STA­SI­MON II

CHÓR

Niech bym ja sło­wom i spra­wom co świę­te

Cześć wier­ną dał i po­kło­ny.

Strze­gą ich pra­wa w ete­rze po­czę­te,

Nad­ziem­skie strze­gą za­ko­ny.

Olimp im oj­cem, z ziem­skie­go bo ło­na

Ta­kie nie po­czną się pło­dy,

Ani ich fa­la za­po­mnień po­ko­na.

Trwa w nich Bóg wiel­ki, moc­ny, wiecz­nie mło­dy.

Py­cha ro­dzi ty­ra­nów; gdy py­chy tej sza­ły

Pra­wa i mia­rę prze­kro­czą,

Ru­nie na gło­wę ze stro­mej gdzieś ska­ły,

Gdzie głę­bie zgu­bą się mro­czą.

Nic jej stam­tąd nie wy­zwo­li.

Do Bo­ga wznio­sę ja proś­bę go­rą­cą,

By zba­wił te­go, co nas ra­to­wał w nie­do­li.

Bóg mi osto­ją i wier­nym obroń­cą!

A gdy lu­dzi czyn lub głos

Pra­wa ob­ra­zi i świę­te bóstw tro­ny,

Niech ich strasz­ny do­gna los,

Skar­ci du­my wzlot sza­lo­nej,

Gdy za brud­nym zy­skiem go­nią,

Gdy od lu­dzi złych nie stro­nią,

Świę­tość grzesz­ną ska­zą dło­nią.

Któż­by jesz­cze się, cheł­pił, iż ka­ry on gro­ty

I bo­gów ode­prze gnie­wy?

Je­śli­by ta­kie cześć mia­ły ro­bo­ty,

Na cóż me tań­ce i śpie­wy?

Już do Olim­pii nie pój­dę, nie pój­dę Del­fów ja szla­kiem,

Nie uj­rzy mnie abej­ski chram,

Aż nie­bo swym wszech­wid­nym zna­kiem

Mo­wom lu­dzi za­da kłam.

O Zeu­sie, je­śliś ty pa­nem nie­bio­sów,

O wszech­wład­co zie­mi lo­sów,

Bacz na krnąbr­ność ludz­kich gło­sów.

Co Bóg o La­jo­sie wie­ści,

Ma­ją już za sen i ma­ry

I Apol­lo już bez czę­ści!

Wni­wecz idą wia­ry.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top