Rozdział 21

Elrond jechał przez coraz bardziej udeptaną drogę, aż na horyzoncie zobaczył mury starożytnego miasta królowych wiedźm. Na wielkiej tablicy, którą właśnie mijał, widniał napis: „Thorn". Elrond przyjrzał się złotym zawijasom w starym języku. Były piękne i bardzo stare, tak jak samo miasto. Historia głosiła, że stolicę Cierniowego Królestwa wzniosła sama córka Pięknej Królowej. Było to wiele pokoleń temu, mimo to miasto lśniło w promieniach słońca.

Dowódca przejechał przez most zwodzony na Różanej Rzece. Przy murach nie było wartowników. Spojrzał na blanki. Tam również ich nie dostrzegł. W głębi serca wiedział, że jest obserwowany, jak każdy samotny jeździec uzbrojony po zęby, który przejeżdżał przez bramę. Na chwilę jego oblicze pokrył cień.

W mieście znajdował się dość duży port rzeczny oraz ogromny pałac, do którego właśnie zmierzał mężczyzna. Przy bramie nie zatrzymał go żaden strażnik. Ludzie wychylali głowy przez okna, patrząc na nieznanego jeźdźca. Elrond wiedział, że wyróżniał się wśród nich wszystkich. Ciemne ubranie i arsenał broni, jaki posiadał każdy w oddziale Łowców, odstraszał niepożądanych napastników oraz innych ludzi. Elrond zastanawiał się, czy ci wszyscy ludzie wiedzą o niebezpieczeństwie ze strony Władcy Mroku oraz o zamachu w Misttown.

Jechał główną ulicą i mijał coraz bardziej zamożne budynki i witryny pomniejszych sklepów. Stragany stały również na ulicach. Sprzedawcy nawoływali przechodniów, aby kupili ich towary. Elrond rozejrzał się. Widział kości, amulety i różne dziwne przedmioty. Zdał sobie sprawę z tego na co patrzy. Właśnie mijał kolejny straganik z świętymi relikwiami. Powszechnie było wiadomo, że królowa królestwa była dość wrażliwa jeżeli chodziło o religijność. Słyszał to już dawno, mimo że kobieta zasiadająca na tronie była od niego młodsza.

Dojechał do murów pałacowych, przedzierając się na wierzchowcu przez zaludnione ulice stolicy. Brama na dziedziniec była otwarta na roścież. Straży nie było również tutaj. Zdziwienie mężczyzny potęgowało się. Zastanawiał się, dlaczego królowa nie wystawia wartowników. Musiała dostać wiadomości, że władza w Tajemniczych Równinach upadła. Powinna zabezpieczyć mury stolicy i nie kusić Władcy Mroku przed najazdem i zagarnięciem kolejnego kraju pod swoje rządy.

Elrond stanął na dziedzińcu. Jego koń zarżał cicho. Mężczyzna uspokoił go, kładąc rękę na szyi zwierzęcia. Omiótł wzrokiem pałac. Budowla była potężna. Wykonane z piaskowca ściany wydawały się białe. Gdzieniegdzie wił się bluszcz. Nie brakowało niemniejszych fragmentów, jednak pomimo tego budynek był jasny. W promieniach słońca cały się błyszczał. Złote elementy dachu i okiennic odbijały światło. Dostrzegł dwie postawne sylwetki maszerujące w jego stronę. Wiedział, że to wartownicy. Przed nim stała duża fontanna z perłoworóżową wodą. Jej szum nie różnił się niczym od zwykłej wody w rzece.

Wartownicy podeszli so niego, nie spiesząc się. Powiedzieli coś, jednak Elrond nie rozumiał ich języka. Mało kto pamiętał jego prawdziwą nazwę. Potocznie mówiono o nim „język piasków". W tym Ciernistym Królestwie większość miast znajdowało się na pustyniach i piaszczystych równinach. Większa część społeczeństwa miała opalone twarze i wypłowiałe włosy od długich godzin przebytych na zewnątrz.

Elrond nadal przyglądał się wartownikom. Mężczyźni, widząc jego wahanie i niepewność, przerzucili się na mowę powszechną.

- Czego tu szukasz? – zapytał jeden, nie skrywając akcentu.

- Przyjechałem z wiadomością do królowej.

- Nie jesteś naszym posłańcem – zauważył wartownik. Jego wzrok ześlizgnął się po wszystkich sztyletach i broni przypiętej do „munduru". – Wydaje mi się, że w ogóle nie jesteś posłańcem!

- Wynoś się stąd! – rozkazał basowym głosem drugi strażnik.

- Przysłała mnie Kaja Witch. Generał mówiła, że to pilne – powiedział.

Oczy obu mężczyzn zabłysły. Ich twarze zaczęły blednąć, kiedy Elrond wypowiedział imię swojej Przywódczyni.

- Królowa bardzo chętnie cię przyjmie.

Elrond nie zdążył nic więcej powiedzieć. Obaj wartownicy wyminęli jeźdźca i poszli w kierunku bramy. Elrond był zdziwiony. Nie sądził, że nazwisko Kai wywrze na nich takie wrażenie. Ruszył dalej po kamiennej ścieżce. Wokół niego rosło pełno egzotycznych, nieznanych mu roślin. Nie poświęcał im zbytniej uwagi. Jego wzrok przykuł posąg na końcu drogi, tuż przed schodami i wejściem do pałacu. Rzeźba była złota i przedstawiała kobietę, zapewne wiedźmę, władającą magią. Wokół niej wznosiły się ogniki i byliny z białego kamienia. Wiedźma była uosobieniem piękna, zapewne również jedną z bogiń jakie tu czczono. W jej twarzy pojawiły się znajome elementy, które Elrond już kiedyś gdzieś widział. W miejsce oczu wsadzono rubiny, które teraz odbijały światło. Wstrzymał konia. Zsiadł z wierzchowca i podał jego wodze młodemu stajennemu, który pojawił się z nikąd.

Elrond spojrzał na pałac. Budynek był o wiele większy i bardziej okazały od tego w Misttown. Mężczyzna był zdziwiony tym, że siedziba władz nie jest zrobiona z kamienia, jak standardowe zamki i twierdze. Pałac w Thorn zbudowano ze sprowadzanego piaskowca, a w oknach błyszczały kolorowe szkła, czego z większej odległości nie dostrzegł. Było tu bardzo gorąco, a mężczyzna był już cały mokry.

Elrond wspiął się po schodach. Jego buty uderzały o biały kamień. Mężczyzna podziwiał piękno tego miejsca. Piękno, którego brakowało w jego rodzinnej ojczyźnie. Stanął przed szklanymi drzwiami. W środku zauważył wartowników. Drzwi otworzyły się, a on wszedł do środka.

Drobny mężczyzna stanął koło niego niemal natychmiast. Elrond nie musiał niczego mówić tylko popatrzył się na przybyłego. Tamten gestem ręki kazał iść za nim. Elrond wpatrywał się w piękne obraz ukazujące potomków rodziny królewskiej, ale szybko się tym znudził. Każda królowa była podobna do swojej poprzedniczki. Nigdzie jednak nie widział wizerunku pierwszej królowej. W każdej twarzy widział coś znajomego, coś co nie chciało dać mu spokoju. Skupił się więc na oglądaniu korytarzy. Podłogi były wyściełane lawendowymi dywanami. Każda ściana miała inny kolor. Zależało to do koloru szybek w oknach. Kiedy tak szli w kierunku sali tronowej, Elrond spostrzegł, że na ścianie brakuje jednego z obrazów. Podszedł do ściany już miał się schylić żeby przeczytać tabliczkę, gdy czyjaś dłoń złapała go za rękę i odciągnęła od ściany. Elrond nie protestował. Być może królowa nie pozwalał oglądać swoich poprzedników. Po chwili mężczyźni stali naprzeciwko drzwi podobnych do głównych wrót zamku. Odźwierny otworzył wrota i wpuścił Elronda do środka. Od razu ruszył w kierunku królowej.

- Wasza Wysokość. - powiedział, klękając.

Królowa miała ciemne, upięte wysoko włosy, czerwono fioletowe oczy. Jednak ich kolor mógł być tylko złudzeniem w promieniach słońca, które wpadały przez okna. Jej uroda wskazywała, że nie przekroczyła jeszcze czterdziestu lat. Elrond nie mógł jej odmówić uroku i wdzięku. Siedziała wyprostowana w majestatycznym tronie. Na kilku palcach mieniły się fioletowe i czerwone pierścienie.

- Wstań! - odezwała się kobieta.

Miała bardzo podobny głos do kogoś, ale Elrond nie mógł sobie przypomnieć, skąd go zna.

- Czego chcesz? – zapytała. Jej opalona dłoń spoczęła na podłokietniku tronu.

- Wasza Wysokość, w imieniu mojego dowódcy przynoszę wiadomość. Generał Witch chce, abyś dopełniła złożonej obietnicy.

Królowa poruszyła się niespokojnie na tronie. Miała na sobie tiulową, szmaragdową suknię z głębokim dekoltem. Na nadgarstkach dzwoniły bransolety. Elrond zauważył dziwny błysk w jej oczach, kiedy powiedział, kto go przysyła. Zastanawiał się, czy każdy w Ciernistym Królestwie tak reaguje na nazwisko jego Przywódczyni.

- Wybacz, ale nie jestem przekonana czy kiedykolwiek składałam obietnicę komuś z Tajemniczych Równin. – Jej mina była aż nad to poważna. – Tym bardziej komuś takiemu jak licha generał z brakiem doświadczenia.

Elrond wystąpił naprzód i wyciągnął rękę z listem w stronę królowej. W głębi puścił w niepamięć słowa o Kai.

- Generał powiedziała, że możesz mi odmówić i odesłać z niczym, dlatego przygotowała ten list, Wasza Wysokość - powiedział, podając królowej list z pieczęcią.

Królowa wzięła od niego wiadomość i spojrzała na pieczęć. Zmarszczyła brwi jej oczy zwęziły się i zawitał w nich lęk.

- Od kogo przychodzisz posłańcu? - zapytała drżącym głosem.

- Już mówiłem, generał armii i Przywódczyni Łowców Ciemności – Kai Witch, Wasza Wysokość - odparł i spojrzał w jej oczy.

- To wyjaśnij mi proszę, dlaczego ta kobieta używa pieczęci tak bardzo podobnej do mojej.

- Nie wiem, Wasza Wysokość. Może dlatego, że jest bękartem. Jej matka pochodziła z twego królestwa. Być może generał odziedziczyła pieczęć w spadku po jej śmierci - powiedział.

Królowa z nieukrywanym drżeniem rąk otworzyła wiadomość.

„Wasza Wysokość,

Poznałyśmy się jakiś czas temu, kiedy książę William Christopher Moon był u ciebie z wizytą. Osobiście się nie znamy, jednak ja dobrze wiem, że zdajesz sobie sprawę z tego kim jestem, ciociu.

Pewnie zastanawiasz się dlaczego wysyłam do ciebie wiadomość i mojego dowódcę. Moja matka opowiedziała mi o tobie. Wiem, że masz do spłacenia dług wobec swojej siostry. Zaklęłaś go na własne imię. Teraz w imieniu mojej matki chcę, abyś dotrzymała danego jej słowa. W naszym kraju zapanował Mrok. Rozprzestrzenia się szybko i jeśli nie chcesz zagościć go również u siebie musisz wypełnić moje rozkazy. Daj mojemu dowódcy kawałek swojej armii. On będzie wiedział co dalej ma z nią zrobić. Tylko ma to być rozsądna ilość. Zostaw sobie również ludzi na wypadek mojego niepowodzenia, choć tego nie przewiduje. Wiem jaką ilością wojska dysponujesz. Nie oczekuję odmowy. Jeśli takowa nastąpi przyjdę do ciebie osobiście i odbiorę to, co do mnie należy z racji krwi matki. Pamiętaj również o sojuszu z Tajemniczymi Równinami.

Kaja Witch, Przywódczyni Łowców Ciemności oraz Kapitan Gwardii Honorowej Tajemniczych Równin.

P.S. Radziłabym nie odmawiać. Jeśli to zrobisz zapewne będzie nad tobą wisiała niechybna śmierć za zdradę."

Królowa odłożyła list i spojrzała na Elronda. Była blada. Nie mogła uwierzyć w to co przeczytała. Jej siostrzenica groziła otwarcie swojej rodzinie, swojemu tronowi.

- Jak się nazywasz dowódco? - zapytała, wyrywając się z oszołomienia.

- Generał Elrond, Wasza Wysokość - odparł spokojnie mężczyzna.

- Dobrze Elrondzie. – Skrzywił się na brak tytułu, jednak nie powiedział nic. - Staw się jutro o tej samej porze w koszarach.

- Dobrze, Wasza Wysokość - pokłonił się i wyszedł.

Tym razem odźwierny nie szedł już z nim. Elrond zmierzał tą samą drogą co przyszedł. Kiedy minął miejsce, w którym kiedyś znajdował się obraz, zatrzymał się. Podszedł do ściany i schylił się, żeby przeczytać napis, który na stałe został tam przytwierdzony. Było tam napisane:

Następczyni tronu Cassandra Thorn wraz ze swoim narzeczonym Edwardem.

"Dziwne. Nie napisali nazwiska narzeczonego księżniczki."- pomyślał Elrond, ale zostawił zamyślenie na później. Poszedł dalej. „Może Kaja będzie coś wiedziała o królowej, która niestety nią nie została.". Elrond nie pamiętał, żeby kiedykolwiek na tronie zasiadała królowa Cassandra, a królem nigdy nie był człowiek o imieniu Edward.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top