Rozdział 21

Napisałam ten rozdział już kilka dni temu i za każdym razem jak go czytałam chcąc poprawić miałam wrażenie, że wychodzi coraz gorszy... Właśnie dlatego dzisiaj postanowiłam go ostatecznie wstawić w takiej formie i poczekam na wasze opinie. Także tego, jeśli uważacie, że jest naprawdę fatalny, to mówcie śmiało, napiszę go od początku albo poprawię ;)

*************************

Shikamaru od zawsze uchodził za inteligentnego oraz spostrzegawczego człowieka i prawdopodobnie gdyby nie jego lenistwo już dawno zasiadałby w radzie królewskiej, a przy dobrych wiatrach może i miałby już za sobą awans na doradcę głowy państwa. Niestety, jedyny syn rodziny Nara należał do osób lubiących oszczędzać energię na wszelkie możliwe sposoby i nie planował z tym walczyć, nawet w imię podwyżki. Nie zmienia to jednak faktu, iż czasami... cóż, wolałby być głupszy... Jakkolwiek by to nie brzmiało, niekiedy naprawdę pragnąłby wyłączyć myślenie i udawać, że nic do niego nie dociera. Tak jak teraz... Niemalże od samego wyjazdu z Konohy Naruto bawił się z nim w ,,podchody". Już chyba z tuzin razy zaczynał o coś pytać tylko po to żeby później się speszyć, zarumienić i odjechać twierdząc, że jednak nic nie chciał. Shikamaru sam z siebie nie należał do osób wścibskich, ale... No po prostu nie lubił kiedy nie rozumiał co się dzieje z jego przyjaciółmi, a w tej chwili za nic nie był w stanie pojąć o co chodzi księciu. Nie to żeby się nie domyślał, że ma to jakiś związek z Sasuke, bo dziwne zachowania dziedzica Konohy zaczęły się razem z jego odejściem z zamku, ale o co dokładnie chodziło, nie miał pojęcia. Właśnie dlatego obiecał sobie, że w najbliższym czasie dorwie Uzumakiego i wypyta tak, że ten będzie śpiewał jak na spowiedzi, co mu leży na sercu.

Okazja do zrealizowania jego planów nadarzyła się szybciej niż się spodziewał, bo jeszcze przed dotarciem do Yugakure. Kakashi zgodnie z Jiraiyą stwierdzili, że nie będą marnować czasu na dotarcie do wioski i szukanie gospody. Wobec tego zmuszeni byli do zorganizowania sobie prowizorycznego obozowiska nad brzegiem rzeki niedaleko wjazdu do Yugakure. Dwójka starszych rycerzy rozdzieliła obowiązki w taki sposób, iż to właśnie na Shikamaru i Naruto spoczywało przygotowanie ogniska, podczas gdy oni mieli postarać się o upolowanie czegoś na kolację.

- Ej Shikamaru... - usłyszał niepewny głos dziedzica Konohy gdzieś w trakcie układania stosu drewna – Bo ty jesteś mądry...

- Jestem – potwierdził kiedy nie mógł doczekać się dalszej części wypowiedzi księcia.

- I skromny – dodał z sarkazmem Naruto, a Shikamaru zauważył, że jego ton był już ciut pewniejszy niż na początku co uznał za dobry znak.

- Jak się pomylę, to mi się zdarza – zaśmiał się podchodząc do księcia siedzącego już przy wolno rozpalającym się ognisku i zajmując miejsce obok niego – Powiesz mi wreszcie co cię tak męczy?

- No bo...

- Na co ci tylu nauczycieli jak nadal zaczynasz zdanie od ,,no bo"? – nie mógł się powstrzymać od żartu przypominając sobie, że kiedy był młodszy wielokrotnie pomagał Naruto w pisaniu przemówień jakie miał przygotowywać na lekcje dyplomacji.

Uśmiechnął się sam do siebie na to wspomnienie. Faktycznie, przez Naruto w przeszłości wielokrotnie przyszło mu wykonywać obowiązki przekraczające jego kompetencje. Dziś jednak był za to wdzięczny, dzięki temu zdobył doświadczenie, które miał nadzieję wykorzystać dla dobra Konohy. Co więcej w ten sposób dane było mu poznać księcia lepiej niż większości jego strażników. Przez to teraz ośmielał się nazywać go przyjacielem ignorując różnice w ich pochodzeniu i tylko ze względu na tą przyjaźń nie mógł patrzeć jak Uzumaki sam się z czymś męczy.

- Eh... Naruto – zaczął ponownie widząc, że mimo lekkiego rozluźnienia ciągle obawia się wyznać mu co go trapi – Znamy się całe życie, więc wiedz, że co by się nie działo możesz na mnie liczyć...

- To nie takie proste... - szepnął książę wzdychając.

- Chodzi o królestwo? – zapytał wreszcie Shikamaru spoglądając na zbolałą minę Uzumakiego.

- Też – zaczął Naruto niepewnie i na dłuższą chwilę zamilkł – Załóżmy, tak przez chwilę, że to ty jesteś Naruto Uzumakim, dobrze? – spytał niepewnie, ale widząc niezrozumienie Nary znowu ucichł aż do chwili gdy jego rozmówca przytaknął – No to skoro jesteś mną, to powiedz mi co byś zrobił mając świadomość, że na przykład taki Lee ci się podoba... - westchnął nie wiedząc jak skończyć. Czuł się zagubiony i nie miał pojęcia czy ta rozmowa ma jakikolwiek sens, ale kto inny mógłby mu doradzić jeśli nie najinteligentniejsza osoba w królestwie?

- Naruto? – rzucił zszokowany Shikamaru zupełnie nie wiedząc co począć z takim przykładem. Przecież przy takim Lee nie miałby już nigdy okazji poleżeć i pooglądać chmur. Zamiast tego pewnie musiałby ćwiczyć szermierkę albo słuchać jego wykładów o sile młodości. Aż się wzdrygnął na myśl o takim marnotrawieniu energii. Wychodziło więc na to, że wtedy najprawdopodobniej sam nabiłby się na przypadkowy miecz, ale zakładał, że takie stwierdzenie nie było tym czego książę oczekiwał...

- Ja... – zaczął wreszcie Uzumaki nieporadnie kończąc wcześniejszą próbę obrócenia całej sytuacji w teoretyczne rozważania. Wiedział, iż Shikamaru i tak w końcu połączy fakty i będzie wiedział o co chodzi, nie było więc sensu owijać w bawełnę – Ja... Em... Myślę, że zakochałem się w Sasuke... – skończył wreszcie i spojrzał na Shikamaru niepewnie.

Nara milczał przez dłuższą chwilę, a jego umysł pracował na najwyższych obrotach starając się wymyślić jakąś sensowną odpowiedź. Przyglądał się uważnie jak wyraz twarzy Naruto stopniowo się zmienia. Najpierw tylko oczy wyrażały obawę i niepewność, a po chwili już cała jego mina mówiła jasno, że spodziewa się najgorszego. A przecież Nara nie zamierzał go krytykować, on tylko nie wiedział jak ubrać w słowa to co myślał.

- Shikamaru, ja... Zapomnij o tym... - zaczął się plątać Uzumaki uciekając jednocześnie wzrokiem od swojego rozmówcy i zagryzając wargę.

Nara od razu rozpoznał tę minę, Naruto miał ją zawsze wtedy gdy na siłę starał się ukryć emocje podczas spotkań politycznych. Zawsze później przechodził na ten swój ,,królewski" ton i zachowywał się jak zupełnie inna osoba. Był wtedy poważny, opanowany, chłodno kalkulował sytuację i przede wszystkim był piekielnie wyniosły, a Shikamaru sądził, że to zupełnie mu nie pasuje. Zawsze uważał go za pogodnego chłopaka, który za każdego ze swoich poddanych skoczyłby w ogień, a nie jakiegoś nadętego paniczyka. I liczył na to, że nigdy nie zobaczy tej formalnej strony Naruto w ich osobistych kontaktach.

- Nie, spokojnie – odparł odwracając księcia w swoją stronę i lekko się do niego uśmiechając – Po prostu, od lat mówiłeś, że tylko księżniczka Uchiha się dla ciebie liczy... Myślałem, iż nigdy nie zwrócisz uwagi na kogoś innego – wyjaśnił szybko Shikamaru dając tym samym do zrozumienia, że płeć osoby, którą pokochał Naruto nie ma najmniejszego znaczenia.

- Sasuke i księżniczka to jedna i ta sama osoba – szepnął Uzumaki i pokrótce wyjaśnił co działo się w Sharingan w tamtym okresie oraz wydarzenia mające miejsce po przyjeździe Itachiego – Ja nie wiem do końca jak to możliwe. Od zawsze uważałem, że kocham księżniczkę, od kiedy tylko ją zobaczyłem... Przez całe cztery lata myślałem tylko o niej, a kiedy pojawił się Sasuke w jednej chwili się do niego przekonałem. Jest wrednym Draniem, ale i tak go polubiłem. Tamtego dnia kiedy poznałem prawdę byłem w szoku. Byłem wściekły, że przez cały ten czas tkwiłem w błędzie. Zwolniłem wtedy Sasuke z jego zobowiązań i uznałem, że wszystkie moje uczucia zostały zniszczone. Ale kiedy to minęło zdałem sobie sprawę, że w zasadzie to wiedza o płci księżniczki niewiele zmieniła... Nie wiem jak to wyjaśnić, ale uświadomiłem sobie, iż to Sasuke wtedy uratowałem, to jego szukałem przez te cztery lata i to jego tak naprawdę pokochałem...

Shikamaru przez kolejną chwilę milczał analizując każde słowo Naruto. Musiał sam przed sobą przyznać, że jego uczucia względem Uchihy znacznie komplikowały sytuację Konohy, ale kiedy tak patrzył na przyjaciela, który wyglądał na przekonanego co do swoich słów nie miał serca mu o tym wspominać. Tak samo jak o tym w jaki szał wpadnie królowa Kushina gdy się o tym dowie, aż sam poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach.

- Czyli musimy po prostu znowu uratować twoją księżniczkę? – ich uszu dobiegło nagle pytanie zadane lekko rozbawionym głosem.

- Kurama?! Co ty tutaj robisz? – krzyknął Uzumaki podrywając się na nogi. Był zdenerwowany i zawstydzony bo zdał sobie sprawę, że rycerz słyszał ich rozmowę, poza tym wcale nie podobała mu się świadomość, iż coraz więcej osób zna prawdę o pochodzeniu Sasuke i jego uczuciach względem Uchihy.

- Jak to co? Jiraiya mnie wysłał żebym wprowadził Uchihę na casting Hidana, a wtedy będziemy mieli tam swojego człowieka i łatwiej się z nimi rozprawimy – wyjaśnił jak gdyby nigdy nic.

- Jak to wprowadził? – zapytał Shikamaru mimo, że domyślał się o co może chodzić to jednak miał nadzieję, że tym razem się myli.

- Eee... no, jako ofiarę... - mruknął niepewnie Kurama spoglądając w ciemniejące od gniewu błękitne oczy.

- Zobaczcie co udało nam się złapa...

Niestety Jiraiya nie zdążył nawet dokończyć i pochwalić się jakie to dorodne króliki upolował, bo już leżał na ziemi powalony prawym sierpowym Naruto. Shikamaru złapał się za głowę patrząc jak książę traci nad sobą panowanie. Że też rycerz nie mógł przyjść trochę później... Nerwy Naruto zawsze opadały tak samo szybko, jak się pojawiały, więc pewnie wtedy nie byłoby takiej afery i obyłoby się bez rękoczynów. Wiedział, iż powinien zainterweniować od razu, ale w zasadzie sam uważał, że za tak głupi pomysł należało się temu zboczeńcowi obicie twarzy... Ruszył się dopiero kiedy Uzumaki uderzył ponownie i odciągnął go od znokautowanego rycerza, który teraz leżał na ziemi przykryty owocami swojego polowania niczym kołdrą z futra.

- Wystarczy! Teraz już będzie równo puchło – rzucił rozjuszonemu księciu, który jeszcze wyrywał się do Jiraiyi warcząc jakieś przekleństwa.

- Ale... Jeśli przez niego coś się stanie Sasuke...

- Tak wiem. Nie darujesz mu tego, ale póki co jest nam potrzebny w miarę sprawny, żeby pomóc wyciągnąć stamtąd Sasuke, więc się uspokój – wyjaśnił powołując się na logiczne argumenty.

- Jiraiya myślał, że jeśli Naruto znowu go uratuje to się pogodzą, bo Uchiha będzie mu wdzięczny i... – usłyszeli niepewne wyjaśnienie Kakashiego, który dopiero teraz odważył się odezwać.

- Że jak?! – oburzył się Naruto, ale tym razem Shikamaru go powstrzymał zanim zdążył przyłożyć Łowcy.

- To niedorzeczne – mruknął cicho Shikamaru, ale zaraz dodał głośniej – Odpuść Naruto, przynajmniej do czasu aż to wszystko załatwimy. Później to Sasuke się z nimi rozprawi...

- Ale... – chciał coś jeszcze powiedzieć jednak ucichł pod zdecydowanym spojrzeniem Shikamaru.

- Pan Jezus kazał przebaczać – wtrącił swoje trzy grosze Kurama, a zaraz potem zaczął śpiewać jakąś religijną piosenkę w biesiadnej aranżacji.

Nara chyba pierwszy raz podziękował w duchu za jego komentarze, bo w jakiś dziwny sposób rozluźniły napiętą atmosferę, a kiedy Naruto usłyszał jego fałszowanie przy refrenie nawet lekko się uśmiechnął.

- Jakie to kłopotliwe... - mruknął nachylając się nad Zboczonym Pustelnikiem, który już doszedł do siebie, ale widocznie wolał jeszcze się nie podnosić żeby nie drażnić Uzumakiego – Niczego głupszego nie dało się już wymyślić?

- W zasadzie to rozważałem jeszcze kilka możliwości, ale ta wydawała się najsensowniejsza, bo Sasuke pewnie nie zgodziłby się założyć pończoch...

- Nie mów nic więcej – szepnął Shikamaru kręcąc ze zrezygnowaniem głową – Ciesz się, że Naruto poważniej cię nie uszkodził, ale jakoś mi się wydaje, że Uchiha nie będzie taki pobłażliwy jak cię dorwie... - mruknął przyglądając się z satysfakcją jak oczy Jiraiyi powoli stają się coraz większe.

Pewnie gdyby nie sytuacja, to nawet by się roześmiał widząc, że rycerz dopiero teraz zdał sobie sprawę z konsekwencji swoich działań. Ten człowiek naprawdę nigdy się nie zmieni, zawsze najpierw działa dopiero myśli. Zupełnie jak Naruto, ocenił. Chyba jednak będzie musiał pomyśleć o stanowisku królewskiego doradcy...

- Dobra, słuchać! - zaczął po chwili zupełnie spokojnie przyjmując tym samym na siebie rolę dowódcy w całej wyprawie - Mam pomysł na to jak wyciągnąć stamtąd Sasuke, ale najpierw Kurama podasz mi wszystkie szczegóły dotyczące wnętrza świątyni jakie pamiętasz. Ty, Jiraiya, lepiej się już nie udzielaj - mruknął widząc jak ten otwiera usta chcąc coś powiedzieć, po czym odwrócił się do Naruto i z uśmiechem dodał - Tym razem wspólnie uratujemy twoją Śnieżkę, ale przekonać ją do powrotu będziesz musiał już sam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top