Ostatnia ofiara

Pov. Polska

„ Kocham cię." Tak bardzo się bałem wypowiedzieć te dwa durne słowa, że w końcu wypowiadając je na głos poczułem wielkie szczęście i teraz trzymając w objęciach Niemca chcę trwać w tej chwili i za każdym razem powtarzać je bez końca. Lecz się powstrzymałem. Co za dużo to nie zdrowo. Powoli uwolniłem kochanego Flagowca z objęć i kładąc ręce na jego barkach spojrzałem mu prosto w niebieskie oczy.

P: Dziękuję, że nie odszedłeś. - Powiedziałem z wielką ulgą w sercu i choć było ciemno widziałem jak jego tęczówki świeciły radością.

N: Nie łatwo mnie zabić. - Na jego słowa głośno prychnąłem spuszczając głowę między ramionami czując jak emocje mnie przytłaczają. Nie łatwo mnie zabić. Słysząc moje zdanie w innych ustach zrozumiałem dlaczego ludzie tak się wkurzali gdy je wypowiadałem. Dopiero po chwili chowając białe skrzydła znów na niego spojrzałem.

P: To widać. Lecz czy moje alter ego zrobiło ci większą krzywdę? – Zapytałem bacznie obserwując każdy fragment jego poturbowanego ciała gdzie powoli pod zniszczonymi ubraniami zasklepiały się płytkie jak i te głębsze zranienia.

N: Nic poważnego co byś musiał się martwić. – Rzekł machnąwszy ręką bym się nie przejmował lecz przez ten ruch zauważyłem jak na twarzy Niemca pojawił się lekki grymas.

P: Niemcy. – Zacząłem chwytając pewniej jego ramiona.

P: Znam cię i nie sądzę byś był lepszy ode mnie w walce nawet ze swoją naturą. – Na moje słowa Niemcy ciężko westchnął i zrobił ruch jakby poprawiał okulary, których nie miał. Chociaż tego nie wiedział to każdy jego gest, grymas twarzy i dźwięk głosu sprawiał, że rozpływałem się w szczęściu a kąciki moich ust mimowolnie wyginały się w uśmiechu. Cholernie za tym tęskniłem.

N: Było dobrze nim złamałeś mi nogę i wyrwałeś skrzydła ze stawów. – Powiedział ze zrezygnowaniem w głosie spuszczając wzrok. Chociaż mnie bolało, że zrobiłem mu krzywdę to muszę mu przyznać, że w całym rozliczeniu, w którym mogłem więcej okropnych rzeczy mu zrobić, nie jest tak źle.

P: Wybacz, że musiałeś to wszystko wycierpieć. – Powiedziałem przejeżdżając zewnętrzną stroną dłoni po jego policzku. Niemiec podniósł wzrok na mnie.

P: Za rekompensatę nastawię ci je. – Nie czekając na zgodę wstając poszedłem Niemca by mając lepszy dostęp do jego nienaturalnie leżących czarnych skrzydeł. Klęknąłem przed ciemnymi piórami wyglądających jak przemoczony pierzasty płaszcz i chwilę zostałem w tej pozie wpatrując się w skrzydła Flagowca rozmyślając jak bardzo bałem się o jego życie. Odchodziłem od zmysłów i ciągle walczyłem z mrocznymi myślami by nie myśląc o jego stracie nie oszaleć, że teraz widząc go przede mną całego i zdrowego zastanowiło mnie jak to się stało.

P: Jednak, jeżeli tu jesteś to znaczy, że Białoruś stworzyła lek? - Zapytałem chwytając prawe jego skrzydło by powoli obracając nastawić je.

N: Nie. – Zaczął i od razu przerwał rozmyślając nad odpowiedzią, Dopiero po krótkiej ciszy spokojnie siedząc w deszczu kontynuował a ja czując jak kość wróciła na swoje miejsce przeszedłem do drugiego skrzydła.

N: Okazuje się, że jak ty dostawałem substancje od III Rzeszy by zwiększyć moją naturę. – Zaskoczony jego słowami zatrzymałem się a przeze mnie przeszły ciarki. Ten sam lek? Nie mogłem uwierzyć i nawet nie chciałem myśleć, że mógłby mieć tą samą toczącą się substancję w jego żyłach co w moich, ale jeżeli Białoruś nie stworzyła antidotum to to jest jedyne wyjaśnienie dlaczego Niemiec nie kuruje się w szpitalu a jest tu ratując mnie od siebie. Czy Białoruś o tym wiedziała? Czy dlatego nic mu nie podawała? Zmarszczyłem brwi. Coś mi tu jednak się nie zgadzało. Mówi, że ma tą samą truciznę co ja więc dlaczego tak długo mu zajęło powrót do zdrowia?

P: Skąd o tym wiesz? - Zapytałem ponawiając zajęcie a deszcz nieustępliwie lał na nas.

N: Od III Rzeszy. – Jak grom z jasnego nieba uderzyły mnie jego słowa, że za szybko ruszając skrzydłem razem z chrupnięciem z gardła Niemca wydobył się głuchy jęk.

P: Był w tobie?! – Zapytałem się wręcz przerażony tą nagłą informacją. Niecierpliwie wpatrywałem się wielkimi oczami na Flagowca, który  dopiero po chwili się odezwał.

N: Może to zabrzmieć niewiarygodnie, ale uratował mnie z objęć śmierci i w końcu pogodziłem się ze swoją naturą. – Nie wierzyłem co właśnie słyszałem z ust Niemca. Uratował go? Wolne żarty. Prawda, że nie zabił swojego ojca, ale szczerze go nienawidził za to co zrobił i tak samo jak ja nigdy mu za to nie wybaczy. Przez to jego słowa brzmiały absurdalnie. Lecz z tonu jego głosu wynika, że to prawda a zważając na to, że widzę niepodważalny dowód przed sobą trudno mi było to zakwestionować. Zmarszczyłem brwi. Różne myśli i teorie przechodziły mi po głowie na temat skąd III Rzesza mógł mieć dostęp do serum. Może współpracował z ZSRR'em, może to on był twórcą, a może jeszcze co innego. Jednak najważniejszym pytaniem było dlaczego podawał tą samą truciznę, która toczy się w mojej krwi swojemu synowi. Na to nie mogłem odpowiedzieć a jedyną jaką miałem to „N: Uratował mnie." Fuknąłem pokręcając głową.

P: Nie daj się omamić. Może to być kolejna jego gra. – Rzekłem po dłuższej ciszy lecz bardziej do siebie niż do Flagowca czując jak drugie skrzydło powraca na swoje miejsce. Nie ważne czy III Rzesza uratował Niemca. Wszystko co czynił robił to tylko dla siebie i chorych idei. Tak jak teraz Niebiesko włosy świr. widząc jak jego już nastawione skrzydła powoli się ruszają wstałem.

N: Wiem o tym doskonale. – Powiedział ciężko wypuszczając powietrze a ja obchodząc Niemca stanąłem przed nim.

N: Ale też wiem, że Flagowcy mogą wejść w obłęd nie tylko czując swoje lęki, ale też przez to co dzieje się w jego państwie. – Mówił poważnym tonem głosu spojrzawszy na mnie swoimi zimnymi niebieskimi oczami. Otworzyłem usta by odsunąć go od tych myśli lecz zrezygnowałem widząc jego przytłaczający wzrok. Spojrzawszy w bok spochmurniałem. Za dobrze to znam. Zawsze kiedy natura przejmowała kontrolę nade mną do mojej głowy wpadały wspomnienia, ale też zdarzenia, które były świeże i nie związane ze mną. Szczerze mówiąc gdyby nie Niemcy zostałbym pochłonięty przez te wszystkie głosy wypełnione chaotycznymi uczuciami stając się bezwzględnym potworem. Może zabrzmi jakbym bronił III Rzeszę, ale może dlatego stał się bezwzględnym zabójcą przez to, że nie miał podpory w nikim by odsunąć demoniczne głosy. Zmierzwiłem włosy ciężko wzdychając. Chyba zmiękłem po tej przemianie.

P: Moglibyśmy dalej nad tym rozmyślać, lecz nie pora na to. Teraz mamy innego psychopatę niefortunnie żyjącego wśród nas. I mam zamiar dorwać tego niebieskowłosego skórwysyna. – Powiedziałem stojąc nad Flagowcem a wyciągając do Niemca rękę po chwili z moją pomocą ciężko oddychając podniósł się na nogi.

N: Jeżeli chodzi o niego muszę ci coś o nim powiedzieć.

Pov. Rosja

Leżąc na ziemi ciężko oddychając czułem się jak ser szwajcarski a deszcz spływający po moim ciele zmywał wypływającą ze mnie krew, że całe eleganckie ubranie, które miałem na sobie już było nasiąknięte lepką czerwienią. Niestrudzenie walczyłem z Kazachstanem lecz on okazał się silniejszy i zwinniejszy ode mnie a jego dziwna zdolność do wykręcania skrzydeł według własnej woli oraz przywoływania świetlistych oszczepów sprawiła, że zawsze mnie dosięgał. Mogłem lepiej walczyć, lecz im dłużej to trwało tym stawałem się nieuważny i tym bardziej rozwścieczony zwłaszcza kiedy w mojej głowie pojawiały się w raz z silnymi uczuciami nieznane mi obrazy wyprowadzając mnie z równowagi. Jednak nawet jak to odczuwałem nie byłem dłużny Kazachstanowi i zostawiłem na jego ciele głębokie rany. Lecz on w przeciwieństwie do mnie nie przejmował się nimi, jakby w ogóle nie odczuwał bólu i upływającej krwi. Teraz oddychając niemiarowo patrzyłem się jak przyciskając mnie do bruku swoim jednym złotym kopytem dumnie stał nade mną a w jego ręce pojawił się kolejny świetlisty oszczep.

K: Teraz drogi bracie, ostatecznie sprawdzę czy jesteś godzien mienia Flagowca. – Powiedział jak zawsze bezemocjonalnym głosem i gdy już miał mnie przebić pozbawiając mnie życia nagle zamarł. Z napiętymi mięśniami patrzyłem jak oczy Kazachstana powiększyły się a twarz wykrzywiła się nienaturalnie przez jeden świetlnych oszczepów, który przebił go na wskroś wychodząc z jego klatki piersiowej. Jak brata zszokowała mnie ta nagła sytuacja sprawiając, że w żyłach zamarzła mi krew nie dając mi zrobić jakiegokolwiek ruchu.

A: Nie będziesz mi zabijał mojego narzeczonego! – Wykrzyczał a za upadającym Kazachstanem zobaczyłem Amerykę. Widząc jego postać zobaczyłem jak na rękach jak i wzdłuż oczu wyrastały mu małe brunatne pióra ułożone jak w egzotycznym makijażu podkreślając w dwukolorowych oczach błyszczący ogień gniewu. Na jego ciele jak i rozpiętych brązowych skrzydłach znajdowało się wiele zadrapań a do tej pory galowy ubiór teraz jak mój był zakurzony i przemoczony do suchej nitki. Przez to widziałem jak jego klatka piersiowa unosiła się i opadała przy głębokich wdechach. Ame górując nade mną obserwując, jak Kazachstan leżąc na ziemi próbował łapać oddechy, miał minę taką samą jaką miał gdy siedział wpatrując się w nieprzytomnego Niemca. Pełna gniewu a jednocześnie opanowania. Nagle spojrzał w moją stronę a przeze mnie przeszły ciarki widząc jego prawdziwą naturę w świetle lamp, które tworzyły wokół niego świetlistą aurę. Byłem wstrząśnięty a zarazem zauroczony postacią Ameryki, którą jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Wygląda jak bóstwo.

Pov. Ame

Szaleni Wenezuela i Mozambik dali mi w kość praktycznie nie dając mi wytchnienia. Machając swoimi białymi broniami jak wirniki sprawiali, że trudno było się do nich zbliżyć a co dopiero obezwładnić. Jeszcze na dodatek straciłem mój pistolet. Lecz nie tylko oni byli utrudnieniem ale też moja druga natura. Nie było łatwo, ale kiedy coraz dłużej i intensywniej wykorzystywałem ją do mojej głowy wlatywały przeróżne emocje i wizje, przez które moje ciało rosło w siłę. Wiedziałem, że wszystkie te migoczące obrazy oraz uczucia smutku, rozpaczy, szczęścia i nadziei są związane z moim narodem, ale dawno tego nie doświadczyłem i przez to chwilowo traciłem kontrolę nad moją naturą. Jednak nawet jak nie mogłem tego opanować to po morderczej walce, w której lało się ze mnie jak z wodospadu a każdy mięsień bolał mnie jak diabli czułem się cudownie. Było wspaniale kiedy podczas tej walki mogłem uwolnić całkowicie moją prawdziwą naturę. Może to dziwne, ale wtedy poczułem się sobą. Mógłbym to robić codziennie. 

Lecz nie ominęło się bez strat gdzie Chile została ciężko ranna. Na szczęście nie dostała żadną bronią, ale wpadła na stare powykręcane pręty, które przebiły jej ciało. Była przytomna lecz nie mogła praktycznie się ruszyć a ja nie chciałem jej wyciągać stwierdzając, że najprawdopodobniej pogorszyłoby jej już i tak beznadziejny stan. Pobiegłem po Białoruś by mi pomogła z Chile lecz teraz gotując się od gniewu stałem nad błękitnym Flagowcem ubranego w czarny golf i wojskowe spodnie oraz złote kopyta zamiast nóg, który miał czelność wbić jasny oszczep w Rosję. Teraz sam był przebity jednym z nich, który znalazłem po drodze. Oddaję co twoje.

A: Wszystko w porządku? – Zapytałem się zmartwiony patrząc się na Rosję, który zmaltretowany leżał na mokrym betonie gdzie biała koszula oraz podwójne złote skrzydła były przesiąknięte krwią patrząc się na mnie wielkimi oczami ze zdumienia. Cóż nie dziwię mu się właśnie przed chwilą go uratowałem od przeszycia go dziwnie świetlistą włócznią.

R: Teraz już tak... Dzięki tobie. – Powiedział po krótkiej chwili głośno wypuszczając powietrze, które trzymał w płucach a podając mu rękę przyjął ją bez oporu.

A: Nie schlebiaj mi. – Rzekłem pomagając wstać Wielkoludowi. Jednak zauważyłem, że jego szare oczy ciągle się we mnie wpatrywały. Coś mam na twarzy?

A: Powiedz mi tylko czy wiesz gdzie jest twoja siostra? – Zapytałem jednak Rosja stojąc już na nogach pokręcił w zaprzeczeniu głową by się ogarnąć.

R: Niestety nie, rozdzieliliśmy się po tym jak Kazachstan mnie zaatakował. – Powiedział ciężko oddychając masując się po karku. Kazachstan co? Zaintrygowany jego informacją spojrzałem na błękitnego Flagowca, który jakimś cudem jeszcze dychał patrząc się na nas z ukosa swoimi złotymi oczami. Zwróciłem wzrok na Rosję by z powrotem na błękitnego Flagowca aż nagle do mnie dotarło. What?

A: To twój brat? – Rzekłem ze zdumieniem pokazując na błękitnego Flagowca, który dławił się własną krwią a Rosja kiwnął głową na potwierdzenie. Chwyciłem się za głowę. Shit. To się porobiło. Teraz już rozumiałem dlaczego tak na mnie z przerażeniem się patrzył. Wróg czy nie właśnie przebiłem jak na szaszłyk jego brata. Rosja już spokojniejszy chciał mi coś powiedzieć lecz nagle usłyszeliśmy łoskot na dachu a podnosząc głowę zobaczyłem jak dwóch ludzi walcząc na budynku nagle w ciemności spadło lecąc w dół. Była to chwila, w której jeden z nich obracając się z głuchym jękiem i dźwiękach łamiących się kości wylądował kilka kroków od nas na swoim przeciwniku jak na deskorolce.

Bra: Você ainda vai latir?! (Nadal będziesz szczekać?!)– Wykrzyczał zdyszanym głosem patrząc się na człowieka pod nim mając w ręku wyszczerbiony miecz. Brazylia jak my wszyscy był cały przemoczony a jego zielone włosy do tej pory ukrywane pod czapką teraz w świetle ulicznych lamp pozlepiane zwisały wzdłuż jego twarzy. Lecz i tak widziałem oraz słyszałem w jego głosie, że uśmiechał się ze swojego zwycięstwa. Brazylia widząc, że przeciwnik już się nie porusza zszedł z niego a gdy postawił nogi na ziemię zatoczył się jakby cała siła podtrzymująca go do pionu całkowicie znikła i tylko zakrwawiony miecz, na którym się podparł sprawił, że jeszcze nie upadł.

A: Bryz! – Zawołałem a Flagowiec podnosząc wzrok zauważając nas krzywo się uśmiechając pomachał w naszą stronę.

Bra: Jak tam wasz taniec z gwiazdami? – Zapytał by nagle przeraźliwie kaszląc chwycić się za prawy bok. Szybko podszedłem do Brazylii by wziąć go za ramię. Dopiero teraz zauważyłem, że jego twarz jest strasznie poturbowana a w miejscu gdzie się trzymał miał wielką szramę, z której się wykrwawiał brudząc jego żółtą puchową kurtkę.

B: Spokojnie, jeszcze nie umieram. – Powiedział ciągle mając uśmiech na twarzy lecz jego ciało całe drżało.

A: Tego akurat się nie jestem pewny. Zostałeś zraniony. - Na moje stwierdzenie trochę sposępniał a marszcząc brwi stęknął bardziej uciskając bok. Patrząc na Brazylię, który mając konwulsje ciągle obficie krwawiąc zastanawiałem się czy przypadkiem nie dostał trucizną przed, którą Białoruś nas ostrzegała. Oby nie.

A: Chodźmy. Lepiej nie stójmy w miejscu. – Powiedziałem powoli idąc w stronę wyrwy w ścianie magazynu ciągle podtrzymując Brazylię.

A: Rosja zabierz nieprzytomnego i swojego brata by nie narobił już więcej szkód. – Rzekłem a Rosja usłuchawszy mnie wziął na ramię leżącego nieruchomo przeciwnika Brazylii a wracając do Kazachstana brutalnie wziął go za ubrania by stanął na nogi. Chociaż brat Rosji był ciężko ranny i miał ciągle wbity w siebie oszczep nie jęknął ani nie wydawał z siebie żadnego dźwięku tylko niewzruszoną miną powoli prowadzony przez Wielkoluda poszedł za mną by schować się przed deszczem w budynku. Po chwili znajdując dobre miejsce na przegrupowanie się pomogłem Brazylii usiąść na jednym z wielu pudeł by w końcu się wyprostować. Rosja kładąc nieprzytomnego Flagowca i znajdując jakiś długi gruby sznur związał go oraz Kazachstana do jednej z metalowych półek magazynu. Błękitny Flagowiec nawet się nie opierał tylko zamkną na chwilę oczy by po chwili wbity w niego oszczep zniknął pozostawiając wielką przekrwioną dziurę w jego klatce piersiowej. To było dość zdumiewające a zarazem przerażające, że po takiej śmiercionośnej ranie nadal ma siłę dychać a co dopiero panować nad swoją naturą. Powoli kręcąc głową odwróciłem wzrok od tej niepokojącej sceny by rozglądając się wokół siebie wypatrzyć jakikolwiek ruch lub pozostałych z naszej grupy. Mam nadzieję, że nic im nie jest. Gdy o tym pomyślałem nagle coś z wielką prędkością jak torpeda przeleciało koło mnie by z głośnym łoskotem walnąć o stertę pudeł. Kiedy opadł kurz zobaczyłem czerwono-zielonego Flagowca gdzie biały ornament na jej prawym boku twarzy teraz był cały czerwony od krwi.

A i R: Białoruś! – Wykrzyczeliśmy jednocześnie i podchodząc do dziewczyny próbowaliśmy ją ocucić. Patrząc w jeden punkt oddychała płytko a z każdym wydechem cicho jęczała. Podnosząc Białoruś do pozycji siedzącej widziałem jak była w kiepskim stanie nawet gorszym niż Brazylia. Wszędzie miała siniaki, zadrapania i głębokie rany od ostrego przedmiotu a na prawej ręce zamiast dłoni miała bandaże całkowicie przesiąknięte krwią. Jednak cokolwiek chciałem zrobić niespodziewanie wokół mojego pasa zawinęła się czerwona wstęga, która z nagłym szarpnięciem pociągnęła mnie Białoruś i Rosję na bok by uchronić nas od tarczy, która z wielkim hukiem utknęła w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą były nasze głowy. Zszokowany nagłą akcją spojrzałem w stronę, z której przybyła ów rzecz i zobaczyłem wyłaniającą z cienia dziewczynę o żółto-zielono-czerwonych pasach ubraną w czarne spodnie, czerwony sweter i brązowy płaszcz, które od rozbryzganej na nich osocza przybrały krwistą barwę. Tak jak powiedzieli była tu siostra Polski, Litwa. Szła powoli w naszym kierunku lekko kołysząc się na boki złowieszczo stukając białymi kopytami i cicho szurając ogonem wlekącym się za nią. Trzymając w ręku zakrwawiony aż do rękojeści miecz podniosła wzrok, który płonął gniewem i niewyobrażalną furią.

L: Wszyscy zostaniecie ukarani za swoją obojętność! – Wykrzyczała machnąwszy mieczem by zrzucić nadmiar czerwonego osocza z klingi. Widząc to szybko wstając przyszykowałem się do kolejnej walki z nowym przeciwnikiem zastanawiając się czy to w ogóle przeżyję. Jednak odrzuciłem te mroczne myśli kiedy koło mnie stanął Rosja tak samo jak ja z determinacją czekając na ruch rozjuszonej Litwy. Rozkładając i napinając skrzydła już miałem się rzucić na przeciwnika lecz coś sobie przypomniałem.

A: Wybacz, że o to cię proszę, ale czy mogłabyś sprawdzić w piątej alei co z Chile gdy my będziemy ją unieszkodliwiać? – Zapytałem odwracając się w stronę Białorusi.

B: Jasne tylko podaj mi pomocną dłoń bym tam się dostała. – Powiedziała i jednym ruchem lewej ręki, gdzie zamiast dłoni wychodziła szkarłatna szarfa, owinęła się wokół mojego nadgarstka. Była to ta sama, która nas uratowała od tarczy niespodziewanego gościa. Wyglądał jak najzwyklejszy materiał lecz taki nie był niezauważalnie pulsując wokół mojej ręki jak żywe zwierzę. Kiwnąłem głową na zrozumienie a odwracając wzrok na Rosję widziałem, że też zrozumiał. Spojrzałem znów stronę siostry Polski.

A: Powiem ci kiedy. – Po tym machnąwszy skrzydłami rzuciłem się w stronę siostry Polski, która już zamachnęła się mieczem. Szybko obniżyłem ciało ślizgając się pod jej orężem a Rosja, który był za mną powstrzymał Litwę od następnego ataku.

A: Teraz! – Krzyknąłem i z wielkiej siły zamachnąłem się ręką by Białoruś ciągnięta za szarfę po łuku siłą odrzutu poleciała tak daleko jak moje mięśnie pozwalały. Widząc jak w locie swoją jedyną wstęgą łapie się za rusztowanie jednej z metalowych półek odwróciłem się by wrócić do walki z przeciwnikiem, który już zadał Rosji głęboką ranę na ramieniu. Ile krwi jeszcze poświęcimy?

Pov. Niemcy

Byłem całkowicie wyczerpany ale dzięki Polsce, który podtrzymując mnie niósł przez całą drogę szliśmy w miarę szybko. Chociaż wszystko mi się zrosło jeszcze kość u mojej lewej nogi była uszkodzona sprawiając, że trochę kulałem a musieliśmy jeszcze przejść przez cały magazyn by wyjść. Przechodząc miedzy żelaznymi półkami ciągle słyszałem stłumione dźwięki walki lecz nie tak intensywne jak wcześniej. Bitwa się kończy lecz przez to byłem bardziej zaniepokojony. Albo to my wygraliśmy albo zostaliśmy pokonani. Przesuwając się do przodu szliśmy w ciszy nasłuchując niepokojące dźwięki przy dudniącym deszczu po dachu. Byliśmy już po drugiej stronie magazyny gdy moim oczom ukazała się scena walki, w której uczestniczyli dwoje największych Flagowców oraz mała postać ubrana w krwawy płaszcz. Litwa. Jej ruchy były szybkie i zwinne, że nawet nie nadążałem za jej śledzeniem. Wydać było, że Rosja i Ameryka będąc na wyczerpaniu nie nadążali za atakami siostry Polski, która z wielką siłą i zwinnością atakowała swoich napastników. Było to niesamowite i przerażające widowisko gdzie czerwona smuga nieprzerwanie się poruszała błyszcząc złowieszczo srebrnym orężem. Jak może się tak poruszać? Spojrzałem na Polskę i widziałem na jego twarzy to samo wielkie zdumienie zmieszane z przerażeniem.

B: Polska. Niemcy. – Usłyszałem ściszony głos za mną a kiedy obróciłem głowę zobaczyłem Brazylię siedzącego między pudłami machającego ukradkiem w naszą stronę.

N: Brazylia. – Rzekłem i pociągnąłem Polskę by oderwać go od sceny walki. Na mój gest dopiero po chwili z oporem odwrócił się i powoli podprowadził mnie do zielonego Flagowca.

N: Wszystko w porządku? – Zapytałem puszczając Polskę by podpierając się na pudłach kucnąć obok Brazylii i zobaczyć jak trzymał sią za zakrwawioną żółtą kurtką.

B: Bywało lepiej, ale mogłem trafić na gorsze towarzystwo. – Gdy to powiedział machnąwszy ręką dopiero teraz zauważyłem, że razem z Brazylią siedzą nie opodal niego jeszcze dwaj Flagowcy przywiązani do żelaznych półek. Rozpoznałem ich od razu i niedowierzałem, że jednym z nich był najbliższy przyjaciel Polski – Węgry. Od razu spojrzałem na biało-czerwonego Flagowca, który stojąc miał na twarzy wymalowany grymas wręcz wstręt jednak nie był on wymierzony w przyjaciela.

B: Lecz widzę, że nasza misja zakończona sukcesem. – Powiedział z wymuszonym uśmiechem do Polski, lecz on nie zważając na Brazylię nie odrywał wzroku od osoby, którą był sam niebieskowłosy Kazachstan. Flagowiec z niewzruszoną miną w wzajemnością patrzył się na niego mając wielki krwawy ślad na piersi.

P: Mówiłem. – Zaczął pewnie podchodząc do błękitnego Flagowca by stanąć nad nim.

P: Popełniłeś błąd, że ze mną zadarłeś. Kazachstan. – Powiedział z bardzo poważną miną lecz błękitnowłosy nie przejął się nad zbyt swoją sytuacją.

K: Jedynie co zrobiłeś to potwierdziłeś moje słowa. Jesteś słaby wobec swojej natury. – Rzekł bezemocjonalnie a Polska zwiną palce w pięści.

P: Sam chciałeś bym taki się stał. Bym poczuł się bezradny i nie mając innej opcji był twoją marionetką, ale ci się nie udało. – Powiedział praktycznie świdrując wzrokiem swojego rozmówcę.

K: Możliwe. – Zaczął głosem poprawiając się na uwięziach.

K: Jednak nadal ją czujesz. Nawet teraz przepełniony gniewem pulsuje w twoich żyłach jak narkotyk. Nie ważne co zdziałasz ona ciągle jest w tobie i będzie pragnąć krwi. Cokolwiek zrobisz nie powstrzymasz głodu swojej natury. – Nie zważałem na słowa Flagowca sądząc, że to tylko mowa obłąkanego. Jednak Polska napinając mięśnie w gniewie nagle chwycił Kazachstana za ubranie tak, że ich twarze były centymetr od siebie.

P: Doskonale ją czuję i z wielką chęcią chcielibyśmy urwać ci łeb by widzieć jak na wszystkie strony rozbryzguje się z niej twoja plugawa krew. – Syczał głosem przesiąknięty wielką nienawiścią patrząc się prosto w złote tęczówki spokojnego Kazachstana.

P: Jednak tak samo jak ona wie, że nic po twojej śmierci nie mamy. – Brutalnie puszczając Kazachstana odrzucił go od siebie by znów górując nad nim.

P: Zostaniesz skazany a twoje czyny zostaną raz na zawsze powstrzymane. – Powiedział i odwracając się postawił kilka kroków w moim kierunku lecz nagle zatrzymał się gdy Kazachstan znów się odezwał.

K: Nikt nie zatrzyma to co jest nieuniknione. – Zaczął podciągając się na związanych rękach.

K: Tak bardzo chcecie trwać w marnym życiu przytłumionym przez „normalnych", że dopiero dzisiaj dzięki mnie poznaliście swoje możliwości i swoje prawdziwe ja. – Na jego słowa na chwilę spuściłem wzrok. Bardzo chciałem zaprzeczyć jego stwierdzeniu przy którym najpewniej ranił Flagowców i niewinnych ludzi jednak z jakiegoś powodu nie mogłem. Spoglądając na Polskę zobaczyłem jak marszczy brwi a jego usta wykrzywiły się w niesmaku. Chciał już coś powiedzieć lecz usłyszeliśmy śmiech Brazylii.

B: Twoje usta większej głupoty nie mogły wymyśleć? – Zapytał zwracając się do Kazachstana.

B: Każdy Flagowiec zna swoje dwie strony i zna swoje ograniczenia. Ja na przykład praktykuję duchowe uwolnienie by pogłębić więź ze swoją prawdziwą naturą. Powinieneś kiedyś tego spróbować zważając jakim wielkim psychopatą bez skrupułów jesteś. Mógłbyś się nauczyć co to są uczucia i empa... – Brazylia mówił lecz nagle zaczął przeraźliwie kaszleć tak, że z jego kącików ust wypłynęła stróżka krwi. Chwyciłem go za ramię. Bez skutku próbował zatamować krew wsiąkającą w jego jasną kurtkę, która przez nadmiar krwi stała się w połowie czerwona. Kazachstan spokojnie czekał aż Brazylia ustabilizuje oddech nim mu odpowiedział.

K: Mówisz za wszystkich. Lecz tak naprawdę wielu nie wie o swoich możliwościach przez zgniłe życie stworzone poprzez wasz lęk przed osądem „normalnych". Zgodzisz się ze mną... Niemcy. – Powiedział zimnym tonem lecz kiedy wypowiedział moje imię spojrzałem na niego. Pierwszy raz słyszę jak Kazachstan bezpośrednio zwraca się do mnie, że aż całe moje ciało znieruchomiało. Ta osoba już swoim zachowaniem i sposobem mówienia niepokoiła a to jak patrzył złotymi oczami serce aż zamierało. Może nawet nie wie o mojej sytuacji i tylko pustymi słowami próbuje siać w nas zwątpienie, ale nie mogłem oderwać się od przekonania, że przede mną spokojnie siedzący Flagowcem wie o moich problemach. Prawda, że dopiero w tym miejscu walcząc z Polską, który został odurzony przez Kazachstana oraz dzięki jego lekom pogodziłem się ze sobą. Możliwe, że dłużej by mi to zajęło bez terapii szokowej. Lecz dłużej nie znaczy, że nigdy.

P: Mamy ci dziękować o wielki zboczeńcu i morderco, który wnika w nasze życie? – Zapytał Polska.

P: Nie obchodzi mnie kto jakie życie chce przeżyć. Nie wnikam w to. – Mówił głosem przesiąkniętym gniewem przez ramię nadal odwrócony plecami do Kazachstana.

P: Ale wiedz jedno. Jeżeli ktoś chce zmieniać świat zabijając moich pobratymców to się grubo mylisz, że przepuszczę to płazem. – Powiedział przeszywając Flagowca wzrokiem zaciskając pięści. Kazachstan jakby nigdy nic nadal mając spokojny wyraz twarzy zapytał.

K: Kogo nazywasz pobratymcem? – Na to pytanie Polska zjeżył się a na jego twarzy gdzie była wymalowana czysta nienawiść do Kazachstanu przez krótką chwilę pojawił się cień strachu. Widząc nagłą zmianę na twarzy Polski nic nie powiedziałem oraz nie ruszyłem się tylko nadal podpierając się o ramię Brazylii obserwowałem rozgrywającą się przede mną scenę, której nie rozumiałem. Pobratymiec?

P: Każdy kto ma krew Flagowca należy do naszej rodziny. – Wysyczał przez zaciśnięte zęby. Jednak zrobił to tak powoli jakby się zastanawiał nad każdym wypowiedzianym słowem.

K: Jeżeli jesteś taki pewny to dlaczego się nie ujawniłeś? Dlaczego ukrywasz swoje prawdziwe pochodzenie?– Ciągle się pytał praktycznie szeptem a w oczach Polski coraz bardziej pojawiała się furia. Nie wiedziałem o czym mówią a tym bardziej dlaczego Polska tak reaguje. Przecież wiadomo, że jest Flagowcem. Jednak jak mówili o „zabitych pobratymcach" pierwsza myśli była, że chodzi o ofiarach, które „Flaga" razem z Kazachstanem zabił, ale oni byli „normalnymi". Czy może o czymś nie wiem?

K: Odpowiem za ciebie. Ponieważ też należysz do świata, które ciebie nie akceptuje i nigdy tego nie zrobi a zwłaszcza jak się ujawnisz. Myślisz, że dlaczego ukrywałem pochodzenie tych, których poświęciłem? Ponieważ „normalni" jakby się od razu dowiedzieli nie zwróciliby na nich uwagę. Martwią się tylko o swoich. A ty jesteś tak samo mało znaczący jak tych, których nazywasz pobratymcami. Nie interesując się tym jak żyją pozwalasz im doświadczyć tego samego co ty. Słysząc te same słowa: Zgiń, zabij się, nikomu nie jesteś potrzebny bękarcie, wybryku natury, odmieńcu, ... - Na chwilę przerwał na następne słowo powiedział jakby z obrzydzeniem.

K: Mieszańcu.

P: Skurwysynie! – Wywrzeszczał i rzucając się na Kazachstana z wielką siłą walnął go pięścią. Nieopamiętane bił związanego Flagowca nie oszczędzając jego twarzy. Krew lała się na wszystkie strony rozchlapując się na ziemię zostawiając ciemne plamy. Choć czułem, że na to zasłużył to widząc, że Polska nie zatrzyma się ze swoją furią przerażony szybko podchodząc do niego chwyciłem go pod ramiona.

N: Polska! – Podniosłem głos i z całych sił odciągnąłem szarpiącego się jak zwierzę Polskę od Kazachstana, którego jeszcze kopnął w brzuch.

N: Nie pozwól by tobą kierował. – Rzekłem do przeraźliwie dyszącego biało-czerwonego Flagowca by się uspokoił.

N: Nie ważne co mówi poradzimy sobie z tym. Razem.

P: Czy ona wie?! Czy powiedziałeś Litwie?! - Krzyczał próbując dorwać się do Kazachstanu już z mniejszym zapałem.

K: Nie. Ponieważ cię szanuję i sądzę, że to twój obowiązek jej to powiedzieć. – Chwyciłem go jeszcze bardziej lecz stanąwszy na zwichniętej nodze nie mając dużo siły nie mogłem już utrzymać Polskę, który wyrwał mi się z rąk.

P: W dupie mam twój szacunek. – Powiedział przez zęby plując praktycznie jadem. Był cały nabuzowany, że bałem się, że znów rzuci się na Kazachstana. Lecz tego nie zrobił tylko napięcie się obrócił.

P: Zakończę wszystko zanim ktokolwiek jeszcze stanie się ofiarą twoje popapranej prawdy. – Rzucił przez ramię i już rozkładając swoje białe skrzydła pędem pobiegł w stronę walczącej Litwy.

K: Nigdy nie odczujesz spokoju żyjąc jak szczur. – Rzekł Kazachstan za Polską, który machnąwszy skrzydłami przyśpieszył lecąc jak rakieta. Nie wiedziałem co się stało. Niczego nie rozumiałem co mnie jeszcze bardziej zaniepokoiło. Choć zrobiłem wszystko by Polska do mnie wrócił i wyrwał się z więzów trucizny to on znowu coś przede mną ukrył sprawiając, że stojąc patrzyłem jak odchodzi. Jednak tym razem nie miałem zamiaru siedzieć bezczynnie.

N: Pilnuj go. – Powiedziałem do Brazylii i jak pozwalała mi na to lewa noga poszedłem za Polską zostawiając Flagowców za sobą. Nie zostawię go.

Pov. Polska

P: Litwa! – Wykrzyknąłem imię Flagowca widząc jak odpychając Rosję przybiła Amerykę orężem do podłoża. Litwa szybko odwróciła się w moją stronę a ja z wielkim impetem i metalowym szczękiem rzuciłem się na nią. Spychając ją jak najdalej od przyjaciół tylko jej tarcza, którą przywołała w ostatnim momencie, oddzielała nasze ciała od siebie. Niemcy po tym jak nastawiłem mu skrzydła wszystko mi opowiedział. O Kazachstanie, o tym co mi robił i kto wszedł w moje ciało by po tym został zniszczony przez moją nieokiełznaną naturę wywołaną przez niebieskowłosego: Oni są częścią nas a my ich. Te słowa mnie już nie opuszczą. Z każdą informacją bladłem lecz najbardziej byłem wściekły na siebie samego. Ponieważ wszystko co zapowiedział Kazachstan stało się rzeczywistością. Nie zapanowałem nad naturą, stałem się bestią, zraniłem bliską mi osobę a stając się marionetką sprawił, że dzięki mnie pokonał ZSRR będący niedosięgalny dla nikogo. Jebany niebieskowłosy chuj. Dlatego nawet jak został złapany siedząc na ziemi z wielką dziurą w klacie zachowywał się jak zwycięzca doprowadzając mnie do szału. Jednak teraz mając drugą szansę zniszczę wszystko co stworzył zaczynając od jego pierwszej ofiary.

Litwa swoimi końskimi kopytami szurając kilka metrów do tyłu w pewnym momencie napięła mięśnie. Wbijając się w ziemię ustawiła pod kątem tarczę tak, że prześlizgując się przez nią wylądowałem po drugiej stronie podpierając się rękami. Ciężko oddychając napinając mięśnie czułem jak znane mi ciepło rozchodziło po moim ciele. Pozwoliłem by pulsowało w moich żyłach aż po same czubki piór, które nastroszyły się od adrenaliny.

P: Zaprzestaj tego szaleństwa! – Rzekłem nie zmieniając tonu głosu podnosząc wzrok na Litwę. Była ubrana w sweter, czarne spodnie i brązowy płaszcz lecz wszystko tak już nasiąkło czerwonym osoczem, że zmieniły swój kolor na barwę krwi. Jedynie jej białe końskie nogi odcinały się od jej makabrycznego stroju.

L: Dlaczego? Dlaczego jesteś przeciw mnie? – Zapytała się a jej oręż znikając z Ameryki pojawił się w jej ręce.

L: Tak jak ty próbuję stworzyć bezpieczny świat dla nas gdzie nie musimy się niczego obawiać! – Krzyczała a w jej głosie pełnym gniewu słyszałem gorycz i rozczarowanie skierowane w moją stronę. Najeżyłem się a blizna biegnąca po całym moim ciele zapiekła.

P: Nie porównuj mnie do siebie! – Warknąłem. Nie masz prawa.

P: Ja nie robię tego ceną czyjegoś życia!

L: ZAWSZE JEST CENA! – Ryknęła z całych płuc i praktycznie pojawiając się przede mną zamachnęła się krwawym mieczem. W ostatnim momencie uskoczyłem by usłyszeć świst koło mojego prawego ucha.

L: Zawsze musimy płacić życiem! – Krzyczała nieopamiętane atakując mnie srebrnym ostrzem. Unikałem jak mogłem oręża Litwy a moje serce coraz szybciej pompowało krew a wraz z nim gorąc, który wzrastając pozwalał nadążać mi za jej ruchami. Jednak przez to z jaką finezją sprawiała, że jej oręż pojawiał się i znikał nie mogłem jej dosięgnąć.

L: Straciłam już jedną rodzinę i nie mam zamiaru stracić kolejnej! – Jej wypowiedziane słowa rozwścieczyły mnie, że w moim ciele zawrzało i z całą mocą wlaną w zaciśnięte palce walnąłem ją z całej siły. Rozległ się huk i podniósł się kurz kiedy moja pięść trafiła w tarczę przeciwnika. Litwa poleciała ze świstem do tyłu. Nie tracąc czasu szybko machnąłem skrzydłami by chwytając w mocnym uścisku jej ręce brutalnie przykuć ją do twardej ściany.

P: Ja jestem twoją rodziną! – Wywrzeszczałem prosto w twarz Litwy a siłując się wpatrywaliśmy się w siebie z tym samym płonącym gniewem i nienawiścią w oczach. Będąc tak blisko Flagowca zobaczyłem, że zawsze iskrzące żółcią tęczówki teraz pochłaniały światło będąc całkowicie czarne jak u prawdziwego wierzchowca.

L: To dlaczego ze mną walczysz?! – Krzyknęła próbując się uwolnić lecz ją powstrzymałem bardziej zakleszczając moje dłonie na jej nadgarstkach. Czułem na sobie jej gorący głęboki oddech oraz słyszałem kołatające się serca w naszych klatkach piersiowych. Jednak nie tylko to zaobserwowałem patrząc się prosto w jej oblicze. Jej barwy. Kolor skóry, który zawsze pełny życia teraz, w niektórych miejscach zblakł a nawet wytarł się ukazując biel.

L: Dlaczego mnie nie wspierasz?!

P: Zdradziłaś mnie! – Zagrzmiałem gniewnie.

L: To ty mnie zdradziłeś! - Ryknęła a jednym silnym ruchem walnęła mnie w kolano i chwytając za ręce rzuciła mną na żelazne półki, na które z wielkim hukiem wpadłem. Chciałem się otrząsnąć jednak Flagowiec nie dał mi takiej sposobności i już wymierzała we mnie cios.

L: : Ja zawsze byłam po twojej stronie! – Odchyliłem się, lecz za późno i ostrym krawędziem tarczy, która pojawiła się w jej ręce przejechała mi po twarzy.

L: Nie zależnie od czegokolwiek, to ja próbuję wszystko byś nie skreślał swojego życia! Robiąc szybki obrót kopnęła mnie swoimi twardymi końskimi nogami. Mogłem tylko, zasłonić się rękami przed atakiem, który prawie łamiąc mi kości sprawił, że kilka metrów przeturlałem się po podłodze.

L: Nie poddaję się a ty przestając walczyć o siebie zamknąłeś się w tym mieście! – Dopiero po chwili dzięki skrzydłom szybko stanąłem na nogi łapiąc powietrze by od razu zobaczyć znany błysk. Uchyliłem się, lecz poczułem wielki ból a moja prawa ręka zawisła bezwładnie. Cholera. Chwytając się za ramie obróciłem się tak by przed sobą mieć Litwę, która już zmierzała w moją stronę.

L: Nazywasz mnie zabójcą lecz sam nim jesteś! – Wykrzyczała Litwa wymachując z wielką prędkością orężem. Mając tylko zdrową jedną rękę mogłem tylko uchylać się przed jej ciosami czując jak górna kończyna z bólem powoli mi się zrasta.

L: Wszyscy nimi są! – Ciężko oddychając machnąłem skrzydłami by być jak najdalej od śmiercionośnej broni lecz Litwa nie dała mi uciec nie przerwanie mnie atakując.

L: Wszyscy, którzy są obojętni! – Zawrzało we mnie i nie zastanawiając się nacierający z wielkim świstem miecz w moją stronę chwyciłem w lewą dłoń a prawą ścisnąłem gardło przeciwnika. Powietrze wokół nas zawirowało. Naprężone mięśnie rwały mnie od środka a obficie krwawiąc na całym ciele trzymając żelazo w napiętej ręce czułem jak pod orężem w rytm pulsującej blizny biegnącej po całym moim ciele sączyła się gorąca krew. Przeraźliwie oddychając patrzyłem się jak na twarzy Litwy chwilowo pojawia się przerażenie.

P: Obojętni? – Syknąłem praktycznie warcząc z gniewu dominując nad przeciwnikiem. Czułem ciche uczucie winny za to, że Litwa będąc Odłączoną naprawdę straciła kolory, swoje „ja" lecz jej ostatnie słowa, które wypowiedziała w szale, zagłuszyły uczucia żalu. Może mi wypominać, że jestem beznadziejnym bratem, że nie troszczyłem się o swoje życie, że swoim pokrętnym myśleniu pomaga mi. Lecz nie pozwolę by mnie oczerniała. Obojętni? Ja obojętny? Napiąłem mięśnie a ogień gniewu we mnie się zagotował.

P: Umyślnie pozwoliłaś by Kazachstan zamordował niewinnych. – Zacząłem świszczącym w uszy głosem bardziej zaciskając palce na jej szyi.

P: Patrzyłaś niewzruszona jak odbierał Półflagowcom życie. Pozwoliłaś by malował i kładł ich na ulicy o nazwach stolic państw, do których należą by zakryć ich na wieki białą płachtą z napisem „Równość". – Mówiłem gniewnie wytrwale wpatrując się w nienawistny wzrok Flagowca pełny negatywnych uczuć. Litwa nie przestając nacierać mieczem sprawiała, że żelazo wżynało się coraz głębiej w moją lewą dłoń. Krew gęstym strumieniem spływając po całej mojej ręce gromadziła się na łokciu by grubymi kroplami głuchym plaśnięciem skapywała na podłogę.

P: Teraz chcesz to samo zrobić Dżamalowi. Półflagowcu, niewinnemu dziecku. – Zbliżyłem swoją twarz do jej a w całkowicie czarnych oczach Flagowca zobaczyłem swoje przerażające odbicie.

P: Jak dla mnie to ty jesteś obojętna. – Nagle Litwa z rykiem szarpiąc się chwyciła mnie za lewą dłoń i z wielką siłą złamała miecz na pół by od razu zniszczony oręż wbić w mój bok. Krzyknąłem z bólu i zginając się zelżałem ucisk na jej gardle. Litwa nie tracąc czasu uwalniając się z uchwytu w raz z dźwiękiem spadającego żelaza z całej siły uderzyła pięścią prosto w moją twarz powodując, że chwiejąc się zrobiłem kilka kroków w tył.

L: Nic nie wiesz! - Wykrzyczała a będąc oszołomiony ciężko oddychając czułem wielki ból nie tylko w boku ale też na całej twarzy. Biorąc głębszy wdech chwyciłem za rękojeść złamanego miecza.

L: Nie wiesz co czynię! – Wykrzykiwała a ja sykiem i głuchym jękiem wyjąłem oręż z siebie a krew trysnęła na zimne podłoże wraz z brzękiem upuszczonego metalu. Jak może być jeszcze taka silna? Jednak dzięki jej uderzeniu i poważnej ranie otrzeźwiałem i zrozumiałem co chciałem uczynić. Co prawie uczyniłem. Prawie ją zabiłem.

P: Doskonale wiem i to powstrzymam... – Powiedziałem z trudem by biorąc głębszy wdech ustawić się do dalszej walki czując jak krople potu spływają mi po skroni. Muszę uważać bo ja widać nadal w pełni nie kontroluję mojej natury.

P: Oraz sprawię, że za to zapłacicie. – Na moje słowa Litwa ryknęła i na mnie natarła gołymi pięściami.

L: Czemu jesteś taki ślepy?! – Krzyknęła waląc mnie szybko i nieopamiętane swoimi ściśniętymi dłońmi. Przez to, że byłem coraz bliżej na granicy wytrzymałości a krew ciągle wypływała ze mnie z ran i złamanego nosa każdy jej cios trafiając we mnie powodował silny ból.

L: „Normalni" postrzegają nas za anomalię za coś co nie powinno istnieć. – Kontynuowała zadając mi coraz to więcej obrażeń.

L: Nienawidzą nas i równocześnie się boją. Chcą nas zamknąć w tym mieście kłamstw bez praktycznie praw by całkowicie nas odciąć od siebie. Mogą z nami zrobić co zechcą ponieważ to my zostaniemy obwinieni jako ci bardziej niebezpieczni. – Tłukła mnie nieopamiętane a ja za każdym razem blokując lub uchylając się od nacierających na mnie pięści czułem piekący ból z głębokiej rany z boku, która co chwila otwierając się brudziła mnie nową kaskadą krwi.

L: Nie chcę tak żyć! – Zagrzmiała a echo powtórzyło jej w ciąż rosnący gniew lecz dzięki temu znalazłem moją szansę.

L: Lecz tacy jak ty macie to gdzieś! - Schyliłem się i wahnąłem ją w udo by szybko się prostując wymierzyć cios w kark zgarbionej postaci. Nie zdążyłem. W mgnieniu oka przeciwnik obrócił się a ja poczułem jak coś z wielką siłą weszło przez moją ranę i miażdży mi lewe żebra.

L: Niczego nie zmieniacie istniejąc w tym więzieniu! – Kolejny cios teraz w okolicach brzucha od którego zgiąłem się w pół by na moich plecach poczuć jak łokcie Litwy wymierzają mi ostateczny cios w kręgi sprawiając, że mnie powaliła.

L: I powstrzymujecie takich jak nas! - Leżąc na podłodze słuchając jej wypełnione gniewem słów stękając czułem przeogromny ból. Chciałem prędko się podnieść lecz Litwa była szybsza i kopnęła mnie w uszkodzony bok. Z sykiem kilka razy obróciłem się po ziemi by z głuchym jękiem się zatrzymać. Cholera.

L: A nasze dzieci? Muszą walczyć o każdy dzień na tej ziemi. Nie wychylając się muszą istnieć w cieniu nie mogąc się w spokoju rozwijać. – Chociaż byłem cały obolały a wszystkie żebra po lewej stronie były połamane machnąwszy skrzydłami ponowiłem chęć wstania lecz i tym razem Litwa mi przeszkodziła. Brutalnie mnie obróciwszy stanęła na mojej klatce piersiowej boleśnie przytwierdzając mnie do podłoża. Cholera.

L: Tak. – Kontynuowała.

L: Przyczyniłam się do zabiciu 5 dzieci Flagowców lecz tak naprawdę są winni ich rodzice. Flagowców, których tak zaciekle bronisz. Ostrzegaliśmy, dawaliśmy im czas by mogli uratować potomków lecz oni milczeli! – Napinając mięśnie chwytając jej nogi odpychałem jej kopyto ode mnie. Wytężałem wszystkie siły by odsunąć jej kończynę, lecz ani nie drgnęła ciągle coraz bardziej mnie przyciskając i zabierając mi tchu. Cholera, cholera, cholera.

L: Nawet po ich śmierci nie podnieśli głosu w proteście, bojąc się o wygląd w oczach „normalnych"! – Praktycznie wciskała się w moje narządy aż w pewnym momencie impulsywnie nadepnęła na mnie. Usłyszałem trzask oraz głuche chrupnięcie. Zgiąłem się od niewyobrażalnego bólu i zamykając oczy zacząłem przeraźliwie kaszleć czując jak złamane żebra zmiażdżyły mi płuca. Litwa zeszła ze mnie lecz mnie nie zostawiła i chwytając mnie za gardło obiema rękami brutalnie szarpnęła mnie do pionu.

L: Czym to jest dla ciebie jak nie obojętność?! - Syknęła prosto w moją twarz a zmrużając oczy widziałem jak patrząc się na mnie wytrwale czekała na moją reakcję. Lecz nic nie powiedziałem zaciskając twardo zęby ciągle przeraźliwie rzężąc krwią. Jakkolwiek chce mnie przekonać do swojej racji mówiąc okrutną prawdę ja już postanowiłem. Próbowałem nie stracić przytomności przez zaciskające się palce Litwy na mojej szyli i wbijające się kości w moje narządy. Byłem na wyczerpaniu i wszystko we mnie krzyczało bym zaprzestał tej walki lecz jeszcze nie mogę się poddać. Jeszcze nie. Zamykając na chwilę oczy i nabierając świszczące przez zęby powietrze chwyciłem ręce Litwy.

P: Jest to słabość. – Powiedziałem i napinając się szybkim mocnym machnięciem skrzydeł podniosłem nas ku górze. Litwa od razu chciała mnie puścić lecz ciągle twardo trzymając ją za nadgarstki nie dopuściłem by mi się wyrwała. Leciałem coraz wyżej i prędzej ku górze. Litwa chciała mnie kopnąć lecz nie zdążyła kiedy nagle zatrzymałem się w powietrzu a ją od prędkości odrzuciło do góry jak szmacianą lalkę.

P: I ty też ją masz! - Mając ją nad sobą z wielką prędkością obniżałem lot. Słyszałem krzyki Litwy oraz mojego ciała lecz je ignorując czując wiatr na twarzy pikowałem by dopiero w ostatnim momencie zatrzymać się i z wielką siłą walnąć ciałem Litwy o podłożę. Wielki huk się rozległ a pył oraz kurz uniósł się i na chwilę zasłaniając mi widok. Dopiero po chwili gdy wszystko opadło mogłem zobaczyć moje dzieło. Litwa wydając dźwięki bólu leżała na plecach na spękanej ziemi. Machając skrzydłami ostrożnie wylądowałem nie daleko pokonanego Flagowca. Widziałem jak powoli z głośnymi jękami próbowała wstać łapczywie biorąc w płuca powietrze patrząc się w moją stronę marszcząc brwi z bólu a może gniewu. Był to na prawdę wielki upadek, że nawet jak była Flagowcem nie mogła z tego wyjść cało. Jednak widząc, że mogła się poruszać wyglądając na trochę poturbowaną zakwestionowałem czy jeszcze łączy ją cokolwiek z Flagowcem. Widząc ciągle buzującą od gniewu Litwę głośno westchnąłem zamykając na chwilę oczy zaciskając zakrwawione pięści. Niech cię.

P: Mogłaś to w inny sposób zrobić. Bez ofiar. – Rzekłem już łagodniejszym tonem praktycznie z bólem serca patrząc jak Flagowiec powoli obracał się by wstać na drżących kończynach z ciągłą chęcią walki. Tak dużo mogła zrobić ze swoją silną wolą, determinacją, walką ducha a zachodząc z drogi gubiąc się we własnych przekonaniach wpadła w ręce Kazachstana. Pragnąłem jej pomóc, jednak nawet jeżeli straciła swoje barwy, nawet jak przez to cierpiała to ją to nie usprawiedliwia od dokonanych czynów. Nic nie zmieni faktu, że jest winna. Nic. Niezależnie od tego jak mnie to strasznie raniło.

L: Myślisz, że nie próbowałam? – Powiedziała drżącym głosem powoli podnosząc się na kolanach.

L: Myślisz, że tego chciałam?! Że mnie to radowało?! – Wykrzyczała podnosząc głowę lecz od razu ją schyliła i zaczęła przeraźliwie kaszleć. Patrzyłem na charczącą Litwę a w raz z ustabilizowaniem mojego rytmu serca powoli powracało do mnie czucie a co za tym idzie wszystkie rany, które mi zadała w końcu poczułem i to ze z dwojoną siłą. Odruchowo chwyciłem się za poharatany bok na którym choć były już grudy zaschniętej krwi wciąż wylewał z siebie nowe kaskady kleistej mazi . Dopiero po chwili dziewczyna wypluwając czerwone osocze kontynuowała przemowę.

L: Gdybyście tylko nie byli cykorami nic by się nie działo. Lecz nieliczni mieli odwagę się przeciwstawić. Reszta tylko próbuje przetrwać nic nie robiąc, kiedy działa się krzywda. Kiedy chcieli skrzywdzić mnie. Kiedy... - Zacisnęła palce w pięść.

L: Kiedy chcieli zabić... - Nie skończyła płytko łapiąc oddech i choć kilka złotych kosmyków wysmykniętych z jej kucyka zasłaniało jej twarz widziałem jak po jej policzku popłynęła łza pozostawiając mokry ślad za sobą. Chwilę milczała nim kręcąc głową rzekła.

L: Nie ma innej drogi. – Choć próbowała to powiedzieć bezemocjonalnie usłyszałem w jej głosie wielki ból. Jakby niewypowiedziane słowa nawet myśl o nich raniły ją niewyobrażalnym cierpieniem. Nie ma innej drogi. Już drugi raz mi to mówi lecz tym razem wściekłość nie przysłaniała moich myśli. Będąc tutaj odrzuciłem na ubocze wszystko co wiązało się z klęczącym przede mną Flagowcem. Jej przeszłość i co razem przeszliśmy by nie mając żalu aresztować Litwę. Bardzo chciałem ją pokonać, obezwładnić by ta walka szybko się zakończyła i wsadzając winnych do paki powstrzymać od kolejnego zabójstwa. Pragnąłem to dokończyć lecz kiedy mam już ją przed sobą nie umiem zadać ostatecznego ciosu. A  teraz kiedy te uczucia powróciły stało się to jeszcze trudniejsze. Ona też tego nie mogła zrobić i tak samo jak ja bardziej niż czegokolwiek pragnęła bym wrócił do niej a ona do mnie. Jesteśmy silni jednocześnie tacy słabi.

P: Jest inna droga. – Zacząłem a kucając koło Litwy położyłem swoją dłoń na jej ramieniu. Nie drgnęła. Nie wiem co przeżyła. Nie mam pojęcia jak się czuła przez ostatni rok kiedy nie byłem przy niej. Lecz mogę się tylko domyśleć co mogła przeżyć jako samotny Flagowiec, który stracił swoje barwy oraz miejsce gdzie mógł by należeć. "K: Należyszdo świata, które ciebie nie akceptuje i nigdy tego nie zrobi a zwłaszcza jaksię ujawnisz." Chociaż nie chciałem go słuchać zawsze w swoich słowach miał pieprzoną rację. 

P: Zrozumiałem jakie to jest dla ciebie ważne i zrobiłbym wszystko by cię w tym wesprzeć. Wytężyłbym wszystkie siły, znajomości i kontakty by twoje oraz innych marzenie się spełniło. – Nawet jak Kazachstan mi wspomniał o naszej sytuacji już wcześniej nad tym myślałem w nocy kiedy spotkała się ze mną w moim domu głosząc te same słowa lecz wypowiedziane spokojniej i pewniej. Przez to czując chwilowy spokój umysłu naprawdę zastanawiałem się nad naszym życiem i nawet pragnąłem przyłączyć się do niej chcąc jak najlepiej dla Litwy i jej podobnych.

L: A czy ty tego chcesz? – Zapytała nieoczekiwanie zaskakując mnie powoli odwracając się w moją stronę czarny jak heban wzrok. Na chwilę nastała między nami cisza, w której nie odrywając od siebie spojrzenia patrzyliśmy się na siebie. Czy ja tego chcę? Zapytałem się samego siebie nie wiedząc co powiedzieć. Zobaczywszy całe to cierpienie i zniewagę swoich rodaków, słysząc od Dżamala historię i uczucia naszych pobratymców chciałem to dla nich walczyć o lepszy świat. Jednak nie dla siebie. Sądziłem, że przyzwyczajając się do zniewagi do mojej osoby nie dotyczyło mnie to osobiście i z boku przypatrywałem się wszystkiemu. Nie obchodzili mnie jak ludzie na mnie patrzą ani o czym myślą widząc w nich tylko narzędzia do kontaktów i przysług. Lecz teraz doświadczając uczucie zniewolenia we własnym ciele, niemoc uwolnienia całej swojej mocy i strach przed klątwą w końcu pojąłem, że też mam prawo do wolności. Naprawdę mogę mieć lepsze życie. Głęboko westchnąłem na chwilę zamykając oczy by znów spojrzeć na Litwę.

P: Chcę. – Rzekłem a jej czarne jak smoła oczy zamknęła na chwilę by po kilku sekundach na nowo je otworzyć gdzie już zamiast ciemnych tęczówek w ich miejscu zabłysły tak znane mi kocie oczy. Chciała wstać a chwytając ją pewniej za rękę pomogłem jej wstać na drżących nogach.

P: Lecz najpierw musisz przyznać się do winy i wyrzec się Kazachstana. – Dodałem po chwili gdy oboje już byliśmy wyprostowani. Na moje słowa nagle Litwa się skurczyła jakby myśl o tym by odsunąć się od Kazachstana bolała. Nie chcę by cię już zatruwał swoimi słowami.

P: Po tym sprawimy by twoje słowa dotarły do każdego. Ja cię wysłuchałem więc inny też usłyszą. Nie będzie łatwo lecz jakoś to przetrwamy. – Litwa pokręciła głową zaprzeczeniu i puściła moją rękę stojąc naprzeciwko mnie.

L: Nadal nie rozumiesz. – Zaczęła spojrzawszy prosto w moje oczy swoimi błyszczącymi się kocimi oczami.

L: Ja nie chcę przetrwania, chcę życia. – Rzekła łagodnym głosem wypełnionym smutkiem a marszcząc brwi jej oczy zabłysły od łez. Widziałem jak Litwa przez niesforne złote kosmyki patrzyła się na mnie z wielkim bólem na twarzy, lecz nie trwało długo kiedy jej oczy dostrzegając coś za mną nagle powiększyły się z przerażenia i bez żadnego ostrzeżenia szybko mnie chwyciła i z wielką siłą odepchnęła mnie na bok. Zaskoczony chwiejąc się na nogach nagle usłyszałem rwący uszy grzmot, szczęk i nagłą ciszę a kiedy spojrzałem na Litwę czas jakby nagle się zatrzymał.

Podnosząc wzrok na wyprostowaną ubraną w krwawy płaszcz i kozaki Flagowca zobaczyłem jak taka sama barwa pojawiła się na jej czole by spływając powoli tworzyć czerwoną linię po jej twarzy. Patrzyła się prosto we mnie a jej lśniące kocie oczy zmatowiały. Otwierając usta chciała coś jeszcze mi powiedzieć, lecz nie wydała z siebie żadnego dźwięku nagle upadając w raz powracającym czasem oraz hukiem dźwięków.

P: Litwa! – Wykrzyczałem i w ostatniej chwili złapałem Flagowca by jej czaszka nie roztrzaskała się o beton. Kucając trzymając ją w objęciach przerażony wpatrywałem się w nieruchomą twarz Litwy na której pojawiało się coraz więcej krwi wypływającej z jej czoła.

P: Nie, nie, nie! - Chciałem ją potrząsnąć, krzyczeć by ją obudzić, by się ocknęła, by przemówiła do mnie lecz jej oczy otwarte na oścież skierowane w moją stronę wypełnione bezdenną pustką sprawiły, że od razu zrozumiałem, że to nic nie pomoże. W kocich tęczówkach, które zawsze były wypełnione pełne emocji teraz nie było już w nich żadnej iskry życia tylko zastygnięte ostatnie uczucia smutku i żalu. Proszę. Nie rób mi tego.

K: Wyślę twojemu bossowi twoją głowę! – Usłyszałem podniesiony głos, w którym rozpoznałem błękitnowłosego a później przeraźliwe strzały, które rozerwały moje bębenki. Lecz nie zrobiłem żadnego ruchu, nie mogłem nawet oddychać a każda próba wzięcia powietrza w płuca powodowała u mnie wstrząs całego ciała. Proszę. Słyszałem wokół mnie wielkie zamieszanie i głośne odgłosy, krzyki, lecz to nie było ważne. Interesowała mnie tylko Litwa leżąca na moich ramionach w czerwonym znamieniem na czole, które czułem z drugiej strony jej głowy. Nie mogłem wytrzymać a patrząc na jej oblicze wyczuwałem coraz większy ścisk w sercu, że po chwili był tak przeogromny, że nie wytrzymując zamykając szczypiące me oczy przytuliłem Litwę.

P: Siostro. – Szepnąłem drżącymi wargami czując wielką gulę w gardle a wraz z tymi słowami czara goryczy się przelała. Wiedziałem, już że żadne słowa jej nie przywrócą czując jak po moich rękach spływała jej krew klejąc siostrzane złotawe włosy. Trwałem w tej pozie trzymając ją w uścisku a moje ręce z każdą chwilą trzęsły się by po chwili niepowstrzymane drżenie jak fala rozprzestrzeniło się po całym moim ciele. Zacisnąłem bardziej powieli chcąc powstrzymać napływający nie fizyczny ból lecz bez skutku. Każdy mięsień mojego ciała drżał a moje myśli wraz wypełniającą mnie rozpaczą popłynęły do wspomnień z dawnych lat. Kiedy wszystko było proste. Kiedy wszyscy jeszcze żyli. Matka stojąca w progu w porannym świetle. Ojciec uśmiechający się wraz z nią i ja trzymający w objęcia zawiniątko, w którym Litwa spokojną twarzyczką spała błogim snem. „m: Opiekuj się siostrą." Nagle wielki ból razem z emocjami szarpnęły mnie tak mocno, że skryłem twarz w zwiotczałe ciało Litwy. Wybacz mi. Rozrywało mnie od środka tak bardzo, że sprawiało, to o wiele większe cierpienie niż przy dostawaniu wszystkich trucizn Kazachstana. Niż przy tym kiedy Niemiec był na skraju życia. Mocniej nawet gdy patrzyłem jak rozrywają mojego ojca. Wybacz mi, wybacz mi, Wy...

P: Wybacz... - Nie mogłem nic więcej powiedzieć do Litwy coraz bardziej przytłoczony emocjami. Wszystko było już dobrze. Wszystko wracało do normy. Wszystko mogło się ułożyć. A teraz... Samotna łza spłynęła mi po policzku by po niej bez kontroli całe kaskady słonej wody wypływało z moich oczu by moczyć moją i Litwy twarz. Nawet nie mogłem się z nią pożegnać.

„K: Nie ważne gdzie pójdziesz zawsze będzie ktoś kto będzie na ciebie polował." "K: Nigdy nie odczujesz spokoju żyjąc jak szczur." Znowu to samo. Znowu ktoś musiał umrzeć zamiast mnie. Moja klątwa kolejny raz mnie dopadła. Nawet jak Niemiec żyje nawet jak mnie uwolnił z mojego więzienia i pogodziłem się sam ze sobą ktoś musiał wyrównać moje dawne rachunki. „L: Ja nie chcę przetrwania chcę życia." Lecz co to za życie kiedy znowu muszę patrzeć jak zabijają moją rodzinę jak bydło. Matka, ojciec a teraz Litwa uratowali moje życie za cenę swojego bym mógł dalej trwać w tym cholernie zgniłym i zepsutym świecie. „L: Zawsze jest cena." Nie chcę tego, nie za taką wartość. Trzymając zwiotczałe ciało siostry wiele negatywnych emocji czułem w sobie, że moje ciało nie wytrzymało i gromadząc je w jednym punkcie nagłym płomieniem niewyobrażalnego smutku, goryczy i rozpaczy rozpaliły się w samym środku mego serca. Jednak to co powstało nie było rozpaczą a przeogromną i nieopamiętaną furią. Czując jak moje mięśnie się powiększają a oddech staje się głębszy i głośniejszy spojrzałem w stronę skąd nadszedł strzał. Obraz wokół mnie stał się niewyraźny praktycznie czerwony jak krew Litwy lecz zobaczyłem stojącego rozkrokiem w samych spodniach Flagowca o białej karnacji trzymający pewnie snajperkę wycelowaną w Kazachstana, który leżąc krwawił z tchawicy. Tą samą bronią, którą znalazłem na dachu, tą samą przez którą miałem zginąć. Od razu zrozumiałem, że Litwa poświęciła się i przyjęła kulę, która była poświęcona tylko dla mnie. To ja powinienem zginąć nie ona. To ja powinienem leżeć bez życia a nie ona. To była moja kula. Dla mnie. „L: Niczego nie zmieniacie... Powstrzymujecie takich jak nas! To wasza wina!" Kiedy zabójca poprawił broń w rękach dostrzegłem kim owe ścierwo jest. Finlandia. Poznając od razu zabójcę furia z wielkim gorącem zawrzała we mnie do białości całkowicie mnie pochłaniając razem z jedną czystą myślą. Zabij go. Moje mięśnie automatycznie zareagowały i z wielkim świstem skrzydeł pojawiłem się przed Finlandią. Zabij go. Nie tracąc pędu chwyciłem Flagowca za szyję i przeleciawszy przez cały magazyn rozwalając wszystkie żelazne półki z wielkim łomotem przytwierdziłem go do ściany. Zabij go, zabij go. Zabiję go! Oddychałem głęboko od gromadzącego się we mnie gorąca wpatrując się z czystą nienawiścią na człowieka, który zabił mojego ostatniego członka rodziny.

P: Tak łatwo nie da się mnie zabić! – Wysyczałem prosto w twarz Finlandii, który napinając mięśnie próbował uwolnić się z mojego uścisku lecz ja mu nie pozwoliłem praktycznie miażdżąc mu tchawicę.

P: A teraz cię zabiję! – Ryknąłem i zacząłem nieopamiętale walić go w twarz. Z całej siły moja pięść spotykała się z jego ryjem łamiąc szczękę nos i czaszkę powodując silny krwotok z każdej jego szczeliny. Nic mnie nie powstrzymywało i coraz silniej i mocniej waliłem w niego aż pod moimi palcami wyczułem jak jego ciało zwiotczało.

P: I poczujesz gniew mojej rodziny! - Zamachnąwszy się kolejny raz pięścią zamierzałem zrobić w jego zakrwawionej mordzie wielką dziurę jak to uczynił Litwie pozbawiając jej całkowicie życia. Już miałem w niego walnąć, już miałem wymierzyć mu sprawiedliwość lecz moja pięść nie dosięgła celu natrafiając na przeszkodę. Spojrzałem w bok i zobaczyłem tego, który mnie powstrzymywał. Niemcy.

***********************************************************************************************

Jak tam emocje?

P.S. Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top