Rozdział 14
Wszyscy trzej wpadli do namiotu, w którym przebywali dowódcy.
- Czego znowu?!! - powiedział zdenerwowany Bill. - Nie widać, że pracujemy?
- Musimy porozmawiać. Jeśli chcecie wyjść cało z tej sytuacji, radziłby wam posłuchać - powiedział stanowczo Will. Jak na księcia przystało.
- Akurat ty książę masz tu najmniej do powiedzenia. Nie jesteśmy twoimi dowódcami, jakbyś chciał zauważyć – stwierdził Elrond. Chwilowa satysfakcja Willa minęła. - Więc, jakbyś mógł, nie wtrącaj się - ostrzegł go i przeszył lodowatym spojrzeniem czarnych oczu.
Will stał się mniejszy. Zrozumiał, co na jego temat sądzą ludzie. Był dla nich szlachcicem, którego trzeba było bronić i niańczyć jak dziecko. Po prostu był zbędnym balastem. „Co ja tutaj w ogóle robię? Nie powinienem przecież słuchać rozkazów mojej Kapitan." – zbeształ się w myślach książę.
- Chodzi o Przywódczynię. - powiedziała niepewnie Katrina.
Trzej dowódcy odwrócili się w ich stronę, przerywając swoje zajęcia. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła wśród nich Kaspiana. Był tak młody, a już został dowódcą. Potem usłyszała głos Elronda:
- O co chodzi? Tylko spieszcie się! - znowu to spojrzenie. " Nie rób tak więcej. On nie ma władzy nade mną." - myślała Katrina i przeszyła dowódcę spojrzeniem tak dosadnie, że ten odwrócił wzrok.
- Przywódczyni chce żebyśmy zaatakowali - powiedział Harry z nutą niepewności w głosie.
- Przecież nie mamy nawet szans. Oni mają około siedmiu tysięcy ludzi. To jak mała armia - odparł Kaspian.
Miał rację, każde z nich zdawało sobie z tego sprawę nawet Will, który teraz rozglądał się po namiocie. Nie było tutaj nic interesującego. Wszyscy prócz niego wpatrywali się w siebie.
- Czy ona do reszty zgłupiała? – zapytał Bill. – Co jej zrobili w tych lochach?
Pytanie nie było skierowane do nikogo konkretnego. Will poczuł przypływ energii.
- Nic – powiedział książę.
- Prosiłem, żebyś mi odpowiedział? – Bill smagnął go wściekłym spojrzeniem.
Na chwilę zapadło niezręczne milczenie.
- Wracając do tematu, my wiemy, że nie damy rady. Ona nie. - Przy tych słowach Harry spojrzał w kierunku wyjścia z namiotu.
Will spojrzał w tamtą stronę co mężczyzna, jednak nie ujrzał tam Kai. Jedynie zamkniętą klapę namiotu. Koło niej stały miecze i łuki dowódców oparte na jednej z podpór całej konstrukcji. Wiedział, że nie powinien nic mówić, ale to było silniejsze od niego.
- Musimy pomóc jej przekonać się do ucieczki – powiedział.
- Mówiłem, żebyś się nie odzywał! - wysyczał Elrond.
- Będę mówił co i jak mi się podoba - odparł gniewnie Will i spojrzał Elrondowi w oczy.
- Słuchaj no! My tutaj pracujemy i chcemy wyjść jakoś z tej sytuacji, w której się znaleźliśmy, a ty tylko tutaj przeszkadzasz - powiedział ponuro Bill.
- Nie rozmawiam z tobą jak zauważyłeś – syknął w jego stronę Will.
Harry wyczuwał, że jak tak dalej pójdzie to powstanie niezła awantura. Jednak nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ książę go ubiegł.
– Uważasz mnie za księcia, który nie umie sobie poradzić w ciężkiej sytuacji. Mylisz się. Nie jestem taki, nie jestem rozpieszczonym bachorem za jakiego mnie masz – wykrzyczał Will prosto w twarz Elronda. Mężczyzna odwrócił wzrok. – Patrz się na mnie, kiedy do ciebie mówię.
- A ja mówiłem, żebyś się nie odzywał!! – upomniał go po raz drugi, po czym wstał z krzesła, na którym chwilę temu usiadł.
Will ostrożnie przełknął ślinę. Elrond mimo swojego wieku górował nad nim o głowę. Książę miał już do czynienia z większymi rywalami. To jednak była potyczka na słowa, a mężczyzna nie znał dobrze Elronda, żeby móc stwierdzić czy ma jakieś szanse. Dowódca popatrzył się na niego z góry, a Will odwrócił wzrok.
Był wściekły. Jeszcze nikt go tak nie upokorzył. Nikt na niego nie nawrzeszczał. To on zawsze wydawał rozkazy. Nie, tak nie może być. Elrond usiadł z powrotem na krześle.
- Słuchaj, albo ci się to podoba albo nie, ale jestem księciem, mogę robić co chce - powiedział oburzony Will.
Bill się zaśmiał. Jego śmiech mroził krew w żyłach. Był bardzo nieprzyjemny.
- A ty z czego się śmiejesz? Uważasz inaczej? – zapadła cisza. Bill skierował swoją całą uwagę na księcia. Jego oczy migotały w świetle lampy. – To jest wolny kraj. Każdy ma prawo do własnej opinii. Widzę jednak, że niektórzy nie przestrzegają prawa ustanowionego przez mojego ojca. Myślałem, że będziecie inni, że jesteście oddanymi obywatelami i przestrzegacie wszelakich protokołów. Kaja wspomniała, że popuszcza sobie niektórych praw – smagnął ich wściekłym spojrzeniem zielonych oczu. – Jednak nigdy nie mówiła o tym, że żadne z was nie ma szacunku do króla, królowej czy nawet do mnie. Macie gdzieś to kim jestem i po co jestem. Odnoszę jedynie wrażenie, że widzicie Kaję na moim miejscu. Jeśli się mylę to mi to powiedzcie – zrobił krótką pauzę. - Nie sądzę, żeby jej się to podobało. Poznałem ją trochę i nie mówcie, że jest inaczej. Uważałem, że jako najlepszy oddział, najlepsza część skrawka mojej armii, jest mi oddana i lojalna. Pomyliłem się i nie chcecie wiedzieć jak bardzo. Nie jestem mami synkiem, ani rozpieszczonym książątkiem. Znam się na polityce. Nie po to zasiadałem na tronie mojego ojca, ponieważ był chory. To jest tylko ta jedna przyczyna. Zapytacie jaka jest druga. Proszę bardzo, mój ojciec chciał mnie sprawdzić, jak będę rządził sam, bez jego pomocy. Zawiodłem i zdaje sobie z tego sprawę. – Will nie mógł już dużej wytrzymać z tymi ludźmi, nie był gotowy na takie traktowanie.
Po krótkiej chwili książę odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia.
- Wychodzę i nie liczcie na to, że wrócę - powiedział i wyszedł. Nikt nic nie mówił.
Zimny, wieczorny wiatr zmierzwił mu włosy. Chmury wisiały nisko nad ziemią. Ciemne obłoki przesuwały się po nieboskłonie, tworząc rozmaite kształty. "Muszę stąd odejść." - myślał. Ruszył przez obóz, kierując się na południowy-zachód. Szedł w stronę małej armii, w stronę domu i wroga. Usłyszał krzyk za plecami. Ktoś wykrzykiwał jego imię. Odwrócił się.
- Co?!! – powiedział.
- Nie możesz odejść!! To nie na miejscu!! Właśnie uświadomiłeś dowódcom rację!! Wcześniej uważali cię za rozpuszczonego dzieciaka, który nie wie za wiele o władzy i stawianiu się. Teraz nie mają już podstaw by tak sądzić!! - Harry był wściekły. Will tego nie wiedział czy to przez niego, czy przez sytuację. Patrzył w jego zimne spojrzenie, które mówiło: „Zrób jeszcze jeden krok w stronę stolicy, a pożałujesz, że się urodziłeś". Will przestraszył się tej groźby jasno wymalowanej na twarzy mężczyzny.
- Co zamierzasz zrobić?!! Cudem ominąć tą małą armię i wrócić do stolicy.!! Przecież wiesz, ze nie masz na to szans. I patrz się na mnie, kiedy do ciebie mówię! - rozkazał Harry.
Will nie spojrzał na niego.
- Pomyliłem się co do ciebie. Przed chwilą miałem wrażenie, że świetnie się tu odnajdziesz ze swoim charakterem. Z tym, że umiesz postawić się nawet człowiekowi, którego ciężko do czegokolwiek nakłonić. Teraz, kiedy tak przed mną stoisz, uważam, że może Elrond ma rację – dokończył.
-To najpierw mówisz mi, że jestem godnym człowiekiem, a zaraz twierdzisz, że jednak jestem rozpuszczonym bachorem. Wiesz co, nie dowierzam, jak tak szybko można zmieniać zdanie na jakikolwiek temat. Ja też się pomyliłem. Nie sądziłem, że tak będziecie mnie traktować – powiedział wściekle. - Dlaczego? Powiedz mi co ja wam wszystkim zrobiłem? – zapytał z wyrzutem Will.
- Traktujemy cię tak nie z powodu, że jesteś rozpuszczony czy coś. Jest wiele innych powodów. Ale nie mamy nic do gadania, ponieważ, każdy z nas ma tylko jednego przywódcę. Jest nim Kaja. Ona nas wszystkich zwerbowała. To ona objęła przywództwo. Nikt nigdy nie ignorował rozkazów jej albo Katriny. To dlatego. To jest ta przyczyna. To przez to wszyscy cię tak traktują. Wszyscy uważają cię za równego sobie - odparł Harry. - A teraz chodź musimy jakoś ją przekonać. Mamy dwa plany. Jeden atak, jedną ucieczkę. Tylko dwa wyjścia i nie możemy sobie pozwolić na śmierć twoją czy Kai.
Will spojrzał w jego oczy. Nie umiał powiedzieć nic. Nie wiedział nawet, co by miał powiedzieć. Przecież wiedział, że jest księciem. Oni też to wiedzieli i zamierzali go bronić przed niebezpieczeństwem.
- Powiedz mi, czy te słowa do ciebie trafiły? – mówił Harry.
- Tak trafiły. Nie rozumiem tylko dlaczego chcecie mnie bronić skoro ja nic dla was nie znaczę.
- Ponieważ chcemy bronić kraju, a tak się składa, że kraj przestaje istnieć. Teraz ty jesteś naszą nadzieją na dalsze losy naszego domu, więc musimy walczyć dla ciebie o dobro kraju.
- Tego bym się po was nie spodziewał – zadrwił. Na jego twarzy wypełzł uśmieszek.
------------------
Kaja siedziała w swoim namiocie i myślała. "Dlaczego zrobiłam się taka wybuchowa. Co się ze mną dzieje?". Tak jakby na te słowa pojawiła się przed nią Lily.
- Czego od mnie chcesz? Nie jestem w nastroju na rozmowy, chcę pobyć sama – powiedziała.
- Przyszłam ci pomóc - odparła Lily.
- Już raz to zrobiłaś nie musisz mnie ratować z każdej opresji. Sama potrafię o siebie zadbać. Jestem tym kim jestem, a to akurat mogła byś zmienić. Tak wiem co zaraz powiesz. „ Nie mogę". Rozumiem, ale dlaczego moja rodzina musi być taka przeklęta.
- Przechodzisz przemianę moja droga - rzekła Lily.
- Jaką przemianę? Już raz się ją przechodziłam. Po śmierć mamy i .....
- Wiem o czym mówisz dziecko. Ale nie pozwól by to wspomnienie przyćmiło twój umysł.
- Co masz na myśli? - zapytała Kaja
- Przez twoją chęć zaatakowania goniących was ludzi - zaczęła Lily, a Kaja spojrzała na nią niepewnie - przyjaciele zaczęli się od ciebie odwracać. Will prawie ruszył w kierunku stolicy, w stronę pogoni. Gdyby książę zginą nigdy by wam się nie udało. Nie ma kolejnego dziedzica, który mógłby zasiąść na tronie zamiast niego. - W tym momencie zmroziło Kai krew w żyłach. – Harry, twój przyjaciel, pokłócił się z nim, a dowódcy nie wiedzą co mają robić. Posłuchaj mnie - Lily usiadła koło niej. - Ucieczka wcale nie jest zła. W tym momencie to najlepsze wyjście. Uwierz mi Kaja - dziewczyna popatrzyła na nią. Wiedziała, że zjawa ma rację. Czuła to w sobie, gdzieś wewnątrz.
- Rozumiem cię. Wiem, że chcesz mi to wybić z głowy, jednak ja już podjęłam decyzję. Nie będę wiecznie uciekać.
- Wróg ma przewagę.
- Zdaje sobie z tego sprawę. – Jej mina wyrażała wszystko. Nikt nie będzie kwestionował jej decyzji.
- Nie bądź uparta tak jak ja i cała reszta – Kaja spojrzała na nią.
- Kim jesteś? – zapytała, mrużąc podejrzliwie oczy.
Zjawa nie odpowiedziała na pytanie. Miast tego rzekła:
- Musimy się pożegnać, oni już tu idą – powiedziała i zniknęła.
- Czekaj. Opowiedz mi o tej przemianie - mówiła Kaja, ale ducha już nie było.
Wejście do namiotu zaszeleściło. Kaja odwróciła się. W drzwiach stali czterej jej żołnierze. Dwóch trzymało za ręce mężczyznę.
- Znaleźliśmy go niedaleko obozu Przywódczyni. Pewnie jest szpiegiem - powiedział jeden z nich.
- Dobrze. Posadźcie go na krześle. - Mężczyźni wykonali rozkaz. - Poślijcie po moją zastępczynię, Harrego i księcia - rozkazała.
Mężczyźni wyszli, zostawiając ją samą ze szpiegiem.
- Powiedz mi co tutaj robisz? - zapytała Kaja.
Mężczyzna zaśmiał się. Dziewczyna wstała i podeszła do stołu i podniosła z niego jeden z kilku sztyletów. Zaczęła się nim bawić. Mężczyzna nic nie mówił.
- Odpowiedz!!
- Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?
- Po co nas szpiegowałeś?!! - zapytała ostro Kaja, zbywając jego pytanie.
Mężczyzna nic nie powiedział.
- Mów – ostrzegła go. Jej oczy płonęły złością. Szpiegowi zrzedła mina, ale nadal nic nie powiedział.
- Czemu nie chcesz nic mówić? Powiedz mi choć słowo tego co tutaj usłyszałeś i zobaczyłeś albo wypruje ci flaki – zagroziła.
- Macie tu księcia? – zapytał, wychylając głowę w stronę wyjścia z namiotu. – Nie wiedziałem, że trzymasz go pod kluczem – uśmiechnął się do niej przeraźliwie.
Ręka Kai wystrzeliła tak szybko, że mężczyzna nawet tego nie zauważył.
- I co, tego to się nie spodziewałeś - powiedziała Kaja, ale mężczyzna nie mógł jej usłyszeć.
Na jego ramieniu widniała biała dwójka. Dziewczyna patrzyła na numer, zastanawiając się, co może oznaczać.
Do namiotu wpadli jej przyjaciele. Spojrzeli na Kaję. Katrina odezwała się pierwsza:
- Co się tu stało?
Kaja odwróciła się, odsłaniając trupa siedzącego na krześle. Jej twarz była zbryzgana krwią.
- Kto to? – zapytał z zaciekawianiem Will.
- Szpieg. Żołnierze złapali go w pobliżu południowego krańca obozu - powiedziała Kaja.
Harry szturchnął Willa łokciem, po czym spytał:
- Wiedział coś istotnego?
- Nie. Nie zdawał sobie sprawy , że ty tu jesteś - popatrzyła na Willa.
- To oni tego nie wiedzą? - zapytał książę.
- Wychodzi na to, że nie.
- Po co nas wezwałaś? - zapytała Katrina
- Szykujcie się. Trzeba zaatakować z zaskoczenia. Nie jestem pewna czy on już niczego nie przesłał. Wiecie przecież, że oni mają różne zdolności.
Nikt nic nie powiedział. Harry patrzył na nią z oburzeniem. Katrina miała w oczach troskę i brak zrozumienia. Will natomiast wcale na nią nie parzył. Kaja przebiegła po nich wzrokiem.
- Idźcie już! – odwróciła się do trupa z numerem dwa.
Wszyscy trzej odwrócili się. Już mięli wychodzić, gdy Kaja znów się odezwała:
- Will zostań jeszcze na chwilę.
Książę niepewnie stanął. Katrina i Harry minęli go. Ręka dziewczyny spoczęła na ułamek sekundy na jego ramieniu, aby dodać mu otuchy. Will nic nie mówił. Nawet się nie odwrócił.
- Nie odwrócisz się do mnie? – zapytała Kaja.
Książę odwrócił się. Przywódczyni stała z założonymi rękoma. Ciężar ciała przełożyła na prawą nogę. Will zdał sobie sprawę, że nadal nic nie zrobiła z ranami na plecach. Jego oczy błysnęły.
- Coś nie tak? – usłyszał głos Kai.
- Nie, dlaczego coś miałoby być nie w porządku?
- Próbowałeś uciec – poinformowała go.
- Skąd to wiesz?
- Mam swoje źródła – skwitowała. – Powiesz mi czy będziesz tak stał i się nadal nad czymś zastanawiał?
- Pokłóciliśmy się – odparł. – Nie mówmy o tym – dodał szybko.
Cisza przedłużała się. Z zewnątrz dochodziły dźwięki przygotowań do bitwy.
- Co z twoimi ranami? Nie widziałem, żebyś zmieniała opatrunek. – Kaja zawahała się.
- Nie, nie zmieniałam go. Nie mam na to czasu – odwróciła się.
- Wiesz czym to może się skończyć?
Wzruszyła ramionami. Will zdobył się na odwagę i podszedł do niej. Nie powiedziała nic. Wpatrywała się tępo w trupa.
- Czy mogę? – zapytał.
Nie czekając na jej odpowiedź, dotknął jej pleców przez tunikę. Dziewczyna syknęła. Na materiale pod opuszkiem palców księcia pojawiła się plama krwi. Will wiedział, że koszula pod spodem musi być cała we krwi, a Kaja z każdą kolejną sekundą może umrzeć.
- Dlaczego nie dasz sobie pomóc? Od tego masz przyjaciół. Oni troszczą się o ciebie, przecież wiesz.
- Nie mówiłam im – Will zmarszczył brwi.
- Czego im nie powiedziałaś?
- Tego, że mam te rany. Tego, że mnie pobito. Tego, że byłam słaba – jej głowa zwiesiła się w dół.
- Nie mów tak. Słaba nie jesteś. Nigdy nie byłaś.
- Skąd to możesz wiedzieć? Kiedyś byłam kimś innym. Osobą, której nie znasz pod moim imieniem.
Will nadal trzymał dłoń na jej poranionych od bata plecach.
- Pozwól sobie pomóc. – Nie doczekał się odpowiedzi.
Łowczyni zdjęła tylko tunikę i zakrwawioną koszulę, odsłaniając opatrunek własnoręcznie założony przez księcia. Był w dobrym stanie, choć krew zaczęła już całkowicie przeciekać przez całą jego szerokość.
- Masz świeże bandaże? – zapytał.
Kaja spojrzała mu w oczy z wdzięcznością. Podeszła do stołu, wzięła z niego jedną z sakw. Pogrzebała w środku. Po chwili Will trzymał już świeży opatrunek w ręku. Dziewczyna odwiązała ostrożnie stary. Cały czas stała tyłem do niego. Bandaż opadł na piasek u jej stóp, odsłaniając jej piersi, które chciała zakryć przed wzrokiem Willa. Książę stanął bliżej niej. Przyjrzał się jej ranom. Wyglądały strasznie. „Na pewno pozostaną jej blizny" – pomyślał. Chciał położyć na nich rękę, kiedy poły namiotu zaszeleściły. Odwrócił głowę. Do środka wszedł Harry. Jego wzrok padł na niego i Kaję. Mężczyzna spojrzał głęboko w oczy księcia ze zdziwieniem. Kaja przechyliła głowę, aby móc zobaczyć przyjaciela, ale nie odsłaniać się. Harry przeniósł wzrok na jej plecy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciółka stoi półnaga. Jeżeli odczuwał zawód czy ból nie dał tego po sobie poznać.
- Przepraszam, nie chciałem wam przeszkadzać – odwrócił się, żeby wyjść.
- Poczekaj! Harry! – krzyknęła za nim. – Co chciałeś?
- Przygotowania prawie dobiegły końca – usłyszeli odpowiedź. – Czekamy na rozkazy – dodał.
- Dajcie mi jeszcze chwilę. – Do Kai nie doszła żadna odpowiedź. Wejście zaszeleściło. Harry opuścił namiot.
Will odwrócił się do niej. Ich spojrzenia spotkały się. W oczach księcia Kaja widziała troskę. Will natomiast patrzył w pustkę. Oczy dziewczyny nie wyrażały żadnych emocji.
- Odwróć się i rozłóż ręce. Muszę ci to założyć – powiedział, wskazując głową na trzymany bandaż.
Nie wiedział czy Kaja zdawała sobie sprawę z tego, że krzycząc za Harrym odwróciła się przodem do niego. Starał się nie patrzeć w dół. Starał się zachować przyzwoitość i okazał cień prywatności. Kaja nie dała po sobie poznać, że nic nie uszło uwadze księcia. Posłusznie odwróciła się. Zastanawiała się, dlaczego w oczach Harrego nie widziała gniewu. „Coś musiało się stać, jak mnie nie było" – pomyślała. Rozłożyła ręce, uwalniając piersi, które lekko opadły na swoje miejsce. Gdy tak stała, można było zobaczyć ich kształt nawet z tyłu. Zauważyła w oczach Willa niemą prośbę o natychmiastowe odwrócenie się. Zdawała sobie sprawę, że odwróciła się, kiedy Harry był w środku namiotu i widział ją. Podobnie jak książę. Jednak Will nie zdawał się zwracać na to najmniejszej uwagi, poza tym spojrzeniem. Rozłożył bandaż i zaczął oplatać go wokół klatki piersiowej dziewczyny. Starał się nie muskać dłońmi jej nagiej skóry, co mu kompletnie nie wychodziło. Kaja stała niewzruszona. Książę skończył, a ona odwróciła się. Wtedy Will spostrzegł nowe nacięcie na jej ramieniu.
- Skąd to masz? – zapytał.
- Ten idiota mnie tak potraktował, kiedy z nim walczyłam. Posmarowałam to maścią, ale na razie nic to nie pomaga. Cały czas rana ma kontakt z materiałem mojej koszuli.
Kaja nadal czuła ostry ból przeszywający jej ramię. Starała się nie pokazywać tego. Nigdy nie pokazywała. Will podszedł do niej. Ich stopy prawie się dotykały, a ciała dzieliły centymetry. Książę chwycił jej nadgarstek i uniósł rękę do góry. Po chwili zabrał się za zakładanie opatrunku na ranę zadaną czarną magią. Na szczęście nie potrzeba było do jej wyleczenia uzdrowiciela, którego nie mięli czasu szukać. Kaja wiedziała, że po tym starciu także zostanie jej blizna kolejna w kolekcji. Will założył opatrunek w mgnieniu oka. Kaja spojrzała na niego.
- Dziękuję – wyszeptała.
Książę skinął głową na znak, że rozumie i wie co czuje dziewczyna. Kaja obejrzała go. Nadal nie był stosownie ubrany. Teraz nosił na sobie pożyczoną tunikę i spodnie z egzekucji. Na nogach miał buty do jazdy konnej, które prawdopodobnie zwinął, kiedy opuszczali Misttown. Książę wyczuł jej spojrzenie.
- Nie martw się. Wygodnie mi w tym – uśmiechnął się słabo.
Kaja podeszła do rzuconych w kąt juków. Szperała w nich przez chwilę, aż w końcu rzuciła w jego stronę parę rzeczy. Will złapał je w locie. Były to lniane, męskie spodnie, biała koszula, również męska. Will spojrzał na nią w podzięce. Dziewczyna trzymała jeszcze coś granatowego. Will wyciągnął rękę. Była to tunika. Książę nie chciał wiedzieć, po co Kai męskie ubrania. Zamiast zadawać bezsensowne pytania, zdjął koszulę, którą miał na sobie. Kaja zmierzyła wzrokiem jego nagi tors. Już nie świecił się od potu, jak go zapamiętała. Z bliska widać było rysujące się mięśnie. Mimo swojej szczupłości, książę był dobrze zbudowany. Kaja podniosła wzrok. Zielone oczy mężczyzny badały uważnie jej twarz. Dziewczyna nadal stała półnaga, mimo że miała już zasłonięte piersi. W milczeniu odwróciła się i zaczęła zakładać ubrania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top