Rozdział 8
Katrina wpatrywała się w Harrego. Wiedziała, że przyjaciel dobrze walczy. Zawsze myślała, że wolał duże przestrzenie. Dzisiaj przekonała się, że wcale tak nie jest. Nie widziała lecącej strzały, jednak Harry w jakiś sposób uniknął pocisku. Tak samo było z ostrzem, które sterczało z szyi martwej napastniczki. Miała wrażenie, że jej zmysły nie pracują z nią. Nie widziała, kiedy Harry wyciągnął sztylet. W następnej sekundzie rzucił nim tak celnie, że prawie otworzyła usta ze zdumienia. Nie sądziła, że za każdym razem udaje mu się rzucić w wyznaczony cel, ale walka, która teraz rozgrywała się na jej oczach przeczyła wszystkiemu, co wiedziała o Harrym.
Kiedy nieznany mężczyzna upadł, przyjaciel odwrócił się w jej stronę. Na twarzy chłopaka pojawiła się troska. Kiedy zorientował się, że na pierwszy rzut oka Katrinie nic poważnego się nie stało, uśmiechnął się do niej.
- Myślałem, że po tobie – wyznał z nieukrywaną ulgą.
- Uważasz, że jestem słaba?! Rozumiem, że może i udowodniłeś, że masz większe umiejętności, ale nie musisz od razu zakładać, że ja sobie nie radzę.
- O czym ty mówisz?
Katrina spróbowała się podnieść. Zamiast stanąć jęknęła i chwyciła za bok.
- Czekaj pomogę ci. - Harry podszedł do niej, wziął ją pod ramię i pomógł wstać. - Zaraz przyniosę opatrunek, poczekaj tu - posadził ją na krześle, po czym wyszedł z pokoju.
Katrina rozejrzała się po pomieszczeniu, chcąc zapomnieć choć na chwilę o piekącym bólu w boku. Ich pokój nie był duży. Były tu dwa dość spore łóżka, drewniany stolik z dwoma solidnymi krzesłami. W oknach wisiały zasłony, przez które wpadało światło gwiazd. Jako mała dziewczynka, Katrina zawsze lubiła siedzieć przed oknem i wpatrywać się w nocne niebo. Jej brat zawsze jej w tym towarzyszył, jednak teraz dzieliła ich ogromna odległość, aby móc zobaczyć się choć na chwilę. Już od dłuższego czasu Katrina marzyła o spotkaniu z matką i bratem. Jednak ta podróż wiązała się z przebyciem oceanu i wyjawieniu tajemnicy swojego pochodzenia Kai i Harremu. Dziewczyna wiedziała, że nie jest to dobry moment na takie zwierzenia.
Ból nadal nie ustępował. Jej ręka cały czas zaciskała się na ranie. Dziewczyna poczuła, że jej koszulka robi się mokra od krwi. Spojrzała w dół. Na materiale pojawiła się czerwona plama. Zakręciło jej się w głowie. Przed oczami pojawiły się mroczki. „Zachowaj przytomność!" – napominała się w myślach. Na czole pojawiła się gniewna zmarszczka. Kartina nienawidziła, kiedy coś szło nie po jej myśli i denerwowała się na każdą swoją słabość.
Po kilku minutach przyszedł Harry ze skórzaną apteczką w ręce.
- Jak się czujesz? – zapytał w drzwiach.
- Nie jest najgorzej – skłamała.
- Nie umiesz kłamać Katrino – uśmiechnął się do niej. - Gdzie cię trafiła?
- Tutaj - pokazała plamę krwi na lewym boku koszuli.
- Musisz to zdjąć – wskazał białą koszulę.
Katrina rozpięła guziki i zdjęła materiał z wielkim trudem. Rana paliła ją i ciągnęła, kiedy podnosiła rękę do góry. Starała się zaciskać zęby, żeby nie pokazywać swojego bólu.
- Wygląda jak rana cięta – Harry nie patrzył na jej twarz. Widać było, że chłopak coś analizuje, ponieważ miał ściągnięte brwi.
- Czarną magią można wyrządzić wiele bólu i krzywdy Harry.
- Widzę.
Podszedł do niej i uklęknął z boku krzesła, żeby mieć lepszy dostęp do rany. Położył apteczkę na podłodze i otworzył ją. Chwilę szperał w niej, jednak po chwili jego ręka zamarła.
- Skąd to wiesz? – Doskonale wiedziała, o co pytał. Spojrzał na nią, ale odwróciła wzrok. - O czym znowu nie wiem? A może powinienem spytać ile tych tajemnic jeszcze jest?
- To chyba ostatnia, którą mogę wyjawić.
- Więc, słucham – przyłożył materiał z środkiem dezynfekującym do rany.
- Więc... – dziewczyna syknęła. Harry popatrzył przepraszająco na Katrinę. – Wiem pewne rzeczy o magii, ponieważ moja rodzina trudni się nią już od bardzo dawna.
- Nie widziałem, żeby twoi rodzice byli magami albo czarownikami.
- A skąd wiesz, że to moi rodzice? – Harry podniósł delikatnie głowę znad rany i spojrzał przyjaciółce w oczy.
Dziewczyna odwróciła wzrok. „Czemu mu to mówisz? Przecież miałaś nikomu nie mówić o swojej prawdziwej rodzinie" – napominała się. Jednak jej sumienie nie dawało za wygraną.
- Dlaczego? – wyszeptał. - Dlaczego nie mówisz prawdy? Co ci zrobiłem? Dlaczego akurat mnie oszukujesz?
- Boję się Harry. Kaja też o niczym nie wie.
Chłopak położył rękę na kolanie dziewczyny. Katrina spojrzała na nią z iskrą w oczach.
- Mi możesz powiedzieć wszystko i doskonale o tym wiesz – ścisnął delikatnie jej nogę. Katrina, jednak nie miała całkowitej odwagi, aby mu to powiedzieć. – Jak nie chcesz to nie mów, twoja sprawa.
- Harry ja nie pochodzę z Tajemniczych Równin. A osoby, które bierzesz za moich rodziców nie są nimi. – Spojrzał na nią z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. - To jest bliźniaczka mojej prawdziwej mamy i mój wujek. On pochodzi stąd, dlatego ciotka się tutaj przeprowadziła – spuściła głowę, nie chcąc patrzeć mu w oczy.
- Ale co to ma wspólnego z tobą? – Harry lekko przycisnął opatrunek. – Przepraszam, za moją niedelikatność.
- Nic się nie stało. Cała historia wiąże się ze mną, dlatego że zostałam w pewnym sensie wygnana ze swojego domu, w którym żyłam. Matka kazała mi jechać do ciotki, więc tak zrobiłam, ale nie pytaj mnie o większe szczegóły. Nikt nie powinien tego wiedzieć jest to wielkie ryzyko. I tak już powiedziałam za dużo. Wybacz.
- Mam rozumieć, że gdybyś została w domu, coś ci groziło. – Katrina spojrzała na niego.
- Nigdy byśmy się nie poznali, gdybym tam została.
- Gdzie ty mieszkałaś?
- Daleko – widziała, że chciał zadawać kolejne pytania. – Nie pytaj mnie o nic więcej. Poza tym ty też nie mówisz mi wszystkiego.
Harry spojrzał na nią, przerywając owijanie opatrunku.
- Jak to możliwe, że słyszałeś tą strzałę albo sztylet. – Harry zawahał się. Mówił to tylko Kai, a ta wiadomość nieco nią wstrząsnęła.
- Powiedzmy, że ty też nie wiesz o mnie za dużo Katrino. Jestem elfem. Zawsze byłem i zawsze będę.
- Sądziłam, że tylko twój ojciec nim jest.
- Moja matka też.
Katrina pokiwała głową.
Po nie całych dziesięciu minutach, z przerwami na wymianę zdań, opatrunek był już założony. Katrina spróbowała wstać, jednak nadal pomocy Harrego.
- Udało się - Katrina była bardzo szczęśliwa, że udało jej się wstać, mimo że Harry musiał jej pomóc. Chwilę później popatrzyła się na przyjaciela.
Chłopak uważnie ją obserwował. Był od niej dużo wyższy. Jego brązowe oczy świeciły w świetle zapalonej lampy. Znów czuła to przyjemne ciepło, które ją otulało. Katrina poczuła jak rumieńce chcą wydostać się na jej policzki.
- Dlaczego mi się przyglądasz? – Jej głos drżał.
Harry pogładził jej włosy, nadal trzymając ją pod zdrowy bok, żeby mogła stać. Ponownie spojrzał w jej oczy. Schylił się. Ich twarze dzieliły minimetry. Jedno uderzenie serca później Katrina poczuła jego usta na swoich. Pocałunek zaskoczył ją, ale nie odskoczyła od Harrego. Chłopak założył jej włosy za ucho i położył dłoń na karku, uniemożliwiając jej ucieczkę. Tym samym przysunął ją bliżej siebie. Jego usta paliły, ale nadal nie odsuwała się od tego żaru. Harry pogłębił pocałunek, a Katrina pozwoliła mu na to. Stała prosto, opierając się tylko kawałkiem o chłopaka, żeby nie stracić równowagi. Ból w lewym boku nagle przestał istnieć. Cały świat ograniczył się tylko do smaku ust Harrego. Kiedy się od siebie odkleili, Katrina spojrzała do góry, w jego oczy.
- To nie jest sen?– była delikatnie speszona.
- Nie - powiedział Harry.
- Harry nie jestem Kają i nigdy nią nie będę.
- Posłuchaj mnie uważnie. Ja... - nie wiedział co ma dalej powiedzieć. – Wiem, że coś do mnie czujesz, coś silnego i rozumiem cię doskonale. Nie jesteś Kają i masz rację, ale nie chodzi mi o Kaję. To prawda, że jest piękną kobietą, ale w moim sercu jest miejsce tylko dla jednej – Harry wciągnął powietrze. Katrina nadal wpatrywała się w jego twarz. Nie mówiła nic, chciała, żeby przyjaciel dokończył mówić. – Nie potrafię zapomnieć o dziewczynie, która wymachuje bronią na prawo i lewo, która jest odważna i wybuchowa – spojrzał jej głęboko w oczy. - Tą kobietą jesteś ty Katrino Smith. – Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Teraz naprawdę nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. W pomieszczeniu zapadło niezręczne milczenie. Oboje wpatrywali się w siebie. – Nie powiesz mi nic? – zapytał w końcu Harry.
- Co ci mogę powiedzieć? Mam wrażenie, że kłamiesz.
- Jak mogę kłamać, trzymając cię w ramionach. Właśnie cię pocałowałem. Borykam się z tymi myślami codziennie. W tych kwestiach nie mogę kłamać.
- Ja jednak czuję coś innego. Mówisz mi to, bo powiedziałam ci prawdę? –wyswobodziła się z jego objęć. Ledwo stała na nogach. – Uważasz, że nagle jesteś w stanie zapomnieć o tym, co czujesz do Kai i skupiasz uwagę na mnie. Coś tutaj jest bardzo nie tak Harry.
- Słyszysz co mówisz? Kochasz mnie. Jak czuję to samo. - Katrina zarumieniła się. Nie sądziła, że kiedykolwiek się komuś spodoba ani, że ta osoba będzie to odwzajemniała. Straciła równowagę, ale Harry był na tyle blisko, że złapał ją i postawił. Znów stali bardzo blisko.
Tym razem chłopak nie wahał się w ogóle. Zbliżył się do Katriny i zetknął ich wargi w gorącym pocałunku. Mimo że krótki, nadal był przesycony namiętnością.
- A co powiemy Kai? - zapytała dziewczyna pomiędzy pocałunkami.
- Nie wiem. Nigdy mnie nie kochała, więc nie będzie jej to przeszkadzało.
- Skąd wiesz?
- Przeczuwam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top