Coś zupełnie bez związku, czyli One-shot z przypadku
Pewnie każdy z nas ma wśród znajomych osobę, która namiętnie przegląda wszystkie memy, posty i wpisy zaśmiecające cały Internet, nie? Widzicie, moja współlokatorka też tak ma. Tyle tylko, że ona dodatkowo musi się każdym, co ciekawszym, znaleziskiem ze mną podzielić, bez względu na porę. I tak oto wczoraj rano, kiedy ledwie oderwałam głowę od poduszki , usłyszałam od niej słowa, z których najpierw zwyłam, ale później doszłam do wniosku, że w sumie mogłabym je jakoś wykorzystać.
Tak w skrócie powstał pomysł na ten One-shot. Pierwszy w moim życiu (serio, nigdy nie napisałam nic krótszego niż trzy części, nie licząc oczywiście szkolnych wypracowań) Tworzony między trzepaniem dywanów, myciem podłóg, a walką o ostatnie żeberka w mięsnym... Mam jednak nadzieję, że było warto i umili wam wieczór po przedświątecznych obowiązkach ;)
Wiem, że nijak nie pasuje klimatem do Saski, ale wątpię żebym jeszcze kiedyś napisała cokolwiek składającego się tylko z jednej części, więc wstawiam tutaj...
Także tego... Tradycyjnie: Miłej lektury :)
*************************************
Syndrom sztokholmski
Ktoś kiedyś powiedział: Nie zmusisz nikogo żeby Cię pokochał, ale zawsze możesz zamknąć go w piwnicy żeby rozwinął się u niego syndrom sztokholmski. Doprawdy głupie słowa. Każdy, kto to teraz czyta pewnie uśmiecha się pobłażliwie zastanawiając się jak trzeba byłoby być niezrównoważonym żeby zrobić coś takiego. Ewentualnie otwarcie żartuje o wizualizacji tej idei na jakiejś niespełnionej miłości. Mimo tak skrajnych reakcji znalazła się osoba, która postanowiła sprawdzić jak można by odnieść ten pomysł do rzeczywistości...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sasuke wpatrywał się w szpitalne okno od kiedy tylko wrócił z badań, czyli od jakiś trzech godzin. Nie to żeby istniała szansa, iż zobaczy tam coś ciekawego, ale starał się na czymś skupić, aby myślami nie wracać ciągle do wydarzeń poprzedniej nocy. Nie chciał przypominać sobie chwili gdy zginął jego brat. Do jego oczu mimo woli napłynęły łzy, nie panował nad tym, tak jak wczoraj kiedy rzucił się z pięściami na policjantów... Jego ukochany braciszek... Poczuł jak zaczyna brakować mu powietrza, usiadł gwałtownie i otworzył usta starając się złapać kilka głębszych oddechów. W miarę możliwości chciał uniknąć kolejnej wizyty lekarzy, nie miał ochoty po raz kolejny widzieć tych zakłopotanych spojrzeń, słyszeć słów współczucia, ani tym bardziej nie chciał kolejnej przymusowej rozmowy z psychiatrą. Nie potrafił opowiedzieć o tym co się działo przez ostatnie lata. Nie ważne jak się starał z jego ust nie chciał wydobyć się głos. Na tę chwilę nie był w stanie sobie wyobrazić opowiedzenia o tym komuś, komu nie ufał, a nie obdarzał zaufaniem nikogo. Nikogo poza Itachim...
- Kurwa! – syknął gniewnie wymierzając sobie solidny cios w prawy policzek.
Pomogło. Ból pozwolił mu odetchnąć, a po następnych kilku minutach uspokoił się całkowicie. Starł łzy z twarzy nie chcąc aby ktokolwiek go widział w takim stanie. Choć zakładał, że w najbliższym czasie i tak nie będzie w lepszym, to i tak nie potrzebował wzbudzać jeszcze większego współczucia. Poprawił poduszkę i położył się ponownie. Chciał odpocząć, ale nie potrafił sobie poradzić z natłokiem myśli, które wracały do niego jak bumerang.
Kim tak właściwie był? Nie, to akurat wiedział. Sasuke Uchiha, syn Mikoto i Fugaku Uchiha. Brat Itachiego, w którego zawsze był zapatrzony, jak w najwspanialszego człowieka chodzącego po ziemi. Jego oddech znów stał się cięższy, ale teraz już wiedział jak sobie z tym poradzić. Kolejny cios, tym razem silniejszy. Uspokoił się i starał ułożyć dalszą historię. Nie było to łatwe, wszystko mu się mieszało. Cztery lata szprycowania lekami uspokajającymi i bliżej nieokreślonymi mieszankami narkotyków nie mogły się obyć bez skazy na jego psychice i organizmie, ale nie mógł się poddać. Zastanowił się. Co jeszcze wiedział? Był policjantem. Nie? Tak, był śledczym w wydziale walki z przestępczością zorganizowaną. Zajmował się głównie zapobieganiem atakom terrorystycznym i niekiedy sprawami, w których dochodziło do przetrzymywania zakładników. Chyba był nawet negocjatorem, ale tego nie był już taki pewny. Pamiętał, że miał tam jakiegoś partnera. Ale jego imię było dla niego zagadką. Pominął to, pewnie i tak nie miało to większego znaczenia.
Co dalej? Co dalej? Potarł skronie palcami jakby liczył, że to pomoże obudzić mu uśpione szare komórki. Pamiętał jakiś ludzi z pracy. Był chyba nawet z kimś związany. Na pewno tak było. Mieszkał z kimś. Ale twarzy tej osoby nie mógł sobie przypomnieć. Miał w pamięci fakt, że wiecznie się kłócili. Nawet o najmniejsze szczegóły. Chyba nie byli razem szczęśliwi... Tylko kto to, do cholery, był? Itachi mówił, że był w związku z facetem, ale nic więcej nie chciał powiedzieć. To znaczy powiedział. Mniej więcej tyle, iż tamta osoba nie była dla Sasuke odpowiednia. Problemem był to, że jego brat nie uważał żeby ktokolwiek poza nim samym był. Wzdrygnął się. Właśnie dlatego był teraz w tym przeklętym szpitalu... To było przyczyną przetrzymywania go przez cztery lata w zatęchłej piwnicy. Chora, zaborcza miłość Itachiego...
- Spokojnie, tylko spokojnie Sasuke. Nie jesteś już zamknięty – zaczął gorączkowo szeptać kiedy tylko przypomniał sobie do czego posunął się jego brat.
Jego oddech znowu lekko przyspieszył, poczuł jak serce obija mu się o żebra. Złapał ręką w tym miejscu jakby to miało mu pomóc się uspokoić. Jego sytuacji wcale nie poprawiało to, iż nie mógł sobie wybić z głowy tego co się tam działo. Cały czas wracało do niego to czego doświadczył.
Najpierw uprowadzenie. Pamiętał z niego tylko tyle, że ktoś zaszedł go od tyłu, kiedy był na parkingu przy jednej ze stacji benzynowych na obrzeżach miasta. Wracał wtedy ze spotkania ze swoim informatorem. Nawet nie usłyszał jak ktoś się do niego skrada zajęty przeszukiwaniem kieszeni aby wyjąć kluczyki do samochodu. Poczuł silne uderzenie w potylicę, a później ból upadku o ziemię. Zamazujący się obraz, ciepła dłoń gładząca jego policzek, a później ciemność...
Kiedy się obudził był już w piwnicy. Chociaż nie, jego brat nazywał to miejsce ,,ich gniazdkiem". Co najgorsze, z czasem nawet on sam zaczął nazywać tą dziurę ,,domem". Im dłużej tam siedział, tym bardziej wszystko mu się mieszało, tego był pewny. Aż do momentu kiedy sam zatracił się w chorej grze Itachiego i przestał odróżniać, nie tylko prawdę od tego co brat mu opowiadał, ale przede wszystkim uczucia własne od tych, które starszy Uchiha próbował mu narzucić.
Pamiętał, że na początku nawet walczył. Za każdym razem, kiedy widział schodzącego do niego zamaskowanego porywacza wygrażał mu i obiecywał najgorsze męki, jeśli tylko uda mu się uwolnić. Nie udało. Mimo to długo trzymał się nadziei. Odmawiał jedzenia i picia. Wyrywał się, wierzgał, próbował nawet gryźć, za każdym razem kiedy widział możliwość zranienia swojego oprawcy. Spojrzał na swoje nadgarstki. Teraz były na nich czyste bandaże, ale doskonale wiedział, że pod nimi ukryte są otarcia i blizny po starych głębokich ranach z tamtego okresu. W końcu do czasu aż te przeklęte leki, które tak stępiły jego umysł zaczęły działać, był wiecznie przykuty do grubej rury kanalizacyjnej albo po prostu związany tak, że nie był w stanie się poruszyć.
Nie wiedział ile czasu trwał taki stan rzeczy. Później porywacz widocznie miał dość jego prób obrony, bo zaczął go na siłę szprycować lekami uspokajającymi. Najpierw starał się mu wcisnąć tabletki, a kiedy to okazało się bezcelowe przeszedł do zastrzyków. Teraz jego ręce wyglądają gorzej niż u jakiegoś ćpuna. Ale to nie było w ogóle istotne. Tym jak cała ta sytuacja odbiła się na jego ciele nie przejmował się ani trochę. Zależało mu tylko na jako takim poskładaniu psychiki, a wiedział, że to będzie wyzwanie i wcale nie był taki pewny, czy będzie w stanie mu podołać. Ile razy widywał to wcześniej w pracy. Przeklęty syndrom sztokholmski. Ofiary przywiązujące się do swoich oprawców, broniące ich, a niekiedy nie potrafiące sobie poradzić po uwolnieniu. Mimo, że wiedział jak to działa, nie był w stanie się przed tym obronić. Cztery lata okazały się wystarczające aby złamać jego umysł, a wyglądało na to, iż również serce na tym ucierpiało. Nie chciał tak skończyć. Pragnął wrócić do swojego życia, jakiekolwiek by ono nie było. Gdyby tylko był w stanie wszystko sobie poukładać...
Przypomniał sobie w jakim był szoku kiedy jego porywacz wreszcie zdjął maskę i zobaczył pod nią twarz brata. Twarz osoby, która była mu praktycznie najbliższa, której ufał bezgranicznie. Dla której byłby w stanie wskoczyć w ogień. Wiedział, że nigdy nie zapomni zachowania brata w tamtej chwili. To jak zmieniały się jego emocje kiedy wyjawiał mu całą prawdę. Opowiadał mu o swojej miłości do niego, o tym jak się zawiódł kiedy Sasuke widział w nim tylko brata, a Itachi chciał od niego czegoś innego. Czegoś o czym wcześniej młodszy Uchiha nigdy by nawet nie pomyślał. Mówił o tym przez ile lat darzył go jednostronnym uczuciem licząc na to, iż ten to wreszcie dostrzeże i odwzajemni. Pamiętał ten szczery smutek i desperację brata podczas wyznawania tego wszystkiego. Opowiadał o tym, że kiedy poznał jego wybranka miał ochotę zakończyć swoje życie, bo stracił nadzieję na to, iż jego uczucia kiedykolwiek zostaną odwzajemnione. Ale kiedy poznał osobę, którą Sasuke pokochał uznał, że w ogóle do niego nie pasuje, iż tylko go krzywdzi, nie jest godny Uchihy, dlatego postanowił odseparować ich od siebie, do czasu aż Sasuke wreszcie zrozumie, że on również czuje coś do Itachiego...
Wtedy młodszy z braci zaczął się bronić jeszcze zacieklej. Wygarnął Itachiemu co myśli o jego chorej miłości, że kiedy tylko się stamtąd uwolni załatwi mu dożywocie w zakładzie psychiatrycznym. Tak, właśnie wtedy jego brat pierwszy raz go uderzył. Wściekł się, że Sasuke nie rozumie jego racji, nie stara się pojąć jak głębokie są jego uczucia i znowu go odrzuca. Oczywiście, zaraz po tym jak przyłożył mu z całej siły, przepraszał praktycznie na kolanach. Skrucha nie zmieniała jednak faktu, że sytuacja powtarzała się za każdym razem kiedy tylko wspominał o wypuszczeniu go z piwnicy, albo czymś innym, co Itachi uważał za nieodpowiednie.
Nie mniej jednak Sasuke walczył. Z całych sił starał się zachować zdrowe zmysły, nie poddawać się i mieć nadzieję, że stamtąd wyjdzie. Niestety leki, narkotyki, czy cokolwiek to było zaczęły mieszać mu w głowie. Najpierw po prostu był po nich otępiały i ciężko było mu się skupić na czymkolwiek, a w miarę coraz dłuższego ich stosowania skutki były coraz gorsze. Stawał się podatny na sugestię, coraz więcej rzeczy ulatywało mu z pamięci, prawdziwe wspomnienia myliły mu się z wizjami jakie snuł Itachi. A ten potrafił siedzieć z nim całymi godzinami opowiadając o ich życiu z jego perspektywy. Do tego stopnia, że Sasuke zaczął się łapać na tym, że jego prawdziwe wspomnienia zastępowały te, które wmawiał mu jego brat. W końcu, któregoś dnia uświadomił sobie, że wiele rzeczy z jego przeszłości pamięta tylko jak przez mgłę. Swoją pracę, przyjaciół, a przede wszystkim mężczyznę, z którym był związany... Wiedział już wtedy, iż przestaje być sobą. Staje się takim ,,Sasuke", jakim chciałby widzieć go Itachi. Aż wreszcie, zaledwie kilka dni przed policyjnym nalotem, mógłby przysiąc, że uczucie, które tak długo wmawiał mu jego brat stało się jego własnym.
- Co ty mi zrobiłeś braciszku? – szepnął chowając twarz w dłoniach. Znowu poczuł zbierające się pod powiekami łzy.
Nie wiedział nawet nad czym płacze, czy nad swoim losem, czy może jednak nad swoim bratem, którego ,,miłość" popchnęła do tak okrutnego czynu. Mimo to nie mógł nad tym zapanować, tak samo jak nad oddechem, który z chwili na chwilę stawał się coraz płytszy. Głowa bolała go już niemiłosiernie. Nie tylko od nadmiaru myśli i emocji, ale przede wszystkim przez brak leków od których stosowania dzięki Itachiemu się uzależnił. W tej chwili właśnie boleśnie uświadomił sobie, że czeka go odwyk. Sasuke Uchiha, osoba od najmłodszych lat brzydząca się wszelkiego rodzaju używek, wyląduje na oddziale leczenia uzależnień... Na sama myśl o tym poczuł się gorzej, a świat zawirował mu przed oczami. Gdyby teraz stał to pewnie właśnie w tej chwili zacząłby dorabiać jako wykładzina. Zamknął na chwile oczy bo miał wrażenie, że obraz przesłaniają mu czarne plamy...
Nagle przyszło mu do głowy jeszcze coś. Jeden jedyny raz kiedy Itachi skatował go niemal do nieprzytomności. Teraz wydawało mu się, że to było wieki temu... Faktycznie jednak musiało od tego wydarzenia nie minąć zbyt wiele czasu, o czym świadczyło ciągle nie zrośnięte żebro, które stało się tamtego dnia ofiarą gniewu jego brata. Ale nie o to chodziło. Ważniejsze w tej chwili było to, dlaczego do tego doszło. Wtedy już nie myślał do końca racjonalnie i pozwolił Itachiemu się pocałować. Teraz na samą myśl o tym poczuł, iż robi mu się niedobrze. Odruchowo przetarł usta wierzchem dłoni jakby myślał, że ciągle są na nich ślady po tamtym pocałunku... Pamiętał jednak, że wtedy mu się to spodobało. Do tego stopnia, iż kiedy jego brat się od niego odsunął jakoś, podświadomie szepnął imię. Tyle tylko, że nie należało ono do Itachiego... Powiedział Naruto.
Właśnie! Przypomniał sobie. Tak miał na imię mężczyzna, z którym Sasuke był związany zanim to wszystko się zaczęło. Imię, wreszcie coś co było w stanie zaczepić jego uczucia i wspomnienia w przeszłości. W czasach kiedy jeszcze był w stanie trzeźwo myśleć i odróżniać rzeczywistość od majaków umęczonego umysłu. Co pamiętał o Naruto? Skupił się zagryzając wargę i wpatrując w ścianę. Twarz. Czy był w stanie sobie ją wyobrazić? Zawsze kiedy starał się sobie przypomnieć coś przed porwania trafiał na ścianę nie do przebicia, jakby te wspomnienia nie należały do końca do niego, a on starał się do nich dobrać siłą. Ale musiał. Nie było innego wyjścia jeśli chciał odzyskać tego Sasuke, którym był naprawdę. Pamiętał uśmiech, szeroki i szczery. Naruto naprawdę często się uśmiechał. Coś jeszcze? Zacisnął zęby, aż poczuł jak jego warga pęka i zaczyna delikatnie szczypać. Przesuną po niej językiem zlizując krew. To z kolei przywołało do jego świadomości fakt, że jego kochanek miał w zwyczaju całować go, aby go uciszyć, kiedy brakowało mu argumentów podczas kłótni. I musiał robić to naprawdę często, bo z tego co pamiętał to praktycznie ciągle się o coś spierali. Ale co dalej? Chciał przypomnieć sobie więcej. Jedyne co jeszcze jako tako pamiętał to ich ostatnia sprzeczkę. Wiedział, że poszło o coś poważnego... Ktoś... Nie. To był ojciec Naruto. Kazał mu zerwać z Sasuke twierdząc, iż takim związkiem przynosi wstyd ich nazwisku. Wiedział, że był wtedy wściekły, bo jego kochanek nie oponował, nie odezwał się nawet słowem, a w domu starał się wykpić twierdząc, iż jego ojciec sam zrozumie jego uczucia i on nie potrzebuje niczego mówić. Pamiętał jak wtedy go wyśmiał uważając, że żadne problemy się same nie rozwiążą, a jego myślenie jest dziecinnie naiwne. Oznajmił mu nawet, że jeśli chce to może z nim zerwać nawet od razu, żeby nie musieli tracić czasu, bo on jest pewny, iż ojciec Naruto nie zmieni zdania. Niemal, że usłyszał odpowiedź mężczyzny na te słowa: Nie zostawię cię. Nigdy. I zapamiętaj to sobie Uchiha. Ty i ja przeciwko całemu światu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Sam nie wiedział dlaczego, ale poczuł, że na to wspomnienie jego usta same wyginają się w lekkim uśmiechu. Nie panował nad tym, to było jak odruch, ale uświadomiło mu, że między nim a Naruto wcale nie musiało układać się tak źle jak podejrzewał i jak wmawiał mu Itachi. Musiał tylko wiedzieć więcej. Może dzięki temu pozbędzie się tych przeklętych pokręconych uczuć, do których zmusił go Itachi. Niestety, jak na złość, nie potrafił sobie nic więcej przypomnieć.
- Cholera! – prawie krzyknął.
Był taki bezsilny i zagubiony. Wpatrywał się w sufit jakby szukał na nim odpowiedzi. Leżał tak już dłuższą chwilę kiedy usłyszał lekkie pukanie do drzwi. Odstępy między kolejnymi uderzeniami były tak duże, że wyglądało to jakby ktoś się zastanawiał czy nie powinien jednak zrezygnować. Sasuke zastanawiał się chwilę kto mógł do niego przyjść. Wielu typów nie miał skoro jego rodzice nie żyli od kilku lat, a Itachiego wczoraj zastrzelili policjanci podczas próby odbicia go. Pozostawała więc tylko jedna osoba, Naruto. Ale czy akurat jego chciał teraz widzieć? Nawet nie był w stanie odtworzyć jego twarzy. Czy w ogóle by poznał gdyby nagle pojawił się przed nim ktoś inny? Niby chciał się z nim spotkać. Może dzięki temu więcej by sobie poukładał, ale z drugiej strony, to ciągle mieszające mu w głowie uczucie do brata... Uczucie, które istnieć nie powinno i gdyby nie chora psychika Itachiego nigdy by się nie pojawiło...
- Mogę? – usłyszał nagle od osoby, która zaglądała do niego niepewnie przez lekko uchylone drzwi.
- Wejdź – szepnął w odpowiedzi przyglądając się uważnie stojącej przed nim postaci.
Wysoki blondyn o głębokich, niebieskich oczach. Na jego policzkach z łatwością dostrzegł znamiona przypominające wąsy. Miał na sobie ciągle czarny strój taktyczny jednostki uderzeniowej, a do pełnego umundurowania brakowało mu tylko kamizelki kuloodpornej. Musiał przyjść tutaj od razu po złożeniu raportu z operacji. Tylko dlaczego? Nieistotne. Gdzieś tam zupełnie na dnie jego umysłu pojawiła się myśl, że go zna... Nie wiedział skąd, ale dałby sobie rękę uciąć, że osoba stojąca przed nim jest dla niego kimś ważnym. Ale jego twarz nic mu nie mówiła. Zaklął w myślach. Teraz był bardziej pokręcony niż osoba z amnezją. Tacy chociaż nie pamiętają niczego, a on? On wszystko mieszał, albo pamiętał tylko urywki, w innych przypadkach nawet nie był w stanie powiedzieć czy te wspomnienia faktycznie należą do niego, czy może Itachi mu coś wmówił. Skrzywił się na samą myśl o tym.
- Coś nie tak? Boli cię coś? – w ułamku sekundy przy jego łóżku znalazł się policjant wyraźnie panikując. Sasuke teraz oceniając go z bliska uznał, że wygląda na umęczonego. Cienie pod oczami, zaszklony wzrok, spierzchnięte usta. Przez chwilę pomyślał, iż może nawet on prezentuje się teraz lepiej od stojącego przed nim mężczyzny.
- Nic mi nie jest – odparł ponownie się krzywiąc, te słowa teraz nie miały żadnej wartości. Nawet jeśli jego ciało było w porządku, pomijając liczne blizny, to jego umysł ledwo trzymał się kupy... Ale przecież nie będzie o tym opowiadał obcemu facetowi – Co pana tutaj sprowadza?
- Pana? – wyraźnie się zdziwił, a Uchiha miał wrażenie, że mężczyzna walczy żeby się nie rozpłakać. – Przyszedłem spytać jak się trzymasz. Eee... znaczy... Czy z panem wszystko w porządku, panie Uchiha?
- Jakieś nowe procedury? – nie doczekał się jednak odpowiedzi – Powiedziałem to już wczoraj, ale jeśli to konieczne to powtórzę. Nie będę zeznawał przeciwko Itachiemu. Macie wystarczająco dowodów. Moje słowa nic nie zmienią, a i tak ledwo rozróżniam co było prawdą, a co wynikiem leków... Niech mój brat, mimo wszystko, spoczywa w pokoju, a ja również nie potrzebuję żadnej sensacji wokół mojej osoby.
- Nikt cię o to nie prosi Sasuke – szepnął blondyn, a Uchiha mógłby przysiąc, że kiedy wypowiadał jego imię głos mu zadrżał. Chwile później mężczyzna rozpłakał się na dobre. Upadł na kolana pod jego łóżkiem i szlochał żałośnie nie podnosząc głowy - Przepraszam cię... Boże gdybym wiedział... Przepraszam. To moja wina... Nie mogłem cię znaleźć... Jezu, cztery lata... Myślałem, że sam umrę... Sasuke, wybacz mi... Proszę... Nie mogłem nic zrobić... Nie zasługuję na ciebie... Boże... Lekarze mówią, że... że nie pamiętasz wszystkiego... Rany, co on ci zrobił?... Sasuke przepraszam... Tak bardzo cię kocham...
Uchiha wsłuchiwał się w słowa policjanta co chwilę przerywane nowymi napadami płaczu. Teraz właśnie uświadomił sobie kogo miał przed sobą. Naruto. Jego Naruto. Poczuł jakby w jego sercu coś jednak drgnęło we właściwym kierunku. Wyciągnął powoli rękę chcąc pogłaskać blondyna po głowie. Nie mógł patrzeć na niego w takim stanie, ale ciało go nie słuchało. Zatrzymał dłoń kilkanaście centymetrów od jego głowy. Za wcześnie. Przynajmniej na to żeby był w stanie go dotknąć. Ale teraz, kiedy go zobaczył było mu trochę lżej. Miał chociaż świadomość, że nie jest sam. A tego właśnie teraz najbardziej się obawiał, samotności. Spojrzał jeszcze raz na klęczącego przy jego łóżku mężczyznę, dopiero teraz dostrzegł na jego ramieniu bandaż.
Więc to był Naruto, pomyślał uśmiechając się lekko i wracając wspomnieniami do chwili kiedy go uratowano. Siedział wtedy z Itachim w piwnicy słuchając kolejnej porcji jego pięknych opowieści kiedy usłyszeli huk. Drzwi w ułamku sekundy wypadły z zawiasów, a przez powstały otwór do pomieszczenia wkroczyła grupa uzbrojonych policjantów. Dowódca dawał im znaki ręką, aby błyskawicznie przeprowadzić akcję i tylko jeden się do nich nie zastosował wpatrując się cały czas w Sasuke. Wreszcie Uchiha usłyszał jak z ust tego właśnie policjanta wyrwało się jego imię. Wtedy rozpętało się piekło. Itachi wpadł w szał słysząc jego głos. Sasuke w tamtej chwili go nie rozpoznał, ale teraz nie miał wątpliwości, że należał do Naruto. W ułamku sekundy starszy Uchiha wyszarpnął zza pasa pistolet i oddał kilka strzałów w kierunku jednostki policjantów. Widząc marne skutki swoich poczynań krzyknął coś, że skoro on nie będzie miał Sasuke, to nikt inny go nie dostanie i wycelował broń w stojącego dwa kroki dalej brata. Dokładnie w momencie kiedy padł strzał młodszy Uchiha poczuł jak ktoś łapie go w objęcia zasłaniając własnym ciałem. W tamtej chwili nie przejął się tym. Jedyne co go obchodziło to huk kolejnych wystrzałów i widok upadającego ciała jego brata. Wtedy sam wpadł w jakiś amok. Rzucił się na podchodzącego do niego policjanta. Teraz już wiedział, że był nim Naruto, bo pamiętał jak funkcjonariusz trzymał się za krwawiące ramię. Uderzał go na oślep, płacząc podczas gdy ten nawet się nie bronił pozwalając wyładować mu na sobie emocje. Później kiedy pojawili się medycy dostał jakieś środki uspokajające i tak przywieziono go na odział, gdzie był teraz...
- Ty i ja przeciwko całemu światu, co? – zapytał kiedy przestał już słyszeć pełne poczucia winy słowa od Naruto.
- Pamiętasz? – poderwał się blondyn wyraźnie nie dowierzając, ale kiedy zobaczył lekki uśmiech Sasuke sam się rozpromienił dodając – Jeśli tylko zajdzie taka potrzeba.
- To chyba teraz będziesz miał okazję się wykazać – podsumował Uchiha spoglądając na mężczyznę, który najwidoczniej od tego dnia miał być już nie tylko jego kochankiem, ale przede wszystkim jego wybawcą.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Osiemnaście miesięcy i dwadzieścia trzy dni. Tylko tyle i aż tyle potrzebował Sasuke żeby pozbierać się po tym co się stało. Okazało się, że to była dosłownie droga przez mękę, nie tylko dla niego, ale również dla Naruto. Jednak się nie poddali, a już zwłaszcza ten drugi. Zawsze go wspierał. Nie zważając na to, ile razy Uchiha by go nie odpychał, zawsze wracał. Nie ważne, ile razy nie potrafił odwzajemnić jego czułych gestów, czy powiedzieć, że coś do niego czuje, był cierpliwy. Bez względu na to, ile razy Sasuke nie budziłby się w nocy zapłakany krzycząc imię swojego brata, blondyn przy nim był. Jego Naruto. Przeszli przez to wszystko razem i teraz kiedy się już pozbierał wiedział jedno. Nigdy nie pozwoli mu odejść. Pozostawało tylko obwieścić to samemu zainteresowanemu i wszystko byłoby pięknie, gdyby owy zainteresowany się znowu nie spóźniał!
Sasuke myślał, że zaraz coś rozniesie. Gdyby ktoś go teraz zobaczył złorzeczącego pod nosem i z grymasem wściekłości na twarzy nigdy by nie uwierzył, że mogło go w przeszłości spotkać coś tak traumatycznego, jak porwanie. Jednak tak było. Okazało się, że kiedy tylko przypomniał sobie wszystko i poukładał w głowie, wrócił również jego drażliwy, wybuchowy charakter. Teraz był dokładnie taki sam jak przed porwaniem i właśnie niemiłosiernie wkurwiony czekał na Naruto, który miał go odebrać spod kliniki gdzie odbył przed chwilą, póki co, ostatnie spotkanie z psychiatrą.
- O rany, przepraszam Sasuke, ale byłem to odebrać – usłyszał zasapany głos swojego partnera kiedy ten do niego podbiegł.
Pewnie nawet rzuciłby jakiś złośliwy komentarz, ale zauważył co Naruto trzyma w ręku. Małe granatowe pudełeczko ze złotym napisem firmy jubilerskiej. Szybko wyrwał je blondynowi z rąk i otworzył. Uśmiechnął się szeroko spoglądając na zawartość. Wyjął delikatnie z pudełka łańcuszek ze swoim nowym nieśmiertelnikiem. Poprzedni zaginął podczas porwania, a w przyszłym miesiącu miał wrócić do pracy, więc musiał dostać nowy. Przejechał palcami po grawerunku z jego danymi.
- Mój ojciec zapłacił – wyjasnił Naruto kiedy złapał oddech – Kazał ci powiedzieć, że to spóźniony prezent urodzinowy.
- Czyli wystarczyło mnie porwać żebym został honorowym członkiem rodziny Namikaze? – zapytał zgryźliwie nie mogąc jednak opanować cisnącego mu się ponownie na usta uśmiechu.
- Gdybym wiedział pewnie wpadłbym na to wcześniej – odparł mu Naruto, a po chwili wepchnął mu w rękę kolejne pudełko – A to ode mnie, z okazji powrotu do pracy. Miło wreszcie odzyskać partnera.
Sasuke przyjrzał mu się uważnie, nie spodziewał się raczej żadnych prezentów z tej okazji. Ale to było naprawdę miłe. Otworzył pudełeczko i o mało nie wypuścił ciągle trzymanego w drugiej ręce łańcuszka. Okazało się że prezentem od Naruto był kolejny nieśmiertelnik. Tyle tylko, że na tym zamiast standardowych danych identyfikacyjnych wygrawerowano: Ty i ja przeciwko całemu światu. Nie wiedział co powiedzieć. Nie chodziło o sam prezent, ale o słowa. Dla nich były jak przysięga, jak motto, znaczące więcej niż cokolwiek innego, co kiedykolwiek mogło by paść z ich ust.
- Obrączki i tak byś nie nosił. A na bransoletkę narzekał, że przeszkadza w pracy – marudził mu nad uchem blondyn uśmiechając się głupio i czekając na jego reakcję.
No tak, Naruto zawsze musi wcisnąć swoje trzy grosze, pomyślał.
- Kocham cię – szepnął kiedy wreszcie odzyskał mowę.
Naruto też wyglądał teraz na zamurowanego. Sasuke o mało się nie zaśmiał widząc jego minę. Z jednej strony przepełniony szczęściem, a drugiej jakby myślał, że się przesłyszał. Przecież to pierwszy raz od porwania kiedy mu to powiedział...
- Kocham cię Naruto – powtórzył zakładając na szyję oba nieśmiertelniki i ciągnąc ciągle osłupiałego blondyna w kierunku ich domu – Ale nie myśl sobie, że ci daruję jeśli znowu zagracisz moje biurko i pomieszasz akta spraw, które prowadzę...
- Koniec końcem, zawsze po burzy wychodzi słońce... - szepnął tylko w odpowiedzi Naruto cytując słowa piosenki usłyszanej dawno temu, a które idealnie opisywały ich życie.
Koniec :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top