Pogódź się
Pov. Niemcy
Nie wiem kiedy uświadomiłem sobie o swoim istnieniu. Było to bardzo dziwne uczucie, że nawet jak otworzyłem nagle oczy to bardziej to odczuwałem niż to robiłem fizycznie. Jednak i tak nie było różnicy czy miałem podniesione powieki czy nie ponieważ otaczała mnie bezdenna ciemność, w której od czasu do czasu przenikały niespokojne impulsy w różnych odcieniach barw.
N: Co to za miejsce? – Zapytałem siebie samego w tej bezkresnej pustce, jednak nawet rozglądając się nie mogłem odpowiedzieć na moje pytanie. Gdy przemieszczałem się po tej dziwnej niespokojniej przestrzeni tylko świadomie wiedząc gdzie jest góra a gdzie dół powoli przede mną coś się pojawiało. Niewyraźny obraz. Zauważyłem postać, która z wielką prędkością atakowała w moją stronę. Odruchowo zasłoniłem twarz oczekując na uderzenie lecz nie poczułem niczego. Odsłaniając widok jeszcze raz spojrzałem gdzie widziałem nieznaną osobę. Przypatrywałem się jak jego pięści zbliżały się do mnie lecz za każdym razem nie dosięgały swojego celu. Przyglądając się temu jak w ekran telewizora coraz bardziej zauważałem szczegóły, aż w końcu zobaczyłem przede mną Polskę. Uświadomiony tym nagle jak impuls w raz z kolejną zbliżającą się pięścią coś we mnie uderzyło tak mocno, że chwytając się za głowę zgiąłem się a przed moimi oczami błyskały kolory i obrazy, po których wszystko sobie przypomniałem. Magazyn, Kazachstan, Polska oraz moje zagubienie, słabość i bezsilność, która sprowadziła, że wstrzyknąłem sobie niebezpieczną substancję.
N: Nie. – Powiedziałem wziąwszy głębszy wdech. Co ja zrobiłem? Myślałem, że niewiele wstrzyknąłem ją w sobie by odzyskać siły by chodzić. Jednak przez zmęczenie nie upilnowałem swoich ruchów i teraz znalazłem w tej przestrzeni, której już raz byłem. W pustce gdzie biernie mogę się przyglądać jak moje ciało po za moją kontrolą wszystko niszczy. Znowu dałem się ponieść. Podniosłem głowę by szybko rozglądnąć się po pustkowiu.
N: Muszę się stąd szybko uwolnić, muszę się obudzić. – Tylko jak? Nie umiałem się wtedy przy pełnych siłach powstrzymać to jak mam teraz zrobić będąc na granicy wytrzymałości. Głupio myślałem, że teraz zdołam dopilnować swoją naturę by uratować Polskę. Jednak teraz nie ma odwrotu. Muszę spróbować. Muszę powstrzymać i okiełznać moją naturę nim będzie za późno. Muszę. Skupiłem się jak tylko mogłem na sobie lecz wszystko to przerwał mi znajomy dźwięk.
IIIR: Und du jammerst wieder. Vielleicht könntest du endlich Hallo sagen. (A ty znowu biadolisz. Może byś się w końcu przywitał.) – Usłyszałem za sobą głos, przez który zastygłem z przerażenia a kiedy powoli obróciłem się by zobaczyć posiadacza głosu wokół mnie wcześniej migoczące kolory teraz wraz ciarkami przechodzącymi przeze mnie bardziej intensywniej zabłyszczały jakbym był w środku głuchej burzy.
N: Nein (Nie.)– Wyszeptałem widząc przede mną wyłaniającą się z ciemności i w kłębach dymu postać ojca, gdzie na poziomie oczu zaświeciły dwa punkty intensywnym zimnym błękitem. Nie. Nie nie nie. Zrobiłem krok w tył. Dlaczego tu jest? W takiej chwili. Nie powinien tu być. Szybko zacisnąłem powieki a drżące dłonie zwinąłem w pięści. Wyrzuć go. Wyrzuć. ODEJDŹ.
IIIR: Ja Ja. Ich merkte, dass ich hier nicht willkommen war. Du kannst jetzt aufhören zu denken. Davon tut mir der Kopf weh. (Tak Tak. Zrozumiałem, że nie jestem tu mile widziany. Możesz już przestać myśleć. Głowa mie już od tego boli.) – Podniosłem wzrok na niego z lekkim zdziwieniem. Słyszy?
IIR: Ich höre alles, das ist schließlich dein Unterbewusstsein. (Wszystko słyszę, w końcu jesteśmy w twojej podświadomość.) – Powiedział zimnym i znudzonym głosem. Jeżeli to jest moja podświatomość co to tu jeszcze robisz?
IIIR: Nie mnie się pytaj. – Rzekł bez większego przejęcia a rozglądając się swoimi niebieskimi oczami po czarnym pustkowiu gdzie gwałtownie pojawiały się i znikały błyskawice o różnorodnych kolorach powoli bezgłośnie stawiał kroki w moją stronę.
IIIR: Patrzyłem się z satysfakcją jak twoi przyjaciele cierpią. Jednak oglądając twoje szkaradne postępowanie aż mi się chciało rzygać, na myśl że mam takiego marnego syna. Taki nieporadny i miękki, że z łatwością pokonał cię ZSRR, który nawet nie umiał dobrze kontrolować nowego ciała. Gdyby nie jego genialny dzieciak twoje szczątki wszędzie by się walały rozchlapując naszą krew. – Mówił teatralnym głosem a jego przemieszczająca się postać, choć nadal otoczona dymem, z każdym słowem stawała się coraz wyraźniejsza, że po chwili zobaczyłem jak na jego twarzy pojawia się wielkie rozczarowanie.
IIIR: Może dzięki twojej nadwrażliwości jeszcze żyje, ale przy walce mógłbyś się postarać. Nie tylko rozczarowujesz mnie, ale i kpisz z całego narodu niemieckiego.
N: Nie jestem tobą. – Powiedziałem wytrwale patrząc się na niego, choć całe moje zmrożone ciało drżało z mieszaniny uczuć złości i strachu. Na moje słowa III Rzesza zatrzymując się syknął z gniewu.
IIIR: Znowu to infantylne podejście. – Rzekł wpatrując się prosto w moje oczy a przeze mnie przeszły ciarki.
IIIR: Nie będę zabijać bo stanę się ojcem. Nie skrzywdzę żadnego istnienia by nie być jak ojciec. Nie będę jeść mięsa by nie być jak ojciec. – Mówił przedrzeźniając mnie a jego postać powoli stawała się przytłaczająca. Chciałem się cofnąć przed nim lecz nagle zniknął by w wszechogarniającym dymie i błysków kolorów niespodziewanie pojawić się przede mną.
IIIR: ERWACHSEN WERDEN (DOROŚNIJ!) – Wykrzyczał i wielką siłą walnął mnie w szczękę. Po jego uderzeniu całe miejsce, w którym byliśmy zabłysło jak flesz i przeraźliwie zadygotało na chwilę. Tracąc równowagę zatoczyłem się odsuwając się od ojca i odruchowo chwyciłem się za zranione miejsce przez ból, który był tak silny, że nie przestawał pulsować. Ojciec jednak nie czekał ani chwili dłużej i kolejny raz zamachnął się na mnie.
IIIR: SCHLANKER und einmal etwas richtig machen! (ZMĘŻNIEJ i zrób coś raz a porządnie!) – Podnosił głos raz za razem mnie bijąc a wraz z jego uderzeniami przestrzeń w której przebywaliśmy trzęsło się przeraźliwie i lśniło coraz silniej i intensywniej, aż po którymś razie upadłem przeraźliwie dysząc czując jak krew mi ścieka z nosa.
IIIR: Ile czasu będziesz się kryć za tymi słowami dygocząc ze strachu jak jakiś noworodek?! – Zapytał z opryskliwością stojąc nade mną a ja wytarłem silnie zbolałe miejsce jednak jak spojrzałem na rękę nie było tam żadnej krwi.
IIIR: A tak zapomniałem ci wspomnieć. – Rzekł niespodziewanie łagodnym tonem niż wcześniej kucając przede mną a chwytając mnie za włosy podniósł moją głowę by nasze spojrzenia się spotkały. Syknąłem z bólu.
IIIR: Ty jesteś świadomością, która jak ją zaatakuje czuje przeraźliwy ból, który przechodzi na ciało, ale nie krwawi. Ciekawe co? Więc każdy mój gniew poczujesz poczwórnie. Może dzięki temu zapamiętasz moje słowa. – Uśmiechnął się lekko pod nosem a jego zimne niebieskie oczy były przepełnione szaleństwem.
IIIR: Jednak na czym to ja skończyłem? – Zapytał retorycznie.
IIIR: Ah tak. – Rzekł a jego pięść z wielką siłą niż do tej pory walnęła mnie w brzuch. Tak jak zapowiedział poczułem przeraźliwy ból od uderzenia a ojciec puszczając moje włosy spowodował, że podpierając się rękami klękałem przed nim.
IIIR: Przestań udawać i wymyślać, że nic nie możesz chowając się za przeszłością. Chwyć za broń i walcz o swoje. Tyle lat cię uczyłem a wszystko to porzuciłeś dla swoich marnych ideałów. – Zaczął wstając by górować nade mną.
IIIR: Polska ma większe jaja od ciebie co w moim zdaniem powinno być dla ciebie największą obrazą. Jednak zważając na to kim jesteś, jedynym momentem w którym będziesz twardy jest wtedy kiedy je wsadzi w ciebie jak w dziwkę. – Na słowa ojca napiąłem wszystkie mięśnie i podniosłem na niego wzrok.
N: Nie twoja sprawa jak kieruję swoim życiem. – Syknąłem słysząc wszystkie jego obelgi w moją stronę.
N: Wojna ci odebrała rozum i wiem, że po tym jak przekroczyłeś tą granicę nie powróci Trzecia Rzesza, który miał choć w sobie odrobinę empatii i troszczył się o swoją rodzinę. Umarł. Przez to też nie pozwolę byś osądzał i oceniał moje postępowanie. Możesz mnie nazywać jak chcesz. Od pedała po dziwkę lecz nie złamiesz mojej woli. Pracowałem na to bardzo długo by oderwać się od twojego cienia. Może nadal się ciebie boję, ale dzięki temu wiem, że mam uczucia w sobie. – Mówiąc to cały czas patrzyłem się w stronę III Rzeszy powoli wstając na nogi.
N: Naśmiewaj się ile chcesz z mojego infantylnego podejścia, ale to ono mi ciągle przypomina, że jestem sobą i nie mam zamiaru nikogo skrzywdzić ani poświęcić używając przemocy by właśnie pokazać, że bez tego też można być silnym. – Wyrównując wzrok z ojcem stałem przed nim w cyklonie błysków różnokolorowych świateł. Pamiętam dobrze jak z uśmiechem na twarzy trenowałem z ojcem. Jak uczył mnie o jego światopoglądzie, postawy walki i strzelania jednak to wszystko stało się złudnym szczęściem kiedy zrozumiałem dlaczego mnie to wszystko uczył. Chciał bym mordował nie tylko wrogów ale niewinnych ludzi.
IIIR: Wie immer stark nur in Worten. (Jak zawsze mocny tylko w słowach.) – Westchnął podpierając widmowe ręce o biodra.
IIIR: Sam byś nie był taki silny by nawet tego dokonać dzięki mnie. Masz wielką siłę, masz wielki naród a nadal walczysz ze swoją naturą, którą, jak widzę, wzmocniłem bez potrzeby by ci ratowała życie. – Jego ostatnie słowa zmroziły mnie i sprawiły, że w śród na stałej ciszy wraz z lśniącymi impulsami pojawiły się dobrze mi znane makabryczne obrazy, zapachy i dźwięki upadającego Berlina. Wspomnienia kurzu, prochu, krwi i ciał, które nawiedzają mnie za każdym razem gdy pragnę zrobić krok w przepaść. Te same kiedy próbuję wznieść się nad budynkami sprawiają, że po pewnym czasie mój umysł je burzy zostawiając tylko zgliszcza wśród krzyków i wyć. A wśród tych wspomnień obraz jak ojciec wśród strzałów i wybuchów przytulając mnie żegnał się ze mną. "IIIR: To jest twoja spuścizna." Testowałeś na mnie.
IIIR: Chciałem byś stał się silniejszy.
N: Silniejszy? – Przerwałem mu czując jak coś we mnie się buzuje. Teraz to miało głębszy sens.
N: To przez ciebie wtedy straciłem kontrolę. Kiedy ty schowałeś się w bunkrze ja w napadzie szału zabijałem ludzi! Wrogów jak i swoich! Podałeś mi tą truciznę bym stał się machiną do zabijania! –Podnosząc głos w jego stronę nagle wyciągnął rękę i chwytając moją głowę z dużą siłą przycisnął do niewidzialnej ściany.
IIIR: Zrobiłem to byś przeżył i mnie pomścił. – Powiedział poważnym i syczącym głosem.
IIIR: Lecz ty okazałeś się za słaby jak w czasie narodzin by złączyć się ze swoją naturą. Pozwoliłeś by własne ognie cię pochłonęły, które będąc największym darem powinny być twoją siłą i dumą. – Chciałem się wyrwać z jego lodowatego uścisku lecz nie dawał mi tego dokonać.
N: Nie będę korzystać z takiego daru i to jeszcze od ciebie.
IIIR: Es ist bereits in dir! (To już jest w tobie!) – Zagrzmiał nade mną zwiększając nacisk dłoni na mojej czaszce.
IIIR: A właśnie przez taką postawę i głupią upartość prawie cię zabiły! – Spojrzałem kontem oka na postać III Rzeszy.
IIIR: Gdyby nie ja już dawno byłbyś w objęciach wiecznego snu. – Po tych słowach szybko odsunął się ode mnie a ja powoli prostując się widziałem w ciemności jak niespokojnie zabłysły wspomnienia kiedy czułem żar i obejmujące mnie ramiona śmierci gdy w szpitalu leżałem w głębokim śnie zawiśnięty w przestrzeni.
N: To byłeś ty. – Powiedziałem przypominając zimny do bólu dotyk dłoni, która wyciągnęła mnie z głębiny ciemności. Myślałem, że to było tylko złudzenie mojego umysłu. Lecz teraz wiedząc, że nim nie było bardziej nie rozumiałem jego postępowania. Dlaczego w tamtym momencie mnie uratowałeś? Mogłeś sam wejść w moje ciało i zrobić to co nie dokończyłeś kiedy byłeś w ciele Ameryki wiedząc, że jestem osłabiony. Usłyszałem krótki śmiech ojca.
IIIR: Ameryka miał więcej siły i dobre predyspozycje by w niego wejść niż teraz twoje wstrętne ciało, które jest do niczego. Nic bym nie zdziałał zwłaszcza teraz gdy grasuje w niej twoja nieokiełznana przez ciebie prawdziwa natura. A wiesz mi nie jestem aż tak głupi jak ZSRR by zostać przez nią pochłonięty i rozdarty na kawałki. - Mówił będąc odwrócony do mnie tyłem.
IIIR: Bardziej już wolałbym posiąść umysł Kazachstana lecz on jest za sprytny i butny by mnie wpuścić choć mamy podobne cele. Po za tym.... – Przerwał i powoli odwracając głowę w bok spojrzał w moją stronę.
IIIR: Nadal jesteś z mojej krwi. – Powiedział łagodnym głosem, który jak jego oczy mnie zaskoczył, że nawet nie zdążając tego przeanalizować poczułem jak jego osoba znika.
IIIR: Versuchen Sie daher nicht, erneut zu sterben. (Dlatego, nie próbuj ponownie umrzeć.) – Odbiło się echo jego głosu i już nie wyczuwałem obecności III Rzeszy ani nikogo innego. Stałem sam pośród otaczającej mnie ciemności po za czasem i przestrzenią. Spotkanie z ojcem było szokującym przeżyciem, że dopiero po chwili wypuściłem głośno powietrze, które do tej pory trzymałem w płucach. Najpierw Polska pobił moje ciało a teraz ojciec zbił astralną powłokę. Dużo się stało i mając teraz chwilę wytchnienia zobaczyłem, że znowu wokół mnie nastał spokój jaki widziałem na samym początku mego pobytu tutaj. To jest twoja spuścizna, co? Tak bardzo nienawidziłem tych słów, że próbowałem stworzyć swoje własne dziedzictwo myśląc, że dzięki temu całkowicie się odetnę od cienia ojca bym mógł pewnie zrobić krok w przód. Lecz byłem w będzie. Jak zawsze. Podnosząc powoli rękę walnąłem się w głowę. W ciągu tych kilku godzin popełniłem tyle błędów i nie słuchałem się mojej logiki, że całkowicie zburzyłem to co w sobie budowałem przez te kilka lat. Myślałem, że stworzyłem solidną konstrukcję z moich idei i postępów jednak teraz wiem, że tak naprawdę budowałem mur, który oddzielał mnie od samego siebie. Odcinałem wszystko to co mi przypominało ojca w tym także nieświadomie moją naturę, którą tak bardzo chciałem opanować. „P: Jesteś tylko moim Butem." Masz rację. Byłem od samego początku głupcem, który sam siebie więził i doprowadzał do tego, że chcąc poskromić moje lęki z przeszłości nie robiłem kroku w przód a zapędzałem się w błędne koło. „B: Wszyscy jesteśmy słabi." C: „Natury nie da się poskromić a co dopiero panować." „IIIR: Pozwoliłeś by własne ognie cię pochłonęły, które będąc twoją spuścizną powinny bić twoją siłą i dumą." Nie chciałem mu przyznawać racji lecz dzięki temu teraz wiem co tak naprawdę mam zrobić co już powinienem dawno uczynić. Czas się pogodzić. Zamknąłem oczy i wsłuchując się w dojmującą ciszę skoncentrowałem się na niej. W pewnym momencie poczułem jak zaczynam się przesuwać w różne kierunki a wraz ze mną miejsce, w którym byłem dopóki nie ujrzałem jasnego światła. Powoli otworzyłem oczy a przede mną jaśniała czerwona iskra. Błyskała i emanowała wielką siłą, że aż parzyła. Stojąc naprzeciw jarzącego się światła koncentrując całą swoją uwagę na niej powoli całą swoją osobą wyczuwałem dobrze mi znany jej gniew. Skupiając się coraz dłużej na tej formie wyłapywałem wśród dojmującej wściekłości i nienawiści głęboki ból, smutek i strach. Czując to wszystko mrużąc oczy od blasku ostrożnie wyciągnąłem do niej dłoń i nie zważając na gorąc dotknąłem czerwonej iskry.
N: Wybacz. – Gdy to powiedziałem emanujące światło momentalnie mnie pochłonęło wraz ze swoimi chaotycznymi uczuciami. Przeraziłem się nagłym naciskiem żaru i wszechogarniającego gorąca lecz powoli pozwalałem by ognie mnie otoczyły i zabrały mnie w swoją otchłań bym, w końcu je zrozumiał.
Pov. Białoruś
Walczyłam wiele minut a może i nawet godzinę nie mogłam tego stwierdzić lecz wyczuwałam jak moje poważnie poranione od miecza ciało już nie nadążało za atakami Litwy, która w przeciwieństwie do mnie nawet się nie zmęczyła ani nie zwolniła ruchów. Nie mogłam dobrze się bronić ani atakować a wszystko przez odciętą rękę, która sprawiała, że szybciej witalność ze mnie uciekała.
L: Przyznaj się w końcu przed samą sobą, że przegrałaś a zakończę to szybko. – Powiedziała gdy odskoczyłyśmy od siebie po kolejnym ataku.
B: Jakbyś chciała już dawno byś to zakończyła. – Rzekłam dysząc przeraźliwie czując jak ze mnie się lało jak z wodospadu a przez to, że cięte rany coraz wolniej się zaklepywały moje ciało co chwilę drżało od piekącego bólu.
L: Prawda. Jednak co ja poradzę, że przyjemnie mi się z tobą walczy. – Powiedziała odchylając miecz na bok mając na twarzy lekki uśmiech. Muszę to szybko zakończyć.
L: Jesteś szybka, zwinna a twoja reakcja jak i regeneracja jest na wysokim poziomie, że nawet jeżeli zostałaś poważnie zraniona masz siłę się ruszać. – Mówiła wychwalając mi a ja za ten czas szukałam sposobu by ją obezwładnić bo o zabiciu nie było mowy. Polska by mnie później zamordował za to.
L: Przez to nie mogę ścierpieć, że marnujesz na mnie swoją moc, którą mogłabyś wykorzystać do lepszych celów jako przywódca swojego narodu niż ten, który jest teraz u władzy. - Westchnęłam poprawiając wstęgę na kikucie, który już dawno przestał boleć a jedynie swędzieć.
B: Podziękuję. – Na moje słowo Litwa podniosła brwi ze zdziwienia.
L: Dlaczego tak bardzo unikasz by twój naród był szczęśliwy? Kiedy państwo jest zdrowe ty też jesteś. W ten sposób mogłabyś uzdrowić więcej ludzi niż w tym małym szpitalu. – Przemówiła a jej słowa dla mnie nic nie znaczyły. Lecz przypomniałam sobie mimochodem, tych wszystkich Flagowców, którzy wspominali z cichą tęsknotą za czasami kiedy byli władcami całego swojego ludu a ja nawet nie wiem co to za uczucie.
B: Moja wiedza bardziej się przyda jak mówisz w tym małym szpitalu niż w gronie bufonowatych ludzi, którzy nie słuchając nikogo, nie widzą nic oprócz czubek swojego nosa. – Odpowiedziałam nie pokazując emocji czekając na kolejne uderzenie ze strony Litwy. Tak naprawdę nigdy nie byłam u władzy mojego tak zwanego państwa. Przez całe moje istnienie byłam uwięziona w posiadłości ZSRR'a gdzie jedyną informacją była wszechobecna propaganda. Więc nic nie wiedziałam o świecie tylko to co przeczytałam z książek przed tym jak przeprowadziliśmy się do Neutralnego Miasta i zobaczyłam prawdę oraz prawdziwe życie.
B: Już dawno zauważyłam, że świat idzie ku destrukcji i nic nie zmienisz przywracając do władzy Flagowców. Tak naprawdę przez to przyśpieszyłabyś to co nieuniknione. – Ukradkiem rozglądając się po magazynie zauważyłam, że na jednym z półek na prawie samym szczycie jest umieszczony stos żelaznych rur.
L: Właśnie dlatego trzeba to zrobić. Zniszczyć dawny świat by nastał nowy. – Zrobiła krok w moją stronę. Stos był nade mną. Gdyby tylko tutaj się zbliżyła mogłabym ją tym obezwładnić.
B: Nawet jeżeli przez to zginie wiele niewinnych ludzi? – Zapytałam tak naprawdę drażniąc ją by popełniła błąd.
L: I tak już giną za nic! – Ryknęła a jej ludzkie jak i końskie mięśnie zafalowały od nagłego gniewu.
L: Codziennie jakiś Półflagowiec znika lub ginie od nienawiści „normalnych" do Flagowców a my nic nie możemy z tym zrobić. – Po każdym słowie wypowiedzianym ze smutkiem robiła krok a ja z cierpliwością zginając kolana czekałam na odpowiednią okazję.
L: Chcę by wszyscy czuli się bezpieczni gdzie nie trzeba się bać i walczyć o marne przetrwanie zatracając się w dopasowywaniu się do kultury „normalnych". Zrobię wszystko by tak się stało! – Mówiła podniesionym głosem obróciwszy miecz w ręce i ustawiając tarczę przy piersi.
L: Przyrzekam to wszystkim. Jako Flagowiec i matka! – Wykrzyczała i natarła na mnie z nową siłą. Jak tylko mogłam napięłam mięśnie i odskoczyłam do tyłu by wystrzeliwując szarfą zrzucić na nią stos ciężkich rur, które z wielkim hukiem spadły na nią. Jednak i tak jej miecz dosięgł mnie i zostawił wielki czerwony ślad na mojej piersi. Z głuchym jękiem chwytając się za nową ranę spojrzałem na nią. Była głęboka przez to wiedziałam, że już się nie zrośnie. Matka narodu się znalazła.
B: Będziesz musiała poczekać z twoimi przyrzeczeniami gdy zapłacisz za wszystkie zbrodnie. – Prychnęłam w stronę Litwy a słysząc dźwięki przesuwanego żelastwa czekałem w napięciu. Kiedy wygrzebała się ze sterty od razu ostatkami sił ją zaatakowałam.
Pov. Niemcy
Nieoczekiwanie obudziłem się biorąc głęboki wdech jak podczas wynurzenia się a pierwszą rzeczą co mnie przywitało była pięść biało-czerwonego Flagowca. W ostatniej chwili chwyciłem ją by powstrzymać od dotarcia do celu. Siłując się z Flagowcem czułem się o wiele lepiej niż kiedykolwiek i nie marnując czasu wziąłem się w sobie i nagromadziwszy siły ile zdołałem robiąc unik od drugiej pięści Polski schyliłem się i chwytając go za tors rozkładając przy tym skrzydła sprawiłem, że wepchnąłem go na pobliską ścianę, która od uderzenia rozleciała się pod plecami Polski. Przelatując przez mur i wpadając na zewnątrz gdzie grasowała burza potoczyliśmy się po twardym betonie nim w końcu będąc nad Flagowcem przygwoździłem go do ziemi. Mężczyzna szarpał się pode mną jak rozwścieczone zwierzę lecz nie dając mu się wyrwać mocno trzymałem jego nadgarstki.
N: POLSKA! – Wykrzyczałem jego imię by mnie usłyszał nie tylko w odgłosach burzy.
N: Wiem, że tam jesteś! Wiem, że mnie słyszysz! – Krzyczałem w niebogłosy walcząc z jego silnymi rękami patrząc prosto w jego twarz, na której wyrastały małe pióra jak śnieżnobiała obwódka gdzie pod nimi majaczyło poszarpane lewe ucho.
N: POLSKA! Czytałem twoje listy i rozumiem jak czujesz się bezradny i winny za to co się stało! Za to co mi zrobiłeś i czego nie mogłeś! Nie winię cię a tym bardziej siebie! – mówiłem głośno i wyraźnie by żadne słowo nie było zagłuszone.
N: Przepełnia cię ciągła frustracja, złość oraz słabość na niemożność obudzenia się i bycia biernym obserwatorem! WIEM JAKIE TO UCZUCIE! – Polska chciał mnie kopnąć lecz zauważając jego ruch szybko obezwładniłem jego atak.
N: Chcesz opanować swoją naturę lecz nie możesz tego zrobić! Jest od ciebie o wiele bardziej silniejsza a nawet potężniejsza od mojej. Przez co ciągle z nią przegrywasz raz za razem będąc wypychanym ze swojego umysłu! NIE WALCZ! – Nie widziałem po nim ani po jego ruchach, że mnie rozumie czy w ogóle docierają do niego moje słowa lecz wierzę, że mnie tam słyszy.
N: POGÓDŹ SIĘ! – Wykrzyczałem z całych płuc.
N: Wiem, że to jest trudne, ale nie opuszczę cię! – Trzymając Polskę czułem jak coraz bardziej się szarpał, że po chwili jego siła się wzmogła i jednym szarpnięciem wypychając mnie do tyłu oswobodził się. Robiąc przewrót w ostatniej chwili chwyciłem ręce rozjuszonego Flagowca by mnie nie dosięgnął.
N: JESTEM PRZY TOBIE! – Siłowaliśmy się lecz on będąc silniejszy ode mnie praktycznie wbijał mnie w beton. Jednak nie trwało to długo gdy z wielkim wigorem walnąwszy mnie głową sprawił, że na chwilę zaćmiło mi się przed oczami a jego szpony już dosięgały mojej twarzy. Szybko zasłoniłem się skrzydłami lecz Polska przejeżdżając po nich pazurami przy dźwiękach rozrywanego metalu poczułem ból i wypływającą krew. Będąc w swojej naturze rana szybko się zasklepiła i z całą siłą wyprostowując orlą cześć ciała trafiłem w Polskę.
N: Będę przy tobie nie ważne ile to potrwa i ile ścierpię ponieważ NIGDY CIĘ NIE ZOSTAWIĘ! NIGDY! –Na moje słowa jego ciało zadrgało jednak to go nie powstrzymało i z wielką prędkością znów zaatakował.
Pov. Polska
Kim jesteś?... Nie pozwolę by cię zabili... Jest to obiekt 03... Polska idź z ojcem... Oni są częścią nas a my ich. Chociaż się nie nudzisz... Cholera... Opiekuj się siostrą... Oni są częścią nas a my ich. Ze wszystkich sił chcesz normalnego życia... Nie oglądaj się... Oni nas wszystkich pozabijają... Musisz być silny... Rozcinaj go powoli... Oni są częścią nas a my ich. Jak się nazywasz?... Dlaczego mnie prześladujesz?... Oni są częścią nas a my ich. Za każdym razem kiedy ciebie widzę doznaję tortur!... Oni są częścią nas a my ich. Oni są częścią nas a my ich. Proszę, po prostu mnie zostaw... Polska! Twoja natura pragnie krwi... Polska!... POLSKA!...
W kakofonii głosów i szumów, które mnie otaczały i sprawiały, że kuląc się zatracałem się w moim umyśle, usłyszałem inny głos. Nowy, różniący się od reszty. Najpierw niewyraźny jak bełkot pod wodą zagłuszany przez inne by powoli wśród zgiełku pojawić się gdzieś w oddali jak szept, który przybrał formę małej jaśniejącej kulki.
P: Niemcy? – Jednak zamiast niego zobaczyłem poświatę, od której czułem jak bucha od niej ogromny znajomy gorąc. Nie. Przerażony od razu odsunąłem się od tego żaru, który nieubłagalnie palił moją postać oraz duszę. Tylko nie to. Otoczony zgiełkiem głosów, które wraz zbliżającą się jaśniejącą kulką wzmagały się dudniąc w moim umyśle odwracając się zacząłem biec. Zostaw mnie. Pędziłem ile sił coraz głębiej wchodząc w kakofonię przerażających dźwięków oraz głosów dawnych wspomnień, które coraz ciaśniej mnie otaczały by uciec od znajomego gorąca. Zostaw mnie. Jednak poświata uparcie mnie goniła jak drapieżnik swoją ofiarę a ja słyszałem jak z jej wnętrza dochodził głos Niemca. Wiem, że tam jesteś! Wiem, że... Nie... Siebie... Słyszałem go lecz nie chcąc tego słuchać każde słowo które do mnie docierało, wypierałem w sobie przyśpieszając pędu. Lecz ile bym biegł by się oddalić od palącej poświaty ona mnie dogoniła i wraz z oślepiającym blaskiem poczułem przerażający ból. Jakby przeszła prze ze mnie wielka błyskawica, która docierając do każdego zakamarka mojej postaci sparaliżowała mnie a głosy w moim umyśle się zmogły. Nie możesz mi pomóc... Nie rób nic pochopnie... Wyjdź...
Pov. Niemcy
W niemiłosiernie spadającym deszczu, który spowalniał moje ruchy z całych moich sił unikałem jak potrafiłem pięści, nogi i skrzydła Flagowca. Lecz kiedy walka coraz dłużej trwała jego szpony i pióra częściej mnie dosięgały powodując co chwila to głębsze rany, które dłużej się goiły. Odskakując od kolejnego natarcia w moją stronę źle stanąłem a to sprawiło, że ręce Polski w raz z dojmującym rykiem dosięgły mojej szyi. Ściskając moje struny w raz łopotem skrzydeł nagle szarpnął mnie ciągnąc ku górze. Chciałem się uwolnić od silnych rąk, które odcięły mi całkowicie dopływ powietrza lecz ciągle niesiony do nieba czułem się jak wisielec na bardzo grubym sznurze. W końcu dosięgając pewną wysokość Polska nagle się zatrzymał a ja miałem przez krótką chwilę sposobność na uwolnienie. Nie tracąc sposobności trzymając za nadgarstki biało-czerwonego Flagowca przyciągnąłem do siebie nogi i z wielkim impetem kopnąłem go w brzuch. Polska zginając się zelżał uścisk na moim gardle a ja obracając ciałem dzięki sile skrzydeł wykręciłem mu ręce w taki sposób, że z głuchym jękiem w końcu mnie puścił. Oswobodzony zauważyłem postać Polski chwilę machającą skrzydłami nim jak słup soli zaczęła spadać w dół.
N: Polska. – Szybko pikując dosięgłem Flagowca i chwytając Flagowca pod pachami podciągnąłem go trochę do góry. Gdy przywykłem do nowego ciężaru głęboko oddychając zacząłem powoli obniżać lot by postawić nas na ziemię. Myślałem, że to koniec i nie zwracając na nic uwagę zastanawiałem się nad kolejnym ruchem. To był błąd. Nagle poczułem wielkie szarpnięcie za moje skrzydła i wielki ból kiedy z przerażającą prędkością odrzutu moje plecy zderzyły się ze ścianą powodując napięcie wszystkich moich mięśni.
Pov. Polska
Ciężko upadłem tracąc dech i możliwość czymkolwiek poruszyć. Oślepiony łuną moje ciało przeraźliwie drżało od niedawnego przeszywającego impulsu spowodowanego zetknięciem się świetlistej kuli, która znów wśród zgiełku uparcie coś do mnie mówiła lecz nie mogąc tego ścierpieć klękając zatkałem uszy. „Nie walcz." „Pogódź się." Usłyszałem stłumiony głos Niemca wśród odczuwającego cierpienia jednak nie miały dla mnie sensu. Ponieważ ja już się pogodziłem, że nie będę mieś szczęśliwego zakończenia. Zostaw mnie. Zostaw mnie. Zostaw mnie! Mówiłem w sobie odpychając od siebie głos bliskiego mi Flagowca by znowu nie odczuć przeszywającego na wskroś bólu i palącego gorąca. Kuliłem się w sobie powtarzając te same słowa a jazgot dźwięków przeszłości znów przybrał na sile sprawiając, że rwąc bębenki w uszach torturował mój umysł przygwożdżając mnie wspomnieniami. Coś ty sobie myślał... To ma być ratowanie?!... Oni są częścią nas a my ich. Jesteś nikim....
P: ZOSTAW MNIE!
Pov. Niemcy
P: Zostaw mnie! – Wykrzyczał gardłowym głosem prosto w moją twarz kiedy silną dłonią chwycił mnie za czaszkę i przycisnął z powrotem do ściany. Chciałem się oswobodzić, ale ręka Polski powoli swoimi palcami miażdżyła mi czaszkę jak imadło.
P: Zostaw mnie. Zostaw mnie. Zostaw mnie. – Powtarzał waląc mnie raz za razem o ścianę tak, że po chwili z moich ust, nosa i oczu zaczęła lecieć krew czując jak kość powoli pękała. Po kolejnym uderzeniu puścił moją głowę by od razu na moich barkach zatopić swoje ostre jak brzytwa szpony rwąc moją skórę. Zawyłem próbując odepchnąć biało-czerwonego Flagowca jednak przez wielkie uszkodzenie głowy, które sprawiło, że moja regeneracja spadła Polska jeszcze bardziej wbił się we mnie aż do krwi rozrywać moje ciało. Jęknąłem z przeszywającego bólu lecz Polska nie dając mi ani tchu trzymając mnie rękami brutalnie odrzucił na bok tak że straciłem równowagę i upadłem na twarz.
P: Zostaw mnie! - Ryknął nade mną wraz z burzą.
N: Nie mam takiego zamiaru. – Syknąłem i chciałem szybko powstać lecz nagle wielki ból przeszył moje ciało kiedy coś ciężkiego upadło na moją lewą łydkę łamiąc w niej z głuchym gruchotem kości. Krzyknąłem i robiąc obrót zamachnąłem się czarnymi skrzydłami na Polskę gdzie jego stopa była na moim złamaniu. Twarde jak stal czarne pióra dosięgły odsuwającego się Flagowca i pozostawiły głębokie ślady na jego czerwonym ciele. Będąc wolny zatrzepotałem skrzydłami by trzymać przeciwnika z daleka od siebie a robiąc szybkie ruchy podniosłem się i stanąłem na jednej nodze.
N: Wrócisz do mnie nawet jak będę musiał wszystko poświęcić. NIE ZOSTAWIĘ CIĘ! – Wykrzyczałem wpatrując się w udekorowane piórami oczy Polski, które wręcz paliły nienawiścią. Rzucił się na mnie a podtrzymując się podmuchami skrzydeł zacząłem unikać nacierające na mnie ciosy ze strony Polski. Latając wokół niego czując jak złamana kość z wielkim bólem zrastała się z kaskadą krwi, która wsiąkała w spodnie, umykałem przed szponami Flagowca.
Pov. Polska
Krzyczałem, płakałem lecz otaczający jazgot wokół mnie tak przybrał na sile, że cały mój głos został zagłuszony. Nie miałem dokąd uciec. Nic nie mogłem zrobić a przez powiększające się ciśnienie nie wytrzymałem. W całym tym nieustającym zgiełku bólu i rozpaczy nagle coś we mnie pękło. Zamarłem a wszystko wokół mnie spowolniło się w czasie, że nie mogąc wziąć wdechu ani się poruszyć ciężko opadłem bez sił a wszystko stało się niewyraźne i zamglone. Zostaw mnie... Oni są częścią nas a my ich. Ciężko ci ją opanować... Widzę po tobie, że ciebie męczy... Śmierć nie jest wyjściem lecz odpowiedzią...
Nieruchomo klęcząc jak szmaciana lalka czułem się jak moja świadomość mnie opuszcza o to co we mnie pękło rozkruszało się na mniejsze kawałki sprawiając, że czułem tylko wszechogarniającą pustkę. Nic już prawie nie odczuwałem tylko szum głosów, które nie odchodząc ode mnie ciągle krążyły męcząc mnie dźwiękami przeszłości. Ciągle i ciągle jak błędne koło, w którym z każdą sekundą opadałem z sił. Mam już dość. Powiedziałem do siebie a głosy jakby oczekując tego pomału spoiły się w jedną spójną melancholijną melodię. Choć stawały się coraz głośniejsze usypiały mnie w tym cierpieniu, które powoli mnie otępiało. Jednak jeden głos odbiegający od innych nie pozwalał mi zasnąć i nie przestając wdzierać się raz za razem do mojego tępego umysłu w końcu zagrzmiał.
N: Nie zostawię cię!
Pov. Niemcy
Po paru chwilach tego śmiercionośnego tańca odczuwałem zmęczenie, ale nie tak wielkie bym się jeszcze poddał. Robiąc kolejny płynny unik chciałem pojawić się za nim by mieś możliwość obezwładnienia go lecz Flagowiec był szybszy. Chwycił za moje skrzydła i robiąc młynek rzucił mną o ziemię tak, że kolejne mocne uderzenie w kręgosłup sprawiło, że przez chwilę nie mogłem niczym ruszać będąc całkowicie sparaliżowany. Polska nie tracąc czasu jak zwierzę skoczył na mnie i klęcząc na mojej piersi przyciskając moje ciało swoją osobą. Chwycił za oba moje skrzydła i zaczął je ciągnąć w obie strony. Wyrywał mi je z pleców sprawiając, że czułem jak skóra i kości odrywają się od siebie. Duszność przez nacisk na moją klatkę piersiową oraz przeraźliwy ból rwanego ciała spowodowało, że z krzykiem mając już czucie w ciele wbiłem moje szpony w jego uda tak głęboko jak jego twarde mięśnie mi na to pozwalały. Polska ryknął lecz nie puścił moich skrzydeł tylko w szale z niespodziewaną siłą szarpnął je tak mocno że z głuchym chrupnięciem wyszły ze stawów. Razem z Flagowcem wydając dzięki ze swoich gardeł nawzajem próbowaliśmy się uwolnić od ucisków przeciwnika. Czując cały czas deszcz na twarzy, który całkowicie przemókł nasze ubrania w końcu Polska puścił moje skrzydła by patrząc się prosto w moje oczy podnieść splecione ręce nad głową. Patrzyliśmy się na siebie a czas jakby na chwilę się zatrzymał. Z tak bliska w piwnych tęczówkach Flagowca widziałem wielką wściekłość oraz furię, ale też i smutek. W tym głębokim ukrytym żalu zobaczyłem mojego ukochanego, że zapatrzony w to po chwili ocknąwszy się ujrzałem jak Polska zamachnął się na mnie zaplecionymi dłońmi. Widząc nadchodzący atak wyjąłem palce z ud Flagowca i osłoniłem twarz rękami zasłaniając tym samym widok na górującego nade mną Polskę.
Pov. Polska
„Nie zostawię cię!" Chciałem je zignorować lecz na te słowa coś bardzo głęboko we mnie pragnąc żyć powstrzymało moje ja od całkowitego uśnięcia i ostatkami sił trzymało mój otępiały umysł w świadomości.
N: Wrócisz do mnie nawet jak będę musiał wszystko poświęcić. – Mówił a ja powoli podnosząc wzrok zobaczyłem jak przede mną migocze małe światełko, od którego wydobywał się głos Niemca. To samo światło, które ciągle odrzucałem od siebie i które ciągle do mnie powracało jak bumerang. Dlaczego?
N: NIE ZOSTAWIĘ CIĘ! – Huknął niespodziewanie, że aż dostałem ciarek a głosy wokół mnie zamilkły. Patrząc się na jarzącą się łunę, która oślepiając mnie ciągle parzyła i paliła, czułem w niej coś jeszcze. Coś co właśnie sprowadzało, że chciałem być jak najdalej od tego żaru. Gorąca, które było wypełnione łagodnością, szczęściem i przyjemnością. Lecz nie mogąc się ruszyć tylko zaciskając zęby mrużyłem z bólu powieki. Nie zbliżaj się.
N: Wcale cię nie olewałem... Chcę ci coś powiedzieć... Nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem... Nie oszukuj... Jestem przy tobie... Chcę być z tobą... Nie zostawię cię. - Każde słowo wydobywające się z tej małej poświaty wypełnione radością i szczęściem sprawiało mi coraz większe cierpienie wypalając moją istotę do ostatniej komórki. Coraz bardziej się bałem. Lękałem się lecz nie tej zbliżającej się poświaty a to co ja mogę jej zrobić. Uciekałem by chroniłem nie siebie a poświatę ode mnie dlatego, że jest to jedyna rzecz, która będąc mi bardzo bliska pozostała żywa pośród tego zniszczenia i syfu, który po sobie pozostawiam. Nie wiedząc co zrobić klęcząc spuszczając głowę w dół zacisnąłem oczy by szybko pochłonęła mnie nicość lecz znów usłyszałem głos Niemca.
N: Powiesz mi co się dzieje? – Na te słowa znieruchomiałem a niewielka poświata zamilkła jakby oczekując na moją odpowiedź. Trwałem niewiadomą mi ilość czasu lecz nic nie powiedziałem. Tak samo jak w dniu kiedy Niemiec mnie o to zapytał nie umiałem powiedzieć o moich uczuciach raniąc go kolejny raz. Na początku naszej nowej relacji nie wiedziałem dokładnie co czułem do Niemca mając mętlik w głowie lecz teraz mając wszystko poukładane wiedziałem co odczuwałem. Wiedziałem i przez to jeszcze bardziej się bałem tego powiedzieć ponieważ kiedy to oświadczę mogę już nigdy go nie zobaczyć sprowadzając na niego moje nieszczęście. Moją klątwę w której każda moja bliska osoba odchodziła ode mnie.
Trwając w tej nieprzeniknionej ciszy i pustce w żarze małej poświaty powoli do mnie powróciły wspomnienia jak to na wieżowcu w bezchmurny dzień powiedziałem do Niemca, żeby był moim wielkim wrzutem na dupie. Choć w tamtym momencie chciałem by tak było i przymnie trwał teraz nie jestem tego pewny. Nic nie jest jasne kiedy przez te kilka dni widziałem go balansującego między śmiercią a życiem przez moją klątwę. Wiem tylko, że chce by żył jednak beze mnie. Nie ma innej opcji.
Pogodziłem się z tą myślą lecz z jakiegoś powodu ciągle trwałem w tej przestrzeni a gorąc z małej poświaty nie przestawał wylewać się na mnie gdzie wraz w nim spływało po mnie coś jeszcze. Jedno zdanie jak cichy, szept, który opatulał mnie w ciepłym objęciu „N: Nigdy cię nie zostawię. Nigdy cię nie zostawię. Nigdy cię nie zostawię.". Jak echo powtarzały się sprawiając, że powoli w mym pękniętym sercu wpłynął we mnie dziwny spokój, który bolał jak cholera. Przez całe moje życie patrząc jak moi bliscy odchodzą, opuszczają mnie na zawsze, nawet jak się starałem by tak się niestało, sądziłem, że tylko na takie zakończenie zasługuję. Że nie istnieje dla mnie happy ever after tylko samotność. Pogodziłem się z tym lecz przez słowa Niemca teraz zrozumiałem, że tak naprawdę byłem zmęczony i chciałem po prostu od wszystkiego uciec. Choć tyle słów usłyszałem wypowiedziane jego głosem to tylko to jedno zdanie utkwiło w mej głowie. Pewne i wyraźne jak bezchmurne niebo zdanie, które powstrzymywało mnie od zapieczętowania mojej decyzji. „Nigdy cię nie zostawię." Mogły to być tylko puste słowa, które miały mnie pocieszyć lecz nimi nie były. Czułem całym sobą jak Niemiec mówiąc to nie tylko obwieszczał, że żyje ale i przysięgał, że będzie nieważne co się stanie. Zaśmiałem się do samego siebie. Zapomniałem jak to jest walczyć o swoje. Ja który nigdy się nie poddawał. Podniosłem wzrok na jedyną jasność w tej przestrzeni. Promieniowała wielkim żarem, że aż to było nie możliwe, że taka moc może być w tak małej posturze. Delikatnie wyciągając ręce wziąłem ją w drżące dłonie i choć mogło się wydawać, że zaraz przejdzie przeze mnie niewiarygodny ból to tak się nie stało. Widząc jak moje dłonie rozżarzyły się jak żelazo to tylko miłe uczucie ciepła przepływało przeze mnie od dłoni przez żyły trafiając do każdego zakamarka mojej istoty. Dostałem ciarek a wielce ciążącą na moich dłoniach kulkę już nie chciałem puścić. Strach, który odczuwałem do jej poświaty i gorąca całkowicie znikł a zamiast tego odczułem wielką ulgę i szczęście, że kiedy przyjemne ciepło dotarło prosto do mojego spękanego serca poczułem jak na nowo mocno zabiło. To było bolące lecz wspaniałe uczucie, które od wieków nie czułem będąc zagubiony i bezradny w moim umyśle, że kiedy na nowo je doświadczyłem rozpłakałem się. Dziękuję, że zostałeś. Poświata migocząc ciągle milczała oczekując na moją odpowiedź a ja uśmiechając się zamykając ją w dłoniach wyszeptałem jej słowa, których od dawna do niego nie powiedziałem. Których się potwornie bałem sądząc, że są przekleństwem. Wtem cały gorąc ukrywający się w małej poświacie nagle rozlał się rozgrzewając mnie do czerwoności, lecz już jej się nie obawiałem i pozwoliłem by mnie otoczyła oraz rozjaśniła miejsce, w którym kłębiące się głosy rozproszyły się. Zasługuję na szczęście.
Pov. Niemcy
Przeraźliwie dysząc czekałem na uderzenie lecz nic nie nadeszło. Jeszcze chwilę trwałem w tej pozie z tłukącym się sercem w piersi nim zamiast spodziewanego ataku usłyszałem jak z wielkim głuchym dźwiękiem coś spadło po obu stronach mojej głowy. Leżąc na plecach słyszałem tylko szumie deszczu nasze niemiarowe dyszenie. Powoli odsuwając ręce od twarzy zobaczyłem jak nade mną opierając się rękami znajdował się biało-czerwony Flagowiec, który zsunął swoje nogi ze mnie. W końcu mogłem wziąć głębszy oddech.
P: Bucie. – Wyszeptał po chwili przez zaciśnięte zęby trzęsąc się jak osika mając w zaszklonych oczach wymalowany ból, smutek i ulgę. Chociaż deszcz na nas niemiłosiernie spadał mocząc nasze postacie wydawało mi się, że co innego tak naprawdę na moją twarz skapywało. Jednak to nie było ważne ponieważ Polska wrócił do mnie a w jego oczach całe to zwierzęce szaleństwo znikło ukazując człowieka, którego tak dobrze znam. Uśmiechnąłem się w jego stronę z wielką ulgą i szczęściem.
N: Tak. Jestem Butem. – Rzekłem i wziąwszy świszczący wdech dodałem.
N: Twoim na zawsze. – Po tym rozluźniając mięśnie trwaliśmy dłuższą chwilę w milczeniu gdzie Polska raz za razem trząsł się wśród zimnego deszczu.
Pov. Polska
Mając spuchnięte oczy widziałem właściciela głosu, który był jest i będzie moim światłem. Podpierając się na rękach klęczałem nad czarno-czerwono-żółtym Flagowcem. Był cały poobijany i chociaż deszcz zmywał krew z jego skóry widziałem smugi wychodzące z jego oczy, nosa i ust. Ubranie było podarte i przesiąknięte czerwonym osoczem a jego czarne skrzydła poszarpane teraz leżały bezwładnie pod Niemcem jak czarna migocząca od deszczu płachta. Widząc to byłem na siebie zły wiedząc, że to ja mu to wszystko zrobiłem, ale to uczucie szybko zostało stłumione przez ogarniające mnie szczęście widząc go choć poturbowanego, żywego patrzącego swoimi niebieskimi oczami. Czucie błogości w raz deszczem spływało po mnie tak wielce, że przez dłuższy czas nie mogłem powstrzymać drżenia ciała i kilku łez ulgi. Tak się cieszę, że jesteś.
Minęła chwila nim opanowując emocje zachodząc z Niemca pomogłem mu wstać do pozycji siedzącej. Jego skrzydła nienaturalny sposób oklapły, ale widząc jak do mnie pogodnie się uśmiechał nie wytrzymałem i wziąwszy go w objęcia rzekłem słowa, które wcześniej były moją słabością teraz stały się nową siłą.
Pov. Niemcy
P: Kocham cię.– Powiedział do mojego ucha.
P: Kurewsko cię kocham. – Powtórzył przytulając mnie trochę za mocno, że aż skrzywiłem się z bólu. Lecz to było nic w porównywaniu z tym co właśnie usłyszałem. Kocham cię. Te słowa zaskoczyły mnie, że przez pewien czas nie wiedziałem co zrobić. Pierwszy raz powiedział do mnie te słowa, że wszystkie te godziny bólu, strachu, niepokoju i cierpienia stały się nieważne. Czując ciepło ciała Polski w tym ciemnym i zimnym od deszczu miejscu kamień spadł mi z serca a kładąc ręce na jego plecach odwzajemniłem uścisk.
N: Ich liebe dich. (Kocham cię)
***********************************************************************************************
uufff
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top