🅧
Siedziałam przy stole, słuchając rozmów ojca i wujka. Jak ja tego nienawidziłam w spotkaniach rodzinnych. Siedzisz i słuchać o sprawach, które w ogóle cię nie obchodzą. Takich jak to czy Twój wujek kogoś ma i o sprawach watahy. No i przy okazji oczywiście trzeba obgadać mnie i moje rodzeństwo. Moi rodzice nie byliby sobą, gdyby na nas nie ponarzekali. Patrzyłam na talerz, słuchając rozmów taty i wujka, w które co jakiś czas wtrącała się mama. Spojrzałam na nich kątem oka, pytając sama siebie za jakie grzechy? Przecież jestem w miarę grzeczna. A nawet jeśli niewielu zasługuje na tak okrutną karę.
- Toni. - Zwrócił się do mnie wujek, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na niego na znak, że słucham. - Proponuję treningi dwa razy dziennie. Rano i w południe.
- Dobra. - Wzięłam łyk herbaty, odliczając minuty do momentu kiedy będę mogła stąd wyjść.
- Tylko nie wstawaj jak dzisiaj. - Wujek zaśmiał się lekko, a ja przewróciłam oczami.
- O to naprawdę nie musisz się martwić. Jutro będę w lepszej formie. - Zapewniłam, odsuwając od siebie talerz. Zdołałam się już najeść.
- Mam nadzieję. Żeby cię przyjęli, naprawdę musisz się postarać. - Stwierdził Cole, jakby to wcale nie było takie oczywiste.
- Wiem i gwarantuje, że ich zaskoczę. - Zapewniłam, uśmiechając się cwaniacko. - Pokaże im, co to znaczy prawdziwy wojownik.
- Na to liczę. W końcu musisz godnie reprezentować rodzinę. - Klepnął mnie po plecach, a ja przewróciłam oczami. - Mówił ci ktoś kiedyś, że tak się nie robi, bo się ślepnie?
- A ty co szykujesz się do roli ojca? - Spytałam rozbawiona, szturchając go łokcie w żebra. - Nie mów, że w końcu znalazłeś mate, a może coś spłodziłeś po kątach?
- Na wszystko zawsze trzeba być gotowym. Nie wiadomo kiedy los sprawi, że tabletki nie zadziałają lub stanie się coś innego. A ty będziesz zmuszony zmienić całe swoje życie dla tej jednej istoty.
Pewnie, gdyby nie ten głupi żart doktora nawet bym się zaśmiała. A możliwe, że to ja za niedługo zmienie całe swoje życie a Brendan razem ze mną. Szczerze przerażała mnie myśl o zostaniu młodą matką. Nie no spokojnie. Przecież to nieprawdopodobne. Szansa jedna na milion. Na pewno nie jesteś w ciąży.
- Dobra, ale chociaż nie męczyłbyś dziecka tymi okropnymi tekstami. - Starałam się ukryć pewien dyskomfort spowodowany tematem, na który zeszliśmy.
- No, żebyś Ty nie była pierwsza. - Rzucił rozbawionym. - W końcu to ty tu jesteś sparowana. Pewnie już tam kręcicie się w czasie pełni po materacu. - Wujek poruszył sugestywnie brwiami, a mój ojciec mało nie zaksztusił się pitą kawa na co mama wybuchnęła śmiechem.
- No bardzo śmieszne misia. - Oświadczył mój oburzony ojciec. - Ja się tu martwię, na zawał schodzę, a ty się śmiejesz.
- Richard słońce jesteś przewrażliwiony jak stara baba. - Stwierdziła moja mama, na co ja i Cole wybuchnęliśmy śmiechem. - Nasza córka to dorosła kobieta, która skończyła liceum i napisała maturę. Może, robić co chce. Może nawet legalnie kupić alkohol. Nie możesz się tak zachowywać do końca życia.
- Porozmawiamy o tym, co wolno naszej córce na osobności. - Stwierdził mój ojciec, wracając do picia kawy. - A ty bracie lepiej uważaj. Dzieci to trudny temat i lepiej się w to nie pakować za młodu.
- Broń mnie księżycu, żebym ja taki nie był jako ojciec.
Zaśmiała się lekko, czując wibracje telefonu w kieszeni. Korzystając z okazji, że ci zaczęli się rozwodzić nad rodzicielstwem, ja sprawdziłam wiadomość. Pewnie byłam mało subtelną jednak to nie ważne. Jestem w domu, nie na nie wiadomo jakim spotkaniu z samym królem.
Brendan: Idziemy dzisiaj na piwo do Maxa. Napisz błagam, że możesz iść, bo oni mnie zamęczą, jak nie przyjdziesz.
Toni: Na pewno nie byłoby tak źle.
Brendan: Czasem mam wrażenie, że zapraszają mnie tylko po to byś ty przyszła. Więc błagam, przyjdź.
Nagle poczułam, czują oddech za uchem. Zablokowałam telefon i spojrzałam na wujka. Przy okazji zmądrzyłam nos jakbym na niego warczała. Jak ja nienawidze, kiedy ktoś czyta moje wiadomości.
- Co ty taka przyklejona do tego telefonu? Pewnie ten twój facet pisze co? - Spytał, poruszając sugestywnie brwiami.
- Żebyś widział. Planuję nie skończyć jako stara panna. - Podniosłam się z miejsca i ruszyłam do wyjścia. - Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę.
- Anthwanette co to za zachowanie młoda damo? - Słyszałam, jak ojciec wstaje z krzesła i poczułam na sobie jego spojrzenie. - Z kim wychodzisz i po co?
- Ze swoim chłopakiem. Idziemy spotkać się z jego ludzkimi znajomymi i Maxem. - Odwróciłam się przodem do Richarda. - Nie mam pojęcia, kiedy wrócę. Jestem dorosła.
- I jutro z rana masz trening. O dziewiątej widzę cię w domu. - Oświadczył mój ojciec, chcąc wyprowadzić mnie z równowagi. A przynajmniej tak się zachowywał.
- Wrócę o jedenastej. - Przyznaje, to było głupie. Jednak mam już dosyć tej kontroli.
- Toni za kogo ty się uważasz? - Spytał mój rozbawiony wujek, chcąc rozładować napięta atmoswere.
- Za cholerną królowa alfa. - Oświadczyłam z szerokim uśmiechem, opuszczając kuchnie.
Pobiegłam na górę, chcąc się przebrać i umyć przed wyjściem. Zgarnęłam szybko bieliznę i udałam się do łazienki. Szybko się umyłem i ubrałem na razie sam stanik i majtki. W takim stanie wróciłam do pokoju, w którym wybrałam ubrania. Postawiłam na przetarte czarne dżinsy i czarny podkoszulek. Do tego ubrałam glany i skórzana czerwona kurtkę. Włosy pozostawiłam rozpuszczone i założyłam nieco większe kolczyki koła. Wyglądałam okej. Jak na wyjście na piwo będzie jak znalazł. Zgarnęłam jeszcze kluczyki od motoru, portfel i telefon. Mam wszystko? Chyba tak.
Zbiegłam na dół, gdzie już czekał mój ojciec. No jakże by inaczej. Zmierzył mnie intensywnym spojrzeniem i nic nie powiedział. Chyba uznał, że może mnie tak wypuścić z domu.
- Miłej zabawy. - Rzucił jeszcze na dowidzenia. - Byle nie za miłej. - Szepnął, bardziej do siebie ja to jednak usłyszałam.
- Też cię kocham.
Wyszłam z domu i wsiadłam na motor. Szybko napisałam chłopakowi, że zobaczymy się pod barem Max'a. Max jest wilkołakiem, który prowadzi kilka biznesów. Na wspólne z dwoma braćmi prowadzi bar. A z siostrą studio tatuażu i piercingu. To on wykonuje wszystkie moje tatuaże. A jego siostra wykonywała wszystkie moje przekłucie. Nie ufam sobie na tyle, by same je sobie robić. A u nich mogę liczyć na zniżkę stałej klientki.
Wsadziłam kluczyki do stacyjki i bez problemu opuściłam teren domu watahy. Ojciec musiał już poinformować strażników, że mają mnie puścić. O dziwo nikt za mną nie pojechał. Czyżby się zorientowali i byli bardziej ostrożni? A może mama zainterweniowała? Nie ważne i tak będę musiał się pilnować. Nie pozwolę nikomu zepsuć tego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top