Rozdział 15
Można powiedzieć, że wyrobiłam się z zaplanowaną częścią zajęć na uczelnię (nawet sobie nie wyobrażacie ile się przy tym dowiedziałam o torturach hahah) :) I tak pomyślałam, że z tej okazji wreszcie napiszę kolejny rozdział, który gdzieś mi się tam kołatał w głowie jak jeszcze tworzyłam poprzedni :P Mam nadzieję, że jakimś cudem wam się spodoba heh
Nie przedłużając: Miłej lektury :)
*****************************************
Po wyjściu Sasuke Zboczony Pustelnik długo zastanawiał się co powinien dalej zrobić. Spodziewał się, że jego zadanie nie będzie łatwe, ale w życiu nie pomyślałby, iż Uchiha będzie aż tak niechętny do współpracy. Przecież nic by mu się nie stało jakby go posłuchał. On chciał dla niego jak najlepiej, dla nich obojga... Wziął głęboki oddech i odruchowo zaczął przerzucać strony w poradniku, który miał w dłoniach. Jeśli tak dalej pójdzie, to nigdy nie uda mu się uszczęśliwić swojego ucznia...
Trzeba nam bowiem wiedzieć, że cztery lata wcześniej, zaraz po pierwszym spotkaniu Naruto z Sasuke, a raczej wtedy Śnieżką... Saską... jak zwał, tak zwał, młody Uzumaki przyszedł do Jiraiyi po radę. Poprosił go o pomoc w zdobyciu swojej ukochanej, a rycerz zobowiązał się, iż uczyni co w jego mocy aby pomóc księciu Konohy zdobyć miłość księżniczki Uchiha.
Sprawa wydawała się prosta – pokonać smoka... wróć, pokonać węża i odbić księżniczkę, ale wszystko skomplikowało się już dwa lata później kiedy Kakashi przyjechał i uświadomił Zboczonego Pustelnika kto został jego uczniem. W istocie wtedy chodziło o pomoc Sasuke w pozbyciu się niechęci jaką chłopak żywił względem jakichkolwiek kontaktów fizycznych i gdyby nie fakt, że Jiraiya przysiągł na swój rycerski honor, że wesprze Naruto w zdobyciu królewny Saski to na tym zakończył by swoje zadanie i teraz już nie męczył Uchihy. Zboczony Pustelnik z racji swoich... hm... zainteresowań nic przeciwko takim związkom nie miał, więc doszedł do wniosku, że skoro coś obiecał, to słowa dotrzymać musi, tak też pojawił się jego plan zrobienia z Sasuke... no, geja. A jeśli nie, to przynajmniej pozbycia się traumy jaką wywołał u niego Orochimaru, a z resztą miał sobie sam radzić książę Konohy. Jiraiya od samego początku zakładał bowiem, że przecież skoro Naruto już Saskę kochał, to chyba mu się nie odmieni kiedy dowie się, że to tak naprawdę facet. W końcu księciu Sharingan niczego nie brakowało, więc Uzumaki nie powinien narzekać... A w takim razie trzeba było tylko coś zrobić z Sasuke...
Zboczony Pustelnik oczywiście wiedział, że Naruto jako dziedzic królestwa powinien znaleźć sobie żonę, ale przecież on sam go od małego uczył, że uczucia są ważniejsze od polityki, dlatego chciał po prostu aby jego uczeń był szczęśliwy. A z kim byłby szczęśliwszy niż z osobą, którą pokochał od pierwszego wejrzenia i nie chciał porzucić nawet mimo świadomości, że może jej nigdy nie zdobyć? Jednak żeby tak mogło się stać młody Uchiha musiał przestać się tak zaciekle bronić przed możliwością zakochania się w mężczyźnie, a póki co szło to marnie. Jednak, Jiraiya nie po to przez ostatnie dwa lata zgłębiał tajniki świata ówczesnej gejozy, żeby jakieś głupie uprzedzenia Sasuke pokrzyżowały jego plany. Co to, to nie! Nie zamierzał odpuścić! Tym bardziej, że samo przekonanie Kakashiego do wysłania Uchihy pod jego ,,opiekę" skończyło się kolejnym ciężkim zobowiązaniem, bowiem Łowca zażyczył sobie w zamian za to aby Zboczony Pustelnik napisał nową serię książek z dedykacją specjalnie dla niego... A żeby tego było mało, miał zrobić Tsunade główną bohaterką. Tsunade! Przecież ona go zabije jak się dowie, że wykorzystał jej wizerunek... Rozerwie go na strzępy i nie zostawi nawet...
Nagle zatrzymał się w swoich rozmyślaniach, gdyż przy przeglądaniu książki coś rzuciło mu się w oczy. Przebiegł szybko wzrokiem po stronie i szeroko się uśmiechnął. Wyglądało na to, że miał nowy plan....
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tymczasem w zamku, w stolicy Konohy książę Uzumaki od godziny siedział w jadalni i zastanawiał się nad słowami Kisame. Starał się zrozumieć przyczyny postępowania królowej Mikoto, ale niezależnie od tego jak długo i od jakiej strony nie próbował tego rozważyć dochodził do jednego wniosku: Ona sprzedała Sasuke. A na samą myśl o tym budziła się w nim nieopisana ochota wygarnięcia tej kobiecie co o niej myśli, bez względu na swoją czy jej pozycję. Miał wrażenie, że gdyby teraz w Konoha pojawił się jakikolwiek inny Uchiha, to oberwałby za samo nazwisko i fakt, że nie bronił Sasuke. Naruto był zły. Nie, on był niemiłosiernie wkurwiony na całą tą sytuację. Na Mikoto, na Orochimaru, na wszystkich. Kto tak postępuje? Naprawdę starał się zrzucić wszystko na niepoczytalność królowej, ale do cholery, chodziło o jej syna. Już samo zmuszanie go do udawania królewny było nienormalne, ale żeby jeszcze kazać mu wziąć ślub z innym facetem. Tego nie mógł już tak jej darować. Jak to w ogóle możliwe, że biskup się na to zgodził? Przecież kościół nie zezwalał na zawieranie takich małżeństw... Orochimaru mu zapłacił, czy jak? A może w kościelnych aktach Sasuke również zaczął istnieć jako Saska? Jeśli tak, to może byłaby...
- Naruto? – z rozmyślań wyrwał go zdziwiony głos ojca – Nie miałeś mieć teraz lekcji tańca?
Chłopak nie odpowiedział ciągle zastanawiając się nad czymś, dlatego król Konohy przyjrzał mu się uważniej. Od wczoraj miał wrażenie, że jego syn jest jakiś podenerwowany i przygaszony, jednak nie znał przyczyny takiego stanu. A już samo to, że Naruto jeszcze nie żalił się na cały zamek co mu leży na wątrobie mogło uchodzić za podejrzane. Minato zajął miejsce naprzeciwko swojego syna i przez chwilę obaj milczeli patrząc sobie prosto w oczy.
- Wiesz, że możesz ze mną o wszystkim porozmawiać, prawda? – zaczął wreszcie władca Konohy – Może i jestem królem, ale przede wszystkim jestem twoim ojcem. Możesz na mnie liczyć w każdej sprawie.
- Tak, wiem – odparł po chwili młodszy starając się uśmiechnąć, niestety średnio mu to wyszło.
- Chodzi o Sasuke? – domyślił się Minato.
Król już podczas rozmowy z nim nie był przekonany do jego wyjaśnień i powodów, przez które chłopak opuszczał Konohę, a teraz tylko się w tym utwierdzał. Jego syn zawsze bardzo łatwo przywiązywał się do ludzi i szybko obdarzał ich sympatią. Było to cechą równie wartą podziwu, co nagany, bo było dla Naruto niczym obosieczny miecz - albo szybko zyskiwał przyjaciół, albo zawodził się na ludziach, którym zaufał. Dlatego władca Konohy zastanawiał się teraz, która wizja urzeczywistniła się względem Sasuke.
- Nic mi nie zrobił, jeśli to masz na myśli – zapewnił książę domyślając się o co chodzi jego ojcu.
W tej chwili Naruto nawet jakoś zapomniał o swoim wielkim zawodzie miłosnym, przez który jeszcze wczoraj mógłby wpaść w depresję. Skupiał się raczej na tym ile sam Uchiha musiał przejść i poniekąd było mu głupio, że tak na niego wyskoczył. Ciągle był przekonany, że miał prawo do złości, ale może Sasuke faktycznie nie wiedział o jego uczuciach względem Saski, a wtedy rzeczywiście nie był niczemu winny. Możliwe więc, że Naruto naskoczył na niego mimo, że on sam był ofiarą... W tej właśnie chwili postanowił, że musi go jakoś za to przeprosić, jakkolwiek niezręcznie by się teraz nie czuł względem Uchihy, to chłopak nie zasłużył na takie traktowanie z jego strony.
- Ale się pokłóciliście? – dopytywał go ojciec.
- Niestety.
- O co? Chyba nie o jakąś dziewczynę, co? – zaśmiał się Minato, ale widząc minę swojego syna momentalnie spoważniał.
- Można to tak nazwać... - odparł wymijająco książę.
- Naruto...
- Nieistotne. Mam ważniejszą sprawę – przerwał mu Naruto i na chwilę się zawahał, nie był przekonany czy jest sens zadawać pytanie, które chodziło mu po głowie – Zmusilibyście mnie do małżeństwa tylko po to żeby Konoha na tym zyskała?
- Dlaczego pytasz o coś takiego? – zdziwił się Minato.
- Po prostu odpowiedz.
- Rządzenie państwem czasami wymaga naprawdę wiele poświęcenia – zaczął filozoficznie król, nie bardzo wiedząc do czego zmierza jego syn, ale widząc jak ten przewraca oczami zamilkł na chwilę, aby się nad tym zastanowić – Nie, nie zrobilibyśmy czegoś takiego. Tak jak ci mówiłem. Może i jestem królem, ale ważniejsze jest to, że jestem twoim ojcem. Nie mógłbym spać spokojnie wiedząc, iż unieszczęśliwiłem jedynego syna w imię polityki. Zawsze są inne rozwiązania. Konoha ma wielu sojuszników, którzy...
- Dzięki – przerwał mu Naruto rzucając mu się na szyję i krótko przytulając po czym ruszył od razu w stronę wyjścia.
Minato mówiąc to tylko przekonał go do wcześniejszego postanowienia. Teraz już był pewien, że on zawsze będzie mógł liczyć na swojego ojca, nawet jeśli teraz zamierzał zrobić coś, co mogło odbić się na królestwie. Najpierw jednak musiał porozmawiać z Sasuke i jakoś się z nim dogadać. Naruto wiedział, że nie będzie mógł znieść myśli, iż przez jego wybuch chłopak musi tułać się po świecie bez żadnej bliskiej mu osoby. Uważał, że Uchiha zniósł już wystarczająco dużo i teraz zasługiwał żeby zaznać choć trochę spokoju. Poza tym nie chciał pozwolić żeby Sasuke znowu został sam, żeby znowu się na kimś zawiódł i musiał uciekać. Nie chciał pozwolić żeby zawiódł się na nim... Nie wiedział do końca dlaczego, ale po prostu nie mógł do tego dopuścić.
- Czyżbyś szedł szukać swojej księżniczki? – zaśmiał się widząc jak humor jego syna się poprawił.
- Księcia. Idę szukać księcia – rzucił mu wesoło chłopak zanim wyszedł.
- Dobrze, bardzo dobrze – odparł mechanicznie Minato, ale po chwili, kiedy uświadomił sobie co powiedział jego syn, wstał tak gwałtownie, że aż przewrócił krzesło na którym siedział. Chciał zawołać Naruto żeby wyjaśnił mu co to za nowy żart wymyślił niestety jego już nie było.
Książę szybko kierował się korytarzami zamku do dobrze mu znanej sali treningowej. Kiedyś bardzo często ćwiczył tam z Kakashim jednak cztery lata temu po spotkaniu księżniczki Uchiha, cholera znowu tak go nazwał...
- Sasuke – szepnął uderzając lekko otwartą dłonią w czoło – Zapamiętaj do cholery, że to był ten Drań, a nie żadna księżniczka.
Zrobił głęboki wdech przez usta żeby się uspokoić. Od wczoraj starał się sobie wbić do głowy, iż wtedy w Sharingan nie spotkał żadnej dziewczyny tylko księcia Uchiha i po cichu liczył na to, że kiedy to dotrze w końcu do jego głowy to i jego serce się uspokoi. Na razie jednak wszystkie jego zabiegi miały opłakane skutki. Nie wspominając już nawet o tym jak jeszcze wczoraj kiedy rozmawiał, wróć, kiedy kłócił się z Sasuke w jego głowie narodziła się przedziwna myśl o tym, że poniekąd teraz wygląda nawet lepiej niż cztery lata temu... Cholera nie! Znowu o tym pomyślał...
- Za jakie grzechy... - wymamrotał otwierając drzwi do sali treningowej gdzie spodziewał się znaleźć Kakashiego.
Pomieszczenie, do którego wszedł było ogromne. Wysoki sufit wsparty na licznych kolumnach, białe ściany i olbrzymie okna sprawiały, że niemal zawsze było tutaj przyjemnie jasno. Pamiętał, iż kiedy był młodszy uwielbiał tutaj przebywać patrząc jak bardziej doświadczeni rycerze odbywają pojedynki. Wtedy zawsze wyobrażał sobie, że kiedy już dorośnie, sam zostanie wielkim rycerzem, dlatego nigdy nie odpuszczał podczas treningów czy to u Kakashiego, czy później Zboczonego Pustelnika. Jego marzenie, póki co jednak się nie ziściło. Jako kandydat na króla nawet nieszczególnie mógł brać udział w turniejach rycerskich, bo za bardzo obawiano się o jego życie nieraz bowiem zdarzało się, iż nie wszyscy rycerze wychodzili z nich cało. Niestety ale musiał przyznać, że ostatnio w ogóle mu się nie układało jeśli chodzi o realizację marzeń. Najpierw jego szermierskie aspiracje legły w gruzach, później plany co do Śnieżki, a teraz wyglądało na to, że będzie musiał szukać sobie żony... Czy mogło być gorzej?
Szedł wolno między ustawionymi w sali treningowej stojakami z bronią i tarczami w kierunku, z którego słyszał szczęk metalu. Podejrzewał, że to właśnie Kakashi z kimś ćwiczy i oczywiście się nie pomylił. Schował się za jedną z kolumn i z zafascynowaniem przyglądał się jak Łowca wymienia szybkie serie ataków z Kisame. Wyglądało na to, iż w trakcie pojedynku prowadzili jakąś dyskusję gdyż co jakiś czas docierały do niego jakieś pojedyncze, nie do końca zrozumiałe słowa. Przesunął się bliżej aby móc usłyszeć coś więcej i jednocześnie nie mógł oderwać wzroku od ich ruchów. Mimo woli przypomniał sobie jak wtedy w gospodzie Sasuke walczył z Zabuzą i zaczął porównywać technikę każdego z rycerzy. Ostatecznie stwierdzając, że każdemu z nich daleko do gracji z jaką poruszał się Uchiha.
- Dlaczego mam gdzieś zabrać Naruto? – usłyszał nagle głos Kisame i ponownie skupił się na ich rozmowie.
- Dzięki temu wszyscy unikniemy kłopotów – odparł mu Kakashi jednocześnie blokując cios – Lepiej żeby teraz go nie spotkał, bo wszystko jeszcze bardziej się skomplikuje.
- Ciągle nie powiedziałeś mi o kogo dokładnie chodzi – zauważył Hoshigaki chowając miecz i tym samym kończąc walkę.
- Za dwa dni ma przybyć do nas delegacja z Amegakure. Jeśli wierzyć plotkom na jej czele stoi sam Orochimaru...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top