Cz. 8 Znajome twarze z 1 klasy
Po 48 minutach doszliśmy do oazy, o której mówił Amidamaru. Na trawie, rosnącej na miejscu, zdjęłam buty i zamoczyłam stopy w wodzie jeziora, Yoh spał obok mnie, Lenny pił wodę, a reszta kąpała się. Po chwili trójka towarzyszy zaczęła się kłucić. Nie interesowało mnie o co się pokłucili. Na szczęście Yoh ich uspokoił. Chwilę potem usłyszałam głos Rio.
-Hej Riannka! Widziałaś może kiedyś takie ciałko?
Rio napiął mięśnie. Zaczęłam się śmiać.
-Dlaczego się ze mnie śmiejesz?
Spytał.
-Pamiętam jak podrywałeś tym sposobem moją przyjaciółkę. O mało co, się wtedy nie poślizgnęłam na mokrej podłodzę ze śmiechu.
-Oj. Ale i tak jestem boski. Przyznaj sama!
-Jesteś, jesteś! W swoich snach.
Uśmiechnęłam się do niego szyderczo. Trey poklepał go po ramieniu.
-Ale Ci powiedziała stary!
-Lepiej się nie odzywaj!
Ostrzegł go Rio.
-Zachowujecie się jak dzieci.
Oznajmił Lenny.
-I moglibyście wyjść wreszcie z tej pitnej wody.
Po chwili usłyszałam dziwny odgłos dobiegający z samego szczytu góry, która stała obok oazy. Weszłam na czubek jednego z wyższych drzew, by sprawdzić co się tam dzieje.
Zauważyłam tam znaną mi twarz i bardzo podobną fryzurę.
Była to Sharona. Moja nie przyjaciółka z podstawówki. Zawsze grała mi na nerwach. Co ona tu robi?
-Jej Ria! Co tu robisz?
Odezwał się głos Amidamaru. Odwróciłam się i zobaczyłam ducha.
-Nic takiego.
-Naprawdę?
-Tak. Tylko chciałam popatrzeć na piękne widoki z góry i tym samym poszukać jakiegoś miasta.
-Świetny pomysł. Znalazłaś może kolejny postój?
Spytał wojownik. Zaczęłam się rozglądać i zauważyłam na szczęście. Było to całkiem spore miasto. Wskazałam palcem.
-Widzisz tam?
Duch popatrzył w stronę, gdzie wskazuję.
-Dobrą robota Ria.
Uśmiechnęłam się lekko do niego. Duch sfrunął na dół, a ja wskoczyłam do wody na bombę, ochlapując przy tym wszystkich. Kiedy wyszłam z wody, Popatrzyłam na moich towarzyszy. Zaczęłam się z nich śmiać.
-TO NIE JEST ŚMIESZNE!
Krzyknął Lenny. Był cały mokry. Po chwili podszedł do mnie Rio i podniusł mnie do góry.
-Odstaw mnie! Hahaha.
-To kara za to, że mnie ochlapałaś.
Już chciał mnie wrzucić do wody, kiedy przez przypadek złapał mnie za tyłek. To była już przesada.
Uwolniłam się z jego obięć i kopnęłam go prosto w brzuch moim obcasem, a on wpadł do wody.
-A to kara za to, że mnie obmacywałeś!
Teraz nie było mi do śmiechu. Nie lubię, kiedy ktoś mnie dotyka po pewnych miejscach. Może inne dziewczyny to lubią, ale ja sobie tego nie życzę.
Wszyscy pozostali popatrzyli się na mnie ze zdziwieniem i lekkim strachem, z wyjątkiem Lennego.
-To co. Idziemy do miasta?
Spytałam.
-Jakiego miasta?
Yoh nie wiedział o co chodzi.
-Ria znalazła miasto, nie daleko stąd. Może tam popytamy się o Dobie Village.
Powiedział Amidamaru.
-Świetnie. To na co jeszcze czekamy? Idziemy!
Wykrzyknął uradowany Trey. W tym czasie Rio wyszedł z wody. Nie miałam zamiaru nawet na niego popatrzeć. Wszyscy poszliśmy do miasteczka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top