Rozdział 49 "Nieoczekiwany gość"
To jedno słowo zapaliło czerwoną lampkę w umyśle Klaudiusza. Jeszcze dzisiaj Serafin powiedział im, że Władca Mroku zaatakował i przejął Zimową Wyspę, zabijając tym samym Dariusza. Wiktor rzadko się mylił, a jego szpiedzy nie okłamaliby go. Coś tutaj nie pasowało.
- Dariuszu, mój drogi, co ty tutaj robisz? Mój brat dostarczył mi informację, że zginąłeś – powiedział Serafin, aż nazbyt ironicznie.
Mężczyzna ubrany w futra postawił kilka kroków do przodu. Zatrzymał się w bezpiecznej odległości, tak jakby bał się niespodziewanego ataku ze strony Serafina. Na jego twarzy było widać złość, a nawet wściekłość. Dostrzegalne to było nawet w postawie mężczyzny. Szeroko rozstawione nogi, miecz w jednej dłoni, druga zaciśnięta w pięść tak mocno, że aż kłykcie stały się białe.
- A co mogę tutaj robić dupku? – zapytał Dariusz, rozkładając ręce w obie strony.
Poruszył się i skierował powolne sroki w stronę młodszego króla. Klaudiusz cały czas miał rękę na pulsie. Jego dłoń machinalnie spoczęła na rękojeści jednego z mieczy. Dariusz cały czas szedł do przodu, patrząc złowrogo na króla. Tłum zaczął się cofać. Nagle mężczyzna stanął i rozejrzał się po komnacie. Jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem jeźdźca. Klaudiusz myślał, że zaraz coś wybrzmi z ust przybysza, jednak nic takiego nie nastąpiło. Dariusz zwrócił się do króla.
- Jeszcze nie wiesz, co tutaj robię?
- Nie mam zielonego pojęcia. – Serafin przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i zaczął oglądać swoje paznokcie. Zachowywał się jak laluś, który dostał zabawkę w postaci państwa i tronu. – Może zechcesz mnie oświecić?
Dariusz podniósł miecz i wymierzył jego czubek w stronę Serafina.
- Splądrowałeś całe moje królestwo. Pozbawiłeś mnie tronu, prawie i życia. Odebrałeś mi wszystko co było dla mnie cenne. Przyszedł czas na sowitą zapłatę!
- O czym ty do cholery mówisz? Nie wysyłałem żadnego wojska do ciebie.
Serafin mówił to z takim przekonaniem i bogatą gestykulacją, że Klaudiusz, który stał na uboczu, przez chwilę uwierzył w to co mówił młody król. Jednak zgubił go uśmiech jakim obdarzył Dariusza. Jeździec rozpoznał doskonale wyćwiczony uśmiech drwiny. Aureliusz zawsze się tak uśmiechał, kiedy próbował wciskać kity tam gdzie to było możliwe. Spojrzenia zebranych przeniosły się na króla Zimowej Wyspy, kiedy zaczął mówić:
- To wyjaśnij mi proszę jakim cudem twój generał walczył pod moją stolicą? Pod własnym proporcem, pod twoim zdradzieckim proporcem.
Dariusz postawił kolejny krok w stronę Serafina. Zaczynało się robić niebezpiecznie. Klaudiusz dostrzegł, że młody król trzyma rękę Eliny. Dziewczyna stała bez ruchu wpatrywała się w przybysza. Mężczyzna postawił jeszcze kilka kroków i znalazł się dużo bliżej króla niż straż by tego chciała. Serafin zbył jednak ich czujność i również postawił krok do przodu.
- Wróćcie na swoje miejsca – powiedział do strażników, którzy już zdążyli opuścić swoje miejsca. – Dariusz nie będzie atakował, chyba że jest na tyle wielkim idiotą, że spróbuje. – Ironia w głosie króla zaczęła drażnić nawet Klaudiusza. Widział, że Serafin prowokuje już wściekłego Dariusza do ataku.
Kelsie także się poruszyła. Jej siostra stała blisko centrum wydarzeń i nie mogła teraz obronić siostry, gdyby ta była w potrzebie. Jedynym człowiekiem, który teraz mógł to zrobić był Klaudiusz.
- Więc szukasz zemsty? – spytał Serafin. – Nie chce cię martwić, ale nie znajdziesz jej tutaj. Nie wysłałem wojska. Musiałeś się pomylić.
- Więc kto walczył, jeśli nie ty?
- Władca Mroku. – Na sali zapanowało poruszenie. – Nie jesteś pierwszy, który został tak potraktowany. Popatrz na cały Północny Kontynent. Władca jest potężny. Wszystkie trzy państwa należą teraz do niego, a królowie przepadli bez śladu. Z tobą chyba powinno być podobnie.
- Kto ci przekazał te informacje?
- Mój brat – odparł krótko król.
- Ha, myślisz, że uwierzę w to. Między wami tak czy siak musiał zawiązać się jakiś spisek. Myślisz, że będę ci ufał? – Wymienili podejrzliwe spojrzenia. – Wytłumacz mi skąd twój równie debilny brat wie kto zaatakował?
Zapadło niezręczne milczenie. Goście poruszyli się niecierpliwie, czekając na kolej wydarzeń.
- A gdzie on teraz w ogóle jest? – ciągnął Dariusz. – Wydajesz ucztę z wielkimi osobistościami naszego kontynentu i nie zaprosiłeś brata?
- Mam od niego wysłannika. Wiktor nie mógł przyjechać, ponieważ miał coś ważnego do załatwienia.
W Dariuszu wezbrała złość, która w mgnieniu oka przerodziła się w furię.
- Jeśli powiesz mi teraz, że wojna nie jest sprawą, którą się zajął, wsadzę ci ten miecz głęboko w ...
- Mam wrażenie, że coś ci przeszkadza.
- Nie przerywaj mi!!
- Nawet się nie staram, sam mnie do tego zmuszasz. Co zamierzasz teraz, kiedy już tutaj przybyłeś?
- Kim jest wysłannik od twego brata!?
Serafin odwrócił głowę w stronę Klaudiusza i skinął na niego głową. Klaudiusz bardzo niechętnie, ale ruszył się i podszedł do młodego króla, górując nad nim wzrostem. Dariusz przyjrzał mu się uważnie.
- Jeździec dusz? Czy wasz ród jest nienormalny? Jak można się bratać z tymi... tymi parszywymi istotami.
Klaudiusz nie wytrzymał swojej złości. Wiedział, że instynkt weźmie górę. Nadal trzymał rękojeść, którą wysunął z pochwy w jednej sekundzie w drugiej wymierzył w przeciwnika.
- Mówiłeś coś? – głos jeźdźca zabrzmiał bardzo nie naturalnie. –Radziłbym nie odnosić się do mnie w ten sposób, jeżeli chcesz zachować swoje życie.
Dariusz nie skulił się na jego słowa. Był młodszy od niego o kilka lat, ale miał w sobie coś, co sprawiało jakby nosił za sobą wiele lat doświadczenia. Klaudiusz wiedział, że młody król nie jest egoistą. Schował więc miecz do pochwy i wyciągnął rękę w stronę Dariusza. Serafin nadal stał u jego boku, obserwując. Na obliczu wściekłego króla pojawił się przebłysk zdziwienia. Podniósł głowę i spojrzał jeźdźcowi w oczy. Klaudiusz próbował nie okazywać niczego.
- Nie spodziewałem się takiego gestu po takiej kreaturze jak ty – powiedział zdziwiony Dariusz i podał rękę jeźdźcowi.
Klaudiusz uścisnął ją mocno po czym puścili swoje dłonie.
- Myślę Serafinie, że Dariusz powinien zostać z nami na uczcie – wtrącił Klaudiusz, nie patrząc na stojącego obok króla.
- Naturalnie. – Słowa, które rozbrzmiały w sali poniosły się dziwnym echem i znikły.
Klaudiusz postawił krok przed siebie. Mijając Dariusza wyszeptał do niego.
- Za dwie godziny oranżeria nad pokojami gościnnymi. – Dariusz skinął lekko głową.
Rozbrzmiała muzyka i pary z powrotem ruszyły na parkiet. Klaudiusz przeciskał się przez tłum w stronę stołu, kiedy nagle złapała go czyjaś ręką. Odwrócił się i spojrzał w oczy królowej Zjednoczonego Imperium. Kobieta nie powiedziała nic, tylko ruszyła na parkiet. Zaskoczony jeździec nie mógł nic zrobić. W końcu kobieta ta była królową. Po krótkiej chwili zaczęli tańczyć.
- Nie dokończyliśmy rozmowy.
Klaudiusz spojrzał na królową z niedowierzaniem. Miał z nią rozmawiać o delikatnych sprawach w takim tłumie?
- Czemu Wiktor nie zaszczycił nas swoją obecnością?
- Nie mógł i w sumie jestem tutaj z polecenia kogoś innego. – Klaudiuszowi zaschło w ustach.
- Władca Mroku ma ingerencje w to wszystko?
- Twoje pytanie może być nieostrożne Wasza Wysokość, ale jestem pewien, że mój Władca ma w tym jakiś interes.
- A ty nie postępujesz nieostrożnie, przekazując mi takie informacje?
- Nie rozmawiajmy o tym tutaj. Za dwie godziny w oranżerii nad pokojami gościnnymi, a teraz przepraszam.
Klaudiusz puścił rękę królowej i oddalił się, mijając tańczące pary.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top