Rozdział 10
O Bożu... Napisałam! Normalnie, sama jestem z siebie dumna :P Ale znając życie znowu będzie, że jestem Polsatem, chyba będę musiała przywyknąć :P
Wybaczcie jeśli są błędy, z uwagi na porę, mogły mi jakieś umknąć przy sprawdzaniu... Jakby coś, to dajcie znać - poprawi się :D
Bądź, co bądź oddaje wam kolejny rozdział. Miłej lektury :P
*******************************************
- To ja jestem tą pierdoloną księżniczką, którą uratowałeś! Zadowolony?!
Kiedy tylko te słowa opuściły usta Sasuke chłopak poczuł jakby jakaś pętla na jego szyi się zacisnęła. Nie kontrolował tego wybuchu. Po prostu złość i bezradność wzięły górę. Po raz kolejny. Tylko tym razem konsekwencje będą gorsze...
Dosłownie przez ułamek sekundy obserwował reakcję obecnych. Łowca zachłysnął się powietrzem. Itachi był w jeszcze większym szoku, jeśli w ogóle się dało. Sasuke nawet nie chciał wiedzieć o czym on w tej chwili myśli. Kisame, najprawdopodobniej, dłonią próbował powstrzymać wyrywająca się z jego ust salwę śmiechu. I najgorsze, Naruto. Naruto, którego twarz zdobiło tyle emocji, że Uchiha nie był w stanie nazwać nawet połowy z nich. Niebieskie oczy wpatrywały się w niego z najczystszym zdziwieniem, a Sasuke miał wrażenie, że szok księcia Konohy byłby mniejszy gdyby teraz oznajmił, iż jest kosmitą.
Uchiha wiedział, że wszystko się posypie. Nie miał tylko zielonego pojęcia w jaki sposób. Ale żadna wizja nie wydawała się zachęcająca. Tym bardziej, że co druga kończyła się w łóżku Orochimaru. Musiał wszystko przemyśleć! Tak! Koniecznie potrzebował planu. Teraz! Natychmiast!
Naruto spoglądał z niedowierzaniem na Sasuke, który wyglądał jak zaszczute zwierze. Po swoim wybuchu nerwowo spoglądał na każdego po kolei jakby szukając ratunku. A kiedy uznał, że u nikogo go nie znajdzie po prostu odwrócił się i uciekł.
- Sasu... - zaczął, ale został uciszony przez Kakashiego, który teraz spoglądał tylko smutno na oddalające się plecy swojego ucznia.
- Jak znam życie, to zaraz zgubi pantofelek – zawołał nagle wesoło towarzysz księcia Itachiego zwracając uwagę wszystkich.
- Kisame!
- Ja nic nie mówiłem – wymamrotał uciszony przez Uchihę.
- Żądam wyjaśnień! – oznajmił Naruto po kolejnej chwili nieprzyjemnej ciszy.
- Czyli, że nie wiedziałeś? – zapytał go Itachi, który chyba dopiero teraz zaczynał znowu kontaktować z otoczeniem.
- Poza mną nikt nie znał przeszłości Sasuke – oznajmił Kakashi utwierdzając księcia Sharingan w przekonaniu, że jego brat pewnie po raz kolejny się na nim zawiódł.
- To może tak to zostawimy, co? – zaśmiał się nerwowo, jednak śmiech ten uwiązł mu w gardle kiedy spojrzał w nieustępliwe, niebieskie oczy – Albo i nie... Widzisz Naruto, faktycznie wtedy uratowałeś Sasuke... W sumie to mogła by być z tego nawet zabawna historia, gdyby tylko dotyczyła kogoś innego...
Później Itachi zaczął swoją opowieść o tym, jak po śmierci Fugaku, ich matce odbiło i zaślepiona wizją posiadania córki zrobiła z Sasuke księżniczkę. Naruto słuchał z uwagą jak książę Sharingan opowiada o tym ile musiał przejść jego brat i to wszystko po to, żeby oddać jego rękę, temu gadowi, Orochimaru. Później rolę narratora przejął Kakashi, informując wszystkich o wydarzeniach mających miejsce od czasu jak przyjął Sasuke na swojego ucznia. I tak znaleźli się w sytuacji obecnej.
Nawet jeśli Naruto jeszcze chwilę temu uważał całą tą scenę za jakiś dokładnie przemyślany i wybitnie dziwny żart, którego on po prostu nie zrozumiał, to teraz wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. To dziwne zachowanie Sasuke podczas wizyty u Zboczonego Pustelnika, złość za nazwanie go Śnieżką i panika kiedy zobaczył Itachiego. Wszystko miało sens. A to oznaczało... Kurwa! Jego księżniczka była facetem! Naruto miał wrażenie, że zaraz upadnie... Odczuwał naraz tyle uczuć, że nie mógł ich wszystkich poukładać. Nad wszystkim górowało jednak rozczarowanie... Zawód, że osoba, którą pokochał tak naprawdę nie istnieje... Ale w sumie czy, to tak? To teraz nie było istotne, bo w tej chwili pojawiła się też złość. Przecież Sasuke musiał wiedzieć, że księżniczka nie jest mu obojętna, a mimo to wszystko przed nim zataił. Kpił sobie z niego przez ten cały czas. Poza tym, gdzieś tam głęboko, przebijał się też niepokój. Niepokój, o to co czeka teraz tego Drania. Orochimaru o nim nie zapomniał, więc...
- Chyba się nie zakochałeś w naszej Sasce, co? – wyrwało go nagle zwalające z nóg pytanie.
- Kisame! Do cholery, co ty sobie myślisz?! – oburzył się Itachi i tym razem siłą uciszył swojego strażnika uderzając go z całej siły w tył głowy.
- Ja nic nie mówiłem...
- W Sasce tak, w Sasuke nie... - wyszeptał Naruto tak cicho, że nikt nie był w stanie go dosłyszeć – Idę pogadać z ojcem – rzucił oddalając się.
Tak naprawdę nie zamierzał iść do Minato, ale potrzebował chwili żeby sobie wszystko poukładać, a akurat lepsza wymówka nie przyszła mu do głowy. Zanim zniknął w zamkowym korytarzu udało mu się dosłyszeć spanikowane krzyki Itachiego, proszące go aby jeszcze nie informował ojca o tożsamości Sasuke. I bez tego nie miał zamiaru czegokolwiek mówić Minato, a przynajmniej nie do czasu, aż sam rozmówi się z Draniem.
Słońce chyliło się już ku zachodowi kiedy czarnowłosy chłopak wreszcie się uspokoił i wracał do zamku. Szedł powoli pustym korytarzem wiedząc już co musi zrobić. Skierował się do komnaty gdzie powinni przebywać jego podwładni żeby dowiedzieć się od nich gdzie może szukać Itachiego. Był pewny, że po tym co się stało jego brat pozostanie w zamku przynajmniej na dzisiejszą noc. Otworzył ostrożnie drzwi mając nadzieję, iż spotka tam tylko Shikamaru. Jednak, po raz kolejny się przeliczył, kiedy zaraz po przekroczeniu progu doskoczył do niego Lee lustrując od góry do dołu jego sylwetkę. Oho! Czyli już wszyscy wiedzą i teraz sprawdza ile we mnie z kobiety, pomyślał.
- Ta czarna koszula idealnie podkreśla głębię twoich oczu Sasuke – wypalił nagle Rock – Ponadto uważam, że masz bardzo zgrabny tyłek – kontynuował po chwili i okiem znawcy oceniając wspomnianą część ciała.
- Co?! – wychrypiał szczerze zbity z tropu i przerażony chłopak.
- Sai przeczytał w jednym poradniku, że żeby zdobyć kobietę trzeba ją obsypywać komplementami...
- Niech mnie ktoś zabije... - jęknął Sasuke nie dając nawet skończyć Lee jego wypowiedzi.
- Boże jaki ty jesteś kłopotliwy – westchnął Shikamaru również obecny w komnacie – Skończ już, co?
- Ale Shikamaru, tobie też chciałem powiedzieć, że twój kucyk dzisiaj wyjątkowo pięknie stoi – oznajmił nie zrażony niczym.
- Rany...Jak chcesz ćwiczyć podrywanie, to może nie syp takimi tekstami do facetów, bo któryś może to źle odebrać i skończysz w szpitalu – pouczył go Nara mając nadzieję, że w ten sposób zakończy dzisiejszy koncert kompromitacji Rocka.
- Ćwiczyć? – dopytał zdezorientowany Sasuke przyglądając się jednemu i drugiemu.
- Taa... Od rana do wszystkich wyskakuje z takimi tekstami. Zresztą nieważne. Naruto cię szukał. Ponoć ma na ciebie czekać w gabinecie króla. Coś się stało? Wyglądał na przygnębionego.
- Jutro się dowiesz – odparł wymijająco – Gdzie znajdę Itachiego?
Sasuke szybko dotarł do komnaty gdzie miał się zatrzymać jego brat. Wziął kilka głębokich oddechów zanim odważył się otworzyć drzwi po czym wkroczył, w jak mu się wydawało, paszczę lwa.
- Siusiake! Czekaliśmy na ciebie – dobiegł go od wejścia rozbawiony głos Kisame.
A myślał, że już nigdy nie usłyszy tego poniżającego przezwiska z dzieciństwa. Nie jego wina, że mając niecałe trzy lata, lubił biegać po zamku mając wszystko na wierzchu. No dobra, może i jego, ale to nie zmienia faktu, że był wtedy tylko głupim dzieciakiem, a Kisame nigdy nie dał mu o tym zapomnieć.
- Mamy do pogadania – oznajmił jakby w ogóle nie usłyszał wcześniejszej wypowiedzi.
- Braciszku – prawie, że załkał Itachi zamykając go w uścisku – Ja nie wiedziałem...
- Są ważniejsze rzeczy – uciął Sasuke zanim jego brat zaczął swoją litanię – Czy poinformowałeś już Orochimaru gdzie jestem?
- Nie, no Sasuke, przecież bym tego nie zrobił. Nigdy bym nie oddał swojego braciszka w ręce tego gada... - prawił przez następne dziesięć minut powtarzając się co chwilę i zapewniając o swojej braterskiej lojalności.
- Musisz mi użyczyć Kisame – oznajmił Sasuke przerywając monolog Itachiego.
- Hę? – starszy Uchiha miał wrażenie, że to co zrozumiał nijak się miało do tego co powiedział jego brat – W jakim niby sensie użyczyć Kisame?
- Zajmie moje miejsce w straży księcia Konohy – wyjaśnił, a widząc ciągłe niezrozumienie na twarzy brata dodał – Zobowiązałem się do ochrony Naruto do czasu jego koronacji. Skoro już się wydało kim jestem, to nie mogę tutaj zostać, bo tylko czekać aż Orochimaru się o mnie upomni. Nie mówiąc już wcale o tym, że nie wiadomo czy Uzumaki będzie chciał żebym ciągle pełnił to stanowisko, więc Kisame zajmie moje miejsce i wypełni moją obietnicę. A ja w tym czasie znowu się ulotnię.
- Ale czemu ja? – wtrącił Hoshigaki.
- To chyba oczywiste – westchnął Sasuke nie będąc do końca przekonanym czy Naruto, sam nie grzeszący inteligencją, faktycznie będzie bezpieczny pod okiem idioty takiego jak Kisame – Itachi ci zaufał mianując dowódcą swojej straży, a skoro on to zrobił to zakładam, że i ja mogę. Ale zaręczam ci, że jeśli Naruto chociażby włos z głowy spadnie to sam cię dopadnę.
- A co jak Minato się nie zgodzi? – zapytał Itachi godząc się już ze świadomością, że musi poszukać nowego strażnika dla siebie. Skoro jego brat chciał tak to rozegrać, to on nie zamierzał się sprzeciwiać. Tym razem chciał mu pokazać, że może na niego liczyć bez względu na wszystko.
- Ja to załatwię – oznajmił pewny swego Sasuke.
- A co jak ja się nie zgodzę? – zapytał ni z tego, ni z owego Kisame. Faktycznie nie miał ochoty zmieniać miejsca pracy. Chciał ciągle ochraniać przyjaciela, z którym się wychowywał. Tak po prawdzie, to nie traktował tego zajęcia jako obowiązku, bardziej jak możliwość spędzania czasu z Itachim, której w innym wypadku w ogóle by nie miał, bo przecież Uchiha, jako przyszły król nie mógł mu poświęcać uwagi zbyt zajęty sprawami kraju.
- A chcesz, żeby Penelopa w jakimś ,,nieszczęśliwym wypadku" wyskoczyła z wody i się udusiła – wysyczał Sasuke starając się brzmieć na tyle złowieszczo, na ile pozwalała mu świadomość tego, że właśnie grozi rybce akwariowej.
- Itachi? Chcesz wypowiedzenie na piśmie? – rzucił po chwili zastanowienia do przyjaciela.
- Czyżbyś zmądrzał przez te cztery lata? – zapytał mimochodem Sasuke w duchu ciesząc się, że Kisame nie zmienił nawyków i ciągle hoduje rybki, a każdą kolejną nazywa tym samym imieniem.
- A tobie, księżniczko, coś cycki zmalały – odgryzł się Kisame po raz kolejny obrywając w głowę od Itachiego.
- Co innego mi za to urosło – oznajmił uśmiechając się po raz pierwszy tego dnia Sasuke – Idę do Minato – rzucił jeszcze zanim wyszedł.
- Myślisz, że to wypali? – zapytał Kisame kiedy młodszy Uchiha zamknął już za sobą drzwi.
- Tak... Chyba, że ktoś się wtrąci...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top