Rozdział 16

Kaja siedziała na swoim czarnym koniu. Wszyscy szykowali się do opuszczenia obozu. Cały czas ryzykowali, pozostając w tym miejscu. Mimo że oddalili się od poprzedniego obozowiska, nadal widzieli na horyzoncie ciemną plamę wojska nieprzyjaciela. Kaja patrzyła na południowy – zachód w stronę stolicy, w stronę małej armii i porażki, którą przeżyli trzy dni temu. Nagle koło konia Kai stanął drugi wierzchowiec wraz z jeźdźcem.

- Jakie wieści? – zapytała Kaja. Nawet nie pokusiła się, żeby spojrzeć na mężczyznę.

- Zwiadowca donosi, że armia zaczęła się cofać – powiedział Lydius.

Kaja spojrzała na mężczyznę. Jej oczy iskrzyły. Nigdy nie podejrzewałaby, że generałowie będą w stanie się do nich przyłączyć, nie mówiąc o wypełnianiu jej rozkazów. Najbardziej dziwiła postawa Oriusa, który po kłótni w Misttown nie był zagorzałym zwolennikiem posunięć Kai. Jednak, znajdując się na jej terenie bez ludzi, nie mógł dużo wskórać. Lydius nadal czekał aż Łowczyni coś powie.

- Twoi ludzie nie pokazują ulgi – ciągnął dalej Lydius. – Dobrze ich wyszkoliłaś.

- To nie tylko moja zasługa – spojrzała na południe. – Skąd pewność, że nie przypuszczą ataku? Mają przewagę liczebną.

- Przejeżdżanie obok nich wiązało się z nie lada wysiłkiem i sprytem, ale udało nam się wyjść z tego bez szwanku. Powiedziałbym, że ludzie tego tyrana mają nawet czas na wszelakie udogodnienia i wypoczynek.

Kaja nie była zdziwiona tym faktem. Władca Mroku nie dopuszczał do siebie myśli, że oddziałowi Kai uda się zmiażdżyć jego kawałek armii. Dziewczyna siedziała ze skupioną miną.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

- Myślę, że Władca Mroku jasno określił zasięg możliwości lub czas zniewolenia ciebie, generale.

Kaja zamyśliła się nad jego słowami. W jednej sprawie miał rację. Władca Mroku chciał mieć ją żywą i w jednym kawałku. Miała tylko nadzieję, że nie wiedział dokąd podąża i z czym to się może wiązać.

- O czym myślisz? – zapytał nagle Lydus. Uwielbiał dociekać.

- Zastanawiam się, jak będziemy walczyć. Jeśli on ma magów, będzie cholernie ciężko. – Lydus pokiwał głową na potwierdzenie. – Kiedy wszyscy zwiadowcy wrócą chce dostać znak, że możemy ruszać w drogę.

- Jak sobie życzysz.

Kaja nadal wpatrywała się w południe. Tyle śmierci, tyle zła zostawili za plecami. Straciła prawie dwie setki ludzi przez atak magów, jakich napuścił na nich Władca Mroku. Wewnątrz odczuwała lęk przed tym, co może się jeszcze wydarzyć w państwie pod ich nieobecność w stolicy. Jej głowę wypełniały myśli o tym co jeszcze zaplanował Władca Mroku. Kaja wiedziała, że niebawem się tego dowiedzą. Na razie trzeba było tylko przeżyć.

Na horyzoncie było widać tumany kurzu i pyłu. Jedyny znak, że wojska się od nich oddalały. Rozejrzała się. Na twarzach żołnierzy dostrzegła ulgę, którą rzadko była w stanie dostrzec. Nie wiedziała, że boją się tej czarnej zgrai, wysłanej przez Władcę Mroku. Po chwili uświadomiła sobie, że wszyscy się na nią patrzą, a obok niej Harry mówi do niej. Odwróciła głowę, żeby spojrzeć na przyjaciela. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Za nimi, pod drzewem na skraju lasu stała kobieta. Kaja błyskawicznie rozpoznała w niej zjawę, która uratowała ich przed szubienicą i która odwiedziła ją w namiocie. Duch wymachiwał rękoma. Kaja zamrugała, a obraz zniknął. Spojrzała na Harrego.

- No co się tak patrzysz? – zapytała.

- Mówię do ciebie i mówię, a ty nie słuchasz, a wyglądasz jakbyś właśnie zobaczyła ducha – powiedział i spojrzał w kierunku miejsca, w którym przed chwilą stała Lily.

- Wcale nie zobaczyłam żadnego ducha - naburmuszyła się. - Jedziemy! - wydała rozkaz i ruszyła na północ w stronę Samotnej Góry.

----------------

- Jak myślisz, co tam zobaczyła? - zapytała Katrina.

- Nie wiem, ale dziwnie się zachowywała tak jakby było tam coś, co nie pasowało do wszystkiego - odparł Harry.

Ciągle jechali, a Przywódczyni nic nie mówiła. Przed nimi rozciągała się równina, a na wschodzie piaski wybrzeża. Za plecami las, koło którego podróżowali wcześniej. Nikt nie zadawał pytań, nikt nic nie mówił. Cały oddział milczał, Kaja jechała samotnie z przodu. Głowę miała wysoko, jednak widać było po niej, że jej myśli uciekają gdzieś indziej. Jedynym dźwiękiem, jaki ich otaczał, był stukot kopyt, szczęk zbroi i mieczy uderzających o metal.

- Wiesz czemu zmierzamy akurat w stronę Samotnej Góry? - zapytał Harry. – Kaja rzadko się tam wybiera.

Katrina wzruszyła ramionami. Harry popatrzył na Willa. On też wydawał się jakiś inny. Mężczyzna miał nadzieję, że nie doszło pomiędzy nim a Kają do żadnej kłótni. Książę miał zwieszoną głowę. Po chwili odwrócił się i spojrzał na Harrego.

- Nie, nie wiem. - powiedział.

"Nie pytałem ciebie." - pomyślał Harry, z niesmakiem przyglądając się wszystkiemu dookoła. Nie miał ochoty na kolejną małą kłótnię z księciem. Spojrzał w stronę Kai. Jechała z przodu, samotna. Usilnie nad czymś myślała. W następnej chwili odezwała się:

- Żeby zebrać sojuszników i się szkolić, jeśli to cię ciekawi Harry.

- Jakich sojuszników? Przecież nie mamy ... - nie dokończył, patrząc na Łowczynię.

Kaja spojrzała na niego wymownie. Harry spuścił wzrok. Wiedział, że mógł się właśnie mylić. Kaja nie zawsze mówiła im o wszystkich swoich planach i tajemnicach. Większość pomysłów trzymała dla siebie i ujawniała tylko ich skrawki, tak jakby bała się, że stanie się jakieś nieszczęście.

- Chyba wiem lepiej - spoważniała. - Myślisz, że po co miałam biurko zawalone toną papierów w Misttown? - zapytała po dłuższej chwili milczenia. Harry nie odpowiedział. - Nie wiesz, więc nie pytaj tylko wykonuj rozkazy, jak się do ciebie mówi. Czasem sobie je lekceważysz, wiem to. Nie musisz nic robić, jeśli ci się nie chce. Uprzedzam tylko, że w takiej sytuacji nie ręczę za siebie. Nie są mi potrzebne osoby, które mnie nie słuchają i robią wszystko po swojemu. - W oczach Kai zapłonął gniew, przez co stały się jeszcze bardziej rubinowe niż zazwyczaj.

- Uważasz, że nie jestem ci potrzebny? – Harry zatrzymał konia. Kaja, widząc i słysząc co powiedział, odwróciła konia w ich stronę i również go zatrzymała – Chcesz mogę zaraz stąd odjechać i nigdy nie wrócić. – Katrina podjechała do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Harry spojrzał na nią z czułością.

- W takim razie ja także będę zmuszona was opuścić – zwróciła się do Kai.

Harry popatrzył w kierunku Przywódczyni. Kaja wiedziała już co jest pomiędzy nim a Katriną. Gdyby teraz pozwoliła im odejść, już więcej by jej nie zobaczyli. Nie walczyliby dla niej.

- Nie będę was zatrzymywała. Możecie sobie robić co chcecie, przecież to wolny kraj – po tych słowach spojrzała na Willa.

Książę przysłuchiwał się całej rozmowie, patrząc na swoje buty w strzemionach. Kaja zwróciła się do Harrego i Katriny:

– Nie wiem, co wam zrobiłam i nie chce wiedzieć – dokończyła po czym odwróciła konia i ruszyła dalej w kierunku Samotnej Góry.

Zapadło niezręczne milczenie.

-------------

Stonecliff leżało na klifie. Widoki rozpościerały się na morze od południa i lasy na północy. Jedno z największych miast w Tajemniczych Równinach miało własny garnizon i własne zapasy wojskowe. Od wieków panował tutaj jeden ród, chociaż władzę zawsze przekazywano najstarszej córce. Lord Cunningham zmarł kilka lat temu, jednak nadal w niektórych miejscach wieszano czarne proporce na jego cześć. Ludzie go uwielbiali, mimo że nie sprawował prawnie rządów, jednak często pomagał żonie, co wpływało na jego reputację.

Był późny wieczór. Na niebie zaczynały świecić gwiazdy. Sześć punktów nad miastem układało się w Powóz Królewski. Na południu było widać Łabędzia Zamarzniętego Jeziora i Tygrysa. Mgła wpływała na dziedziniec i krążyła wokół schodów i przy drzwiach. W mieście paliły się światła. Dziedziniec przed lordowską twierdzą pilnowało dwóch strażników. Obaj mężczyźni ziewali już co jakiś czas. Ich zmiana powoli dobiegała końca i oboje czekali aż wreszcie będą mogli opuścić swoje stanowiska.

Nagle coś przebiegło przez mgłę. Strażnicy wzdrygnęli się.

- Widziałeś to? - zapytał jeden.

- Tak - odparł drugi. – Z drugiej strony możemy mieć już omamy.

- Za ile zmiana warty? Lady Katelin nie lubi kiedy w straży są jakieś ubytki. Zwłaszcza tej na naszych miejscach– powiedział ten pierwszy.

Jego kolega odwrócił głowę i spojrzał na zegar.

- Za jakieś pięć minut – nie dokończył.

Kiedy się odwrócił, zobaczył postać stojącą na schodach przed nimi. Była to kobieta. Oboje zauważyli, że była uzbrojona, dlatego sięgnęli po długie włócznie. Kobieta zrobiła dwa kroki w przód.

- Czego tutaj szukasz? – zapytał jeden ze strażników.

Kobieta nie odpowiedziała, ale zrobiła kolejny krok w ich stronę. Oboje unieśli włócznie nieco wyżej.

- Kim jesteś? Odpowiedz albo wezwiemy straże.

- Myślę, że nie będzie to konieczne – powiedziała kobieta ze spokojem. Na głowie miała czarny kaptur, który idealnie zakrywał rysy jej twarzy.

Coś świsnęło w powietrzu. Po chwili grot z jeden włóczni odpadł i zastukał o kamienie pod stopami strażnika. Drugi strażnik podniósł swoją włócznię jeszcze wyżej, kiedy nieznajoma stanęła w świetle pochodni zawieszonej na ścianie. Jednym zwinnym ruchem ściągnęła kaptur. Jej krótkie blond włosy sięgały ramion.

- Moja siostra ma się o tym nie dowiedzieć – powiedziała i ominęła zdziwionych strażników.

Zamknęła starannie drzwi, aby nikt się nie domyślił, że ktoś tędy przechodził w czasie warty. Miała mało czasu. Jeżeli warta zmieniała się za pięć minut, będzie miała tylko ten czas, żeby zakraść się w odpowiednie miejsce.

Kobieta wspięła się po schodach prowadzących na pierwsze piętro i ruszyła w stronę gabinetu lady Katelin. Na korytarzach było cicho. Jedynie z daleka dobiegały dźwięki skrzypiec. Nigdzie nie paliło się światło. Przy drzwiach do sypialni lady nie stał żaden wartownik. Twierdza na Stonecliff działała zupełnie inaczej, odkąd lady Katelin przejęła w niej władzę. Kiedyś na każdym kroku było widać turkusowe mundury straży lordowskiej. Lady Regina nadal żyła, jednak to jej córka sprawowała już władzę i matka nie mogła kwestionować jej decyzji o zmniejszeniu straży.

Po krótkim biegu wzdłuż okien wychodzących na morze, kobieta stanęła pod drzwiami sypialni, ale nie zapukała. Po cichu otworzyła je i weszła do środka. W pokoju nie było nikogo, tak jak się spodziewała. Ciężkie zasłony nadal były odsłonięte, a do pokoju wlewało się światło gwiazd. Delikatny wietrzyk wpadał przez uchylone okno. Ściany miały błękitny odcień. Duże łóżko z baldachimem stało naprzeciwko okien. Pościel w kolorze morskiej piany była już naszykowana przez służące. Lady wyprawiała dzisiaj bal z okazji setnej rocznicy założenia miasta. Zaprosiła wszystkich ważnych ambasadorów, jednak nie wszyscy się pojawili. Nadjechali tylko goście z okolic i znad granicy z Górnym Królestwem.

Dziewczyna podeszła do biurka i usiadła w wysokim fotelu tak, żeby nie było jej widać. Czekała aż lady wróci do swojej komnaty z balu. Minuty mijały i nikt się nie pojawiał.

Po niespełna godzinie wpatrywania się w okna, muzyka, którą wcześniej słyszała, przestała grać. Był to znak, że bal właśnie się zakończył. Dziewczyna wstrzymała oddech, czekając. Drzwi drgnęły kilka minut później i do pokoju weszła lady Katelin. Zamykając drzwi, powiedziała jeszcze coś do służącej. Zapaliła świece i ruszyła w stronę biurka, przy którym ukrywała się kobieta. Dziewczyna rozluźniła się i odwróciła się w fotelu do lady Katelin. Kobieta podskoczyła przestraszona nieoczekiwanym gościem i chwyciła się za serce. W jej oczach było widać przerażenie, jednak zaraz jej wyraz twarzy się zmienił. Lady spojrzała gniewnie na kobietę, zakładając ręce na klatce piersiowej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top