Rozdział 14
Chciałam wam wszystkim złożyć życzenia świąteczne :) Radosnej Wielkanocy, smacznej święconki, mokrego dyngusa itd. itd. (nie jestem w tym dobra) A rozdział tak w ramach prezentu od zająca wielkanocnego ;)
Miłej lektury:
**************************
Naruto przekroczył próg jadalni w podłym humorze. W zasadzie, jego nastrój był taki niezmiennie od wczorajszego wieczora, a nic nie zapowiadało poprawy w najbliższym czasie. Spojrzał kątem oka na idącego obok niego Kisame. Wyprostowany, poważny, przez całą drogę się do niego nie odezwał. Przy Itachim wydawał się taki wyluzowany i skory do żartów, jakby był zupełnie inną osobą. Wypuścił ciężko powietrze wchodząc do jadalni gdzie spodziewał się kolejnych problemów.
Rozglądanie się za narzeczoną? Po co mu to? Wiedział jaki system rządów jest sprawowany w Konoha i co się z tym wiązało. Musiał się ożenić. I to najlepiej zaraz po koronacji. Tyle tylko, że do wczoraj optymistycznie zakładał, że do tego czasu znajdzie księżniczkę Sharingan, jakimś cudem unieważni jej małżeństwo z Orochimaru i sam się jej oświadczy. A teraz? Już widział siebie klęczącego przed Sasuke z pierścionkiem i proszącego go o rękę. Pewnie nie dość, że zwyzywałby go od Młotków, to jeszcze wpakowałbym Chidori między żebra. Aż parsknął śmiechem wyobrażając to sobie. Romantyzm najwyższej klasy.
- Naruto? – zapytała go matka. Ten nagły wybuch śmiechu mógł u jej syna oznaczać tylko jedno, że wymyślił coś aby uniknąć lekcji tańca – Coś się stało?
- Nie... - odparł ciągle się śmiejąc i zanim zdążył się zastanowić dodał – Po prostu sobie wyobraziłem jak oświadczę się Sasu... Śnieżce znaczy.
- Co?! Odbiło ci?! – Kisame w jednej chwili zapomniał o właściwym zachowaniu i nawet o tytułach. Naruto poinformował już wcześniej Itachiego, który z kolei wszystko przekazał jemu, że para królewska ciągle nie wie o tym, iż księżniczka Uchiha to tak naprawdę Sasuke. Dlatego jego matka nie zdawała sobie z niczego sprawy, ale nie on. Bo przecież książę Konohy właśnie powiedział, że wyobrażał sobie jak mu się oświadczy, nie? No może i Kisame szczególnie bystry nie był, ale słuch miał doskonały.
- Oj jednak się do mnie odezwałeś jak do człowieka – odparł książę – Jak miło. I nie stresuj się, jestem całkiem zdrowy na umyśle, dlatego zastanawiam się jaki kamień w pierścionku pasowałby najbardziej – dodał puszczając mu oczko chcąc kontynuować żart, dzięki któremu Kisame na chwilę stracił maskę wzorowego rycerza.
- Nie możesz! Przecież on...a... ona... - Hoshigaki spojrzał na niego błagalnie nie wiedząc jak samemu z tego wybrnąć.
- A kto mi zabroni? – zapytał zadziornie Naruto doskonale się bawiąc, tym bardziej, że widział jak jego matka załamana jego niepoważnym zachowaniem machnęła póki co ręką na jego lekcję i wyszła zabierając ze sobą Ebisu – Myślisz, że zgodzi się założyć jeszcze raz suknię ślubną? Chyba głupio by wyglądało gdybym to ja w niej wystąpił... W końcu będę królem, coś takiego mi nie przystoi...
- On cię zabije, jeśli mu to powiesz – oznajmił pewny swego Kisame.
- Jeśli tak, to dlaczego zgodził się wyjść za Orochimaru? Tego Itachi mi nie wyjaśnił, więc może ty byłbyś tak łaskawy i to zrobił? – zapytał w ułamku sekundy poważniejąc.
Na początku chciał tylko żartami przekonać Hohigakiego żeby traktował go z mniejszym dystansem, ale skoro ta rozmowa tak się potoczyła, to nie mógł z tego nie skorzystać. Wiedział już, że królowa Sharingan po śmierci męża załamała się i popadła w obłęd, czego skutkiem było zmuszenie młodszego syna do udawania księżniczki. Nie miał jednak pojęcia jak to wszystko mogło zajść tak daleko...
- Pieniądze i wpływy - rzucił po dłuższej chwili Kisame.
- Nie rozumiem.
- Na każdym dworze jest tak samo, powinieneś to wiedzieć jako przyszły król. Majątek i koneksje, na tym zależało Mikoto kiedy wydawała Sasuke za mąż – zaczął niechętnie Hoshigaki - Po śmierci króla Sharingan dwór pogrążył się w chaosie. Nikt z zewnątrz o tym nie wiedział. Doradcy Fugaku do tego nie dopuścili, starali się jakoś to opanować. Ale zupełnie pozbawić władzy królowej nie mogli. Przynajmniej nie do czasu dwudziestych urodzin Itachiego. Niosło to ze sobą nie tylko zagrożenie polityczne, ale też olbrzymie wydatki z królewskiego budżetu. Trzeba było wzmocnić straże na granicach, zapobiegać wyciekowi informacji, opłacać kolejnych doradców... Studnia bez dna. W każdym razie, w tamtym okresie Sharingan ciągle jeszcze borykało się ze skutkami tego kryzysu, a kiedy pojawił się Orochimaru obiecywał złote góry dzięki bliskiej znajomości z królem Nagato. W zasadzie, od kiedy tylko zobaczył Sasuke wystąpił z propozycją wsparcia królestwa w zamian za jego... jej... no w sumie jej, inaczej by się nie dało, rękę. Przez blisko rok książętom nawet udawało się jakoś bronić, ale w końcu Mikoto podjęła decyzję i Sasuke nie miał już nic do powiedzenia... Resztę znasz...
- To niedorzeczne. Jak można sprzedać – Naruto nie umiał inaczej tego określić – własne dziecko? I w imię czego? Przecież są inne kraje, które wsparłyby Sharingan, nie musieliście zawierać żadnych umów z Nagato.
- Nawet jeśli, to nikt o problemach Sharingan nie wiedział, a gdyby ktoś niepożądany zdobył wiedzę o słabości królestwa groziłby nam najazd...
- Jak możesz tak łatwo usprawiedliwiać to co spotkało Sasuke! Dałoby się to rozwiązać inaczej! – oburzył się Naruto. Dla niego cała ta sytuacja była niepojęta.
- Wybacz książę, to nie tak, że cokolwiek usprawiedliwiam. Prawda jest taka, iż władza zawsze niesie za sobą trudne decyzje, i lepiej żebyś i ty do takich dorósł, jeśli masz zostać królem – oznajmił mu Kisame po czym lekko się skłonił i zostawił go samego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wracając jednak do poważnej rozmowy, która odbyła się jakiś czas temu w chatce Zboczonego Pustelnika...
– Uważam, że naprawdę powinniście z Naruto dojść do porozumienia...
- Niby dlaczego? Jeszcze tydzień temu nawet się nie znaliśmy i nikomu to nie przeszkadzało? – zapytał Sasuke, kiedy już usiadł po przeciwnej stronie stołu spoglądając wprost w oczy swojego rozmówcy.
- A nie sądzisz, że poprawne stosunki między wami mogą być korzystne zarówno dla Konohy, jak i dla Sharingan? – zapytał Jiraiya tonem, który przypomniał czarnowłosemu jego nauczyciela dyplomacji jeszcze z czasów kiedy mieszkał w rodzinnym kraju.
- Sądzę, że to bez znaczenia – odparł po chwili zastanowienia, na co rycerz tylko uniósł brwi w zdziwieniu, więc po chwili dodał – Jeśli już chodzi o jakieś relacje międzypaństwowe to, to zadanie Itachiego.
- Jesteś pierwszym księciem, więc....
- Na chwilę obecną to jestem zaginioną żoną Orochimaru – przerwał mu krzywiąc się, ale skoro już doszło do tej rozmowy to wolał grać w otwarte karty – Nie wiem nawet jak matka przekonała biskupa do udzielenia nam tego niedorzecznego ślubu, ale takie są fakty. Jeśli się ujawnię to będę zmuszony wrócić do tego dziada...
- Więc zamierzasz całe życie się ukrywać? – przerwał mu Jiraiya.
- Jeśli będzie trzeba... - odparł wzruszając ramionami.
Tak po prawdzie, to nigdy nie wybiegał myślami zbyt daleko w przyszłość. Tamtej nocy po prostu chciał uciec od Orochimaru. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami. Dopiero później uświadomił sobie, że jeśli nie chce sprowadzić na Sharingan żadnych problemów musi się ukrywać. Był pewny, że ,,ten oślizły gad" wykorzystałby każdy dostępny sposób, aby przyprowadzić go do siebie siłą, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Niestety miał też świadomość tego, iż może nie być w stanie nie ujawnić się przez całe życie. Teraz planował po prostu odwlec w czasie tą nieprzyjemną chwilę jak długo się da... A nóż Orochimaru niedługo kopnie w kalendarz, albo spotka go coś równie tragicznego... Może paraliż? Tak, to też byłoby niezłe, oby tylko dolnej połowy ciała...
- Wiesz, że Naruto mógłby cię chronić kiedy byłbyś na dworze, nie? – zapytał od niechcenia Jiraiya tym samym przerywając jego rozmyślania.
- Raczej wątpię żeby chciał – prychnął – nie jestem jego księżniczką, tylko przypadkowo poznanym facetem.
- Doprawdy, żeś się tego uczepił, jak rzep psiego ogona – westchnął Zboczony Pustelnik – No ale zostawmy to póki co. Skoro zostajesz tutaj na całe dwa tygodnie, to pragnę cię poinformować, że w tym domu nie ma nic za darmo – rzucił uśmiechając się szelmowsko i wracając do swojego zwyczajowego ,,ja" przez co Sasuke zaczął się zastanawiać czy to, iż wylądował akurat tutaj nie było jakimś spiskiem przeciwko niemu – Przeczytasz tamtą książkę...
- Nie ma mowy – zaparł się od razu Uchiha, nie miał zamiaru zapoznawać się z tego typu literaturą nawet pod groźbą śmierci.
- Chyba nie chcesz zawieść swojego nauczyciela, co? Kakashi przygarnął cię, nie wiedząc o tobie nic, ochraniał przez te lata, nauczył wszystkiego, a ty chcesz mu się odwdzięczyć łamiąc dane mu słowo? – zapytał tonem pełnym wyrzutu Jiraiya.
- To wszystko było ukartowane! Ten cholerny Kakashi to zaplanował! Wiedziałeś kim jestem od samego początku! – krzyczał oburzony Sasuke. Właśnie sobie uświadomił, że rycerz nie powinien wiedzieć aż tak wiele po ich poprzednim spotkaniu, chyba że Łowca sam mu o tym opowiedział.
- Niewykluczone – zaśmiał się wreszcie Zboczony Pustelnik widząc miotającego się po pokoju i warczącego przekleństwa chłopaka, w tym momencie przypominał mu kota zamkniętego w klatce – Oj już się tak nie złość księżniczko, bo ci się taki grymas na twarzy zostanie i żaden kawaler cię nie zechce...
- Zginiesz!
- Kiedyś na pewno – uśmiechnął się lekko – Prawda jest taka, że już od dawna wiedziałem o tobie. Kakashi przyszedł do mnie po radę, bo pragnął pomóc ci pozbyć się tego dziwnego odruchu obronnego pojawiającego się kiedy ktoś cię dotykał. Uznał, że to wina Orochimaru i przez to nabawiłeś się jakiegoś wstrętu do kontaktów fizycznych.
- Hn.
- W każdym razie nie chciał żebyś ,,przypadkiem" przez to kiedyś uszkodził jakąś bogu ducha winną niewiastę, albo jeszcze gorzej zakochanego w tobie na zabój Naruto. Długo szukałem sposobu na to jak można by coś z tym zrobić – mówiąc to wyciągał z półki i pokazywał Sasuke kolejne grube tomy książek o psychologii – I z tego co słyszałem od Kakashiego pomagało, ale po waszej ostatniej wizycie i tym jak rzuciłeś się na księcia uznałem, że to nie wystarczyło. Wiedziałem, że problemem był Orochimaru, ale nic więcej, więc postanowiłem sięgnąć po literaturę fachową. I lepiej to doceń, bo pożyczenie tego od Saia wiele mnie kosztowało.
- Niby czego? – zapytał ciągle wściekły, ale jednocześnie zaciekawiony Uchiha.
Teraz już rozumiał dlaczego Łowca wysłał go akurat tutaj. Od dawna wiedział, że te jego dziwne odruchy mogą kiedyś sprowadzić na niego kłopoty, jak chociażby wtedy kiedy rzucił się na Naruto. Wcześniej też kilka razy mu się to zdarzało, a jedna z jego ,,ofiar" musiała przez to spędzić ponad tydzień w szpitalu, bo Sasuke ,,przypadkiem" wbił jej miecz w ramię... Może faktycznie powinien coś z tym zrobić? Chociaż wątpił w to żeby akurat Jiraiya był w stanie coś na to zaradzić. Ale może źle go oceniał? Poza tym pomocnej dłoni raczej się nie odtrąca...
Spojrzał na rycerza, który teraz przeszukiwał półkę z książkami co chwilę marudząc, że nie może znaleźć tej właściwej. Sceptycyzm Sasuke rósł wraz z kolejnymi minutami bezowocnych starań Zboczonego Pustelnika, ale nie chciał się czepiać bardziej niż to konieczne, skoro on tylko chciał mu pomóc... Nawet nerwy jakoś mu przeszły więc usiadł spokojnie i przyglądał się poczynaniom rycerza. Po kolejnym kwadransie usłyszał głośny okrzyk triumfu Jiraiyi, który w ułamku sekundy odwrócił się do niego wyciągając w jego stronę grubą książkę w różowej oprawie. Sasuke musiał dobrze się przyjrzeć żeby dostrzec tytuł, ponieważ był napisany dość małymi literami. Powoli obraz mu się wyostrzył i przeczytał coś od czego krew znowu mu się zagotowała. Książka nosiła bowiem tytuł: ,,Wszystko co musisz wiedzieć o byciu gejem. Kompleksowy poradnik o miłości męsko-męskiej"
- Nie chcę wiedzieć jak to miałoby mi pomóc – wycedził przez zaciśnięte zęby wstając od stolika i kierując się do wyjścia z domu. Obawiał się, że jeśli zostanie tam chociażby kilka sekund dłużej osobiście wywoła wojnę między Konohą a Sharingan, zabijając jednego z królewskich doradców.
- Ale jeszcze nie skończyłem... - oburzył się Jiraiya.
- Ja już tak. I dobrze ci radzę zrób coś z tą książką, bo jeśli jeszcze raz ją zobaczę to, to co zrobiła ci ostatnio Tsunade będzie jak dziecinna zabawa w porównaniu z tym, jak ja cię urządzę – rzucił wychodząc przy głośnym trzaśnięciu drzwi.
- Ehh... To będzie trudniejsze niż myślałem... – podsumował rycerz kiedy Uchiha już opuścił jego dom.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top