Rozdział 9

Zazgrzytał zamek. Will otworzył oczy i usiadł, patrząc na wejście. Drzwi uchyliły się, a do celi wszedł mężczyzna. Will znieruchomiał. Zawsze przychodziła kobieta z zielonymi oczami. Mężczyzna niezbyt szeroki w barkach. Tak jak reszta ludzi Władcy Mroku miał na sobie czarny strój. Książę nie wiedział kto to jest, ponieważ twarz zasłaniał mu kaptur. Nigdy go nie widział, a bynajmniej takie odnosił wrażenie. Delikatnie szturchnął Kaje, jeżącą obok. Dziewczyna otworzyła oczy i podniosła się z nieukrywanym trudem. Will także wstał. Wiedział, że generał jest wyczerpana. Jej czujność była wzmożona przez cały czas ich pobytu w lochu.

Stanęli naprzeciw mężczyzny. Mimo że wzrostu mu nie brakowało, jego sylwetka nie była typową posturą strażnika. Tym bardziej strażnika na usługach Władcy Mroku. Pasowała do nadwornego uczonego, a takich ludzi, z założeń Kai, Władca Mroku nie posiadał. Nikt się nie odzywał. Will dostrzegł, że mężczyzna zaciska pięści. Stanął zatem pewniej na nogach, szykując się na atak ze strony przybysza. Kaja stała niewzruszona. Popatrzyła na przybysza przenikliwym spojrzeniem. Will bardziej wyczuł niż zauważył, że Kaja też nie wie kim jest ów mężczyzna. Książę już nie raz miał okazję zobaczyć jak jego generał nie jest pewna tego, co widzi i wie. W takich sytuacjach często przestępowała z nogi na nogę i miała poważną minę. Chwilę później dziewczyna zasłoniła Willa własnym ciałem.

- Gdzie ona jest?!! - wysyczał nagle przybysz.

Oboje się wzdrygnęli. Książę miał wrażenie, że gdzieś już słyszał ten głos.

- Kto? – głos Kai wyrażał dezaprobatę i znudzenie. „Odważna, skoro nie boi się z takim tonem mówić do wroga" – pomyślał Will.

- Moja zwiadowczyni! – powiedział nieco spokojniej przybysz.

Willowi nie umknęło jednak, że Kaja zaciska pięści, jakby gotowała się do obrony albo ataku. Nie sądził, żeby z jego strony groziło mi jakiekolwiek zagrożenie.

- Nie wiemy. Nie znamy żadnej... Kim ty w ogóle jesteś? – w odpowiedzi usłyszeli śmiech.

Kai stanęły włosy dęba na całym ciele. Śmiech był przenikliwy i głęboki. Można było porównać go z uderzeniem gromu.

- Myślałem, że to oczywiste – Kaja nadal wpatrywała się w miejsce, w którym powinny znajdować się jego oczy, jednak nie potrafiła ich dostrzec. Nieznajomy sprytnie schował je w cieniu kaptura.

Will wychodził z podziwu, że jego generał bez cienia strachu patrzy temu człowiekowi w twarz, mimo że jej nie widziała. Książę nadal stał za nią. Przez chwilę wydało mu się to niewłaściwe. Nie lubił być traktowany jak książątko, które nie wie, co ze sobą zrobić. Był już dorosły i odpowiedzialny sam za siebie. Zlustrował przybysza jeszcze raz i nagle go olśniło. Wyminął Kaję i stanął przed nią krok od mężczyzny.

- Władca Mroku – zadrwił książę. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek przyjdziesz do mego lochu osobiście. Sądziłem, że załatwiasz sobie do wszystkiego ludzi – zamyślił się chwilę. Władca Mroku zacisnął pięści, aż pobielały mu kostki. – A czekaj, przecież wspomniałeś, że szukasz jakiejś kobiety - powiedział Will.

Władca Mroku zignorował go i spojrzał na Kaję. Dziewczyna otworzyła usta. Nie wiedziała kim jest przybyły mężczyzna, ale w zgadywaniu Will ją wyprzedził. Mężczyzna zdjął kaptur i jednocześnie płaszcz, po czym przewiesił go przez ramię. Pod spodem miał czarną zbroję oraz srebrny miecz przy boku. Jego włosy były białe w świetle lamp przyczepionych na korytarzu za nim, a twarz piękna i młoda, mimo że nie było jej dokładnie widzieć w cieniu. Kaja nie wiedziała co ma o nim myśleć. Burzowe oczy świdrowały ją uważnym spojrzeniem, szukając czegoś w jej twarzy. Usta wykrzywiały się w chytrym uśmiechu. Kaja stwierdziła, że podobał się każdej dziewczynie. Wcześniej, w sali tronowej nie wydawał się taki, jednak teraz stał na tyle blisko, że można było się mu przyjrzeć. Kaja nigdy nie posunęłaby się do stwierdzenia, że będzie podobał jej się Władca Mroku. Uważała, że ten człowiek będzie stary. Przeżył przecież wiele stuleci. Tymczasem jej największy wróg, oprawca i tyran, który ją zniewolił był bardzo młodym mężczyzną. Możliwe, że niewiele starszym od niej. Jego uroda miała w sobie coś magnetycznego, starożytnego. Po chwili ciszy Kaja przemówiła:

- Wydajesz się bardzo młody, jak na kilkusetletniego mężczyznę – starała się, aby jej ton był spokojny i obojętny.

- Owszem. Jestem stary, jednak nie tak stary, żeby nie móc wyglądać w ten sposób. Myślę, że doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że nie pochodzę z tego świata - Kaja była zdumiona z jaką pewnością siebie mówił, stojąc bez straży w lochu z księciem i dobrze wyszkoloną generał. - A teraz odpowiedzcie mi na pytanie, jak to się stało, że Lidia nie żyje?!!! Wiem, że maczaliście w tym palce. Zwłaszcza ty – wskazał na Kaję.

- To nie my. Przecież jak byśmy mięli to zrobić, nie mamy broni. Poza tym siedzimy tutaj przez cały czas, a żadnego ciała nie widać w zasięgu wzroku.

Mężczyzna spojrzał na nich, odwrócił się i wyszedł. Przekręcił klucz w zamku. Nastało milczenie. Przez kratę w drzwiach dobiegał tylko dźwięk kroków oddalającego się władcy.

Ciało Kai przeszedł dreszcz. Will spojrzał na nią.

- Wszystko w porządku?

- W jak największym. – Wiedział, że kłamała. Może nie chciała, żeby znał prawdę. Na jej twarzy malował się cień strachu, a może frustracja. Will jeszcze nie znał jej wystarczająco długo, żeby móc to stwierdzić.

-----------

Harry otworzył oczy. Na twarzy miał kilka pasm brązowych włosów Katriny. Jego lewa ręka spoczywała na jej talii, przyciągając ją do siebie. Tuż nad jego ręką spoczywało wiązanie od bandaża, który wczoraj sam zakładał. W końcu zabrał rękę i ostrożnie wstał, starając się nie obudzić dziewczyny. Podszedł do apteczki i wyciągnął z niej potrzebne rzeczy. Dopóki Katrina spała, mógł jej zmienić bandaż na czysty, żeby później nie musiała walczyć z zaciskaniem zębów od przeszywającego bólu. Podszedł do niej i rozwiązał stary bandaż. Materiał zaczynał powoli przesiąkać. Harry zaczął przykładać środek dezynfekujący. Katrina otworzyła szeroko oliwkowe oczy. Ich spojrzenia się spotkały. Harry uśmiechnął się delikatnie. Katrina popatrzyła na jego nagi tors. Kiedy miał na sobie koszulę, nie wydawał się tak umięśniony.

- Co robisz? – zapytała, nadal na niego patrząc.

- Zmieniam bandaż. Nie chciałem cię budzić, przepraszam.

Usiadła, żeby miał lepszy dostęp do założenia opatrunku.

- Ubieraj się, dzisiaj trzeba się rozejrzeć – Harry podniósł się z klęczek i stanął półnagi na zimnej podłodze.

Katrina spojrzała na chłopaka z podejrzeniem. Harry dostrzegł jej wzrok. Dziewczyna najchętniej została by jeszcze w łóżku. Chłopak pokiwał przecząco głową. W następnej chwili leżał na ziemi, a Katrina siedziała na nim.

- Co ty wyprawiasz? – Harry był bardzo zaskoczony.

Katrina zeszła z niego i stanęła na nogach. Zapiekło ją w boku, ale nie dała tego po sobie poznać. Tymczasem chłopak dźwignął się i wstał.

- Ty też byś się ubrał!

- Rozpraszam cię? – zapytał ironicznie.

Katrina odwróciła się i podeszła do ubrań wiszących na krześle. Jej koszula nie nadawała się do noszenia. Kiedy się odwróciła, Harry był już ubrany. Uśmiechał się do niej. Czarna koszula idealnie na nim leżała i bardzo kontrastowała z jasną cerą.

- Ubrana? No to ruszajmy – powiedział z nutką ironii w głosie. Podszedł do drzwi i zaczął je otwierać.

- Poczekaj chwilkę. Zaraz się ubiorę.

Dziewczyna była gotowa za trzy minuty. Zarzuciła na siebie jedną z czystych koszul Kai. Była nieco przymała, ale dało się w niej poruszać. Założyła kubrak z futra i ciemne spodnie. Zabrała broń i wsunęła do cholewek butów, po czym wyszła z pokoju.

- No wreszcie. Myślałem, że tutaj usnę – zaśmiał się, czekając cały ten czas na korytarzu.

- Widzę, że ktoś ma dzisiaj dobry humor – uśmiechnął się do niej. Katrina szturchnęła do pięścią w prawe ramię. - Chodź jeśli ci się nudzi – dziewczyna złapała Harrego za nadgarstek i pociągnęła przez korytarz w stronę wyjścia z domu.

Przemierzali wąskie uliczki i alejki. Wszędzie było tłoczno. Widzieli wielu handlarzy z różnych krajów. Każda gospoda i tawerna, jaką mijali, tonęła w masie ludzkich ciał. Panował akurat sezon towarowy. Kupców było przez to więcej i na drogach i w miastach, a każdy z nich szukał dachu nad głową podczas podróży. Nie można było też zlekceważyć konkurencji. W tłumie Harry wypatrzył kilku miejscowych złodziei, a nawet paru piratów, którzy przypłynęli z Lazurowych Wysp. Katrina skuliła się, kiedy Harry jej to powiedział. Nie chciała, żeby ktokolwiek miał możliwość rozpoznania jej.

Kiedy dotarli na plac główny, zobaczyli przygotowania do budowy platformy egzekucyjnej. „Jutro stanie na niej nasza Przywódczyni i książę."- pomyślał Harry.

Wczoraj zdążyli opracować jeszcze strategię ratunkową podczas wieczornej rozmowy. Nie była prosta, jednak dla dobrze dobranej drużyny nie będzie stanowiła większego wyzwania. Katrina musiała tylko wybrać ludzi do tego zadania. Harry naprowadzał ją na niektóre osoby, wiedząc, że mogą się przydać.

Przez następne dwie godziny przeglądali ostrożnie teren wokół placu. Znaleźli kilka kryjówek w różnych jego częściach, żeby wyznaczeni ludzie mięli lepszy widok na scenę. Jedne za wozami kupieckimi, inne na dachach wyższych budynków lub w ich klatkach schodowych. Łatwo było stamtąd strzelać z łuku w razie potrzeby. Chcieli ukryć tutaj jak najwięcej swoich ludzi. Nie chodziło im tylko o wydostanie Kai z niewoli, ale również o księcia. Nie chcieli, żeby kolejny władca, tym razem bez dziedzica zostanie stracony przez Władcę Mroku. Zdawali sobie bowiem sprawę, że książę jest rozpoznawalny, a na jego egzekucję przyjdą tłumy. A nikt nawet nie kiwnie palcem, żeby zadziałać i ratować władcę przed stryczkiem. Ludzie mięli inne obowiązki i inne przywileje. Poza tym na pewno bali się nowego władcy, który bezprawnie zasiadł na tronie uczciwego człowieka. Harrego i Katinę zastanawiał fakt jak Władcy Mroku udało się dostać do pałacu niepostrzeżenie. Ktoś przecież zauważyłby nadciągające zagrożenie już poza murami miasta. Oboje wiedzieli, że żołnierze księcia są dobrze wyszkoleni, jednak wielu z nich poległo podczas przejmowania władzy, a ich miejsce zajęli poplecznicy tyrana. W ten sposób nie było widać luk w garnizonach i koszarach. Władca Mroku nie chciał wzbudzić paniki wśród ludu, mordując wszystkich. Dlatego tych, którzy przeżyli przeciągnął na swoją stronę lub potępił i odesłał. Zdziwieniem dla całego oddziału Łowców Ciemności był fakt, że Władca Mroku nie zaatakował bezpośrednio całego oddziału. Żaden podopieczny Kai nie odniósł obrażeń w czasie przejmowania stolicy. Wszystko na razie stanowiło zagadkę, bardzo skomplikowaną. Ale wszyscy mięli nadzieję, że ich Przywódczyni rozwiąże ich problemy, kiedy już ją uratują. Liczyli także na pomoc księcia w ewentualnych przypadkach.

--------------

- Wiesz, że jutro o tej porze będziemy już wisieć.

- Nie mów tak, może twoi ludzie pomogą nam i wydostaną nas stąd. Myślę, że nie zostawiliby tak dobrej osoby na pastwę losu.

- Jakby mięli to zrobić, to już dawno by nas tu nie było – powiedziała oburzona Kaja.

- Cicho, chyba coś słyszę - przysunęli się do siebie.

Drzwi otworzyły się. Stanęła w nich kobieta i mężczyzna.

- To tutaj - kobieta odwróciła się i odeszła, zostawiając mężczyznę samego.

Wszedł do środka i zamknął drzwi.

- Muszę was skuć, rozkazy Władcy. – Jego głos był niski i gardłowy. - Każde ma stanąć po przeciwległej ścianie twarzą do siebie - mężczyzna podszedł do Kai i zapiął klamry wbitych w ścianę oków .

Podszedł do Willa i również go przykuł. Stali naprzeciw siebie i patrzyli sobie w oczy, kiedy Kaja zapytała:

- Po co kazał nas skuć?

Mężczyzna odwrócił się do niej. Na jego twarzy malowała się groźna mina. Wiedziała, że nie jest w najlepszym humorze.

- Dziękuję, że się odezwałaś. Zapomniałbym o innych rozkazach od Mrocznej Wysokości.

Przez chwilę patrzyli się na siebie. Kaja miała poważny wzrok. Mężczyzna nie dawał za wygraną i nie spuścił spojrzenia. Zamiast tego chwycił ją za włosy i szarpnął, odchylając jej głowę. Uśmiechnął się kiedy dziewczyna jęknęła z bólu. Will poruszył się niespokojnie. Ze swojej perspektywy nie mógł dostrzec co mężczyzna robi. Kaja nadal zachowywała spokój. Cały czas patrzyła w oczy mężczyźnie.

- Zostaw ją! – syknął Will w jego stronę.

Mężczyzna odwrócił do niego głowę, jednak nadal trzymał Kaję za włosy. Dziewczyna delikatnie kiwnęła głową, żeby Will nic nie mówił, jednak książę nie zwracał na to uwagi.

- Powiedziałem, żebyś ją puścił.

- Nie słucham twoich rozkazów chłoptasiu. Mam do wykonania zadanie, którego skutki, mają pozostać w pamięci.

W końcu nieznajomy odpiął ręce Kai i wyciągnął z celi, ciągnąc za kołnierz koszuli z tyłu. Kaja nie szarpała się. Kiedy jej spojrzenie skrzyżowało się z wzrokiem księcia, w oczach Willa dostrzegła iskierki żalu i troski. Książę szarpnął za kajdany, ale nic to nie pomogło. Kaja zniknęła za drzwiami. Nie widział, czego chciał nieznajomy, ale przeczuwał, że nie było to nic dobrego. Po chwili usłyszał krzyki. Nie były głośne. Kaja tłumiła je, zaciskając zęby. Mężczyzna śmiał się gardłowo. Zgroza opanowała Willa i zaczął się wyrywać, próbując wyswobodzić ręce, ale kajdany umieszczone w ścianie nie pomagały. Krzyki ustały tak szybko jak się pojawiły. Usłyszał szuranie. Kaja wylądowała na posadzce celi sekundę później. Mężczyzna zamknął drzwi i uśmiechnął się przez okienko w drzwiach, patrząc prosto w oczy księcia.

- Przekaż swojemu władcy, że ma marne metody torturowania więźniów- wyszeptała Kaja i nieznajomy zniknął.

- Kaja, żyjesz? – zapytał niepewnie Will, nie mogąc wykonać żadnego ruchu w stronę dziewczyny.

- Tak – jej głos był ledwie słyszalny.

Will przeniósł wzrok na jej plecy. Koszula była rozdarta w licznych miejscach. Na skórze dostrzegł pręgi zostawione przez pas. Krew ciekła z nich, wsiąkała w materiał koszuli i spływała na podłogę.

- Dasz radę wstać? – odezwał się po dłuższej chwili milczenia.

- Chyba tak – z nieukrywanym trudem dziewczyna podniosła się i stanęła na nogach. Krew popłynęła żywiej z ran na jej plecach. Syknęła z bólu.

Wyglądała okropnie. W żadnym miejscu nie przypominała Kapitan Straży Honorowej. Koszula wisiała na niej, a jeden z pasków tkaniny zwisał pod nią. Will przyjrzał mu się i chwilę później zdał sobie sprawę na co patrzy. Każda kobieta, która nosiła mundur i walczyła najczęściej zakładała opaski na piersi, żeby te nie przeszkadzały w walce. Pasek materiału był wytrzymały, ale po takich cięgach nie mógł wyjść z tego cały. Książę spojrzał w oczy Kai.

- Wiem wyglądam okropnie, ale nie wstydzę się. Ty pewnie widziałeś już wiele kobiet w gorszym stanie niż ja – odezwała się, patrząc na skutego księcia.

- Nie - powiedział to szczerze, czuła to. - Nigdy nie miałem okazji zobaczyć kobiety spoza zamku. Mój ojciec postawił wszystko na moje nauczanie. Z drugiej strony nie chciał, aby stało mi się coś. Tak jak mojej matce.

Kaja zaczęła się krępować. Wiedziała, że przez koszulę widać było wiele, jak nie wszystko, ale nie miała odwagi zerknąć w dół, by to sprawdzić.

- Wybacz, że tak cię postrzegam.

- Nic się nie stało, przecież zdaję sobie sprawę z tego, że mogłaś nie wiedzieć – powiedział. - Dasz radę mnie rozkuć?

Kaja przeszukała podłogę i znalazła coś małego. Z każdym jej ruchem krew spływała stróżkami po jej plecach. Paliła ją, jakby ktoś wylał na nią wrzątek. Podeszła do Willa i zaczęła grzebać przy jego kajdanach. Książę stał w bezruchu. Przed sobą miał włosy dziewczyny. Spojrzał w dół. Na twarzy jego towarzyszki pojawiło się skupienie. W tej chwili nie interesowało jej nic prócz zamka przed jej oczami. Po dłuższej chwili udało jej się uwolnić księcia.

- Jak to zrobiłaś? To jest nie możliwe – potarł nadgarstki wyraźnie nie przyzwyczajony do ciężaru kajdan.

- Nauczyłam się wielu rzeczy, będąc małą dziewczynką. Kiedy zebrałam ludzi, musiałam nauczyć się o wiele więcej. Zawsze podziwiałam moich nauczycieli. A zwłaszcza tych, którzy są mi przyjaciółmi – przez jej oblicze przemknął cień uśmiechu, jednak zaraz zakrył go wyraz bólu.

- Szkoliłaś się u przyjaciół? – zapytał ze zdziwieniem.

- Tak. Mam bardzo zdolnego przyjaciela w miejscu, gdzie mieszkałam. – Kaja posmutniała. – Teraz utraciłam z nim jakikolwiek kontakt. Pewnego dnia powiedział, że mnie nienawidzi. Nie wiedziałam skąd naszło go na taki wywód, ale uznałam, że lepiej tego nie roztrząsać. Teraz uważam, że bardzo dobrze zrobiłam - zamilkła. Will nie odzywał się. Wiedział, że dziewczyna zaraz na powrót przemówi – On wpadł w poważne kłopoty i wiem jak bardzo źle skończył, ale nie chcę drążyć tematu – urwała i odwróciła głowę.

- Jesteś niesamowita.

- Dałam się pobić jakiemuś facetowi, a ty mówisz, że jestem niesamowita. Czy przypadkiem nikt nie uderzył cię w głowę? – Will otwierał już usta, ale Kaja go wyprzedziła – Odnoszę wrażenie, że uważasz mnie za kogoś nadprzyrodzonego, książę. Nie lubię jak się ze mnie żartuje.

- To nie był żart - powiedział stanowczo i zbliżył się do niej. Kaja cofnęła się w kąt, a Will podszedł jeszcze bliżej. - Nie zrobię ci krzywdy możesz mi zaufać - wyciągnął rękę. Kaja nieufnie złapała ją, a Will ją przyciągnął i przytulił do siebie, uważając na świeżo odniesione rany. Kaja poczuła łzy. Czy Will właśnie sprawił, że zaczęła płakać? To nie było możliwe, tylko mama tak na nią działała, kiedy jeszcze żyła.

- Dlaczego płaczesz? – spojrzał na nią, odgarnął jej włosy z twarzy. Nie oponowała, kiedy jeszcze raz ją przytulił.

- Nie wiem - nadal tkwiła przytulona do niego. – Rzadko mi się to zdarza – zaczęła drżeć.

Książę przyciągnął ją mocniej do siebie. Syknęła, ale nie odskoczyła. Łzy leciały stróżkami z jej oczu i wnikały w materiał książęcej koszuli.

- Przepraszam – rozluźnił uścisk. - Obiecuje ci, że jakoś nas stąd wyciągnę. - Will powoli odsunął się, obrócił Kaję i spojrzał na jej plecy. – Jak? – delikatnie dotknął ich opuszkami palców. Kaja zasyczała w tym samym momencie, kiedy poczuła jego dotyk. Cofnął rękę.

- Miał bat przy boku, gdybym go wcześniej zauważyła, pewnie bym go wykiwała. Niestety, za błędy się płaci. Dobrze, że nie pobił mnie do nieprzytomności albo gorzej.

- Nie pozwoliłbym na to – stwierdził.

Kaja spojrzała na niego ukradkiem. Dostrzegła w jego oczach nieznajomy błysk, którego nie potrafiła rozszyfrować. Książę zrobił się inny Abo zawsze taki był, tylko ona o tym nie wiedziała.

- Powinienem ci to opatrzyć.

- I tak jutro będziemy martwi. Czy pojadę na szubienicę cała czy w kawałkach nie robi mi różnicy.

Will widział jej obojętność do całej tej sytuacji. Powoli gasła w niej nadzieja na wydostanie się z lochów.

- Generale – zaczął książę, chwytając jej dłonie. Spojrzał w jej rubinowe oczy. – Daj sobie pomóc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top