Nikt mi nie przeszkodzi
Pov. Niemcy
Kazałem Ameryce oraz Rosji znaleźć i zająć się resztą naszej grupy a sam podążyłem za odgłosami walki. Słyszałem jak Polska i Litwa krzyczą i obwiniają się nawzajem lecz ile bym biegł nie mogłem nadążyć za nimi. Dopiero gdy zatrzymali się w jednym miejscu w końcu ich dogoniłem lecz już wszystko było skończone. Siostra Polski bezwładnie leżała na ziemi a buzujący jej brat od gniewu jak błyskawica poleciał by chwytając nieznaną mi postać zabrać go w ciemność. Byłem wyczerpany lecz widząc przez ten ułamek sekundy twarz Polski wiedziałem co może się zdarzyć w następnej chwili. Nie mogłem jeszcze odpocząć. Spiąłem się w sobie i poleciałem za Polską by teraz siłować się o życie Flagowca.
N: Zostaw go. – Syknąłem do Polski z całych sił powstrzymując jego atak. Lecz nie było to takie łatwe ponieważ kiedy moja dłoń spotkała się z jego twardą pięścią prawie złamał mi rękę. Zacisnąłem zęby by stłumić jęk spowodowany bólem czując jak zimny pot lał się ze mnie. Polska groźnie spojrzał na mnie a na jego ukrytej w cieniu twarzy zobaczyłem czystą furię. Dostałem ciarek. Przeszywał mnie praktycznie zabarwionymi na czerwono oczami gdzie pod nimi błyszczała wyrzeźbiona przez jego łzy skóra. Było wiadomo. Chciał mordu.
N: Zostaw go. – Powtórzyłem bardziej stanowczo będąc na resztkach swoich sił widząc jak dominująca postać Polski trzymała w drugiej dłoni nieruchomego białoskórego Flagowca, który dyndał jak wisielec. Finlandia?
P: ON ZABIŁ MOJĄ SIOSTRĘ! – Ryknął napinając jeszcze bardziej mięśnie swojej ręki. Nagle szybkim ruchem dłoni wyszarpał się z mojego uścisku i walnął mnie sprawiając, że upadłem kilka kroków na kolana.
P: Więc zabiję i jego! – Słysząc jego przesiąknięte gniewem słowa zabuzowała we mnie krew. Zabiję? Dostając nowego zastrzyku adrenaliny szybko podnosząc się machnąłem czarnymi skrzydłami i z rykiem naskoczyłem na Flagowca. Polska zaskoczony moim atakiem puścił Finlandię, który nieprzytomny głucho padł na podłogę razem z nami.
Pov. Polska
N: Nie będziesz nikogo zabijał! – Wykrzyczał powalając mnie na ziemię a przez moje plecy przeszła fala bólu od uderzenia. Lecz została ona szybko zagłuszona przez uczucie ogarniającego mnie gorąca niepowstrzymanej chęci sprawiedliwości oraz zemsty.
P: TO ZABIJ MNIE! – Ryknąłem i szarpnąłem Flagowcem by odrzucić go od siebie.
N: Nikt nikogo nie zabije! – Rzekł i chwytając mnie potoczyliśmy się kawałek tak, że znów poczułem zimną ziemię pod plecami. Zaogniony odpychałem Flagowca od siebie biłem go we wszystkie miejsca jego ciała lecz on ciągle na mnie uparcie nacierał nie pozwalając mi na zrobienia czegokolwiek.
N: Nie będziesz kolejnym mordercą w mojej rodzinie!
P: Nie jestem twoją rodziną! – Byłem coraz wściekły i rozpalony a furia krążąca we mnie pulsowała jak narkotyk, który nie mając żadnego ujścia paliła mnie od środka. Muszę dokonać sprawiedliwości, muszę choć śmierć Litwy należycie pomścić. I nie przeszkodzi mi w tym nikt.
N: Tylko ja ci pozostałem! – Usłyszawszy to z całej siły ryknąłem i gwałtownie kopnąwszy Flagowca szybko wstając chwyciłem go za szyję.
P: Zejdź. Z mojej. Drogi! – Podkreślając każde słowo coraz bardziej zaciskałem dłonie na jego szyi. Coraz mocniej w krwawej wizji ściskałem jego struny głosowe.
N: Polen... - Powiedział zdławionym głosem wbijając paznokcie w moją rękę aż do krwi. Nie przeszkadzał mi ten ból a wręcz sprawiał, że z fascynacją patrzyłem się na jego daremną walkę o powietrze. Powoli widziałem jak jego oczy wywróciły się do góry skupiając się na resztkach życia. Już jego mięśnie opadały. Już mogłem jednym ruchem złamać jego kark. Już prawie. Lecz nagle w tym uniesieniu poczułem niesmak i odrazę, która wewnątrz mnie w szalejącej furii i nienawiści poruszyła się niespokojnie. Rozdrażniony tym z warknięciem rzuciłem z całych sił Flagowcem o żelazne półki, które od siły z hukiem i szczękiem głęboko wygięły się pod ciałem Flagowca. Zaciskając palce w pięści wpatrywałem się w kaszlącą czarno-czerwono-żółtą postać podpierającą się na rękach gdzie górujące nad nim półki niebezpiecznie przechyliły się w jego stronę. Rozdrażniony nagłą słabością zaciskając zęby nie ruszyłem się patrząc niewzruszenie jak mężczyzna swoim ostatnim ruchem spojrzał na mnie nim zgniotła go żelazna masa rur i blach. Wszystko w głośnym metalicznym huku i rozbłyskach rozsypało się na wszystkie strony tocząc się aż pod moje stopy. Po tym wszystko ucichło.
Głęboko oddychając gorącym powietrzem w zapadłej głuchości spoglądałem jeszcze w miejsce gdzie przed chwilą był Flagowiec oraz wpatrzone we mnie jego niebieskie oczy. Już więcej mi nie przeszkodzisz. Jednak przez ten ułamek sekundy kiedy nasze spojrzenia się spotkały nim został pochłonięty przez stal poczułem ciche uczucie żalu. Jednak szybko ta emocja została zagłuszona kiedy usłyszałem stęknięcie. Jak dzikie zwierzę odwracając się w stronę dźwięku wpatrywałem się w siedzącego pod ścianą zabójcę mojej siostry, który mając rozkwaszoną mordę poruszył się niespokojnie. Wypuszczając gorące powietrze z płuc wyprostowałem się i podnosząc z ziemi nieopodal mnie pręt powoli szedłem w jego stronę. Każdy krok zbliżający mnie do niego zmagał moją nienawiść przypominając raz po raz co zrobił aż kiedy w końcu nad nim górowałem czułem czysty wstręt do jego marnej osoby. Skończę to co zacząłem. Podnosząc rękę wymierzyłem pręt w Flagowca i wlewając w niego cały swój gniew i furię szybkim ruchem zamachnąłem się w białe zapchlone ciało. Usłyszałem szczęk i zgrzyt a żelastwo złamało się na pół sprawiając, że zaskoczony odskoczyłem do tyłu.
Oszołomiony nagłym zdarzeniem słyszałem jak kawałek złamanego prętu z metalicznym brzdękiem odbił się od podłogi by cicho potoczyć się po podłożu. Powoli otrząsając się z pod przymrużonych oczu widziałem jak Finlandia głęboko oddychając podpierając się o ścianę powoli podnosił się na nogach. Jego prawa ręka była pokryta metalową skórą a całe ciało stało się bardziej smuklejsze jednak nadal umięśnione.
P: Zbiję cię. – Wysyczałem do Flagowca on jednak jednak niewzruszony na bliski koniec zginając postać i podnosząc ręce ustawił się do walki.
F: Wiem. – Rzekł i choć jego morda była cała pokryta krwią to oczy z pod tej warstwy wyschniętego osocza patrzyły się na mnie zimnym spojrzeniem pełnym determinacji. Fuknąłem rozjuszony na jego spokój i napinając mięśnie bez namysłu od razu naparłem na przeciwnika. Jednak Flagowiec choć ze zbitą mordą okazał się mieć w sobie jeszcze siły i z niewiarygodną zwinnością uskoczył i zaatakował. Metal szczęknął i zachrobotał a milimetr od mojej głowy pojawiła się jego żelazna ręka, którą w ostatniej chwili zablokowałem częścią pręta ciągle trzymaną w mojej ręce. Bladoskóry jak szybko zaatakował tak samo się cofnął a ja rozjuszony tym, że przeciwnik prawie mnie dosięgnął odpowiedziałem na jego cios ciosem. Z zapałem i furią nacierałem i parowałem ataki nad wyraz zwinnego Flagowca, który z taką samą zaciętością walczył. Z mocą zamachiwałem się kawałkiem żelastwa lecz za każdym razem trafiałem w powietrze czując jak na mojej skórze pojawiają się to nowe rany od przejechanego po niej metalu. Byłem coraz bardziej wściekły a krew we mnie zagotowała do takiego stopnia, że w pewnym momencie kiedy Finlandia blokując mój atak zaatakował ostrymi jak brzytwa palcami, które zagłębiły się w moje ciało odrzucając od siebie pręt zagrzmiałem ile w płuc i z szałem gołymi rękami rzuciłem się na przeciwnika. Raz po raz umykał mi jak nieuchwytny kot jednak im dłużej trwała nasza walka a ja coraz szybciej i mocniej waliłem pięściami tym bardziej moje ciosy trafiały w upragniony cel głęboko raniąc zapchlone ciało Flagowca. Z każdą sekundą moje jak i przeciwnika ciało było pokryte potem a od każdego uderzenia krew leciała w każdą stronę barwiąc wszystko na czerwono. Oddech stawał się coraz cięższy i gorętszy a mięśnie krzyczały z bólu od zmęczenia lecz żaden z nas nie zamierzał zakończyć tego starcia dopóki ktoś nie padnie martwy. W zaparte zamachiwałem się nieopamiętale pięściami, nogami i skrzydłami aż w pewnym momencie wyczuwając nacierający we mnie atak z lewej strony ze zwinnością jaką mogłem wykrzesać z siebie chwyciłem Flagowca za żelazną rękę. Trzymając go w mocnym uścisku od razu jednym ruchem miażdżąc mu rękę rzuciłem nim o ścianę. Przeciwnik szybko obracając się w locie odbił się od ściany tylnymi łapami by jak strzała zaatakować mnie lecz tym razem byłem gotowy i obracając się walnąłem go białymi skrzydłami a będąc zgięty chwyciłem za niedaleko leżący pręt by nie tracąc pędu z rykiem wraz z rozrywanymi ścięgnami w moim ciele powalonego Flagowca brutalnie przybić do ziemi.
Finlandia od nagłego bólu otworzył szerzej oczy a z jego gardła wydobył się stłumiony krzyk. Zginając się od zadanego ciosu odruchowo chwycił w dłonie wbite w jego pierś żelastwo. Przy dźwiękach charczącego oddechu przeciwnika z pod prętu powoli wylewała się kaskada ciemnej krwi barwiąc jego białe ciało na karmazynowo. Z ekscytacji na granicy wytrzymałości mocniej chwytając za drut wbiłem głębiej żelazo przy wtórach jego słodkich stłumionych dźwiękach oraz cichego chrobotania podłogi. Czując jak serce tłucze mi się w piersi uśmiechając się zawistnie wpatrywałem się jak powoli bez przerwy popychane przeze mnie żelazo sprawiało, że Finlandia jęczał i zawodził zaciskając mocno zęby gdzie między nimi wypływała czerwona ciecz. Wił się jak zwierzę owijając mocniej palce wokół wbijającego się nieubłagalnie prętu. Szarpał się pode mną napinając mięśnie aż po chwili drżąc nagle chwycił mnie swoją żelazną ręką za twarz. Próbował mnie od siebie odsunąć gdzie z każdym skurczem jego mięśni wbijał coraz głębiej swoje metalowe palce zakończone ostrymi pazurami w moją czaszkę. Lecz nie ustępowałem aż moja dłoń trzymająca pręt nie dotknęła jego parszywej lepkiej skóry spowitej potem oraz krwią
P: Po prostu pogódź się ze śmiercią... – Wysyczałem prosto w jego twarz wpatrując się w szarawe oczy Flagowca przez jego rękę czując jak krew wielkimi kroplami spływa mi po twarzy.
P: I GIŃ! – Krzyknąłem i jednym szybkim ruchem chwytając żelazną rękę białoskórego odsuwając się od Flagowca wyciągnąłem drut z jego ciała by od razu z całej siły walnąć go w głowę. Rozległ się trzask i głuche chrupnięcie a ciało nagle znieruchomiało na ziemi.
Głośno oddychając gorącym powietrzem wokół mnie po chwili triumfalnie wyprostowywałem się nad zwłokami a wpatrując się w nie widziałem jak pod nimi powoli tworzyła się wielka ciemna, lepka kałuża krwi. Obserwując moje dzieło zmęczonym wzrokiem gdzie moje ciało ledwie stało furia krążąca wewnątrz mnie, nie tracąc siły wchodziła w każdy zakątek mojego organizmu sprawiając, że w sercu nie odczuwałem nic oprócz płonącego gniewu. Chciałem choć trochę poczuć spokój zabijając Finlandię lecz wiem, że nie dostanę tego ponieważ to nie było dla mnie. Chwyciłem mocniej zakrwawiony pręt. To jeszcze nie koniec. Miałem zamiar wstawić Kazachstana za kraty lecz teraz sądzę, że zasługuje tylko na długie i bolesne tortury, po których będzie błagał o śmierć. Wiedziałem, że tak myśląc nie różnię się od Kazachstana i Finlandię, ale to mnie nie obchodzi. Jak widać jedynym sposobem na morderców jest danie tego samego co dali swoim ofiarom. Rozkładając skrzydła czując jak każdy mięsień woła o pomstę do nieba odwróciłem się i jednym mocnym machnięciem poleciałem w stronę gdzie ostatni raz widziałem Kazachstana. Leciałem pełny gniewu i bólu widząc chaos, który zostawiłem po drodze, aż przed moimi oczami nie ujrzałem walczących ze sobą dwóch Flagowców. Jednym z nich, obezwładniony przez drugiego, był mój upragniony cel. Nabuzowany naprężyłem mięśnie i z całym impetem zatrzymując się walnąłem prętem w przeciwnika Kazachstana. Od siły uderzenie z dźwiękiem łamiących się kości oraz rwanego mięsa Flagowiec w tumanie kurzu poleciał. Nie tracąc pędu obracając w rękach pręt z całej siły wbiłem żelastwo prosto w brzuch mojego celu.
P: Zapłacisz za wszystko! – Rzekłem przez zęby gdzie każde słowo wypowiedziałem ciężko przesiąknięte gniewem a patrząc się prosto w Kazachstana pragnąłem tylko śmierci.
P: Nie pozostanie po tobie nic... - Chwyciłem mocniej pręt spoconymi rękami i wciskając go głębiej w jego ciało zbliżyłem swoje oblicze do jego. Widziałem, że chociaż ciągle utrzymywał swój znany mi obojętny wyraz twarzy za każdym pchnięciem pojawiały się na jego skórze krople potu oraz tiki z bólu.
P: I sprawię żeby nikt cię rozpoznał, nawet sam Bóg!
R: Polska. – Usłyszałem nagle głos niedaleko mnie a moje skrzydła jak i mięśnie najeżyły się. Zabiję.
R: Nie zabijaj go. – Postać mówiąc powoli podchodziła do mnie a ja oddychając coraz szybciej czułem jak w mojej głowie szumi nabuzowana krew sprawiając, że dostałem zawrotów. Zabiję.
R: Ty nie zabierasz życia. – Mówił a ja coraz bardziej czułem jak mi czaszka pulsuje. Zabiję.
R: Tak jak ty mnie powstrzymałeś przed zabiciem ZSRR'a tak ja i teraz ciebie zatrzymuję byś nie odbierał mu życia... Musi stanąć przed sprawiedliwością.
P: JA JESTEM SPRAWIEDLIWOŚCIĄ! – Wywrzeszczałem i wyrywając brutalnie pręt z Kazachstana rzuciłem bronią gdzie dobiegał wkurwiający głos. Gdy pręt trafił cel wszystko nagle ucichło i tylko słyszałem pulsacje w mojej głowie oraz mój rozedrgany od gniewu oddech widząc jak żelastwo utknęło w piersi biało-niebiesko-czerwonego Flagowca.
P: Przeszkadzasz. – Syknąłem gniewnie przez zęby patrząc jak na twarzy mężczyzny pojawił się szok wymieszany z przerażeniem kiedy ciężko padł na kolana. Trzymając się za wbity pręt kaszlał i rzęził lecz te odgłosy zostały zagłuszane przez coraz bardziej szumiącą w mojej głowie krew.
K: Posłuchaj...
P: Nie! – Ryknąłem i z całą furią walnąłem Kazachstana w twarz, który od uderzenia padł na ziemię. Przez tą sekundę w furii i pulsację poczułem niezmierną satysfakcję kiedy w końcu moja spragniona sprawiedliwości pięść trafiła w mordę błękitnowłosego a jego krew spadła na moją skórę.
P: To ty teraz mnie posłuchasz. – Szybko przykucnąwszy chwyciłem go za szyję przygwożdżając go do podłoża.
P: Powiedziałeś, że chcesz moją naturę. Wręcz pragniesz ją w całości posiąść... – Mówiłem wlewając całą moją nienawiść, gniew i furię w dłoń, która po chwili zamieniła się w wielki szpon. Podnosząc kończynę wycelowałem ją prosto w pierś Flagowca.
P: Teraz ci ją dam w całości!
K: Mogę uratować Litwę. – Zadrżałem.
P: Kłamiesz! – Ryknąłem wbijając szpony w ramię przeciwnika, który tylko wykrzywił się od bólu nie odrywając ode mnie wzroku. Byłem zlany potem i rozdrażniony nie tylko jego słowami, ale też tym, że zawahałem się. Lecz kiedy wpatrywałem się w Flagowca z rozchwianą furią oraz ogarniającym mnie zmęczeniem w złotych tęczówkach Kazachstana wyczułem coś dziwnego. Coś znajomego. Chciałem się zagłębić lecz fuknąłem by odpędzić się od tego uczucia. Nie omamisz mnie.
P: Nie da się jej uratować. – Syknąłem mocniej ściskając szpony w ciele błękitnowłosego a mnie skręcało na myśl, że ośmielił się swoje marne życie uratować takim absurdalnym argumentem. Jak bardzo byśmy chcieli nie da się kogoś przywrócić. Ani „normalnych" ani Flagowców jak potężni by byli. Chciałem już nie słuchać jego głosu by wbijając głębiej szpony w Kazachstana zadać mu przeogromny ból rzeźbiąc w jego ciele lecz nagle znieruchomiałem gdy powiedział kolejne słowa.
K: Widzę jej duszę. – Jak dzwon zadudniły jego słowa w moim umyśle a moje serce zamarło. Widzi ją. Widzi ją swoimi oczami. Wiem co to znaczy. Dobrze pamiętam to mrożące uczucie kiedy spoglądał na mnie tymi wielokolorowymi tęczówkami, które przeszywały mnie na wskroś. Szybko jednak potrząsnąłem głową by odeprzeć jego cudowne słowa, które sprawiały, że pośród gniewu, furii i bólu ciała pojawiała się we mnie iskierka okrutnej nadziei. Chciałem ją odeprzeć lecz jak trucizna już rozprzestrzeniła się po całym moim umyśle osłabiając mnie.
K: Jeszcze nie jest za późno... – Powiedział a kilka razy kaszląc i przełykając głośno ślinę podniósł rękę. Pokazywał na coś a ja kierując tam swoje oczy ujrzałem leżącą nie daleko nas nieruchome ciało Flagowca. Litwa. Nagle widząc spokojną postać siostry w mojej głowie rozgrywała się pogoń myśli gdzie rozsądek walczył z powstającą słabością.
K: Mogę ją uratować... - Nie da się już jej uratować. To dlaczego jej ciało się jeszcze nie rozsypało? Może kłamać. Lecz przecież wszystko co powiedział się ziściło. Litwa była tylko jego pionkiem, nic po za tym. To dlaczego chce ją uratować? Nie chciałem nad tym myśleć by bez skrupułów zabić mój cel lecz coraz bardziej popadałem w rozchwiane emocje na jego słowa nie mogą znaleźć argumentu by go uśmiercić. Widzi ją. Nie jest za późno.
K: Zaufaj mi... Polska.
P: Zamknij się! – Ryknąłem wyrywając wraz z kawałkiem ciała Kazachstana szpony by uciszyć i jego, i moje myśli.
P: Nie dam się zmanipulować. – Powiedziałem przez zęby lecz bardziej to mówiłem do siebie niż do niego czując jak serce bije mi jak szalone a po skroni płynie zmieszany z krwią pot od powracających emocji żalu, rozpaczy i strachu. Stojąc nieruchomo gdzie w wewnątrz mnie wszystko walczyło o to co jest słuszne wpatrywałem się w złote tęczówki Flagowca.
K: Jeszcze nie jest za późno dla naszej kochanej Litwy. – Powiedział cicho spokojnym głosem. Jak strzała znieruchomiałem w końcu rozumiejąc czym była ów cienka nić porozumienia między nami. On i Litwa byli sobie bliscy. Pojąwszy jego uczucia względem Litwy wziąłem w rozedrgane płuca zimne powietrze wpatrując się w oczy przeciwnika widząc głęboko w nich ukryte pokrewieństwo. Kazachstan tak samo jak ja czół wielką miłość do mojej siostry. Do kochanej Litwy. Moje mięśnie zadrżały. Dla nas dwóch była najważniejsza i chcieliśmy dla niej jak najlepiej na swój własny sposób. Pragnęliśmy by żyła w bezpiecznym miejscu jednak ja pragnąłem inaczej niż Litwa tego chciała. Przez to moje egoistyczne marzenie się spełniło. Będąc z dala od smutków i trosk, umarła. Nie tego chciałem. Lecz teraz jest szansa na odkupienie i naprawienie mojego błędu. Zacisnąłem zęby. Nie chcę mu powierzać mojego zaufania lecz jednocześnie nie przepuszczę takiej szansy. Nie ma mowy. Więc bardziej jest się zapytać nie czy ufam Kazachstanowi lecz czy wierzę Litwie. Muszę spróbować. Warknąwszy z brutalnością puściłem Kazachstana. Nie mam nic do stracenia.
P: Dobrze. – Rzekłem gniewnie ciężko podnosząc się i powstrzymując cały swój gniew do stającego na nogi mężczyznę. Mając go przed sobą widziałem jak jego rany nawet te poważniejsze powoli się zasklepiały by pozostało po nich tylko blizny. Jednak zraniona szyja ciągle zostawała nie uleczona.
R: Polska... Nie rób tego. – Usłyszałem stłumiony głos jednak ja go nie słuchałem bacznie obserwując każdy ruch Kazachstana, który powoli podchodził do Litwy. Ciągle w głębi siebie pragnąłem wyrwać razem z kręgosłupem jego łeb lecz chęć przywrócenia do życia siostry była silniejsza niż cokolwiek innego. Litwa całym sobą ufała Kazachstanowi czując się przy nim bardziej bezpieczna niż przy mnie, a poznając tożsamość przestępcy, którego tak chorowicie szukałem jeszcze bardziej byłem zły na siebie, że nie byłem dość dobrym bratem i musiała mnie zastąpić innym.
P: Rób co musisz. – Rzekłem patrząc w stronę człowieka, który będąc moim wrogiem i oprawcą jest jednocześnie jedyną nadzieją dla Litwy. Bardziej ścisnąłem pięści. Wszystko dla niej. W ciszy Kazachstan uklęknął po jej lewej stronie.
R: Polska, wiesz, że on...
P: ZAMKNIJ SIĘ! – Ryknąłem spoglądając na Rosję, który wyjąwszy z siebie pręt trzymając się za krwawą ranę nadal klęczał kilka kroków przed nami nie mogąc się podnieść. Wiem.
P: Wiem co zrobił oraz pojmuję do czego jest zdolna ta kupa niebieskiego mięsa, która jest wielkim skurwysynem bez skrupułów, ale teraz chodzi o życie mojej siostry! – Wrzeszczałem w stronę Flagowca, który próbował mnie od tego chorego pomysłu odwieść a gdy skończyłem wziąłem głębszy wdech i dodałem.
P: I tylko on może zdołać ją uratować. – Zaciskając dłonie w pięści z powrotem odwróciłem wzrok na Kazachstana. Wiem o tym i to kurwa doskonale. Wydaje się, że zbratałem się z wrogiem lecz tak nie jest. MUSZĘ mu ufać. TO jest jedyna droga. Nie obawiam się Kazachstana ponieważ jak do tej pory nie zabił mnie i nawet tego nie próbował ponieważ jestem dla niego nadal częścią jego popierdolonego planu gdzie dąży do tego byśmy się „obudzili". Nawet teraz myślę, że wszystko to w tym nawet śmierć Litwy ukartował, ale pod tą maską bez emocji może się kryć wszystko. Ile z tego było prawdą a ile kłamstwem? Teraz mnie to nie obchodzi.
K: Podejdź. – Rozkazał a ja klęknąłem po prawicy Litwy. Widząc zastygłą twarz siostry powrócił znajomy ścisk w sercu oraz moje najgłębsze emocje lecz je powstrzymałem przełykając gulę w gardle. W nastałej ciszy gdzie było tylko słychać cicho dudniący deszcz o dach.
K: Podaj mi ręce. – Rzekł a ja podnosząc ręce pozwoliłem by Kazachstan powoli wziąwszy moje dłonie razem ze swoimi położył je na czole Litwy zakrywając jarzącą się tam dziurę. Zadrżałem lecz nie cofnąłem ręki. Błękitny Flagowiec wziąwszy głęboki wdech zamknął na chwilę oczy a gdy je otworzył jego tęczówki zaświeciły się w różne kolory i barwy. Skupiał się na czymś przenikając zimne ciało Litwy swym wzrokiem, aż w pewnym momencie poczułem jak przeze mnie przeszły ciarki i dziwny spokojny powiew powietrza. Odrywając oczy od Flagowca spojrzałem w stronę Litwy i zobaczyłem czegoś co wcześniej bym sobie nie wyobraził. W Litwie jak przez rentgen widziałem nitki światła, które pulsowały słabym zielonym blaskiem. Jakby przepływały przez każdą żyłę w jej ciele gdzie wraz z każdym pulsem jaśniały i przygasały.
K: Skup się na tym. – Usłyszałem ściszony głos Flagowca w moich uszach. Posłuchałem go i nie zmieniając praktycznie pozycji skupiałem się na ciepłej i łagodnej poświacie. Powoli świetliste żyły łagodnie zanikały od czubków jej kończyn aż po samą szyję by cała ich jasność skumulowała się pod naszymi dłońmi. Z każdą sekundą uciekała ze mnie siła witalna wraz powiększającym się i oślepiającym światłem. Był do nie zniesienia lecz nie miałem zamiaru zamykać oczy ciągle skupiając się na blasku, który był już tak wielki, że nas pochłonął. Gdy ostatnia nitka zielonego światła w końcu dotarła pod nasze dłonie nagle Kazachstan oderwał ręce od czoła Litwy a ze mnie wyssała się cała energia. Oddychając od wysiłki mając zawroty głowy patrzyłem z przymrużonymi oczami jak Flagowiec prawie przewrócił się na ziemię a światło w jego dłoniach skumulowało się i przybrało postać małej pulsującej kuli. Błękitnowłosy chwiał się na wszystkie strony jakby blask, który wydarł ze siostry był zrobiony z najcięższego ołowiu. Świszcząc i rzężąc trzymając w mocnym uścisku jaśniejącą rzecz powoli wstał na drżących nogach.
Zbliżył jaśniejącą kulę do swojej twarzy i coś do niej wyszeptał. Po tym przycisnąwszy do piersi jarzącą się poświatę rozkładając złote skrzydła jak strzała poleciał w górę roztrzaskując okno w świetliku zostawiając mnie klęczącego koło martwej Litwy.
R: Блять! – Usłyszałem rozgniewany głos Rosji, który uderzył pięścią w ziemię.
R: Leć za nim! - Rozkazał mi.
R: Leć..
P: Nie. – Rzekłem przez zęby przerywając mu patrząc się w jeden punkt. Nawet jak bym chciał byłem praktycznie wypruty z energii czując w zamknięty swoim słabym ciele gniew i furię.
R: On ucieka Polska! – Argumentował razem z moim powracającym cichym głosem rozsądku lecz nie mogłem go posłuchać nawet jeżeli widziałem jak pod moimi dłońmi ciało Litwy powoli rozsypywało się. Ufam ci.
R: Cука блять! – Czułem jak Rosja postękując powoli wstając podchodził do mnie w rytm, w którym ostatni raz spoglądam na siostrę nim rozsypała się na zawsze. Muszę wierzyć. Wbiłem bardziej paznokcie w słabe dłonie. Muszę. Ponieważ nic po za tym nie mam.
R: Okłamał cię. Wiedziałeś o tym doskonale. Więc weź się w garść! – Ostatnie słowa powiedział nade mną a we mnie się zagotowało. Jak możesz? Kumulując resztki siły zaciskając pięści szybko wstałem i walnąłem go w brzuch.
P: Choć raz się zamknij! – Choć raz niech Litwa ma godną ceremonię! Chciałem już z rykiem na niego się rzucić by zamilknął na wieki kiedy nagle ktoś chwytając mnie za ramię odwrócił mną a na twarzy poczułem wielki bul od uderzenia, że aż się zgiąłem.
N: Opanuj się. – Powiedział inny łagodniejszy głos. Choć byłem zaskoczony ciosem zacisnąłem ręce i naprężając ostatkami sił zszargane mięśnie wymierzyłem cios na tego, który ośmielił mnie zaatakować.
P: Nigdy! - Pięść trafiła go prosto w bok jednak nie powstrzymało nowego przeciwnika by znów pięścią uderzyć mnie w twarz.
N: Dlaczego? – Zapytał stojąc nade mną wyprostowany a nowa furia we mnie się zagotowała.
N: DLACZEGO?!
P: Ponieważ ona MUSI żyć! – Krzyknąłem i wymierzyłem szponami cios w głowę Flagowca. Byłem cały najeżony i rozedrgany przez myśl, że wszyscy nie szanują Litwy, że mnie krytykują za to co wybrałem. Nie rozumieją. Nie pojmują. Postąpiłem słusznie.
P: Ponieważ nie może przez mnie bliski mi zginąć! - Podnosząc ręce kolejny raz chciałem zadać ostateczny cios lecz nagle przeciwnik chwycił mnie za t-shirt i przyciągnął mnie do siebie.
N: TO DLACZEGO MNIE ZOSTAWIŁEŚ?! – Krzyknął a kiedy nasz wzrok się spotkał zamarłem. Mając go kilka milimetrów przed sobą zobaczyłem w zalanych krwią niebieskich oczach Flagowca czysto płonący gniew skierowany prosto we mnie.
N: DLACZEGO MNIE PORZUCIŁEŚ?! DLACZEGO... – Przerwał przeraźliwie kaszląc a ja czekałem z wielkimi oczami aż skończą się jego konwulsje. Choć gniew nadal krążył we mnie byłem zszokowany nie tylko postawą Flagowca ale też słowami, którymi mnie obrzucał. Zostawiłem? Kiedy cały w pocie już wyrównał oddech znów spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami zalanymi krwią.
N: Ja też jestem ci bliski Bucie! – Powiedział przez zęby jeszcze bardziej zbliżając nasze twarze do siebie by po tym czekać na moją reakcję w odgłosach swojego rzężącego oddechu. Coraz dłużej gdy wpatrywałem się w zimne i zarazem ogniste tęczówki mężczyzny na tle nastroszonych czarnych jak noc piórach moja wściekłość i nienawiść powoli słabła przytłoczona gniewem Flagowca. Ja też jestem ci bliski Bucie! Bucie... Na te słowa mój umysł powoli rozjaśniał się aż w końcu zdałem sobie sprawę kto tak naprawdę przede mną stoi.
P: Niemcy – Wypowiedziałem cicho imię stojącego przede mną Flagowca i od razu zawiesiłem głos kiedy czerwona kurtyna całkowicie opadła i przejrzałem na oczy. Powili zdając sobie sprawę co właśnie uczyniłem i chciałem zrobić cała moja wściekłość i adrenalina nagle opadły dając dojście do świadomości. Nie.
Pov. Kazachstan
Wleciałem w raz tłoczącym się szkłem z okna do ciemnego małego pokoju. Nie miałem już siły a trzymając kurczowo w pokaleczonych dłoniach duszę Litwy moja siła słabła z każdą sekundą. Leżąc na podłodze pełnym szkła kaszlałem i rzęziłem łapiąc z trudnością każdy oddech. Moje ciało krzyczało o odpoczynek lecz go zignorowałem nie mogąc dłużej marnować bezcennego czasu. Nie przerwanie charcząc mając zamknięte powieki z głuchym sykiem podpierając się łokciami ciężko wstałem by od razu oprzeć się o kant mebla. Podciągnąłem się na nim by mrużąc oczy zobaczyć leżącą w kołysce malutką osóbkę. Dziecko niespełna miesiąca błogo spało nie zważając na odgłosy ani hałasy, które zrobiłem wtargnąwszy do jej pokoju. Nawet się nie ruszyła gdy stojąc nad nią trzęsącymi się rękami położyłem świetlistą zieloną kulę na jej czole. Widząc jak światło łagodnie wchłania się w ciało dziecka zmieniając jej krystalicznie białą aurę na barwę zieleni ciężko klęknąłem przed kołyską opadając całkowicie z sił. Rzężąc i walcząc o każdy oddech chwyciłem się za ranę na szyi wyczuwając poszarpaną skórę i mięśnie, które były pokryte grubą warstwą zaschniętej krwi. Byłem nieuważny i nie roztropny względem Finlandii. Nie sądziłem, że tak szybko się uwolni. Musiał go dobrze przygotować. Lecz teraz to nie jest ważne, ponieważ najważniejszy jest nasz plan.
K: Wszystko dokończę. Nic nas nie powstrzyma. – Szepnąłem głaszcząc policzek śpiącego dziecka. Dziewczynkę tak umiłowaną przez Litwę. Chwilę klęczałem wpatrując się w spokojne dziecko wiedząc, że więcej jej nie zobaczę. Po chwili podnosząc się już tylko siłą woli wziąwszy dziecko wraz z jej kocykiem podszedłem do roztrzaskanego okna. Nie jestem zły ani smutny. Nie czuję rozpaczy ani złości tylko głęboki ból. Ciężko wszedłem na parapet. Nie winię cię ukochana, że uratowałaś swojego brata poświęcając własne życie. Nie to mnie kłuje w sercu a to, że wymusiłaś na mnie przyrzeczenie. Spojrzałem na dziecko. Chciałaś bym ci pozwolił odejść. Chciałaś by to dziecko miało własne życie wiedząc, że jest twoim jedynym ratunkiem. Rozpostarłem skrzydła. Nie mogłem tego uczynić. Jesteś zbyt cenna by cię stracić. Przez to wiem, że kiedy przyjdzie czas i dowiesz się o mojej złamanej obietnicy znienawidzisz mnie. Wyskoczyłem przez okno a ostatni raz odwracając się w stronę dziecięcego pokoju rzuciłem w jego stronę świetlistą dzidę, która utkwiwszy w kołysce sprawiła że mieszkanie z wielkim hukiem wybuchło i rozjaśniło się pomarańczowo – czerwonymi ogniami. Ustawiając się i rozpinając zmęczone złote skrzydła poszybowałem w uciszającym się deszczu. Żegnaj ukochana.
Pov. Polska
P: Nie. - Odsunąłem się przerażony i stojąc kilka kroków od Niemca zobaczyłem jego zgiętą postać otoczoną połamanymi lub złamanymi brudnymi piórami. Jego ciało było w jeszcze gorszym stanie niż poprzednio. Cały w siniakach, że nie było ani jednego miejsca gdzie nie pojawiło się fioletowe zabarwienie a z rany na głowie wylewała się kaskada świeżej krwi sprawiając, że prawie odróżniałem jego prawdziwe kolory skóry. Widząc cały ten obraz Niemca wstrzymałem powietrze czując jak całe moje ciało drży. Flagowiec trzymając się za bok co chwilę kaszląc wpatrywał się we mnie tą samą złością, która paraliżowała moje ciało a w sobie czułem rosnące przerażenie.
P: Nie, nie, nie. – Mówiłem i kręcąc głową spuściłem wzrok.
P: NIE! – Krzyknąłem z rozpaczy napinając mięśnie czując jak uczucia mieszaniny lęku, żalu i rozpaczy powracają do mnie. Miałem świadomość, że mogę jeszcze nie kontrolować swojej natury nawet jeżeli się z nią pogodziłem lecz to co zrobiłem było niewybaczalne. Ponieważ wiedziałem co robię. Patrząc w dół widziałem moje dłonie, które były całe pokryte ciemną krwią każdego kogo dosięgłem swoją furią. Nie tylko Niemca ale także Litwy, Finlandii, Rosji i moja ciecz znajdowała się i mieszała się na mojej skórze jako dowód na to, że okłamywałem samego siebie. Powoli mój oddech stawał się coraz płytszy, że nie wytrzymując ogarniającej mnie rozpaczy podnosząc krwawe ręce chwyciłem się za głowę.
P: To tak nie miało być. – Szepnąłem drżącym głosem. Chciałem sprawiedliwości i zadość uczynienia za to co zrobili mojej rodzinie. Pragnąłem uśmierzyć sobie ból w cierpieniu, lecz w głębi siebie chciałem czego innego. Nie zemsty czy honoru rodziny. Nie. Jedynie czego pragnąłem za tą zasłoną to mordu. Wbiłem bardziej palce w czaszkę przypominając jak to Litwa pada martwa w moje objęcia z pustymi bez życia oczami. Jak rozsypuje się przede mną.
P: To ja miałem umrzeć. – Powiedziałem wręcz z histerią. Chciałem zabijać w szale każdego kogo napotkam aż w końcu zdechnę z wycieńczenia czy z czyjejś ręki. Ponieważ to ja miałem umrzeć. To ja miałem zdechnąć. Coraz bardziej przytłoczony emocjami czułem jak w chaosie negatywnych uczuć pojawia się poczucie winy. Zacisnąłem powieki a chwytając się za włosy zacząłem je powoli wyrywać by odczuć co innego niż pochłaniającą mnie ciemność. Nawet podczas gdy klękałem wraz Kazachstanem przy Litwie chciałem umrzeć. Myślałem, że jak sprowadzę Litwę, że jak zaufam tak jak ona błękitnemu Flagowcowi moja dusza zostanie zniszczona by siostra mogła żyć w śród żywych. Jednak ja nadal tu jestem pełny gniewu i żalu bez żadnego znaku, że zdołałem cokolwiek zrobić. Nic nie osiągnąłem i nic nie zyskałem. Nie powstrzymałem siebie ani chęci krwi. Nie udowodniłem, że Kazachstan się myli w tym, że mogę to wszystko opanować. Jedynie co zrobiłem teraz stojąc z krwią na rękach to potwierdziłem jego słowa „K: Jesteś słaby wobec swojej natury." Jestem nadal tym samym beznadziejnym człowiekiem który goni za czymś niemożliwym. Nagle poczułem jak ktoś pewnie chwycił mnie za ramię wyrywając mnie z myśli. Odruchowo wstrzymując wdech puszczając moje włosy podniosłem wzrok a przed sobą zobaczyłem Niemca oraz jego błękitne oczy.
N: Zostawmy rozterki na później. Teraz chodźmy i znajdźmy pozostałych. – Rzekł ze stanowczością, której teraz mi tak brakuje a widząc pokiereszowane, posiniaczone i zakrwawione oblicze Niemca spojrzałem w bok czując jak powoli wśród rozpaczy i żalu pojawia się we mnie bolący do kości wstyd. Flagowiec mijając mnie podszedł do Rosji a ja poczułem jak moje serce zabolało na myśl, że zraniłem nie tylko ciało lecz także uczucia Niemca. „N: Ja też jestem ci bliski Bucie!" Choć tak jest i całym sercem go kocham to i tak musiał mi przypomnieć o tym po tym jak próbowałem w krwawej wizji zabić go i zostawić na pastwę losu pod żelastwem. Odwróciłem się w stronę Flagowca.
P: Niemcy...Wybacz...
N: Nie mam czego ci wybaczać. – Powiedział szybko nie dając mi dokończyć ani wyjaśnić pomagając wstać Rosjaninowi.
N: Stało się. Teraz pomóż tym, którzy żyją. - Ze zdziwieniem w milczeniu patrzyłem na Niemca, który chwytając Wielkoluda stał do mnie tyłem. Choć mówił spokojnym opanowanym głosem usłyszałem w tych słowach cień rozczarowania. Zwęziłem wargi i spuściłem wzrok. Chciałem teraz by to co się stało było jednym z wielu koszmarów spowodowanych przez truciznę Kazachstana, ale nim nie było. Stało się i już nie zmienię to co zrobiłem. Jedynie co mi teraz pozostało by nie popaść w ciemność mojego umysłu to wierzyć, że pośród tego szaleństwa i okrutności, które sprowadziłem postąpiłem słusznie zaufając wrogowi. Dla Litwy, dla Niemca i dla wszystkich, którzy we mnie wierzyli. Ich poświęcenie nie pójdzie na marne.
R: Powinniśmy znaleźć Kazachstana puki mamy świeży... – Powiedział Rosja jednak przerwał syknąwszy z bólu. Podniosłem wzrok na Flagowca i zobaczyłem jak zginając się przyciskał swoją dłoń do piersi by zatamować jawiącą się głęboką ranę. Było mi okropnie żal lecz nie miałem siły by cokolwiek powiedzieć w skrusze. Zacisnąłem słabo pięści. Muszę wierzyć.
N: Z taką kondycją to ty nic nie zrobisz tak samo jak my. – Rzekł do niego Niemcy.
R: Nie możemy pozwolić by mam uciekł. – Nalegał Flagowiec jednak widać było, że rany, które mu zadałem ciągle nie zasklepione sprawiły mu wielki ból. Muszę wierzyć.
P: Nie ucieknie. – Powiedziałem pewnie by się nie przejmował moim wyborem. Jednak to był błąd a Rosja spojrzał na mnie marszcząc brwi.
R: Nie ucieknie? – Zapytał się powoli odwracając się w moją stronę.
R: Nie ucieknie?! – Podniósł głos wybuchając złością.
R: Właśnie odleciał przez to, że mu na to pozwoliłeś i nie znajdziemy go jeżeli będziemy tutaj nadal siedzieć! – Mówił gniewnie przez zęby podpierając się na Niemcu lecz ja nawet nie mogłem się złościć całkowicie wypruty z emocji jak i energii.
P: To jest moje zmartwienie. – Moje czyny, które nie pójdą na marne. Muszę wierzyć.
R: Twoje?!– Krzyknął i chwytając mnie za t-shirt zmusił mnie bym spojrzał w jego oczy, które płonąc gniewem osądzały mnie.
R: On znów będzie mordował ludzi! Zabijał bez skrupułów! – Brutalnie szarpał mną bardziej zaciskając palce na moim ubraniu.
R: Czy tego chcesz?! - Agresja coraz bardziej wylewała się z Rosji lecz ja nie dawałem się jej porwać. Nawet jeśli chciałem mu przywalić ja już nie miałem sił.
P: Doskonale wiem do czego jest zdolny. Ja zajmowałem się tą sprawą od samego początku w przeciwieństwie do ciebie. – Powiedziałem wpatrując się w oczy rozgniewanego Flagowca.
R: Nie interesowałem się ponieważ nie wiedziałem, że zabójcą się okaże mój własny BRAT! – Podniósł głos rozkładając nastroszone podwójne złote skrzydła na całą szerokość zasłaniając całkowicie moje pole widzenia. Nie przestraszyłem się jego postaci nawet nie drgnąłem a wręcz widząc rozemocjonowanego Flagowca głęboko westchnąłem z zażenowania. Podobni co?
P: Poświęciłem wiele dni by dorwać „Flagę". Wszystko poświęciłem...– Rzekłem kładąc swoje dłonie na jego by trochę się zbliżyć do Flagowca.
P: A okazało się, że mordercą, którego tak zawzięcie szukałem jest moja rodzona siostra. – Powiedziałem, lecz widząc, że Rosja nie zareagował w jakikolwiek sposób na moje słowa ukuła mnie jego ignorancja i nie mogąc się powstrzymać od jego obojętności dodałem.
P: Lecz ty jesteś już do tego przyzwyczajony znając historię twojej rodziny. – Widziałem jak moje słowa dogłębnie dotknęły Rosję, jak w jednej chwili straciłem uznanie w oczach Flagowca, lecz byłem zmęczony a ból wewnątrz mojej duszy był niedoniesienia. Dlaczego ja mam reagować, że przestępcą był twój brat jak nie reagujesz na mój ból? Rosja fuknąwszy brutalnie odsunął mnie od siebie puszczając mój szary t-shirt.
R: Szukałeś go zawzięcie? Lecz ty go puściłeś. – Powiedział oskarżycielskim głosem pokazując na mnie palcem.
P: Wiem co robię. – Powiedziałem poprawiając pomięte ubranie. Muszę wierzyć.
R: Śmiem wątpić. – Fuknął z oburzenia.
P: Wątpić możesz tylko w swoją rodzinę.
R: Nie mieszaj to moją rodzinę!
P: Właśnie ona jest za wszystko odpowiedzialna!
N: Genügend! (Dosyć!) – Krzyknął Niemcy pojawiając się między nami odsuwając nas od siebie.
N: Opanujcie się. Oboje. – Powiedział by załagodzić między mną a Rosją napięcie, ale nie było co łagodzić. We mnie nic nie było a jak widać w Rosji nie było empatii. Patrząc beznamiętnie na Niemca po chwili nie wytrzymując napięcia między nami odwróciłem wzrok. Nie ja tu jestem przestępcą.
R: Niemcy! On go puścił. Pozwolił uciec przestępcy. – Warknął na Flagowca pokazując na mnie by po tym chwytając się za ranę zakaszlał plując krwią.
N: Tak, widziałem. – Zaczął spokojnym głosem.
N: Widziałem też światło wyjęte z ciała Litwy, która była martwa oraz kulę jaśniejącą w ręku Kazachstana. To nie jest normalna sytuacja, którą możemy oceniać. – ArgumentowałNiemcy broniąc mnie choć tego nie prosiłem. Dlaczego?
Rosja chciał coś powiedzieć lecz nagle coś z wielkim głuchym hukiem spadło za magazynem. Bez zastanowienia odwracając się w stronę, z której dobiegł nas hałas już chciałem biec w tamtym kierunku kiedy nagle usłyszałem głos Niemca.
N: Polska. – Zawołał a ja zawahałem się na moment. Nie chciałem już więcej ranić Niemca w żaden sposób, ale chęć udowodnienia zwłaszcza sobie, że to wszystko nie poszło na marne była silniejsza. Pragnę zobaczyć Litwę. Zamykając oczy napiąłem mięśnie i nie odwracając się pobiegłem ile tchu w stronę gdzie dobiegł mnie huk. Pędziłem lawirując między rozrzucone pudła aż z impetem wyszedłem przez główne wyjście budynku na zewnątrz gdzie w ciąż była noc. Rozglądając się panicznie na wszystkie strony po ciemnej przestrzeni w końcu dostrzegłem niedaleko mnie pod lampą przemoczonego błękitnego Flagowa ze złotymi skrzydłami. Z tłukącym się sercem w piersi od strachu i nadziei jak w transie podchodziłem do Kazachstana, który z trudem podnosił się z kolan. Wpatrując się w Flagowca zauważyłem, że w jednej ręce trzymał kurczowo już nie zielone światło a niebieskie zawiniątko. Błekitnowłosy ciężko dyszał łapiąc każdy oddech a kiedy byłem już nad nim spojrzał na mnie i powoli chwytając się lampę ciężko się podniósł na nogi. Kiedy się wyprostował był o wiele większy ode mnie, że musiałem podnieść głowę ku górze. Kazachstan ciągle wpatrując się we mnie przeraźliwie wciągając powietrze przez zęby wyciągnął ręce podając mi trzymaną rzecz. Bez namysłu rozedrgany przyjąłem jego gest i spuszczając wzrok spojrzałem na otrzymaną rzecz, która mi ciążyła w rękach. Zawinięte było w niebieski koc a kiedy podnosząc rękę rozłożyłem materiał zamarłem kiedy przed moimi oczami ukazała się mała główka śpiącego dziecka.
K: To jest Zilya. – Zaczął a ja spojrzałem na niego gdy z wielkim wysiłkiem utrzymywał się na nogach, które do tej pory były złotymi kopytami zamieniły się w parę gołych stóp. Chowając swoje zmęczone skrzydła wziął głębszy wdech.
K: Lecz teraz w niej znajduje się dusza Litwy, która w raz z latami wchłonie jej istnienie i przypomni sobie kim na prawdę jest. – Mówił z wielkim wysiłkiem a ja stałem jak wryty wpatrując się w Kazachstana analizując każde jego słowo, które wypowiadał w moją stronę.
K: Tak jak powiedziałem... Uratowałem ją. - Powoli z wielkimi oczami spojrzałem na spokojne oblicze niemowlaka, które jakby nigdy nic spało sobie w najlepsze. To co mówił było dla mnie niezrozumiałe i zbyt niewiarygodne. Ta drobna postać w moich rękach ma być Litwą? Nie dowierzałem jednak patrząc na to nieznane mi dziecko nie mogłem się wyzbyć dziwnego wręcz niedorzecznego przeczucia, że to naprawdę siostra. A może to tylko moje urojenia bym poczuł się lepiej? Zamknąłem oczy na tą bolące prawdopodobieństwo, jednak kiedy podniosłem powieki zobaczyłem, że trzymane dziecko patrzy się na mnie tak dobrze mi znanymi kocimi oczami. Wciągnąłem powietrze w drżące płuca a serce zabiło mi mocniej. To ona. Nagle zdając z tego sprawę wlało się we mnie wielkie szczęście oraz ulga. To ona. To naprawdę ona. Przez ten krótki czas, który dla mnie był wiecznością moja wiara była poddawana bolesnej próbie, że teraz widząc owoc mojego wyboru i determinacji przytulając mocniej dziecko zapiekły mnie oczy na ogarniającą mnie radość. Nie poszło na marne. Jednak w tym niewiarygodnym momencie gdzie wszystko stawało mieć sens coś mnie niepokoiło a spoglądając na błękitnego Flagowca zobaczyłem jak swoimi złotawymi oczami wpatruje się w zawiniątko na moich rękach.
P: Czyje to dziecko? – Zapytałem a on nie ruszając się dopiero po chwili oderwał wzrok od dziecka i spojrzał na mnie.
K: Jej. – Odpowiedział, krótko na jednym wydechu a między nami nastała cisza czując na skórze zimne nocne po deszczu powietrze. Wpatrując się w siebie łącząc jego odpowiedź z gęstą atmosferą, która wokół nas nastała pojąłem szybko kim jest ojciec owego niemowlęcia. Zagotowało się we mnie na myśl o tym jako iż dotknął moją siostrę a nawet wręcz ją posiadł. Zmarszczyłem brwi.
P: TY... - Syknąłem ze złości, która szybko wyparowała kiedy poczułem jak mała osóbka obraca się i przytula się do mojej piersi. Zaskoczony od tego nagłego gestu spojrzałem na małą postać a moje mięśnie od razu rozluźniły się a oczyszczając umysł wziąłem głębszy wdech. Niech cię.
P: Powiedz mi jeszcze zanim z tobą skończę. – Zacząłem mówiąc przez zęby powstrzymując emocje by przez nie nie skrzywdzić dziecka, które trzymałem na rękach.
P: Jak to zrobiłeś? – Zapytałem a Kazachstan biorąc głębszy wdech odpowiedział.
K: Ciągle się boicie śmierci i bólu, która jest tylko iluzją dla nas. – Zaczął powoli i wyraźnie wypowiadając każde słowo wpatrując się prosto w moje oczy.
K: Flagowcy istnieją dzięki ludowi a ich dusza jest mocniejsza oraz pozostaje dłużej w świadomości w raz z ogromem narodu. – Nagle schylił się w moją stronę bym tylko ja usłyszał kolejne słowa.
K:, Odłączenie nie jest oderwaniem się od ludzi. Jest uwolnienie się od granic swojego ludu. – Powoli odsuwając się zostawił mnie ze swoimi słowami. Uwolnienie od granic swojego ludu. Brzmiało to absurdalnie, ale jednocześnie wyjaśniało wszystko to co widziałem. Litwa była silniejsza ode mnie, nie miała własnych kolorów a wszystko to spowodowane, że już nie należała do żadnego narodu. Bardziej nad tym się zastanawiając mogłem dogłębnie zrozumieć jej zapęd to tego by Flagowcy mogli odzyskać swoją tożsamość i całkowitą wolność, ponieważ jak była złączona z każdym człowiekiem odczuwała intensywniej doznania ludu i bardziej cierpiała od natłoku emocji. Lecz ja tego nie wiedziałem tylko ON. Skurczyłem palce na niebieskim kocyku.
K: Dużo jeszcze nie wiemy a pozwalając sobie na życie w egzystowaniu marnujemy to co nam daje nasz własny lud. – Rzekł już głośniej.
K: Niektórzy z was pierwszy raz złączyliście się ze swoim narodem i czuliście ich emocje i potrzeby. Pozostali znając to utracone doznanie zasmakowali ponownie wolności ducha... Nigdy nie zapomnijcie tego uczucia. – Powiedział spoglądając za mnie a odwracając głowę zobaczyłem za sobą nie tylko Rosję i Niemca, ale także Amerykę trzymającą na rękach Chile oraz Białoruś podpierająca Brazylię.
K: A ty. – Zwrócił się ponownie do mnie.
K: Opiekuj się naszą kochaną Litwą... Ja już skończyłem... – Nie skończył gdy nagle usłyszeliśmy krótki świszczący strzał po którym Kazachstana szarpnęło w bok. Flagowiec powoli mrużąc oczy upadł na kolana podpierając się rękami a z jego lewego ramienia wystawała strzałka zakończona pomarańczowym pomponem.
???: Ja też już skończyłem, bawić się z tobą, Kazachstan. – Powiedział za nim mężczyzna w masce opuszczając w rękach dopiero co użytą strzelbę.
***********************************************************************************************
Wiem wiem dawno nie było. Ale mam nadzieję, że się cieszycie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top