- Pobawmy się w chowanego!


Izuku nie mógł oderwać swojego spojrzenia od tego mężczyzny, na którego wpadł i to akurat przed wejściem do swojego bloku. Skądś go kojarzył, lecz nie był pewny skąd. W wiadomościach? Coś mu świtało, jednak nie był pewny.

- Tak, jasne. Pomogę, jak najlepiej, a w czym dokładnie? - zapytał zielono włosy zakapturzonego mężczyzny.
- Tak, jak się dostać na dworzec metra? Odwiedzałem znajomą, a telefon mi padł. - Niespiesznie wyjaśnił i zawiesił się jakby w zamyśleniu, wywiercając w Izuku wzrokiem dziurę w czole.

A temu co? Jakiś bazyliszek czy co? Patrzy się na mnie, jakby chciał mnie co najmniej połknąć w całości. Psychol! No psychol powiadam.

- Przepraszam. Proszę pana. - Głos gimnazjalisty wyrwał tajemniczego nieznajomego z transu i przywrócił połączenie ze światem.
- O, to ja przepraszam dzieciaku, tak się zastanawiałem, czy to przypadkiem nie ty rzuciłeś się z pomocą, aby uratować blond dzieciaka ze wścieklizną.

Kurczaczki, znowu o to pytają. AAA co to ma być? Raz chciałem dobrze i co wyszło. A trzeba było siedzieć cicho jak do tej pory. To jest kara boska, czy co?

- Tak, to ja - Mówiąc to, Izuku spuścił głowę ze zażenowaniem na dół, chcąc ukryć twarz i nie patrzeć na zapewne wypełnione pogardy oczy rozmówcy.
- To było naprawdę odważne. Podziwiam cię - Odparł mężczyzna. - Hej, ale podnieś głowę, jak ktoś do ciebie mówi, a tym bardziej wychwala twoje dokonania.

Izuku zrobiło się głupio i cały czerwony na twarzy, wyprostował się i spojrzał na nieznajomego oczami wypełnionymi iskierkami radości.
- N-Naprawdę pan tak uważa? - No chłopak nie dowierzał.
- Słuchaj, nie każdy jest w stanie ruszyć bez opamiętania na groźnego przestępcę, który zabił już sześć osób z wielką brutalnością, jedynie z plecakiem wypełnionym książkami i piórnikiem, będąc takiej mizernej budowy jak ty. To trzeba być albo chorym na umyśle, albo samobójcą, albo mieć lwie serce. Choć nie zaprzeczę, było to też głupie posunięcie.

Deku z koloru młodej malinki przeszedł w odcień dojrzałego pomidora.

Jejku! Ktoś mnie docenił i powiedział, że mam lwie serce. Jaki mi się cieplutko no serduszku zrobiło. I pomyśleć, że zwykły człowiek spotkany na ulicy może podnieść cię bardziej na duchu niż spotkanie i porozmawianie ze swoim idolem. Imbecyl All głupek!

- Bardzo dziękuje.
- Dobra, a teraz wracając, jak trafię na dworzec?
- A tak, tak, już tłumaczę. Musi pan iść prosto, minie pan park i drugi skręt w lewo, następnie aż do krzyżówki, przez ulicę na prawo i zobaczy pan zejście do metra. - Szybciutko wytłumaczył nieznajomemu.
- Dziękuje, a jeszcze jedno - Odwrócił się z powrotem do Izuku zamaskowany - warto sprawdzać kieszenie - I odszedł we wskazanym kierunku.

Zaraz, o co mu chodziło z tymi kieszeniami. Mam je przy sobie. Wariat jakiś naczytał się hobbita, czy co? Przecież w moich kieszeniach jest tylko telefon, klucze i...

Izuku nie dowierzał swojej lewej ręce, którą właśnie władował do kieszeni. To było coś płaskiego, gładkiego, z ostrymi końcami.

Kartka?

Szybko wyjął ją z kieszeni i rozwinął pergaminową karteczkę. Było tam napisane ładnymi zgrabnymi, czerwonymi, atramentowymi literami:

"Dzielnica Ikebukuro - uliczka za " Kyubi ramen"

- Ale co to ma być, proszę pana, ja nie rozumiem? - Izuku odwrócił się, ale mężczyzny już nie było.

Dziwne. No nic, najwyżej będę miał koszmary, idę do domu, mama zapewne już się martwi.

Midoria powoli wgramolił się na swoje piętro. Niespiesznie podszedł do drzwi mieszkania i delikatnie w nie zapukał. Otworzyła mu niziutka, troszkę szeroka, kobietka, która wyglądem przypominała Izuku.
- Och już jesteś, a tak się martwiłam. Widziałam w wiadomościach, co się stało, mój drogi syneczek, nic ci nie jest. Bałam się niemiłosiernie, że coś ci się stało. Bo ten przestępca... On... Aaa Izuś... - Już nic nie powiedziała, bo chłopak przytulił swoją matkę i uspokojająco zaczął jej szeptać.
- Już ciii, spokojnie mamo. Jestem w domu i nic mi się nie stało. Wróciłem w jednym kawałku.
- Ale tam był Kot w Butach - Szeptała mama chłopca przez łzy.
- Nic mi nie zrobił, widzisz - odsunął się kawałek, aby ta mogła przyjrzeć się całej postaci syna. - Jestem cały i zdrowy, nie musisz się martwić. Mamo, jesteś zmęczona, idź, się połóż.
- A-Ale kolacja. Ja muszę zrobić ci cos do jedzenia. - Pani Midoria już skierowała swoje kroki do kuchni, jednak jej syn przeszkodził jej w tym.
- Mamo, naprawdę nie trzeba. Poradzę sobie sam. Ty idź, odpocznij, jesteś wyczerpana po całym tym dniu wrażeń i martwienia się o mnie. - Izuku posłał jej ciepły uśmiech. Kobieta odpuściła, nie potrafiła uprzeć się, kiedy jej syn uśmiechał się w taki sposób, tak podobny do jego ojca...
- Dobrze słońce, ale obiecaj, że coś zjesz.
- Tak mamo, obiecuje.

Pani Inko Midoria zniknęła w swoim pokoju, a Izuku, zamiast skierować się do kuchni, po coś do jedzenia, jak obiecał mamie, to poszedł prosto do swojego pokoju. Z plecaka wyjął niedojedzone drugie śniadanie i zaczął je jeść. Chłopak nigdy nie dbał o to, co je, czy jest stare, czy suche i tak zje. Każdy zapewne nie próbowałby nawet wziąć kęsa niedojedzonego śniadania ze szkoły, ale Izuku to Izuku, on miał to gdzieś, tym bardziej po dzisiejszych wydarzeniach.

Deku rozsiadł się wygodnie w fotelu przy biurku i omiótł pokój spojrzeniem. Wszędzie była podobizna All Mighta. Czy to na plakatach pokrywających całe ściany, czy na pościeli, czy to figurki, bluzy, lampka nocna. Wszędzie był All Might. Izuku zrobił jedynie kwaśną minę i dalej pałaszował kanapki.

Mówiłem sobie, że pozrywam plakaty i wywalę wszystko do kosza, ale poszło na to tyle pieniędzy, że aż żal. Może to sprzedam. To dobra myśl. Za te figurki dostanę dużo kasy, szczególnie za te z limitowanej edycji. Tak robię, muszę się tego pozbyć jak najszybciej. Nie mogę już patrzeć na ten szpetny wykrzywiony w podróbkę uśmiechu ryj. Świnia. Rzygać mi się chcę.

Izuku wstał i wyjrzał za okno. Piękna panorama miasta nocą rozciągała się przed jego oczami. Wszędzie jeżyły się latarnie uliczne. Pojedyncze samochody niespiesznie przemierzały prawie opustoszałe ulice. Po chodnikach co jakiś czas pokazywali się ludzie, głównie ubrani w stroje służbowe, wracający dopiero z pracy. Cisza i spokój, jakby nic złego nie czaiło się w zaułkach i zapleczach.

Chłopak sięgnął po tę dziwną karteczkę, aby jeszcze raz sprawdzić adres i zamyślił się.

Ikebukuro

Kyubi ramen? Byłem tam kiedyś z mamą, dobry ramen tam dają.

Ale co o ma znaczyć? Co jest tam za zakrętem, na zapleczu?

Izuku sięgnął do plecaka po ostatnią kanapkę, lecz zamiast kanapki wyciągną, coś, coś tak jakby...

Znowu kartka? Jakaś anomalia cichych wielbicieli czy co? To się robi podejrzanie.

Jednak szybko wyjął ją i rozwiną.
Kartka jak w poprzednim przypadku była pergaminem, jednak ta posiadała pieczęć z ciemnozielonego wosku i wzorkiem osiemnastoramiennej gwiazdy wpisanej w kwadrat. Izuku niewiele myśląc, rozerwał pieczęć i tak samo, jak wtedy, list był wypisany czerwonymi literami.

"Pobawmy się w chowanego!

Ja szukam cię,

a ty szukasz mnie.

Pierwsza wskazówka już zapewne do ciebie dotarła.

Mamy dwa dni.

Kto pierwszy znajdzie drugiego,

ten decyduje o jego losie!

Z uszanowaniem

Kot w Butach!"



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top