- A może jednak mieli racje
Izuku nadal stał i wpatrywał się w miejsce, gdzie chwilę temu stał jego idol, wzór do naśladowania, nadzieja jego marzeń...
A może raczej BYŁY IDOL.
BYŁY WZÓR.
BYŁA NADZIEJA.
Bo to ostatnie, nadzieja, właśnie zgasło. Ostatnie, co podtrzymywało go przy myśli, że może jednak świat nie jest taki okrutny, że jest szansa na spełnienie tego dziecięcego marzenia, teraz tak odległego i niewyraźnego, tak nierealnego, jak sen, który z chwilą przebudzenia ucieka, gdzieś w niepamięć, a człowiek usilnie próbuje sobie przypomnieć, co się w nim znajdowało, ale nie może. Dlaczego? Bo staje się to niemożliwe.
Odszedł.
Odszedł tak po prostu i zostawił mnie wraz ze złamanym sercem i potarganą duszą.
Pod zielonowłosym chłopakiem pojawiły się mokre krople.
Pada?
Ahh, nie, to ja...
Izuku po chwili zrozumiał, że to nie deszcz, a jego nieodłączni przyjaciele postanowili mu potowarzyszyć. Jeden z prawej strony, a druga z lewej. Midoria bardzo dobrze ich znał, w końcu byli z nim we wszystkich burzliwych momentach jego życia. Kiedy dowiedział się, że nie ma quirku, kiedy Kacchan się nad nim znęcał i teraz kiedy jego życie straciło dawne barwy marzeń. Jego przyjaciele nic nie mówili, oni po prostu byli. Przejeżdżali swoimi zimnymi palcami po jego policzkach, po określonej przez siebie trasie, zostawiając wilgotny szlak.
Łzy
Midoria, kiedy zrozumiał, co się dzieje, szybko otarł mokre policzki. Nadal trawił w sobie tę gorzką informację od swojego BYŁEGO idola. Powoli podniósł głowę do góry i jeszcze raz spojrzał na miejsce, gdzie stał All Might.
Zbliżył się do tego miejsca, stamtąd był naprawdę piękny widok na miasto. Ludzie, wielkości mrówek, powoli przemierzali kolejne to uliczki, tylko w sobie znanym kierunku, nawet nie zdając sobie sprawy, że są obserwowani, przez piegowatego chłopca. Dalej pociąg mknął po torach, wioząc w sobie pracowników po pierwszej zmianie, zmęczonych pracą i chcących, jak najszybciej, wrócić do domów, aby odpocząć lub uczniów wracających ze swoich szkolnych zajęć. Gdzieś na lewo na drodze zrobił się korek, gdyż zamknięto rogatki i wcześniej wspomniany pociąg, przemkną przed samochodami.
Izuku, oglądając tę miejską sielankę, przemknęła pewna myśl;
A może jednak mieli racje? Kacchan i All Might? Może jednak naprawdę nie mogę zostać bohaterem. Jak ja wogóle mogłem o czymś takim marzyć. W końcu jak? Przecież nie mam daru. A może by tak posłuchać choć raz Bakugo? Faktycznie, jestem nic niewartym śmieciem, błędem moich rodziców, ich hańbą. Mama musi być bardzo mną zawiedziona?
Ale przecież mnie przepraszała, że nie dała mi daru, nie jest mną rozczarowana.
A ojciec, dlaczego go nie było? Może wiedział, że ze mnie nic nie będzie. Jestem tylko utrudnieniem w życiu matki.
A może by tak skoczyć i zakończyć to całe piekło?
Zielonowłosy gimnazjalista podszedł do krawędzi dachu i spojrzał w dół.
Wysoko trochę, ale mam przynajmniej pewność, że nie będzie czego po mnie zbierać.
Chłopak podjął decyzję. Cofnął się kawałek i zdjął swój żółty, szkolny plecak i postawił koło balustrady, następnie ściągną czerwone, znoszone trampki, te położył koło plecaka, zaraz na tornistrze znalazła się góra mundurka szkolnego. Jeszcze raz podszedł do balustrady i zgrabnie przez nią przeszedł.
Stojący tak w białych skarpetkach i białej koszuli, niewysoki uczeń wie, że dziś pora najlepsza do skoku jest.
Izuku uśmiechnął się blado i pozwolił, by samotne łzy spływały po jego policzkach.
Przepraszam mamo.
Midoria Izuku pochylił się do przodu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top