7.
Hermiona usiadła na łóżku, całkowicie rozbudzona. Rozejrzała się dookoła, chcąc znaleźć ślady wczorajszej winy i spalić je w pożarze stulecia. Harry nie zostawił nic, nawet małej wiadomości. Kobieta poczuła, że do jej serca wkrada się gniew, mieszany z silnym poczuciem winy.
„Na szczęście dzisiaj sobota" – pomyślała, wzdychając. Między nogami czuła dotkliwy ból, nie mogłaby iść do pracy w takim stanie... nie zniosłaby ironicznych spojrzeń Laury Rich ani nawet współczujących zerknięć Emily. Jak to się dzieje, że kobiety zawsze wiedzą, kiedy która z nich uprawiała seks?
– Cholera! – mruknęła Hermiona, wstając powoli z łóżka. Nadal czuła winę na swoim ciele i zdecydowała, że spróbuje ją spłukać.
Po półgodzinnym prysznicu nadal nie czuła się dobrze. Założyła niebieski szlafrok i zeszła na dół.
Przed kominkiem w salonie leżała pusta butelka rumu – Hermiona spojrzała na nią z niesmakiem i wrzuciła do śmieci. Stwierdziła, że najlepiej będzie jak napije się kawy.
Stanęła z kubkiem przy oknie, powoli sącząc zaparzony napój. Nadal sypał śnieg, tak jak wczoraj wieczorem...
Brunetka oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Nadal prześladowało ją to cholerne sumienie. Dlaczego po prostu nie napiła się wczoraj herbaty? Dlaczego dopuściła do takiego stanu? I dlaczego, do diabła, poszła do łóżka akurat z Harry'm?
Nadal czuła ból, nie tylko w środku... już drugi raz przespała się z Potterem. Boże drogi, czy to aż takie przestępstwo? Kiedyś przespała się z Wiktorem Krumem, to prawie to samo...
Hermiona otworzyła oczy. Nie, to wcale nie to samo. Seks to seks, ale efekt całkiem inny...
Jej zadumę przerwał dzwonek do drzwi. Harry! Teraz ona mu wszystko wytłumaczy, przeprosi, nareszcie porozmawiają otwarcie i szczerze...
Pobiegła do drzwi i otworzyła je. Na progu stała Ginny.
– Co tu jeszcze robisz?! – krzyknęła bez śladu gniewu. – Przecież byłyśmy umówione, nie pamiętasz?
Hermiona dotknęła czoła. Krzyki nie robiły jej głowie dobrze.
– Cześć, Ginny. Wejdź! – wpuściła rudą do środka. Ginewra miała na sobie nowy, czarny trencz, w którym wyglądała naprawdę świetnie. Natomiast ona, szefowa NKA, była w szlafroku i z mokrymi włosami.
– Coś się stało? – zapytała rudowłosa, patrząc na przyjaciółkę, gdy razem szły do kuchni. – Nie obraź się, ale trochę źle wyglądasz.
Brunetka podała jej kubek kawy i odparła:
– Nic mi nie jest.
Ginny przewróciła oczami, upiła trochę i stwierdziła:
– Przecież widzę, że coś nie tak! Jesteś strasznie blada.
Hermiona odstawiła swój kubek i powiedziała cicho:
– Ginny... to straszne.
Panna Weasley odłożyła kubek i zrobiła zatroskaną minę.
– Wiem, wczoraj zginęła Natalie. Ron nawet nie odpowiada na moje listy...
– To nie to! – przerwała jej Granger.
Rudowłosa zmarszczyła brwi.
– A co?
Hermiona usiadła i westchnęła.
– Kochałam się z Harry'm.
Ginny opadła szczęka.
– Że co?! – wrzasnęła.
– Nie krzycz... tak jakoś wyszło! – kobieta próbowała się tłumaczyć. – Wczoraj weszliśmy tu razem, upiliśmy się i... obudziłam się naga. Musiałam uprawiać z nim seks, innego wytłumaczenia nie ma.
Panna Weasley wytrzeszczyła na nią oczy.
– Ty się upiłaś? Hermiona Granger się upiła?!
Brunetka zwiesiła głowę i mruknęła ponuro:
– Niestety.
Ginny milczała przez chwilę, a potem zapytała cicho:
– Hermiono... ale wy się zabezpieczyliście, prawda?
Szefowa NKA poczuła, jakby ktoś jej dał cios w brzuch.
– O jasna cholera! – mruknęła.
– No, to pięknie! – wybuchnęła Ginny i skrzyżowała ręce.
Hermiona położyła głowę na stole. Nawet nie pomyślała o zabezpieczeniu. Ale jak mogła? Przecież była pijana.
Rudowłosa westchnęła.
– Ubieraj się, kochana – powiedziała. – jedziemy do świętego Munga.
– Pani Granger, proszę się uspokoić...
– Muszę mieć te wyniki! Czy to nie może iść szybciej? – warknęła Hermiona.
Pielęgniarka działała jej na nerwy swoimi uspokajającymi próbami.
– Zapewniam panią, że dostanie pani wkrótce wyniki. Proszę położyć się z powrotem!
Brunetka opadła na łóżko, nadal wściekła. Pielęgniarka zawołała Ginny i odeszła, zamykając drzwi.
Ruda podbiegła do łóżka Granger.
– Hermiona, co ty wyprawiasz? – syknęła. – Zaraz dostaniesz wyniki!
– Tu nie chodzi o wyniki, Ginny! – żachnęła się brunetka. – A co będzie, jeśli... jeśli jestem... – przełknęła ślinę. – W ciąży?
Rozpłakała się.
– Jeśli jestem w ciąży, to jest mój koniec! – zaszlochała. – Koniec NKA i koniec mojego życia.
Panna Weasley położyła jej rękę na ramieniu.
– Jestem przy tobie – szepnęła i pocałowała ją w policzek.
Hermiona otarła łzy. Nie wolno jej się teraz rozklejać, musi być silna.
W sali leżała jeszcze jedna kobieta, która właśnie urodziła swoje pierwsze dziecko.
Hermiona zauważyła jej szczęśliwą i zmęczoną twarz.
– Jak było? – zapytała ją z krzywym uśmiechem.
– Fantastycznie! – westchnęła młoda matka i spojrzała na Granger. – Pani też?
– Nie wiem, czy będę miała. – odparła brunetka.
Kobieta uśmiechnęła się słabo.
– Powodzenia. – westchnęła.
Drzwi się otworzyły i weszła pielęgniarka z niemowlęciem w ramionach. Podała go młodej matce z uśmiechem.
Hermiona patrzyła na tę scenę z mieszanymi uczuciami. Po jednej stronie czuła strach, a po drugiej – dziwne, rozkoszne uczucie, którego nie potrafiła opisać.
– Tak długo na ciebie czekałam, moja mała. – szepnęła kobieta, trzymając w ramionach swoje dziecko.
Pani Granger patrzyła na niemowlę z dziwnym bólem w sercu.
– Dziewczynka?
– Tak! – młoda matka spojrzała czule na swoją córeczkę. – Moja mała Lily Rose.
Hermiona starała się odwrócić wzrok, ale ten widok przyciągał jej oczy.
Czy ona też tego chciała? Czy ona też będzie taka, jak ta kobieta?
Spuściła zamglone oczy, żeby ruda nie zobaczyła, jakie uczucia nią targały.
– Lekarz idzie. – powiedziała nerwowo Ginny.
Drzwi się otworzyły.
Szefowa NKA tak mocno ściskała rękę przyjaciółki, że ruda zaczęła robić się czerwona na twarzy.
– Pani Granger – wysoki lekarz o ciemnych włosach i miłej twarzy podszedł do łóżka Hermiony. – Jestem doktor Wayne.
Nie obchodziło ją to.
– Miło mi. – wykrztusiła. Była zbyt zdenerwowana, żeby cokolwiek powiedzieć.
Lekarz nie przestawał się uśmiechać.
– Mamy wyniki – oznajmił – wszystkie negatywne. Pani nie jest w ciąży.
Ginny podskoczyła z radości i odwróciła się do bladej Hermiony.
– Hermiono? – zapytała, lekko przestraszona. – Co ci jest? Taka jesteś blada.
Kobieta odetchnęła głęboko.
– Nic mi nie jest. – odparła stanowczo.
Wyciągnęła rękę po płaszcz.
Dracon Malfoy rozglądał się z uznaniem po swoim nowym domu. Nareszcie stary dom dziadka na coś się przydał.
Dziadek Dracona, pan Malcolm Malfoy posiadał stary, zabytkowy dom niedaleko Londynu. Posiadłość nie była wielka, ale miała wszystko, czego potrzebował młody blondyn.
Mężczyzna wszedł do środka i rozejrzał się. Jego wymagania odpowiadały gustowi dziadka – obejrzał wspaniały salon z kominkiem, jadalnię na dwanaście osób i sypialnię dziadka w odcieniu głębokiej zieleni. Wszystko mu się spodobało, gdyż było godne jego osoby.
Szczególnie łazienka przypadła mu do gustu: była wielkości jadalni, miała prysznic i mały basen, przypominający basen dla prefektów w Hogwarcie.
Młody Malfoy oglądnął uważnie wielki ogród i kryty basen. Ten na dworze był przykryty – w końcu była zima.
Pierwszego wieczoru Dracon rozpalił ogień w kominku i zapoznał się z barkiem dziadka. Jego wybór alkoholu był zdumiewający.
Potem spokojnie usiadł w salonie i rozejrzał się. Werdykt: dom był wspaniały.
Nagle przypomniał sobie o pewnym przedmiocie, który absolutnie nie miał prawa tu być. Wyciągnął z torby czarny płaszcz Granger, który nadal pachniał jej zapachem.
Gdy wrócił do salonu, wrzucił go w ogień.
Patrząc na płomienie, nie odczuwał nienawiści. Tylko... bezradność.
Gdyby zatrzymał ten płaszcz, doprowadziłoby go to do szaleństwa.
Tymczasem Hermiona Granger oglądała tańczące płomienie w jej własnym domu.
Otulona w koc i z kubkiem herbaty zapatrzyła się w ogień. Blask z kominka padał na list od Rona, który leżał na stoliku. Jego pismo było pozbawione wszelkich uczuć i emocji. Zawiadamiał tylko, że pogrzeb Natalie odbędzie się jutro w niedzielę, daleko od Londynu w jej rodzinnym Oxfordzie.
Hermiona oderwała wzrok od ognia i spojrzała na zaśnieżone okno – wydawało jej się, że ogień strzeże w sobie pewną tajemnicę, do której nikt nie miał dostępu...
Mimowolnie dotknęła palcami swojego brzucha. Nie była w ciąży. Cieszyła się, to było oczywiste. Ale było jej żal – reakcja każdej młodej kobiety.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Hermiona wstała. „To na pewno Ginny" – stwierdziła.
Mówiła, że może przyjdzie.
Granger otworzyła drzwi i wytrzeszczyła oczy. Na progu stał Harry. Spojrzała mugniewnie w oczy.
– Mogę? – zapytał.
Bez słowa otworzyła mu drzwi i poszła do salonu. Usiadła przy stole, patrząc jak czarnowłosy zdejmuje płaszcz i wchodzi za nią.
– Musimy porozmawiać – Harry usiadł naprzeciwko niej.
– Nie mamy o czym. – warknęła kobieta. – Dzisiaj rano pokazałeś mi wszystko. Nie mamy sobie nic do powiedzenia.
Jego wzrok stwardniał.
– Owszem, mamy! – powiedział. – Wczoraj daliśmy się oboje ponieść emocjom. Byliśmy pijani. Ale...
– Uciekłeś! – przerwała mu. – Uciekłeś jak zwykły tchórz!
Miała ochotę uderzyć pięścią o stół, lecz nie zrobiła tego.
– Bałem się, że będziesz miała wyrzuty sumienia! – wyjaśnił. – Kiedy się obudziłem, spałaś przy mnie. Stwierdziłem, że najlepiej będzie dać ci trochę czasu...
– Akurat! – prychnęła Hermiona. – Uciekłeś i to niczego nie zmieni. Nigdy bym cię o to nie podejrzewała.
Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, potem nagle położył swoją dłoń na jej ręce.
– Chociaż byłem pijany, odnalazłem kobietę mojego życia wczoraj na nowo – szepnął.
– Tę, którą kocham.
Zamrugała szybko.
– Ne ma we mnie nic do kochania – wykrztusiła i wyszarpnęła rękę z jego uścisku. – Już dawno to skończyliśmy i nie każ mi... do tego wracać!
Popatrzył jej głęboko w oczy.
– Nie chcesz zacząć od nowa? – zapytał cicho.
Hermiona przełknęła ślinę i zapytała głośno:
– Co ty chcesz mi powiedzieć?!
Harry znów ujął jej dłoń.
– Moje uczucia do ciebie nie zmieniły się ani trochę. Od sześciu lat tłumię je w sobie, ale nie mogę ich przerwać.
Gorycz w sercu Hermiony rozlała się po wszystkich częściach ciała, które przyjmowały ból.
– Możesz! – ponownie wyszarpnęła dłoń z jego uścisku. – Możesz, tak jak ja to zrobiłam! Naucz się z tym żyć, tak jak ja! – dodała gorzko.
Spojrzał jej w oczy.
– Widzę twój ból i twój upór – stwierdził. – Nie będę cię do niczego zmuszał. I tak już dawno wybrałaś życie bez uczuć.
Wstał.
– Któregoś dnia tego pożałujesz. – dodał, zabrał płaszcz i wyszedł. Drzwi trzasnęły za nim.
Hermiona siedziała jak sparaliżowana, łzy cisnęły jej się do oczu.
Miał rację, ale ona już go nie kochała. Za bardzo ją zranił... to było to! Teraz nareszcie przypomniała sobie, dlaczego go zostawiła...
Czarnowłosy, popularny chłopak szkoły i ładna dziewczyna, siostra jego przyjaciela.
Całowali się w klasie, dając upust swoim uczuciom.
I wtedy zastała ich Hermiona.
Jej ból był zbyt wielki. Wybaczyła Ginny, ale Harry'emu nigdy nie wybaczyła. Nigdy nie dała mu się wytłumaczyć. Nie dała mu drugiej szansy.
Ich widok był dla niej tak odrażający, tak pozbawiony prawdy...
Wtedy straciła miłość, ukryła swój ból.
A Harry? Przez wszystkie lata starał się ją odzyskać. Dzisiaj też spróbował, ale go odepchnęła.
Na zawsze.
Hermiona otworzyła oczy. Nakryła swojego kochanego chłopaka, jak całuje się z jej najlepszą przyjaciółką, prawie sześć lat temu.
Teraz sobie przypomniała.
I nie czuła nic, chociaż wtedy jej ból był nie do zniesienia. Najpierw śmierć rodziców, a potem Harry...
Ale teraz czuła się jak roślina. Jak istota pozbawiona uczuć.
Nie kochała go. Zranił ją zbyt bardzo.
I czuła, że gdyby dała mu drugą szansę, zrobiłby to znowu.
Obudziła się w nocy, leżąc na kanapie. Ogień dawno wygasł.
Podniosła się na rękach i stwierdziła, że coś puka w okno.
Otworzyła je, na parapecie siedziała sowa. Hermiona odczepiła jej list od nóżki i rozwinęła go - wyglądał jakby był pisany w wielkim pośpiechu. Granger rozpoznała pismo asystentki:
„Proszę natychmiast przyjechać do NKA. Stało się coś strasznego... Emily."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top