Prawdziwa siła
Pov. Białoruś
n: Białoruś!
Bia: Nie teraz Rayan! – Odkrzyknęłam biegnącemu za mną mężczyźnie. Od kiedy wyszłam z auta rozkazując mojemu zespołowi by podtrzymywali Brazylię do mojego przyjścia nie tracąc ani jednej sekundy pędziłam wyciągając nogi po prawie pustym korytarzu. Muszę go uratować.
R: BIAŁURUŚ! – Wrzasnął kolejny raz moje imię nie dając za wygraną jednak ja nie zwracałam na niego uwagę by w końcu z wielkim hukiem wparować do mojego biura spowitego w ciemnościach. Walnęłam w przycisk prawą ręką aż mnie zabolała a całe pomieszczenie stanęło w świetle. Przyciskając do siebie zbolałą kończynę weszłam i zaczęłam drugą ręką zawzięcie przeczesać moje biuro.
R: Natychmiast mi powiedz co się dzieje. – Powiedział rozkazująco zdyszany „normalny" kiedy ja otwierałam kolejną szafkę.
Bia: Nie ma na to czasu.
R: Czasu już nam brakuje! – Krzyknął ze złości za moimi plecami lecz ja nie miałam chęci z nim się wykłócać. Z determinacją przeszukiwałam półki chcąc znaleźć jedyną nadzieję umierającemu Flagowcowi. Wiedziałam co dolegało Brazylii jednak ta informacja nie sprawiała bym się uspokoiła ponieważ tylko ja miałam na to antidotum. Rayan przełykając ślinę kontynuował już normalniejszym głosem.
R: Powinnaś zająć się sobą a nam dać zielone światło do działania. – Podeszłam do biurka i otwierając wszystkie szuflady wyrzucałam ich zawartość jednak w żadnej z nich nie było tej konkretnej rzeczy, której potrzebowałam.
Bia: Ja to zrobię. – Rzekłam przez zęby zlana zimnym potem ciągle skupiona na moim celu i obracając się panicznie zastanawiałam się gdzie TO zostawiłam. Szlak!
R: Nie możesz nic zrobić w takim stanie!
Bia: A ty nie wiesz co mu jest! – Wrzasnęłam odwracając się do niego czując jak mięśnie mi falują od wściekłości i narastającej frustracji. Lecz pełna gniewu gdzie czerwone włosy przykleiły mi się do twarzy zauważyłam na wieszaku wiszący fartuch. Bez zastanowienia szybko mijając biurko podeszłam do niego i machinalnie wkładając rękę do kieszeni wyjęłam małą szklaną fiolkę z białą substancją. Jest!
R: To mi powiedz. – Powiedział już bardziej spokojniej lecz nic mu nie rzekłam wpatrzona w trzymane szkło. Choć próbowałam tłumić emocje to i tak ważąc na ręce fiolkę poczułam w sobie niezadowolenie i obrzydzenie, że to świństwo stworzone przez człowieka, którego uważałam za brata jest teraz jedynym ratunkiem dla Brazylii. Jednak nie było innego wyjścia. Praca nad antybiotykiem już się rozpoczęła jednak stworzenie bezpiecznego leku zajmie czasu, którego aktualnie nie posiadam. Pozostało mi tylko wstrzyknąć Brazylii tą samą truciznę co Niemcowi, która wzmacnia połączenie Flagowców. Jeżeli Niemiec podołał, to i ten Głupek też. Chwytając mocniej szklaną fiolkę w dłoni chciałam już wyjść z biura lecz Rayan zagrodził mi drogę ręką.
R: Powiedz mi co mu jest. – Rzekł bardziej rozkazującym tonem sprawiając, że stojąc przed „normalnym", który przeszywał mnie wzrokiem moje mięśnie się napięły.
B: Umiera. – Po tym bez żadnego ostrzeżenia z wielką siłą brutalnie wypchnęłam Rayana na korytarz odgradzając sobie drogę. Nie odwracając się nawet na mężczyznę zamaszystym krokiem już szłam w stronę sali gdzie leżał Brazylia by po niedługim czasie wparowując do pomieszczenia od razu mnie przywitała grupa lekarzy zalewając mnie informacjami.
n1: Ta rana nie chce się zasklepić. – Zaczął jeden.
n2: Jego poziom krwi diametralnie spada.
n3: Ciśnienie też.
n1: Czy to kolejny atak na Flagowca?
n2: Co robimy? – Chcieli więcej mnie osaczyć pytaniami lecz podniosłam prawą rękę by wszyscy się zamknęli i nie mówili o tym co już wiedziałam. Podchodząc do stołu trzymając w lewej ręce fiolkę w skupieniu mimowolnie sięgnęłam drugą ręką po igłę by wypełnić ją substancją w zbiorniczku. Jednak dopiero teraz z bólem uzmysłowiłam sobie, że ja przecież nie mam prawej dłoni. „R: Nie możesz nic zrobić w takim stanie!" Czując ukłucie zawodu kładąc fiolkę na stole chwyciłam przyrząd i próbowałam go napełnić substancją lecz operowanie tego jedną ręką nie było takie proste a na moim czole poczułam zimne krople potu od powstającej paniki. Szlak by to trafił.
R: Pomogę. – Szepnął Rayan łagodnym głosem pojawiając się obok mnie zabierając stojącą fiolkę oraz igłę z mojej ręki. Nie opierałam się wiedząc z bólem serca, że naprawdę nie mogę nic zrobić w moim stanie. Z zaniepokojeniem wpatrywałam się jak Rayan napełniając strzykawkę powoli wbijał ją w niespokojnie oddychającego Brazylię, który leżał pół nagi na łóżku gdzie jeden z członku z zespołu przyciskał jego krwawiący bok brudzący białe prześcieradła. Kiedy Rayan odsunął się od pacjenta trzymając swój kikut niecierpliwie czekałam wraz z pozostałymi lekarzami na jakikolwiek znak. Nie bałam się, że serum nie zadziała. Wręcz przeciwnie. Niepokoiłam się czy Brazylia go przeżyje.
n: Puls przyśpiesza. – Powiedziała nagle „normalna" odpowiadająca za monitorowanie stanu.
n: To tak ma działać? – Słyszałem szepty innych lecz nie zwracałam na nie uwagi będąc skupiona na pacjencie, który wraz ze wzrostem intensywności tętna jego ciało stawało się coraz bardziej niespokojne.
n: Jest po za skalą! – Zawiadomiła a dźwięki zaalarmowały wyjącym odgłosem, w których wręcz Flagowiec telepał się w konwulsjach na łóżku raz za razem ujawniając swoją naturę jednak nadal się nie budząc. Szlak.
B: Przytrzymajcie go i podajcie blokery spowalniające! – Krzyknęłam nagle do zespołu, który od razu mnie słysząc wykonał moje polecenia krzątając się po sali.
B: Schłódźcie jego ciało i wykonajcie wszystkie procedury by utrzymać jego serce! Nie ważne jak są drastyczne! – Przekrzykiwałam huczące dźwięki spowodowane coraz większym tętnem Flagowca jednak nie trwało to długo. Stojąc nad zespołem wydając polecenia patrzyłam jak lekarze pokrzykując w chaosie chodzą i wiją się wokół Flagowca, wykonując każdą czynność by utrzymać pacjenta przy życiu. Jednak cokolwiek bym nie wymyśliła a oni zrobili z każdą sekundą ciało Brazylii nienaturalnie skręcając się i napinając machało każdą kończyną na wszystkie strony. Nic nie pomagało a nie mając już żadnego pomysłu ze zdenerwowaniem masując kikut intensywnie wpatrywałam się w Brazylię prosząc by wytrzymał. Dasz radę.
n: Stan krytyczny! – No dalej.
n: Jego serce nie wytrzyma! – Dalej.
R: Białoruś! – Krzyknął wśród hałasu lecz ja z napięciem wpatrywałam się w Brazylię, który zregenerowany wił się szalenie będąc nieświadomy swojego stanu. Czułam wszystkich wzrok na sobie z niemym oczekiwaniem na kolejne rozkazy, lecz ja tylko czekałam i w myślach prosiłam by Brazylia był tak silny jak wkurzający. Dźwięki nie przestawały huczeć aż w pewnym momencie do mnie dotarło wraz z ogromnym przerażeniem, że wokół mnie powstała nagle cisza gdzie w nastającym bezruchu było słychać tylko jednostajny dźwięk, który był obwieszczeniem mojego koszmaru. Nie. Nie. Nie!
Bia: Defibrylator! – Krzyknęłam lecz nikt się nie ruszył. Z przejęciem fuknąwszy sama podeszłam do urządzenia lecz poczułam, że ktoś pewnie chwycił mnie za rękę powodując u mnie dreszcz od przeszywającego przeze mnie bólu.
R: One już nic tu nie pomogą. – Powiedział pewnym lecz zbolałym głosem Rayan lecz ja tak łatwo się nie poddam.
Bia: Nie gadaj tylko mi pomóż! – Chciałam już pójść po urządzenie jednak mężczyzna chwycił mnie mocniej za ramiona i obrócił mną tak bym spojrzała na niego.
R: Jego serce nie wytrzymało. - Powiedział wręcz dobitnie a ja słyszałam jak w raz z niespokojnym oddechem moje serce w przeciwieństwie do Brazylii tłukło się jak szalone.
R: Odszedł. – Powiedział jakby to był koniec. Zmarszczyłam brwi ze wściekłości.
Bia: Nie pozwolę. - Syknęłam i wyrywając się z uścisku przysunąwszy defibrylator położyłam nalepy na odpowiednie miejsca.
Bia: Czysto! – Krzyknęłam by wszyscy się odsunęli a po tym uwalniając prąd zobaczyłam jak ciało Flagowca poruszyło się pod wyładowaniem, lecz usłyszałam tylko piszczący dźwięk martwego mięśnia. Nie pozwolę ci odejść. Jeszcze raz naładowując urządzenie ponowiłam próbę zmuszenia oburzenia upartego serca Brazylii jednak znów widząc ten sam rezultat zawzięcie puszczałam prąd walcząc o jego życie lecz za każdym razem po skoku słyszałam zawsze wkurzający pisk. Szlak. Chciałam już ponownie wcisnąć włącznik lecz moja ręka zatrzymując się nad nim zadrżała jakby niewidzialna siła powstrzymywała mnie od tego. Napinając mięśnie próbowałam włączyć defibrylator jednak powoli do mojego umysłu docierało, że jest już za późno. „R: Odszedł." Zacisnęłam zęby a palce zwinęłam w pięść. Całe ciało zaczęło drżeć a trzymane do tej pory w ryzach negatywne emocje wypływały ze mnie. Ciężko wziąwszy powietrze w płuca by powstrzymać przygniatające mnie uczucia powoli odwróciłam wzrok na Flagowca. Patrzyłam ze zgrozą jak w miejscu gdzie wcześniej była rana teraz powoli i nieubłagalnie schodziła zielona skóra, która blednąc jak wiór rozsypywała się na białe prześcieradło tworząc na ciele pęknięcia. Odszedł.
B: БЛЯДЬ! – Krzyknęłam i walnęłam z całej siły w urządzenie, które z wielkim hukiem oraz trzaskiem spadło na podłogę. Syknęłam przez zęby od zadanego przez siebie cierpienia a zaciskając powieki ciężko podparłam się na ręce o stół przyciskając pulsujący kikut do piersi. Jednak to się nie umywało do tego co czułam w sobie. Napinając mięśnie narastał we mnie gniew zmieszany z głębokim rozczarowaniem. Nie powinnam się tak czuć. Wiedziałam, że była duża szansa, że nie wytrzyma nagłej więzi i umrze. Doskonale to pojmowałam i znałam ryzyko. Jednak w głębi siebie sądziłam, że będąc w lepszym stanie niż Niemcy wytrzyma. Sądziłam, że da sobie radę z serum Kazachstana. Jak widać myliłam się. Byłam zbyt pewna przez to popełniłam największy błąd i zawiodłam jako nie tylko lekarz Flagowców ale i również jako przyjaciółka płacąc za to największą możliwą cenę. Stojąc w bezruchu czując jak falują mi mięśnie powoli wzięłam głęboki wdech przez zęby powstrzymując drżenie by po chwili uciszając w sobie wszystkie emocje odwrócić się do Brazylii. Jednak widząc jak ciało Flagowca powoli rozsypuje się wbijając paznokcie w dłoń przełknęłam ślinę.
B: Czas zgonu... - Zaczęłam chłodnym głosem i spojrzałam na umieszczony na ścianie zegar, który pokazywał godzinę mojej największej porażki.
B: 22.43. - Rzekłam czując jak moje ręce zaczęły się trząść a w moim gardle poczułam suchość. Chciałam by pierwszym moim Flagowcem, który umrze pod moimi rękami był ZSRR jednak okrutny los sprawił, że Kazachstan zabrał mi ten przywilej sprawiając, że zamiast okrutnego ojca, na którego z niecierpliwością czekałam zabiłam przyjaciela nie mogąc nic zrobić. Przegrałam. Powoli odwracając głowę spojrzałam na grupę stojących lekarzy, którzy z poważnymi minami wpatrywali się we mnie powodując u mnie jeszcze większy zawód. Stworzyłam ten zespół by pomagali ludziom takim jak ja. Wyciskałam z nich siódme poty by byli przygotowani na każdą sytuację i stali się godnymi zaufania lekarzami Flagowców. Wpajałam im całą moją wiedzę na ten temat, jednak dzisiaj zobaczyłam, że była ona niekompletna. Mogę sobie wmówić, że to była jednorazowa sytuacja i nie byłam na to przygotowana lecz ile razy były już te „jednorazowe sytuacje". Coraz częściej się powtarzają: przed laty Ameryka później Polska, Niemcy, Iran a teraz Brazylia i na pewno się nie skończą a ja mogę tylko się przypatrywać jak Flagowcy wiją się z bólu błagając by przeżyli. „K: Dużo jeszcze nie wiemy a pozwalając sobie na życie w egzystowaniu marnujemy to co nam daje nasz własny lud." Choć nie wybaczę mu co zrobił rodzinie i wszystkim swoim ofiarom to podzielam jego słowa. Musimy się obudzić. Ja muszę się obudzić. Zamknęłam na chwilę oczy by z wielkim bólem przyjąć swoją porażkę prosząc w myślach żeby Ame a zwłaszcza Argentyna wybaczyli mi moją słabość, która teraz stanie się moją motywacją do działania.
Bia: Przenieście go na czyste łóżko by jego ciało mogło... – Nie skończyłam ponieważ nagle usłyszałam ciche piknięcie. Nieruchomiejąc rozszerzając oczy patrzyłam po kolej na każdego z „normalnych" a widząc na ich twarzach to samo zdumienie co u mnie upewniło mnie, że dźwięk, który usłyszałam nie był moim omamem. Powoli obracając głowę spojrzałam w stronę narzędzia pomiaru gdzie nadal była wyświetlona prosta ciągła linia lecz wpatrując się w nią w napięciu czekałam na jakikolwiek ruch. Na jakikolwiek sygnał. Wyczekiwałam w raz z zespołem w absolutnej ciszy przez czas, który wydawał mi się wiecznością aż w końcu usłyszałam kolejne piknięcie lecz teraz zarejestrowane przez moje oczy a po niedługim czasie pojawiło się kolejne i kolejne.
n: Puls powraca. – Powiedziała „normalna" a widząc jak coraz częściej tętno pojawiało się na urządzeniu czułam jak pośród niedowierzenia napływało we mnie niewyobrażalne szczęście, które mnie aż za mdliło.
R: Udało się. – Powiedział wręcz z wielką ulgą zmieszaną z zachwytem a ja zamykając oczy ciężko podparłam się obydwoma rękami o łóżko by, nie zważając na bolący kikut, ustabilizować zawroty głowy, w którym to z mojego serca spadał wielki kamień umożliwiając mi wzięcie powietrze w płuca. Dopiero po chwili głęboko oddychając otworzyłam oczy i spojrzałam na zielonego Flagowca. Jego pękająca rana, która już obejmowała cały bok zaczęła się zasklepiać, że po kilku uderzeniach jego serca pozostała tylko biała skóra, która nie zmieniając barwy wyznaczyła wielki obszar jego ciała jako znamię po niedawnej ranie. Nie wiedziałam co właśnie się dzieje i jak się stało, że Brazylia po tak długim czasie zgonu wrócił do żywych. Byłam całkowicie zaskoczona, że nie ruszając się wpatrywałam się w Brazylię, który poruszając się niespokojnie powoli uniósł swoje ociężałe powieki.
Bra: Czy jestem w niebie? – Zapytał się mnie słabym głosem spoglądając na mnie swoimi oczami a ja teraz zobaczyłam, że są intensywnie zielone mające w sobie białe plamki na tęczówkach. Oniemiała dopiero po chwili prychnęłam jednak nie z jego słów lecz bardziej by wypuścić całe moje spięcie z siebie. Ідыёт (Idiota)
Bia: Prędzej byś poszedł do piekła. – Rzekłam do Flagowca a Brazylia lekko podnosząc kąciki ust do góry po chwili zamykając oczy głęboko wzdychając zasnął. Jeszcze chwilę patrzyłam się na pół nagiego Flagowca, który leżąc rozluźniony na łóżku nieznacznie się poruszając od oddechów wkurzał nie tylko ludzi, ale teraz też i samą śmierć. Żył i teraz spał w najlepsze nawet nie wiedząc, że niedawno umarł. Nadal nie mogę uwierzyć, że wrócił i że lek zwiększający naturę, który był wręcz zabójczy w stanie krytycznym Flagowca właśnie uratował kolejną osobę. Jesteśmy silniejsi niż sądziłam. Odczuwałam wielkie szczęście, jednak tym samym utwierdziło mnie w przekonaniu, że naprawdę zardzewieliśmy i koegzystując z „normalnymi" zatraciliśmy się w chęci pokazania, że wcale tak się od siebie nie różnimy będąc tak samo ludzcy co lud. Myśląc, czując i krwawiąc. Lecz my nie jesteśmy jak lud. My jesteśmy ludem. Jesteśmy Flagowcami i czas bym w końcu dowiedziała się co to tak naprawdę znaczy bym mogła prawdziwie pomagać w moim „małym szpitalu".
Pov. Polska
Siedziałem w głuchej ciszy wraz z Niemcem w jednej z sal szpitalnych wpatrując się w małe łóżeczko gdzie leżała głęboko śpiąca Litwa. Na szczęście nic poważnego jej nie było. Zespół Białorusi postawiony przez nią do pionu od razu kiedy przyjechaliśmy pod szpital zabrali rannych Flagowców do sal oddziału ratunkowego a mnie i Niemca przyprowadzili tutaj, dając nam nowe ubrania na przebranie. Podczas gdy badali Litwę zadzwoniłem na komisariat i dowiedziałem się, że zamaskowany mężczyzna miał rację. Dżamal był bezpieczny a „Lilijki" schwytane jako „Flaga" bez mojego udziału sprawiając, ze teraz mogłem tylko siedzieć. Być w jednym miejscu i czując, że gdziekolwiek bym teraz się nie udał byłbym wszędzie zbędny. Przygnieciony tym odczuciem, nie mając siły nie zmieniając swojej pozycji wpatrywałem się w jeden punkt będąc w starych, przemoczonych ciuchach, które były już praktycznie łachmanami. Mogłoby się wydawać, że będzie mi zimno jednak było wręcz odwrotnie. Dusiłem się i było mi niedobrze kiedy w mojej głowie odtwarzały się ostatnie godziny mojego życia. Widziałem oraz odczuwałem ponownie zniewolenie, tortury, rozpacz, złość, gniew, furię oraz wielką bolącą niemoc. Były co prawda też krótkie momenty wytchnienia oraz nadziei jednak tylko na chwilę by ponownie zatracić się w ciemności, w której każdego raniłem. Nie wytrzymując ciężaru oraz mdłości spuszczając wzrok w dół położyłem czoło o splecione ręce czując odór zaschniętej krwi.
P: Zjebałem. – Szepnąłem pełen rozczarowania nie wytrzymując otaczającej mnie głuchości a chaosu we mnie.
P: Wiedziałem, że to pułapka a jednak poszedłem tam całkowicie sam myśląc, że zdołam powstrzymać moją siostrę jak i Kazachstana. – Poszedłem do magazynu z zamiarem schwytania „Flagi" bez najmniejszego zawahania i uwolnieniu Dżamala. Bez nikogo wszedłem w paszczę lwa. Nawet byłem tak butny, że w naprawionym nadajniku SOS nastawiłem czasomierz z myślą, że zdąrzę wszystko załatwić nim upłynie wyznaczony przeze mnie czas. Byłem zbyt pewny siebie i przez to zniszczyłem szansę na naprawienie czegokolwiek. Wszystko się posypało bo nie miałem dość siły by od razu się przyznać, że nie dam rady. „K: Jesteś słaby wobec swojej natury.".
P: Nie dałem rady i to wy zapłaciliście moim kosztem. - Brazylia oraz Chile zostali poważnie zranieni, Białoruś straciła prawą rękę, Niemcy jest całkowicie wyczerpany a Rosja... Patrząc bez wyrazu na płytki podłogowe zwężając wargi przypominałem jego pełną pogardy twarz.
P: Byłem samolubny i zaślepiony tylko swoimi pragnieniami, że nie zważałem na nikogo innego a przez to... – Zawiesiłem głos czując jak wielka gula mi powstała w gardle. Choć wiara w Kazachstana była słuszna i nikogo nie zabiłem to moja upartość też nikogo nie uratowała. Widziałem po każdym z twarzy budzących się Flagowców, że byli rozczarowani i mieli pytania lecz ja nie miałem odwagi przyznać się do mojej porażki. Tylko Rosja pełny gniewu, rzekł słowa, które odkryły przed wszystkimi moje grzechy a mnie uświadomiły, że naprawdę byłem samolubnym skurwysynem. „R: Szkoda" Napiąłem mięśnie zamykając podpuchnięte oczy. Szkoda, że nie powstrzymałeś Kazachstana. Szkoda, że wszystko poszło na marne. Szkoda, że nie umarłeś. Choć odzyskałem Litwę zapłaciłem za to wysoką cenę, której nawet nie zdawałem sobie sprawy.
P: Straciłem ich zaufanie. – Szepnąłem wypuszczając wstrzymane powietrze. Straciłem zaufanie ludzi, których z dumą mogę nazywać przyjaciółmi. A nie wielu mogę określić tym mianem. Z miejsca przyszli mi na ratunek i bez wahania walczyli by mnie stamtąd wyciągnąć. Byli zdeterminowani a ja jak liść na wietrze wpadałem raz za razem w furię chcąc umrzeć w umyśle jak i w realu. Nie wybaczą mi.
N: Nie straciłeś. Są po prostu... w szoku. - Powiedział spokojnym głosem jednak mu nie uwierzyłem.
P: Widziałeś jak się na mnie patrzyli. Zawiodłem ich. A zwłaszcza ciebie. – Ostatnie słowo podkreśliłem czując jak serce mi ściska z żalu przypominając pełny gniewu głos Niemca. „N: Ja też jestem ważny dla ciebie bucie!"
P: Tak jak pozostali zrobiłeś dla mnie wszystko. Poświęciłeś swój czas, siły a nawet życie a ja dawałem ci tylko sam ból i to świadomie. Jesteś dla mnie najważniejszy a to właśnie ciebie najbardziej raniłem. – Niemcy zwalczył truciznę w sobie i od razu poszedł za mną by walcząc z moimi koszmarami nie cofając się o krok uwolnić mnie od nich. A ja co zrobiłem? Ponownie zatraciłem się w żalach i furii raniąc go.
P: Chciałem cię przeprosić za to wszystko jednak ty nawet mnie nie wysłuchałeś... Dlaczego? – Ostatnie słowo wręcz wyszeptałem zbolałym głosem zaciskając splecione ręce. „N: Nie mam czego ci wybaczać". Choć to powiedział nie chcąc wysłuchać moich wyjaśnień nawet ich usłyszeć to tylko on widząc moją najgorszą stronę, gdzie sam Bóg mnie opuścił, ciągle i wytrwale był po mojej stronie nie oczekując ode mnie nic w zamian. Radowałem się lecz jednocześnie czułem, że nie zasługiwałem na takie miłosierdzie. Dlaczego?
N: Ponieważ wiedziałem co powiesz. – Rzekł spokojnym i ciepłym głosem a spojrzawszy w jego stronę ze zmieszaniem widziałem jak mając na sobie bordowe pielęgniarskie odzienie powoli wkładając rękę do ułożonych obok ubrań wyjął poskładany i pomięty papier, który mi dał. Lekko zdumiony ciągle się garbiąc nieufnie wziąłem podaną mi rzecz zakrwawionymi dłońmi a powoli ją rozkładając zobaczyłem, że były to moje listy do niego. Serce mi zabiło a oczy powiększyły się ze zdumienia.
P: Przeczytałeś? – Zapytałem się patrząc z niedowierzaniem na chaotyczne litery spisane moim pismem, w którym zawarłem całą moją dusze.
N: Co do słowa. – Odparł Niemiec a mnie za szczypały policzki jakby dowiedział się o moim największym sekrecie. Ścisnąłem palce pod, którymi zaszeleścił papier a moje oczy spuchły. Pisałem je specjalnie dla Niemca jednak nie sądziłem, że je kiedykolwiek przeczyta porzucone gdzieś w kącie lub rzucone do kosza przez pielęgniarkę. Nie dość, że je przeczytał to przez cały ten czas miał je przy sobie.
N: Byłem przerażony i przytłoczony twoimi uczuciami. – Kontynuował spokojnym głosem a mi coraz bardziej było wstyd.
N: Nigdy tak bardzo nie mówiłeś otwarcie o swoich emocjach, o tym co czujesz, a co dopiero o nich pisać. – Zaśmiał się pod nosem kładąc mi rękę na ramieniu. Jego krzesło zaskrzypiało od ruchu jednak ja czując jak mi dreszcze przeszły po plecach nadal nie miałem odwagi podnieść na niego wzrok czując się całkowicie odkryty.
N: Jednak to dzięki nim pojąłem i wybaczyłem twoje czyny dając mi odwagę, by cokolwiek się działo oraz wydarzyło z całej siły walczyć o ciebie. – Powiedział a jego druga ręka chwytając mnie za podbródek sprawiła, że delikatnie obracając moją głowę ujrzałem wpatrujące się w moją stronę niebieskie oczy, które przeszywały mnie na wskroś widząc wszystkie moje lęki i pragnienia.
N: O mojego Polskę. – Powiedział a kończąc swoją wypowiedź pochylając się do mnie złożyć pocałunek na moich ustach.
Byłem zaskoczony, że aż zadrżałem kiedy poczułem tak dobrze mi znane zimne usta. Jednak ciągle będąc złączony z Flagowcem powoli moje spięte mięśnie rozluźniały się a zamykając oczy nie nachalnie smakowałem miękkie wargi Niemca. Czułem jak do mojego serca przez Flagowca wlewał się dziwny spokój, który sprawił, że wszystkie moje zmartwienia męczące mnie do tej chwili stały się małostkowe. Tak bardzo moje serce cierpiało, że nikt mi nie wybaczy a słysząc jak Niemiec wręcz mi powiedział, że nie ma czego mi wybaczać sądziłem, że żaden człowiek na świecie nie będzie chciał mnie wysłuchać zrzucając na mnie całą winę, która była słuszna. Byłem tak pogrążony w rozpaczy, że zaślepiony nią nie pojmowałem ciągłego oddania Niemca, który nie odwrócił się jak pozostali, uparcie trwając przy mnie. Lecz teraz słysząc słowa Flagowca pojąłem, że on już na samym początku mi wybaczył. „N: Nigdy cię nie zostawię." Tyle razy mi to powtarzał pewnym głosem i przypominał na każdym kroku swoją postawą, że poczułem się zażenowany swoją krótkowzrocznością a jego siłą. Proszę przypominaj mi to zawsze. Niemiec po chwili odsunął się ode mnie powodując, że ze smutkiem oderwałem się od jego ust, jednak teraz patrząc w oczy Flagowca, w których błyszczała pewność siebie już nie czułem się tak przytłoczony nimi. „N: O mojego Polskę." Zaśmiałem się w duszy.
P: Stałeś się naprawdę egoistyczny. – Szepnąłem lekko się uśmiechając a widząc, że Niemiec też wygiął kąciki ust do góry z przyjemnością patrzyłem się na jego rozpromienioną twarz. Chciałbym go widzieć takiego częściej.
N: Przecież ci obiecałem, że będę twoim wrzodem na dupie. – Na jego nagłą odpowiedź rozszerzyłem oczy i po chwili głośno prychnąłem słysząc jak w jego ustach to zabrzmiało komicznie. W ogóle mu nie pasują te słowa. Jednak przez to powoli całe zmartwienia ustępowały a ja mogłem pierwszy raz wciągu tych kilku godzin z lekkością odetchnąć.
P: Kocham cię. – Rzekłem w napływie cudownego uczucia uwolnienia wpatrując się w niebieskie oczy Flagowca chcąc po prostu by wiedział, że choć tyle się zdarzyło a moje emocje się chwiały to uczucia co do niego nic a nic się nie zmieniły.
N: Wiem. – Odparł a prawą rękę położył mi na lewym policzku by powoli w transie przejechać palcami po moim uchu a raczej to co z niego zostało.
N: Czy jesteś gotowy stąd wyjść? – Zapytał się a ja odsuwając się od ręki Niemca prostując się na krześle zamknąłem na chwile oczy.
P: Tak. – Rzekłem a podnosząc powieki spoglądając w dół zobaczyłem moje ręce, na których ciągle była wyschnięta krew. Nie zmyłem jej traktując je jako moje okowy. Jako przypomnienie i dowód mojej zbrodni bym nigdy nie zapomniał co uczyniłem. Westchnąłem ściskając dłonie w pięści.
P: Lecz najpierw się umyję. –Podpierając się o kolana ciężko wstałem z krzesła by pójść w stronę wyjścia jednak Niemiec chwytając mnie za róg ubrania sprawił, że stojąc w półkroku obróciłem się.
N: Też się przebierz bo z twojego ubioru prawie nic nie zostało. – Rzekł podając mi ubrania, które nam zostawiła pielęgniarka. Uśmiechnąłem się pod nosem.
P: W gorszych chodziłem. – Po tym zabierając odzienie z wyciągniętej ręki Niemca podszedłem do łóżeczka by całując w czoło śpiącej Litwy pewnie wyjść z sali. Już czas się uwolnić i iść na przód.
Pov. Niemcy
Będąc wypoczęty kiedy siedziałem przy Polsce teraz stojąc na korytarzu czekałem na partnera wpatrując się w drzwi za którymi się zamknął. Choć prawie zatracił się w swoich zmartwieniach stojąc na granicy rozpaczy nie upadł i teraz było już z nim trochę lepiej, że nie musiałem się o niego martwić. Dziwne. Po tym jak pogodziłem się z moją naturą i przyjąłem do siebie że to „moje dziedzictwo" wszystko po tym co zrobiłem, myślałem oraz powiedziałem byłem pewny i w żaden sposób nie bałem się, że w którymś momencie zawiodę. Nawet przeżywając ponowny szał Polski i prawie zastrzelenie Flagowca czułem się dziwnie spokojny. Mimowolnie chwyciłem się za pierś. Jest to niespodziewanie naprawdę miłe uczucie.
Bia: Czy wszystko w porządku? – Zapytał się mnie znajomy głos za mną a odwracając się zobaczyłem przed sobą Białoruś, gdzie jej czerwone włosy wcześniej rozpuszczone znów miała zapięte w schludny kok. Była ubrana w bordowe lekarskie ubranie a prawą rękę, która wcześniej była obwinięta przekrwionymi płótnami i czerwoną wstęgą teraz została profesjonalnie opatrzona czystymi białymi bandażami.
N: Sądzę, że tak. Jednak jak pozostali się mają? – Zapytałem się by możliwie przekazać dobre wieści Polski. Dziewczyna chwilę się zastanowiła nad moim pytaniem.
Bia: Brazylia żyje i teraz śpi. Chile już zdążyła się zregenerować a Ame razem z Rosją pojechali po tym jak brat zapoznał się z dalszymi planami po odejściu ZSRR'a. – Cieszyłem się, że po tym jakże intensywnych chwilach wszyscy są cali i zdrowi. Jednak jej ostatnie słowa wypowiedziane jakby ze smutkiem też mnie po części zasępiły. Czyli to był naprawdę ZSRR.
B: Z jednej strony cieszę się, że ten tyran odszedł lecz z drugiej ubolewam, że został w to wmieszany Polska. – Powiedziała wzdychając a mi się przypomniał obraz szalejącego Polskę wraz ze słowami III Rzeszy „IIIR: ...wiesz mi nie jestem aż tak głupi jak ZSRR by zostać przez nią pochłonięty i rozdarty na kawałki." Jeżeli nie kłamał to naprawdę ojciec Białorusi nie żyje a jego dusza została rozdarta na strzępy przez naturę Flagowca. Zadrżałem na myśl, że ktokolwiek wpadł na taki pomysł uśmiercenia kogoś z naszych i go jeszcze urzeczywistnił. Nawet jak to był ZSRR. Patrząc na dziewczynę zdałem sobie sprawę, że na pewno nie jest jej łatwo żyć z wiedzą, że najbliższy, któremu ufała i miała nadzieję, że wróci okazał się mordercą bez skrupułów.
N: A jak ty się czujesz? – Zapytałem się wkładając ręce do kieszeni widząc jak patrząc się w jeden punkt przed sobą intensywnie masowała zabandażowane miejsce.
B: Ja... - Zaczęła lecz od razu zawiesiła głos i chwytając mocniej za prawą rękę spojrzała na swój kikut.
Bia: Jakoś przeżyję. – Rzekła wzdychając na chwilę zamykając oczy jakby ten widok sprawiał jej lekki zawód. Czułem się za to współwinny lecz wiedziałem, że jak bardzo by chciał nie cofnę czasu. Chociaż jesteśmy Flagowcami i nasza regeneracja jest na wysokim poziomie to nie możemy sprawić by odcięte części ciała odrosły. Nawet jak całkowicie się pochłoniemy naturze nie ma lekarstwa na to. Przypomniałem poszarpane lewe ucho Polski. Mam nadzieję, że już nikt nie będzie musiał poświęcać swojego ciała.
N: Czy przez to będziesz mogła nadal być lekarzem? – Zapytałem Białorusi, która ciągle wpatrywała się w swoją rękę.
B: Mogę przyjmować pacjentów i sprawdzać co im jest, jednak po za tym nie ma szans. – Odpowiedziała głosem pełnym goryczy.
N: Zrezygnujesz? – Na moje pytanie dziewczyna prychnęła pokręcając głową na boki.
B: Nie i nigdy tego nie zrobię. – Zaczęła podnosząc na mnie wzrok podparłszy się zdrową ręką o biodro.
B: Ktoś musi trzymać tych patałachów na smyczy by nie zaczęli zbyt intensywnie badać Flagowców bez mojej zgody. Już ja ich znam. Nigdy nie mogą się powstrzymać by w nas zaglądnąć nawet nielegalnie. Więc nie zrezygnuję z tej pracy. Zobaczysz że z tego ścierniska jeszcze zrobię prawdziwy szpital. – Mówiła patrząc się w moją stronę już pewniejszym choć trochę zmęczonym wzrokiem. Dobrze, że chociaż stała się niepełnosprawna nie przekreśliła swoje możliwości a znając ją to na pewno zdoła osiągnąć wszystko nieważne jakąkolwiek obierze drogę. Po tym co się stało tej nocy najpewniej każdy ma cel gdzie mój właśnie znajduje się w łazience i zmywa z siebie krew.
N: Trzymam cię za słowo. – Rzekłem lekko się uśmiechając a dziewczyna wypuszczając powietrze westchnęła teatralnie.
B: I je dotrzymam, jednak będzie mnie czekać dużo roboty nim to osiągnę, jeszcze po tym co Kazachstan nam pozostawił. Nie zdziwię się gdy coraz więcej ludzi zaczynie się nami interesować a zwłaszcza takiego pokroju jak ten zamaskowany człowiek co prawie zabił Polskę. – Powiedziała z niezadowoleniem w głosie. W czasie gdy wszyscy się budzili i zbierali kiedy Białoruś pomagała mi dość do samochodu powiedziałem jej w skrócie co się wydarzyło jednak teraz kiedy Białoruś wspomniała o nieznajomym coś mnie tknęło.
N: Jeżeli chodzi o niego powiem, że Rosja go rozpoznał. – Zacząłem rozmyślając czy przypadkiem jak jej brat znał mężczyznę to czy ona też go rozpozna. Kontem oka widziałem jak Białoruś na moje słowa zmrużyła oczy.
B: Powiedział ci? – Zadała pytanie a ja podpierając głowę o rękę zastanowiłem się.
N: Bardziej rzekł w emocjach do siebie niż do mnie. – Zacząłem przypominając jak bardzo przejęty Rosja chciał się mi wyrwać by podbiec do zamaskowanego nie zważając na niebezpieczeństwo.
N: Nazwał go Mexim lub Mexem... – Rzekłem a kiedy wypowiedziałem dane imię Białoruś rozszerzyła oczy.
B: Mex? – Rzekła a im bardziej przyjmowała do świadomości co powiedziałem jej twarz z każdą sekundą bladła. Nie wiedziałem co myśleć przez jej nagłą reakcję, która złudnie przypominała Rosji. Jakby widzieli w tym Mexie człowieka przywróconego do żywych.
N: Jeżeli go znasz możesz mi powiedzieć kim jest ów Mex i czy nam zagraża? – Zapytałem się lecz Białoruś nie odpowiadała ciągle mając wymalowane niedowierzanie na twarzy zagłębiona w swoich myślach możliwe, że związanych ze wspomnianym mężczyzną. Zaczynałem się martwić, że pojawienie się tego zamaskowanego człowieka tak bardzo wprawiało rodzinę ZSRR'a w niepokój. Jest tak niebezpieczny?
N: Białoruś. – Rzekłem imię dziewczyny lekko kładąc rękę na jej ramieniu. Zadrżała na mój dotyk a otrząsając się z szoku wypuszczając powietrze zamknęła oczy.
B: Чаму мінулае не можа пакінуць нас, брат. – Szepnęła powoli podnosząc powieki.
B: Sprostujmy sobie najpierw, że Mex to ksywa nadana przez Rosję. – Zaczęła już bardziej spokojnym głosem spoglądając na mnie swoimi zielonymi oczami.
B: Jego prawdziwe imię to Meksyk i jest Flagowcem takim jak my. Znałam go przed przyjazdem do Neutralnego Miasta ponieważ Rosja przyprowadzał go do posiadłości w Moskwie jako swojego najbliższego przyjaciela i pierwszego człowieka po za z kręgu ZSRR'a. Ojcowi na początku nie podobała się obecność nowego „gościa" lecz po pewnym czasie złagodniał i stał się dla nas nowym członkiem rodziny.– Mówiła powoli zwężając oczy i marszcząc brwi w zamyśle zastanawiając się nad każdym słowem a ja nie przerywając wsłuchiwałem się w jej głos.
B: Przyniósł do naszego domu pełno radości i w tamtych dniach powiedziałabym, że nie ma wierniejszego człowieka niż Meksyk. Lecz po tym jak zniknął i teraz jak nas potraktował... – Pokręciła głową. - Nawet jak widzę czym się kierował nie mogę już być tego pewna. – Dodała a na twarzy przebiegł jej cień smutku. Współczułem Białorusi, że los jest dla niej tak niesprawiedliwy, w którym to powoli każdy członek rodziny odchodzi i stawał się bezdusznym zabójcą bez skrupułów. Najpierw ojciec później brat a teraz przyjaciel. Jak klątwa. Co prawda Meksyk powstrzymał się od zastrzelenia Polski kiedy dałem mu moje słowo, lecz nawet jeżeli dowiedziałem się, że ten mężczyzna jest Flagowcem takim jak ja nadal nie jestem pewny czy moja przysięga zatrzyma go od chęci zabicia mojego partnera. Nie wiem czym się kieruje i jakimi zasadami żyje lecz muszę sprawić by to co na razie pomogło stało się dla niego wystarczające.
P: Czyli nie wiadomo czy nas nie pozabija. – Usłyszałem głos a moje serce podskoczyło z zaskoczenia. Szybko odwróciłem głowę w stronę Polski, który już stojąc odświeżony miał zamyśloną minę. Ile tu już jest?
B: Mogę tylko powiedzieć, że... nigdy nie widziałam by kogo lub cokolwiek zabił własnymi rękami... Lecz bardziej Rosja go znał niż ja będąc rówieśnikami, ale jak zauważyłeś drażni go ten temat. – Zaczęła Białoruś szybko wychodząc z szoku na jego nagłe pojawienie się.
P: Zauważyłem. – Rzekł ściszonym głosem spuszczając wzrok mając markotną minę jednak szybko ją porzucił spoglądając na dziewczynę.
P: Lecz ty wyjawiasz mi kilka sekretów przyjaciela braciszka nim się dowie? – Zapytał a Białoruś już całkowicie opanowując emocje żachnęła się krzyżując ręce na piersi.
B: Chyba trucizna i zmęczenie poprzewracało ci w głowie. Ja nie wyjawiam sekretów tylko mówię fakty. – Rzekła dokładnie lustrując Polskę od góry do dołu.
P: Tak samo myślałaś kiedy wyjawiłaś mi jak się kończy gdy rozdrażnię Rosję? - Powiedział Polska pochylając się do dziewczyny sprawiając, że spojrzeli sobie w oczy.
B: Wtedy cię przestrzegałam i jak to się skończyło? – Rzekła też zginając się w stronę biało-czerwonego Flagowca, który lekko się skrzywił na jej słowa.
P: Nie panowałem nad sobą. – Powiedział już poważniejszym tonem ciągle wpatrując się w dziewczynę lecz w jego głosie usłyszałem nutkę goryczy.
B: Wiem. – Rzekła po chwili wzdychając wyprostowała się by jednocześnie odsunąć się od Polski.
B: To też po części moja wina. – Powiedziała a mnie jej słowa zaskoczyły.
B: Wiedziałam o twojej wzmocnionej naturze już przed tym kiedy weszliśmy cię ratować lecz nikomu nie wspomniałam sądząc, że nie myśląc o tym zdołamy szybko ciebie uratować. Jednak nie wiedziałam, że będą tak wielkie komplikacje. – Powiedziała a ja choć odczułem lekkie rozczarowanie, że nam nie zaufała to nie byłem w żadnym stopniu zły na nią, że zachowała tą wiedzę dla siebie. Patrząc teraz po wydarzeniach, które się odbyły nie mogę się nie zgodzić z jej punktem widzenia. Nie wiem czy umiałbym się tak samo zachować gdybym od początku wiedział, że Polska może zamienić się w krwiożerczą bestię.
B: Ciągle mi to uwiera lecz i tak sądzę, że dobrze postąpiłam. – Ciągnęła. - Więc w imieniu mojego głupiego brata, byś nie czuł do niego urazy, wybacz za jego ordynarne zachowanie oraz słowa. Przez Amerykę w rok zapomniał co to dobre wychowanie – Rzekła a ostatnie zdanie wypowiedziała jakby w gniewie, że naprawdę Ameryka ma zły wpływ na Rosję. Cóż, zawsze mówił otwarcie co mu przeszkadza.
P: Dziękuję. Jednak sam powinienem z nim porozmawiać i się pogodzić w odpowiednim czasie. – Rzekł prostując się na co Białoruś podniosła brwi ze zdziwienia.
B: Dziękuję? Chyba naprawdę powinieneś odpocząć. – Powiedziała z udawaną troską w głosie.
P: Po prostu nie chcę urazić jedynego zaufanego lekarza.– Tłumaczył się szybko Polska lecz dziewczyna nadal mając podniesione brwi nie była co to tego przekonana.
B: Nie uraziłabym się gdybyś częściej mi dziękował. – Rzekła przybierając wyniosłą postawę.
B: Tyle razy cię ratowałam, że powinieneś klękać przede mną i chwalić za moją łaskę, że poświęciłam ci tyle czasu i siły. – Polska na jej komentarz nieznacznie się uśmiechnął.
P: Jeżeli to zrobię to jako jedyna, która zna Meksyka oraz nie ma mi za złe, że w furii przebiłem Rosję, podzielisz się ze mną kilkoma „faktami" o nim? – Powiedział podkreślając słowo „faktami" na co Białoruś wywróciła oczami.
B: Może, ale skąd takie przypuszczenie, że nie jestem na ciebie zła? – Zapytała się przymrużając oczy na co biało-czerwony Flagowiec przechylił lekko głowę.
P: Ponieważ ze mną rozmawiasz. – Powiedział patrząc się na Białoruś a między nimi nastała krótka cisza, w której to wpatrywali się w siebie z niemym porozumieniem a ja krzyżując ręce na piersi oglądałem rozgrywaną przede mną scenę. Wraca do formy. Już od dłuższego czasu przypatrując się jak Polska zachowuje się przy Białorusi wiedziałem, że między mini zachodzi chemia, w której ich w jakimś stopniu przyciąga do siebie tworzą wspaniały oraz bardzo zgrany duet. Choć ta myśl i widok ich razem wcześniej zadawała mi ból teraz już nie powodowała tego okropnego godzącego uczucia zazdrości. Nie zmienię tego jaki jest dla dziewczyn. Będąc w swojej podświadomości zanurzony w ogniu natury zrozumiałem swoje lęki i zmartwienia dzięki czemu mogłem je nazwać i zwalczyć uwalniając się całkowicie z moich więzów. Dlatego tak bardzo jestem pewny wszystkiego co robię. „P: Kocham cię." I tak zostanie. A jeśli będzie trzeba przypomnę mu o tym. Jednak dokładnie słuchając ich rozmowę stwierdziłem, że obydwoje wiedzą jak wygląda ów Meksyk. Wiele razy obiło mi się o uszy to imię jednak nigdy go nie widziałem przez to ciężko mi dopasować tą nazwę do jakiegokolwiek znanego mi Flagowca.
N: Wybaczcie, ale jak wygląda Meksyk? – Zadałem pytanie a obydwoje Flagowcy spojrzeli na mnie.
B: P: Ma zielono-biało-czerwone pionowe pasy gdzie na środku umieszczony jest wizerunek orła.– Odpowiedzieli jednocześnie i tak samo zdziwili się swoją jednomyślnością. Kiedy usłyszałem opis owego Flagowca w mojej podświadomości zabłysła mi myśl, że już gdzieś go widziałem. Tylko gdzie?
B: Dziwne, że nie wiesz. Przecież to Flagowiec i to państwowy. – Powiedziała w zamyśle.
P: Wierz mi ciężko zdobyć jakiekolwiek o nim informacje. – Zaczął.
P: Kiedy pierwszy raz wspomniałaś mi o Meksyku próbowałem znaleźć o nim cokolwiek. Lecz wszystkie informacje jakie znalazłem były szczątkowe lub bardzo ogólne. Nawet zdjęć nie było a na stronach wręcz wynika, że miałby ledwie około 35 do 80 lat, jednak to co nam dzisiaj powiedziałaś wynika, że był prawie w wieku Rosji. Nawet z trudnością się dowiedziałem, że jest w jakimś stopniu związany z przodkami Hiszpanii lecz to też może być nieprawda.
B: Możliwe, że miał ponieważ umiał hiszpański. Jednak szczerze powiedziawszy to nawet ja nie wiem skąd tak naprawdę pochodzi i jaką ma rodzinę ponieważ jej nie widziałam a sam Meksyk nigdy o niej nie wspominał. Pojawił się wręcz znikąd z pustym domem. – Powiedziała a Polska cmoknął z niezadowolenia.
P: Tajemniczy typ z tego Meksyka – Mruknął a ja wpatrzony w jeden punkt wyszukiwałem wspomnienie związane z owym Flagowcem. Nie trwało to długo. Choć moje wspomnienia z tego wydarzenia były niewyraźne a człowiek, z którym wtedy rozmawiałem ukrywał się w ciemności to przypominając jego miodowe oczy od razu cały obraz się ukształcił.
P: Nad czym się tak zastanawiasz? – Zapytał się a ja powoli odwracając w jego stronę zobaczyłem, że dokładnie przypatrywał mi się swoimi piwnymi oczami.
N: Spotkałem się z Meksykiem w dniu kiedy byliście w Moskwie. – Powiedziałem mimochodem przypominając sobie zdarzenie, w którym to nieoczekiwanie spotkałem, jak teraz już wiem, dawnego przyjaciela Rosji. Rozmawiał ze mną w moim biurze a zapamiętana przeze mnie jego postawa oraz wymowa pasowała do dzisiejszego zamaskowanego człowieka. Wychowawczy, szorstki i wszystkowiedzący, mówiący chłodnym opanowanym głosem ślepo pewny swojego. To on.
N: Skontaktował się ze mną wysyłając do mnie Finlandię chcąc mi powiedzieć byśmy się nie wtrącali w rzeczy, związane z ZSRR'em. – Dokończyłem spoglądając na Białoruś i Polskę, który na moje słowa marszcząc brwi głęboko się zamyślił.
B: Czy komuś to powiedziałeś? – Zapytała się zwracając się do mnie. Pokręciłem głową.
N: Nie. Tylko Polsce lecz wtedy on go nie rozpoznał i sądziłem, że nikt z nas nie zidentyfikuje tego człowieka. Był może tajemniczy, ale to po części dzięki niemu wtedy cało wyszliście z posiadłości więc nie widząc w nim zagrożenia nie było sensu bardziej drążyć jego temat. – Trochę mi teraz głupio, że tak bardzo nie przejmowałem się tamtym Flagowcem lecz tak jak wspomniałem nie zaniepokoił mnie a po za tym w tamtej chwili byłem bardziej przejęty naszą grupą niż tajemniczym gościem.
B: I niech tak zostanie. – Rzekła Białoruś.
P: To z tego wynika, że... - Zaczął biało-czerwony Flagowiec zamyślonym głosem.
P: Jak z tamtą sprawę w Moskwie jak i z tą z Kazachstanem był zaangażowany Meksyk, który przez wiele lat był przyjmowany u ZSRR'a? – Zapytał się, lecz nim jakiekolwiek przeszły przeze mnie myśli usłyszałem głos Białorusi.
B: Byłoby cudownie proste gdyby okazał się jednym z ludzi ojca, lecz Meksyk tak samo jak Kazachstan nigdy nie stanąłby po stronie ZSRR'a. – Rzekła od razu chłodnym głosem będąc przekonana o czystych zamiarach Meksyka. Jednak jak może być tego taka pewna kiedy prawie zabił Polskę?
P: Nie posądzam go o to. – Rzekł ciągle mając zamyśloną twarz.
P: Chcę tylko zauważyć, że bardzo dokładnie zbiera dokonania twojego ojca. W posiadłości znikły niektóre dokumenty związane z eksperymentami ZSRR'a na Flagowcach. Mnie jak i całą resztę „pacjentów", jak mi wyjawił, obserwował a Kazachstana, który ma wiedzę nie tylko na temat dokonań waszego ojca, ale także by je ulepszyć, zabrał. – Jeszcze bardziej zmarszczył brwi w zamyśle.
P: Tylko pytanie jest dlaczego Meksyk to wszystko zbiera? – Zadał pytanie a mnie dotarło dlaczego Polska tak bardzo wypytuje się o owego Flagowca i to na pewno nie z czystej ciekawości.
N: Czy ty chcesz go znaleźć? – Zapytałem intensywnie wpatrując się w Polskę marszcząc brwi a biało-czerwony Flagowiec spoglądając na mnie wypuszczając powietrze zmierzwił swoje białe włosy. Czyli miałem rację.
P: Kiedy cała nasza grupa została uśpiona ja stojąc widziałem jak jego wspólnicy wchodzili i wychodzili z magazynu zbierając co się da. Chcę tylko wiedzieć czy tą wiedzę, którą kolekcjonuje tak zajadle daje w odpowiednie ręce ponieważ każdy kto się choro interesuje ZSRR'em i jego badaniami jest podejrzanie niebezpieczny. – Powiedział a ja zaniepokoiłem się. Kiedy walczyłem z narkozą słyszałem wokół mnie dudniące odgłosy butów i widziałem w ciemności auta jednak to oznacza tylko jedno, że jeżeli Polska będzie go szukał może znów wpaść w kłopoty, które na pewno nie skończą się dobrze.
N: Jeżeli jest związany z organizacją to lepiej odpuść. – Powiedziałem kładąc rękę na jego ramieniu a na mój gest Polska patrząc się na mnie lekko chwycił mnie za położoną dłoń.
P: Jeżeli ta organizacja jest niebezpieczna nie odpuszczę. – Rzekł mając w piwnych oczach zapał do działania. Cieszyłem, że już całkowicie powróciła do niego pewność siebie. Jednak widząc, że znów chcąc działać może wpaść w tarapaty i jak słyszę w dość poważne zastanawiałem się czy jest szansa, że go od tego odsunę. Lecz w głębi siebie wiedziałem, że to nie możliwe. Nie w jego naturze by stać w miejscu.
B: Polska. – Zaczęła nagle Białoruś przeciągając jego imię. Razem z partnerem spojrzeliśmy na dziewczynę.
B: Za min cokolwiek zrobisz głupiego i w to jeszcze mnie wplączesz najpierw coś dla mnie zrób. – Powiedziała robiąc pewny krok w stronę Polski. Odsunąłem się od rozmówców a dziewczyna będąc bardzo blisko zaskoczonego Flagowca podniosła głowę by spojrzeć prosto w jego oczy.
B: Idź w końcu się wyspać. – Powiedziała łagodnym lecz stanowczym głosem a na zdumionej twarzy Polski pojawiło się lekkie zakłopotanie.
P: Wiesz, że w moim przypadku to niemożliwie. – Zaczął lecz nagle Białoruś nieoczekiwanie odwracając się szybko pomaszerowała w stronę wyjścia.
P: A jeszcze chciałbym się dowiedzieć...– Nie skończył ponieważ nagle wokół Flagowca niespodziewanie pojawiła się czerwona wstęga, która mocnym szarpnięciem pociągnęła, w stronę dziewczyny, Polskę, który wręcz prawie się przewrócił na nagły ruch.
B: Nie chcę nic od ciebie słyszeć. Wierz mi starczy mi emocji na dzisiaj gdzie na każdym kroku walczyliśmy o życie. Przez to nie chce kolejnego Flagowca w tym szpitalu tylko dlatego, że bojąc się zasnąć mnie nie posłuchał. – Zaczęła zamaszyście idąc po pustym korytarzu ciągnąc za sobą związanego Flagowca nie dając mu ani chwili by mógł pewnie postawić kroku. Zdziwiony tą nagłą niecodzienną sceną po chwili otrząsając się poszedłem za nimi.
B: Więc oszczędź moich nerwów i nic więcej się o mnie nie pytaj. Jutro też jest dzień. – Powiedziała nie zatrzymując się ani na chwilę wyglądając jakby za sobą ciągnęła niesfornego psiaka.
P: Tak traktujesz swoich pacjentów? – Zapytał szamocząc się w uwięzi a Białoruś mocniej pociągnąwszy za szarfę wyrzuciła Polskę kilka kroków przed automatyczne drzwi.
B: Jeszcze nim nie jesteś, ale jeżeli mnie nie posłuchasz to nim za chwilę się staniesz i przytwierdzając cię do łóżka będę przeprowadzać wszelkie badania sprawdzając każdą część twojego ciała aż się nie upewnię, że wszystko z tobą w porządku. Więc znaj moją łaskę i idź grzecznie do domu. – Powiedziała stojąc wyprostowana na holu zmieniając swą szarfę na rękę by otrzepać ją o ubranie. Ja za ten czas dogoniłem parę by stanąć obok Białorusi widząc jak Polska robiąc kilka kroków po chwili stanął pewniej na nogach.
P: Już dobrze, dobrze. Pójdę, ale nie obiecuję, że zdołam wykonać twoje polecenie. – Powiedział ze zrezygnowaniem podnosząc ręce na znak poddania się, lecz z postawy Białorusi było widać, że jeszcze jej to nie wystarcza.
B: Mogłabym cię przypilnować.
P: Nie musisz. – Odparł jej szybko machnąwszy rękami a Białoruś podnosząc brew z rozbawienia nieznacznie zbliżyła się do mnie.
B: Masz rację, nie musze. Nie mam tyle czasu dla ciebie więc... – Nagle dziewczyna mocno popchnęła mnie w stronę Polski.
B: Niemiec się tobą zajmie. – Rzekła oświadczając a ja robiąc kilka kroków powstrzymując wpadnięcia na Polskę zatrzymałem się praktycznie przed Flagowcem.
B: Co ja co on ma większe doświadczenie w okiełznaniu ciebie niż ja. – Dodała a ja szybko odwracając się w jej stronę widziałem jak uśmiechała się tajemniczo.
B: Zajmij się nim Niemcy. – Powiedziała i nie czekając na naszą reakcję machnąwszy ręką na do widzenia odwróciła się by już zamaszyście iść w pewnym kierunku.
P: Białoruś! – Krzyknął za nią Polska lecz dziewczyna nie reagując na jego wołanie skręciła całkowicie znikając z naszego pola widzenia. Przez szybko rozegraną niespodziewaną scenę i wymianę zdań powoli przeanalizowałem co się przed chwilą wydarzyło. „B: Zajmij się nim Niemcy." Powiedziała a ja na przypomnienie tych słów poczułem lekkie ciepło w sobie. Może jej tylko chodziło by przypilnować Polskę lecz przez jej postawę i ton głosu wypowiedziany z uśmiechem sprawił, że pomyślałem o dokładnie czymś innym. Poczułem trochę zawstydzony moimi myślami, ale tylko na chwilę. W sumie nadal nie wywiązał się ze swojej obietnicy. Usłyszałem westchnienie a powoli odwracając się spojrzałem na stojącego przede mną Flagowca. Odziany w pielęgniarskie ubrania trzymał się za głowę lecz i tak zobaczyłem jak a na jego twarzy było wymalowane zmieszanie i zażenowanie. Zaplatając ręce za siebie nieznacznie pochyliłem się do Polski.
N: Tooo... - Zacząłem przerywając między nami ciszę.
N: Pójdziesz ze mną grzecznie do domu czy mam cię wynieść na rękach? – Zapytałem się i choć Polska nadal trzymał się za głowę widziałem jak na moje słowa jego czerwony pasek nieznacznie się podniósł.
P: Wychodzę. – Powiedział nagle fuknąwszy i odwracając się napięcie szybko wyszedł przez automatyczne drzwi a ja wpatrując się w pełną napiętą posturę Polski uśmiechnąłem się lekko na jego zachowanie. Napisał pełne emocji listy a nadal mówienie o tym sprawia mu trudność. Śmiejąc się w duchu po chwili też wyszedłem na zewnątrz i od razu kiedy przeszedłem przez drzwi na całym moim ciele poczułem dojmujące zimno jesiennej nocy. Chwytając się za ramiona zobaczyłem stojącego nieopodal Polskę. Podchodząc do niego masując ręce by chcąc choć trochę się rozgrzać usłyszałem jak wypuścił nagromadzone powietrze w płucach.
P: Pewnie nie masz swojego samochodu? – Zapytał się spoglądając na mnie kiedy stanąłem koło niego.
N: A ty swojego motoru? – Odpowiedziałem zapytaniem a Polska mierzwiąc swoje włosy zaśmiał się z zakłopotania.
P: Hah... Jak teraz się zastanowić to sam nie wiem gdzie go zostawiłem. – Powiedział a ja przezwyciężając cię do otaczającego mnie zimna zrobiłem krok w przód.
N: Nic nie szkodzi. – Rzekłem by zatrzymując się przed Polską odwrócić się w jego stronę.
N: Wystarczy, że mamy siebie. – Powiedziałem uśmiechając się w stronę Flagowca dumnie rozkładając swoje czarne skrzydła. Przez chwilę intensywnie wpatrywał się we mnie by po chwili powoli podchodząc do mnie rozłożył swoje własne białe skrzydła.
P: Nadążysz? – Zapytał a ja bez żądnego oporu miałem już na to odpowiedź.
N: Zawsze. – Powiedziałem bez zawahania i razem ze mną mocno machnąwszy wyrośniętymi kończynami wzbiliśmy się w powietrze. Czułem dojmujący chłód lecz obecność Polski sprawiała, że zamiast zimna czułem w sobie przyjemne ciepło. Machnąłem mocniej skrzydłami by być jeszcze wyżej i zobaczyć pod nami powoli przesuwający się widok spowitego w ciemnościach miasta oświetlonego przydrożnymi lampami i kolorowymi bilbordami przypominając świąteczną choinkę. Podniosłem wzrok w stronę Polski a nasze spojrzenia się spotkały. Było dokładnie jak w każdej mojej wizji nad przepaścią, w której będąc szczęśliwy za chwilę miał mnie przeszyć strach zamieniając wszystko w koszmar. Gdzie otaczające mnie miasto zaczynało się walić a każdy budynek był niszczony przez mój umysł w odmętach krzyków, ognia i kurzu zostawiając tylko martwe zgliszcza. Lecz tak się nie stało ponieważ godząc się z naturą zaakceptowałem tą moją niszczycielską część, którą tak bardzo chciałem od siebie odgrodzić. Szybując wraz z Polską wchłaniałem każdą sekundę tej cudownej chwili gdzie o nic nie musiałem się martwić mogąc być blisko tego którego kocham. Cudownie w końcu być wolnym.
Pov. Polska
P: Na pewno nie musisz mieć okularów? – Zapytałem się wychodząc z windy na piętro gdzie znajdowało się nasze mieszkanie. Nasz lot był krótki ponieważ w przeciwieństwie do drogi na niebie nie było korków, lecz bardzo bym chciał choć trochę dłużej pobyć w powietrzu wraz z Niemcem odczuwając wraz z nim to niesamowite uczucie wolności gdzie po prostu cieszyłem się obecnością Flagowca.
N: Już ci powiedziałem, że nie jestem aż tak ślepy. – Odpowiedział wyjmując z kieszeni klucz i wkładając go w zamek przekręcił go otwierając drzwi do naszego mieszkania. Pierwszy raz po wielu latach Niemiec z własnej woli razem ze mną szybował nad budynkami. Próbowałem ostatnim razem siłą zmusić i byłem uradowany, że wtedy mi się udało, ale teraz byłem wniebowzięty. Na pewno to powtórzymy.
P: Jednak i tak sądzę, że lepiej wyglądasz z nimi. – Rzekłem wchodząc za Niemcem do ciemnego przedpokoju zapalając światło.
N: Czyżby to był twój fetysz? – Słysząc to prychnąłem ściągając buty by wejść głębiej do pomieszczenia.
P: Po prostu ci mówię w czym ci do twarzy. – Odpowiedziałem jednak od razu się zatrzymałem kiedy moim oczom ukazał się widok tego co po sobie tak naprawdę pozostawiłem w mieszkaniu a w sobie poczułem ból i zniesmaczenie.
P: Inaczej to zapamiętałem. – Mruknąłem patrząc na prezentującą się przede mną scenę. Krew była wszędzie. Nie tylko na kuchennym blacie jak zapamiętałem ale też na całej posadzce w kuchnio-jadalni, oraz na na parapecie okna gdzie tworzyła krwawe zacieki do zaschniętej kałuży ciemnego osocza a wszystko to w intensywnym lekko stęchłym odorze.
N: Tylko to po sobie zostawiłeś. – Rzekł Niemcy a spoglądając na niego zobaczyłem jak przez jego twarz przemyka smutek.
P: Nie byłem sobą. – Rzekłem jakby to miało wszystko usprawiedliwić a widząc dziurę w oknie mimowolnie podnosząc rękę dotknąłem miejsca gdzie było poszarpane mięso jako pozostałość tego co wcześniej było moim lewym uchem.
P: Lepiej to posprzątam. – Westchnąłem by już nie patrząc na makabryczną scenę pójść w stronę łazienki gdzie były mopy i środki czystości.
N: Nie myśl sobie, że zostawię cię z tym sam. – Powiedział zakasując rękawy idąc razem ze mną po schodach.
P: Nie jesteś zmęczony? – Zapytałem się będąc trochę zdziwiony.
N: Wyspałem się dość w szpitalu więc teraz mam pełno energii.– Odparł od razu i wchodząc do łazienki wziąwszy potrzebne preparaty podał mi je. Jego zapał trochę mnie zaskoczył jednak widząc wyprostowanego Niemca pewnie trzymającego mopa mimowolnie się uśmiechnąłem. Poradzimy sobie ze wszystkim.
P: To w takim razie bierzmy się do roboty. – Rzekłem i też zakazując rękawy wziąłem od niego rzeczy. Pełny motywacji nawet nie myśląc by się przebrać zaczęliśmy sprzątać jak dwóch woźnych ubrani w bordowe odzienia i nawet jak nie dawno walczyliśmy o życie teraz taka odmiana walki o czystość była miłą odmianą. Szorowaliśmy i pucowaliśmy zamaszyście niekiedy rozmawiając oraz się śmiejąc sprawiając, że powoli moja krew znikała razem z poczuciem winy. W dwie godziny wysprzątaliśmy całą kuchnio-jadalnię, oraz sypialnię, którą też nie oszczędziłem a na popękane okno założyliśmy karton by ciepło nie uciekało z zamiarem zmienienia go jutro. Wyrzucając w końcu wszystkie śmieci do kosza i stawiając ostatnie rzeczy na komodzie widząc jak każda część mieszkania lśniła ciężko padłem na ziemię.
P: Jestem wykończony. – Powiedziałem leżąc plecami na wznak w sypialni.
N: Lepiej choć się umyć zanim uśniesz. – Rzekł a ja spojrzawszy na stojącego nade mną Niemca zauważyłem, że jego kąciki ust podniosły się do góry w lekkim uśmiechu. Widząc go tak pogodnego i zrelaksowanego choć brudnego jak ja do mojego serca wlewało się miłe ciepło, które sprawiło, że też się uśmiechnąłem.
P: Umyłem tą cholerną podłogę wiec mogę na niej leżeć. – Rzekłem i podkreślając te słowa położyłem pod głowę swoje ręce zamykając oczy.
N: Jeżeli będziesz na niej leżeć znów ją ubrudzisz. – Odparł a ja na jego komentarz głośno westchnąłem. W sumie jak mam zasnąć warto nie pachnieć detergentami.
P: Dobrze już dobrze. – Powoli podpierając się na rękach ciężko się podniosłem i będąc już w pionie ciężkim krokiem poszedłem w stronę łazienki. Kiedy już chciałem zamknąć drzwi za sobą zobaczyłem, że Niemiec stał w drzwiach do okaflowanego pomieszczenia.
P: Co ty robisz? – Zapytałem się trochę zmieszany nagłą jego bliskością.
M: Przecież powiedziałem choć a nie idź. – Rzekł a kładąc rękę na mojej piersi odsunął mnie lekko bym dał mu przejść. Moje ciało domyślając co się święci zareagowało automatycznie i tam gdzie mnie dotknął poczułem ślad ciepła.
P: Czy ja właśnie wpadłem w pułapkę? – Zapytałem się by odpędzić od siebie pojawiający się w raz z ciepłem strach.
N: Często w nie wpadasz lecz teraz nie musisz się obawiać. Nadal jesteś mi coś winny. – Po tym zaczął ściągać pielęgniarski bordowy strój odrzucając go na bok do kosza na pranie. Przełknąłem ślinę. Tylko spokojnie.
P: I wybrałeś akurat ten dzień gdzie dopiero uszedłeś z życia i walczyłeś z najmroczniejszymi moimi obliczami? – Zapytałem się wpatrując się na rozgrywającą przede mną scenę gdzie teraz Niemiec lekko się wypinając zdejmował dolną cześć ubioru. Cholera.
N: Nie będziemy się przecież bić tylko spędzisz ze mną miły i relaksujący prysznic. – Powiedział Niemiec prostując się i odrzucając ostatnią część swojego ubioru do kosza teraz stał do mnie tyłem całkowicie nagi umożliwiając mi zobaczyć w całej okazałości jego ciało.
P: Nie wiem czy będzie taki spokojny. – Mruknąłem nadal nie mogąc oderwać wzroku od Flagowca. Żółta prawie złota skóra, która tyle przeszła teraz nie miała na sobie żadnej skazy sprawiając, że umięśniona sylwetka Niemca była pod nią dobrze widoczna. Każdy mięsień był lekko zarysowany a jego pośladki wręcz sprawiały wrażenie jędrne, że aż chciałbym je chwycić i ugniatać w mocnym uścisku. Pokręciłem głową i poczułem jak za szczypały mnie policzki. Co ty ze mną robisz?.
N: To ja idę się myć. – Dotarł do mnie głos Niemca.
N: Jak chcesz możesz wyjść lub do mnie dołączyć. – Rzekł i wszedł do kabiny prysznicowej. Mogłem się odwrócić i wyjść jak zaproponował bym nie musiał kolejny raz sprawdzać wytrzymałości mojego ciała lecz nie w mojej naturze by po dwóch razach niespełnienia mojego postanowienia zrobić to po raz kolejny. Jak to mówią do trzech razy sztuka. Wziąwszy głęboki wdech na uspokojenie szybko ściągnąłem ubrania i wszedłem do kabiny prysznicowej, w której już na mnie czekał Flagowiec prezentując całe swoje nagie ciało ze sprzętem. Nie wiedziałem, że jest tak dobrze obdarowany.
P: Nie wiem czy się powstrzymam. Mogę cię zranić. – Ustrzegłem Niemca zamykając za sobą kabinę próbując na niego się nie gapić lecz było to cholernie trudno kiedy stał kilka centymetrów ode mnie prezentując z dumą swoje walory.
N: Mam na to pomysł. – Wraz z tymi słowami odkręcił kurek a ze słuchawki polała się na nas zimna wręcz lodowata woda, która od razu schłodziła ciepło powstałe między nami.
N: Trochę cię to schłodzi. – Powiedział nakładając na dłoń żel pod prysznic a zbliżając się do mnie położył swoje pełne w płynie ręce na moich ramionach. Zadrżałem a Niemiec bez żadnego sygnału zaczął mnie myć kolistymi ruchami.
P: Nie zmarzniesz? – Zapytałem by skupić moje myśli na czymś innym gdzie od każdym jego zimnym dotykiem czułem jak wzrasta we mnie znane mi ciepło.
N: O to się nie martw. – Rzekł zbliżając swoją głowę do mojego ucha.
N: Rozgrzejesz mnie sobą. – Wyszeptał mi zmysłowym głosem całując moje poszarpane ucho by od razu wargami zjechać wzdłuż mojej szyi. Moje ciało zadrżało na nagły atak i napinając mięśnie odruchowo obejmując Niemca przybliżyłem go do siebie chcąc się wgryźć w jego ramię lecz w ostatnim momencie się powstrzymałem i tylko przejechałem zębami po mokrej i zimnej skórze Flagowca. Wypuszczając z siebie powietrze delikatnie odsunąłem Niemca od siebie.
P: Przestań jeżeli cię zranię. – Powiedziałem wpatrując się zimno-niebieskie oczy Flagowca, które wręcz mnie pożerały.
N: Zobaczymy czy zdołasz. – Rzekł i nie dając mi sposobności na odpowiedź wbił się w moje wpół otwarte usta swoimi mocno przyciskając mnie do szyby prysznica. Naprężając mięśnie wziąłem powietrze przez nos z zaskoczenia na jego nachalność.
Uwaga scena +18 jeżeli nie chcesz czytać przejdź do znaku ([])([])([])
Czułem jak jego język wił się oraz kneblował mi dopływ powietrza a śliskie ręce dotykały niekiedy ściskając i szczypiąc moją czerwoną skórę podnosząc temperaturę mojego ciała. Lecz nie miałem zamiaru być bierny i trochę się rozluźniając zaplatając swoje palce we włosy Niemca odwzajemniając pocałunek pogłębiłem go. Nawzajem pieściliśmy podniebienia partnera tak zajadle, że dopiero po dłuższym czasie intensywnego rozpieszczania nie mogąc już oddychać oderwaliśmy się od siebie by nabrać powietrza. Jednak to nie powstrzymało Niemca, który zginając się zaczął ssać, całować i gryźć mój tors nie przestając rękami wędrować po mojej już rozpalonej skórze. Tak jak Flagowiec moje dłonie dotykały i zaciskały każdy kawałek jego ciała, który był w moim zasięgu: od szyi przez plecy aż po biodra. Z przymrużonych oczu widząc jak Niemiec całuje moje ciało gdzie za każdym jego dotykiem czułem ciepły ślad mimowolnie westchnąłem.
Tętno przyśpieszało i raz za razem napinając mięśnie przejeżdżałem paznokciami po skórze Flagowca zostawiając na nim czerwone ślady. Zimna woda lała się po nas nieustannie a Niemcy coraz niżej zjeżdżał bawiąc się każdą częścią mojego ciała niekiedy dotykając palcami po bliźnie sprawiając, że mój oddech stawał się głębszy a do mojego umysłu wpełzały wspomnienia z tortur. Jak wcześniej za każdym razem odrzucałem je by bardziej się skupić na tym co mam przed sobą jednak raz po raz nieubłagalnie powracały i choć lodowata woda po części mi pomagała to czułem jak pod skórą temperatura nie przestawała rosnąć powoli mnie parząc. Pojawiał się u mnie strach jednak mimo tego pozwoliłem by Flagowiec ślizgając się po moim ciele dodawał mi coraz większych rozkoszy. Dam radę. W pewnym momencie usta Niemca dotknęły odcinek blizny znajdujący się u podstawy mojego wpół wyprostowanego przyrodzenia. Jak błyskawica wraz z syczącym westchnieniem do mojego umysłu weszły wspomnienia tortur a chwytając Flagowca za włosy brutalnie go odsunąłem od siebie. Szybko oddychając przez usta czując pod zaciśniętymi palcami splątane mokre włosy Niemca próbowałem skupić się na spływającej po moim ciele zimnej wodzie. Jednak gorąc we mnie był już tak wysoki, że nic to nie dawało grożąc zapłonem jeżeli Flagowiec jeszcze jeden raz tak mnie dotknie. Powoli wyrównując oddech podnosząc powieki spojrzałem na klęczącego przede mną partnera a otwierając usta chciałem mu powiedzieć by zaprzestał lecz z mojego gardła nic nie wyszło oprócz głośnego oddechu. Tak naprawdę w głębi siebie pragnąłem to dokończyć nawet jak miałbym spłonąć we własnym ogniu. Dam radę . Niemiec patrzył się na mnie przenikliwie a nie spuszczając ze mnie wzroku rozwarł wargi i mimo zimnej wody odczułem jego ciepły oddech na sobie. Zadrżałem a Flagowiec choć go mocno trzymałem za włosy zbliżył swoją twarz do blizny i niespodziewanie przejechał po niej językiem. Poczułem jak przeze mnie przechodzi błyskawica a cała blizna zapulsowała sprawiając napięcie całego ciała, które wręcz się zagotowało. Zaciskając powieki od nagłego bólu i skurczu zginając się wbiłem paznokcie w czaszkę Flagowca. Gorąc był nie do zniesienia, że wszystkie moje mięśnie drżały a żołądek skręcił się od przegrzania. Czując jak żółć podchodzi mi do gardła zasłoniłem prawą ręką usta by powstrzymać odruchy wymiotne. Dam radę do cholery.
N: Jak się czujesz? – Usłyszałem przytłumiony przez pulsacje głos Niemca jednak minęła chwila min mogłem cokolwiek powiedzieć.
P: Zarąbiście. – Rzekłem przez zęby skupiając się na czymś innym niż ogarniającym mnie gorącu i odruchu wymiotnego. Ciągle mocno trzymając lewą ręką za włosy Niemca czułem jak wraz z nią przesuwa się głowa Flagowca, która znów się zbliżyła do mojej skóry. Wbiłem zęby w przyciśniętą do ust dłoń oczekując na nagły atak. Niemiec masując swoimi palcami okolice podrażnionej blizny powoli złożył na niej delikatny pocałunek. Zadrżałem lecz mój umysł nie skaził mnie żadnymi makabrycznymi wizjami.
N: Czy to boli? – Zapytał się cichym głosem w śród szumu a ja mając ciągle zamknięte oczy przełykając ślinę odpowiedziałem.
P: Nie. – Poczułem jak położył swoje usta trochę niżej.
N: A to? – Ponownie zadał pytanie a ja tak samo odpowiedziałem lekko kręcąc głową. Po tym czułem jak Niemiec powoli składał swoje pocałunki na brzuchu, kroczu i udzie wzdłuż mojej pulsującej blizny, Milimetr po milimetrze zostawiał po sobie ciepły lekki ślad a mój umysł powoli wariował gdzie wraz z nachalniejszymi przesunięciami raz byłem w kabinie prysznicowej a raz w podziemnej sali. Flagowiec nie przestawał a ja już nie wiedziałem czy odczuwałem ból czy przyjemność. Emocje mieszając się ze sobą wraz z uciskiem narządów wewnętrznych sprawiały, że moje ciało drżało i napinało się paląc mnie do czerwoności a jednocześnie z mojego gardła wydobywały się stłumione jęki i westchnienia. Załamywałem się pod pieszczące w okolicach blizny ręce Niemca. Uginałem się pod nimi i tylko dzięki szybie prysznicowej, która była teraz moim jedynym stabilnym podparciem ciągle mogłem stać wyprostowany. Zacisnąłem palce na głowie Flagowca i zęby na mojej dłoni aż poczułem w ustach krew. Niemiec będąc teraz między moimi nogami całując wewnętrzną cześć uda jego ręka powoli wędrując dotknęła mojego przyrodzenia, które podczas tej intensywnej sesji było naprężone do maximum. Przycisnąwszy bardziej swoje ciało do szyby prysznicowej jęknąłem czując więcej krwi w ustach, która wlewała się do zaciśniętego żołądka. Słodkie.
N: Czy to cię boli? – Znowu zadał to pytanie głosem pełnym spokoju i namiętności powoli głaszcząc moje przyrodzenie sprawiając, że moje drżące ciało napięło się.
P: Zamknij się. – Warknąłem przez zaciśnięte zęby a Niemiec cicho się śmiejąc sprawił, że poczułem wibracje na skórze, które rozeszły się po całym moim ciele. Jego dłoń owinęła się wokół mojego penisa powoli je masując kontynuując podróż po mojej bliźnie. Zimna woda nieprzerwanie na mnie się lała, temperatura paliła od środka, włosy Niemca wiły się pod moimi palcami a jego ręka mnie pompowała. Mój umysł był na granicy rzeczywistości czując smak krwi. Stałem już nad przepaścią gdzie moje serce waliło jak szalone przez napierające na mnie doznania lecz nagle wszystko ustało. Niemiec zatrzymał wszystkie swoje ruchy a ja mogłem wypuścić trzymane do tej pory powietrze. Moje tętno szalało a w pulsującej głowie, w której przebłyskiwały okrutne wspomnienia słyszałem zmieszany szum lejącej się wody i pulsującej krwi w uszach. Głośny przytłumiony oddech wydobywał się z moich ust czując jak słodkawa krew wypływając z pod moich zębów zalewała moje gardło. Mając ciągle zamknięte oczy by podczas błogiej przerwie uspokoić swoje ciało wyczułem jak Niemiec wziąwszy moją dłoń, która wbijała się w jego głowę odsunął od siebie by wstać. Głęboko oddychając charczącym głosem powoli mrużąc oczy podniosłem powieki a przed sobą zobaczyłem twarz partnera oblaną wodą gdzie czarne włosy przylegały wzdłuż jego lica. Niemiec ciągle trzymając mnie za nadgarstek lewej dłoni delikatnie chwycił moją drugą przyciśniętą do moich ust. Patrząc się na mnie drapieżnie zawinął palce wokół nadgarstka a ja z wielkim trudem zelżawszy zacisk zębów na mojej prawej dłoni pozwoliłem mu ją zabrać. Widziałem jak delikatnie obracając moją kończyną spojrzał na głęboką ranę, która oblewana przez zimną wodę barwiła ją na czerwono by od razu spłynąć w dół. Niemiec jak zahipnotyzowany zbliżył się do rany i liżąc ją namiętnie ją pocałował. Na jego gest zwinąłem palce w pięść i zgrzytnąłem zębami czując jak zranione miejsce zapiekło a przez ułamek sekundy zamiast Niemca stał „normalny".
N: Taki wrażliwy. – Rzekł spoglądając na mnie z półzamkniętych oczu przytulając do siebie moją rękę. Prychnąłem nie tylko na jego komentarza, ale by choć trochę wyrzucić z siebie nagromadzone uczucia.
P: Trudno jest utrzymać emocje kiedy ty mnie rozpieszczasz a mój umysł mnie rozkraja. – Powiedziałem drżącym głosem lecz nagle Niemiec chwytając mnie mocnej za nadgarstki przycisnął mnie do szyby prysznica a z jego pleców wyrosły czarne jak noc skrzydła odcinając mi dostęp do wody sprawiając, że moja skóra się zagotowała.
N: To nie powstrzymuj. – Szepnął uwodzicielsko a moje ciało wręcz się zapaliło. Chciałem się uwolnić od przytłaczającego żaru lecz Niemiec jeszcze bardziej się zbliżył a nasze krocza otarły się o siebie sprawiając mi kolejną falę gorąca. Warknąwszy napinając mięśnie powstrzymywałem się by nie wyrzucić zawartości mojego ściśniętego żołądka lecz i tak poczułem jak z moich ust wypływa wielkimi strumieniami wypita przeze mnie krew. Spróbowałem ponownie się wyrwać by być jak najdalej od bezlitosnego żaru wyżerającego mnie od środka, jednak Niemiec nie dał mi takiej sposobności i zbliżając swoją twarz do mojej złączył nasze usta w namiętnym krwawym pocałunku powoli ruszając biodrami. Gorąc zaczął spalać wszystkie części mojego ciała a każde otarcie i dotyk jeszcze intensywniej sprawiały, że jęczałem w usta Niemca a w mojej głowie przebłyskiwały wspomnienie krwi i tortur. Nie wytrzymując napierających na mnie doznań bólu i rozkoszy napinając mięśnie z rykiem odepchnąłem od siebie Niemca, którego szybko chwytając za ramiona brutalnie obróciłem i przygwoździłem do szyby, że teraz on ze złożonymi czarnymi skrzydłami stał między mną a szkłem. Poczułem delikatny chłód wody na ciężkich plecach a warcząc i charcząc gorącym powietrzem między nami wbijałem palce w ciało Niemca. Intensywnie wpatrywałem się w Flagowca lecz mój umysł przez zadawane mi niedawno bodźce był na granicy wspomnień i rzeczywistości, że niewiele myśląc wbiłem się w usta Niemca czując posmak krwi. Lizałem, gryzłem wargi i wnętrze partnera tak że teraz jego i moja maź mieszała się ze sobą wraz z naszymi językami. Dobre. Czując słodkawy smak krwi napinając mięśnie mimowolnie ocierałem się o Niemca przesuwając pazurami po jego ciele by w końcu wbić je w jego jędrne poślady. Było tak okrutnie przyjemnie, że chciałem więcej poczuć Flagowca i powoli zagłębiając palce w jego skórę jeździłem po niej i szarpałem wyczuwając ciepłą maź, która od razy spływała wraz z wodą do spływu. Niemiec trząsł się pode mną na każdy zostawiony po mnie krwawy ślad lecz po chwili jego zimne dłonie mocno owinęły się wokół naszych stykających się ze sobą penisów i zaczął je miarowo pompować. Głęboko westchnąłem w usta Flagowca wgryzając się w jego wargę by wyssać z rany wypływającą świeżą krew. Jednak to było za mało i będąc jednocześnie tu i tam zginając się położyłem swoją głowę w zagłębie szyi Niemca, w którą głęboko się wgryzłem a do moich uszu doszedł długi przeciągły jęk Flagowca. Ręce Niemca nie przestawały głaskać naszych przyrodzeń z coraz większą intensywnością a w moim rozżarzonym do czerwoności ciele wyczułem inny żar, który powoli zaciskał węzeł we mnie. Od powstającego nowego doznania coraz mocniej wbijałem się w skórę Niemca. Zimna woda, ciekła krew, gorące ciała, namiętne jęki Niemca oraz przebłyski z tortur mieszając się ze sobą doprowadzały mnie o mdłości by w końcu sprawić, że węzeł we mnie pękł. Głośno stękając i jęcząc z partnerem napinając mięśnie doszliśmy razem w ekstazie. Jeszcze chwilę widząc gwiazdy czułem jak Flagowiec nas doił nim puścił nasze przyrodzenia uwalniając ze swoich ust upojne westchnienie.
([])([])([])
Powoli schodząc z haju zelżawszy uścisk na Niemcu delikatnie oplotłem rękami partnera będąc całkowicie wyczerpany po intensywnych doznaniach. Lejąca się na mnie nieustannie zimna woda sprawiała, że mój umysł uspakajając się powoli powracał do rzeczywistości wraz z wyrównującym się tętnem mojego i Flagowca serca. Czując upojne zadowolenie po chwili ciężko podpierając się rękami o szybę odsunąłem się od Niemca mając uśmiech na twarzy. Jednak kiedy zobaczyłem rany na ciele Flagowca a zwłaszcza głęboki ślad po moich zębach na jego szyi poczułem w sobie gorzką gorycz, że zraniłem Niemca. Nawet jeżeli chciał bym się nie powstrzymywał.
P: Mówiłem byś przerwał gdy cię zranię. – Powiedziałem a Niemiec głęboko westchnąwszy przez otwarte usta podniósł na mnie wzrok a w niebieskich oczach widziałem upojne zadowolenie.
N: Zraniłbyś mnie gdybyś nie dokończył. – Rzekł głębokim głosem a do mnie dotarło, że w końcu dotrzymałem moją obietnicę. Wprawdzie chciałem wtedy więcej zrobić i kłuło mnie, że nie podołałem lecz to mi wystarczyło. Jak na razie. W napływie wielkiej ulgi ponownie oparłem się o Niemca.
P: Tylko poczekaj. Kiedyś cię posiądę całego. - Rzekłem mrucząc mu do ucha.
N: Tylko nie za długo bo to ja cię zdominuję. – Rzekł z lekkim rozbawieniem w głosie a ja nie mogłem się powstrzymać by się nie uśmiechnąć. Pragnąłem go tak bardzo jednak widząc jak Niemiec z zawziętością mnie brał będzie to trudna rywalizacja. Jednak z jakiegoś powodu nie mogę się doczekać kolejnego razu.
P: Nie dopuszczę do tego. – Po tym naprawdę się umyliśmy a podczas kąpieli uważałem by nie podrażnić powoli zasklepiające się rany Niemca zwłaszcza tą na szyi, na której powstała już zaschnięta krew. Lecz patrząc na swoje ciało zauważyłem, że Flagowiec też nie oszczędzał zostawiania na mnie śladów. To tu to tam znajdowały się większe lub mniejsze malinki zrobione jego własnymi ustami powoli znikając przez moją regenerację. Chciałbym choć jedną zachować. Rozmarzyłem się pragnąc choć raz mieć jakąkolwiek inną pamiątkę, która by mi nie przypominała o makabrycznych zdarzeniach z mojego życia. Jednak tylko głębokie rany zostają na całe, życie. Po chwili już umyci zakładając czyste ubrania położyliśmy się do łóżka i okrywając się kołdrą powiedzieliśmy sobie dobranoc. Zamykając oczy przytulając do siebie Niemca głęboko miarowo oddychając powoli zagłębiałem się w świat snów. Lecz nie miałem nadziei, że się wyśpię.
Po niedługim czasie oczami wyobraźni widziałem jak Niemcy i ja staliśmy w oknie naszego pokoju gdzie w moich rękach spała spokojnie Litwa. Spowici jasnym blaskiem uśmiechając się do siebie czułem miłe doznanie błogości. Flagowiec w białej łunie zbliżył się do mnie i lekko pocałował powoli przytulając się do mnie. Lecz w tej sielankowej scenie, w której Niemiec trzymał mnie w objęciu poczułem nagły ból. Otwierając oczy widziałem, że wokół mnie wszystko pociemniało i stało się praktycznie czarne a zamiast kochanego Flagowca stał przede mną „normalny" trzymając zakrwawiony nóż. Nie mogąc się ruszyć ani nic powiedzieć mając praktycznie sparaliżowane ciało od cierpienia wielkimi oczami spojrzałem w dół a z mojego brzucha jak i ust lało się czerwone osocze na trzymane dziecko. Ze wszystkich sił chcesz normalnego życia... Opiekuj się siostrą... Oni są częścią nas a my ich. Z każdą sekundą mała postać coraz bardziej była spowita krwią, że po chwili stała się wielką krwawą plamą, w której widziałem powoli wyłaniające się przeróżne twarze przy dźwiękach powstającego zawodzenia. Za każdym razem kiedy ciebie widzę doznaję tortur!... Nie będziesz kolejnym mordercą w mojej rodzinie!... Przecież tego chciałeś.... Oni są częścią nas a my ich.... Twoja natura pragnie krwi...
Litwy, Niemca, wszystkich moi przyjaciół oraz rodziców oblicza wyłaniali się jak zjawy z trzymanej przeze mnie czerwonej powłoki by z każdym ruchem zalewać wielkimi strumieniami lepką ciemną mazią drgające pomieszczenie. Nie mogłem się ruszyć. Przytwierdzony całkowicie do podłoża patrzyłem jak każda z tych zjaw krzyczała w mękach do mnie znikając by kolejna z żałosnym jękiem się pojawić raniąc moje ciało jak skalpelem rozcinając wzdłuż pulsującej blizny. Krew nieprzerwanie napełniała niespokojne pomieszczenie aż w pewnym momencie wraz z krzykami zalała mnie wielka czerwona fala. Chciałem wypłynąć lecz ciągle mnie coś trzymało powodując, że stojąc w jednym miejscu powoli moje płuca paliły od chęci nabrania powietrza. Szamocząc się walczyłem z trzymanymi mnie okowami przy dźwiękach zawodzenia dusz. Zabiję cię!... Nie możesz ją powstrzymać... Śmierć nie jest wyjściem lecz odpowiedzią... Oni są częścią nas a my ich.... stałeś się zagrożeniem... Szkoda...
Nie mogłem oddychać a uszy pękały od jazgotu wżynającego się do mojego umysły. Chciałem krzyczeć, wrzeszczeć wołać o pomoc lecz tylko więcej krwi wlewało się do mojego gardła napełniając mnie odorem czerwonego kleistego osocza. Dławiłem się, umierałem.
Zrywając się nagle z łóżka otworzyłem szeroko oczy a chwytając się za gardło łapczywie łapałem każdy oddech w płuca. Blizna pulsowała po całym ciele, zimny pot spływał mi po skórze powodując dreszcze a serce łomotało mi jak szalone praktycznie wyskakując mi z piersi. Napinając co chwilę mięśnie patrząc się przed siebie koncentrowałem się na oddechu. Po kilku uderzeniach dudniącego serca czując jak ciało co chwilę drżało od nagłego ataku paniki zamknąłem oczy. Powoli uspakajając się czułem jak od ciągłego brania powietrza przez usta spierzchły mi wargi a gardło wyschło jak wiór. Wstrzymując jeszcze na chwilę oddech po chwili głęboko westchnąłem. W jeden dzień nie zbudowali Rzymu. Już całkowicie się uspakajając otwierając oczy spojrzałem w stronę Niemca sprawdzając czy przypadkiem go nie obudziłem moim nagłym ruchem. Leżał odwrócony do mnie tyłem a jego ciało poruszało się wraz z głębokimi oddechami. Spał i nic nie wskazywało by cokolwiek go obudziło. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Nawet jak powiedział, że wypoczął w szpitalu to i tak zasnął jak suseł. Jeszcze chwilę wpatrywałem się w zapadniętego w sen Niemca nim delikatnie podnosząc kołdrę by go nie budzić wstałem z łóżka i ostrożnie wychodząc z pokoju zamknąłem za sobą drzwi. Stojąc teraz przed schodami widząc przede mną w całkowitych ciemnościach kuchnio-jadalnię powoli przypominałem sceny z koszmaru oraz słowa wypowiedziane w morzu krwi.
„Twoja natura pragnie krwi" „ Jesteś słaby" „Stałeś się zagrożeniem". Może to wszystko prawda. Może jestem niebezpieczny lecz jak już stwierdziłem przed całym tym szajsem, że większe świry chodzą po tej ziemi i jednym z nich może być Meksyk. Przyzwyczajając się do ciemności stawiając stopy po stopniach przechodząc przez pomieszczenie pewnie chwytając za klamkę wszedłem do małego pomieszczenia gdzie mieściło się moje tymczasowe biuro. Znajdując włącznik zapaliłem światło a przede mną ukazał się stos dokumentów i pudeł leżących na półkach i komodzie a na jednej ze ścian wisiała tablica korkowa. Podchodząc do niej zacząłem zdejmować przypięte rzeczy związane ze sprawą „Flagi" Niekiedy z bólem lub śmiechem trzymając moje notatki patrzyłem się na tak niedawnego mnie, który był bardzo pochłonięty w tą zagadkę, że nie widział rozwiązania przed jego nosem. Westchnąłem. Już mi to nie jest potrzebne. W końcu wyczyszczając całą tablicę wziąwszy czystą białą kartkę napisałem na niej czerwonym długopisem jedno słowo i utwierdziłem ją na planszy.
Meksyk. Zobaczymy czy jesteś przyjacielem za jakiego się uważasz.
Pov. Meksyk
Będąc w siedzibie agencji w dziale szpitalnym w ciszy trzymając w ręce czarną maskę stałem nad łóżkiem wpatrując się na leżącego na nim Flagowca, który w wzajemnością wpatrywał się we mnie swoimi szarymi oczami. Połączeni wzrokiem oczekiwałem na werdykt jego stanu lecz i bez tego mogę stwierdzić, że Finlandia ledwo uniknął natychmiastowej egzekucji ze strony Polski. Cała jego lewa część czaszki była wygięta i zdeformowana sprawiając, że regeneracja Flagowca zasklepiając rany i zrastając kości zachowała ten nieregularny kształt. Zaciskając palce na trzymanej w ręce masce próbowałem nie rozmyślać o niczym oraz nie czuć żadnych emocji. Od dnia przystąpienia do tej grupy wiedzieliśmy o ryzyku jednak widząc w jakim stanie jest teraz Finlandia w głębi siebie poczułem smutek. Prawie go straciłem. Usłyszałem stukot butów a podnosząc wzrok i nieznacznie się prostując zobaczyłem jak podchodzi do mnie Flagowiec ubrany w biały długi fartuch zapięty pod samą szyję. Dziewczyna miała podobną karnację co Finlandia jednak na jej prawym oku widniał herb z czarnym niedźwiedziem trzymający miecz na złotym tle a w na jej jedynych odsłoniętych częściach ciał czyli rękach wyrastały kępy ciemnej sierści. Gmina Eura.
E: Wzrok został nienaruszony jednak jego narząd mowy został poważnie uszkodzony. Z tego powodu będzie miał problemy z mówieniem. - Zaczęła zatrzymując się po drugiej stronie łóżka na przeciw mnie patrząc się w trzymane w rękach dokumenty. Jest Flagowcem jednak nie reprezentująca państwa a jedną z wielu administracji. Nie często można ich zobaczyć w Neutralnym Mieście przez to, że większość z nich nie umie schować w swojej natury a ich Akademia została zbudowana na dalekim uboczu by nikt nie czuł się niepewnie. Lecz dla mnie to tylko kolejna z wielu twarzy dyskryminacji Flagowców.
E: Minie wiele czasu nim operując jego czaszkę wróci do pełnej formy. Jednak teraz musi być pod ciągłą obserwacją zważając na jego duże uszkodzenie głowy. - Powiedziała pielęgniarka a podnosząc wzrok z nad dokumentów spojrzała na mnie.
E: Dlatego musi zostać odsunięty od zadań o wysokim narażeniu życia. – Rzekła mając minę jakby to była moja wina. Westchnąłem w duchu. Nie musisz mi tego przypominać. Jako przywódca jestem za niego odpowiedzialny i powinienem dbać o moich ludzi by byli gotowi do wyznaczonych dla nich zadań. Nie dopilnowałem tego i przez to straciliśmy najlepszego człowieka. Nikt nie zginął lecz też nikt przez to nie będzie zadowolony.
M: Dobrze. – Rzekłem na wydechu by przybrać poważną minę ukrywając poczucie winy.
M: Róbcie co musicie by wyzdrowiał a jeżeli cokolwiek się stanie od razu mnie informujcie. Będę przy celi 7.17. - Po moich słowach Finlandia niespokojnie się poruszył.
F: Nie musisz... – Powiedział powoli zdławionym głosem praktycznie nie ruszając ustami lecz nie mogłem go posłuchać wiedząc, że idąc tam teraz wyciągając jakiekolwiek informacje tylko tak mogę uniknąć całkowitego odsunięcia naszej grupy za niesubordynację.
M: Ty odpoczywaj. Ja w przeciwieństwie do ciebie mam dużo siły. – Rzekłem kładąc rękę na jego ramieniu jednak Flagowiec nie dawał za wygraną.
F: To brat Rosji. – Wyszeptał intensywnie wpatrując się we mnie a ja wiedziałem co przez to chciał mi powiedzieć.
M: Wiem. – Rzekłem z powagą w głosie a widząc jego pełne przekazu szare oczy dodałem.
M: Dam radę. – Po tych słowach wyszedłem ze sali zostawiając Flagowców by pewnie idąc przed siebie trafić na drzwi windy prowadzące do sektora więziennego. Wciskając przycisk od razu odrzwia się otworzyły a ja mogłem wejść do małego pomieszczenia by klikając numer 7 pojechać na wyznaczone piętro. Stojąc w poruszającej się w dół windzie wziąłem głębszy wdech a ciągle trzymaną w ręce czarną maskę założyłem na twarz by zamykając wszelkie emocje spotkać się z człowiekiem, który będąc teraz jedynym źródłem informacji jest jednocześnie zjawą dawnych dni. Usłyszawszy jak drzwi się otwierają wyszedłem by szybkim krokiem pójść wzdłuż więziennego korytarza aż w końcu stanąć przed celą o numerze 7.17 Jedna ze ścian była całkowicie oszklona przez to widziałem w całej okazałości jak w szarej praktycznie pustej przestrzeni stoi do mnie tyłem odziany w popielaty skafander błękitny Flagowiec.
K: Ładnie tu macie. – Zaczął Kazachstan nawet się nie odwracając jakby wyczuwając moją obecność.
K: Tak prosta i solidna konstrukcja, że aż przypomina mi to mój rodzinny dom. Wielki surowy pałac by pokazać siłę i potęgę długowiecznej cesarskiej rodziny. Każdy kto wchodził do jego wnętrza nie znając układu gubił się w odmętach licznych korytarzy i nigdy nie wracał. – Mówił bezemocjonalnie mając ręce splecione za sobą a nieznacznie poruszając głową wyglądał jakby faktycznie podziwiał szare ściany. A może coś więcej.
K: Widać, że się inspirowałeś, a zwłaszcza jego podziemiem. – Dodał powoli odwracając głowę w moją stronę emanując niezachwianą pewnością siebie jakby był już na wygranej pozycji. Zacisnąłem pięści powstrzymując wszelkie myśli by mi nie zaburzały czysty umysł. Muszę zdobyć informacje.
M: Nie przyszedłem tu rozmawiać z tobą o architekturze Kazachstan. – Rzekłem obserwując każde jego zachowanie.
M: Chcę byś odpowiedział na moje pytania. – Na moje słowa całkowicie się do mnie odwrócił a ja mogłem zobaczyć spoglądające na mnie wyprute całkowicie z emocji złote tęczówki.
K: Wiem czego chcesz ode mnie, ale tego nie dostaniesz. – Rzekł nadal przyjmując pewną postawę wręcz hipnotyzując mnie wzrokiem. Zwęziłem oczy.
M: Niszcząc całe swoje mieszkanie pozbyłeś się jakichkolwiek dokumentów związanych z twoimi dokonaniami przez to jedynym źródłem, który nam pozostał jesteś ty i nie wydostaniesz się stąd dopóki nie dostanę od ciebie potrzebnych mi informacji. A jeżeli nie będziesz współpracował siłą wydobędziemy z ciebie to czego chcemy. – Powiedziałem lecz moje słowa nie zrobiły na niego wielkiego wrażenia ukrywając swoje emocje za tą maską obojętności. ZSRR byłby z ciebie dumny.
K: Meksyk. – Wypowiedział nagle moje imię syczącym głosem a przeciągając ostatnią sylabę jakby delektując się jego brzmieniem moje ciało zamarło. Jak mnie rozpoznał?
K: Wiele razy słyszałem twój obrzydliwy głos oraz twoje imię odbijające się od ścian lub za zamkniętymi drzwiami głosem mojego brata pełne namiętności. – Powiedział z pełną pogardy głosem jakby słysząc moje pytanie a we mnie powstało zwątpienie. Z wielkim trudem powstrzymując jakiekolwiek odruchy przełknąłem gulę w moim gardle powstałą na jego słowa, które wręcz głosiły, że wiedział co między mną a Rosją było. Nie ważne. To już jest przeszłość, która mnie nie określa.
K: Zapamiętałem je bardzo dobrze lecz wiele trudu i wysiłku mi sprawiło by poznać imię Flagowca, który stoi na czele tej organizacji. Jestem pełny podziwu twej dyskrecji. – Kontynuował spokojnym głosem przyglądając mi się dokładnie swoimi złotymi oczami.
K: Rosja o tym wie? - Zapytał się niespodziewanie lecz na nie nie odpowiedziałem widząc, że z jakiegoś powodu chce mnie wywrócić z równowagi. W co ty grasz?
K: Pewnie, że nie. – Odpowiedział sobie samemu.
K: Kto by chciał być z kimś kto najpierw nienawidząc ZSRR chcąc go unicestwić teraz kroczy jego ścieżką jak potulny piesek. – Moje mięśnie się napięły i przez ułamek sekundy poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku przez który wstrzymałem oddech. Próbowałem się opamiętać by jego wypowiedziane w obłędzie obrzydliwe słowa nie zachwiały mną. Kazachstan kontynuował.
K: Straszysz mnie torturami jednak przez to nie różnicie się w ogóle od mojego rodziciela i tak samo jak jego trzeba was wyplewić. – Pewnym powolnym krokiem podchodził w moją stronę i po chwili stanął tak, że od niewiele większego Flagowca dzieliła mnie tylko grubość szkła. Przełknąłem ślinę.
M: Nie masz nikogo kto by ci pomógł a w tej celi nic nie zrobisz. Jest specjalnie zrobiona z najtrwalszych materiałów by żaden Flagowiec nie mógł z niej uciec a zwłaszcza ty. Więc zacznij mówić. – Powiedziałem ze spokojem jaki mogłem wykrzesać wypuszczając niesłyszalnie powietrze by się uspokoić.
K: Meksyk. – Rzekł a moje imię wypowiedział wręcz ze sykiem, że na mojej skórze przeszły ciarki.
K: Jesteś idealną ladacznicą, którą wszyscy wykorzystują a ty ochoczo im na to pozwalasz. – Próbowałem nie zważać na to co mówi chcąc być skupionym na zadaniu lecz za każdym razem dobór jego słów sprawiał, że coraz bardziej zacieśniał mi się żołądek. Widziałem jak Kazachstan lekko się pochylając sprawił, że nasze twarze były na tym samym poziomie.
K: Widać, że tresura ZSRR zadziałała, suko. - Na jego słowa jak grom wszystko we mnie się napięło i skręciło z niewyobrażalnym bólem. Nie. Chciałem się cofnąć od Kazachstana lecz nie mogłem się ruszyć. Moje nogi wrosły się w ziemię a tętno przyśpieszyło do granic możliwości, praktycznie uniemożliwiając mi wziąć oddechu czując wspomnienia cierpienia, poniżenia i całkowitego zhańbienia. „ZSRR: Jesteś suką, której trzeba pokazać gdzie jej miejsce."
M: Skąd? – Szepnąłem na wydechu ledwo powstrzymując drżenie głosu czując jak moje gardło ścisnęło się razem z narządami wewnętrznymi. Patrząc się wielkimi oczami przez maskę w stronę Kazachstana widziałem jak niezauważalnie się uśmiecha.
K: Ktoś musiał wyrzucić to co z ciebie zostało. – Powiedział chłodnym do szpiku kości głosem a widząc jak patrzy się swoimi zimnymi jak lód oczami zobaczyłem w niego ZSRR'a. Moje mięśnie zadrżały a postura zgięła się od powracających chwil, w których jego ojciec zakuwając mnie ranił, torturował i gwałcił moje ciało całymi godzinami by całkowicie je zrujnować. Nie. Nie wytrzymując zamykając oczy odwróciłem się napięcie.
M: Kończymy na dziś. – Rzekłem z trudnością i stawiając długie kroki szybko poszedłem w stronę wyjścia by być jak najdalej od celi czując obrzydliwy do mdłości ruch w moim żołądku.
K: келесіге дейін, Мексика. (Do następnego, Meksyk.) – Powiedział lecz ja go nie słuchałem by jak najszybciej stąd wyjść. Czując zimny pot na całej skórze spowodowany skrętem całego ciała jak torpeda z tłukącym się sercem wszedłem do windy i walnąwszy w przycisk poczułem jak moje ściśnięte narządy podeszły pod gardło. Powstrzymałem odruch wymiotny a podpierając się o ścianę ciężko oddychając przez nos próbowałem się uspokoić lecz mdłości i fantomowy ból dawnych ran stały się tak wielkie, że kiedy drzwi się otworzyły wyskoczyłem z windy i z hukiem wszedłem do najbliższego ciemnego pomieszczenia. Odrzuciłem od siebie maskę i zginając się opierając ręką o ścianę nie wytrzymując wielkiego ucisku zwymiotowałem. Moje całe ciało od nagłego odruchu zadrżało i dostawało spazm gdzie z każdym naprężeniem wyrzucałem całą zawartość mojego żołądka wraz ze wspomnieniami kiedy ZSRR brutalnie ruszał się we mnie. Jak w ciemnej piwnicy niszczył po kawałku każdą część mojej skóry i narządów. Kroił, rozrywał i gwałcił by w kaskadach krwi, potu oraz stęchłej spermy tępym narzędziem całkowicie mnie zrujnować. A Kazachstan tam był. Do moich oczu napłynęły łzy a wyrzuciwszy wszystko z mojego żołądka plułem już tylko gęstą śliną czując jak skóra na plecach była rozrywana sprawiając mi przeogromny piekący ból, przy którym więcej słonej wody wypływało z pod powiek by mieszając się z innymi moimi wydzielinami skapywać na powstałą pode mną śmierdzącą kałużę.
Dopiero po chwili w końcu cały się trzęsąc opanowałem się a mocniej zaciskając powieki czułem jak całe gardło piekło od zadanego mu wysiłku. Splunąłem nagromadzoną śliną w ustach. Głęboko wziąłem powietrze w płuca a przez nozdrza poczułem odór wymiocin. Moje ciało zareagowało odruchowo i już chciało kolejny raz wyrzucić żołądek lecz zasłaniając zewnętrzną ręką usta i nos powstrzymałem odruch a kilka razy kaszląc poczułem jak strużki śliny zamoczyły moją rękawiczkę. Chwilę stałem w tej pozie od czasu do czasu dostając dreszczy aż biorąc głębszy wdech przez rękawicę powoli oparłem się plecami o ścianę by zjeżdżając wzdłuż niej usiąść. Mając wygodniejsze ustawienie powoli drugą ręką sięgnąłem do kieszeni marynarki i wyjąłem z niej mały walcowaty pojemnik. Drżącymi dłońmi otworzyłem je a wysypując zawartość połknąłem leki nawet nie patrząc na ilość. Chwytając się za zbolały brzuch odchylając głowę do tyłu bardziej przywarłem do ściany. Nie jestem suką. Powiedziałem sam do siebie by choć trochę ulżyć sobie w bólu jednak i tak z moich zaciśniętych oczu popłynęło jeszcze kilka łez nim wszystko w moim ciele się uspokoiło. Siedząc i głęboko oddychając w zalegającej mnie ciszy próbowałem oczyścić umysł jednak myśl, że brat Rosji nie tylko wie, ale i widział co ze mnie zostało w tamtym dniu wręcz mnie przerażała. Nie mogę nawet przyjąć do wiadomości, że Kazachstan znając mój największy sekret mógł patrząc mi się prosto w oczy z takim spokojem i obojętnością to powiedzieć. Czy tak bardzo moje życie było dla was niczym?
?: Meksyk. – Chwyciłem za broń i odwróciłem się do przeciwnika a ja zobaczyłem jego szare oczy. Zadrżałem a pistolet prawie wypadł mi z drżącej ręki lecz potrząsając szybko głową mrugając kilka razy oczami zobaczyłem, że przede mną w świetle wydobywającym się z otwartych drzwi stoi nikt inny jak Finlandia. To tylko on. Wypuszczając głęboko powietrze na widok białego Flagowca powoli uspakajając się schowałem pistolet pod marynarkę.
M: Powinieneś odpoczywać. – Rzekłem zdartym głosem przecierając usta rękawicą a prostując się próbowałem nie wyglądać zbyt żałośnie. Choć kałuża wymiocin obok mnie mi w tym nie pomagała.
F: Chciałem... pomówić... o zleceniu. – Powiedział powolnym chłodnym głosem nie zwracając na moją uwagę oraz na mój stan. Westchnąłem jeszcze głośniej by po chwili powoli wstać z pozycji siedzącej. Zlecenie.
M: Jeżeli martwisz się, że nie zlikwidowałeś Polski to ja już się tym zająłem. – Podpierając się o ścianę stojąc już na własnych nogach podniosłem wzrok na Finlandię i zobaczyłem, że intensywnie mi się przypatrując szarymi oczami czekał na wyjaśnienia.
M: Dałem go pod opiekę Niemiec. – Rzekłem poprawiając marynarkę a zamykając oczy przełknąłem ślinę, która smakowała wymiocinami. Skrzywiłem się. Mając w tamtej chwili wyciągniętą w Polskę broń wręcz w umyśle dziękowałem Niemcowi, że zdołał uchronić biało-czerwonego Flagowca a mnie od okrutnego widoku.
M: Zaufałem mu, jednak nadal musimy go obserwować. – Spojrzałem na Finlandię.
M: Liczę na ciebie. – Flagowiec na moje słowa przytaknął jak zawsze swoją obojętną twarzą. Po tym ciężko odrywając ciało od ściany wkładając ręce do kieszeni powolnym krokiem mijając Finlandię wyszedłem z ciemnego pomieszczenia.
F: Posprzątam... i skasuję... nagrania. – Rzekł Finlandia wyraźnie wypowiadając każde słowo pomimo zniekształconej żuchwy a ja ponownie przełknąłem ślinę by nawilżyć poharatane gardło.
M: Jasne. - Rzekłem mimochodem spoglądając w stronę windy prowadzącej do więzienia. Teraz to muszę poinformować i zdać raport „Krzyżowi Południa" o całej zaistniałej sytuacji czy mi się to podoba czy nie. Na pewno nie będą zadowoleni z moich dokonań, w których to nic nie osiągnąłem. Jednak z pokorą poniosę konsekwencję moich czynów. „K: Tresura ZSRR zadziałała, suki" Pokręciłem głową by odpędzić jego słowa z mojej głowy a szybko odwracając się skierowałem swoje kroki by być jak najdalej od tamtego miejsca. Nie mogę teraz nad tym myśleć. Muszę zdobyć informacje. Byłem tak blisko poznania i zapieczętowania nowych informacji o Flagowcach lecz Kazachstan mnie uprzedził sprawiając, że wszystko za sobą niszcząc i paląc zostawił mnie z niczym zdając się tylko na jego łaskę a moją wytrwałość. Westchnąłem. Muszę stać się silniejszy.
Pov. Kazachstan
Siedziałem po turecku na ziemi medytując i oczyszczając umysł by skoncentrować swoje myśli na moim celu. Wszystko idzie w dobrym kierunku ukochana. Flagowcy dostali przekaz, po którym zaczęli działać, Polska i jego przyjaciele w końcu przejrzeli na oczy a co najważniejsze moja ukochana Litwa jest bezpieczna. Choć wydaje się, że będąc tu zamknięty moja praca jest już skończona to jest tylko iluzja dla tych którzy nie dostrzegają prawdy. Ponieważ mój prawdziwy cel jest tutaj. Po chwili pełny skupienia otworzyłem oczy i zobaczyłem przede mną zbiór wielu przemieszczających się kolorowych aur. Jednak tylko jedna z nich mnie interesowała. Przemieszczająca się jednym z wielu korytarzy całkowicie czarna praktycznie emanując rozpaczą, ciemnością i szaleństwem.
K: Zabawa się rozpoczyna, Meksyk.
***************************************************************************************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top