Rozdział 1.1
Kaja Witch stanęła przed swoim rodzinnym domem. Przyjrzała się miejscu, w którym się wychowała i w którym przeżyła to, czego nikt inny być może nie doświadczył.
Wiejska chata z dachem pokrytym strzechą nie wyróżniała się niczym na tle pozostałych podobnych domków i budynków. Whiteforest było jedynie mieściną, małą wioską, w której mieszkali rolnicy, karczmarz i kilku kupców. Jednym z nich był jej ojciec. Mimo że często go nie było, Kaja zawsze cieszyła się, kiedy wyjeżdżał i smuciła, kiedy wracał. Wolała siedzieć sama w domu, niż dzielić ten czas z tym potworem.
Kilkanaście dni temu dostała list. Niestety ojciec był wtedy w domu i to on odebrał pocztę od konnego posłańca. Jak zawsze musiał sprawdzić, dlaczego list został przysłany od samego króla. Nie spodziewał się, że zobaczy tam nazwisko swojej córki. Zdziwiony nie odstępował jej na krok, kiedy siedziała i czytała zapisaną kartkę. Po długiej kłótni, jaka się narodziła po przeczytaniu listu, Kaja niemal natychmiast podjęła ostateczną decyzję, której nie żałowała.
Za kilka tygodni miała spotkać się z księciem Tajemniczych Równin. Za nią stało kilka osób z jej osobistego oddziału zbrojnego. Była to Katrina jej zastępczyni, Harry jej najlepszy przyjaciel i parę innych osób.
Przed dom wyszedł ojciec. Kaja skrzywiła się na jego widok. Widząc go, czuła jednocześnie smutek jak i ogromną złość. Ojciec nie chciał, żeby jechała na tą wyprawę. Twierdził, że martwi się o nią, jednak Kai ciężko było uwierzyć w te słowa. To był pierwszy raz, kiedy dziewczyna zakwestionowała jego decyzję. Co prawda został tylko on, ponieważ matka umarła jak Kaja była małą dziewczynką. Popatrzyła na ojca ze złością i nienawiścią, skrywając jednocześnie smutek. Przez wiele dni ojciec namawiał ją, aby została w domu i przejęła rodzinny biznes kupiecki. Dziewczyna jednak wolała walczyć o wolność, dobro narodu i całego królestwa. W końcu była jedną z najlepszych generałów jakich widziały Tajemnicze Równiny, a ojciec nie mógł tego zrozumieć. Sądził, że kobieta nie nadaje się do walki i mówił, że jej stanowisko to jedna wielka bujda. Nie mógł być normalnym ojcem, który wspierałby córkę w jej osiągnięciach i celach.
Po chwili wpatrywania się w ojca, odwróciła się i ruszyła w stronę swojego oddziału. Postanowiła, że nie pożegna się z rodzicielem. W jej mniemaniu Edward także nie miał takiego zamiaru. W końcu stał się potworem w jej oczach.
- Nie zamierzasz się ze mną pożegnać? – dobiegł ją głos zza pleców.
Przechyliła głowę, aby móc zobaczyć ojca przez ramię. Edward stał z rozłożonymi rękoma. Kaja nie wiedziała czy ma odpowiadać.
- Nie powiesz mi chociaż słowa?
- A jak myślisz?! – podniosła głos. - W życiu nie życzę nikomu, aby trafił na takiego ojca. Kiedy byłam mała byłeś dla mnie bohaterem, kimś z kim zawsze można było porozmawiać. Byłeś przyjacielem – zrobiła krok w jego kierunku. Do oczu napłynęły łzy. – Ale tamtego feralnego dnia popsułeś wszystko. Nie sądziłam, że taki jesteś. Może nie wyglądasz, ale w twoich żyłach płynie zdradziecka i plugawa krew.
- Córko, skoro tak twierdzisz, to w twoich ...
- Nie! – spojrzała na niego, ściągając brwi w dół. - Dobrze wiesz jak jest. Jakbym nie musiała mieć ojca to z chęcią bym go nie miała, a przynajmniej nie takiego jak ty. Zdajesz sobie sprawę jak bardzo jestem podobna do mamy, do babci. Wszystkie tak mamy. Każda z nas jest podobna do poprzedniej. – Kai załamał się głos. Po policzku spłynęła łza.
Edward postawił dwa kroki do przodu, ale Kaja cofnęła się.
- Czemu płaczesz? – zapytał ojciec i zrobił jeszcze jeden krok.
- Nawet do mnie nie podchodź – jej ręka spoczęła na rękojeści miecza, ale Edward nie zwrócił na to zbytniej uwagi.
- Jesteś moją córką. Mam prawo podejść do ciebie – zrobił jeszcze jeden dłuższy krok.
Kaja nie zawahała się. Wysunęła swój miecz z pochwy i skierowała ostrze ku Edwardowi. W jej oczach tańczył gniew. Ojciec popatrzył na nią z politowaniem, potem spojrzał na ostrze. Czubek miecza dotykał prawie jego klatki piersiowej. Kaja pewniej chwyciła rękojeść.
- Nie posunęłabyś się do tego. Jesteś zbyt dobra moja córko.
- Pamiętaj, że po tobie też musiałam coś dostać w genach. I może to jest właśnie to – kiwnęła głową w stronę czubka miecza.- Nigdy nie zapomnę ci tego, co zrobiłeś.
Edward poczuł przegraną. Wiedział, że Kaja nie zjawi się w domu już nigdy. Jak tylko wyjedzie nie wróci. Nie chciał jej stracić. Nie chciał też tego wszystkiego co stało się między nimi po śmierci Cassandry. Jednak wiedział, ze ma jeszcze do wykonania drugą część powierzonego mu zadania. Widział, że Kaja bardzo kochała matkę, a sposób w jaki ją straciła, bardzo źle stawiał prawdę w świetle dnia. Edward w końcu odsunął się, unosząc dłonie w poddańczym geście. W lewej dłoni błyszczało ostrze sztyletu z czarną rękojeścią.
- Masz mnie za aż tak głupią, że nagle ci wybaczę. Wiem, że chciałeś tylko dopełnić to, co zacząłeś kilkanaście lat temu. Nie zapomnę ci tego. Nie wiem, co tobą kieruje, ale wiedz, że kiedyś za to zapłacisz w ten czy inny sposób. A teraz bądź tak łaskawy i odłóż to.
Edward wypuścił sztylet. Ostrze odbiło się z głuchym brzękiem o trawę u jego stóp. Kaja trzymała jeszcze przez chwilę obnażone ostrze, jednak zaraz je schowała i odwróciła się plecami do ojca.
- Możemy ruszać - powiedziała do Katriny.
Dziewczyna kiwnęła w odpowiedzi głową, a Harry podał jej wodze konia. Wsiadła na niego i ruszyła w drogę, nie odwracając się za siebie nawet raz.
- Jak myślisz czego chce od ciebie książę i dlaczego kazał ci zebrać oddział zbrojny? – zapytał Harry.
- Nie wiem. Ale myślę, że nie wzywałby mnie do stolicy, gdyby miał jakieś dobre wieść. Raczej zebranie oddziału zbrojnego przez generała nie jest rzeczą, którą robi się na co dzień – odparła Kaja.
Harry pokiwał głową na zgodę. Byli już ponad półtora tygodnia w drodze. Powinni niedługo dotrzeć pod mury Misttown. Jechali jeszcze przez chwilę w ciszy, kiedy do rozmowy włączyła się Katrina.
- Ja tam sądzę, że książę szuka sobie żony – powiedziała.
Zazwyczaj niewiele mówiła, ale często lubiła pożartować, żeby podenerwować innych. Właśnie w ten sposób złościła Harrego, a Kaja często śmiała się z dwójki przyjaciół.
- Co masz na myśli? – zapytał Harry z nutą złości w głosie.
Kaja wiedziała, że jej przyjaciel podkochuje się w niej od jakiegoś czasu, ale nie powiedziała mu, że o tym wie. Nie mówiła o tym nikomu, nawet Katrinie. Jako generał nie miała chwilowo czasu na myślenie, a co dopiero mówić o zakładaniu rodziny.
- Myślę, że książę doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kim jest Kaja. Przecież to najładniejsza, najlepsza przywódczyni wszystkich jego oddziałów. Poza tym stanowisko generała też do czegoś zobowiązuje. Weźcie jeszcze pod uwagę, że książę nie jest już dzieckiem - spojrzała na Harrego. – Coś ty taki spokojny? - zapytała.
Miała rację. Harry nigdy nie był spokojny i nieobecny. Zawsze włączał się do rozmowy i wyrażał swoje opinie, mimo że niektórzy wcale tego nieoczekiwali, bądź co gorsza nie chcieli go słyszeć. Szatyn miał teraz poważną minę i patrzył przed siebie. Kaja uśmiechnęła się w duchu na ten obrazek. Lubiła patrzeć, kiedy jej przyjaciele dogryzali sobie.
- Harry, mówię do ciebie! – oburzyła się Katrina.
Harry spojrzał na Kaję, ignorując słowa dziewczyny po drugiej stronie Przywódczyni. Jednak mężczyzna nie mógł zaprzeczyć Katrinie. Dziewczyna miała sporo racji, jeżeli chodziło o wygląd i pozycję Kai. Przywódczyni była naprawdę przepiękną kobietą. Mimo że pochodziła ze wsi, z prawie zapomnianej przez świat mieściny, miała nieprzeciętną urodę. Ciemne włosy po ojcu zazwyczaj spinała wysoko, wypuszczając niektóre pasma żeby zakryć niektóre miejsca na twarzy, co nie zawsze jej wychodziło. Jej oczy przypominały rubiny mieniące się w słońcu. Wyglądały, jakby nie pochodziły z tego świata, tylko z jakiejś odległej nieznanej krainy pełnej bogactw i dobrobytu. Dziewczyna miała jasną cerę, a na twarzy piękny szerokim uśmiech i prosty nos. Większość mężczyzn nie mogła przestać na nią patrzeć. Po dłuższej chwili Harry odpowiedział:
- Ja tam uważam tylko, że księciu potrzebny jest oddział w pałacu – wzruszył obojętnie ramionami.
- Uważasz, że Moon potrzebowałby w zamku blisko tysiąca zbrojnych? Niby po co mu tak dużo? Ma Gwardię Królewską – prychnęła Katrina. – I wiesz, że ona wcale nie jest tak mało liczna.
Kaję zaskakiwał jej dzisiejszy humor. Nigdy tyle nie mówiła. Zawsze to sama Przywódczyni miała wiele do powiedzenia i często nie dawała innym dojść do głosu.
- Tak, właśnie tak uważam. Nie mogę wygłosić już swojego zdania na temat celu naszej podróży?
- Przestańcie się sprzeczać. Na pewno nie jedziemy do stolicy bez konkretnej przyczyny. Na pewno nie z głupiej zachcianki księcia. Zawsze wszystko ma powód, nawet jeżeli nie jest on dosłowny czy zauważalny.
-----------
Kilka dni później, tak jak podejrzewała Kaja, zobaczyli mury stolicy. Wszędzie wokół widać było pokryte soczyście zieloną trawą łąki i pola. Gdzieniegdzie rosła jasnoróżowa wiśnia otoczona dębami i kasztanowcami. Droga była piaszczysta, ale ubita przez tysiące nóg i kopyt przejeżdżających tędy. W powietrzu dało się wyczuć zapach jakiejś nieznanej magii i mocy, która scalała krajobraz przed nimi. Kaja wzięła głęboki oddech. Nie na darmo nazwano te ziemie Tajemniczymi Równinami. Kraina ta była piękna, ale niebezpieczna i tajemnicza nawet dla najstarszych ludzi żyjących na Północnym Kontynencie. Nigdy nie wiadomo, co może zaskoczyć jeźdźca na prostej drodze. Kaja otworzyła oczy. Zawsze lubiła patrzeć na takie widoki.
Kiedy była mała wyglądała przez okno i patrzyła na pola zasłane łanami zboża bądź traw. W zachodzącym słońcu krajobrazy te stawały się jeszcze bardziej urokliwe. Jak z bajki dla dzieci.
Rzeczywistość jednak była brutalna, czego doświadczyła już przed wielu laty. Przed nimi rozciągał się widok na miasto z wielką bramą wjazdową i wysokim murem dokoła stolicy. Piękny, kamienny zamek górował nad miastem pełnym dwu piętrowych budynków. W stolicy przecinały się jedne z najważniejszych szlaków handlowych w królestwie. Był tutaj również drugi największy port w Tajemniczych Równinach, czwarty na świecie.
Kaja zatrzymała konnice dobrych kilka kilometrów przed stolicą. Wiedziała, że garnizon i koszary nie pomieściłyby tysiąca wojów, dlatego postanowiła, że zabierze ze sobą tylko część całego oddziału.
Odwróciła się do swoich wojowników i popatrzyła po ich twarzach. Hełmy pokryte skórą, pod którą kryło się żelazo ciągnęły daleko przed nią. Dziewczyna stanęła w strzemionach, żeby lepiej było ją widać i powiedziała:
- Doskonale wiecie, że wszyscy się tam nie zmieścimy – podniosła głos, żeby było ją słychać. – Postanowiłam, że większość z was rozbije obóz u stóp stolicy, tuż za jej murami. Będę miała z wami kontakt osobiście albo przez posłańców. Zabieram ze sobą stu ludzi. Reszta zostaje w obozie do czasu, kiedy będziemy musieli się stąd ulotnić.
Kaja usiadła z powrotem w siodle i popędziła konia do jednej z wież obserwacyjnych na murach. Postanowiła, że obóz rozbiją po tej stronie stolicy, po której nie było gospodarstw rolnych. Podjechała pod mury. Strażników nie było widać, ale Kaja doskonale wiedziała, że gdzieś tam są i zaraz i książę będzie o tym wiedział.
Wydała rozkazy, wybrała osoby, które miały jej towarzyszyć w mieście i ruszyła do bramy stolicy. Po kilku minutach oddział około stu zbrojnych wjechał na główną, bardzo szeroką ulicę Misttawn.
Stolica leżała przy rzece Aranie i niedaleko Oceanu Wschodniego. Rozciągały się stąd piękne widoki na ocean oraz wybrzeże. Brukowane ulice były zadbane i pełne ludzi, którzy usuwali im się z drogi. Niektórzy mruczeli coś niezrozumiałego pod nosem na znak oburzenia. Rzadko zdarzało się, żeby wojsko przejeżdżało ulicami miasta. Kaja rozejrzała się po mieście. Koło rynku wznosiła się wielka katedra ze szpiczastymi wieżyczkami z przodu. Rynek tętnił życiem, a powietrze wypełniał zapach najróżniejszych przypraw. Przejechali przez główną drogę, wiodącą aż do zamku. Stali kilka minut przed bramą, czekając aż straż wpuści ich do środka. Wjechali na dziedziniec zamkowy, na którym stał książę Will w towarzystwie kilku wojowników. Mięli ciemnoszare zbroje i długie miecze przypasane do boku. Kiedy Kaja zsiadła z konia, wszyscy sięgnęli do rękojeści mieczy, ale książę zatrzymał ich machnięciem ręki. Tak jak powiedziała Katrina, książę doskonale wiedział kim była.
- Witaj Wasza Wysokość – powiedziała dziewczyna, odwracając się w jego kierunku.
- Witaj generale. Nie sądziłem, że tak szybko zjawisz się ze swoimi ludźmi. Chociaż widzę, że za wielu to ich nie masz.
Kaja szeroko otworzyła oczy. Nie spodziewała się takich słów krytyki po młodym księciu, mimo że był mniej więcej w jej wieku. Wyczuła czujny ruch Harrego za swoimi plecami i uśmiechnęła się do siebie. Książę wpatrywał się w nią jak w obrazek. Miał czarne włosy i zielone oczy. Był szczupły, ale jego ciało było dobrze zbudowane. Przez jego koszulę widać było mięśnie. Na głowie nie miał korony, przez co wyglądał bardzo zwyczajnie. Chwilę później dziewczyna zdała sobie sprawę, że książę coś do niej mówi.
- Przepraszam Wasza Wysokość, rozkojarzyłam się – uśmiechnęła się do niego niepewnie.
Will nie odpowiedział. Zamiast niego odezwał się jakiś młody głos po prawej stronie. Kaja odwróciła głowę w tamtą stronę. Koło nich stał młody chłopak z bujną czupryną na głowie.
- Wołałeś Wasza Wysokość?
- Tak. Mogę cię prosić, abyś odprowadził konie moich gości do stajni?
- Nie musisz prosić, Panie. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – chłopak skłonił się w pas. Will machnął na niego ręką.
Chłopak odwrócił się w stronę przybyszów i wytrzeszczył oczy. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Will popatrzył w stronę Kai. Cały oddział, który ze sobą przywiozła ledwo mieścił się na dziedzińcu zamkowym, mimo jego ogromnych rozmiarów.
- Chciałbym coś zaproponować – odezwał się książę. – Generale,... - zwrócił się do Kai – proszę odprawić swój oddział do kwater. Mój przyboczny pokaże im drogę – Kaja odwróciła się do swoich ludzi i zrobiła to, o co poprosił ją książę. Przyboczny wyprowadził oddział przez bramę i poprowadził do kwater. Kaja zostawiła przy swoim boku Katrinę, Harrego oraz swojego generała. Jako, że wszyscy w oddziale mówili do nie Przywódczyni mogła mianować niektórych ludzi na oficerów i generałów. Wiedziała, że sama nie da rady ogarnąć całości swojego oddziału. Dziewczyna odprowadziła oddział wzrokiem, po czym spojrzała na powrót na księcia.
- Skoro już jesteśmy wszyscy to zapraszam, generale – wskazał zamek i przepuścił Kaję przed siebie. Dziewczyna niechętnie, ale ruszyła w kierunku zamku.
Przechodzili dość szybkim tempem przez korytarze i Kaja nie oglądała żadnych szczegółów. Wrota do sali tronowej otworzyły się, ale na tronie nie siedział król. Kaja rozejrzała się po sali. Wszędzie stała straż królewska. Gwardia pewnie nie próżnowała w brak żołnierzy. Przywódczyni stwierdziła, że cierpi bardziej na ich zbyt dużą ilość. Stanęła przed podwyższeniem. Książę wspiął się w tym czasie na sam szczyt i zasiadł na tronie ojca. Stali tak przez kilka minut, wszyscy milczeli. Kaja przyglądała się Willowi. Bardzo dziwnie wyglądał, siedząc rozparty na tronie ojca, bez korony na głowie. Obserwował ją tak jak ona jego. Nagle oczy księcia zatrzymały się na boku jej twarzy. Była tam blizna ciągnąca się przez połowę policzka.
- To tylko stara pamiątka książę - powiedziała, przechylając głowę tak żeby książę jej nie widział.
W tej chwili wzrok księcia powędrowała na drugi bok jej twarzy. Kaja uświadomiła sobie, że książę wcale nie patrzy się na bliznę tylko na jej uszy. Już miała coś powiedzieć, ale przerwał jej jedwabny głos Moona:
- Nie wiedziałem, że mój najlepszy generał ma tak szpiczaste uszy!
- Mam takie od zawsze, Wasza Wysokość, a poza tym służę waszemu ojcu – uśmiechnęła się z przekąsem.
Zawsze uważała, że książę był rozpieszczany w dzieciństwie i oczekiwał od wszystkich niemożliwych rzeczy.
- W takim wypadku, nie jesteś czarownicą?
- Ależ jestem, Wasza Wysokość. Proszę się nie przejmować. Jestem bękartem.
- Rozumiem. Nie sądziłem, że okażesz się półkrwi czarownicą. Sądziłem, iż mam do czynienia z osobą czystej krwi – chwila milczenia jaka zapadała po tych słowach przedłużała się. Kaja czuła się zniesmaczona tą delikatną obrazą.
Wreszcie książę kontynuował:
- Chciałbym spotkać się bardziej oficjalnie w celach omówienia niektórych rzeczy i wydarzeń jakie niedawno zaistniały, generale. Wiem, że jesteście zmęczeni podróżą, dlatego teraz odpocznijcie u siebie.
Ukłonili się i odwrócili w stronę drzwi wtedy odezwał się jeszcze raz:
- Przybądź do mej sali narad za dwa dni. - Kaja bez odpowiedzi ruszyła przed siebie. Wielkie wrota do pomieszczenia zamknęły się za nimi z lekkim łoskotem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top