Nowa normalność

****Następny dzień****

Pov. Polska

Kolejny raz byłem rozkrajany przez „normalnych". Ponownie pod żelazem lała się strumieniami moja krew. Głosy wrzeszczały w mojej głowie a ja nie mogłem się ruszyć będąc pochłonięty tą koszmarną wizją. Tonąłem, dusiłem się w ciemnej mazi, która zalewała mi płuca. Lecz nagle pośród tego niemiłosiernego bólu i cierpienia poczułem delikatny dotyk na mojej głowie. Czysta niczym nie zmącona dłoń jak lekki wiosenny wiatr uspokajała rozdmuchując całą ciemność wokół mnie oraz przyklejającą się do moich płuc lepką krew sprawiając, że po chwili czułem tylko nikłe ciepło na czole.

Powoli budziłem się ze snów. Czułem pod sobą twardy materac a na czole delikatną dłoń. Mając zamknięte oczy rozpływałem się pod spokojnym dotykiem. Dopiero po chwili otwierając ociężałe powieki zobaczyłem moje nogi i rozwalające się na nich papiery. Byłem w salonie. Siedziałem na sofie ubrany tylko w popielate dresowe spodnie i szare kapcie. Podnosząc powoli głowę spojrzałem na tego, który mnie głaskał. Flagowiec będąc w łunie przytłumionego światła dnia wychodzącego z okna wyglądał jak ze snu. Jednak widząc przed sobą błogi obraz gdzie jedynym kolorem czerwonym był pas skóry na twarzy ukochanego wiedziałem, ze to nie jest moja wyobraźnia.

P: Hej. – Powiedziałem rozespanym głosem lekko się uśmiechając do Niemca. Nie wiem kiedy ponownie zasnąłem. Pamiętam, że poszukiwałem czegokolwiek na temat Meksyka, lecz nie mogąc znaleźć żadnej poszlaki w związku z nim lub z jego tajemniczą agencją w pewnym momencie na chwilę zamknąłem oczy. Jednak nie będę narzekać jeżeli wita mnie taki widok.

N: Guten Morgen, honig. (Dzień dobry kochanie). – Odpowiedział ciągle przeczesując swoimi palcami moje rozmierzwione włosy.

N: Dobrze się spało? – Zapytał a ja prostując się rozciągnąłem moje zesztywniałe mięśnie. Usłyszałem jak pod moim ruchem sofa cicho zaskrzypiała.

P: Nie... - Westchnąłem ciężko zrzucając papiery z mojego kolana na stolik kawowy by po tym wygodnie rozłożyć się na sofie kładąc ręce wzdłuż oparcia.

P: Lecz twoja obecność tutaj to rekompensuje. – Powiedziałem spoglądając na Niemca. Był ubrany w ciemnogranatową koszulę z drobnym białym wzorkiem, szare spodnie i białe buty. Wychodzi gdzieś? Nieoczekiwanie Niemiec przysunął się do mnie i złączył nasze usta w krótkim pocałunku.

N: Przyjemność po mojej stronie. – Rzekł patrząc się na mnie z uśmiechem a ja po chwili zdumienia też się uśmiechnąłem.

P: To widać. – Mruknąłem z zadowoleniem patrząc jak Flagowiec zginając się sięgnął po kubki, które stały na stoliku kawowym.

N: Znalazłeś coś ciekawego?– Zapytał się zerkając na rozrzucone papiery. Podrapałem się po głowie.

P: Nie. Będę musiał gdzie indziej pogrzebać. Tak naprawdę nie oczekiwałem że coś znajdę.– Niemiec podał mi jeden z trzymanych kubków.

N: Tylko się nie przemęczaj. – Rzekł a ja prychnąwszy przyjąłem podawaną przez niego rzecz.

P: Nie martw ostatnie co bym chciał to to byś się niepokoił o mnie. – Po tym w milczeniu zaczęliśmy powoli pić swoje napoje. Czując smak czarnej gorzkiej kawy w ustach rozluźniłem się i zacząłem rozglądać się na otaczający mnie widok mieszkania. Białe ściany, marmurowy blat nad którym wisiały trzy szklane lampy, granatowe krzesła barowe kolorystycznie dopasowane do kuchennych mebli oraz szafek no i nieszczęsne okno oklejone tekturą gdzie znajdowała się dziura. Nie było tu zbyt dużo przez co mój umysł mimowolnie powrócił do momentu jak to nie tak dawno nie mogłem znieść przebywania w tym miejscu. Kiedy każda sekunda sprawiała mi ból a spanie było najprawdziwszą torturą. Na te wspomnienia oplatając jedną ręką talię Niemca przysunąłem go do siebie wtulając się w jego szyję. Wtedy znienawidziłem tego mieszkania i nawet przez myśl mi nie przeszło, że jeszcze kiedyś poczuje się dobrze we własnym domu.

P: To mieszkanie nie było takie same bez ciebie. – Powiedziałem szeptem delikatnie muskając jego skórę na szyi. Uśmiechnąłem się do siebie. Dawniej nie wyobrażałem sobie, że z kimś zamieszkam a teraz... Nawet nie mogę pomyśleć, że mógłbym zostać sam. Przytulając Flagowca wchłaniałem w siebie spokojną aurę porannego niczym niezmąconego dnia a czując jego ciepło oraz spokojny puls wszystko to wprawiało mnie w lekkie upojenie.

N: Nadrobię moją nieobecność. – Powiedział ciepłym głosem i nieoczekiwanie szczypnął mnie w bok. Zszokowany na nagły atak gwałtownie odsunąłem się od Niemca prawie rozlewając kawę.

N: Lecz najpierw muszę zając się pracą. – Powiedział a uwolniony z moich objęć pewnie wstał i poszedł w stronę kuchni. Oniemiały patrzyłem się na oddalającego się Niemca, który mnie uszczypnął. Było to tak nie typowe dla niego, że dopiero po chwili otrząsając się krótko zaśmiałem.

P: Praca. – Zacząłem spoglądają w kawę.

P: Tylko po tobie mogłem się spodziewać, że po tym wszystkim teraz myślisz tylko o tym. – Powiedziałem dopijając zawartość trzymanego kubka. Jednak jego słowa mi przypomniały, że ja też muszę dokończyć swoją robotę. Skrzywiłem się na te myśli.

N: Wczoraj cały czas myślałem o tobie, więc dziś muszę się skupić na mojej firmie. – Powiedział a ja bardzo chciałem by jeszcze jakiś czas o mnie myślał, by ta poranna chwila trwała nim wrócę do szarej rzeczywistości, w której będę musiał zmierzyć się z konsekwencjami moich czynów.

P: Może lepiej jeszcze tam nie idź. – Mimowolnie rzekłem kładąc kubek na stoliku by zebrać rozrzucone dokumenty.

N: Myślisz, że nie mam sił i zasłabnę? - Zapytał się a ja zerknąłem kontem oka na Niemca, który promieniał w mieszkaniu. Pokręciłem głową.

P: Wręcz przeciwnie. Myślę, że ich przerazisz nagłą swoją obecnością jak tak niespodziewanie pełny energii do nich wparujesz. – Powiedziałem i usłyszałem jak Niemiec krótko się zaśmiał na moje słowa.

N: Nie przerażę ich. Najpierw odbiorę swój samochód a potem podjadę pod firmę by sprawdzić czy przypadkiem nie mają jakiś gorszych problemów. Nie będę przecież pełną parą wlatywał do budynku na skrzydłach. – Odpowiedział z nutką rozbawienia w głosie. Słysząc to mimowolnie się uśmiechnąłem

P: Nie powiem, chciałbym to zobaczyć. – Rzekłem odkładając na bok stos dokumentów. Wziąłem do ręki telefon by zobaczyć godzinę. 10.15.

N: A ty wparujesz do swojej pracy? – Zapytał się zmieniając temat. Spojrzałem ponownie na Niemca, który teraz opierał się o blat i znów na wyświetlającą godzinę na komórce. Głośno westchnąłem. No i koniec z mojego cieszenia się chwilą.

P: Będę musiał... - Mruknąwszy wkładając do kieszeni telefon i biorąc kubek w końcu ciężko wstałem.

P: Nie mogę przekładać złożenia raportu Pepe. Muszę wyjaśnić moją nieobecność przy szukaniu Dżamala, które sam kazałem wykonać.– Powiedziałem podchodząc do zlewu.

P: Wolę to jak najszybciej zrobić nim ktoś cokolwiek pomyśli lub powie o mnie i o mojej kompetencji. Pracuję tam trochę, ale poznałem ich na tyle dobrze, że wiem, że wielu nie omieszka się nadszarpnąć mojego imienia jako Flagowiec. - Niech im kije w dupy walą aż po wietrzność. Powinni się cieszyć, że chociaż po pewnych komplikacjach nie dokonano dzieciobójstwa i nie będzie więcej morderstw związanych z Flagowcami. Ale „normalni" zawsze znajdą pretekst by pogłębić nienawiść do nas. Bo to przecież wszystko nasza wina. Odkładając do zlewu naczynie nalałem do niego wodę a moje myśli razem ze strumieniem zaczęły płynąć. Jednak to teraz mają pieprzoną rację. To wszystko wina Flagowców. Kazachstan, Litwa i ich pomocnicy. Wszyscy byli Flagowcami, a ci którzy najbardziej ucierpieli to Półflagowcy, którzy są w tym świecie nadal postrzegani jako wybryk natury w tym i ja. „K: Mieszańcu." Napinając mięśnie mocno podparłem się o krawędź zlewu.

N: Tylko ich nie pobij. – Powiedział wyrywając mnie z zamyśli. Na jego słowa fuknąłem rozluźniając mięśnie.

P: To ostatnie co bym zrobił. – Rzekłem wyprostowując się i przeczesując ręką włosy.

P: Teraz co muszę zrobić to przyznać się tak do moich błędów by moja duma nie ucierpiała oraz przekazać kapitanowi wczorajsze wydarzenia tak, by nie wyjawiając pewnych bardzo istotnych szczegółów brzmiało to wiarygodnie. – Powiedziałem spokojnym głosem powoli idąc w stronę łazienki zastanawiając się jakie słowa byłyby najlepsze.

P: Może powiem, że byłem chory? – Powiedziałem krótko się śmiejąc wchodząc po schodach. Nie mijałoby się to z prawdą wiedząc, że szaleństwo to też choroba. Westchnąłem. Będę musiał się bardziej wygimnastykować. Chcąc otworzyć drzwi do łazienki nagle poczułem jak Niemiec oplótł mnie swoimi ramionami. Na nagłą biskość wciągnąłem powietrze w płuca a moje ciało na chwilę się napięło.

N: Będzie dobrze. – Powiedział czułym głosem delikatnie mnie przytulając. Kilka dni wcześniej wkurzało by mnie, że bardziej się martwi o mnie niż o siebie, lecz teraz pamiętając wszystkie niedawne wyznania Niemca do mnie z wdzięcznością przyjąłem jego słowa pocieszenia. Zamknąłem oczy rozluźniając mięśnie.

P: Mam taką nadzieję. – Rzekłem cicho chwytając dłonie Niemca. Ten dzień może się różnie potoczyć a wynik będzie zależny od moich słów sprawiając, że albo wszystko wróci do normy albo całe moje dotychczasowe życie znów wywróci się do góry nogami. Ale już tak się nie boję jak wczoraj wiedząc, że cokolwiek się stanie jedna rzecz będzie bez zmian. On będzie zawsze przy mnie. Pocieszony i napełniony nadzieją puściłem jego dłonie i chciałem wejść do łazienki lecz poczułem jak ręce Niemca bardziej mnie oplotły a swoją głowę delikatnie położył na moim ramieniu.

P: Niemcy? 

N: Kocham cię. - Powiedział mi to prosto w ucho a przeze mnie przeszły dreszcze. Spojrzałem na Niemca zza ramienia zaskoczony. Jednak widząc jego niebieskie tęczówki wpatrzone we mnie pełne namiętności poczułem jak kąciki moich ust się unoszą do góry. Naprawdę się zmienił.

P: Ja też cię kocham. – Odpowiedziałem czując jak miłe ciepło wlewa się do mojego serca. Niemiec słysząc moje słowa przybliżając się złączył nasze usta w krótkim pocałunku. Jest bardziej pewny i chętniej mnie całuje i dotyka, że chciałbym bardziej poznać tą stronę Niemca.

N: Bardzo mi się podoba kiedy to mówisz. – Mruknął a ja nie chcąc stać tyłem do Niemca odwróciłem się w jego ramionach by teraz mając go naprzeciw siebie móc lepiej zobaczyć jego błękitne oczy a na gołych bokach czuć ciepłe ręce Niemca.

P: A mi bardzo się podoba jak całujesz. – Na moje słowa Niemiec uśmiechnął się i zmysłowo zbliżył się do mnie praktycznie przywierając swoim ciałem do mojego. Zrobiłem krok w tył czując jak moje serce zabiło mocniej.

N: Możemy to rozwiązać. – Zaczął ciągle wpatrując się we mnie w pół zamkniętych oczu. Moje tętno przyśpieszyło wraz z kolejnym krokiem a ciepło podniosło swoją temperaturę.

N: Ja będę cię całować a ty.. – Poczułem za sobą drzwi do łazienki.

N: Będziesz mi mówił jak mnie kochasz. – Niemiec oparł się o mnie całym swoim ciałem. Moje mięśnie się napięły aż cały zesztywniałem czując w sobie tętniący żar, który sprawił, że przeszył przeze mnie dreszcze. Wyczuwałem od niego buchające ciepło a nasze twarze dzieliły tylko milimetry, lecz ja już nie mogłem cieszyć się tą chwilą. Powoli nie spuszczając wzroku drżącymi rękami chwyciłem Flagowca za ramiona i lekko go odsunąłem od siebie.

P: Myślałem, że najpierw chcesz się zająć firmą. Czy może to ja jestem twoją nową nie do odrzucenia inwestycją? – Zapytałem żartobliwie by rozluźnić atmosferę między nami a zwłaszcza by sobie dać czas na uspokojenie, lecz usłyszałem jak głos mi zadrżał. Niemiec zamiast się odsunąć ponownie się zbliżył.

N: Daję ci tylko przedsmak byś się nie rozmyślił. – Rzekł przejeżdżając swoimi dłońmi wzdłuż moich rąk od nadgarstków aż do barków dokładnie badając każdy mój napięty mięsień.

N: Ponieważ kiedy skończymy swoje zadania chciałbym zając się treningiem opanowania twojej natury. – Przysunął się a jego ręce zjeżdżając wzdłuż mojego ciała spoczęły na moich bokach. Zadrżałem a blizna zapulsowała.

P: Jesteś pewny, że chcesz mi dawać następną lekcję? – Zapytałem z trudnością panując nad sobą. Czy za dużo sobie zażyczyłem by poznać nowe oblicze Niemca.

N: Lepiej zacząć wcześniej. – Mruknął i wtulając się w zagłębienie mojej szyi obiło mnie, lecz ja nie odwzajemniłem uścisku czując jak moje serce biło jak szalone a oddech stał się płytszy. Przygryzłem wargi. Nie wiem co robić, ponieważ nie jestem gotowy na kolejną próbę mojej wytrzymałości. Obraz zakrwawionego Niemca wciąż jest żywy i jak bardzo chcę się zbliżyć do niego tak prędko nie chce go ujrzeć takiego ponownie.

P: To chyba będą jedyne zajęcia, które mnie jednocześnie ekscytują i przerażają. – Rzekłem próbując w jakimś stopniu rozluźnić moje ciało. Niemiec podniósł głowę i kładąc rękę na moim lewym policzku spojrzał głęboko w moje oczy.

N: Sprawię, że będziesz odczuwał tylko pierwszą część. – Powiedział spokojnym głębokim głosem i powoli przybliżając się pocałował mnie. Chciałem go odsunąć by nie ponieść się chwili i zakończyć to zanim cokolwiek poczuję lecz jego usta sprawiły, że nie mogłem się oprzeć pokusie. Cholera. Chwyciłem go za szyję wbrew temu czemu chciałem zapobiec i pogłębiłem pocałunek. Niemiec zachęcony delikatnie gładząc moją lewą stronę twarzy drugą ręka powoli wędrował po mojej skórze. Jego noga przycisnęła moje krocze. Ciało się zapaliło, znamię zapulsowało a tętno przyśpieszyło po za skalę a mój żołądek w sekundę skręcił się. Warknąwszy z brutalnością chwytając go mocniej za szyję obracając się z całą siłą przygwoździłem Niemca do ściany. Przeraźliwie dysząc wpatrywałem się w niego odczuwając jak we mnie wszystko się gotuje i pulsuje. Charczałem od nierównego oddechu a moje mięśnie wręcz bolały od ciągłego napięcia, że aż cały drżałem. Miałem niezmierną chęć go posiąść. Zbliżyłem swoją twarz do jego intensywnie wpatrujących się oczu.

P: Wiesz, że twoje propozycje są nie do odrzucenia. – Powiedziałem świszczącym głosem coraz bardziej zbliżając się do Niemca. Moja krew wrzała jak szalona pragnąc go lecz pod palcami poczułem spokojny puls Flagowca. Dziwnie spokojny. Rejestrując to rytmiczne tętno w lekkim stopniu, się uspokoiłem. W tym nagłym przypływie opanowania dotarło do mnie co chciałem zrobić. Znów bym go zobaczył we krwi. Powoli puściłem Niemca z mojego uścisku i spuściłęm głowę bojąc się, że jak spojrzę na Niemca znów będę chciał mu zrobić krzywdę. Ciężko oddychając powoli odsunąłem się od Flagowca i napięcie chwyciłem za klamkę od łazienki. Otworzyłem przed sobą wejście i miałem zniknąć za nim lecz się zatrzymałem. Mdliło mnie czując jak we mnie wszystko się gotuje i pulsuje, ale nie mogę tak tego zostawić. Nie mogę znów uciec bez słowa.

P: Ale... - Przeraźliwie dysząc mocniej chwytając metal przełknąłem ślinę.

P: Daj mi czas. – Rzekłem na wydechu najspokojniej jak potrafiłem by po tym od razu wejść do pomieszczenia. Kiedy usłyszałem jak zamek kliknął powoli podszedłem do umywalki i ciężko się o nią podparłem głośno wypuściłem powietrze. Patrząc się w dół wyrównując oddech czułem jak pod rozgrzaną skórą moje mięśnie falowały powodując co chwilowe drżenie całego ciała. Próbowałem o niczym nie myśleć lecz ciągle słysząc głos Niemca oraz czując jego dotyk sprawiało, że było mi trudno na czymkolwiek się skupić.

P: Cholera. - Syknąwszy z gniewu włączając zimną wodę włożyłem pod nią głowę. Skupiając się na jednostajnym szumie strumienia oraz odczucia chłodu, który rozlewał się po skórze czaszki i karku powoli gasząc wewnętrzny gorąc dopiero po niedługiej chwili gdy całe ciało przestało drżeć od żaru wyłączyłem wodę i machając energicznie głową otrzepałem się jak pies. Ciężko podpierając się o umywalkę oddychając przez usta powoli podniosłem głowę i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Woda lała mi się strumieniami po mokrych włosach i twarzy skupiając się i skapując z brody. Piwne tęczówki patrzyły się na mnie złowrogo a znamię na lewym oku zaczerwieniło się jakby dopiero co się zasklepiło. Będzie ciężko kolego. Powiedziałem do siebie w myślach a mój wzrok przeniósł się na odbicie drzwi, za którymi zostawiłem Niemca. Przypominałem sobie kiedy ostatnim razem próbowałem z niepowodzeniem uprawiać z nim sex. Tamtego dnia widziałem w jego oczach strach a w głosie każde słowo było wręcz przestrogą. Teraz wiem od czego mnie przestrzegał. Uśmiechnąłem się lecz szybko spoważniałem. Jednak czy ja mogę sobie pozwolić na upust? „N: Nie powstrzymuj." Zadrżałem. Niemiec powiedział te słowa wczoraj. Posłuchałem go lecz kiedy pod prysznicem czułem pod palcami i w gardle krew Flagowca, poczułem do siebie odrazę. W tamtym momencie nie mogłem się powstrzymać by całkowicie rozerwać Niemca na strzępy. Smakować jego ciało i krew. Może skończyło się na płytkich zadrapaniach i większej ranie na jego szyi, ale czuję, że na tym się nie skończy i zimna woda już w tym nie pomoże. „K: Twoja natura pragnie krwi.". Biorąc ręcznik przetarłem się zamaszyście. Nie czas na ciemne myśli. Zrugałem siebie pokazując na swoje odbicie.

P: Dasz radę. - Tylko będziesz musiał się pilnować by emocje nie wzięły w górę bo jak to się stanie i kogoś zranisz czekać cię będzie nie tylko wyrzuty sumienia, ale także natychmiastowa śmierć od Meksyka. Przypominałem ponętny wzrok Niemca i ciężko westchnąłem. Będzie kurwa ciężko.

Nagle poczułem wibracje na mojej nodze. Wkładając rękę do kieszeni wyjąłem telefon i spojrzałem na jego wyświetlacz, na którym widniało powiadomienie. Otworzyłem ją i przeczytałem. Białoruś: Wszyscy którzy dostali tą wiadomość mają się wstawić dzisiaj w szpitalu o 15.30. To ważne. Westchnąłem Jakoś ta wiadomość mnie nie zaskoczyła i tak miałem tam pójść by sprawdzić jak się miewa siostra. Lecz mimo to poczułem niepokój. Wszyscy tam będą. Schowałem telefon do kieszeni. Skup się. Włączając kran dokładnie się umyłem a wchodząc do sypialni wziąłem z szafy czarne spodnie, jasnoszarą koszulę z wewnętrznym czarnym nadrukiem i brązowe wysokie buty by szybko ubrawszy się już zabrać klucze od motoru i wyjść. Lecz zorientowałem się, że ich nie mam. Od razu przypomniałem sobie, że zostawiłem je przy pojeździe, które cholera wie gdzie go podziałem. Przeczesując włosy z niezadowoleniem dopisałem do mojej listy między spotkaniami i wyjaśnieniami odnalezienie pojazdu. Biorąc popielaty płaszcz wyszedłem na balkon. Niebo powoli przecierało się ujawniając gdzie nie gdzie błękitny kolor a zimny wiatr wiał w moją stronę sprawiając, że na chwilę zapatrzyłem się na rozpościerający przede mną widok miasta. Będzie ciężko. Potrząsając głową nie tracąc już czasu na rozmyślania podpierając się na jednej ręce wyskoczyłem za balkon i rozkładając skrzydła wzbiłem się w powietrze by lecieć do mojego pierwszego przystanku. 

Pov. Niemcy

Chciałem poinformować Polskę o tym, że dostałem wiadomość od Białorusi, lecz kiedy otworzyłem drzwi do pokoju zobaczyłem za oknem jak w tym samym momencie Flagowiec zeskoczył za ogrodzenie. Bez zastanowienia szybko wyszedłem na balkon i podpierając się o balustradę zobaczyłem jak partner wzlatując na swoich skrzydłach poleciał w swoją stronę. Nie dając mi żadnej sposobności bym mu cokolwiek powiedział. Zimne po deszczu powietrze przeszło przez moje ciało. Wzdrygnąłem się lecz i tak nadal podpierając się o metal patrzyłem się jak Polska szybując oddala się ode mnie. Był coraz mniejszy a jego białe pióra migotały w promieniach słonecznych aż w pewnym momencie znikł za jednym z budynków. Uśmiechnąłem się smutno do siebie. Znów się nie pożegnał. Jeszcze chwilę patrzyłem się w miejscu gdzie go widziałem i choć czułem spokój to do mojego serca wkradł się niepokój a w myślach ciche pytanie. Czy tym razem wróci? 

****Kilka minut później****

Pov. Polska

Pewnie stawiając nogi na chodniku wylądowałem i chowając pierzaste kończyny teraz stałem przed budynkiem policji, w którym pracuję. Lub zważając na to co mnie czeka powinienem powiedzieć pracowałem. Dwupiętrowy nowoczesny biało-szary budynek z niebieskimi elementami posiadał duże okna, w których odbijało się lekko przychmurzone niebo. Komisariat górował nade mną a ja nadal nie wiedziałem co powiedzieć kapitanowi. Moja głowa była pusta, ale chociaż na razie nie zaprzątnięta innymi myślami. „N: Będzie dobrze." Wzdychając zakładając płaszcz pewnie podszedłem do budynku i otworzyłem główne drzwi. Wszedłem i od razu poczułem jak ktoś z wielką siłą wpada na mnie sprawiając, że trzymane przez niego dokumenty rozsypały się na podłogę a ja prawie razem z nimi. Co do...

?: Bardzo przepraszam. Nie zauważyłem, że ktoś wchodzi. – Powiedział na piętce męski głos. Lekko oszołomiony po chwili stając pewniej na nogach spojrzałem na zgiętą przede mną postać. Takiego powitania się nie spodziewałem.

P: Nic się nie stało. – Powiedziałem spokojnie, lecz na moje słowa postać nagle się wyprostowała tak, że musiałem się odsunąć by znowu nie stracić równowagi.

?: Polska?! – Powiedział „normalny" wpatrując się we mnie z nieukrywanym zaskoczeniem lecz szybko się się otrząsnął.

?: Z-Znaczy. Dzień dobry panie Polska! - Szybko przyłożył dłoń do skroni witając się ze mną jednak przez ten ruch trzymane przez niego dokumenty znowu się rozsypały po podłodze. „Normalny" zauważając co właśnie zrobił zaczął z widocznym zdenerwowaniem ponownie zbierać rozrzucone papiery. Byłem całkowicie skołowany przed rozgrywaną przede mną scenę. Przez całą podróż do tego miejsca przygotowywałem się na spotkanie z Pepe lecz ta sytuacja całkowicie mnie wybiła z rytmu. Jakby w ogóle miała jakikolwiek rytm. W końcu kiedy pozbierał wszystkie dokumenty wyprostował się. Choć jego twarz była cała czerwona z zażenowania rozpoznałem tego zdenerwowanego policjanta. Był to ten sam, który przychodząc do mojego biura chciał mnie zaprosić na Marsz Jedności.

P: Dawid? – Rzekłem do „normalnego", który słysząc swoje imię spojrzał na mnie z wielkimi brązowymi oczami z nieukrywanym szczęściem.

D: Tak!? - Przyciskając do piersi plik dokumentów wpatrując się we mnie czekał z niecierpliwością na moje kolejne słowa. Widząc jego nad wyraz oczywistą postawę mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Tylko się we mnie nie zakochuj.

P: Czy kapitan jest w swoim biurze? – Zapytałem się próbując nie zwracać uwagę na jego dość entuzjastyczne zachowanie.

D: Tak. Mam poinformować o waszym przyjściu? – Rzekł nawet nie próbując ukrywać swoje podekscytowanie, lecz ja pokręciłem głową.

P: Nie trzeba. Wie, że mam przyjść. – Powiedziałem a widoczny zapał na twarzy Dawida trochę zgasł.

D: Oczywiście. Już Panu nie będę przeszkadzać. – Rzekł już spokojniejszym głosem. Zrobił kilka kroków by pójść w swoją stronę lecz się zatrzymał i odwrócił się do mnie.

D: Wszyscy się zamartwiali więc cieszę się, że jest Pan cały i zdrowy.– Po tym poszedł w swoją stronę. Chwilę jeszcze stałem w miejscu podążając wzrokiem za policjantem.

P: Bez wątpienia. – Mruknąłem na jego słowa wiedząc że wszyscy to duża przesada. Widziałem jak niektórzy przebywający tutaj policjanci zerkając na mnie patrzyli się z podejrzliwością lub z niezadowoleniem. Jeżeli się o mnie martwili i czekali z utęsknieniem na mój powrót to ja jestem święta Teresa. Zacząłem iść wzdłuż korytarza gotowy przyjąć każdą karę by po tym pójść do przodu. Dochodząc do drzwi głównodowodzącego zatrzymałem się przed nimi i nie czekając mocno w nie zapukałem.

Pe: Wejść. – Doszedł mnie rozkazujący głos a pociągając za klamkę wszedłem do małego pomieszczenia z jednym zasłoniętym żaluzjami oknem gdzie za biurkiem siedział Pepe.

P: Witaj Pepe. – Rzekłem pewnym krokiem podchodząc do kapitana, który poprawiając się na siedzeniu podparł się o biurko złączając ręce pod brodą. Wyprostowany pewnie stałem patrząc się na starszego „normalnego" choć nadal nie wiedziałem co mam mu powiedzieć i w jaki sposób wszystko przekazać. Chwilę trwaliśmy w milczeniu wpatrując się w siebie nim ciszę przerwał Pepe.

Pe: Więc? Co chcesz mi powiedzieć? – Zapytał się szorstkim głosem nie spuszczając ze mnie wzroku. Splatając ręce z tyłu wziąłem głębszy w dech. 

Pov. Niemcy

Szedłem w stronę mojego biura razem z moim zastępcą, który był nim kanton (jednostka administracyjna) o dwóch pionowych czarno-niebieskich pasach gdzie na lewej stronie miał poziome białe fale powoli ruszające się jak rzeka a wokół prawego oka lśniące trzy srebrne gwiazdy. Argowia idąc koło mnie opowiadał o „małych" zmianach z powodu mojego nieoczekiwanego „zachorowania". Jak mogłem usłyszeć to w ciągu trzech dni mojej nagłej nieobecności nie zmieniło się wiele, ale prawie chcieli mnie odsunąć od stanowiska także i Argonię dając całkiem nowego dyrektora. Nic zatem dziwnego, że moja obecność tutaj sprawiła, że co chwilę widziałem na twarzy pracowników nieukrywane zaskoczenia i zdziwienia na mój widok. Wystarczył tylko jeden dzień by pokazali prawdziwe oblicza. Myślałem, że mają większą cierpliwość. Dochodząc do swojego biura odprawiłem Argowię i zamykając za sobą drzwi wokół mnie nastała cisza. Rozglądając się wokół siebie chwilę stałem w tej głuchości i samotności gdzie żaden dźwięk tu nie dochodził nim cicho westchnąłem. Czas wracać do pracy. Powolnym krokiem podszedłem do blatu, usiadłem przy nim, wziąłem pierwsze papiery z pliku i zacząłem czytać przesłane mi raporty. Czas mijał powoli a każdy czytany dokument i kolejny ciąg tekstu sprawił, ze moje myśli zaczęły krążyć wokół wczorajszej nocy. Od rozmowy z ojcem przez walkę z Polską i powstrzymania Meksyka przed zastrzeleniem go aż do bliskości z biało-czerwonym Flagowcem.

Pokręciłem głową by odsunąć te wszystkie kłębiące się myśli by skupić na robocie lecz widząc przed sobą rzędy czarnych zdań na białym tle ze rezygnacją ciężko wstałem z fotela i splatając ręce za sobą podszedłem do okna. Widziałem za nim jak chmury się przerzedzały a promienie słońca coraz bardziej przebijały się przez nie rozświetlając miasto. Nie mogę się skoncentrować. Wcześniej wytrzymywałem całe godziny przesiadując nad dokumentami nie będąc rozproszony żadną rzeczą a teraz pragnę tylko przedostać się przez to okno by rozłożyć skrzydła i uciec od tej rutyny, którą nie wiem jak robiłem od wielu lat. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jak wcześniej zmuszałem się by zrobić choć jeden krok w przepaść tak teraz wręcz chcę w nią wskoczyć. Przypomniałem sobie jak przez to okno wyleciałem razem z Polską, który zrobił to by brutalnie wyciągnąć mnie z depresji. W tamtej chwili okropnie się bałem mając przed oczami okrutne, realistyczne wizje rozpadającego się Berlina. Przez to wspomnienie myślałem, że jak uwolnię swoją naturę stanę się bezdusznym zwierzęciem, że stanę się jak III Rzesza. Przez wiele lat ta wizja ograniczała mnie, że kiedy w końcu połączyłem się z moją naturą nie wiem co mam z nią zrobić. Skupiłem wzrok na moim słabym odbiciu mojej twarzy w szkle. Ciągle ją w sobie czuję i choć wczoraj dzięki niej miałem siłę walczyć i stać na nogach pomimo odniesionych głębokich ran oraz wielkiego zmęczenia to teraz będąc wypoczęty nie wiem co z tą całą nową energią zrobić. Jest to dla mnie nowe doznanie, że ciężko mi ją opanować. Czy to Polska ciągle odczuwa? A jeżeli tak czy przez swoją naturę czuje to ze zdwojoną siłą? Zamyślany wpatrywałem się w odbicie, które nie mając okularów patrzyło się na mnie z tajemniczym błyskiem. Jeżeli Polska to wszystko czuje to razem z tym uporamy. Jeżeli przyjdzie.

Nagłe usłyszałem wielkie poruszenie i podniesione głosy na korytarzu. Zaskoczony dopiero po chwili szybko podszedłem i otworzyłem drzwi. Rozejrzałem się i obok nich zobaczyłem opierającego się o ścianę Argowie. Głęboko oddychał a całe ciało miał roztrzęsione.

N: Argowia? – Rzekłem a kanton zastygł w miejscu i dopiero teraz zauważył moją obecność. Patrzył się na mnie przestraszonymi oczami a ja mogłem zobaczyć, że fale na jego twarzy były zburzone a gwiazdy przygasłe i matowe. Zmarszczyłem brwi. Znowu.

N: Chodź ze mną. – Rozkazałem mu i zamykając za sobą drzwi biura zacząłem zamaszyście iść wzdłuż korytarzu słysząc jak Argowia posłusznie szła za mną. Już to nie pierwszy raz to się zdarza kiedy moi poniżsi pracownicy pokazując swoją prawdziwą twarz i znęcają się nad Argowią i jego podobnymi. Myślałem, że pozbyłem się z mojej firmy wszystkich ludzi takiego pokroju i nikt już nie spróbuje powtórzyć ich błędów. Lecz widzę, że podczas mojej krótkiej nieobecności znowu się pojawili. Naprawdę aż tak nas nienawidzą? Wszedłem do windy a Argowia wciskając parter zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Smutno uśmiechnąłem się pod nosem. Czas powrócić do normalności.

Pov. Białoruś

Siedziałam na krześle w moim biurze a wychylające się słońce zza chmur oświetliło moją twarz. Czułam przyjemne ciepło pojawiające się na mojej skórze jednak wewnątrz mnie kłębiła się frustracja i wielkie zmęczenie. Chwytając się za prawy nadgarstek spojrzałam na blat, na którym leżały otwarte dokumenty dzieciaka Polski oraz Brazylii. W obu tych papierach znajdował się opis stanu Flagowców, którym nie mogę w żaden sposób pomóc. W jednym nadpisana dusza a w drugim... Nie wiem.

Nie wiem, a już rankiem po zawiadomieniu rodziny Brazylii o jego stanie miałam przyjemność sprawdzić moją umiejętność odpowiedzenia na pytania, na które nie miałam odpowiedzi. Kilka długich godzin to trwało nim uspokojeni zostawili mnie psychicznie wymęczoną a jeszcze dziś czekać mnie będzie kolejna taka rozmowa. Tylko, że już nie z zaniepokojonymi „normalnymi" a upierdliwymi Flagowcami, którzy też będą mieć tyle samo pytań bez odpowiedzi. Zaciskając zęby mocniej ścisnęłam swój prawy nadgarstek a do mojej głowy weszła jak trucizna myśl. Czy kiedykolwiek dane mi będzie odnalezienie odpowiedzi? Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko wyprostowałam swoją sylwetkę i po paru wdechach spojrzałam w stronę wejścia.

B: Proszę. – Rzekłam chłodnym głosem i po chwili otworzyły się drzwi a do pomieszczenie zajrzał Flagowiec o biało czerwonej cerze gdzie na prawym oku na niebieskim tle widniała biała gwiazda.

C: Hej kochana. – Przywitała się serdecznie dziewczyna bardziej otwierając drzwi ujawniając swoją całą postać. Siedziała na wózku inwalidzkim mając na sobie szary szydełkowany golf, jasne spodnie w kolorze khaki oraz białe sportowe buty.

B: Chile? – Rzekłam podejrzliwie spoglądając na zegar ścienny. Była 11.00.

B: Nie powinnaś mieć za chwilę ćwiczenia rehabilitacyjne? – Zapytałam się dziewczynę, która popychając mocniej drzwi próbowała wjechać do środka.

C: Chwila do bardzo długi czas a chciałam sprawdzić jak się miewasz. – Odpowiedziała nieudolnie siłując się z drzwiami, które jej ciągle się zamykały przed nosem. Widząc, jak się męczy z wejściem ze zrezygnowaniem podeszłam do niej i przytrzymując drzwi pomogłam Chile wjechać do pomieszczenia. Przez to, że została przebita przez pręt, który uszkodził jej kręgosłup jest skazana na wózek. Jednaj nic jej nie grozi ponieważ jej organizm, choć mała w sobie minimalną dawkę trucizny, powoli się odbudowuje.

B: Czuje się dobrze. – Zaczęłam zamykając drzwi i podchodząc do biurka.

B: Lecz mając pod opieką dwóch Flagowców, którzy robią co im się podoba nie sprawia bym była zadowolona. – Powiedziałam podpierając się tyłem do blatu spoglądając wymownie na Chile. Dziewczyna na na moje słowa uśmiechając się prychnęła.

C: Po tak krótkim czasie aż tak dajemy ci w kość? – Zapytała się roześmiana podpierającą się o wózek a ja widząc jej pogodną postawę nie mogłam być na nią zła.

B: Ty może nie, ale Brazylia ze swoim nad wyraz lekkodusznym uosobieniem sprawia, że coraz chętnie bym go uśpiła by mieć święty spokój. – Odpowiedziałam krzyżując ręce na piersi a Chile teatralnie westchnęła.

C: Domyślam się, że wielu by ci na to nie pozwoliło ze względu na jego niezrównany urok. –Przymrużyłam oczy.

B: Powinien skupić się na wyzdrowieniu a nie na uśmiechu Isabeli, który niby jest tak promienisty, że wszystkie jego troski znikną. –Tylko słyszałam jak „normalne" rozmawiały między sobą o tym jak Brazylia jest uprzejmy wobec nich.

C: Cały on. – Rzekła wywracając oczy w geście zerowego zaskoczenia. Nigdy nie widziałam co w takich tekstach jest nadzwyczajnego, że dziewczyny od razu patrzą przychylnie na osobę, która to mówi. A nawet dzień nie minął.

C: Nie przejmuj się tym aż tak bardzo. – Powiedziała machnąwszy ręką.

C: Nikomu nie szkodzi trochę radości zwłaszcza jemu, który przeżył śmiertelne zatrucie. A powinnaś wiedzieć, że najlepszym lekarstwem na wyzdrowienie jest dobre nastawienie. Zwłaszcza w naszym przypadku – Powiedziała a ja zamykając na chwilę oczy ciężko westchnęłam na jej zdanie.

B: Dobre nastawienie jest zdrowe dla leczenia, lecz pod jednym warunkiem. Musi być prawdziwe. –Powiedziałam dobitnie podkreślając ostatnie zdanie. Wkurza mnie beztroskie zachowanie Brazylii, ale nie dlatego, że jest przez to irytujący a przez to, że robi to by beznadziejnie ukryć swoje prawdziwe rany. Uśmiecha się radośnie jak dziecko do słońca i mówi te wszystkie miłe rzeczy, ale widzę gołym okiem, że nie jest całkowicie szczery. Przez takie zachowanie jeszcze bardziej mi utrudnia badania.

C: Jest tak źle z nim? – Zapytała się z troską w głosie, a ja na chwilę zamilkłam zastanawiając się nad odpowiedzią. Chciałabym powiedzieć gotowe formułki, dzięki którym uniknęłabym konkretnej wypowiedzi na ten temat. Jednak w tym przypadku to się nie uda i wszystko się wyda po jednym spojrzeniu na Brazylię. Spoglądając w dół delikatnie chwyciłam się za opatrzony kikut.

B: Nie jest źle ani dobrze, ale też nie pogarsza mu się, ani nie poprawia... Wiem tylko tyle, że żyje. –Tylko tyle. Nie mam żadnych wieści czy mu się kiedykolwiek poprawi czy już na zawsze będzie w takim stanie a im dłużej się nad tym zastanawiam tym coraz bardziej zdaję sobie sprawę jak mało wiem. Masując kikut patrząc na to co zostało z mojej prawej dłoni czułam w sobie frustrację przypominając sobie uśmiechniętego Brazylię leżącego na łóżku gdzie jego prawa strona ciała była spowita przeklętą bielą.

B: Przez to nie mogę mu pomóc.– Dodałam praktycznie niesłyszalnie. Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie wiele żmudnej pracy by w końcu efektownie pomagać Flagowcom. Może za niedługo zostanie opatentowany antidotum na zmodyfikowaną truciznę Kazachstana, ale co jeśli powstanie co innego zdolnego jeszcze bardziej zranić, uszkodzić bezpowrotnie lub zabić naszych pobratymców. Nie mogę się zatrzymać. Pojmuję to doskonale, lecz przypominając jak Brazylia spokojnie otwierał oczy a Niemiec szarpiąc i wyginając swoje ciało od podanej substancji cudem powrócili do żywych nie wiem czy będę mieć dość siły by obojętnie oglądać to u innych Flagowców z pytaniem: Czy w ogóle cudem wrócą do życia? Czy będą mieć wystarczająco siły i szczęścia, nim ten dzień nadejdzie. Wzmocniłam uścisk na prawym nadgarstku powoli czując fantomowe wrażenie mojej uciętej kończyny. Jak mam pomagać Flagowcom opierając się na czymś czego nie wierzę? Niespodziewanie zobaczyłam jak czerwona dłoń delikatnie chwyciła mnie z kikut. Na ten gest lekko zaskoczona powoli podniosłam wzrok i spojrzałam na Chile.

C: W takim razie możesz mi pomóc? – Zapytała patrząc się swoimi fiołkowymi oczami prosto w moje. Będąc tak blisko niej widziałam jej wypoczętą i zdrową cerę a białe krótko ścięte włosy błyszczały w promieniach wpadającego przez okno słońca jak czyste srebro.

B: W czym? – Na moje krótkie pytanie Chile lekko podniosła kąciki ust.

C: Potowarzyszysz mi podczas pobytu w ogrodzie? –Zadała pytanie łagodnym głosem a ja wpatrzona w nią czując jej ciepłą dłoń na mojej chciałam już jej odpowiedzieć lecz nagle usłyszałam jak mój telefon zadzwonił. Odsuwając się lekko od Chile wyjęłam urządzenie z kieszeni i zobaczyłam nadchodzące połączenie od Ameryki. To mi przypomniało o nieuniknionym spotkaniu. Patrząc na telefon przymrużyłam oczy marszcząc brwi lecz gdy znów spojrzałam na Chile, bijący od niej spokój sprawił, że myśl o wyjściu z tych dusznych czterech ścianach brzmiał nawet znośnie. Spojrzałam jeszcze raz na wyświetlacz. 11:02. Ścisnęłam telefon w ręce.

B: Potowarzyszę ci. – Rzekłam w końcu wyłączając urządzenie i odsuwając się od blatu poszłam w stronę drzwi by je otworzyć na oścież i zablokować. Po tym pewnym krokiem odeszłam do Chile i chwytając za jej wózek inwalidzki wyprowadziłam ją na korytarz zamykając za sobą drzwi.

C: Dziękuję, ci. – Rzekła Chile kiedy skierowałam nas prosto w stronę szpitalnego ogrodu.

B: Nie musisz. Pomagam ci tylko dlatego ponieważ byś nie została zmiażdżona przez drzwi. – Powiedziałam a Chile zachichotała.

C: Tego akurat najmniej się boję. 

****15:15****

Pov. Niemcy

Po wyjaśnieniu sprawy w mojej firmie i wywaleniu odpowiednich ludzi mogłem na spokojnie podlecieć pod warsztat i odebrać samochód by móc teraz jechać w stronę szpitala na spotkanie z Białorusią, która pilnie chciała z nami porozmawiać. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Jednak zważając na to, że siostra Rosji nie wzywa nikogo bez powodu i nie lubi tracić bezcennego czasu na głupoty to musi być na rzeczy. Może chodzi o Litwę? Zatrzymałem się na czerwonych światłach. W czasie kiedy wczoraj Polska prowadził auto do szpitala za jego milczącą zgodą opowiedziałem Białorusi co się wydarzyło w związku jego siostrą i kim jest ta mała osoba, którą w tedy trzymałem na rękach. Widziałem jak dziewczyna ze skupieniem wysłuchiwała mnie ciągle sprawdzając stan Brazylii i nawet kiedy skończyłem wypowiedź nie zadała, żadnych dodatkowych pytań. Widząc zielone światło skręcając wjechałem na parking szpitala. Byłem wtedy jej za to wdzięczny ponieważ widziałem, że każde wspomnienie o Litwie sprawiało Polsce ból. Jednak jakby się teraz tak zastanowić to ja tak naprawdę nie wiem czy to jest reinkarnacja Litwy, że Kazachstan włożył jej duszę do nowego ciała. Nie mam pojęcia. A jedynymi, którzy to wiedzą jest tylko Kazachstan oraz Polska. Zaparkowałem na wolnym miejscu i wyłączając silnik mimowolnie spojrzałem przed siebie widząc budynek szpitala oraz kilka lamp na parkingu oświetlonym słońcem, który leniwie zbliżał się ku zachodowi. Przypomniałem sobie jak pod taką latarnią brat Rosji podawał zawinięte dziecko biało-czerwonemu Flagowcowi mówiąc coś do niego. Nie było później chwili by zapytać się o to Polskę. Wychodząc z auta zamknąłem go i poszedłem w stronę budynku szpitalnego. Ciekawe czy Polska przyjdzie? Na tą myśl potrząsnąłem energicznie głową na boki i przechodząc przez automatyczne szklane drzwi pewnie podszedłem do recepcji.

N: Dzień dobry. Jestem umówiony z Panią doktor Białoruś.–Powiedziałem i choć nie miałem okularów widziałem, że recepcjonista zerknęła na mnie podejrzliwie by znów powrócić do czynności przy komputerze.

n: Drugie piętro, korytarz po prawej, sala 37. – Powiedziała automatycznie już niezwracając na mnie uwagę.

N: Dziękuję. – Rzekłem i już jej nie przeszkadzając skierowałem się w stronę wyznaczonego miejsca. Wchodząc po schodach na pierwsze piętro i skręcając w jeden z korytarzy, patrząc się na numerację pokoi po krótkiej chwili stałem przed salą 37. Białe drzwi, na których była wywieszona plakietka z tytułem i imieniem Białorusi. Zapukałem w nie by po tym oczekiwać na odzew, lecz nikt się nie odpowiedział. Jeszcze raz ponowiłem czynność jednak i tym razem nic się nie stało. Wyjąłem z kieszeni telefon i włączając go spojrzałem na godzinę. Była 15:20. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jak zawsze przyszedłem za wcześnie. jednak dzięki temu dowiedziałem się czegoś nowego. Białoruś nie przychodzi przed umówionym spotkaniem. Stwierdzając to stanąłem obok wejścia i podpierając się o ścianę czekałem na przyjście dziewczyny. Jednak po pewnym czasie wpatrzony w mijanych przede mną ludzi do mojej głowy wróciło pytanie. Czy Polska przyjdzie? Czy tym razem wróci? Westchnąłem zamykając oczy. Nie chciałem się martwić lecz to pytanie nie daje mi spokoju od kiedy je sobie zadałem. Poczułem zawód kiedy nie obudziłem się koło Polski i ponownie to poczułem kiedy odlatywał. Chcę wierzyć, że tym razem będzie inaczej jednak jest to trochę trudne pamiętając, że za każdym razem kiedy zbliżaliśmy się do siebie Polska uciekał. Nawet wczoraj w nocy czułem jego napięte mięśnie oraz widziałem jego tęczówki, które wręcz krzyczały, że chce uciec. Te same oczy miał i dzisiaj. Przypomniałem sobie niedawny obraz Polski, który przytwierdzając mnie do ściany głęboko oddychając patrzył mi się prosto we mnie. Jego piwne tęczówki w ciągu jednego momentu były wypełnione całą gamą różnorodnych uczuć. Od szczęścia przez niepewność aż po samo zwierzęce pożądanie. Mogę się tylko domyślać jak jest mu ciężko utrzymywać kontrolę nad sobą. Chciałem go zapewnić, że nie musi się o mnie martwić i hamować swojej natury przy mnie. By nie musiał już uciekać. Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie za bardzo na niego naciskałem. Czy przypadkiem przez moje zachowanie Polska uciekł. „P: Daj mi czas.". Przypominając te słowa krzyżując ręce na piersi głęboko westchnąłem. Naprawdę jestem butem. Wracając do normalności znowu się zamartwiam i przypisuje sobie winę zadając sobie pytania czy przyjdzie. Nie powinienem. Nie powinienem wracać do dawnego siebie a dokładnie słuchać Polskę. Przypomniałem jego skruszoną minę oraz przepraszający głos gdy mi to mówił. „P: Daj mi czas."

?: Niemcy! - Wyrwany z zadumy otwierając oczy spojrzałem w bok i zobaczyłem idących w moim kierunku dwóch górujących nad wszystkimi Flagowców. Ameryka machając do mnie był ubrany w czerwoną kurtkę, czarną bluzę, ciemne jeansy, białe buty a na nosie miał swoje okulary przeciwsłoneczne. Rosja natomiast miał na sobie czarne obuwie i tego samego koloru spodnie oraz ciemnozieloną rozpiętą bluzę, pod którą widać było biały t-shirt. Powracając do rzeczywistości podniosłem rękę na znak przywitania a kiedy byli wystarczająco blisko wyciągnąłem dłoń w stronę Ameryki jednak on zamiast ją przyjąć wziął mnie w objęcia i mocno przytulił. Już drugi raz ze mną się tak wita i tak samo jestem tym zaskoczony. Czując uścisk Ameryki patrząc przed jego ramię zauważyłem, że Rosja marszcząc brwi odwrócił od nas wzrok. Flagowiec odsunął się ode mnie.

A: Ciągle nie mogę uwierzyć, że stoisz na nogach cały i zdrowy. – Rzekł ciągle trzymając mnie za ramiona szczerze się uśmiechając będąc przeciwieństwem swojego partnera.

N: A ja nie mogę uwierzyć, że już wróciłeś do miasta. – Szybko odparłem na co Ameryka zaśmiał się krótko wzruszając ramionami.

A: Nie było czasu ani chwili by ci to obwieścić. - Po tych słowach na chwilę zamilkł a jego szczery uśmiech minimalnie zmalał i choć miał na oczach okulary przeciwsłoneczne czułem jak wpatrywał się we mnie uważnie.

A: Przeraziło mnie na wieść, że mogłeś umrzeć z powodu mściwego „normalnego". Przez to zacząłem się zastanawiać nad naszym losem. Więc.. – Puszczając moje ramiona podparł się o swoje biodra.

A: Przyłączyłem się do Ruchu Jedności. – Obwieścił z dumą a mnie nawet nie zdziwiła ta wiadomość. Będąc na jego miejscu widząc jak mój przyjaciel leży na krawędzi śmierci też bym zaczął działać, żeby to się nikomu nie przydarzyło.

A: Załatwiłem wszystkie moje sprawy i mam dość spory majątek by wesprzeć i pomóc w przypomnieniu „normalnym", że my też jesteśmy normalni. – Powiedział zdecydowanym głosem od razu dodając.

A: Rosja też się przyłączył. – Tu wskazał na swojego partnera, który wywołany spojrzał na Amerykę. To mnie akurat zdziwiło.

R: Przyłączyłem się ponieważ nie mogłem ciebie samego zostawić. – Mruknął wkładając ręce do kieszeni.

A: Oczywiście, że nie, bo beze mnie byś się nudził.– Rzekł i chwyciwszy jedną ręką za pas Rosji zbliżył go do siebie.

R: Ja chcę jedynie spokojnie żyć będąc przy tobie. – Odparł przyglądając się Ameryce, który na jego słowa podniósł jedną brew do góry.

A: Jakoś wczoraj nie widziałem byś spokojnie się zachowywał. – Powiedział tajemniczo się uśmiechając intensywnie wpatrując się z nad okularów prosto w oczy Rosji. Na ten przekaz trzymany w objęciu Flagowiec odwrócił wzrok mając zmieszaną minę. Droczyli się między sobą a ja, słysząc wcześniejsze słowa Ameryki, przeszła mnie myśl, że wszyscy wokół zaczęli działać przez to, że widzieli moje nieruchome ciało w szpitalu. Zaśmiałem się w duchu. Jak widać nawet nie robiąc nic dużo zdziałałem.

N: Czyli mam z tego rozumieć, że przyjechałeś i od razu poszedłeś pomagać Flagowcom? – Zapytałem a Ameryka usłyszawszy moje słowa prychnął.

A: Przypomnę ci, że ty gdy się obudziłeś ze śpiączki od razu nie zważając na swoje zdrowie pognałeś by pomóc swojemu partnerowi. – Wytknął mi pokazując na mnie palcem a ja nie mogłem zaprzeczyć jego słowom. Byłem lekkomyślny i nie zważałem na swoje zdrowie, lecz tego się nie wstydzę bo dzięki temu dużo zyskałem.

A: A jeżeli już mowa o partnerach... – Zaczął.

A: Wiesz dlaczego Białoruś kazała nam tu przyjść? – Zapytał się pokazując ręką na nasze otoczenie. Pokręciłem głową.

N: Nie wiem. Jestem tak samo nieświadomy jak wy. – Flagowiec na moje słowa niespodziewanie spoważniał i cicho westchnął.

A: Nie rozmawiałem z nią od wczoraj po walce i o stanie wszystkich dowiadywałem się od pielęgniarek. Nawet dzisiaj próbowałem się do niej dodzwonić, żeby się cokolwiek dowiedzieć, ale za każdym razem nie odbierała. Czuję, że to musi być związane z Brazylią. – Ostatnie zdanie powiedział ciszej wkładając ręce do kieszeń spodni. Rozumiem jego zmartwienie ponieważ ja też nie wiedząc jaka to jest wiadomość sprawia, że myślisz o najgorszym. Lecz jest to dziwne, że Białoruś w ogóle z nim nie rozmawiała. Rosja położył swoją dłoń na ramieniu Ameryki.

R: Na pewno wszystko będzie w porządku. Najgorsze przetrwał. – Próbował go pocieszyć.

A: Tak oczywiście, przecież mówimy o twojej siostrze, która jest niezawodna w swym fachu. – Rzekł z przekąsem w głosie.

B: Komplementowanie mnie nic ci nie da. – Zaskoczony spojrzałem w bok i zobaczyłem Białoruś, która ubrana w roboczy strój stała przyciskając prawą ręką plik dokumentów do piersi. Jej fartuch był trochę zaniedbany lecz jej czerwone włosy były zapięte jak zawsze w schludny kok.

A: W końcu się spotykamy. – Rzekł Ameryka rozkładając ręce na boki lecz Białoruś spoglądając na niego z ukosa minęła go pochodząc do drzwi.

A: Nadal ze mną nie rozmawiasz? – Skomentował reakcję dziewczyny, która wyjmując z kieszeni klucz włożyła go do zamku i go przekręciła.

A: Lecz mam nadzieję, że dowiem się dlaczego tutaj nas zgromadziłaś. – Uchyliła drzwi.

B: Gdzie jest Polska? – Zapytała się szorstkim głosem patrząc na mnie ignorując Amerykę. Zaskoczyny pytaniem Białorusi chwilę wpatrywałem się w jej oczy i zobaczyłem pod nimi lekkie wory od niewyspania. Czy w ogóle spała?

N: Polska dzisiaj poszedł załatwić sprawę w swojej pracy w policji w związku przydzieloną mu sprawą „Flagi", więc możliwe, że przyjdzie później.– Dziewczyna na moje słowa zmarszczyła brwi lecz nic nie mówiąc weszła do biura zamykając za sobą drzwi. Patrząc się nadal w miejscu gdzie zniknęła Białoruś zamyśliłem się nad jej postawą, która jest bardziej szorstka niż zwykle. Czy to przez wiadomość, którą chce nam powiedzieć? Usłyszałem głośne westchnięcie. Ameryka mając niezadowoloną minę podparł się o ścianę a między nami nastała cisza. Rosja podszedł do niego i coś szepnął na co Flagowiec tylko kiwną głową na zgodę. Patrząc się na stojących przede mną Flagowców czułem jak z każdą sekundą atmosfera się zgęstniała z powodu dziwnego zachowania Białorusi. Po chwili dziewczyna wyszła ze swojego biura a zamykając drzwi za sobą zlustrowała nas spojrzeniem.

B: Chodźcie. – Rozkazała machnąwszy ręką.

N: Nie zaczekamy na Polskę? - Zapytałem się a dziewczyna robiąc kilka kroków na chwilę przystanęła.

B: Znajdzie nas. – Odparła stojąc do nas tyłem.

A: Nie możesz nam tu powiedzieć o co chodzi? – Zapytał się podchodząc do Białoruś,

B: Nie.- Rzekła przez zęby.

A: Czy chodzi o Brazylię? – Dziewczyna napięła mięśnie.

A: Czy coś mu jest? Czy jest w dobrym stanie? – Zadawał pytania, lecz Białoruś milczała.

B: Chodźcie za mną. – Powiedziała ignorując pytania Ameryki, lecz nagle Flagowiec bez ostrzeżenia chwycił ją za prawą rękę.

A: Odpowiedz! – Krzyknął a dziewczyna na jego nagły ruch odwróciła się przeszywając Flagowca groźnym spojrzeniem.

B: Puść. – Rzekła przez zęby napinając mięśnie próbując uwolnić się z uchwytu Ameryki.

A: Najpierw odpowiedz. Unikasz mnie i nie odbierasz telefonów ani nie odpowiadasz na moje pytanie zbywając mnie. Więc pytam jeszcze raz. Czy chodzi o Brazylię? – Chwilę stali w milczeniu patrząc się na siebie z taką samą nieustępliwością w oczach nim mniejszy Flagowiec przemówił ze rezygnacją.

B: Tak. – Powiedziała oschłym głosem by po tym w końcu uwolnić się z uścisku Ameryki.

B: A teraz chodźcie. – Rzekła i poszła wzdłuż korytarzu a my milcząc ruszyliśmy jej śladem. Idąc i mijając ludzi widząc biały kitel siostry Rosji próbowałem o niczym nie myśleć lecz widziałem kątem oka Amerykę, którego słowa Białorusi go w najmniejszym stopniu nie uspokoiły a wręcz jeszcze bardziej zmartwiły. Tak samo jak i mnie. W końcu Białoruś stanęła przed białymi drzwiami i gdy do niej podeszliśmy otworzyła je.

Bia: Wejdźcie. – Rozkazała a Ameryka nie czekając ani chwili pierwszy przeszedł przez próg.

Bra: Witajcie, witajcie i siadajcie. Dla wszystkich starczy miejsce. – Doszedł do moich uszu pełny radości głos Brazylii a kiedy znalazłem się w sali szpitalnej oświetlony światłem słonecznym zobaczyłem leżącego na łóżku Brazylię entuzjastycznie zapraszając nas ruchem lewej ręki. Obok niego na krześle siedziała tak samo uśmiechnięta Chile gdzie nad nimi wisiał transparent z odręcznym napisem „Przetrwaliśmy".

Bra: Mamy napoje, jedzenie i przekąski, które umilą nam czas. Może nie jest tak wykwintnie jak zawsze, ale zważając gdzie jesteśmy to co tu mam jest najwyższym rarytasem.- Mówił dalej a ja byłem zaskoczony i odruchowo spojrzałem na Białoruś, która zamykając drzwi miała wyraz twarzy, który wręcz mówił, że w końcu ma za sobą najgorszy moment. Uśmiechnąłem się na to. W sumie to nigdy bym ją nie posądził by kolaborowała z Brazylią by urządzić przyjęcie.

A: Co to jest? – Zapytał się Ameryka z mieszanym wyrazem twarzy.

Bra: Jak to co? Przetrwaliśmy kolejny raz więc trzeba to świętować. – Powiedział mając szczery uśmiech na twarzy lecz to nie przekonało Ameryki.

A: Więc to jest ta wiadomość, o której nie mogłaś powiedzieć wcześnie? – Zapytał się z wyrzutem w stronę Białorusi, która stanąwszy pod ścianą tylko wzruszyła ramionami.

Bra: Nie bądź na nią zły Ami. – Zaczął machnąwszy ręką.

Bra: To ja bez jej zgody wysłałem tą wiadomość bo chciałem by to była niespodzianka. Jakbym ja to napisał ze swojego telefonu to byście się wszyscy domyślili i by nie było niespodzianki. – Ameryka chwilę się wpatrywał na Brazylię jednak po chwili głośno westchnął kładac ręce na biodrach.

A: Ty i twoje imprezy. – Rzekł kręcąc głową z niedowierzania.

A: Już świętujesz a nawet jeszcze nie wyszedłeś ze szpitala. – Dodał a Brazylia się zaśmiał.

Bra: Cóż. Trochę tutaj pobędę więc wolę teraz zrobić puki sprawa jest świeża. A teraz świętujmy! – Chciał już chwycić za kubek stojący na szafce lecz znieruchomiał gdy usłyszał głos Ameryki.

A: Trochę tu zostaniesz? – Zapytał się ze zdziwieniem.

A: Przecież cię wypiszą raz dwa i to ja będę mógł świętować twoje wyjście ze szpitala. – Powiedział lekko triumfalnym głosem podpierając się o poręcz łóżka.

Bia: To będziesz miał na to czas by to zorganizować. Ba! Za min stąd wyjdę to na pewno zdążysz nawet przygotować mój ślub. – Powiedział z rozbawieniem lecz jego słowa choć powiedziane w żarcie zmartwiły mnie.

A: Jak to? – Zapytał zaniepokojony spoglądając na Białoruś lecz nim cokolwiek powiedziała uprzedził ją Brazylia.

Bra: No jak to? Nie mam czucia po prawej stronie. – Rzekł i jak gdyby nic przy wszystkich chwytając swoją pokrytą w bieli prawą rękę podniósł ją by od razu puścił byśmy zobaczyli jak bezwładnie opada na prześcieradło. Znieruchomiałem na ten widok a przez ciało przeszła gęsia skórka. Pamiętam bardzo dobrze, jak Białoruś nas przestrzegała przed całą akcją, że przeciwnicy mogą mieć bronie zatrute substancją odcinającą połączenie od narodu i żebyśmy uważali. Ale też wspomniała, że ma już na to antidotum. Czy był w tak okropnym stanie, że mu nie pomogło? Spojrzałem na Białoruś lecz nic z jej twarzy nie mogłem odczytać.

Bra: Nie powiedziałaś im? – Zapytał się Białorusi zdezorientowany naszym poruszeniem patrząc się na nią lecz ta tylko milcząco odwróciła wzrok.

A: Poinformowano mnie, że nic mu nie jest. – Rzekł powoli odwracając się w stronę Białorusi.

Bia: Poinformowałam, że żyje. – Powiedziała, lecz dla Ameryki nie był to przekonujący argument.

A: Może trzeba było osobiście przyjść i mi to powiedzieć.

Bia: Zostałeś dobrze poinformowany, na tyle by ciebie nie niepokoić. – Powiedziała z oschłością w głosie krzyżują ręce na piersi nie spoglądając na żadnego z nas.

A: Nie niepokoić? Cały ten dzień byłem niespokojny przez twoją wiadomość! – Rzekł z rozdrażnionym głosem.

Bra: Ami, to ja wysłałem tą wiadomość. Ona...

A: Nie. – Przerwał mu ostrym głosem.

A: Nie rozmawiała ze mną a kiedy dzwoniłem do niej, nie odbierała by mi powiedzieć jaki jest twój stan, ale miała czas by dać ci swój telefon. – Mówił z coraz większą pretensją pokazując dłonią na Białoruś.

Bia: Dla twojego przypomnienia jestem w pracy i mam inne obowiązki niż odbieranie telefonów od ciebie. – Rzekła oschle przybierając ofensywną postawę.

A: Inne niż informowaniu bliskich o stanie Brazylii?

Bia: O jego stanie mam obowiązek informować tylko jego członków rodziny. – Odpowiedziała mu szybko jak formułkę której się nauczyła na pamięć.

A: Ja też jestem jego rodziną. – Podniósł głos podchodząc do Białorusi.

Bia: Jesteś tylko przyjacielem. – Rzekła ostrym jak nóż głosem.

A: To nie zmienia tego, że też mam prawo wiedzieć w jakim jest stanie.

Bia: Od kiedy ty trzymasz się prawa!?

A: A od kiedy ty zatajasz przed nami prawdę? – Powiedział przez zęby świszczącym głosem stając kilka milimetrów od dziewczyny sprawiając, że będąc odwrócony tyłem do słońca rzucał długi cień na Białoruś jak rozdrażnione zwierzę w nagłym wokół nas napięciem. Głęboko oddychając od emocji obaj patrzyli się na siebie z odczuwalną nienawiścią. Rosja szybciej reagując ode mnie chwycił swojego partnera za ramiona i odciągnął go od Białorusi.

R: Ami. Daj jej mówić. – Powiedział spokojnym lecz stanowczym głosem. Ameryka zrobił kilka kroków w tył a siostra Rosji mając chwilę przestrzeni po kilku uderzeniach serca cicho wypuszczając powietrze odezwała się.

Bia: Cały czas byłam z wami szczera. – Powiedziała cicho na co Ameryka przeszył ją wrogim spojrzeniem.

A: To powiedz. Dlaczego Brazylia jest w takim stanie? – Po jego słowach nastała cisza a powietrze stało się gęstsze, że można było go ciąć. Nikt nie miał śmiałości by się odezwać. Nawet nie wiem co by można było powiedzieć. Cała ta nagła sytuacja sprawiła, że nie umiałem być po czyjejś stronie stając się biernym uczestnikiem. Białoruś robi większą robotę w sprawie naszego bezpieczeństwa oraz by wszyscy wyzdrowieli z całego niedawnego chaosu przez co ufam jej osądowi. Lecz teraz wiszące nad nami pytanie Ameryki gdzie jego odpowiedzią było milczenie dziewczyny sprawiło, że miałem mieszane uczucia. Białoruś powiedziała, że żyje i nie kłamała jednak ukryła to, że Brazylia może już nigdy nie wstać z łóżka. Czy to mogło się stać też i mi? Nagle usłyszałem jak otwierają się drzwi. Spojrzałem w ich kierunku i zobaczyłem stojącego w progu Polskę.  

Pov. Polska

Miałem plan. Prosty plan. Wykorzystać fakt, w którym to Białoruś tu nas zebrała by przed wszystkimi siebie wyjaśnić. Co mogłoby pójść źle? Lecz kiedy otworzyłem drzwi do pokoju już wiedziałem że wszedłem w rozjuszone mrowisko. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli w moim kierunku. Ame stojąc na środku sali z wkurzoną miną wyglądał jak gangster górując nad siostrą Rosji, która ubrana w pomięty biały kitel i w niebieski mundur szpitalny przeszyła mnie zimnym wzrokiem. Jej brat nie był mi dłużny i będąc obok Ame uważnie patrzył się na mnie chłodnymi oczami. Chile siedząc koło łóżka zmęczonego Brazylii, będąc ubrana w jasne beżowe kolory jako jedyna z grupy przyjaciół miała zatroskany wyraz twarzy. Zacisnąłem mocniej klamkę od drzwi. Może stąd wyjdę i będę czekać na kolejny odpowiedni moment? Jednak od razu zrezygnowałem z tego pomysłu cicho wzdychając. To by było zbyt proste nawet jak dla mnie.

P: Czy coś mnie ominęło? – Zapytałem się powoli wchodząc do pomieszczenia dając sobie chwilę nim stanie się poważnie.

Bra: Nie Poli. – Zaczął Brazylia zmęczonym głosem a ja zawieszając mój popielaty płaszcz na wieszaku podszedłem do Niemca, który jako jedyny stał na uboczu w całej tej scenerii.

Bra: Tylko wszedłeś w sam środek kłótni pomiędzy Ami a Bielrrússią kiedy ja chciałem zrobić tylko miłe przyjęcie dla nas. – Powiedział z wyrzutem w głosie jak gosposia, której zakłócono miłe rodzinne spotkanie. Sądziłem, że to Białoruś nas tu zgromadziła zwłaszcza, że nikt nie był w imprezowym nastroju. Chyba brazylijska intryga pierwszy raz się nie udała.

A: Wybacz Brazylia, ale twoje zdrowie jest ważniejsze niż impreza. Chcę wiedzieć dlaczego jesteś w takim stanie bo jak widzę nawet ty tego nie wiesz. – Słysząc złość w głosie Ameryki zlustrowałem Brazylię. Leżąc na łóżku zobaczyłem, że zamiast swojej zielonej skóry na prawej ręce oraz część szyi miał ją pokrytą białym wręcz trupim kolorem. Przez odcień przypuszczałem, że coś z nią jest nie tak, ale nadal nie rozumiałem czemu z tego powodu Ameryka miałby być zły na Białoruś.

C: Ami. – Rzekła karcąco by zwrócił na nią uwagę.

C: Wszyscy tutaj jak ty chcą się dowiedzieć dlaczego Bryz jest w takim stanie, ale nie musisz od razu złościć się na Białoruś. Ona jedna czuwała nad nami bez ustanku kiedy my wszyscy wczoraj byliśmy zmęczeni i jedynie czego chcieliśmy to zakończyć tą okropną noc. – Powiedziała wskazując dłonią na dziewczynę, która będąc w centrum uwagi oświetlona wpadającymi przez okno promieniami słońca próbowała stać wyprostowana mając chłodną i opanowaną twarz. Jednak jej postawa kontrastowała z pomiętym ubraniem i z cieniami pod oczami. Czy ona w ogóle spała?

A: Czuwała nad wami, ale to nie zmienia faktu, że ukrywała jego stan także i twój mówiąc, że ci się poprawia. – Kiedy to powiedział teraz zauważyłem, że na czym siedziała dziewczyna to nie było krzesło a wózek inwalidzki.

C: I tak jest Ami. Zważając, że wcześniej nie mogłam w ogóle ruszyć czymkolwiek. Więc zamknij się i daj jej mówić. – Powiedziała łagodnym lecz stanowczym głosem patrząc się na niego wymownie. Ame spoglądając to na Chile to na Brazylię wziął głębszy oddech i z niezadowoleniem skrzyżował ręce na piersi.

A: Więc? – Zapytał patrząc się wymownie na Białoruś czekając na wyjaśnienia. Stojąc na uboczu próbowałem zrozumieć całą tą zaistniałą sytuację na razie nie wtrącając w ich kłótnie. Bym bardziej pogorszył sprawę niż ją naprawił. Jednak nawet nie zwracając na siebie niczyją uwagę poczułem czyjś wzrok na sobie. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem przeszywające szare oczy Rosji. Od razu odwróciłem wzrok próbując nie zwracać na niego uwagę jednak nadal wyczuwałam jego spojrzenie na skórze. Spokojnie, przyjdzie na mnie pora. Białoruś za ten czas chwytając się za prawy przegub zamknęła na sekundę oczy by już pewniej spojrzeć na Amerykę.

Bia: Kiedy mój zespół podtrzymywał Brazylię przy życiu robiłam wszystko by go ustabilizować... Jednak jego serce przestało bić. – Na jej słowa rozszerzyłem oczy.

Bra: Umarłem? – Rzekł Brazylia z zaskoczeniem w głosie mając jeszcze większy wyszczerz oczu.

Bia: Reanimowałam cię nieustanie lecz to nic nie dało. – Kontynuowała zwracając się do Brazylii jednak szybko wróciła wzrokiem na Ame, który z intensywnością spoglądał na nią przez okulary przeciwsłoneczne.

Bia: Stwierdziłam zgon a ciało zaczęło powoli się rozsypywać. Lecz nagle przestało, a jego serce znów zaczęło pracować. Wszystko w ciele Brazylii powróciło do normy jednak tam gdzie dotarł rozpad został biały ślad a wszystkie tkanki, części narządów wewnętrznych i układ nerwowy w obrębie znamienia nie zregenerowały się poprawnie albo został po nich znikomy ślad. Jest to bardzo nietypowy przypadek i na razie nie mam żadnego rozwiązania. – Wyjaśniając lekko gestykulując na chwilę spojrzała na Brazylię lecz szybko odwróciła wzrok.

Bia: Nie wiem nawet czy kiedykolwiek będzie mógł się poruszać.– Dodała na koniec mieszaniną gniewu i rozczarowania zaciskając palce pięść. Jakby bardziej niż kalectwo Brazylii sama niewiedza ją złościła. Miała antidotum, lecz nie zadziałał tak skutecznie jakby się tego spodziewała. Patrząc się na złowieszczy biały ślad na skórze Brazylii, który leżał pod napisem „Przetrwaliśmy" w moim umyśle zabrzmiały ostatnie słowa Litwy. „L: Ja nie chcę przetrwania, chcę życia.". Co za ironia.

A: To jak przeżył Niemiec? – Zapytał się na co Białoruś ciężko westchnęła.

Bia: Nie wiem. – Powiedziała na wydechu lecz ukradkiem zerknęła w naszą stronę jakby coś podejrzewa. A może wie. Nieoczekiwanie poczułem czyjąś dłoń na mojej. Spojrzałem w bok i zobaczyłem Niemca, który miał głęboko zamyśloną minę.

A: Więc jak dobrze rozumiem, unikałaś mnie i nie chciałaś ze mną rozmawiać na temat Brazylii tylko dlatego, ponieważ wstydziłaś się, że twoje antidotum nie pomogło tak jak tego oczekiwałaś? – Zapytał się niedowierzaniem w głosie upewniając się czy dobrze zrozumiał jej postępowanie. Ja natomiast patrząc się na Niemca zastanawiałem się czy przypadkiem on nie miał żadnej części ciała pokrytej tą złowieszczą bielą. Jednak wizualizując całą scenerię gdzie widziałem jego nagą postać nie stwierdziłem by miał owe znamiona a sprawiło tylko, że poczułem wypieki na twarzy. Może Brazylia całkowicie nie wyzdrowiał, ale ważne, że żyje. Tak samo jak Niemiec.

Bia: Nie było żadnego antidotum. – Zaskoczony nagłym jej stwierdzeniem spojrzałem w stronę Białorusi.

A: Czekaj CO?! – Wykrzyczał Ame słowa, które też mi się ciskały na usta. Był tak samo zszokowany jak ja a szybko patrząc się po twarzach Flagowców zobaczyłem, że nie tylko my o tym nie wiedzieliśmy.

R: Mówiłaś, że je masz. – Rzekł powoli Rosja skonfundowany jej stwierdzeniem.

B: Mówiłam, że miałam prototyp. – Powiedziała powoli i wyraźnie ostatnie słowo.

A: W ogóle nim był? – Zapytał się gniewnie Ameryka.

Bia: Nie ważne czym był. Był jedyną rzeczą, którą miałam by was uratować. – Powiedziała z tą samą tonacją napinając ciało.

A: Czyli nawet nie wiedziałaś czy zadziała? – Dopytywał się a jego złość wzrastała.

Bia: Nie miałam pewności.

A: Więc dlaczego nam nie powiedziałaś?

Bia: Nie chciałam was niepokoić by nie zbudzać niepotrzebnego niepokoju. – Powiedziała a jej słowa zamiast uspokoić rozdrażniły Ame, który napinając mięśnie chwycił się za głowę. Nie ma antidotum.

A: Znowu to samo robisz. – Powiedział przez zęby próbując utrzymywać emocje na wodzy. Niemiec powiedział mi, że Białoruś dała mu lek. Ale teraz jak się tak zastanowić to tak naprawdę nie wiadomo czy pomógł ponieważ okazuje się, że tak jak ja Flagowiec jest przeklęty tym samym wzmocnieniem natury. Przez to od razu nasuwa pytanie. Jakim cudem Brazylia przeżył śmiertelną truciznę?.

A: Znowu zatajasz przed nami prawdę by niby nie wzbudzić niepotrzebnego niepokoju. - Czy Brazylia też ma wzmocnioną naturę? Czy może coś innego? A jeżeli tak czy to znaczy, że jak ktoś nie był eksperymentem nie ma szans na przeżycie? Nagle coś mnie tknęło.

Bia: Wolałam nie ryzykować.

A: Ryzykowałaś ukrywając, że czeka nas śmierć bez ratunku. – Czy gdyby nie III Rzesza Niemiec by się nie ubrudził? Zaciskając zęby splotłem palce Niemca w mocnym uścisku.

Bia: Dlatego ostrzegałam was byście nie zostali zranieni. - Umarłby a ja nawet o tym bym wiedział?

A: Nie da się tego przestrzegać, kiedy każdy chce cię zabić!

R: Ame! – Krzyknął na Amerykę jednocześnie wyrywając mnie z czarnych myśli. Rosja chwytając ramiona zezłoszczonego Flagowca odsunął go od swojej siostry a ja powoli otrząsałem się od kłębowiska w mojej głowie.

R: Wiem, jak się czujesz, ale nie będę tolerować takiego tonu wobec mojej siostry. – Powiedział ostrzegawczo ściskając mocniej ramiona partnera, od którego wręcz buchała złość. W pokoju powoli zaczynał być wyczuwalny niepokój na wieść, że nie było żadnego antidotum a życie Flagowców jest nadal zagrożone. Mógłbym dalej zastanawiać się „co by się stało gdyby", lub jak Ame wylać całą winę na Białoruś, której też wierzyłem lecz widziałem, że to bezsensu. Nic by to nie zmieniło. Westchnąłem i puściłem dłoń Niemca. Nie jestem lepszy. Ame trochę się uspokajając uwolnił się z uścisku Rosji.

A: Nie chcę się z tobą kłócić, ale powiem ci to tylko raz. – Tu zwrócił się do Białorusi.

A: Jesteśmy po tej samej stronie. Więc nie ukrywaj przed nami prawdę, która wiąże się z naszym życiem. – Rzekł dobitnie Ame na co Białoruś prychnęła.

Bia: Ukrywać prawdę związane z waszym życiem? – Powtórzyła Białoruś z kpiną w głosie a w jej oczach zabłysł gniew.

Bia: Jedyne życie jakie cię obchodzi to tylko TWOJE. A jeżeli chodzi o prawdę to ci ją wyjawiłam. Lecz tak naprawdę nie chodzi ci oto, czy powiedziałam czy nie a kiedy. – Zaczęła robiąc krok w stronę Ame napinając wszystkie mięśnie.

Bia: Myślisz, że w tamtym momencie by to coś zmieniło? Poprawiłoby to sytuację? Wymyślilibyśmy inny wspanialszy plan? Nie. Stalibyśmy i się zastanawiali jakie by było najlepsze wyjście tracąc cenne sekundy, bo każdy by się bał o swoje przeklęte życie. – Mówiła a każde słowo było przesiąknięte jadem tak samo jak jej zielone tęczówki patrzące się prosto w Amerykę, który na jej słowa napiął się jak struna.

A: Chcę byś nie wykorzystała naszą znajomość i ponownie bez naszej zgody dała na szali nasze życie.

Bia: Dałam też swoje! – Krzyknęła nagle na cały głos unosząc do góry swoją prawą rękę pokazując jej całkowity brak dłoni.

Bia: Razem z wami weszłam do tego magazynu i walczyłam! JA wiedziałam jakie jest prawdziwe zagrożenie! JA wymyśliłam plan i to JA zachowywałam największą ostrożność i jak to się skończyło?! Nigdy już nie odzyskam co straciłam! – Wykrzyczała machając swoją okaleczoną ręką a ja stałem bez słowa. Jak wczoraj godnie znosiła swoje kalectwo to teraz nie wytrzymując ciągłego ataku ze strony Ameryki wybuchła i pokazała swoje prawdziwe emocje. Lęk, zawód, rozczarowanie, gniew, nienawiść i udręczenie. Widziałem je wszystkie jednak tylko na krótki moment nim Białoruś odsuwając się od Ameryki biorąc głębszy wdech chwytając się za kikut znów przybrała swój zawsze poważny wyraz twarzy.

Bia: Więc nie mów mi, że cokolwiek by się zmieniło oprócz twojego samopoczucia. Pogódź się z tym, że cię okłamałam, albo nie. Nie obchodzi mnie to, ponieważ wiem, że tak jak wszyscy tutaj zgromadzeni zrobiłam wszystko co do mnie należało. – Zakończyła swoją przemowę oschłym i wyprutym z emocji głosem choć widziałem jak praktycznie zaciska swój kikut do białości od kłębiących się w niej uczuć. Nie odczuwałem do niej żalu. No może trochę. Lecz bardzo dobrze rozumiem jej wybuch i cały ten ból spowodowany słowami Ame. Ciężko pracowała i wyciskała z siebie siódme poty by im, nam jak najlepiej pomóc a w zamian nie dostawała nic. Nawet jednego podziękowania. Dlatego zawsze jak była okazja okazywałem jej wdzięczność. Nawet jak to wyglądało ordynarnie. „C: Ona jedna czuwała nad nami bez ustanku..." Jeżeli to prawda to przez całą noc nie zmrużyła oka a patrząc na nią to sądzę że tych dni było więcej. Nie spała ciągle pracując a potem w jednej chwili straciła członka rodziny, dalszej kontynuacji swej kariery oraz część normalności. Uśmiechnąłem się ponuro. Jednak coś nas łączy.

A: Doskonale zrozumiałem, że zrobiłaś wszystko co mogłaś. Lecz ty też powinnaś coś wiedzieć. – Podjął ponownie rozmowę praktycznie innym tonem głosu. Bardziej spokojnym i opanowanym.

A: Nie musisz przede mną udawać pani idealnej, która znając na wszystko odpowiedzi da sobie radę kiedy tak nie jest. – Tu pokazał na jej ręce a Białoruś jeszcze bardziej ścisnęła swój kikut.

A: Jestem wciąż wkurzony, że zataiłaś przede mną fakt o Brazylii oraz truciźnie, ale przede wszystkim jestem wkurwiony ponieważ wykorzystałaś mnie. – Zrobił krok w jej stronę podnosząc swoje okulary na włosy.

A: Wiesz bardzo dobrze, że zrobiłbym wszystko by ci pomóc i uczyniłbym to ponownie nie ważne za jaką cenę. – Ame podszedł jeszcze bliżej Białorusi i zginając się do wysokości dziewczyny spojrzał prosto w jej oczy swoimi dwukolorowymi oczami.

A: Więc następnym razem kiedy będziesz potrzebowała wsparcia nie wykorzystuj mojej dobroci. – Po tym zbliżył swoją twarz do jej ucha i coś wyszeptał by odsuwając się znów spojrzeć w jej oczy. Czuć było między nimi napięcie większe niż do tej pory, że aż sam krzyżując ręce na piersi napiąłem mięśnie. Białoruś stojąc w bezruchu wśród przytłumionych dźwięków szpitala gdzie cała sala przybrała żółty odcień od słońca swoimi zielonymi tęczówkami przygaszonymi od zmęczenia bardzo dokładnie lustrowała nad wyraz kolorowe oczy Ameryki. Jakby szukała w nich jakąkolwiek skazę lub najdrobniejszą niezgodę.

Bia: Dobrze. – Rzekła po chwili ciszy ze zrezygnowaniem zamykając na sekundę oczy by od razu prostując się dodała już bardziej pewniej.

Bia: Zrobię to tylko dlatego byś się nie załamał. Nie chcę by Rosja niepotrzebnie się zamartwiał. – Słysząc jej odpowiedź podziwiałem ją, że jeszcze ma siłę udawać niewzruszonej gdy jej cienie pod oczami jeszcze bardziej się powiększyły. Ame podpierając się o boki ciągle się jej przyglądając w końcu poddając się prychnął i głośno westchnął.

A: Ahh. Zawsze myślałem, że jesteś zbyt nadopiekuńcza wobec swojego starszego braciszka. – Powiedział powoli się wyprostowując.

A: Nie ważne co bym zrobił zawsze o niego się pytasz. Jakbyś się bała, że mu zrobię krzywdę. – Zrobił zastanawiającą minę. - Teraz nad tym myśląc to ty kiedykolwiek komukolwiek ufałaś oprócz swojemu rodzeństwu? – Na jego słowa Białoruś zmrużyła oczy.

Bia: Przypomnę ci, że nawet przed Rosją zataiłam prawdę. – Odpowiedziała mu z chłodem w głosie a Ame jeszcze bardziej się zastanowił.

A: Prawda, ale kiedy nas dzieliłaś na grupy ty wysłałaś go na dach gdzie był najdalej od niebezpieczeństwa. – Powiedział patrząc się z ukosa na dziewczynę na co Białoruś zwęziła usta z poirytowanie.

Bia: W tamtej chwili był ważniejszy jego fach a nie fakt, że w nas płynie ta sama krew. Więc nie dowodzi twojej głupiej teorii o mnie. – Ame wzruszył ramionami niezbyt przekonany.

A: Jak dla mnie to bardziej dowodzi, że jesteś przewrażliwiona na punkcie Rosji, ale ci się nie dziwię. Jest bardzo wrażliwy. – Ostatnie słowa powiedział udawanym szeptem by od razu dodać.

A: Jednak tak łatwo już się nie załamuje, więc nie musisz się o niego martwić. – Poklepał pocieszająco Białoruś po ramieniu na co ona popatrzyła na niego z podejrzliwością.

A: Ale jeżeli nadal się nim zamartwiasz to go zbadaj. Jednak powiem ci od razu, że nie ma ani jednego zadrapania po wczorajszej nocy. Sam sprawdzałem dokładnie każdy cal. – Zapewniał a ostatnie słowa wypowiedziane z lekkim uśmiechem podkreślając machnięciem ręki. Czyli nie tylko ja i Niemcy mieliśmy upojny koniec.

R: Ame. – Wypowiedział jego imię zmieszanym głosem nie wiedząc co sądzić na tą nagłą sytuację, w której nieoczekiwanie jest głównym tematem. Flagowiec spojrzał na Rosję podnosząc jedną brew ze zdziwienia.

A: Co? Jak się o ciebie tak martwi to chyba powinienem powiedzieć o wszystkim. – Rzekł z nonszalancją spoglądając na skonsternowanego Rosję.

Bia: Tak szybko się pogodziłeś z myślą, że Brazylia najprawdopodobniej nie będzie mógł chodzić, że już chcesz mi mówić o swoich nocnych przygodach z moim bratem? – Zapytała się już swoim zawsze wyniosłym głosem na co Ameryka dźgnął ją palcem w ramię.

A: Słowo „Prawdopodobnie" to duże spektrum zwłaszcza w medycznego punktu widzenia więc wierzę, że zrobisz wszystko by naprawić swój błąd a ja będę cię wspierać. – Powiedział lekko się uśmiechając po czym szybko odsuwając się od Białorusi wzruszył ramionami.

A: A jeżeli chodzi o drugie to chciałem cię podrażnić. – Białoruś krzyżując ręce na piersi spojrzała na niego wymownie.

Bia: Myślałeś, że się zarumienię na najbardziej prymitywną rzecz na świecie? Przypomnę ci, że pracuję w szpitalu w przeciwieństwie do mojego brata. – Powiedziała pokazując głową na Rosję, który stojąc próbował ukryć swoje zażenowanie.

A: Warto próbować. – Powiedział z udawanym rozczarowaniem.

Bra: Czekaj! – Krzyknął niespodziewanie Brazylia, że aż podskoczyłem.

Bra: Ame, czy ty po naszej walce miałeś jeszcze siły na zabawę? – Na jego słowa Ame tylko ciężko westchnął na co Brazylia krótko się śmiejąc klepnął zdrową ręką w kolano.

Bra: Ty to zawsze miałeś wyczucie czasu do zbliżeń. – Powiedział z rozbawieniem w głosie.

A: Dzięki. – Powiedział z niezadowoleniem do Białorusi na co ona tylko wzruszyła ramionami.

Bia: Sam się pogrążyłeś. – Rzekła a ja pogładziłem się po karku ciesząc się, że Brazylia dowie się tylko o „zabawach" Ameryki. Spojrzałem niepewnie na Niemca. Mam nadzieję, że stając się bardziej pewny siebie nie chcesz się dzielić z takimi sprawami.

Bra: Ty stary byku! – Krzyknął coraz głośniej się śmiejąc.

A: Hej! – Zawołał pokazując na niego palcem by uciszyć swojego przyjaciela.

A: Może jesteś niepełnosprawny ale nie dam ci się obrażać. – Brazylia jak mógł cofnął się na łóżku i energicznie pomachał ręką w zaprzeczeniu.

Bra: Nie. Nie. Nie. Nie obrażam tylko podziwiam, że w ogóle mieliście na to siły. – Powiedział od razu dodając jakby w szepcie. - Jak poszło? – Na jego pytanie Chile walnęła go w zdrowe ramię.

C: Dajże spokój. - Zganiła go. – Nikt oprócz ciebie nie chce słuchać o prywatnych sprawach Ame. – Brazylia spojrzał na nią unosząc brwi do góry.

Bra: Ja chcę tylko wiedzieć czy wyjaśnili między sobą sprawę, w której Rússi patrzy się na nas jakby chciał zabić kiedy jesteśmy z Ami. Nie mów że cienie to nie interesuje. – Rzekł z troską w głosie dziwiąc się, że Chile nie popiera go w tej sprawie.

C: Nie aż tak by wiedzieć każdy szczegół.

N: W przeciwieństwie do ciebie wiemy co to przestrzeń osobista. – Powiedział Niemiec pierwszy raz odkąd tu się znalazłem, że aż dostałem dreszczy.

Bra: Nie wierzę wam. – Rzekł mrużąc oczy na Flagowca, który podszedł do jego łóżka zostawiając tym samym mnie z tyłu. Nie ruszyłem się z miejsca by nie zwracać na siebie uwagę. Niech się jeszcze nacieszą nim sobie o mnie przypomną.

A: Jeżeli to ci zaspokoi twoją ciekawość, a na pewno nie, to wyjaśnialiśmy pewne sprawy. – Odpowiedział Brazylii praktycznie nie mając nadziei, że zaspokoi ciekawość najdociekliwszemu Flagowcowi na świecie.

Bra: Czyli już nie muszę się martwić, że Rússi zabije mnie pewnej nocy? – Zapytał się Ameryki Brazylia pokazując z udawanym strachem na Rosję.

R: Nie. Bo nigdy tego nie chciałem zrobić. – Odpowiedział mu Flagowiec na co leżący na łóżku spojrzał na niego wymownie.

Bra: Tak jasne. Pewnie się rozmyśliłeś ponieważ Ami wydoił z ciebie ten pomysł.

C,A: Bryz! – Krzyknęli jednocześnie na dość niestosowne słowa Brazylii, który oczywiście udawał, że nie wie o co im chodzi. Stojąc na uboczu patrząc jak swobodnie rozmawiali między sobą odczuwałem ulgę, że mimo wszystko pogodzili się, ale za nim jeszcze kurz opadnie chciałbym wyjaśnić swoją sprawę. Westchnąłem cicho. Przyznam się, że obawiałem się tego spotkania. A byłoby jeszcze gorzej gdyby się nie pogodzili. Jak bez lęku wchodziłem w walki nawet w te śmiertelne to tak bardzo unikam szczerych przeprosin. Przed nikim się nie uniżałem ani nie prosiłem o wybaczenie sądząc, że jest to największa oznaka słabości. Wyrastałem w otoczeniu gdzie wszyscy uważając się za lepszych gardzili oraz pomiatali moją osobą. Przez wiele lat musiałem to znosić, że kiedy nastał dzień, w którym w końcu się stamtąd wyrwałem już nigdy nie pozwoliłem nikomu mnie poniżyć. Nawet kiedy świat płonął w wojnie, nawet jak byłem zamknięty w cztery ściany nikomu nie dałem tej satysfakcji by poczuł nade mną wyższość. Jednak wczorajsza rozmowa z Niemcem oraz dzisiejsza z Pepe przypomniała mi, że przyznanie się do błędu nie zawsze musi dowodzić o twojej słabości a może się stać twoją siłą. Tylko najpierw musisz wybaczysz samemu sobie.

A: No to chyba z imprezy nici. Wybacz Bryz, ale chyba przełożymy to aż nie wyzdrowiejesz. – Doszły mnie słowa Ame na co Brazylia ostentacyjnie westchnął.

Bra: Ech. I tak by była do dupy. Powiedz kto normalny chciałby imprezować w szpitalu i to jeszcze z lokalnym jedzeniem? – Zaśmiał się krótko. - Nie masz się niczym przejmować. Wolę by wszyscy oczyścili swoje dusze od ciążących ich myśli niż byście je chowali w sobie. Co nie Polska? – Nieoczekiwanie wypowiedział moje imię powodując, że wzdrygnąwszy się spojrzałem w jego stronę i zobaczyłem, że wszyscy Flagowcy patrzyli się na mnie.

Bra: Co jak co, ale ty to na pewno po tym wszystkim czujesz się winny. – Powiedział lekko uśmiechając się w moją stronę zachęcając mnie do zwierzeń. Wiedziałem, że prędzej czy później przyjdzie moja kolej, ale wolałem nie być wywołany i to jeszcze przez Brazylię. Wziąłem głębszy wdech przeczesując włosy.

P: Wierz, że nie lubię się z tobą zgadzać. – Rzekłem na wydechu by oczyścić swój umysł patrząc się na wkurzająco uśmiechającego się Brazylię.

P: Ale... Chcę wykorzystać fakt, że wszyscy tutaj jesteście i powiedzieć wam coś nim mnie osądzicie. - Zacząłem powoli mówiąc szukając odpowiednich słów.

P: Wplątałem was w wir wydarzeń bez żadnego słowa narażając zdrowie wszystkich. Postąpiłem lekkomyślnie gdzie tak naprawdę wykorzystałem waszą dobroć zamiast po prostu poprosić o pomoc. Byłem porywczy, pochopny i nie mogłem powstrzymać swojej natury. Nawet teraz z nią walczę. –Zaśmiałem się ponuro.

P: Nie powinienem nawet w takim stanie pracować, ale byłem na to zbyt butny. Przez to nie zdołałem nic zrobić ani nawet uratować osób, na których mi zależy. – Mówiąc to w myślach pojawiła mi się scena jak w niepowstrzymanym szale prawie zabiłem Niemca oraz jak na moich kolanach leżała martwa Litwa. Pokręciłem głową by odsunąć od siebie te okropne obrazy.

P: Nie oczekuję wybaczenia ani zrozumienia. Chcę byście wiedzieli jedno, że was wszystkich szanuję i... - Zawiesiłem głos czując jak ostatnie słowo tkwiło mi w gardle jak gula sprawiając mi nieprzyjemny ból. Spojrzałem po kolei na otaczających mnie Flagowców, którzy słuchali mnie z uwagą aż mój wzrok nie utknął na Niemcu. Nasze spojrzenia się spotkały. Wziąłem głęboki wdech. Będzie dobrze.

P: Przepraszam. – Rzekłem i usłyszałem jak głos mi się lekko załamał sprawiając, że zabrzmiałem bardzo dziwnie a oczy mi się zaszkliły. Chyba wyszedłem z prawy. Zaśmiałem się z siebie powstrzymując łzy. Czułem w sobie wielką ulgę kiedy w końcu powiedziałem to słowo, ale wolę by nigdy ta sytuacja się nie powtórzyła.. Wyprostowując się spojrzałem na każdego z Flagowców. Postaram się o to Po chwili pierwszy odezwał się Ameryka.

A: Nie mam ci nic do wybaczenia. – Zaczął głęboko wzdychając mierzwiąc swoje włosy jakby zmęczony wybaczaniem.

A: Ostatnim razem to z mojej winy prawie zostałeś uwięziony w Moskwie więc... Jesteśmy kwita. – Powiedział spoglądając na mnie swoimi dwukolorowymi oczami, w których nie było żadnej ukrytej nienawiści lub gniewu lśniąc w świetle słońca. Czy to właśnie widziała Białoruś, kiedy to na nią się patrzył?

Bia: Byłeś naszym priorytetem i z własnej woli poszliśmy we wskazane przez ciebie miejsce. Sami odpowiadamy za nasze błędy. – Odezwała się Białoruś swoim szorstkim głosem podpierając się o ścianę. Nie spojrzała na mnie a jej twarz coraz bardziej wyglądała na zmęczoną. Mam nadzieję, że dziś dobrze się wyśpi. Zasłużyła na to bardziej niż ktokolwiek inny.

C: Ważne, że ty to zrozumiałeś. – Dodała Chile kojącym głosem. Ulżyło mi, że nie chowają urazy do mojej osoby, lecz tak naprawdę czekam na odpowiedź tego którego najbardziej zraniłem. Rosja przez cały czas mi się przypatrując przeszywającym wzrokiem nagle zrobił krok w moją stronę. Nie drgnąłem wytrwale patrząc się na teraz górującego nade mną Rosję.

R: To co zrobiłeś jest dla mnie niewybaczalne. – Powiedział szorstkim głosem a mnie to nawet nie zaskoczyło. Czułem to w jego wzroku od kiedy tu wszedłem a teraz mam potwierdzenie. Nawet mnie to nie zraniło jak to się obawiałem.

R: Wiem jak to jest prawie stracić bliską osobę i pojmuję jakimi pobudkami się kierowałeś to nie zamierzam o tym zapomnieć. - Zrozumiałe. – Jednak. – Kontynuował.

R: Mam nadzieję, że następnym razem podczas naszej następnej walki wybierzesz jedną ze stron bym nie musiał się powstrzymywać. – Po tym wyciągnął do mnie rękę. Rozumiałem co miał na myśli pamiętając, że najpierw chciałem zabić Kazachstana a później wręcz z nim współpracowałem by uratować Litwę. 

P: Spokojnie. Nie popełnię tego samego błędu. – Rzekłem przyjmując wyciągniętą dłoń. Nagle Rosja bez ostrzeżenia szarpnąwszy mną zbliżył swoją twarz do mojej.

R: Zabiję cię nie ważnie co będą inni myśleć. – Wyszeptał mi do ucha a ja słysząc te słowa na mili sekundę rozszerzyłem oczy z zaskoczenia by od razu smutno uśmiechnąć się pod nosem.

P: Rozumiem to doskonale – Powiedziałem a Rosja słysząc moją odpowiedź odsunął się ode mnie. Nie był to znak zgody ani pojednania a porozumienia, że jak nie wybiorę jego strony zapłacę za to życiem. Uczciwa cena zwłaszcza, że zawsze tylko tym spłacałem moje błędy. Lecz nikt jeszcze nie zdołał porządnie odebrać mi życia. Ciekawe czy to się liczy jako dług?

Bra: Polska. – Rzekł Brazylia a spojrzawszy w jego stronę widziałem jak trzymał się za pierś mając poruszoną minę.

Bra: Nigdy nie sądziłem, że usłyszę kiedykolwiek z twoich ust publiczne przeprosiny. Jestem prawdziwie poruszony, że z wielką przyjemnością wybaczę ci wszystko co zrobiłeś i będę trzymać twoje przeprosiny w sercu do końca świata. – Powiedział emocjonalnie robiąc gest jakby wycierał łzę a ja tylko westchnąłem.

P: Przeprosiłem, ale nie musisz płakać z tego powodu. – Rzekłem uśmiechając się z politowaniem ale i tak byłem szczęśliwy, że wszyscy dali mi drugą szansę a podchodząc do grupy Flagowców w końcu odczułem prawdziwą ulgę. Poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu. Spojrzałem w jego stronę i zobaczyłem Niemca. „N: Będzie dobrze.". Uśmiechnąłem się do niego. Jak zawsze miał rację. Ale mu tego nie przyznam.

Bra: Jestem szczęśliwy, że nie umarłem i mogłem zobaczyć tą wspaniałą scenę. – Powiedział załamującym się głosem. Chciałem już coś powiedzieć by przerwać tą brazylijską dramę lecz zawiesiłem głos widząc jak Brazylia chowając twarz w zgięciu ręki, jego ciało zaczęło drżeć a na kołdrze zobaczyłem prawdziwe łzy.

C: Bryz? – Powiedziała zaniepokojona jego reakcją kładąc rękę na jego nodze. Ame podszedł do swojego przyjaciela by kładąc rękę na jego ramieniu dać mu trochę otuchy. Chwilę czekaliśmy nim Bryz uspakajając się wycierając oczy w rękaw spojrzał na nas.

Bra: Wybaczcie. – Zaczął lekko podłamanym głosem. – Przez to jak dowiedziałem się, że na chwilę umarłem teraz bardzo doceniam dane mi drugie życie i mogłem zobaczyć jak moi przyjaciele się godzą. – Powiedział pociągając nosem a Ame uśmiechnął się lekko z politowania.

A: Jesteś naprawdę niemożliwy. Już myślałem, ze coś ci się dzieje a ty jak zawsze do wszystkiego podchodzisz zbyt emocjonalnie. – Powiedział Ame czochrając zielone włosy Brazylii.

C: W ogóle jestem zdziwiona, że nie pomyślałeś o swojej Argentynie o której zawsze mówisz. – Wtrąciła się Chile.

A: Prawda. Na pewno dobrze się czujesz? – Zapytał się kładąc rękę na jego czole na co Brazylia spojrzał na niego zaszklonymi oczami.

A: Może niech Białoruś jeszcze raz cię zbadała czy przypadkiem twoja część odpowiadająca za ciągłym wysławianiem swojej narzeczonej jeszcze działa.

C: Ame nie mów tak! – Rzekła Chile udając przerażenie.

C: Może się tylko wstydzi bo nie może jedną ręką już opisać jej wszystkich cnót? – Na jej słowa Ame poważną miną kiwnął głową w potwierdzeniu.

A: Masz rację. Połowicznie ją wychwalać a to by była ujma dla jej piękna.

Bra: Jak byście mi dali dojść do słowa to bym wam powiedział, że się już z nią widziałem i jest jak zawsze nieziemsko piękna, że wszystkie dziewczyny wokół niej bledną. – Powiedział naburmuszony z miną zbitego psa a Ame i Chile nie wytrzymując zaśmiali się dźwięcznie. Cieszyłem się że to już jest za mną i mogę bez ciężaru na sercu z nimi przebywać. W sumie to w dużym rozrachunku dobrze mi poszło. Praktycznie prawie całą listę miałem odhaczoną gdzie jedynie co mi pozostało to sprawdzenie co u Litwy oraz odzyskanie mojego motoru. Żadne z tych rzeczy nie będzie dla mnie utrudnieniem ponieważ najcięższe mam za sobą.

N: Brazylia. – Powiedział jego imię po tym jak jego najbliżsi już dobrze podokuczali mu.

N: Czy mogę cię o coś zapytać? – Brazylia na jego pytanie machnąwszy ręką kiwną głową na znak zgody.

Bra: Oczywiście. Dawaj co ci w duszy gra. – Rzekł a Niemiec chwilę się zastanowił nim ponownie się odezwał.

N: Czy przypadkiem widziałeś kogoś w czasie kiedy umarłeś? – Wszyscy zaskoczyli się nagłym dość dziwnym pytaniem Flagowca lecz pytany mężczyzna nie był w cale zdziwiony a wręcz spojrzał z zaciekawieniem na Niemca.

Bra: Zabawne pytanie zadałeś. – Powiedział gładząc swoją białą rękę.

Bra: Ponieważ tak, widziałem. Swoją mãe. Była tak piękna jak w dniu kiedy ostatni raz ją widziałem wiele wieków temu. Czemu pytasz? – Zapytał zaintrygowany patrząc się na Flagowca. Jednak ja już się domyślałem co chodzi Niemcowi po głowie. Flagowiec milczał nim odpowiedział na pytanie.

N: Ponieważ w czasie kiedy ja prawie umarłem w szpitalu to widziałem swojego ojca, który uratował mnie od śmierci. – Powiedział na co atmosfera się napięła na zmiankę o jego rodzicielu. Od razu się zaniepokoiłem.

A: To na pewno był III Rzesza? - Zapytał się ostrożnie Ameryka krzyżując ręce na piersi.

N: Tak. Jestem pewny, że to był on. – Odpowiedział jednak Ame nie był zadowolony z jego rzeczowej odpowiedzi.

A: Nie były to halucynacje? – Dopytywał się na co Niemiec pokręcił głową.

N: Na początku tak sądziłem jednak kiedy straciłem kontrolę nad moją naturą ponownie go spotkałem a wtedy wyjawił, że to on mnie wyrwał z rąk śmierci. – Powiedział ze spokojem i ja poczułem jednocześnie ulgę i niepokój. Dobrze, że nic więcej się nie stało, ale nie wiedziałem, że dwa razy się spotkali. A może było ich więcej?

A: Może ci pomógł, ale wiesz dobrze jak ja, że Rzesza nie jest skłonny do altruizmu. – Powiedział w ogóle nie przekonany do słów Flagowca. To samo powiedziałem Niemcowi, który tak jak teraz mówił, że to właśnie Rzesza go uratował. Jestem nadal do tego sceptyczny, ale któż do cholery wie. Może po wielu latach żyjąc w astralnym świecie przypomniał sobie jak być ojcem. Choć w to wątpię.

N: Wiem, że może to się wydawać niemożliwe, ale naprawdę mi pomógł i...

C: Niemcy. – Przerwała mu mając w oczach niepokój.

C: Wierz do czego jest skłonny twój ojciec a jeżeli był w twoim umyśle to nie jest to dobry znak. – Powiedziała zmartwionym głosem.

N: Wiem, ale nic mi nie zrobił. – Tłumaczył się by się nie przejmowali lecz oni patrzyli się po sobie a ich miny nie wyrażały ulgi. Wiadomo, że pojawienie się III Rzeszy jest poruszające, ale zdziwił mnie ich nad wyraz wielki niepokój. W końcu się odezwał Rosja.

R: Skąd mamy być tego pewni? – Na jego pytanie Niemiec rozszerzył oczy ze zdumienia a ja pojrzałem na Rosję z niemym pytaniem. Czekaj co?

N: Myślicie, że ojciec przejął kontrolę nade mną? – Zapytał z niedowierzaniem patrząc się na wątpiących Flagowców, którzy milczeniem potwierdzili jego obawy. Widząc ich reakcję nie dowierzałem co się nagle dzieje.

C: Nigdy nie mówiłeś tak dobrze o swoim ojcu. Tak właściwie to na wszystkie sposoby omijałeś jego temat a nawet wspomnienia z nim związane. – Powiedziała mając coraz większą wymalowaną na twarzy troskę. To jakiś żart?

A: To pierwsza sprawa, - Wtrącił Ame.

A: A druga jest taka, że stoisz przed nami i nawet bez lęku mówisz nam, że go spotkałeś w astralnym miejscu swojego umysłu. – Rzekł ale spojrzawszy na Niemca szybko dodał.

A: Nie chodzi oto, że ci nie wierzymy. Ale przeżyliśmy wiele dziwnych zdarzeń, których nie możemy w żaden logiczny sposób wytłumaczyć i chcemy mieć tylko pewność, że to nie kolejna z nich. – Wytłumaczył Ame zapewniając, że chcą się tylko upewnić. Gładząc się po karku wzmogła we mnie niezadowolenie zmieszane z irytacją. Chciałem wręcz wszystkim dać po głowie by wybić z nich tą absurdalną myśl. Co za głupota.

N: Możecie mnie spytać o co chcecie. – Rzekł Niemcy zaniepokojony tym nagłym obrotem sprawy.

A: Wiesz, że nie możemy. – Powiedział od razu. Z relacji Ame jak III Rzesza kontrolował jego ciało miał dostęp do jego wspomnień dlatego tak łatwo oszukał nas wszystkich i tylko czyny się liczą, ale do jasnej cholery widać i słychać, że to jest ten sam głupi But tylko, że teraz bardziej pewny siebie. Niemiec głęboko zastanawiał się jakim sposobem ich przekonania lecz będąc rozdrażniony nie dałem mu ani chwili by ta bezsensowna sytuacja trwała dłużej.

P: Cholera z wami. Chcecie dowodu to wam dam. – Szybkim ruchem chwyciłem Niemca za kark i bez zastanowienia pocałowałem go. Wszyscy umilkli a Niemiec stanął jak wryty jednak ja nie przestawałem naciskać i smakować jego warg aż Niemiec nie odwzajemnił mojego gestu. Mając zamknięte oczy bardzo dobrze czułem jego ciepłą skórę na karku, łaskoczące krucze włosy i zimne usta, które kusiły mnie do pogłębienia pocałunku. Nieprzerwanie smakowałem go gdy nagle Niemiec ugryzł mnie w wargę. Oderwałem się od niego i głęboko wziąwszy oddech powoli wypościłem powietrze przez usta by się uspokoić. To było niebezpieczne.

P: Wystarczy? Czy mam wyjaśnić? – Zapytałem się gniewnie zwracając się do zdziwionych Flagowców by puszczając kark Niemca odsunąć się od niego.

A: W sumie to o coś takiego mi chodziło. – Rzekł Ame kiwając głową z przekonaniem trzymając się za brodę.

Bra: Możesz powtórzyć? – Najeżyłem się.

P: Sam se powtórz ze swoim tyłkiem. – Fuknąłem na niego przecierając ręką usta by się uspokoić lecz czułem jak policzki mi zapłonęły. Spojrzałem na Niemca i zobaczyłem, że lekko się uśmiecha w moją stronę. Szybko odwróciłem wzrok. Uspokój się.

Bia: Czyli mówicie, że was uratowały wizje waszych rodziców? – Zapytała się Białoruś kontynuując poprzedni temat zwracając się do Niemca i Brazylii jakby cała ta sytuacja się nie wydarzyła. W myślach jej dziękowałem za to.

N: To nie były wizje lecz naprawdę tam byli. – Poprawił ją Niemcy, po którym nie było widać, że jest jakkolwiek zmieszany moim pocałunkiem. Albo to dobrze ukrywa, albo naprawdę mu to nie przeszkadzało.

Bia: Wątpię w to. – Rzekła od razu dodając.

Bia: Może w twoim przypadku bym się wspierała zważając co się stało rok temu, ale sprawa z Brazylią jest zgoła inna. – Wytłumaczyła jednak Niemiec był innego zdania.

N: Chyba, że...- Zaczął lecz nie skończył zastanawiając się nad tym głęboko.

Bia: Chyba, że co? – Zapytała ponaglając go a on spojrzał na nią.

N: Że dusza jego matki nadal istnieje.

A: To absurd. – Powiedział od razu na słowa Niemca praktycznie zapominając, że przed chwilą wątpił w jego osobę.

A: To by znaczyło, że gdzieś w jakimś zapomnianym przez Boga miejscu leży w śpiączce od 1000 lat ciało jego matki. Chciałbym mieś tak dużą wiarę w nasze możliwości, ale powiedzmy sobie szczerze, że jest nie możliwe zwłaszcza po tylu dekadach. Wybacz. – Ostatnie słowa powiedział przepraszająco do Brazylii, który nie był w żaden sposób urażony.

Bra: Nie musisz. Już dawno się pogodziłem się, że umarła. Cieszę się po prostu, że mogłem ją ponownie zobaczyć. – Powiedział lekko się uśmiechając by po tym ciężko wzdychając poprawić się na łóżku.

Bra: Cóż. – Zaczął Brazylia

Bra: Może z imprezy z nici, ale czy możemy wziąć jeden toast zanim się rozejdziemy? – Zapytał się na co wszyscy spojrzeli na siebie porozumiewawczo się uśmiechając i bez żadnego sprzeciwu zgodzili się na jego sugestię. Ame podchodząc do stolika nalał do plastikowych kubków herbatę i każdemu podał. Kiedy każdy już dostał po napoju Brazylia się odezwał.

Bra: Chciałem świętować nasze przeżycie, nawet to napisałem lewą ręką. – Tu wskazał na wiszący nad nim baner. - Ale sądzę, że tak naprawdę przetrwało co innego. Coś ważniejszego. Nasza przyjaźń. Przetrwała ponieważ jakkolwiek jesteśmy zranieni chcemy ją i nie pozwolimy by przestała istnieć. Chcę dalej z wami się być na dobre i na złe. – Rzekł podnosząc rękę do góry.

Bia: Para amigos! (Za przyjaciół!)– Wykrzyczał na głos. Spojrzałem na swój trzymający w ręce plastik z zawartością. Na dobre i na złe? Zaśmiałem się w duchu i dłużej się nie zastanawiając podniosłem naczynie do góry. Nie wiesz na co się piszesz.

P;N;R;A;B;C: Za przyjaciół! – Powiedzieliśmy za nim wznosząc toast za naszą przyjaźń, która „przetrwała" próbę. Po tym jeszcze chwilę „świętowaliśmy" śmiejąc się i rozmawiając już o mniej ważnych sprawach w końcu nie mając do siebie gniewu, żalu ani zwątpień. Patrząc na niedawny przebieg zdarzeń nie wiem jakim cudem jeszcze się przyjaźnimy. To były zwariowane kilka dni. Poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu.

N: Mówiłem, że wszystko będzie dobrze. – Wyszeptał do mojego ucha a spoglądając na niego widziałem jak się promieniście uśmiecha.

P: Już tak się nie wymądrzaj kiedy sam potrzebowałeś pomocy. – Rzekłem na co Niemcy cicho się zaśmiał i jeszcze bardziej się zbliżył do mnie. Odruchowo napiąłem mięśnie.

N: Takiej pomocy nigdy nie odmówię. – Powiedział i odsuwając się ode mnie podszedł do Chile by zacząć z nią rozmowę. Choć nadal miałem napięte mięśnie to poczułem jak kąciki ust ponoszą mi się do góry. Wszystko powoli wraca do normalności. Choć wiem, że ta normalność nie będzie taka sama wiedząc kim i do czego jestem zdolny to jestem na nią gotowy. Patrząc się na Niemca pojąłem, że dla niego to też będzie nowa nieznana przyszłość. N:" Nigdy cię nie zostawię.". Był najlepszym przyjacielem a teraz stał się dla mnie wszystkim i mogę dziękować tylko Bogu, że pojawił się w moim życiu. Lekko się uśmiechnąłem przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie. Byłem w tedy na polowaniu. Zawsze uciekałem kiedy do mojego ojca przyjeżdżali polityczni goście. Szedłem w tedy między drzewami kiedy usłyszałem łopot skrzydeł. Zobaczyłem nad sobą między liśćmi wielkiego czarnego ptaka i bez zastanowienia celnie strzeliłem. Byłem z siebie dumny, ze udało mi się upolować wielką zwierzynę lecz kiedy dotarłem do miejsca gdzie spadł zobaczyłem postać, która siedząc na trawie patrzyła jak jej skrzydło zrastało się od postrzału. Zaśmiałem się w duchu. Można powiedzieć, że był to dar z niebios.

Pov. Niemcy

Siedząc w szpitalnym korytarzu patrzyłem się z daleka na Polskę. Ubrany w czarne spodnie, jasnoszarą koszulę i brązowe wysokie buty trzymając w rękach rękach popielaty płaszcz stał przy inkubatorze, w której leżała Litwa. Przy świetle świetlówek spoglądał na swoją małą siostrę z nieukrywaną miłością w oczach jakiej nigdy u niego nie widziałem i bawiąc się jej rączkami mówił do niej jakieś słowa. Widać było, że potrzebował bliskości tej jedynej osoby, która należy do jego rodziny nawet jeśli była w innym ciele. Choć trochę mnie boli, że nie należę do tej jego strefy to i tak rozczulał mnie ten widok. W sumie to nie spodziewałem się, że dziś wynikną takie kłótnie i niedomowienia wynikną po wczorajszym dniu gdzie nawet ja się w nie wplątałem. Marsz jedności, coraz większa polaryzacja na temat Flagowców, niepewne zdrowie Brazylii, które stoi pod znakiem zapytania, brak antidotum gdzie „normalnym" sprzedaje się truciznę i moje spotkanie z ojcem. To wszystko jest niepokojące a nasza przyszłość staje się niepewna z każdą taką chwilą, ale mimo to nadal jesteśmy razem. W zamyśli pociągnąłem kciukiem po dolnej wardze przypominając sobie jak Polska mnie pocałował i to przy wszystkich. Nie sądziłem, że kiedykolwiek się odważy. Uśmiechnąłem się pod nosem czując miłe uczucie ciepła w sobie. A tak się martwiłem, że nie przyjdzie.

B: Niemcy. – Usłyszałem głos Białorusi i odwracając wzrok od Polski spojrzałem na stojącą koło mnie dziewczynę ze zmęczonymi oczami. Naprawdę powinna pójść spać.

B: Czy jest z tobą Polska? – Zapytała a ja niemo pokazałem głową w stronę biało-czerwonego Flagowca. Białoruś już bez słowa podchodząc do drzwi odtworzyła je i weszła do pomieszczenia. Odruchowo bez namysłu wszedłem za nią i widziałem jak na twarzy Polski pojawia się zdziwienie.

P: O co chodzi? – Zapytał się kiedy ja cicho zamknąłem drzwi za sobą.

Bia: Chciałam poruszyć z tobą jeszcze jedną kwestię zanim stąd wyjdziecie. – Powiedziała a Polska przechylając głowę spojrzał na nią oczekująco.

B: Chodzi o twoje dziecko. – Rzekła a Polska przybierając zamyśloną minę spojrzał na leżącą koło niego jego siostra nim znów odwracając wzrok na Białoruś odezwał się.

P: Co z nią? – Zapytał się na co dziewczyna wzdychając skrzyżowała ręce na piersi.

Bia: Właśnie oto chodzi, że nie rokuję zbyt dobrze. Stając się nowym naczyniem duszy twojej siostry jestem sceptyczna czy przeżyje następne miesiące a nawet tygo... –Polska nagle podniósł rękę by powstrzymać ją od dalszego wywodu. Białoruś nie była z tego zadowolona, ale zamilka.

P: Zanim cokolwiek więcej powiesz muszę ci uzmysłowić pewną rzecz. – Powiedział powoli każde słowo. Białoruś jak i ja spojrzeliśmy na niego z uwagą.

P: To dziecko... - Westchnął. - Jest córką twojego brata i mojej siostry. – Ostatnie słowa powiedział spokojnym głosem lecz i tak mną wstrząsnęły. Jego siostry?! Razem z Białorusią spojrzeliśmy na siebie. To znaczyłoby, że Kazachstan włożył duszę Litwy w ciało ich....

B: To niemożliwe. – Powiedziała Białoruś w stronę Polski zaskakująco pewnie powstrzymując moje myśli od dalszego analizowania.

B: To dziecko jest Półflagowcem a jak dobrze wiem Kazachstan jak i Litwa są pełnymi Flagowcami takimi jak ja lub ty. Choć twoja siostra miała bardzo zmutowany gen, który nie da się przekazać to miała swój pierworodny. – Wyjaśniła rzeczowo pewna swoich słów. Może mówi prawdę lecz tak szczerze to nie znam się za bardzo na genetyce Flagowców i mogłem tylko przytaknąć znawczyni.

P: Nie Białoruś. – Zaczął kręcąc głową.

P: To, że teraz jestem Flagowcem nie znaczy że byłem nim wcześniej. – Spojrzałem na Polskę marszcząc brwi nie rozumiejąc co właśnie powiedział. Nie był wcześniej?

N: Co chcesz przez to powiedzieć? – Zapytałem się a po moim pytaniu Polska zwęził wargi jakby zastanawiając się na tym co ma za chwilę powiedzieć. Widząc minę Polski poczułem w sobie niepokój.

P: Nikomu bliskiemu tego nie powiedziałem. Nawet siostrze... - Zaczął a we mnie coraz bardziej pojawiła się niepewność. Choć wcześniej czułem się spokojny o Polskę myśląc, że wszystko już było powiedziane między nami to teraz znów dowiaduje się, że ma kolejną tajemnicę, o której mi nie powiedział. Ile jeszcze takich tajemnic zostało? Choć obawiałem co powie to starałem się opanować i przygotować na to co nadejdzie widząc jak mu to ciążyło. Nie ważne co to jest uporamy się z tym razem.

P: Ale teraz sądzę że WY powinniście widzieć. – Rzekł i chwilę milczał patrząc na Litwę by biorąc powietrze w płuca dodać.

P: Tak jak siostra jestem... Półflagowcem. – Powiedział na wydechu a wokół nas zapadła cisza. Nawet w mojej głowie była pustka próbując tą wiadomość przyswoić. Jakkolwiek ją zrozumieć i poprzeć logicznymi argumentami. Lecz nie mogłem w żaden sposób w to uwierzyć i uznać, że stojąca przede mną osoba, która bez żadnego wysiłku uwalnia swoją drugą naturę mówi, że jest Półflagowcem. Stałem i patrzyłem się na białe włosy i czerwoną skórę mężczyzny oraz jego piwne oczy, które wpatrywały się w moje z niemym oczekiwaniem. Wszystko co znałem na temat Polski mówiło w zaprzeczeniu do tego co właśnie powiedział. P:"Jestem półflagowcem". To absurd a znając go od dzieciństwa nie zauważyłem u niego żadnych oznaków by był choć trochę związany z tą grupą. Nie mogłem przyjąć do wiadomości, że stojący przede mną Flagowiec nie jest nim.

N: Przecież od dziecka miałeś kolory. – Powiedziałem ostrożnie na co Polska spoglądając w bok zaśmiał się pusto.

P: Tak, miałem. – Zaczął wykrzywiając usta w grymasie gładząc się po karku.

P: Lecz to nie były moje kolory. Doradcy mojej rodziny zamaczali mnie w farbie by ukryć moją „skazę" oraz w ich mniemaniu największą hańbę mojego ojca. – Stałem coraz bardziej osłupiały słuchając jego odpowiedzi ciągle nie dowierzając. Pytałem i słuchałem o przeszłości Polski i sądziłem, że wszystko już poznałem. Wiedziałem, że spotykało go wielkie nieszczęścia i bólu to jednak nie przypuszczałem, że wszystko co sobą reprezentował było kłamstwem. Jego kolory, status i przynależność. Stałem nieruchomo nie mogąc ruszyć żadną częścią ciała. Zniosłem jego wieloletnią utratę, to, że był eksperymentem ZSRR'u oraz jego niekontrolowaną wzmocnioną naturę. Lecz wieść, że jest Półflagowcem sprawiało, że powoli czułem jak pośród tego oszołomienia kiełkował się we mnie smutek. Ta wiadomość szokowała, ale powoli zdawałem sobie sprawę, że jako najlepszy przyjaciel biało-czerwonego mężczyzny całkowicie nie wiedziałem co tak naprawdę się działo za zamkniętymi drzwiami. Musiał okłamywać nie tylko innych ale i też siebie bez własnej woli. Poczułem jak serce mi się kraje. Było mi bardzo przykro, że przez tyle lat nie mógł się z nikim podzielić tym ciężarem wiedząc co ono oznacza i jakimi obelgami się wiąże. Półflagowcy od kiedy żyli Flagowcy byli przekleństwem praktycznie zrównując je z bękartami a nawet niżej. Ich ciała są słabsze od czystego Flagowca co za tym idzie, nie mogą unieść ciężaru całego narodu. Dlatego był absolutny zakaz mieszania się z „normalnymi". Po wielu latach to się zmieniało jednak nadal jest przekonanie, że pierworodny lub następca musi być czystej krwi Flagowcem by zachować linię narodu.

N: Litwę też? – Zapytałem się a Polska pokiwał w zaprzeczeniu głową kierując wzrok na Litwę a w jego piwnych tęczówkach zobaczyłem mieszaninę smutku i ulgi.

P: Nie. Ja byłem pierworodny więc jej nie musieli „zmieniać". Później nadal to ukrywałem ponieważ miałem więcej z tego pożytku a po za tym i tak dostałem ten zaszczytny tytuł Flagowca kiedy zabili mi ojca. Chwalebna nagroda do siedmiu boleści. – Mówił bardzo łagodnym głosem delikatnie gładząc rączkę dziecka jednak ostatnie zdanie wypowiedział gorzkim tonem. Od emocji robiąc krok w stronę Polski przytuliłem go. „K: Mieszańcu." Teraz już wiem dlaczego tak bardzo go ubodło to określenie.

N: Tak mi przykro, że musiałeś to wszystko doświadczać. – Powiedziałem choć wiedziałem, że moje słowa nie zrekompensują tego co doświadczył Polska. Partner odwzajemnił mój uścisk a ja mogłem poczuć jak całe jego całe ciało drżało.

P: Ty nie jesteś niczemu winny. Nie mogłeś wiedzieć. – Powiedział mi do ucha, a jego ton głosu wyjawił mi, że naprawdę bardzo się bał tego wyjawiać. Po chwili puściłem go z moich objęć, ale chcąc być bliżej niego chwyciłem go za ręką. Polska spojrzał na mnie z wdzięcznością pewniej chwytając mnie za rękę.

P: Doświadczyłem wiele i mnie to już nie rusza. Stałem się obojętny, jednak ostatnie dochodzenie uzmysłowiło mi że ta postawa nie była najlepsza. Ukrywałem to, lecz już tego nie chcę i nie pragnę by ktokolwiek inni doświadczył tego co ja, wstydząc się kim jest. – Nadal szokuje mnie fakt, że Polska jest Półflagowcem jednak nie sprawia bym go mniej kochał. Może ukrywał temat swojego pochodzenia, części tożsamości, ale nie zmienia tego jaką jest osobą. Może być nawet „normalnym" a i tak moje uczucia do niego się nie zmienią pragnąc być przy nim.

B: Powoli rozumiem dlaczego tak bardzo ZSRR się zainteresował potomkami RON'a. – Odezwała się w zamyśle Białoruś tupiąc nogą o posadzkę.

B: Nie umarłeś od mocy Flagowca bo możliwe, że część wielkiego ludu twojego ojca przeszła na Litwę redukując ryzyko niewydolności twojego ciała sprawiając, że pierwszy raz w historii dwóch Półflagowców stało się Flagowcami. Twoje jak i Litwy ciało najpewniej przeszło przeogromne zmiany a ZSRR to zauważając sprawdzał wasze limity wytrzymałości aż nie zrobił tego co chciał uzyskać. – Powiedziała coraz bardziej marszcząc brwi a dźwięk jej buta stukającego o podłogę rozchodził się jeszcze głośniej.

P: Mam nadzieję, że nie będziesz na nas eksperymentować z tego powodu. – Rzekł na co Białoruś przestając stukać spojrzała w jego stronę z pod w półzamkniętych powiek.

B: Ty już zgodziłeś się na egzaminowanie twojego ciała więc nie masz nic do gadania. Jednak twoje dziecko przydałoby się obserwować czy przeniesiona dusza nie szkodzi jej. – Polska pokiwał głową na jej słowa ciężko podpierając się rękami o biodro.

P: Obiecałem jak tylko TY będziesz mnie badać i nikt inny. A po drugie to nie jest moje dziecko. – Poprawił ją na co Białoruś tylko wzruszyła ramionami.

B: Bez różnicy. Jednak jak masz jeszcze informacje na temat tego dziecka, które umożliwią lepszą jego obserwację podziel się z nimi ze mną. – Polska chwilę się zamyślił.

P: Mam jeszcze jedną informację. – Rzekł, ale przerwał spoglądając się na mnie z zastanowieniem lecz po chwili namysłu odwrócił wzrok w stronę Białorusi.

P:Chodzi o Odłączenie. – Zaczął.

P: Kazachstan powiedział, że źle to pojmowaliśmy. Nie jest to odcięcie się od ludu zachowując siłę Flagowca a połączenie się ze wszystkimi ludźmi żyjącymi na tej ziemi. – Rzekł a Białoruś pierwszy raz od kiedy tu jest została zaskoczona. Nie tylko sama treść dziwiła ale też fakt, że sam Kazachstan uraczył go tą wiedzą. Dziewczyna zmarszczyła brwi mieszaniną złości i zamyślenia. Połączenie z całą ludzkością? Już myślałem, że nie będzie więcej niespodzianek. Jednak im dłużej w tym szpitalu jestem tym coraz więcej niepokojących rzeczy się dowiaduję. Jest to za razem interesujące i przerażające.

Bia: Jeżeli miała siłę całego istnienia na ziemi nic dziwnego, że ani ja ani Ame razem z Rosją nie mieliśmy z nią szans.– Szepnęła z nieukrytego przerażenia w głosie. Wszystko powoli zaczynało się układać i rozjaśniać jednaj słowa Białorusi sprawiły, ż jedna rzecz mnie zaczęła zastanawiać.

N: Jeżeli miała taką moc to jak jedna kula mogła ją...? – Nagle Białoruś mi przerwała.

B: To nie miejsce na taką rozmowę. – Powiedziała szybko uciszając mnie jakby obawiając się, że ktoś nas usłyszy. Widząc jej wzrok przeszywający mnie na wskroś zrozumiałem dlaczego to zrobiła. Taka informacja jest bardzo niebezpieczna do dzielenia się gdziekolwiek. Jakby ktokolwiek się dowiedział jak łatwo zabić Flagowca... Przypomniałem sobie jak zostałem zaatakowany przez „normalnego". Nie chcę myśleć co by się stało.

P: Chciałem się jeszcze o coś zapytać Białoruś. – Na jego słowa dziewczyna powoli spojrzała na niego.

P: Kiedy mogę wypisać Litwę? – Zapytał się praktycznie zmieniając temat a Białoruś przymrużyła oczy w zastanowieniu.

B: Powiadomię cię kiedy będzie na to gotowa. – Powiedziała a spojrzawszy prosto w oczy Polski dodała.

B: I ty też. – Partner już chciał jej coś odpowiedzieć, ale zrezygnował.

P: Będą czekać. – Rzekł wzdychając.

B: Dobrze, a teraz idzie z moich oczu. Mam jeszcze wiele do roboty. – Powiedziała machnąwszy dłonią jakby odpędzała nas jak niesforną muchę.

P: A ty powinnaś pójść spać, choć na chwilę. Marnie wyglądasz. – Odpowiedział jej a ostatnie słowa przykładając dłoń do ust niby szepcząc. Białoruś spojrzała na niego wręcz morderczym wzrokiem na co Polska podniósł ręce w geście poddania.

P: Już dobrze wychodzimy. Nie zabijaj mnie. – Powiedział powoli kierując się do wyjścia mijając Białoruś nadal mając ręce ku górze.

B: Umiem się zatroszczyć o siebie. – Powiedziała poważną miną wodząc wzrokiem za nim.

P: Nie wątpię w to. – Po tym będąc wręcz obok dziewczyny pochylił się do niej i coś jej szepnął. Ona przytaknęła głową a jej wyraz twarzy trochę złagodniał.

P: To my idziemy! Miłych snów piękna pani! – Po tych słowach partner skłonił się na dowiedzenia i sprawniejszym już krokiem wyszedł z sali. Nie zostając w tyle pożegnałem się z dziewczyną i poszedłem za Polską zostawiając Białoruś w sali. Partner ubrany w swój płaszcz czekał na mnie pod drzwiami. Kiedy zamknęły się za mną drzwi chciał już iść dalej, ale go zatrzymałem chwytając go za rękę.

N: Co jej powiedziałeś? – Zapytałem się. To nie tak, że mu nie ufam, ale dzisiaj dowiadując się wielu niepokojących rzeczy teraz każdy ukrywany przede mną sekret jest dla mnie bardzo ważny.

P: By zadzwoniła kiedy będzie mnie potrzebowała w związku leku lub Litwy. – Powiedział patrząc się w moją stronę. Widząc jego oczy czułem, że mówi prawdę lecz go nadal nie puszczałem. Muszę całkowicie wiedzieć puki jeżeli dziś wszystko mówi.

N: Czy masz jeszcze jakieś tajemnice, z którymi chcesz się podzielić? – Zapytałem się a partner chwilę się zastanawiając pokręcił głową.

P: Nie, ale mam jeszcze jedną rzecz do załatwienia, a bardziej coś co muszę odzyskać.

N: Mogę ci towarzyszyć? – Zapytałem od razu na co Polska krótko się zaśmiał.

P: Sam chciałem ci to zaproponować i poprosić cię byś zawiózł mnie w pewne miejsce. – Chwycił mnie za ręce. - Czy mogę na ciebie liczyć? – Zapytał się patrząc mi w oczy lekko się uśmiechając. Czując jego dłonie na moich i widząc jego pogodne spojrzenie poczułem w sobie zawstydzenie. Przez chwilę zachowałem się niedojrzale. Przez to, że nagle dowiedziałem się czegoś o Polsce nie chciałem by cokolwiek przede mną jeszcze ukrywał. Jednak nie chcę go ciągle go kontrolować. Na każdy sekret przyjdzie pora. Spróbowałem całkowicie odsunąć od siebie ciężkie emocje, by cieszyć się chwilą. Uśmiechnąłem się lekko.

N: W każdym momencie.

****Kilka minut później****

Prowadząc auto będąc kierowanym przez Polskę przez wiele różnych ulic w końcu dotarliśmy do celu. Była to bogata dzielnica gdzie mijany budynek był bardziej pokaźny od drugiego. Partner kazał mi się zatrzymać przy jednym z nich a ja bez sprzeciwu zaciągnąłem hamulec ręczny.

N: Co tu robimy? – Zapytałem się dość zaskoczony jego miejscem docelowym.

P: Przyjechałem tu po motor. – Powiedział i od razu wysiadł zostawiając mnie zmieszanego w samochodzie. Co robi tutaj jego motor? Wyłączając silnik i zamykając za sobą pojazd poszedłem za śladem Polski.

P: Dżamal! – Krzyknął stojąc przed płotem w stronę wielkiej posiadłości, że aż poskoczyłem z zaskoczenia.

P: Dżamal! – Krzyknął jeszcze raz donośnym głosem. Nie wiedziałem kim jest ów Jamal i dlaczego on ma jego motor, ale nie pytałem chcąc na własne oczy się przekonać kim jest osoba, który posiadł pojazd Polski.

J: Polska! – Odpowiedział mu dość głos i po chwili zobaczyłem jak z za rogu domu wyłania się niezbyt wysoka postać.

J: Wiedziałem że za mną zatęsknisz! – Mówił na cały regulator podchodząc zamaszystym krokiem do furtki mając wymalowany uśmiech na twarzy. Będąc już niedaleko nas zobaczyłem w świetle zachodzącego słońca całą jego postać. Był to chłopiec mający na oko 13 lat o oliwkowej karnacji i krótko przystrzyżonymi czarnymi włosami. Ubrany był w biały T-shirt z kolorowym nadrukiem, jensowe spodnie z dziurami na kolanach oraz zniszczone tenisówki. Spojrzałem na Polskę ze zdziwieniem.

P: Bardzo dobrze wiesz że nie przez to tu przyszedłem. – Powiedział do Jamala na co dzieciak jeszcze szerzej się uśmiechnął.

J: Tak tak. A ty wiesz, że tak łatwo ci tego nie oddam. Wchodź wchodź! – Dając znak ręką popędził go otwierając mu furtkę. Wiem, że Polska ma wiele znajomości, ale nie sądziłem, że jednym z nich jest chłopiec.

P: Wiem i zamierzam go odzyskać w uczciwej walce. – Przechodząc koło Jamala stuknął go w ramię. Chłopiec powiedział krótkie „Hej" ale tym się nie przejął a jeszcze bardziej był w skowronkach dopóki mnie nie zobaczył.

J: A ten to kto? – Zapytał się pokazując na mnie, kiedy przechodziłem przez furtkę od razu zmieniając swój szczęśliwy uśmiech na nieufny i podejrzliwy wyraz twarzy.

P: On? – Odwracając się spojrzał na mnie krótkim przenikliwym spojrzeniem.

P: Jest moim partnerem. – Powiedział bez zastanowienia i jakby nigdy nic poszedł w stronę domu. Chwilę jego odpowiedź zaskoczyła lecz od razu przypomniałem, że słowo „partner" ma wiele znaczeń. Uśmiechnąłem się w duchu. Bym chyba zemdlał gdyby do tych wszystkich zwierzeń Polska nagle wszystkim wszem i wobec obwieścił, że jest ze mną.

J: Będziecie mnie oboje trenować? – Zapytał się podchodząc do Polski będąc dziwnie szczęśliwy na myśl spędzenia czasu z dwójką dorosłych Flagowców.

P: Zależy czy będziesz miał siły po tym jak ja ci dam ostatnią porządną lekcję. – Rzekł podchodząc do jednego z okien by zdejmując swój płaszcz i kładąc go na parapecie okna. Na jego słowa Jamal krótko się zaśmiał.

J: Ha ha! Przekonasz się, że tak łatwo tym razem mnie nie pokonasz. – Powiedział z nad wyraz wielką pewnością siebie emanując energią. Chłopiec był jak impulsywny szczeniak, do którego w końcu przyszedł ulubiony właściciel. Po Polsce było widać, że nie przeszkadzało mu jego nadaktywność będąc wręcz całkowicie rozluźniony.

P: Zobaczymy. Ale najpierw mi powiedz czy twój ojciec jest w domu. – Jamal na jego słowa machnął lekceważąco ręką.

J: O ojca się nie martw. Od kiedy mnie zabrał z komisariatu od tamtego dnia nie spuszczał ze mnie wzroku. Wiec teraz ze zmęczenia zasnął i nawet gra na sornie go nie zbudzi! – Wyjaśnił a ostatnie słowa wręcz wykrzyczał rozkładając ramiona by podkreślić swoje stwierdzenie.

P: To dobrze, bo nie chce na jego oczach prać jego dziecko. – Jamal podparł się rękami i boki.

J: Kiedy skończymy lekcję już przestaniesz mnie nazywać dzieckiem. – Na jego słowa Polska odwrócił się do niego z wymowną miną mijając go.

P: Daleko ci do dorosłości.

J: Nie tak daleko jak tobie do uratowania mnie. – Od razu odparł z pretensją. Polska słysząc to od razu zatrzymał się a jego mina zrzedła. Przez słowa dziecka oraz reakcję Polski zrozumiałem, że to jest ostatni z ofiar Flagi. Półflagowiec, którego partner chciał znaleźć. Biało-czerwony mężczyzna na słowa dzieciaka na chwilę zamilkł patrząc się na niego.

P: Czy z tego powodu będziesz na mnie zły? – Zapytał się spoglądając na Jamala, który widząc jego spojrzenie wyprostował się krzyżując ręce na piersi.

D: Będę, chyba że w tym czasie walczyłeś z kimś mocnym. – Rzekł odwracając się bokiem do Polski jeszcze bardziej udając obrażonego.

P: Walczyłem. – Odparł.

D: Był mocny?

P: Była mocna. – Na jego słowa Jamal nagle się odwrócił do niego.

D: Baba cię pobiła?! – Zapytał z niedowierzania na co Polska uśmiechając się tajemniczo pochylił się w stronę Jamala.

P: A ciebie 5 kobiet związało. – Rzekł szturchając go w pierś. Dzieciak strącając palec Polski szybko odsunął się od niego jak poparzony.

D: Wzięły mnie z zaskoczenia. – Zaczął z rozdrażnieniem.

J: Mogłem je z łatwością pokonać gdyby walczyły czysto i nie dodawały mi potajemnie jakiegoś świństwa do jedzenia. To ja bym je związał a tak stałem się pośmiewiskiem, że pokonało mnie pięć głupich bab. – Tłumaczył się zbolałym i gniewnym głosem a podnosząc rękę szybko wytarł oczy by ukryć swoją słabość.

J: Dlatego musisz mnie nauczyć jak walczyć. – Rzekł rozkazująco patrząc się na Polskę pokazując na niego palcem. Partner nie spuścił wzroku od zaszklonych brązowych tęczówek chłopca, które wręcz buchały gniewem. Było mi szkoda tego chłopca ponieważ w tej dziwnej walce o prawa Flagowców nawet dziecko musiało ucierpieć. Nikogo nie oszczędzili.

P: Nawet jakbyś wspaniale walczył nie uniknąłbyś tego co ci się stało. Nawet ja tego nie uniknąłem. – Zaczął spokojnym głosem powoli przyklękując na jedno kolano by być na wysokości Jamala.

P: Nie byłem zbyt ostrożny sądząc, że jestem bezpieczny i tak jak ciebie podstępem zaciągnęli mnie w miejsce gdzie z łatwością mnie unieruchomili, że nie mogłem się wyrwać... i ciebie uratować. Wybacz, że to cię spotkało, ale właśnie dlatego przenigdy nie możemy lekceważyć swojego przeciwnika. – Jamal marszcząc brwi odwrócił wzrok fuknąwszy.

J: Ty zawsze mnie lekceważysz. – Wypomniał mu ostrym głosem krzyżując ręce i na chwilę zapadła między nimi cisza. Nie wtrącałem się stojąc w bezpiecznej odległości by im nie przeszkadzać.

P: Nie lekceważę cię tylko uderzam w twój czuły punk nawet cię nie dotykając. – Zaczął przerywając ciszę.

P: Przestanę do ciebie tak mówić jak już nie będzie cię to ruszać. Nie będziesz się przejmować co inni o tobie mówią znając swoją siłę. Mogą cię nazywać największymi obelgami, ale to ty wiesz najlepiej kim jesteś i na co cię stać. Znając swoje ograniczenia unikniesz rzeczy, które są ponad twoje możliwość. Dzięki temu ochronisz nie tylko siebie ale i tych, których kochasz. - Położył swoją pięść na jego piersi.

P: Ta umiejętność nie jest hańbą a atutem. – Dzieciak zmarszczył brwi i zwęził usta nic nie mówiąc.

P: To twoja kolejna lekcja. Nie lekceważ innych to oni też nie będą cię lekceważyć. – Powiedział i widziałem jak dzieciak przetwarza jego słowa. Nie lekceważ innych. Sądzę, że nie tylko chodziło mu o przeciwników, ale także przyjaciół. Powiem szczerze, że zadziwiła mnie postawa Polski. Nie żebym nie widział troskliwą stronę Polski, ale nie wiele razy ją widziałem. Przypomniałem sobie jak w szpitalu delikatnie trzymał małą dłoń Litwy. Czy tak samo się zachowywał do swojej siostry?

J: Więc, który z was będzie ze mną walczył? – Zapytał się maślanymi oczami mając na twarzy chytry uśmiech. Nie chciałem by którykolwiek bił dzieciaka, który przeżył traumatyczne zdarzenie więc się wtrąciłem.

N: To my najpierw pokażemy ci jak to się robi. – Powiedziałem podchodząc do nich na co Polska spojrzał na mnie z zaskoczeniem w oczach.

P: Na pewno? – Zapytał się z niepewnością. Miał taką samą minę kiedy dziś rano się do niego zbliżyłem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Chyba czas bym to ja zaczął twoją naukę.

N: Lekceważysz mnie? – Na moje słowa wypowiedziane udawaną powagą Polska chwilę patrzył się na mnie z wielkimi oczami a Jamal to na niego i na mnie szybko spoglądał z konsternacją.

J: On umie walczyć? – Zapytał się Polski z udawanym szeptem pochylając się do niego. Dopiero w tedy partner otrząsając się chrząknął.

P: Mówiłem ci coś. Nie lekceważ innych. – Rzekł Jamalowi mierzwiąc mu włosy.

P: A ty. - Powoli podniósł się z kolan.

Przygotuj się. – Powiedział odchodząc ode mnie kilka kroków rozpinając parę guzików swojej jasnoszarej koszuli. Odwrócił się w moją stronę i przyjął postawę w gotowości do walki. Choć z nim wręcz wczoraj walczyłem to dawno nie miałem prawdziwego sparingu. Idąc za śladami Polski skopiowałem jego pozę. Chwilę w niego wpatrywałem nim czując się pewniej pierwszy go zaatakowałem rozpoczynając walkę. Polska nie kontratakował tylko unikając komentował nasz każdy ruch jakby dając rady nie tylko Jamalowi, który się patrzył na nas jak zaklęty, ale także i mnie. Po kilku minutach moje ciało przyzwyczajało się do energicznych ruchów i mogłem coraz szybciej zadawać ciosy. Partner zauważając to ciągle unikając i blokując moich ataków nieoczekiwanie przyjął postawę ofensywną. Zaczął mnie atakować i przyspieszał za każdym razem kiedy ja już się przyzwyczaiłem do prędkości. Było intensywnie cały byłem spocony i ciężko oddychałem nawet w pewnym momencie poczułem pieczenie na policzku, ale tym się nie przejąłem czując w całym ciele adrenalinę. Z jakiegoś powodu nie chciałem mu dać wygrać i w pewnym momencie nagle rozprostowałem skrzydła i z wielką prędkością doskoczyłem do niego by go chwycić, lecz on był zwinniejszy. Unikając moich rąk jednym ruchem obrócił się i chwytając mnie za skrzydła rzucił mną w dal. W ostatnim momencie uniknąłem uderzenia głową o trawnik jednak kiedy się obróciłem zobaczyłem jak Polska pojawił się przede mną i z wielkim impetem walną mnie pięścią w twarz powalając mnie o ziemię. Na chwilę straciłem dech w piersi a czują lekki zawrót głowy próbowałem wstać, lecz nie mogłem się ruszyć. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą z rozłożonymi białymi skrzydłami Polskę. Siedząc na mnie rozkrokiem jedną ręką trzymał mnie mocno za nadgarstki a drugą zawiniętą w pięść była zawiśnięta nad jego głową. Szarpałem się na wszystkie strony i wyginałem ciało by w jakikolwiek sposób się uwolnić lecz nic nie pomogło. Przestając się szarpać głośno oddychając przez usta spojrzałem na napiętego partnera. Marszcząc brwi wpatrywał się we mnie intensywnie wdychając i wypuszczając powietrze od wysiłku a krople potu płynęły po jego skroni. Jak zahipnotyzowani patrzyliśmy się na siebie czując ciepłe powietrze od nabuzowanych naszych ciał. Widziałem jak Polska powoli się do mnie pochylał a jego uchwyt na moich nadgarstkach lekko się rozluźniając. Czując mniejszy ścisk otrząsając się od hipnotyzujących oczu partnera nagle szarpnąłem moim ciałem z sukcesem zwalając z siebie zaskoczonego partnera. Przewróciliśmy się kilka razy aż w końcu to ja przytwierdzałem go brzuchem do ziemi w raz z jego skrzydłami wyginając jego ręce do tyłu. Z całą swoją masą próbowałem utrzymać Polskę w ryzach lecz jego pierzaste kończyny były dla mnie za silne. Wyrwał je z pod moich kolan i machnął mini. Szybko chroniąc się swoimi uniknąłem pocięcia jego ostrych piór, które zgrzytnęły po spotkaniu z moimi skrzydłami. Trzymając mocno nadgarstki partnera chroniąc się od ciągle atakujących mnie białej masy szarpnąłem nimi obracając nas co spowodowało, że stanęliśmy w twarzą w twarz zaplątani własnymi rękami. Widząc tak blisko twarz Polski skryci między swoimi skrzydłami czując wokół nas buchający gorąc nie myśląc pocałowałem go. Partner zszokowany stanął jak wryty a ja nie czekając na jego reakcję chwytając inaczej jego nadgarstki podciąłem mu nogi tak, że upadł na trawę.

Uśmiechnąłem się zadziornie patrząc się prosto w jego oczy widząc jak jego twarz całkowicie czerwienieje. Chowając swoje skrzydła pochyliłem się podając dłoń Polsce. Partner jeszcze chwilę się na mnie patrzył nim przyjmując moją pomoc powiedział krótkie „oszust".

N: Ja tylko uderzam w twój czuły punk. – Powiedziałem szeptem do Polski, który stojąc na własnych nogach marszcząc brwi spojrzał na mnie wkładając jedną rękę do kieszeni spodni.

P: Nie stosuj moich praktyk przeciwko mnie. – Odpowiedział na co ja zaśmiałem się krótko. Jednak miał rację. Oszukiwałam bo wiedziałem, że jakbym tego nie zrobił nie miałbym z nim żadnych szans. Muszę wiedzieć jak go powstrzymywać.

J: To. Było. Zarąbiste! – Wykrzyczał dzieciak podchodząc do nas.

J: Jak wy zamachiwaliście i odbijaliście ataki, walcząc wręcz z prędkością światła, że stanęły mi dęba włosy! Jak ja tak będę robić to nikt mi nie podskoczy! – Mówił z zachwytem machając rękami jak w walce.

J: A te skrzydła na końcu! Nie wiedziałem, że masz skrzydła. Mogę je jeszcze raz zobaczyć? Proszę! – Zapytał się mnie z oczami błyszczącymi entuzjazmem. Zaskoczony jego nagłą fascynacją moją osobą nie wiedziałem co powiedzieć.

P: Ja też mam skrzydła. – Powiedział Polska na co Jamal spojrzał na niego z politowaniem.

J: Ty przegrałeś. – Rzekł i znów zwrócił się do mnie nie zwracając na zmieszanego biało-czerwonego mężczyznę.

J: Możesz mnie nauczyć jak być takim szybkim? Mogę ci myć za to auto albo go naprawiać za nauki. To naprawdę dobra oferta, nie zawiedziesz się. Naprawdę bardzo dobrze opiekuję się pojazdami. Polska może to potwierdzić. – Mówił przytłaczając mnie propozycją lecz na szczęście Polska go powstrzymał stając między mną a nim.

P: Ty! Za min z nim będziesz walczyć musisz najpierw mnie pokonać. – Rzekł gniewnie wskazując na niego palcem.

J: Nie walczę z przegrywami. – Na jego słowa Polska jeszcze bardziej zmarszczył brwi.

P: Ty jesteś przegrywem małolacie.

J: W cale nie!

P: To mi pokaż. – Rzekł z determinowaną miną robiąc gest ręką zachęcając go do walki. Jamal chwytając przynętę zakasał niewidzialne rękawy.

J: A pokażę i w końcu przekonasz się, że jestem dorosły! – Po tych słowach zrobił kilka kroków w tył z przygotowanymi pięściami do ataku. Widząc to odsunąłem się do okna posiadłości patrząc jak Polska teraz miał zamiar walczyć z Jamalem. Siadając wyczerpany na parapecie widziałem jak Partner atakowany przez niższego zrobił kilka szybkich ciosach po których dzieciak zachwiał się, ale nie upadł. Nie zniechęcając się pewnie stanął z pełną werwą i gotowością do ataku. Jednak kiedy nie musisz walczyć za jakąś cenę jest to bardziej przyjemne niż sądziłem. Choć nadal sądzę, że walka nie jest dla mnie to teraz rozumiem Polskę dlaczego często wpadał w bijatyki aż można było pomyśleć, że wręcz prosił się o to. Ta gotująca się adrenalina przechodząca przez całe twoje ciało razem z tętniącą krwią oraz całkowite skupienie nad następnymi ruchami sprawia, że zapominasz o zewnętrznym świecie. Polska walił w Jamal pięściami a on każdą zablokował, że w pewnym momencie dzieciak będąc pewniejszy zaatakował swojego przeciwnika. Od razu zrozumiał swój błąd kiedy Polska bez żadnego wysiłku blokując i robiąc dwa szybkie ruchy powalił Jamala. Polska patrząc jak niższy wstaje z ziemi mówił mu gdzie zrobił błąd. Jeszcze dłuższą chwilę walczyli bez ustanku aż słońce nie schowało się za horyzontem a w trawach było słychać świerszcze.

P: Kończymy na dzisiaj. – Powiedział do leżącego na trawie wykończonego dzieciaka. Jego biała koszulka była cała w ziemi i trawie a spodnie miały większe dziury na kolanach niż wcześnie.

J: Jeszcze jeden raz. – Powiedział ciężko dysząc powoli wstając do pionu.

P: Kończymy. – Rzekł dobitnie.

J: Jeden raz. Ostatni. – Powtarzał nie dając za wygraną lecz Polska był niezmienny.

P: Nie. Noc nie jest dobra do ćwiczeń chyba, że chcesz złamać nogę. – Powiedział logicznym argumentem, że Jamal musiał z niezadowoleniem przyznać mu rację.

J: Dobra. Niech ci będzie. – Powiedział że smutkiem i zaczął powoli iść w kierunku swojego domu. Polska podszedł do mnie i podparł się rękami o parapet okna.

N: Wygląda na przybitego. – Rzekłem do Polski ciężko oddychając.

P: Ponieważ to była trzecie i ostatnie spotkanie na które się umówiliśmy. – Odpowiedział a mi zrobiło się żal. Może nie tego że Polska nie będzie mógł się bić z Jamalem a to, że nie będę mógł znów zobaczyć tego Polskę, który z uwagą, spokojem i cierpliwością nauczał dzieciaka. Z jakiegoś powodu obecność tego małolata sprawia, że partner staje się łagodniejszy i zrzuca siebie tą całą zbroję niedostępności. Może te spotkania też pomogą mu w opanowaniu swojej natury.

N: Nie mógłbyś z nim odnowić umowę? – Zapytałem się. Polska spojrzał na mnie z wymowną miną.

P: Nie jestem tobą. A po za tym to nie była umowa a czysta wymiana. – Skwitował zabierając swój płaszcz prostując się by teraz stanąć twarzą do mnie. Przez co chwilę staliśmy w ciszy nim Polska podnosząc swoją dłoń pogładził mnie po policzku.

P: Zraniłem cię podczas sparingu. – Rzekł patrząc się na mnie zamyślonym spojrzeniem. Widząc jego wyraz twarzy westchnąłem i chwyciłem go za rękę.

N: Nie martw się o mnie. Sam widziałeś, że mogę z tobą wygrać. – Na moje słowa Polska lekko się uśmiechnął.

P: Poczułem to i to nie jeden raz. – Rzekł lecz znów spoważniał.

P: Ale myśl, że mogę cię zobaczyć we krwi mnie przeraża a sny jeszcze bardziej mi utrudniają wiarę, że ktokolwiek będzie mógł mnie powstrzymać. – Powiedział z nieudawanym przerażeniem. Byłem mu niezmiernie wdzięczny, że mi to powiedział. Mnie też przeraża mnie ta myśl, ale wolę takie ryzyko niż brak tego porywczego głupka w moim życiu.

N: Wiem o tym. Jednak ja kiedyś uwierzyłem w ciebie. Teraz ty uwierz we mnie. – Na moje słowa oczy Polski zabłysnęły a ja uśmiechnąłem się lekko. Nigdy cię nie opuszczę. Polska nagle wyszarpnął swoją rękę z mojej gdy Jamal wyszedł z za rogu domu ciężko pchając w naszym kierunku motor Polski.

D: Proszę oto twój motor. – Powiedział stojąc przed nami odchylając nóżkę noga by postawić pojazd na chodniku. Jamal wyciągając do niego rękę dał mu klucze od motoru. Polska ważąc w ręce metal podszedł do maszyny i zaczął dokładnie przyglądał się jej jak inspektor. Powoli okrążał pojazd aż w pewnym momencie stanąwszy odezwał się.

P: Nie porysowałeś go podczas przewozu? – Zapytał się na co Jamal wręcz się obruszył.

D: Jakbym mógł! Każdy mężczyzna dba o wóz zwłaszcza taki jak ten. Choć masz okropny styl ubioru to pojazd masz niczego sobie. – Polska spojrzał na chwilę na Jamala z przenikliwym spojrzeniem powoli się prostując.

P: Jeżeli mówisz, że nie jest zły, to masz. – I niespodziewanie rzucił czymś do Jamala, który w ostatnim momencie złapał. Spojrzał na rzecz trzymaną w ręku, która okazała się kluczami do motoru..

D: Dajesz mi go? – Zapytał się z wielkimi oczami mając rozdziawioną buzię z niedowierzenia.

P: Poniekąd. – Zaczął wzruszając rękami.

P: Nie będzie mi już tak często potrzebny, ale na pewno będę tu przychodzić by sprawdzić czy dobrze dbasz o mój wóz. Jeżeli zobaczę choć najmniejszą rysę nie tylko dupę ci zbiję. – Ostrzegł go lecz Jamal się tym nie przejął mając wielki uśmiech na twarzy a jego oczy świeciły się ze szczęścia pojmując co to znaczy.

J: Nie zawiedziesz się na mnie. – Rzekł salutując Polsce, który podszedł do nas.

P: Zobaczymy, ale teraz idź do łóżka oglądać dobranockę. – Powiedział lekko mierzwiąc mu czarne włosy.

J: Nie jestem dzieckiem. – Powiedział ze złością lecz patrząc się na Polskę od razu się uśmiechnął widząc, że to nie ostatnie jego spotkanie z Polską.

J: To wy powinniście już iść bo przez wasze oddechy szybciej metal rdzewieje. – Mówił wyganiając nas ze swojego podwórka pchając nas w stronę ogrodzenia. Nie opierałem się i po chwili już stałem po drugiej stronie furtki.

J: Mibinamet baraadaran. (Do zobaczenia bracia.) – Rzekł machając nam. Odwzajemniliśmy jego gest i nie przedłużając pożegnania poszliśmy w stronę auta.

N: Czy na pewno danie mu motoru to dobry pomysł? – Zapytałem choć widziałem, że to była najlepsza decyzja jaką mógł zrobić.

P: Ja w jego wieku już jeździłem. – Odrzekł a ja spojrzałem na niego z pobłażaniem.

N: Na koniu. – Wypomniałem mu a Polska wzruszył tylko ramionami.

P: Motor, koń, co za różnica w obu przypadkach trzeba poskromić bestię. – Powiedział i podpierając się o auto patrzył się jak Jamal z trudem popychał pojazd za dom.

P: Jednak najpierw trzeba dosięgnąć do strzemion. – Dodał i jakby nigdy nic wsiadł do auta a ja pokręciłem głową z dezaprobaty lecz w duchu cieszyłem się, że nie zakończył relacji z tym młodym. Właściwie...

N: W ogóle jak to się stało, że zacząłeś uczyć Jamala? – Zapytałem się wsiadając do auta gdzie już Polska zapinał pasy.

P: To będzie długa historia więc już jedź bo nie chce tu zostać do świtu. – Powiedział choć widziałem po jego minie, że tak naprawdę to nie jest aż taka długa, ale nic nie powiedziałem i włączając silnik pojechałem w stronę domu słuchając jak się zaczęła jego znajomość z, Dżamalem.

****W domu****

P: No i tak oto poznałem Dżamala. – Powiedział kiedy weszliśmy do mieszkania. Tak naprawdę mógł tą historię skrócić w trzech zdaniach, ale jakimś cudem tak ją wydłużył, że zajęła mu całą naszą podróż. Tylko Brazylia przebije go w gadaniu. Zdejmując buty i zawieszając klucze na wieszaku weszłam w głąb mieszkania gdzie Polska stał patrząc się na dokumenty, które zostawił na stoliku kawowym.

N: Mam nadzieję, że od razu nie zajmiesz się swoją robotą. – Rzekłem stanąwszy obok niego lecz Polska pokręcił przecząco głową i poszedł w kierunku sypialni oddalając się od dokumentów.

P: Nie, Będę mieć na to mnóstwo czasu. – Powiedział a w głosie wyczułem lekką gorycz.

N: Jak to? – Zapytałem się idąc za nim na co Polska z roztargnieniem zmierzwił swoje włosy wchodząc do sypialni zaświecając w niej światło.

P: Zawiesili mnie. – Powiedział na wydechu z wyczuwającym rozczarowaniem siadając na łóżku. Słysząc tą informację nawet się nie zdziwiłem. Przez to jak mówił rano o spotkaniu to nawet dobrze wyszło, że go tylko zawiesili. usiadłem koło Polski.

N: Sądzę, że tego się spodziewałeś, ale czy to nie odpowiednia pora, żeby zająć się czymś innym? – Zapytałem się na co Polska westchnął z rozbawienia.

P: Zająć się czymś innym. – Zaczął.

P: Byłem tak długo w tej cholernej policji i wiele razy chciałem z niej zrezygnować, jednak nie robiłem tego żeby sobie i tobie pokazać ze ja też mogę mieć coś stałego. – Zaśmiał się pod nosem.

P: Zabawne, że tak myślałem. – Powiedział z rozbawieniem wymieszanym z żalem. Słysząc to też zaśmiałem się w duchu. Zabawne. Wszystko co robiliśmy i próbowaliśmy dowieść było to by być lepszą wersją siebie, by być wsparciem dla drugiej osoby, by dorównać partnerowi powodując, że tak naprawdę goniliśmy swój własny ogon. Zabawne, że wszyscy wokół to widzieli a my nie.

N: Zabawne. – Rzekłem rozbawiony na co Polska spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem. Tacy sami.

N: Ja też chciałem tobie udowodnić, że sam jestem silny i nie musisz o mnie się martwic. Próbowałem rozłożyć skrzydła myśląc, że mnie w pewnym momencie zostawisz. - Powiedziałem spoglądając się na Polskę lekko się śmiejąc zdając całkowicie sprawę z naszej głupoty.

N: Chyba obaj jesteśmy siebie wartymi głupimi butami. – Gdybyśmy wszystko powiedzieli na pewno wszystko by się inaczej potoczyło.

N: Zmieniaj prace kiedy chcesz. Możesz wszystko zmienić a ja nie będę zmuszał się do niczego co jest ponad moje siły, ale chce byśmy o wszystkim sobie mówili. Nie tylko o przeszłości, ale też nasze największe lęki. – Na moje słowa Polska chwycił się za głowę lekko kręcąc głową.

P: Ty naprawdę lubisz umowy. – Powiedział z niedowierzaniem by na chwilę się zamyślić siedząc w lekkim rozkroku podpierając się głowę o jedną rękę nim nagle wstał.

P: Dobrze. Choć ten jeden raz się zgodzę na twoją umowę lecz ty zgodzisz się na wymianę ze mną. – Polska stojąc naprzeciwko mnie włożył rękę w kieszeń spodni i wyjął z niej czarne pióro.

Pov. Polska

Trzymając w prawej dłoni na wysokości mojego wzroku pióro należące do Niemca, któremu wyrwałem podczas naszego sparingu, miałem w głowie pewien pomysł. Jednak kiedy zrobiłem pierwszy krok poczułem nagle w sobie zdenerwowanie i niepewność do tego co właśnie miałem uczynić. Szybko jednak się opanowałem i odrzuciłem od siebie te dziwne uczucia. Chcę by nie tylko słowa nas wiązały.

P: Zabrałem ci go kiedy walczyliśmy. – Zacząłem obracając w palcach czarne jak smoła lekkie piórko, które choć wyglądało na delikatne tak naprawdę było twarde jak stal.

P: Od kiedy się spotkaliśmy zawsze przy mnie byłeś i stałeś za mną murem. Może wiele razy nasze ścieżki się rozeszły i byliśmy od siebie oddzieleni, ale zawsze nawet po wielu latach i zawiłych wydarzeniach znajdywaliśmy siebie. Nigdy nie wiadomo co się stanie w przyszłości i może kolejny raz zostaniemy rozdzieleni, ale wiem, że zawsze znajdziemy sposób by znów być razem. – Mówiłem przykładając do lewego nadgarstka trzymane pióro by z całej siły zgiąć go tak aż oplótł mnie jak obręcz. Kiedy zobaczyłem jak pióro Niemca trzyma się na mojej ręce poczułem w sobie przypływ adrenaliny ponieważ to co teraz chciałem wykonać było dla mnie absurdalne, nieracjonalne, ale jednocześnie ekscytujące.

P: Jestem tego pewny, ponieważ jesteś jedyną rzeczą, która jest stała w moim życiu. Jesteś osobą, która jest dla mnie wszystkim i gdyby to było możliwe oddałbym całego siebie by na zawsze być przy tobie. – Kontynuowałem klęknąwszy na jedno kolano przed Niemcem trzymając jedną rękę za sobą. Skupiając się chwilę chwyciłem za pożądaną rzecz i szybkim ruchem wyrwałem ją czując lekkie ukłucie a wyciągając drugą rękę wziąłem lewą dłoń Niemca. Nie opierał się przyglądając mi się na wskroś przeszywającym spojrzeniem sprawiając, że odparte niedawno uczucia nieracjonalnej niepewności powróciły a moje serce mocniej zabiło. Z nagłym zdenerwowaniem obiema rękami delikatnie chwyciłem nadgarstek Flagowca by lekko ją ściskając i puścić. Kiedy cofnąłem ręce zobaczyłem jak moje migoczące w sztucznym świetle białe jak śnieg pióro zdobiło jego rękę. Nagle mnie mroziło. Spojrzałem na twarz Niemca, który z niedowierzaniem oraz zdumieniem przypatrywał się daną przeze mnie rzecz. Flagowiec zapatrzony w nią dotknąwszy ją drugą ręką zaczął delikatnie przesuwać palcami po piórze a przeze mnie przeszły dreszcze czując, że tętno mi przyśpieszyło. Przeczesałem szybko włosy.

P: Chociaż to nie żaden kontrakt, ale może dzięki temu kiedy los nie będzie dla nas łaskawy poczujesz, że nie ważne jak daleko będę jestem z tobą. – Powiedziałem lecz uczucia zażenowania i niepokoju mnie nie opuściły zdając sobie sprawę co właśnie zrobiłem. Pierwszy raz w swoim zasranym życiu daję komuś część siebie naprawdę chcąc by był mój. Cholera. Będąc ciągle w tej samej pozycji czując narastający we mnie gorąc ponownie podniosłem wzrok na Niemca a nasze spojrzenia się spotkały. Jego błękitne oczy wpatrywały się w moje a na jego twarzy pojawił się uśmiech tak szeroki jakiego jeszcze nie widziałem. Oniemiały zapatrzyłem się w ten niesamowity widok że nie wiem ile czasu wpatrywałem się w niego czując jak całe moje ciało się poci od buchającego we mnie gorąca nim Niemiec się odezwał.

N: To najbardziej romantyczna rzecz jaką dla mnie zrobiłeś. – Rzekł kładąc swoją rękę na moim policzku. Na jego słowa zmieszałem się i prychnąłem z zażenowania lecz nie spuściłem wzroku z Flagowca.

P: Nic w tym romantycznego. – Mruknąłem pod nosem a nie mogąc wytrzymać napięcia między nami i we mnie podnosząc się z kolan zbliżyłem się do Niemca.

N: Na pewno bardziej niż kiedy pocałowałeś mnie pierwszy raz po tym jak mnie wyrzuciłeś przez okno. – Podparłem się o łóżko a on chwycił mnie za ręce.

P: But. – Rzekłem zbliżając się do ust Niemca.

N: Teraz jestem naprawdę TWOIM butem. – Powiedział ciągle się uśmiechając a przesuwając jedną dłonią sprawił, że spoczęła na ozdobie z jego pióra.

P: Podnieca cię to? – Zapytałem się chwytając go za lewy nadgarstek sprawiając, że zbliżyłem go do siebie a ja mogłem zobaczyć w jego oczach moje odbicie.

N: A ciebie nie? – Rzekł cicho zmysłowym głosem wbijającym się do mojej głowy sprawiając, że nie wytrzymałem.

P: Aż za bardzo. – Wyszeptałem i pocałowałem go namiętnie czując jak nasze obręcze wbijały się w nasze dłonie odciskając się na naszej skórze. 

****Chwilę później****

To był naprawdę psychicznie męczący dzień, że z przyjemnością teraz leżę w łóżku obok Niemca, który zasnął jak zabity. Patrzyłem się z uwielbieniem na jego nie zmąconą niczym spokojną twarz, przy której miał położoną rękę z nową ozdobą. Może nadal nikt z nas nikogo nie posiadł, ale nie narzekam. Było bardzo intensywnie.  Choć wydaje mi się, że całe jego ciało wręcz mnie pragnęło. Zaśmiałem się w duchu. Na pewno kiedyś cię całkowicie usatysfakcjonuję. Nagle Niemiec się obrócił przez sen i teraz będąc tyłem do mnie sprawił, że zobaczyłem jego plecy. Nie był to cudowny widok. Na wysokości łopatek tam gdzie się dało wszędzie były ślady po moich zębach. W dolnych partiach jego ciała znajdowały się zadrapania teraz ledwie widoczne. Wszystko się zasklepiło jednak kiedy były świeże cała żółta skóra Niemca na plecach była we krwi. Nawet sofa była nią pokryta. Był to okropny widok, że zrobiło mi niedobrze jednak Flagowiec powiedział mi, że to było dla niego cudowne doświadczenie. Przypominając jego pełną ekstazy i upojenia minę kiedy to mówił zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem Niemcy nie lubuje się w takich rzeczach. Patrząc się na plecy Flagowca po chwili przysuwając się przytuliłem się do niego. Naprawdę spadłeś mi z nieba.

P: Kocham cię. 

Pov. BIałoruś

Siedząc w sali trzymając się za zabandażowaną ręką patrzyłam na spokojnie leżącą Chile. Spała pod kołdrą a jej srebrne włosy z granatowymi przebłyskami opatulały jej twarz gdzie na prawym oku na niebieskim tle widniała biała gwiazda. Patrząc się na jej śpiącą twarz czułam w sobie ulgę, ale i też zmęczenie. Cieszę się, że ten dzień dobiega końca jednak nie zmienia to faktu że czeka przede mną wiele walk i trudności. Cicho westchnęłam. Może będzie trudno, ale teraz gdzie wszystko się uspokajało i całe to zamieszanie spowodowane przybyciem naszej grupy znikało mogę choć na moment wsłuchać się w rutynę spokojnego szpitala. Cichu stukot butów pielęgniarek przerywane sporadycznymi kaszlnięciami pacjentów a za oknem pomruk przejeżdżających aut. Było tak jak dawniej gdzie będąc po ostatnim obchodzie po moich pacjentach wyjdę wiedząc, że są pod dobrą opieką. Może mogło tak być, ale wiem, że już nigdy nie będzie tak samo. Wzmocniłam uścisk na kikucie. Nigdy już nie będę tego pewna. „K: Dużo jeszcze nie wiemy". Te słowa już zawsze będą ze mną nachodząc jak widmo. Nawet jak je zapomnę to jest coś co mi je przypomni. Litwa. Dowiadując się kim tak naprawdę jest jej istnienie sprawia, że czuję się jeszcze bardziej zdradzona przez Kazachstana. Nie widziałam go tyle czasu a tu nagle się dowiaduję, że przespał się z siostrą Polski i ma bachora.

C: Białoruś. – Usłyszałam mruknięcie a spojrzawszy na Chile przytomnym wzrokiem widziałam jak chcąc się podeprzeć o ręce chciała się podnieść lecz tylko stęknęła i przewróciła się na bok.

B: Nie ruszaj się. – Wstając podeszłam do niej i poprawiłam jej kołdrę. Chile jeszcze bardziej jęknęła z bólu zamykając na chwilę oczy.

C: Czuję się jakby przejechały mnie 10 ciężarówek z cegłami. – Rzekła zmęczonym głosem.

B: Nie dziwię się. Nawet dla Flagowca rehabilitacja jest męcząca a zwłaszcza dla ciebie. Twój organizm wypróżnił truciznę to minie trochę czasu nim twoje nerwy dolnej partii twojego ciała...

C: Choć tu. – Przerwała mi spoglądając na mnie swoimi fiołkowymi oczami.

B: Czegoś potrzebujesz? – Zapytałam dokładnie przypatrując się jej twarzy.

C: Wiem, że wyglądam jak siedem nieszczęść ale ty nie wyglądasz najlepiej. Chodź tu. – Powiedziała dając mi ruchem ręki znak bym się przy niej położyła. Zaskoczyła mnie swoją propozycją, ale szybko się opamiętałam. Nawet jakbym chciała nie mogę jej przyjąć.

B: Muszę jeszcze... - Nie skończyłam gdy nagle Chile chwytając mnie za rękę mocno mnie pociągnęła tak, że teraz leżałam koło niej na jednym łóżku.

B: Nie mogę tu zostać. Muszę jeszcze....

C: Ciiii.– Uciszyła mnie kładąc mi palec na wargach.

C: Dość wyjaśnień. – Zaczęła i kładąc rękę na mojej głowie delikatnie przyciągnęła mnie do swojej piersi.

C: Teraz ja ci dam to co tobie potrzeba. – Powiedziała kojącym głosem przytulając mnie. Nie ruszałam się i nie protestowałam pozwalając jej na taką bliskość będąc zaskoczona tą sytuacją. Nie wiedziałam jak się zachować. Z jednej strony chciałam odejść i jej powiedzieć by więcej nie robiła takich rzeczy, ale z drugiej zaś strony leżąc tak czując ciepło ciała Chile oraz jak jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała w rytm jej spokojnego oddechu sprawiała, że chciałam tu jeszcze chwilę zostać. Ciągle się nad tym zastanawiając moje zmęczone ciało samo zdecydowało i nie wiedząc kiedy wtulona w Chile zasnęłam w głęboki sen zapominając o wszystkich rzeczach, które mnie czekają. Wszystko kiedyś wróci do normy.

***********************************************************************************************

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top