Rozdział 33
Kochani, witajcie ponownie po dosłownie latach mojej nieobecności. Zanim rozdział pozwolę sobie jeszcze na kilka słów, które możecie oczywiście pominąć, jednakże byłoby mi miło, gdybyście poświęcili im minutkę :)
Tak jak już wspominałam, minęły lata odkąd coś dla was napisałam i szczerze muszę przyznać, że mi tego brakowało. Jednocześnie, mimo napływu chęci i bycia ,,na fali" jeśli chodzi o pomysły, mam też pełną świadomość tego, że moje umiejętności lekko zardzewiały i najpewniej będę potrzebować chwili, żeby wrócić ,,do siebie". Dlatego z jednej strony proszę was o odrobinę wyrozumiałości, a z drugiej o szczerość i zwracanie mi uwagi na wszelkie niedociągnięcia, abym mogła je poprawiać :)
Co do samej ,,Saski" muszę powiedzieć, że czytając ją ponownie, aby przypomnieć sobie dokładny przebieg wydarzeń i ruszyć dalej, sama zauważyłam już kilka niedociągnięć na przestrzeni całej historii, dlatego na 100% będzie ona musiała się doczekać w pewnym momencie korekty. Nie jest to jednak temat naglący i będę to robić w wolnym czasie. Od razu zaznaczę też, że nie chodzi o diametralne zmiany w fabule, a bardziej stylistykę i małe błędy rzeczowe, dlatego nie wpłyną one na całą historię i nie zmuszą nikogo do czytania jej od początku, żeby się odnaleźć. Chyba że ktoś sam będzie chciał to zrobić :D
Co do przyszłości tej serii, to mam już rozplanowane kolejne kilka rozdziałów, a także wielki finał, który siłą rzeczy się zbliża, choć na razie małymi krokami. Postaram się wrócić do względnie regularnej publikacji, o ile oczywiście praca i inne zobowiązania mi na to pozwolą. Jednak to, co mogę z całą stanowczością obiecać, to to, że na następny rozdział nie będziecie musieli tak długo czekać.
Jeśli natomiast chodzi o inne moje ff, to z nimi także postaram się w miarę możliwości ruszyć do przodu. Każdy z nich wymaga jednak ode mnie dokładnego przypomnienia sobie wydarzeń, a już zwłaszcza ,,Po tamtej stronie", bo ukryłam tam tyle szczegółów istotnych dla finalnego rozwiązania, że sama muszę je od nowa odszukać :P Dlatego też, jeśli ktokolwiek czeka na inne moje serie, to poproszę was o jeszcze chwilę cierpliwości.
Chciałabym wam też wspomnieć, może jako lekką formę usprawiedliwienia, ale też zapewnienia, że nie porzuciłam swojej miłości do pisania, że w czasie tej długiej nieobecności niezupełnie spoczęłam na laurach. W tym czasie poznałam ogrom nowych fandomów, historii i motywów, które będę chciała w późniejszym czasie wykorzystać. Zanim jednak rozwinę te plany na stosunkowo daleką przyszłość, chcę oczywiście wrócić i wyjść na prostą ze swoimi zaczętymi już historiami :)
Tak więc wracając do starych tradycji: milej lektury! :)
************
Sasuke nigdy nie liczył na to, że będzie mógł się zakochać i wieść szczęśliwe, spokojne życie z osobą, którą sam sobie wybierze. Nigdy nie był na tyle naiwny, aby o tym marzyć. Od zawsze wiedział bowiem, że biorąc pod uwagę jego pochodzenie i specyfikę politycznych małżeństw wśród rodów królewskich, której jego rodzina od pokoleń hołdowała niemal jak jakiejś uświęconej tradycji, sądził, że po prostu nigdy nie będzie mu dane w ogóle się zakochać.
Nawet gdy był jeszcze dzieckiem, a jego wtedy jeszcze zdrowa na umyśle matka opowiadała mu o tym, jak poznała jego ojca dopiero podczas spotkania zaręczynowego, a mimo to z czasem się w nim zakochała, miał świadomość, że większość wysoko urodzonych ludzi nie miała takiego szczęścia. Wszak celem tych wszystkich ustawionych, politycznych związków, w jakie i on miał zostać pewnego dnia zaangażowany, nie było stworzenie szczęśliwej rodziny opartej na miłości i zaufaniu, a rozwijanie sieci układów, koneksji czy zależności między krajami. Wszyscy ci natomiast, którzy zostawali zmuszeni do życia w takiej relacji, mogli mówić o szczęściu, jeśli potrafili się dogadać i zostać przyjaciółmi, a ostatecznie także wypełnić obowiązek, jakim było posiadanie dzieci. Pary takie jak jego rodzice stanowiły tutaj wyjątek tak rzadki, że Sasuke nie wierzył, że mógłby on powtórzyć się także w jego przypadku. Zdawał sobie oczywiście też sprawę z tego, że jeszcze mniej szczęścia mieli ci, którzy prawdziwą miłość znaleźli poza swoim małżeństwem. Skazani oni byli bowiem albo na odrzucenie tychże uczuć, albo na oddanie się im w ukryciu zupełnie jakby były powodem do wstydu i podstawą do społecznego ostracyzmu. Dlatego też, mimo że część jego wtedy jeszcze nieco naiwnego, młodzieńczego serca krwawiła na myśl o tym, że nie będzie mógł zaznać szczęścia, jakie daje prawdziwy związek, dość szybko zmusił się do pogodzenia się ze swoim losem jako pierwszego księcia Sharingan. Mimo że nadal był dzieckiem, uzmysłowił sobie bowiem, że nie może pozwolić sobie na marzenia o wielkiej miłości, bo przysporzy mu to tylko jeszcze większego rozczarowania. Pewnego dnia zostanie po prostu zmuszony do ożenku z jakąś księżniczką z innego kraju i jeśli będzie miał na tyle szczęścia, że nie będzie ona dziedziczką tronu, to będzie mógł szczęśliwie pozostać w Sharingan u boku swojej rodziny. Tyle i tylko tyle oczekiwał Sasuke od życia w swoich dziecięcych latach, starając się jednocześnie jak najszczelniej zamknąć swoje serce tak, aby potencjalnie niebezpieczne i raniące uczucia nigdy się u niego nie rozwinęły.
Niestety, stosunkowo szybko okazało się, że oczekiwanie, chociażby tyle od życia, było marzeniem zbyt wielkim jak dla niego.
Sasuke nie mógł bowiem nawet do końca swoich dni pozostać po prostu księciem Sharingan przeznaczonym do ożenku z najbardziej opłacalną dla królestwa damą i w ten sposób wypełniając swoją powinność względem królestwa. W pewniej chwili został zmuszony do zostania księżniczką. I mimo że Sasuke na każdym kroku uważał to za upokorzenie, którego zupełnie nic nie byłoby w stanie z niego zmyć. I mimo że na każdym kroku budziło to w nim obrzydzenie i złość w odniesieniu nie tylko do otaczających go ludzi, którzy zdawali się z upływem czasu uważać to za coraz bardziej normalne i powszednie, ale także do siebie, że w ogóle na to pozwalał, bez względu na to, jakie motywy się za tym kryły. I mimo że każdego kolejnego dnia wydawało mu się, że bardziej się dusi pod narzuconą mu szaleństwem matki tożsamością, że miał wrażenie, jakby każda upływająca chwila zbliżała także jego do złamania wątlej równowagi własnego umysłu, to taki rozwój wypadków sprawił też, że z części jego serca zniknęło widmo nieszczęśliwego małżeństwa. Tak się przynajmniej wydawało, gdyż mimo że jego matka niejednokrotnie zmuszała go do spotkań z zalotnikami, to żaden z nich nie był na tyle zdesperowany, aby po poznaniu prawdy o jego płci nadal wyrażać chęć nawiązania z nim jakiegokolwiek związku.
Z tym Sasuke mógł się pogodzić, mógł zmusić się do przywyknięcia do myśli, że zawsze będzie sam, że ludzie zawsze będą patrzyli na niego jak na dziwaka, który udaje kobietę. Po pewnym czasie mógł nawet przyznać sam przed sobą, że przekonywanie się o tym, że samotność jest dla niego najlepszą opcją, stało się dla niego codziennością na tyle, że powoli zaczynał w to wierzyć. Myśl, że nie będzie już musiał zmuszać się do życia obok kogoś, kogo wcale nie zna, najpewniej nie będzie chciał poznać i z całą pewnością nie będzie potrafił się przed nim otworzyć na tyle, żeby pokazać prawdziwego siebie, wydawała mu się dziwnie pocieszająca wśród całego bałaganu, jakim było jego życie. A im więcej czasu mijało na wmawianiu sobie tej prawdy, tym bardziej miał wrażenie, że także jego serce przestaje tęsknić za tym, aby znaleźć kogoś, kto mógłby chcieć je na nowo poskładać z fragmentów, w które się z wolna rozpadało.
Jednak i te dni względnego spokoju minęły dla Sasuke zbyt szybko, gdyż w przeciwieństwie do pozostałych zalotników Orochimaru nie poczuł się zniechęcony wiedzą o tym, że pod makijażem i suknią z falbanami ukryty jest tak naprawdę nastoletni chłopak. Sasuke miał wrażenie, że nigdy nie zapomni tego błysku złośliwości i okrucieństwa, które pojawiły się w oczach tego gada, gdy powiedział mu o swojej płci. Nie zapomni dreszczy strachu, które wstrząsnęły jego ciałem, gdy hrabia spoglądał na niego z nieskrywanym pożądaniem, a matka oznajmiała mu ,,szczęśliwą nowinę" o jego planowanym zamążpójściu. Wyglądało bowiem na to, że dla Sasuke nawet oczekiwanie, że będzie mógł w samotności dożyć swoich dni, było marzeniem zbyt wielkim, a każde kolejne spotkanie z Orochimaru utwierdzało go tylko w przekonaniu, że resztę swoich dni spędzi w skrajnej nędzy uwikłany w związek tak odrażający i nieszczęśliwy, że ani jego umysł, ani ciało nie będą mogły zaznać chwili spokoju. I nic, nawet myśl o tym, że dzięki temu małżeństwu jego królestwo zdobędzie realną szansę na wydobycie się z niedoli, nie pozwoliło mu przekonać się do tego, że jest to dobre rozwiązanie.
Nigdy nie sądził, że w odniesieniu do siebie użyje tak trywialnego powiedzenia, ale tak, wtedy jego serce naprawdę zostało złamane. Zniszczone na tyle, że przestał nawet walczyć z tym, co miało go czekać. Nie oponował więc szczególnie podczas wszystkich przymiarek sukni ślubnych, podczas układania włosów, czy wybierania kwiatów do dekoracji kościoła i sali, gdzie miało się odbyć przyjęcie weselne. Z tego stanu wyrwał się dopiero wtedy, gdy Orochimaru chciał zaciągnąć go do komnaty, gdzie mieli spędzić noc poślubną. Wydawało mu się wtedy, że jeśli zostało mu jeszcze cokolwiek do obrony przed tym gadem i jego matką, która zatracając się w swoim szaleństwie, wydała go za mąż za tego obrzydliwego człowieka, było jego ciało. I kiedy wydawało mu się już, że nawet dla tego nie ma nadziei, niczym pierwszy promień wchodzącego słońca po zdecydowanie zbyt długiej i zbyt ciemnej nocy pojawił się Naruto.
Książę Konohy w jego oczach nie tylko odwrócił uwagę Orochimaru, dając mu szansę na ucieczkę, ale przede wszystkim dał mu tę małą, najpewniej naiwną, ale jednak niezaprzeczalnie istniejącą iskierkę nadziei, że nie wszystko jest przeciwko niemu, że także nad jego losem może, chociażby minimalnie uśmiechnąć się fortuna. I to w tamtej chwili było bodźcem, który skłonił go do podjęcia działania. Ta jedna chwila pozwoliła mu przekonać samego siebie, że to nie zawsze on musi być tym, który poświęca wszystko, że nie zawsze musi przekraczać własne limity, czy pozwalać zniszczyć siebie dla dobra innych. A przede wszystkim, że on też zasługuje na to, żeby przeżyć swoje życie jako on, jako Sasuke Uchiha, a nie wytwór chorego umysłu jego matki – księżniczka Saska.
I tak uciekając wtedy z Sharingan Sasuke, po raz kolejny musiał zrewidować swoje patrzenie na własne życie. Oczywiście nadal wiedział, że przeżyje je samotnie, nie zaznawszy, czym jest miłość. Wszak po tym, co przeszedł przy Orochimaru, był przekonany, że nie będzie w stanie nikogo dopuścić do siebie na tyle, żeby mógł się w nim zakochać. Wiedział też jednak, że poświeci swoje życie, aby odwdzięczyć się osobie, która uratowała go od utraty na dobre swojej tożsamości, od stania się zabawką Orochimaru na resztę swoich dni. I ta świadomość przez lata sprawiała, że mimo złamanego serca, którego wydawało mu się, że nigdy nie będzie w stanie już poskładać i ciężaru, jaki na jego barkach kładła konieczność ukrywania się, łatwiej było mu oddychać.
Przez chwilę Sasuke mógł nawet zapomnieć o tym, że w jego przekonaniu świat go nienawidzi, a życie usłane jest wyłącznie kolcami stworzonymi po to, żeby go ranić. Bo miał w swoim życiu cel. Cel, który wydawało mu się, że będzie w stanie osiągnąć, porzucając przy tym wszelkie mrzonki o rzeczach takich jak miłość, przywiązanie czy rodzina. I dzięki temu potrafił sam siebie przekonać, że nawet jeśli umrze samotnie, bez nikogo u swojego boku, to zrobi to jako Sasuke Uchicha i pozostanie mu, chociaż duma ze spłacenia swojego długu.
A przynajmniej tak było do czasu aż jego poharatane i niemal zniszczone serce nie postanowiło zabić ponownie. Dla księcia Konohy. Dla Naruto. Dla tego irytującego Młotka. Dla człowieka, który prosto w twarz zarzucił mu kłamstwo co do jego uczuć.
- To całkiem zabawne – mruknął do siebie, choć tak naprawdę bez cienia wesołości. – Sam zbyt długo myślałem, że nie będę potrafił nikogo pokochać, że nikt mnie nie interesuje, dlaczego teraz dziwię się, że mi nie wierzy...
Mimo że jego słowa były tak ciche, że sam ledwie je usłyszał, rozejrzał się po korytarzu, upewniając się, czy jest sam. Ostatnią rzeczą, jakiej jeszcze potrzebował, był kolejny szantażysta albo jakiś samozwańczy psycholog, który chciałby rozwinąć temat jego myśli i uczuć w chwili obecnej.
Sam przed sobą musiał przyznać, że ta chwila bezsilnej złości, kiedy Naruto prosto w twarz zarzucił mu kłamstwo, minęła równie szybko, jak się pojawiła. Teraz z kolei zastępowała ją niechętna rezygnacja. Powinien lepiej wiedzieć, że jego wyznanie nie może zabrzmieć wiarygodnie w obecnych ani tak naprawdę w żadnych okolicznościach. Nigdy nie wyraził swojego zainteresowania Naruto. Nawet po tym, jak niedawno zdał sobie sprawę z głębi swoich uczuć względem tego Młotka, nadal uparcie trzymał się swojej fasady obojętności i niedostępności. Czego więc oczekiwał? Nikt przecież nie czytał w jego myślach ani jego sercu. Poza tym to i tak nie miałoby większego sensu. Ile czasu pozostało mu w Konoha? Jeden raz chciał być samolubny i zabrać dla siebie trochę szczęścia, ale prawda była taka, że pozostało mu zaledwie kilka dni w tym królestwie. Nawet jeśli byłyby to dla niego najszczęśliwsze dni w życiu. Dni, do których mógłby wracać pamięcią podczas swojej dalszej ucieczki, tym razem wzbogaconej jednak etykietą zdrajcy. Dla Naruto najpewniej stałyby się one natomiast cierniem w boku, dając namiastkę tego, co nigdy nie miałoby prawa się udać. Tak było lepiej.
- Tak jest lepiej – powtórzył zupełnie, jakby wierzył, że usłyszenie tego na głos sprawi, że słowa te zapadną w jego serce na tyle głęboko, że przestanie ono boleć, ponownie zabierając mu możliwość swobodnego oddechu.
Oparł się z ciężkim westchnieniem o ścianę korytarza przed wejściem na dziedziniec, gdzie jak usłyszał od mijanego wcześniej strażnika, ciągle przebywała delegacja Suny. Chłód znajdującego się za nim muru dawał mu dziwne uczucie wsparcia. Choć może nie chodziło tylko o efekt psychologiczny, bo rzeczywiście wydawało mu się, że jego nogi lekko drżą, zupełnie jakby miały ustąpić pod jego ciężarem, jeśli tylko zrobi krok dalej od ściany. Odchylił głowę do tyłu do momentu aż i ona sięgnęła zimnej, nieznacznie chropowatej powierzchni muru, wypuszczając jednocześnie lekko drżący oddech, czując przy tym, jakby w przełyku zalegało mu coś na tyle dużego, że nie będzie w stanie tego przełknąć. Zamrugał szybko, licząc na to, że ruch ten sprawi, że pozbędzie się nieprzyjemnego uczucia pieczenia pod powiekami.
Nie mógł się teraz załamać. Nie mógł. Przeszedł już tak wiele i tak niewiele mu pozostało. Musiał wytrzymać jeszcze tylko do zjazdu książąt. Później przyszedłby czas na popadanie w melancholię, załamanie, rozgoryczenie, użalanie się nad sobą, rezygnację, apatię czy czego innego tylko jego serce by zażądało...
Spróbował wziąć jeszcze jeden oddech. Ten okazał się równie płytki i dławiący co poprzedni. Nie zrezygnowałby jednak na ostatniej prostej. Spróbował więc jeszcze raz i kolejny, i kolejny. Aż wreszcie wydawało mu się, że jego płuca nabrały na tyle powietrza, żeby móc normalnie pracować. Nieprzyjemne uczucie duszenia w dolnej części gardła nie zniknęło, ale miał też wrażenie, że będzie się musiał do niego z wolna przyzwyczaić. Dlatego też odchrząknął, tylko aby mieć pewność, że kiedy się odezwie, jego głos zabrzmi stosunkowo normalnie, po czym odepchnął się od ściany, prostując swoją postawę.
Skoro przez lata mógł pozorować, że jest księżniczką, mógł też przez pozostałe mu kilka dni udawać, że nie jest na skraju złamania.
- Sasuke! Czekaj...
Głos Naruto dobiegł go, nim zdążył zrobić kolejny krok w kierunku wyjścia z zamku, jednakże, zanim sam zdążył powiedzieć, chociażby słowo usłyszał też dochodzące z dziedzińca odgłosy szamotaniny i podniesiony kobiecy głos. Nie oglądał się nawet, aby sprawdzić, czy Naruto ruszy za nim. W pierwszej kolejności musiał sprawdzić, czy delegacja Suny nie ma żadnych kłopotów, które mogłyby zostać potraktowane jako zarzut względem Konohy. Jednakże, kiedy tylko przekroczył drzwi pałacu, tak aby móc zobaczyć co dzieje się na dziedzińcu, stanął niemal jak wryty, nie wiedząc jak zareagować na rozgrywającą się przed nim scenę.
Na środku zamkowego dziedzińca księżniczka Temari dosłownie szarpała się z dwoma strażnikami, którzy ewidentnie wbrew jej woli, prowadzili ją w kierunku pozostawionego kilka metrów dalej powozu. Dziewczyna wyklinała ich przy tym pod niebiosa, jednocześnie próbując zadać jakikolwiek cios, który mógłby przybliżyć ją do ucieczki. Była tym tak zaaferowana, że nie zwracała nawet uwagi na jej otoczenie, w tym na fakt, że na placu pojawił się także Sasuke. Jak ocenił Uchiha na podstawie ich mundurów, strażnicy ci musieli należeć do osobistej eskorty króla Gaary, najpewniej więc robili to, co robili na bezpośredni rozkaz ich władcy. Póki nie dowiedział się zatem, o co w tym wszystkim chodzi, nie mógł się w sprawę za bardzo angażować. Nie znał bowiem Gaary, nie mógł więc przewidzieć, jak może zostać jego ingerencja potraktowana. Postanowił więc poczekać na rozwój wypadków i zacząć działać tylko i wyłącznie, gdyby okazało się, że dziewczynie coś mogłoby grozić. W końcu mimo tego jej całego głupiego pomysłu ze ślubem z Naruto, w oczach Sasuke nie zasłużyła na to, żeby wyrządzono jej jakąkolwiek krzywdę.
Sam król Suny stał natomiast kilka kroków dalej, spoglądając na całą tę scenę z miną, która z sekundy na sekundę zdawała się balansować między wściekłością a zażenowaniem.
- Temari... - zaczął król Suny zdecydowanym głosem.
Niezależnie jednak od tego, co miał na myśli, nie wypowiedział dalej ani słowa. Gdy tylko imię jego siostry opuściło jego usta, stojący za nim mężczyzna delikatnie położył rękę na jego ramieniu, a władca zamilkł. Jego postawa w jednej chwili się zmieniła. Ramiona króla opadły, mięśnie wydawały się rozluźnić, a wzrok skierował się w dół na bruk bezpośrednio pod jego stopami. Przez ułamek sekundy Sasuke miał wrażenie, że patrzy na marionetkę, której ktoś odcinał sznurki.
- Księżniczko, proszę, nie przynoś swojemu królestwu więcej wstydu, niż już to uczyniłaś – powiedział mężczyzna pełnym cynizmu głosem. Po czym nie poświęcając nawet drugiego spojrzenia księżniczce, skierował swoje słowa do szarpiących się z nią żołnierzy. – Jeśli będzie trzeba, to ją ogłuszcie.
- Chwila! - krzyknął, nie do końca pojmując jeszcze sytuację, choć już mając co do niej same złe przeczucia.
- Co tu się dzieje?! – jego uszu dobiegł głos Naruto, który także dotarł już na dziedziniec i teraz sądząc po jego tonie, był równie zdezorientowany co on sam. – Gaara, czy mógłbyś mi wyjaśnić, co tu się właściwie wyprawia? – książę zwrócił się bezpośrednio do króla Suny, który nie poruszył się ani o milimetr od chwili, gdy przerwano mu próbę rozmowy ze swoją siostrą.
- Książę Naruto, jak miło wreszcie spotkać się osobiście. Jestem Sasori, doradca króla Gaary... - rzekł mężczyzna, który z chwili na chwilę budził w Sasuke coraz bardziej niepokojące odczucia.
Teraz kiedy cała jego uwaga skupiona była na księciu Konohy, Sasuke rzeczywiście mógł mu się lepiej przyjrzeć. Kasztanowo rude włosy w odcieniu tak intensywnym, że niektóre pasma mogłyby wręcz uchodzić za czerwone, stosunkowo drobna budowa, która wskazywała na to, że mężczyzna bardziej pasował na polityka niż rycerza i ubrania ewidentnie ukazujące jego wysoką pozycję na dworze. Niby nic szczególnego, jednakże jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło, aby powiedzieć Sasuke, jak bardzo ten człowiek jest niebezpieczny. Wpatrzone w Naruto brązowe oczy wydawały się bowiem na tyle przeszywające, że Sasuke miał wrażenie, jakby Sasori widział księcia Konohy na wskroś, poznając, zapamiętując i analizując po to, aby jak najszybciej i najefektywniej odkryć wszystkie jego słabości, a następnie odpowiednio je wykorzystać. Inteligencja tych oczu, nie ustępowała ani trochę miejsca okrucieństwu i żądzy krwi, które z nich były. A co chyba było dla Sasuke najstraszniejsze, to to, że Sasori nawet nie próbował ukryć blasku rozbawienia, który także czaił się w brązowych tęczówkach. Zupełnie jakby oni wszyscy brali udział w jakiejś grze, w której wygrana Sasoriego była już z góry przesądzona.
- Wcześniej byłeś doradcą Nagato, skąd ta zmiana? – zapytał Naruto, co w ocenie Sasuke było pewnie bardzo rozsądnym pytaniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę możliwość, że Sasori miał zatem także związek z Akatsuki. Jednakże Naruto, jak na Młotka przystało, nie zaczekał nawet w tej kwestii na odpowiedź. – Zresztą to nie jest istotne. Moje pytanie nie było skierowane do ciebie, tylko do Gaary. Czy wyjaśnisz mi w końcu co się tutaj dzieje?
Sasuke podążył wzrokiem za spojrzeniem Naruto, po raz kolejny kierując oczy na króla Suny, który co przerażające nadal wydawał się nieskupiony na tym, co dzieje się wokół. Co prawda nie wpatrywał się już w ziemię pod jego stopami, jednakże jego wzrok wędrował po dziedzińcu, jakby czegoś szukając, ale nie będąc w stanie rozpoznać żadnej ze znajdujących się na nim rzeczy lub osób.
- Gaara? – Naruto spróbował ponownie, jednakże i tym razem jego słowa wydawały się nie docierać do stojącego kilka metrów przed nimi władcy.
- Królu – mruknął kilka sekund później stojący obok nich Sasori nieskończenie rozbawionym głosem. A słowo to zadziałało na Gaarę zupełnie jak czarodziejskie zaklęcie, wyrywając go z transu, w którym tkwił.
- Naruto, przyjacielu! – zawołał w jednej chwili Gaara, zupełnie jakby po raz pierwszy zobaczył księcia Konohy na dziedzińcu. – Wybacz za kłopoty, które sprawiła wam tutaj Temari, wiesz, że zawsze podążała tylko i wyłącznie za swoimi kaprysami. Ale zajmiemy się tym, nie przejmuj się...
- Nie martwię się... - mruknął Naruto, wyglądając na równie zagubionego, jak Sasuke się czuł. – Nie trzeba się też niczym zajmować...
- Nonsens. – przerwał mu Gaara, obejmując przy tym ramiona Naruto swoim własnym. – Przyjacielu, znam cię i wiem, że nie masz jej za złe tego, co chciała zrobić. Jednak musisz też wiedzieć, że nie mogę na to pozwolić.
Dziwny błysk w oczach króla Suny, gdy wypowiadał ostatnie zdanie, sprawił, iż po plecach Sasuke po raz kolejny przebiegł zimny dreszcz. Jednocześnie widząc dezorientację i lekki przebłysk niepokoju w błękitnych oczach Naruto utwierdził się w przekonaniu, że nie tylko jemu wydaje się, że coś jest z Gaarą nie tak. Poza tym na krańcach jego umysłu nieustannie kołatało się pytanie o to, ile właściwie król Suny wie o planach Temari. Z listu otrzymanego od Kisame wynikało, że księżniczka przyjechała do Konohy całkowicie samodzielnie i bez uzgodnienia z Gaarą. Dlaczego więc ten wydawał się znać jej plany od podszewki...
- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego przyjechałem dzień wcześniej, niż planowałem – kolejne zdanie wypowiedziane przez króla Suny przerwało jego tok myśli. – Otóż chciałbym, choć na chwilę oderwać się, a przy okazji także i ciebie, od jakim brzemienia jest władza. Dlatego też, skoro tylko udało mi się zorganizować swoją podróż wcześniej, wybierzmy się nad wodospad. Tam, gdzie jeździliśmy, gdy bylismy dziećmi! Czyż to nie wspaniały pomysł?! - Oznajmił Gaara, nie pozwalając całkowicie skonsternowanemu Naruto na żadną formę protestu, gdy on sam mówił dalej. – Pójdę powiedzieć Minato, że cię zabieram, podczas gdy ty przygotuj swoje rzeczy, jeśli jakiś potrzebujesz.
- Gaara, ja nie... - próbował wtrącić Naruto.
- Nie przyjmę odmowy – rzekł całkowicie chłodno Gaara, ucinając tym samym protesty dziedzica Konohy. – Przygotuj się. A wy – rzekł do strażników, którym w jakimś momencie całej tej dziwnej sytuacji udało się wepchnąć Temari do powozu i teraz pilnowali wyłącznie, aby w nim pozostała – póki co, eskortujcie ją do jej komnaty. Po zastanowieniu chciałbym z nią porozmawiać, zanim odwieziecie ją do domu.
I tak wyglądając na zupełnie pewnego, że wszyscy – łącznie z Naruto – wykonają jego polecenia, Gaara skierował się do wnętrza zamku. Przed przekroczeniem progu skinął jeszcze tylko na Sasoriego, który z zadowolonym z siebie uśmiechem skłonił im się, podążając za swoim władcą.
Kilka sekund później dziedziniec opustoszał całkowicie, gdy każdy ze strażników Suny wrócił do właściwych im zadań. Pozostali na nim tylko Sasuke i Naruto, stojąc tak nadal całkowicie skonsternowani całą tą sceną, a ogłuszająca wręcz cisza zdawała się ich przygniatać.
- To było niecodzienne – mruknął w końcu Naruto. Sam nie brzmiąc jednak na w pełni świadomego, że w ogóle się odezwał.
Głos księcia wystarczył jednak, żeby obudzić odrętwiały umysł Sasuke i zmusić go do ponownej pracy. Wiedział doskonale, że to, czego był świadkiem, nie było czymś, co widuje się codziennie. Ta chwila całkowitego zagubienia, zastąpiona nadmierną ekscytacją, którą przyprawiono jeszcze tą chwilą przesadnej stanowczości i całkowitego chłodu przy wydawaniu poleceń. Niepokojące zachowanie Gaary nie mogło mieć jego zdaniem całkowicie normalnego podłoża. Wiedział też, że powinien być w stanie je z czymś powiązać, jego pamięć wydawała się jednak w tej chwili taka zawodna i chaotyczna. Był w stanie skojarzyć, że w odmętach jego umysłu znajduje się istotna informacja o tym, co mogłoby być przyczyną takiego zachowania. Wiedział, że w końcu będzie w stanie do niej dotrzeć, potrzebował tylko jakiejś wskazówki i odrobiny czasu... Była jednak inna rzecz, której był pewien...
- Naruto, nie możesz z nim zostawać sam... – zaczął, łapiąc wręcz desperacko stojącego obok niego księcia za ramię i obracając go tak, żeby mógł spojrzeć mu w oczy.
Był w stanie zauważyć, jak oddech Naruto lekko zaciął się, gdy książę, potykając się w jego stronę po tym gwałtownym szarpnięciu, zrobił o jeden krok za dużo, wpadając niemal w jego klatkę piersiową. I nawet jeśli wiedział, że Naruto nie wierzy w jego uczucia. Nawet jeśli miał świadomość, że w ich sytuacji nastąpiły kolejne komplikacje związane z dziwnym zachowaniem króla Suny. Nawet jeśli wiedział, że cokolwiek nie miałoby się między nimi wydarzyć, będzie musiało zakończyć się razem z dniem królewskiego zjazdu. To nadal jego serce wydawało się lekko podskoczyć ze świadomości, że Naruto w ten sposób zareagował na nawet tak nieznaczny kontakt między nimi.
- To całkiem zabawne – powtórzył szeptem po raz kolejny tego dnia, przekonując się o irracjonalności i braku konsekwencji własnych zachowań i myśli.
Sasuke uśmiechnął się lekko, kiedy pomyślał o tym, że zawsze, ile razy nie byłby przekonany, że wszystko sobie ułożył, że opracował nowy plan na swoje życie, określił dla siebie nowe cele i priorytety, Naruto był w stanie jednym słowem czy gestem roznieść to w pył. Tak jak teraz, gdy już zaczynał pracować nad przekonaniem siebie, że lepiej jest, jeśli książę Konohy nie wierzy w jego miłość, ten samą swoją obecnością sprawiał, że serce Sasuke krzyczało, aby wyznawał swoje uczucia, tak długo, aż Naruto pojmie ich ogrom...
- Czy możemy porozmawiać... - zaczął Naruto, przerywając od razu, gdy niemal z uwielbieniem zaczął wpatrywać się w delikatny uśmiech na ustach Sasuke. – O tym... z wcześniej – dokończył dopiero po kilkunastu sekundach, niezgrabnie, jakby potykając się o własne słowa.
- Nie teraz. – odparł Sasuke. W dużej mierze powiedział to nawet wbrew sobie, gdyż mając Naruto tak blisko, cała jego istota wręcz wyrywała się, aby zrobić coś, aby pozbyć się tych kilkunastu centymetrów pozostającego między nimi dystansu. Nie mógł sobie jednak na to pozwolić w tej chwili. – Teraz są ważniejsze rzeczy.
- Nie ma. – rzucił Naruto z tak wielkim przekonaniem, że Sasuke przez ułamek sekundy o mało mu nie przytaknął.
Błękitne oczy księcia wpatrywały się w niego tak intensywnie i kryły w sobie tyle ciepła, nadziei i delikatności, że Uchiha na ułamek sekundy znowu stracił zdolność logicznego myślenia. Jego serce wezbrało emocjami tak silnymi, że poczuł się, jakby walczyło z płucami o miejsce w jego klatce piersiowej. Ewidentnie też wygrywało tę walkę, bo kolejny wdech wydawał mu się nieproporcjonalnie płytki względem poprzednich.
- Więc są równie ważne – wydusił z siebie, zamykając oczy na kilka sekund, aby choć za własnymi powiekami schować się przed intensywnością spojrzenia Naruto i tym jak na nie reagował. – Posłuchaj mnie uważnie, Gaara i to, co się tutaj...
- Czy ty... - przerwał mu Naruto, a jego ton po raz kolejny mówił o tym, jak niepewny jest swoich słów albo raczej tego, co może stać się ostateczną ich konsekwencją. – Nie chcesz... w sensie, wyjaśnić tego wszystkiego... między nami.
Sasuke wydawało się też, że Naruto zaczął się od niego odsuwać. Było to nieznaczne, zaledwie kilka centymetrów, jednakże dla niego na tyle odczuwalne, że zacieśnił uścisk na ramieniu księcia, aby powstrzymać go od dalszych ruchów.
- Chcę. – orzekł w końcu po kolejnej minucie ciszy, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że nie poświęcił ani sekundy na rozważenie tego, a poddał się całkowicie temu, co podpowiadało mu serce. – Jest jednak o wiele więcej rzeczy, które musisz usłyszeć, jeśli chcesz, żebyśmy wyjaśnili wszystko. A ja powiem je tylko raz. Usłyszysz wszystko o Sasuke Uchiha i o książnice Sasce i wtedy zadecydujesz, co z tym zrobisz. – podkreślił z mocą. – Dlatego nie zrobię tego teraz.
Naruto przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę, ważąc jego słowa, a Sasuke miał wrażenie, jakby książę już miał zaprotestować i dalej próbować się o to kłócić, w ostatniej chwili zmienił jednak zdanie i skinął głową z potwierdzeniem.
- Dobrze więc. – zaczął ponownie Sasuke, wypuszczając oddech. – Wracając do Gaary...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top