Rozdział 24 "Surylat"

Na dworze robiło się coraz zimniej. Śnieg pokrywał cały obóz, jednak maevenom nie przeszkadzał silny mróz. Niektóre namioty były przysypane świeżym śniegiem. Wszędzie można było spotkać maevena. Will miał dużą wiedzę o świecie. Uczył się wszystkiego, kiedy był małym chłopcem. Ojciec zawsze powtarzał, że kiedyś wiedza może mu się przydać, aby osiągnąć wielkie rzeczy. W jakiś sposób król miał rację. Gdyby nie nauka, Will znajdowałby się pewnie w innym miejscu. Nadal nie wiedziałby kim jest Klaudiusz. Teraz jednak miał pełną świadomość z kim przebywa. Na pierwszy rzut oka jeździec dusz powinien wydawać się groźny. Jednak Klaudiusz był inny i Will doskonale o tym wiedział. Okazywał emocje, nie skrzywdził Eliny. Książę wiedział teraz, że Elina miała rację. Już kilka razy powtarzała, że jeździec nie jest groźny. W sytuacji, w jakiej się znaleźli, mógł okazać się pomocny. Jakikolwiek obóz maeveński był niebezpieczny i z zewnątrz i wewnątrz.

Will przemierzał alejki z namiotami. W środku niektórych, siedzieli maeveńczycy. Książę kierował się do namiotu suryla. Chciał z nim jeszcze porozmawiać, jednak nie mógł przejść koło straży. Nigdy by go nie wpuścili do swojego „króla". Will zakradł się na tyły namiotu. Obejrzał się za siebie, sprawdzając czy nikt go nie obserwuje. Chwilę później sięgnął za płachtę namiotu od spodu i przekręcił się pod materiałem.

Zdziwienie suryla było wypisane na jego twarzy. Wysoki mężczyzna siedział przy biurku nad jakimiś papierami. Z prawej strony leżało pióro z czarną końcówką. W namiocie był ktoś jeszcze, ale schowany za kotarą. Will przeniósł na nią wzrok, przekręcił głowę. Sięgnął do pasa po sztylet, który oddano mu kilka minut temu. Książę przywdział również resztę rynsztunku jaki miał ze sobą. Mógł budzić grozę i wydawać się większym niż naprawdę był. Kotara zafalowała.

- Var nie strasz gości! – głos suryla dobiegł zza pleców Willa. Książę odwrócił się do niego.

Zza kotary wyłoniła się kobieta. Można było zakładać, iż jest to kochanka suryla. Will rozpoznał ją automatycznie. Ona przypuściła na nich atak i to za jej sprawą znajdowali się teraz w obozie. Miała może z czterdzieści lat. Jej jasne włosy opadały kaskadami loków i warkoczy na barki. Nad lewym okiem miała świeżą bliznę przecinającą brew. Na czole, dolnej wardze i brodzie ciągnęły się niebieskie linie tatuaży. Pod oczami Will także zauważył cienkie, niebieskie kreski. Kobieta miała na sobie typowy strój dla Łowców Mórz. Wojowniczka stanęła przed mężczyznami, poczym poddała pokłon surylowi.

- Warunie – rzekła do suryla.

- Właśnie byłbym zapomniał, książę nazywam się Waruna. Mąż maevenów, Zacny suryl terenu pomiędzy dwoma rzekami – powiedział i wskazał na kobietę. – A to moja żona, Var. Wojowniczka i Łowczyni Mórz również mój doradca – Will spojrzał na kobietę i schylił głowę. Odwzajemniła przywitanie, ale nic nie powiedziała.

- Wybacz surylu za najście i za mój brak manier. Jestem William Moon, książę Tajemniczych Równin... - przerwał na chwilę. – Znaczy kiedyś książę. Teraz człowiek próbujący uratować swój kraj.

- Wiem, że Północny Kontynent stoi w rozsypce. Władca Mroku może i zajął twój tron, ale pamiętaj, że to ty jesteś prawowitym następcą w swoim państwie. U nas panują nieco inne zasady – Waruna wypuścił głośno powietrze. – W końcu to surylat.

Waruna podszedł do krzesła i usiadł na nim. Var nadal stała przed zasłoną i uważnie wysłuchiwała męża.

- Po co przybyłeś książę? Potrzebujecie czegoś?

- Chciałbym wiedzieć jak szybko będziemy mogli opuścić twój obóz – twarz Waruny spochmurniała.

- Nie chciałem wypuszczać was szybko. Jesteście mi potrzebni – Will przechylił głowę, dając znak tym samym, że nie rozumie o czym mówi suryl. – Chodzi mi o jeźdźca dusz. Co on tutaj robi?

- Z takim pytaniem nie do mnie, surylu. Nie ja z nim jadę, tylko moja przyjaciółka. Chciałem ją uwolnić od niego, jednak okazało się, że jeździec nie ma złych zamiarów. Nie jest groźny – suryl potarł brodę.

- Var, przyprowadź proszę do mnie Odyna i Snatrę.

Kobieta nie powiedziała nic. Skinęła tylko i wyszła z namiotu.

- Ciekawi mnie – zaczął Waruna – co ty tutaj robisz, skoro nie podróżujesz z tamtą dwójką – dokończył.

Will zmieszał się nieco. Nie wiedział jak ma się wytłumaczyć ze swojego nieksiążęcego zachowania. Już miał otworzyć usta, żeby coś odpowiedzieć na swoją obronę. Niestety do namiotu wpadło dwoje ludzi. Mężczyzna i kobieta. Mieli może z dwadzieścia, trzydzieści lat. Spojrzeli przelotnie na Willa i skierowali słowa do suryla:

- Ojcze, wzywałeś nas?

- Tak – spojrzał na księcia – Książę to są moje najstarsze dzieci. Snatra – wskazał wysoką i szczupłą kobietę nie różniącą się wiele wyglądem od matki. Wyróżniały ją szare tatuaże, włosy zaplecione w dredy i wiele ozdób. – A to mój syn Odyn – suryl wskazał mężczyznę również wysokiego, bardziej pobliźnionego. Jego włosy nie były tak długie jak u ojca, jednak Odyn nosił je związane z tyłu głowy. Jego broda została starannie przycięta, tak jak, wygolone po obu stronach, jasne włosy. Mężczyzna był bardzo podobny do ojca.

Oboje skinęli na Willa i popatrzyli na ojca.

-Chcieliście dostać informacje o jeźdźcach dusz. Pojmaliśmy jednego, jednak ten tutaj obecny książę mówi, że jest nieszkodliwy. Myślę, że trzeba by było dowiedzieć się o ich sekcji z innego źródła.

Dzieci suryla pokiwały głowami.

- Mamy szukać jeszcze jakichś śladów, ojcze? Mogę wysłać część swoich ludzi na poszukiwania.

- Nic nie zdziałasz. To jedyny jeździec dusz, który nie straci tutaj całkowicie swoich mocy. Tak mi się wydaje – Odyn spojrzał na Willa. Tan skulił się przed jego wzrokiem. Suryl widząc, co zaraz może się stać odezwał się:

- Posłucham księcia Williama. Jeźdźcy nie przybywają nigdzie grupami z tego co wiem.

- Czy coś jeszcze ojcze? – zapytała uśmiechnięta Snatra.

- Nie, możecie już iść – dzieci suryla opuściły namiot. Will odczekał jeszcze chwilę zanim zapytał:

- Dlaczego zbieracie informacje o jeźdźcach. Nie zagrażają wam – w odpowiedzi otrzymał śmiech.

- Władca Mroku wysunął ciekawą prośbę do króla Wiktora. Nie podlegamy mu bezpośrednio, ale stanowimy jakąś część jego królestwa. Przede wszystkim chcę uniknąć tego sojuszu. Jako suryl nie słucham się niczyich rozkazów – Will pokiwał głową. – Mogę cię jeszcze o coś spytać książę?

- Oczywiście – Will uśmiechnął się do pięćdziesięciolatka.

- Skąd znasz Starą Mowę? – mina mu zrzedła po tym pytaniu. Suryl uśmiechnął się prawie niezauważalnie. Książę nawet nie zarejestrował tego, że zaczął posługiwać się Starą Mową.

- Uczyłem się wiele, kiedy byłem małym chłopcem. Myślę, że na mnie już czas – suryl nie odpowiedział. Will opuścił namiot tak jak do niego wszedł. Ruszył przez rzędy namiotów. Zajęło mu kilka dobrych minut zanim stanął naprzeciwko namiotu, który dzielił razem z Klaudiuszem i Eliną.

Stanął na środku, nie wiele widząc. Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do panujących w namiocie ciemności, Will zauważył, że jeździec oraz Elina śpią. Ich ubrania były złożone na krzesełku obok. Miecz Klaudiusza opierał się o oparcie krzesła schowany w pochwie. Drugie posłanie ziało pustką. Will podszedł do niego. Zaczął zdejmować z siebie rynsztunek, którego resztki odebrał od maeveów. Zdjął łuk, następnie odpiął kołczan i położył obok na materacu. Przyszedł czas na miecz. Will każdy ruch wykonywał z precyzją, aby niepotrzebnie nie obudzić nikogo. W końcu odpiął go. Chcąc przełożyć miecz do drugiej ręki, niechcący zahaczył o krzesło. Mebel przesunął się, a ostrze Klaudiusza upadło na ziemię. Dźwięk uderzającego o podłogę metalu poniósł się po namiocie. Will skrzywił się, spojrzał na jeźdźca. Ten poruszył się na posłaniu obok Eliny, ale nie otworzył oczu. Dziewczyna także się nie obudziła. Klaudiusz objął ją ramieniem. Will delikatnie odłożył swój miecz na podłogę i zabrał się za wyciąganie sztyletów z wysokich butów do jazdy konnej.

- Naprawdę potrzebny ci aż taki zestaw żelastwa? – dobiegł go głos Klaudiusza.

Will odwrócił się do niego. Jeździec nadal leżał, podpierając się łokciem. Już nie spał. Jego oczy wpatrywały się w księcia z zaciekawieniem. Odjął ręce od Eliny i podniósł się tak, żeby jej nie obudzić. Miał na sobie tylko spodnie podwinięte do połowy łydki. Przeszedł obok dziewczyny i stanął przed Willem. Książę wyprostował się, wyciągając ostatni sztylet z butów. Nie odłożył go. Klaudiusz, widząc to, przestał się poruszać.

- Nic ci nie zrobię – powiedział.

- Jestem innego zdania – mierzyli się spojrzeniami. W końcu Will odłożył sztylet na swoje posłanie.

- Widzę, że nie próżnowałeś, chcąc odzyskać swoją przyjaciółkę.

Will podążył za jego wzrokiem. Klaudiusz przyglądał się całemu rynsztunkowi jaki miał przy sobie książę.

- To nie jest wszystko co mógłbym wziąć ze sobą. Jednak nie chciałem niepotrzebnie się obciążać.

- Mądrze – zapadła cisza.

Z zewnątrz dobiegały jedynie pojedyncze odgłosy bagien i obozu.

- Gdzie byłeś? – przerwał ciszę Klaudiusz

- Czy naprawdę cię to interesuje? Nie sądzę, żebyś się mną przejmował.

- Myślałem, że może zastanawiałeś się jak się stąd wydostać – w Willu wezbrał gniew.

- I może jeszcze mi powiesz, że chciałbyś skorzystać z mojej drogi? Poniekąd jesteśmy dla siebie obcy, wrodzy. Nie jestem pewien czy mogę obdarzyć ciebie zaufaniem. To, że Elina to zrobiła nie znaczy, że ze mną też będzie tak prosto Klaudiuszu. Nadal uważam cię za podwładnego Władcy Mroku. Nikt nie jest w stanie się zmienić, kiedy dla niego pracuje.

- Mylisz się. Kiedy ja nie przebywam z nim prawie wcale, to jest możliwe. Widziałem go może z trzy razy twarzą w twarz – Elina poruszyła się za jego placami. Oboje zerknęli w jej stronę.

- Porozmawiamy kiedy indziej – powiedział w końcu Will. Klaudiusz zbadał go uważnie wzrokiem.

- Nie książę. Chciałbym porozmawiać teraz. Oczekuję, że mnie wysłuchasz – Will usiadł.

- Chcę dotrzeć do Lila. Możesz mi nie wierzyć, ale wraz z siostrą zamierzam odejść od Władcy Mroku. Awrena znalazła dla nas miejsce w Kolegium. Muszę się dowiedzieć więcej. Potem ruszę do króla Serafina, brata Wiktora. Chciałbym, żebyś pojechał z nami. Nie robię tego ze względu na siebie – spojrzał na Elinę. – Tylko ze względu na nią. Nie jestem w stanie cały czas mieć jej na oku i jej chronić w razie potrzeby. Poza tym możesz się przydać. Obiecuję, że nie zdradzę twojej tożsamości, nawet przed własną siostrą – Will pokiwał głową na zgodę.

- Czyli mam robić jako ochroniarz. W sumie nic nowego. Już kiedyś kogoś chciałem ochronić – jego mina sposępniała. – Niestety nie udało mi się.

- Wiem o kim mówisz, ale bądź spokojny ona ma się dobrze. Moja siostra jest teraz na Wyspie, być może jest z nią w kontakcie.

- Skąd wiesz gdzie znajduje się twoja siostra? Myślałem, że masz ograniczony kontakt ze światem poprzez swoją moc.

- Tak dobrze myślisz, ale z siostrą mogę się kontaktować gdziekolwiek jestem.

Zapadła cisza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top