę nad czymś myślą. - Spytaj wilczego dziadka. On powinien znać się na tym lepiej niż ja. 

- Dobra. - Wydusiłam wkurzona. - Trzymaj się i nie zgiń na tej akademii. 

- Żyją na gotowym żarciu i tanim piwie. Może nie umrę, ale mój układ pokarmowy nigdy nie będzie taki sam. - Na te słowa zaśmialiśmy się obaj. - Dobra trzymaj się. I dożyj mojego powrotu. 

- Nic nie obiecuje. - Rzuciłam, rozbawiona rozłączając się. 

Odłożyłam telefon i podeszłam do szafy, z której wzięłam ubrania. Chciałam się ogarnąć, zanim pójdę do działów. Weszłam do łazienki i wzięłam szybko prysznic. Gorączka nieco mi opadła i czułam się już nieco lepiej. Zmyłam z siebie pot i stanęłam przed lustrem. Wyglądałam nieco inaczej. Jednak nie umiałam wskazać dlaczego. Ubrałam na siebie luźną znacznie za dużą białą koszulkę i nieco luźniejsze dżinsy. W takim stanie zeszłam na dół, zastanawiając się co ja powiem rodzicom. W kuchni spotkałam jednak tylko Elio. 

- Uprzedzając twoje pytanie. - Zaczął, nim zdążyłam cokolwiek powiedziec. Pewnie widział, że spytam. W końcu to mój bliźniak. - Rodzice pojechali coś załatwić, także jesteśmy sami. Mam im pisać jak się czujesz, jednak wiem, że Ty wybierasz się do swojego przeznaczonego, bo ja również mam to w planach. Także wyjdziemy i będziemy nawzajem kryć swoje dupy. Jasne? 

- Widzę, że już przemyślałeś wszystko. - Stwierdziłam, rozbawiona sięgając do szafki po miskę. 

- W końcu ktoś tu musi myśleć. - Stwierdził, kończąc swoje śniadanie. - Wrócę wieczorem, a ty nie daj się zabić bo wtedy rodzica zabiją mnie. 

- Jasne. - Rzuciłam, a Elio natychmiast wyszedł.

Szybko zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Jako że nie byłam pewna co do swojego stanu zdrowia, postanowiłam iść na nogach. Zresztą tak było najszybciej. Włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam przed siebie. Dziadkowie mieszkali kilometr od domu watahy. Zdecydowali, że się wyprowadza, bo ponoć dziadek nie umiał przestać się wtrącać. Dlatego postanowili, że lepiej będzie, jak zamieszkają nieco dalej. W sumie to teraz wiem, po kim tata to ma.

Szybko udało mi się dostać do domu dziadków. Był to niewielki drewniany domem. Mieszkami tutaj tylko we dwójkę więc nie potrzebowali niczego więcej. Wyjęłam słuchawki z uszu, które schowałam do kieszeni. Weszłam do domu i zdjęłam białe trampki. W pomieszczeniu unosił się cudowny zapach. Babcia musiała zrobić obiad. 

- Toni! - Pisnęła uradowana kobieta. - Jak dobrze cię widzieć skarbie. - Babcia podeszła do mnie i położyła dłonie na moich policzkach. - Jaka ty jesteś chuda. Zdecydowanie powinnaś coś zjeść. Chodźmy. - Złapała moja dłoń i pociągnęła mnie w stronę kuchni. 

Alexandra była cudowna. To typowa ciepła luna watahy, i fantastyczna matka i babcia. Trzeba do niej dzwonić co najmniej raz w miesiącu, inaczej wpada z niezapowiedziana wizytą. Zawsze się o nas martwiła i pamiętała o wszystkich urodzinach a na trochę tych dzieci ma a wnuków to już w ogóle od groma. To samo tyczy się Dominica mojego dziadka. Tej dwójce mogłam powiedzieć wszystko, a oni zawsze mnie wspierali. Nie licząc sytuacji z moim mate. No, ale to już klasyka. 

Usiadłam przy stole, bo oczywiście babcia nie pozwoliła sobie pomoc. Ta kobieta po prostu musiała coś robić. Inaczej dostawała totalnego bzika. Podała mi obiad, który stanowił spory kawał mięsa. Uwielbiam je szczerze i mocno. 

- Opowiadaj co tak u ciebie. - Babcia usiadła naprzeciw mnie i bacznie mi się przyglądała. 

- Dobrze. Napisałam maturę i teraz staram się o miejsce w akademii. - Oświadczyłam dumnie, na co babcia uśmiechnęła się szeroko. 

- Nie mogę uwierzyć, że już jesteś taka duża. - Kobieta odgarnęła włosy z mojej twarzy. - Ten czas tak szybko mi leci. 

Tata zdecydowanie odziedziczył to po swojej matce. Tak samo, jak ona nie mógł się pogodzić z tym, że jego dzieci już dorosły. To chyba u nas po prostu rodzinne. 

- A kto to łaskawie nas odwiedził? - Na dźwięk znajomego głosu momentalnie oderwałam się od jedzenia. Wstałam z krzesła i wpadłam w objęcia dziadka. - Hej mała. - Ten dwumetrowy facet zdecydowanie mógł sobie pozwolić by tak do mnie mówić. - Co cię do nas sprawdza? 

Kiedy dziadek mnie puścił, wróciłam na swoje miejsca. Ponownie zabrałam się za jedzenia, a dziadek usiadł na wolnym krześle. Babcia szybko zajęła miejsce na jego kolanach. Mimo upływającego czasu kochali się równie mocno. 

- Mam do ciebie pytanie. - Oświadczyłam, nie przerywając jedzenia. Jednak nikt nie gotuję tak jak moja babcia. 

- Więc słucham. - Dominic objął żonę czule w talii, spoglądając na mnie zaciekawiony. 

- Muszę napisać pracę na temat kontaktów wilkołaków z ich dzika stroną. Ponoć ty wiesz trochę na ten temat. - Tak naprawdę pracę oddałam już dawno i pisałam na kompletnie inny temat. 

- Nie jest trochę późno na pisanie pracy? - Spytał, unosząc lekko jedną brew. 

- Tak wiem... Nie powiesz tacie? Proszę? - Spojrzałam na niego oczami zbitego psa. 

- No dobrze. - Westchnął cicho. - Co do tych kontaktów. Objawiają się one często w ten sposób, że wilk w nas zaczyna się buntować. Odbiera, nam wilcze moce byśmy stali się słabsi. Robi to, bo może przejąć nad nami kontrolę tylko wtedy kiedy jesteśmy naprawdę słabi. I kiedy w końcu przejmie tą kontrolę to zabiera nas w miejsce, które ma jakiś znaczenie w tej sprawie. Są to dosyć niejasne sygnały, jednak są. - Zamyślił się na chwilę chyba nad tym, co powinien mi jeszcze powiedzieć. - Na początku przejmuje kontrole, kiedy śpimy. Jednak kiedy ignorujemy te sygnały, jest coraz gorzej. Zaczynamy tracić przytomność i takie tam. Zresztą mam o tym całą książkę. Mogę Ci pożyczyć, jeśli chcesz. 

- Pewnie. - Odpowiedziałam od razu. - Ja to jednak zawsze mogę na was liczyć. 

- W końcu jesteś naszą wnuczką skarbie. - Babcia złapała moja dłoń. - Toni. - Była luna skrzywiła się lekko. - Jakoś inaczej pachniesz. 

- Serio? - Spytałam, starając się nie panikować. - Jakoś nikt inny nie zauważył. 

- Jest to na razie tak niewielka różnica, że tylko doświadczony wilkołak to wyłapie. - Stwierdziła, wzruszając ramionami. - To pewnie nic takiego. W ogóle jak układa ci się z tym chłopcem?

Po tym pytaniu dziadek zdjął babcie z kolan i opuścił kuchnie. Pewne udał się po tę książkę. On naprawdę nie lubił Brendona, a ja nawet nie wiem dlaczego. 

- Dobrze. Studiuje w Ameryce dlatego rzadko się widujemy, jednak dajemy radę. 

W tym momencie do kuchni wszedł dziadek, kładąc jakąś starą książkę obok mnie. Z ulgą stwierdziłam, że nie jest jakoś strasznie gruba. 

- Ja tam uważam, że to nie facet dla ciebie. - Oświadczył bardzo poważnym tonem. - Powinnaś trafić na kogoś, kto potraktuje więź poważnie. Najlepiej na jakiegoś silnego wilkołaka, który by o ciebie dbał. 

- Dziadku Brendan mnie kocha. Naprawdę nie przeszkadza mi to, że jest człowiekiem.

- A mi tak. - Stwierdził nawet nie próbując ukryć tego faktu. - Ludzie nie odczuwają więzi jak my. Poza tym, jak słyszę co robię ludzie, to mnie słabi. Ta cała przemoc domowa. Jak można znęcać się nad kimś, kogo powinno kochać się całym sercem. - Po tych słowach chwycił dłoń babci. - Lub nad swoimi dziećmi. To już w ogóle jest nie do pomyślenia. Dzieci to wszystko, co po nas zostanie iststy, dla których robimy wszystko za życia. Tak by miały, jak najlepiej. 

Nie istnieje większą hańba dla wilkołaka jak uderzyć własne szczerze czy partnera. Jeśli o czymś takim dowie się, alfa według prawa musi zabić agresora. Żadnego prawa łaski czy innych takich. Tylko bezwzględna, śmierć. 

- Gwarantuje, że mój mate dobrze mnie traktuje. - Zapewniłam, łapiąc druga rękę dziadka. - Nie musisz się o mnie martwić. Wszystko jest dobrze. 

- Tego jeszcze nie widziałam. - Wtrąciła Alxsandra, chcąc zmienić temat. Wskazała dłonią na mój najnowszy tatuaż. 

Odetchnęłam z ulgą i w myślach dziękowałam babci za ten gest. Ja naprawę nie mam już siły słuchać jaki Brendan jest dla mnie nieodpowiedni. 

Spędziłam u dziadków jeszcze kilka godzin. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Oczywiście nie obeszli się bez gróźb w stylu "Jeśli ten gnój cię skrzywdzi, to wypatroszę go na oczach całej jego rodziny". Stare nawyki dziadka. Dopiero wieczorem udało mi się uwolnić od dziadków. Szczerze liczyłam na to, że rodzice jeszcze nie wrócili do domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top