Rozdział 13

Dawno wam nie dziękowałam za komentarze i gwiazdki, nie? To już chyba starcza skleroza :P Ale nic straconego, więc dziękuję serdecznie, bo naprawdę nie sądziłam, że ta historia się spodoba :)

Kolejnych kilka rozdziałów (jeszcze nie wiem ile ;)) będzie wyglądało tak, jak ten. Będę opisywać równolegle wydarzenia wokół Sasuke i te dotyczące Naruto. Pewnie przez to całość będzie szła troszkę wolniej, ale cóż... Nie obejdę tego. Mam tylko nadzieję, że będzie to w miarę sensownie wyglądać i się nie pogubimy ;)

Także chyba tyle z ogłoszeń. Miłej lektury:

*****************************

Rozlokowanie w pokoju, który pozwolił Sasuke zająć Jiraiya zajęło mu praktycznie cały poranek. Chłopak z każdą kolejną wizytą gospodarza musiał coraz silniej walczyć ze sobą, aby go nie uszkodzić, a przynajmniej nie trwale, w końcu korzystał z jego gościnności. Ale musiał przyznać, iż łatwe to nie było... Jednak cierpliwość Uchihy praktycznie zawsze była na wyczerpaniu, więc Jiraiya przychodzący co chwilę z nowymi pomysłami na to jak pogodzić go z Naruto, igrał z ogniem i ewidentnie zmierzał w kierunku rychłego zakończenia żywota. Tym bardziej, że plany te bardziej nadawały się na kolejne rozdziały powieści Zboczonego Pustelnika, niż na wykorzystanie w rzeczywistości. Po poprzednim, który w dużym uproszczeniu, opierał się na ofiarowaniu Naruto związanego Sasuke, i nie zapominajmy o tym, że nagiego, w prezencie koronacyjnym, Uchiha najzwyczajniej w świecie wywalił Jiraiyę siłą z pokoju grożąc mu przy tym mieczem.

Wyglądało jednak na to, że Zboczony Pustelnik hołdował zasadzie: ,,jak nie drzwiami, to oknem", bo kilkanaście minut później pojawił się w pokoju Sasuke ponownie. Chłopak aż złapał się za głowę widząc co rycerz trzyma w dłoniach.

- Skoro już tu jesteś, to sądzę, że powinieneś to przeczytać – oznajmił wesoło jego ,,gość" wciskając mu dosłownie pod nos plik kartek zapisanych niezbyt starannym pismem.

- Nie mam zamiaru czytać twoich zboczonych powieści – niemal krzyknął spodziewając się, że rękopisy będą na tym samym poziomie co ten, który ostatnio przedstawiał Naruto, a dzisiaj już zdecydowanie nie miał ochoty na tego typu literaturę.

- Ta ci się spodoba. Gwarantuję – oznajmił ze szczerym uśmiechem rycerz wychodząc z pokoju.

Sasuke usiadł na brzegu łóżka ściskając kartki tak, że zaczynały się już giąć. Domyślał się, iż i tak będzie musiał to przeczytać, a im wcześniej to zrobi tym szybciej będzie miał to z głowy. Powoli więc przesuwał wzrokiem po kolejnych literach... ,,Shota od tak dawna go pragnął. Teraz kiedy miał świadomość, że jego uczucia są odwzajemnione tym bardziej nie zamierzał się powstrzymywać. A już na pewno nie kiedy widział jak Rin jest podniecony. Pocałował go namiętnie. Bez chwili zawahania przyparł nagie ciało swojego kochanka do ściany. Kiedy tylko Rin zaplótł dłonie na jego szyi, aby przysunąć go do siebie jeszcze bardziej, zacisnął delikatnie palce na nabrzmiałej męskości ukochanego chcąc... ". Sasuke nie był nawet w stanie skończyć czytania, zerwał się na równe nogi i ruszył do kuchni gdzie spodziewał się znaleźć Zboczonego Pustelnika.

- Zabiję go! – warknął rwąc rękopis na strzępy i rozrzucając jego fragmenty przy każdym kroku.

- Mówił ci już ktoś, że złość piękności szkodzi? – zapytał niewinnie Jiraiya, kiedy tylko go zobaczył.

- Co ty sobie myślisz?! Czy ty, w ogóle wiesz z kim masz do czynienia?! – wyrzucał z siebie wzburzony – Jestem księciem Sharingan...

- Z przyszłą... znaczy, wróć... niedoszłą narzeczoną Naruto – uśmiechnął się głupio wzruszając ramionami jakby nie usłyszał tytułu jakim posłużył się Sasuke.

- Agh... - Sasuke aż zabrakło słów żeby odpowiedzieć. Czy naprawdę z tym człowiekiem dało się rozmawiać tylko o jednym? I dlaczego tak usilnie starał się go wepchnąć w ramiona Naruto? Przecież to było niedorzeczne!

- No dobrze książę, więc porozmawiajmy już na poważnie – zaczął po chwili milczenia już zupełnie innym tonem Jiraiya – Uważam, że naprawdę powinniście z Naruto dojść do porozumienia...

Sasuke, chcąc nie chcąc, postanowił wysłuchać co rycerz chce mu powiedzieć, zwłaszcza, że zauważył zmianę w jego zachowaniu. To sprawiło, że jednocześnie zaczął się zastanawiać czy w Konoha wszyscy mają skłonność do swoistego rozdwojenia jaźni. Przecież Naruto też raz robił za kompletnego Młotka, a kiedy indziej za materiał na prawdziwego władcę. Teraz Zboczony Pustelnik... No mniejsza, najważniejsze żeby i jemu się to nie udzieliło...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W czasie kiedy Sasuke starał się zaaklimatyzować w nowym miejscu, biedny Kisame (jak to zaczął sam siebie określać od poprzedniego wieczora) wysłuchiwał już ponad godzinnego wywodu Itachiego, że ma się właściwie zachowywać jako dowódca straży księcia Konohy. Rycerz postanowił przemilczeć to, iż cały ten monolog składał się głównie z: nie przynieś wstydu Sasuke, godnie reprezentuj Sharingan, nie zszargaj imienia Sasuke, postaraj się nie dać zabić Naruto, żeby tylko Sasuke nie musiał później świecić za ciebie oczami itd., itd. No naprawdę, Kisame czasami zastanawiał się czy Itachi ma w głowie cokolwiek poza przesadną troską o brata... Niby był bystrym i rozsądnym człowiekiem, ale kiedy w grę wchodził młodszy Uchiha zmieniał się w nadopiekuńczego i przewrażliwionego chłopaka.

- I pamiętaj żebyś nie przyniósł... - powtarzał po raz kolejny Itachi zatrzymując się na środku pałacowego korytarza.

- Wstydu Sasuke – przerwał mu wreszcie Hoshigaki. Nie mógł już tego słuchać, a miał poważne wątpliwości, czy w tym momencie wypowiedź nie zatoczyłaby koła zaczynając od początku jego męczarnię.

- Tak – ucieszył się Itachi widocznie sądząc, że Kisame załapał najważniejszą część – Chciałbym też...

- Czyli nie mogę opowiedzieć jak wtedy przyleciał do ciebie spanikowany pytając jak się zakłada pończochy z pasem? – zapytał pół żartem, pół serio Hoshigaki zanim książę Sharingan zdążył się wysłowić.

Starał się jakoś dodać otuchy Itachiemu w ostatniej chwili przed wyjazdem z Konohy. Wiedział, iż Uchiha mimo, że popierał plan brata, no powiedzmy, że popierał, bo przecież został postawiony przed faktem dokonanym, to i tak był spięty. Nie dość, że znowu tracił kontakt z Sasuke, i to zaledwie po jednej rozmowie, to jeszcze musiał szukać nowego strażnika. Kisame wiedział, że jego przyjaciel nie będzie się na nic skarżył, ale własnych złych przeczuć nie mógł się tak łatwo pozbyć.

- To by się łapało pod ,,przynoszenie wstydu Sasuke" – zaśmiał się lekko w odpowiedzi Itachi wracając pamięcią do tamtej chwili.

- A czy to nie wasz ojciec wiecznie powtarzał, że zadawanie, nawet najgłupszych, pytań pogłębia wiedzę, a wiedza jest krokiem w stronę wielkości? – odparł puszczając oczko do przyjaciela.

- Sądzę, że chodzenie w pończochach to Sasuke do wielkości raczej nie doprowadzi – tym razem otwarcie zażartował Itachi, niestety już po chwili tego pożałował.

- Pończochy? – wyrwało się z ust księcia Naruto zanim zdążył chociażby pomyśleć o czym, i przede wszystkim o kim jest ta rozmowa.

- Oj tak! Takie czarne, z koronkami i takimi ozdobnymi zapięciami przy pasie, a przecież Sasuke ma takie długie nogi, więc... – zaśmiał się Kisame gestami wskazując na własną nogę, aby lepiej zobrazować opis. Niestety po raz kolejny zapominało mu się o instynkcie samozachowawczym – Seksowne były...

- Kisame!

- Wystarczy!

Padło jednocześnie z ust dwójki książąt. Oboje byli teraz lekko zaczerwienieni i wzrokiem przemierzali ściany korytarza starając się na prędce wymyślić wyjście z niezręcznej sytuacji. Tyle tylko, że jeśli Itachiemu faktycznie chodziło o ratowanie resztek honoru brata, to Naruto poniosła wyobraźnia kiedy tylko usłyszał o Sasce w pończochach. Samych pończochach. Książę zaklął pod nosem próbując się pozbyć z głowy dziwnego wyobrażenia. Przecież nie było Saski. Istniał tylko Sasuke. A Sasuke w pończochach go nie interesował!

Czy to wszystko musiało być takie pokręcone? Jeszcze wczoraj rano sądził, że znajdzie w czarnowłosym rycerzu przyjaciela. Mimo, że chłopak, w ocenie Naruto, był wredny i nieprzystępny, to było w nim coś, co go do niego ciągnęło. Przede wszystkim to jak go traktował. Wcześniej nigdy nie pomyślałby, że może uznać nazywanie ,,Młotkiem" za miłe, ale teraz właśnie tak było. To, a także wszystkie jego wyniosłe i pewne siebie spojrzenia, nawet złośliwe uwagi sprawiały, że Naruto od razu wiedział, że Sasuke będzie oczekiwał równego traktowania ich obojga. To było coś nowego dla księcia Konohy, bo zazwyczaj ludzie w jego otoczeniu podchodzili do niego z pewną rezerwą, z uwagi na urodzenie. A Naruto tego nie znosił. Fakt, był księciem, ale przecież samym tym jeszcze na szacunek nie zasłużył. Od zawsze chciał żeby ludzie cenili go za to jaką jest osobą, a nie za jego pochodzenie, dlatego tak bardzo podobało mu się, że Uchiha pozwalał mu zapracować na jego uznanie samodzielnie. Przemilczmy lepiej póki co to, jak mu to wychodziło... Teraz jednak już wiedział, że ich pozycja w istocie była równa, więc to chyba on okazał względem czarnowłosego brak szacunku obrażając go przy pierwszym spotkaniu. Ale w sumie on nie pozostał mu dłużny... No naprawdę, tego było za wiele dla Naruto, już sam się we wszystkim gubił. Najpierw się wściekał za bycie oszukiwanym. Później się zastanawiał, czy aby sam nie ocenił pochopnie Sasuke, który może rzeczywiście nic nie wiedział. Dalej pojawiało się zmieszanie faktem, iż jeśli spojrzeć na wszystko brutalnie szczerze, to przez cztery lata fantazjował o facecie. Nie mówiąc już o tym, że zanim zdążył cokolwiek sobie w głowie ułożyć pokłócił się z Sasuke, który tak po prawdzie trochę racji miał, bo przecież nie udawał księżniczki z własnej woli... Ehh... Nie. Dla Naruto było jeszcze zbyt wcześnie żeby wyciągnąć jakieś sensowne wnioski z całej tej sytuacji.

- Wybacz Panie – wyrwał go z zamyślenia głos Kisame, a zawarty w jego wypowiedzi zwrot spowodował, że lekko się skrzywił – Nie powinienem w ten sposób wyrażać się o księciu Uchiha.

- Nieważne – starał się uciąć temat Naruto – Ojciec mówił mi, że od dzisiaj to ty masz się zajmować moją ochroną, a skoro tak to możesz się do mnie zwracać po imieniu – zapewnił siląc się na lekki uśmiech.

- Dziękuję książę, ale to niestosowne – odparł mu Kisame i skłonił się lekko na co młody Uzumaki o mało ponownie nie wybuchł. Powstrzymała go od tego, prawdopodobnie, tylko zbliżająca się do nich Kushina.

- Naruto widzę, że już poznałeś nowego dowódcę twojej ochrony – zagadnęła królowa – A skoro tak to chodź przedstawię ci nauczyciela tańca.

- Tańca? – zapytał zupełnie zszokowany książę, przez chwilę nawet wyleciała mu z głowy poprzednio odbyta rozmowa.

- Nie mów, że zapomniałeś – królowa mówiąc to pokiwała głową zrezygnowana – Pan Ebisu mógł wreszcie do nas przybyć. Przecież od miesiąca ci powtarzam, że powinieneś podczas balu z okazji zjazdu książąt zacząć rozglądać się za narzeczoną.

- A ja od lat ci powtarzam, iż nie mam zamiaru się za nikim rozglądać, bo... - zatrzymał się w połowie powtarzanego niestrudzenie od czterech lat zdania, które w obliczu wczorajszego wieczora nagle wydawało się już nieaktualne.

- Chyba nie chcesz mi znowu opowiadać o tej zaginionej księżniczce, co? – rzuciła królowa starając się nie zabrzmieć niegrzecznie w stosunku do będącego obok Itachiego.

Naprawdę miała już dość słuchania ciągle tego samego. Jej syn niedługo miał zostać królem, a ciągle żył w świecie marzeń. I mimo, że kochała go najbardziej w świecie i akceptowała jego, niekiedy dziecinne, wybryki to uważała, że niektóre rzeczy powinien traktować poważniej. Między innymi tą. Nie było możliwości żeby mógł związać się akurat z księżniczką Uchiha i jej syn musiał się z tym pogodzić, czy mu się to podobało, czy nie.

- Nie zamierzam o niej opowiadać... – wymruczał Naruto nie bardzo wiedząc jak miałby teraz inaczej się z wszystkiego wykręcić.

- Dobrze więc pożegnaj się z księciem i najdalej za kwadrans przyjdź do jadalni – oznajmiła mu nie zwracając uwagi na minę zbitego psa, którą jak zwykle starał się na nią wpłynąć – Książę życzę ci udanej podróży i mam nadzieję, że odwiedzisz nas niebawem – zwróciła się tym razem do Itachiego.

- Z przyjemnością odwiedzę Konohę ponownie – zapewnił przyszły władca Sharingan lekko całując dłoń kobiety w pożegnalnym geście.

- Wiesz gdzie jest Sasuke? – zapytał wreszcie Naruto kiedy jego matka była już wystarczająco daleko i nie mogła ich usłyszeć. W sumie nie miał pojęcia dlaczego zadał to pytanie, ale padło zanim zdążył się zastanowić nad czymkolwiek. Pewnie nawet nie wiedziałby jeszcze jak skorzystać z wiedzy o miejscu jego pobytu, jednak nie wykluczał, że kiedy wszystko sobie poukłada chciałby jeszcze raz z nim porozmawiać. Tym razem tak, jak na przyszłego króla przystało.

- Nie – odparł krótko Itachi i zanim Uzumaki zdążył cokolwiek powiedzieć odwrócił się i odszedł zostawiając go samego z Kisame.

- Panie powinniśmy udać się na spotkanie – po chwili usłyszał od Kisame.

- Chodźmy – rzucił tylko ciągle pogrążony w  myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top