9.
Hermiona Granger siedziała w biurze NKA i właśnie kończyła czytać pełen wyrzutów list z Rzymu od jej przyjaciółki Judith Bedier. Judith była aurorem i wraz ze swoją drużyną z NKA brała udział w zasadzce na śmierciożerców. Nie udało im się jednak i Judith wysłała pełen urazy i żalu list do Hermiony. Granger odpisała jej najłagodniej jak mogła i zabrała się do innych listów. Większość z nich była z Argentyny i Rzymu.
Hermiona westchnęła. Szykował się trudny dzień.
Od rana unikała Harry'ego, co nie było trudne, bo on też to robił. Razem z Ronem przygotowywali salę na Sylwestra. Minister miał uhonorować NKA nagrodą za zasługi, a noc sylwestrowa była już za cztery tygodnie. W tym celu czyniono wielkie przygotowania.
Hermiona spojrzała w okno. Kiedy myślała o nadchodzących świętach Bożego Narodzenia, czuła smutek i tęsknotę. Świąteczne jedzenie i ozdoby przypominały jej rodziców. Ile to już czasu minęło a na sam zapach świątecznego indyka czuła ogromny smutek. Jej matka umiała wspaniale gotować...
Młoda szefowa sięgnęła po pierwszy list, kiedy Emily weszła i oświadczyła:
– Panna Weasley do pani.
I cofnęła się, żeby przepuścić Ginny.
Hermiona zmarszczyła lekko brwi. Już wczoraj podjęła decyzję, że będzie cieszyć się razem z Ginny. Nie będzie wścibska, nie będzie się wtrącać i nie będzie wracać do przeszłości.
Ale na widok rudej ta decyzja nieco straciła na uwadze.
– Cześć.
– Cześć. Mogę usiąść? – zapytała cicho Ginny.
Brunetka bez słowa wskazała jej fotel przed biurkiem. Rudowłosa usiadła i spuściła głowę.
– Przyszłam, bo muszę cię o coś zapytać – powiedziała niepewnie.
Hermiona popatrzyła na nią zachęcająco.
– Pytaj.
– Czy ty... czy ty go jeszcze kochasz? – zapytała ruda cicho.
Granger nie spodziewała się tego pytania.
– Mówisz o Harrym? – zapytała.
Rudowłosa kiwnęła głową.
– Nie – odparła zdecydowanie szefowa. – między nami już dawno wszystko się skończyło.
Ginny podniosła oczy i spojrzała na nią z nadzieją.
– Naprawdę? Bo ja za nic nie chcę cię zranić. Jeśli nadal coś do siebie czujecie, wycofam się...
– Nie musisz się wycofywać, Gin – przerwała jej Hermiona z uśmiechem. – nie kocham go już. A ty masz prawdziwe szczęście. Gratuluję z całego serca. – dodała.
– Dzięki! – twarz przyjaciółki lśniła radością. – Ślub odbędzie się w lutym. Wiesz, tak sobie pomyślałam...
– Tak?
Ruda zawahała się a potem wypaliła:
– Będziesz moją druhną?
Hermiona spojrzała na dziewczynę z radością. Nie była podła ani dwulicowa. To była Ginny. Jej Ginny.
– Ależ oczywiście – odparła.
Jej serce nie dawało żadnego znaku.
Wieczorem, kiedy Hermiona czytała ostatni list, usłyszała na korytarzu krzyki i tupot wielu stóp. Potem zapadła cisza.
Hermiona pobiegła do drzwi i otworzyła je na oścież.
Korytarz był pusty, tak jak biurko Emily. Granger przeszła aż do wind. Wokoło ani śladu żywego ducha. Wszystkie światła były zapalone a biurka wyglądały, jakby je zostawiono w wielkim pośpiechu.
Hermiona czuła coraz większy niepokój. Nacisnęła guzik windy i w tym momencie światła zgasły.
Kobieta osunęła się na podłogę, czując przypływ szalonej paniki. W ciemności próbowała odszukać swoją różdzkę, ale nie mogła. Ciemność dosłownie ją pożerała.
Wstała, rozglądając się uważnie. Co to wszystko ma znaczyć?
W oddali zobaczyła małe światło, które stawało się coraz większe. Stwierdziła, że to w sali szkolenia. Przeszła przez korytarz aż do drzwi. W środku paliło się światło.
Hermiona szarpnęła za klamkę...
I zamarła z grozy.
Cała sala stała w płomieniach. Bezlitosne języki ognia zajęły ściany i drzwi. Nikogo tu nie było, oprócz dymu, który unosił się w powietrzu.
Hermiona usiłowała zamknąć drzwi, ale było za późno. Momentalnie zajęły się ogniem.
Pobiegła do wind i nacisnęła guzik, patrząc z przerażeniem, jak płomienie pełzają coraz bliżej. Przywarła do zimnych drzwi ze stali, ale winda nie nadchodziła.
Wszystkie drogi ucieczki były zablokowane.
Hermiona osunęła się na podłogę, zanosząc się kaszlem. Dym dusił i łzawił w oczy.
Kobieta usiołowała wstać, ale to przerastało jej siły. Ogień tańczył jej przed oczami.
Była w piekle.
I w tym piekle najpewniej zginie.
Tymczasem kilkanaście pięter pod biurami NKA na ulicy zebrali się pracownicy firmy i patrzyli w górę na toczące się piekło z przerażeniem. Harry i Ron stali na ich czele, w pierwszym rzędzie. Straż pożarna i karetki pędziły na miejsce z rykiem syren.
Harry stał przy Ronie i patrzył w górę. Na szczęście udało im się ewakuować wszystkich z górnych pięter.
Kilka kroków dalej stał Malfoy i patrzył na zbiegowisko tak obojętnie, jakby go nic nie ruszało. Obok niego przystanęła Laura Rich z przerażonym wyrazem twarzy.
Harry odszedł, żeby sprawdzić, czy nikogo nie brakuje. Po kilkunastu minutach wrócił i spojrzał na Rona z niepokojem.
– Gdzie jest Hermiona?
Na te słowa Malfoy zerknął na nich.
Ron spojrzał na przyjaciela ze strachem.
– Nie ma jej tu?
– Harry! Ron!
To była Ginny. Przeszła przez tłum i stanęła przed nimi. Za nią szedł Krum.
– Gdzie jest Hermiona?
– Nie ma jej tu! – odparł Harry i spojrzał na Kruma. – Co tu robisz?
– Nieważne, co tu robi! – zawołała zdenerwowana Ginny. – Hermiony tu nie ma i to mnie niepokoi. Widzieliście ją?
– Panie Potter! Panie Weasley!
Wszyscy się odwrócili. Emily biegła do nich ze łzami w oczach. Dyszała ciężko i była przerażona.
– Kiedy wybuchł pożar, pani Granger z nami nie było! – zawołała i wskazała na górę, szlochając. – Ona nadal jest na górze!
Na te słowa wszystkich zamurowało. Ron zrobił krok do przodu i upadł na kolana.
– Ron! – zawołała Ginny i uklękła obok brata. – Co ci jest?!
– Tylko nie Hermiona – jęknął. Miał łzy w oczach. – Tylko nie ona...
Harry i Krum chcieli się przedrzeć, ale zatrzymał ich strażnik.
– Na górze wszystko się pali! – wrzasnął. – To niechybna śmierć!
– Ale pan musi coś zrobić! – zawołała Emily. – Tam na górze ktoś jest!
Strażnik spojrzał niepewnie w górę.
– Obawiam się, że jest za późno. – powiedział cicho.
– Nie! – krzyknął Harry i chciał przebiec do drzwi, ale Krum go przytrzymał.
Zatrzymali się gwałtownie.
– Oszalałeś?! – krzyknął Bułgar.
– Harry! – Ginny objęła Pottera mocno z drugiej strony. Jej twarz błyszczała od łez. – Nie możesz nic zrobić...
– Puszczaj! – warknął Harry do Kruma. – Muszę ją uratować... muszę...
Obok niego Emily i Ginny zanosiły się płaczem a Ron nadal klęczał, wpatrzony w ziemię.
I nagle nad nimi w biurze coś wybuchło i wszystkie okna się roztrzaskały, zasypując ich odłamkami szkła.
Na ten widok Ginny i Emily wydały z siebie niedludzki wrzask. Harry nadal stał, przytrzymywany przez Kruma a Ron klęczał, jakby się modlił.
Czas stanął w miejscu. Grupa ludzi, którzy gotowi byli oddać życie za Hermionę, stała bezradnie i patrzyła na piekło na ziemi.
Nagle przez hałas doszedł do nich przerażony okrzyk Laury Rich:
– Draco! Co ty robisz?!
Odwrócili się i ujrzeli jak Dracon Malfoy jednym ruchem uderza strażnika w twarz i biegnie do drzwi NKA.
***
Malfoy uruchomił windy i szybko pojechał na ostatnie piętro. Jazda windą zdawała się nie mieć końca.
Serce biło mu mocno, ale w ogóle go nie czuł. Musi ją uratować. Musi, bo inaczej jego starania pójdą na marne.
Kiedy drzwi się rozsunęły miał wrażenie, że znalazł się w piekle. Dusząc się od dymu, ujrzał pod ścianą skuloną postać. Podbiegł tam, przeskakując przez ogień.
– Granger! – wrzasnął. Żadnej odpowiedzi.
Dobiegł do niej i wziął ją na ręce. Nie patrzył w jej twarz w obawie, że ujrzy w niej śmierć. Chciał, żeby żyła. Jego misja tego wymagała.
Dobiegł do windy i nacisnął guzik. Drzwi zatrzasnęły się w ostatniej chwili.
Malfoy odetchnął z ulgą, widząc jak winda posuwa się w dół. Dopiero wtedy spojrzał w twarz Hermiony i przeraził się. Była całkowicie pozbawiona kolorów. Biała.
Ile czasu tam była?
Spojrzał niecierpliwie na tarczę windy. Musiał się spieszyć.
Harry i reszta stali na ulicy, czekając. Każdy zdawał sobie sprawę z czynu Malfoya.
Odważył się na coś, na co oni nie mieli odwagi. Harry tłumił w sobie wściekłość. To on powinien był to zrobić, nie Dracon. Jednak obawa o Hermionę była silniejsza.
W końcu po wielu bezlitosnych minutach czekania zobaczyli w drzwiach sylwetkę blondyna. Na rękach niósł bezwładne ciało Hermiony. Wyniósł ją na zimne, grudniowe powietrze.
Dobiegli do niego i spojrzeli ze strachem na Hermionę. Krum przyłożył ucho do jej piersi.
– O Chryste – jęknął. – Ona nie oddycha...
– Zawieziemy ją karetką przed św. Munga! – postanowiła Ginny. – Ci magomedycy podszywają się pod mugolskich lekarzy...
– Do karetki! – rozkazał Malfoy. – Szybko!
Zaniósł Hermionę do wnętrza samochodu, ale magomedycy powiedzieli mu, żebywyszedł.
Karetka popędziła na sygnale do świętego Munga.
– Panie Potter? – strażnik ze straży pożarnej podszedł do Harry'ego.
On i reszta patrzyli za karetką. Harry spojrzał na strażnika z pustką w oczach.
– Udało nam się uratować biuro – powiedział. – trochę remontu i będzie jak nowe.
– Tak – odparł beznamiętnie Harry. – panom udało się uratować biuro, ale my musimy uratować coś znacznie bardziej cennego.
Odwrócił się do swoich towarzyszy i zawołał:
-Za karetką!
Wszyscy posłusznie wpakowali się do samochodu Kruma. Wszyscy, oprócz Malfoya.
On nadal stał i patrzył za karetką, która wiozła w sobie życie niesamowitej kobiety, której potrzebował.
Uratował ją, ale czy nie było za późno?
Nie zważając na nawoływania Laury Rich, wsiadł do taksówki i odjechał. Nie cierpiał tych mugolskich urządzeń, ale nie miał wyboru.
Światła nocy migotały na jego twarzy, nadając jej łagodności. Jego serce rwało się do Hermiony, która walczyła ze śmiercią...
Dracon ponaglił kierowcę i zamknął oczy, słuchając piekła za otwartymi oknami pędzącego samochodu.
Po drugiej stronie ulicy na całe zamieszanie patrzyła wysoka kobieta, ubrana w mugolski płaszcz. Miała ciemne włosy i obojętną twarz, jakby cały pożar był wyjątkowo nudnym przedstawieniem.
Wyciągnęła papierosa i zapaliła go. Patrząc za taksówką, zaciągnęła się dymem.
Cholernie dobre świństwo.
Gasząc papierosa, zauważyła chudego mężczyznę, który przystanął obok niej.
Odwrócił ją gwałtownie i spojrzał jej w twarz.
– Co ty zrobiłaś? – warknął.
– Odpieprz się, Nott, nie bądz takim tchórzem. – wycedziła kobieta. – Zrobiłam to, co należało. Czarny Pan...
– Jest wściekły! – przerwał jej Nott i pociągnął ją w cień ulicy. Popatrzył jej w twarz z odrazą i puścił chłodną rękę.
– Jeśli ona nie żyje, będziesz się musiała nieźle tłumaczyć! – warknął i zdeportował się.
Kobieta prychnęła. On, do cholery, jak zwykle niczego nie zrozumiał...
Harry chodził tam i z powrotem na korytarzu, śledzony wzrokiem Rona, Kruma i Emily, którzy siedzieli na ławce. Ginny stała pod ścianą z rękami założonymi na piersiach. Jej zielone oczy błyszczały w świetle, gdy patrzyła na swojego narzeczonego, który najwyraźniej był wściekły i zdruzgotany zarazem.
– To czekanie jest bzdurą! – stwierdził Harry. – Powinni już coś wiedzieć.
– Na pewno nam powiedzą, ale to może trochę potrwać. – odparł Ron. To były jego pierwsze słowa, odkąd weszli do św. Munga.
Potem zapadło względne milczenie, przerywane od czasu do czasu krótkim westchnieniem. Wreszcie, po kwadransie, wyszedł do nich główny magomedyk.
Na jego widok wszyscy się poderwali.
– Rupert Pickhard. – przedstawił się.
Harry pierwszy do niego podszedł.
– Co z nią? – zapytał.
– Niestety stan pani Granger jest bardzo poważny. – powiedział magomedyk i spojrzał na przerażone twarze przyjaciół Hermiony ze smutkiem.
– Obawiam się... – westchnął. – Obawiam się, że musicie się państwo spodziewać najgorszego.
Wielokrotnie widział takie twarze. Twarze przerażonych i bezradnych, błagających wzrokiem o przetrwanie...
Ginny wtuliła się w ramię Harry'ego. Chciała być przy Hermionie, pomóc jej w starciu z bezwzględnym wrogiem ludzi... ale nie mogła. Droga Hermiony była tylko jej przeznaczona.
Tylko Hermiona stała przeciwko śmierci. Sama...
Harry stał nieruchomo, czując jak Ginny wtula się w jego ramię. Próbował zrozumieć, co powiedział magomedyk.
Szukał w przeszłości swojej Hermiony. Widział ją w starych wspomnieniach, drogich mu jak własne życie.
Przez jego bezmyślność stracił ją, ale zawsze była gdzieś przy nim.
Ale tej nocy może stracić ją na zawsze...
Ron opadł na krzesło. Łzy zasłoniły mu wzrok, ale się ich nie wstydził.
Jeśli Hermiona odejdzie, w jego sercu pozostawi pustkę, tak jak to zrobiła Natalie.
Ron kiedyś był z Hermioną blisko, ale nie chciał nic więcej oprócz przyjaźni.
Przyjaźni, którą mu dała, nie żądając nic w zamian...
Wiktor Krum trzymał w ramionach słodko uśmiechniętą dziewczynę w niebieskiejsukni. Wirowali razem w tańcu, żyjąc chwilą.
Bal Bożonarodzeniowy w Hogwarcie, prawie dziewięć lat temu...
Krum wspominał bal na którym zakochał się w Hermionie, ale nigdy nie zdołał jej tego wyznać.
Hermiona odejdzie, nie wiedząc nic o jego uczuciu do niej...
Emily zawsze myślała o Hermionie ciepło, zawsze traktowała ją jako swój wzrór do naśladowania.
Myśl, że ta wspaniała kobieta może odejść, napawała ją smutkiem i żalem.
Pani Granger umierała, a ona nie może być przy niej...
Każdy z nich miał własne wspomnienia, żywił własne uczucia do Hermiony.
A teraz ona była sama.
Zostawili ją.
Nawet nie zauważyli, kiedy wszedł Malfoy. Spojrzał po nich i wyczytał wszystko z ich oczu: smutek, żal i szaloną, rozpaczliwą nadzieję, która błyszczała im w oczach.
Bez słowa wyszedł, ale gdy był przy drzwiach, Krum go dogonił.
– Uratowałeś ją – powiedział.
– Kto wie, czy nie za póżno – odparł Malfoy i spojrzał mu w oczy. – Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jeśli przeżyje, powiedz jej, że ty ją uratowałeś.
– Dlaczego?
– Tak będzie najlepiej, wierz mi. – szepnął Malfoy i uścisnął przyjacielowi rękę. – Najlepiej będzie, jeśli w ogóle jej o mnie nie powiesz.
Krum pokręcił głową.
– Po tylu latach wciąż mnie zadziwiasz – stwierdził. – Ale niech będzie. Nie powiem jej o tobie.
Malfoy podziękował mu i wyszedł na zimne powietrze. W jego prośbie do Kruma niebyło żadnego kłamstwa. Miał w tym swój własny interes...
Prędzej, czy później, Granger i tak dowie się prawdy...
Żadna ciemność nie przypomina tej ciemności, przez którą musiała iść Hermiona Granger.
Jej odwaga i determinacja znikły a strach uczynił ją małą dziewczynką, bezbronną istotą.
Szła doliną cieni, gdzie za każdym rogiem czaiło się niebezpieczeństwo i lęk. Słuchała przeraźliwej ciszy, która pożerała ją z każdym krokiem. Hermiona miała ochotę krzyczeć. Czuła straszliwy ból na całym ciele, który powoli zabierał z niej życie.
I nagle usłyszała cichy głos, jak powiew wiatru w gałęziach drzew:
„Nie wytrzymasz długo. Poddaj się, ukoję twój ból."
– Nie mogę – odparła słabo. – Jeszcze nie... pozwól mi żyć... proszę...
Chciała walczyć, toczyła najgorszą walkę w swoim życiu. Jej przeciwnikiem była śmierć.
„Po co z tym walczysz? Na co czekasz? Zabiorę cię. Odejdziesz."
– Nie... odejdę – zdołała wyszeptać. – jeszcze nie...
Usłyszała mrożący krew w żyłach śmiech.
„Nie masz szans. Ja zawsze wygrywam. Nie masz szans."
Milczała, nadal walcząc z bólem.
„Ładna, mądra kobieta, która ma wszystko oprócz miłości. W swojej naiwności wierzy w uczucia, chociaż sama nie chce ich okazać. Ja zawsze wygrywam. Zabiorę ją."
– Nie dzisiaj! – warknęła. – Nie teraz.
Usłyszała inne głosy w swojej głowie, ale nie zważała na to. Z całej siły zaczęła się wyrywać i uciekać.
Chciała przetrwać. Chciała żyć.
I nagle poczuła straszliwy ból w płucach i otworzyła oczy.
Ciemność zniknęła. Cień odszedł.
A może to był tylko sen?
A jednak widziała przed sobą niewyraźną twarz uśmiechniętego mężczyzny w białym kitlu.
– Przebudziła się! – powiedział.
Wzrok jej się wyostrzył i Hermiona zobaczyła jak Ginny śmieje się przez łzy. Harry patrzył jej w oczy z uśmiechem na twarzy. Obok niego stał Ron z Wiktorem. I Emily.
Hermiona patrzyła na przyjaciół i poczuła ulgę.
Udało jej się.
Była w piekle i wróciła...
„Nawet na czarnej, martwej ziemi może wyrosnąć biały, niewinny kwiat, jeśli tylko dostanie szansę..."
Wiele kilometrów od św. Munga chudy mężczyzna klęczał przed wielkim, czarnym fotelem.
Nagle odezwał się zimny głos:
– Nic nie zrozumiałeś... wcale mnie to nie dziwi.
– Panie...
– Ten pożar był tylko częścią naszego planu. Jade go spowodowała, tak?
– T-tak...
Mężczyzna w fotelu zaśmiał się.
– Jade Bedier nadal pozostała mi wierna, nie tak jak jej brudna siostra. Nadal jest w Rzymie?
Klęczący mężczyzna kiwnął głową i powiedział:
– Co mamy z nią zrobić?
Przez chwilę panowała cisza a potem mężczyzna w fotelu syknął:
– Zlikwidujcie ją...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top