Nasze koszmary
Pov, BIałoruś
Przeraźliwie dysząc czując jak opatrzony przegub niemiłosiernie pulsuje wpatrywałam się oniemiała na „normalnego", który trzymając moją szarfę stał przede mną. Lecz niezależnie od tego jaki miał kolor skóry wszędzie rozpoznałabym te szczerozłote tęczówki pozbawione jakichkolwiek uczuć. Oczy, które należały do tego, na którego ciągle czekałam. Do człowieka, w którego wierzyłam, że wróci do nas wypełniając tą cichą pustkę w mym sercu, która pozostała kiedy odszedł od nas. Do tego, którego uważałam za brata.
B: Kazachstan. – Wypowiedziałam jego imię w napływającej wściekłości wraz z pulsacją prawej ręki. Miałam nadzieję, że się z nami pogodzi byśmy mogli być w końcu pełną rodziną a on ma czelność stać naprzeciw mnie jako ten, który jest twórcą tych przeklętych zmodyfikowanych trucizn.
K: Białoruś. - Rzekł a ja poczułam jak Kazachstan z wielką siłą pociągnął za moją szarfę tak, że po sekundzie czułam jego rękę na moim gardle. Zakleszczając się na moich strunach w gniewie próbowałam się uwolnić z jego uścisku szarpiąc, bić i wykręcając mu rękę jednak był on jak z żelaza nie ugięty a ja byłam zbyt słaba przez wielką utratę krwi. Szlak by to trafił.
K: I mam dla ciebie pierwsze ostrzeżenie. Қозғалма, мен сені тірі қалдырамын. (Nie ruszaj się a pozwolę ci jeszcze żyć.) – Na jego słowa czując jak krople zimnego potu spływają mi po skroni spojrzałam z gniewem prosto w jego złote tęczówki.
B: Вы дазволіце мне жыць? Гэта я заб'ю цябе! (Pozwolisz mi żyć? To ja cię zabiję!) – Wypowiedziałam gardłowym głosem spowodowany miażdzeniem mojego gardła ciągle trzymając jego rękę moją jedyną dłonią próbując się wyrwać.
B: Мы так верылі, што ты вернешся да нас і ты трымаеш сваю крыўду ты стаў жорсткім і катам! я заб'ю! я заб'ю! (Tak bardzo wierzyliśmy, że do nas wrócisz a ty ciągnąc swoją urazę stałeś się okrutnikiem i katem! Zabiję! Zabiję!) – Krzyczałam próbując go kopnąć lecz nagle wzięłam głębszy wdech gdy Kazachstan trzymając mnie jedną ręką podniósł mnie jak szmacianą lalkę odcinając mi całkowicie dopływ powietrza. Kontem oka widziałam jak Niemcy chciał mi pomóc lecz został zatrzymany przez Litwę, która szybkim ruchem zbliżyła do jego gardzieli swój żelazny miecz.
K: Күшіңді сақта әпке. Өлер алдында әкеңмен кездесуден қалып қойғаныңды қаламаймын. (Oszczędzaj siły siostro nie chcę by przed śmiercią ominęło cię spotkaniem z rodzicielem.) – Spojrzałam na niego wielkimi oczami siląc się na oddech. Spotkanie z rodzicielem? Skierowałam wzrok na nieprzytomnego blado wyglądającego Polskę a we mnie krew w żyłach zamarła zrozumiawszy co przez to chciał powiedzieć i co znaczą tajemnicze ukłucia na szyi Flagowca. Torturował Polskę. Wykańczał go by teraz Flagowiec na granicy wytrzymałości stał się idealnym naczyniem dla duszy ZSRR'a.
B: Ты гэтага не зробіш. (Nie zrobisz tego.) – Syknęłam a oczy mi się zaszkliły z braku tchu lecz wytrwale patrzyłam się w Kazachstana czując jeszcze większą nienawiść do niego. Sukinsyn.
B: Nienawidziłeś go. Za to co nam zrobił. – Wspomniałam mu praktycznie na ostatnich sił widząc jak mroczki mi się pojawiając przed oczami wraz piekącą potrzebą nabrania powietrza. Bez najmniejszego problemu zbliżył moją twarz do swojej.
K: O to się nie martw Құрметті әпке. (droga siostro.) Nadal całym swoim sercem i duszą brzydzę się, że jest moim rodzicielem. – Powiedział i rzucił mną tak, że upadłam na ziemię. Leżąc kaszlałam przeraźliwie łapczywie nabierając powietrze w płucach słysząc jak brat przechodzi koło mnie stukając ciężkimi butami.
K: Jednak czas by jego cień całkowicie przeminął byście się stali wolni. – Podnosząc się na łokciach zobaczyłam jak stojąc obok Polski trzymał na poziom swoich oczu igłę wypełnioną białą substancją, w którą przyciskając pstryknął w by na jej ostrym końcu pojawiła się kropla. Chciałam go powstrzymać lecz wyciągając zdrową rękę w stronę Kazachstanu upadłam sycząc z bólu od nacisku mojego ciała na obandażowany kikut. Szlak by to trafił.
B: Zabijesz go. – Powiedziałam szybko oddychając intensywnie myśląc co zrobić.
K: Czas by ostatni raz się przebudził. – Niebezpiecznie zbliżył igłę i ją wcisnął w ramię nieprzytomnego Flagowca.
B: KAZACHSTAN! – Wykrzyczałam a wraz z moim podniesionym głosem usłyszałam jak z wielką prędkością coś przeleciało nade mną by z ogłuszającym świstem trafić prosto w Kazachstana wyrywając z jego ręki niebezpieczną igłę. Usłyszałam jak za moimi plecami wśród odgłosów deszczu i odległej walki coś ciężkiego wylądowało.
Pov. Rosja
R: Уйди от него. (Odsuń się od niego.) – Powiedziałem rozkazująco powoli lądując na poziomie rusztowania gdzie znajdował się mój cel, który teraz przez strzał krwawił z prawego ramienia. Trzymając wycelowaną snajperkę w mężczyznę nie wierzyłem oraz nie pojmowałem, ale jedynie co teraz czułem to złość. Wielki gniew, który zapłonął kiedy leżąca na podłodze Białoruś wykrzyczała do „normalnego" imię tego, który dawno odszedł by teraz mając czelność powrócić i krzywdzić moich przyjaciół. Zobaczywszy kątem oka ruch obok mnie gdzie Litwa trzymała Niemca jako zakładnika przycisnąłem bardziej za spust.
K: Ресей. (Rosja.) – Zaczął stojąc tyłem do mnie a podnosząc rękę dał znak siostrze Polski by się nie ruszała.
K: Қашан келесіз деп ойлап едім. (Tak się zastanawiałem kiedy przybędziesz.) – Powiedział spokojnym głosem trzymając się za ramię powoli odwracając się w moją stronę.
R: Не двигайтесь и держите руки на виду. (Nie ruszaj się i daj ręce na widoku.) – Rzekłem ignorując jego słowa i poprawiłem chwyt na snajperce by lufę skierować na jego głowę.
K: Тым болмаса сәлем айта аласыз. (Mógłbyś się chociaż przywitać.) Trochę lat minęło kiedy ostatni raz się widzieliśmy. – Mówił zimnym bez emocji głosem, którym pogłębił mój gniew.
R: Молчи!! (Zamilcz!) – Syknąłem ciągle namierzając śmiertelną bronią w jego spokojną i wyprutą z uczuć twarz. Taką samą, kiedy żyliśmy w posiadłości pod żelaznym zakazem pokazania jakichkolwiek słabości.
R: Wiesz jak bardzo się o ciebie martwiliśmy? Jak bardzo chcieliśmy być do nas wrócił? Jednak ty tego nie zrobiłeś odwracając się od nas. Od rodziny. – Powiedziałem lecz moje słowa nie wywarły na nim żadnego wrażenia, żadnej zmiany na jego bezdusznej twarzy. Praktycznie stając się tym kim pragnął ojciec.
B: Rosja on chce przy... - Zaczęła lecz przerwała przeraźliwie sycząc kuląc się z potwornego bólu a spoglądając na nią na chwilę zauważyłem brak jednej ręki. Ścisnąłem zęby. Zapłaci za to.
K: Rodziny. – Zaczął na głębokim wydechu gdzie do tej pory przyciśniętą rękę do ramienia odsunął od zakrwawionego miejsca i spojrzał na nią.
K: Już dawno przestaliśmy nią być pierwsi odwracając się ode mnie. – Zacisnąwszy dłoń w pięść podniósł wzrok na mnie.
K: Lecz teraz powiedz mi BRACIE. Czy nie będąc już rodziną zabijesz mnie? – Zapytał się robiąc jeden krok w moją stronę a ja sprawnie i szybko celując w jego drugie ramię wystrzeliłem.
R: Nie ruszaj się. – Powiedziałem ostrzegawczo widząc jak trochę się wygiął od uderzenia pocisku jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku a na jego twarzy, która była ciągle skierowana w moją stronę tylko przez ułamek sekundy pojawił się tik od bólu.
K: Czy pozbawisz mnie życia tak jak wielu ludzi przede mną trzymając taką samą broń co teraz? – Ciągnął dalej jakby nigdy nic patrząc się na mnie swoimi chłodnymi oczami jak jego głos a w wir gniewu, który mnie otaczał w raz z jego słowami i postawą prześlizgnął się lęk, kiedy stojąc niewzruszenie wspomniał mi o mojej dawnej pracy.
R: Nie. – Powiedziałem na głos słowa, które też były skierowane do siebie bym teraz się nie wahał. Choć wgłębi siebie bardzo tego chciałem.
K: Czy aby na pewno? – Zapytał nie dając za wygraną.
R: Odrzuciłem już dawno ten styl życia wiedząc, że ono mnie wyniszczało. – Powiedziałem szybko rozglądając się czy przypadkiem nie pojawiło się nowe zagrożenie, kiedy próbował mnie zagadać lecz nikogo nie było oprócz naszej piątki. W co ty grasz?
K: Mówisz, że odrzuciłeś, ale to nie jest prawda. Nie ważne ile razy się okłamiesz w głębi siebie jesteś wciąż taki sam. Widzę to i ty też. – Rozłożył ręce na boki pokazując w całej okazałości lepkie i błyszczące plamy na jego czarnym golfie w miejscach gdzie go trafiłem. Widząc go w takiej pozie gdzie wyglądał jak święte malowidło w świątyni jeszcze bardziej przycisnąłem broń do siebie.
K: Dajesz Rosja. Pokaż jak bardzo się mylisz. Pokaż mi jak bardzo się okłamujesz. POKAŻ MI! – Z wielką prędkością z jego pleców wyrosły złote skrzydła a z ich podmuchem jak błyskawica zbliżył się do mnie. Widząc zagrożenie od razu strzeliłem lecz jakimś cudem nie trafiłem go i Kazachstan jednym uderzeniem pięści rozbroił mnie a drugą dłoń zacisnął mi na gardle sprawiając, że tracąc równowagę obaj spadliśmy z metalowej konstrukcji. Nie dając za wygraną chwytając go za jego rękę obróciłem się i z całej siły kopnąłem go by poleciał daleko ode mnie trafiając na górę metalowych prętów. Ja jednak przez powstały odrzut zasłoniłem się moimi podwójnymi złotymi skrzydłami by przejeżdżając po betonie zminimalizować obrażenia aż się nie zatrzymałem na pudłach. Kaszląc przeraźliwie powoli podniosłem się by w ostatniej chwili machnąwszy piórami uniknąć nadlatującego w moją stronę żelastwa trzymanego przez Kazachstan. Pręt nie dosięgając celu z wielką prędkością walną w posadzkę gdzie powstał mały krater. Nawet nie dając mi postawić stóp na ziemi brat nie tracąc pędu nakierowując prętami znów zaatakował.
Pov. Białoruś
To był odpowiedni moment. Kiedy Kazachstan spadł razem z Rosją nabierając w sobie siły robiąc obrót strzeliłam szarfą by przywiązać się do słupa a dzięki sile przyciągnięcia naskoczyć na Litwę by kopnąwszy ją nogami uwolnić Niemca od niej. Mając kilka sekund nim dziewczyna stanie na nogi odwróciłam się do czarno-czerwono-żółtego Flagowca.
B: Niemcy, uciekaj! – Wykrzyczałam i odsuwając się od zbliżającej się w moją stronę klingi szybko owinęłam go moją czerwoną wstęgą a obracając się zamachnęłam się tak, że Litwę, trzymającą ostrze, odrzuciłam daleko od miejsca gdzie się znajdował Niemcy oraz Polska. Mam nadzieję, że mnie zrozumiał. Flagowiec wyglądał na przerażonego i niezdolnego do jakiejkolwiek akcji, że nie wiem czy mnie usłyszał, ale nie ma na to czasu. Litwa wykorzystując chwilę mojej nieuwagi chwyciwszy mnie za szarfę pociągnęła mną mocno. Nagłe silne szarpnięcie sprawiło, że lecąc wpadając na różne rzeczy po drodze w końcu spadłam z rusztowania na twardy beton. Poturlałam się kilka metrów trzymając blisko siebie ręce by zminimalizować uszkodzenia na uciętej kończynie nim w końcu przestając się obracać trafić na twardą ścianę. Od uderzenia straciłam dech w piersi i poczułam przechodzące przeze mnie od kręgosłupa błyskawice bólu. Upadając twarzą do ziemi głęboko oddychałam ciągle trzymając się za kikut, który na całe szczęście dzięki uciskom mniej krwawił lecz to nie umniejszało towarzyszącym przy tym bólowi utraty. Że też to musi być prawa.
L: Nie musimy walczyć. – Usłyszałam głos Litwy niedaleko mnie przepełniony jakby smutkiem. Bo ci uwierzę, że ci przykro. Sycząc z poturbowania powoli podniosłam się podpierając się na jednej ręce tak by jak najmniej robić ruchów drugą. Kiedy z wielkim wysiłkiem wstałam mogłam zobaczyć jak Litwa wpatrując się w moją stronę już na mnie czekała.
L: Możemy to pokojowo załatwić. – Powiedziała a spoglądając na nią zobaczyłam ból na jej twarzy. Wygląda jakby była zmuszana do tego, jednak nie dałam się nabrać. Nie jest dzieckiem i sama wybrała taką ścieżkę więc teraz niech nie robi takiej miny. Co za komedia.
B: Po tym jak mi ucięłaś rękę nie sądzę. A jeżeli myślisz, że będę nadal wam pozwalać robić co wam się żywnie podoba to nie ma takiej opcji. – Rzekłam przez zęby czując jak krople zimnego potu spływają po moim ciele.
L: Wybacz ale tylko tak mogłam cię powstrzymać byś nie uwolniła Polski. Uwierz nie robimy tego dla siebie, ale dla wszystkich Flagowców. – Powiedziała kładąc rękę na piersi jakby w geście przyrzeczenie, że mówi prawdę. Jednak mnie nie obchodziło, czy nią jest czy nie. Jedynie co mnie teraz interesowało to to by ją jak najdłużej odciągnąć od Niemca by miał czas na zabranie siebie i Polski z tego cholernego miejsca.
B: To miłej z waszej strony, że ranisz moich pacjentów i zapełniasz kostnice potomkami Flagowców. Naprawdę tego nam brakowało. – Rzekłam z przekąsem zmieniając moją zdrową dłoń na szkarłatną szarfę by rozrywając ją zębami zawiązać mocno na nadgarstku kikuta.
B: Jednak mam inne pytanie? – Widziałam jak dziewczyna czekała na mój dalszy ciąg z łagodną twarzą.
B: Jak po tym wszystkim możesz się nazywać siostrą? – Po moim zapytaniu mina Litwy zmieniła się na chwilę uderzona moimi słowami jednak ciężko wzdychając w jej ręce pojawiało się srebrne ostrze i takiego samego koloru tarcza.
L: Miał rację, jesteś mądra lecz nie masz otwartego umysłu. – Powiedziała ustawiając się do walki. Ja machnąwszy wstęgami sprawdziłam czy dobrze się trzymają na mojej obciętej kończynie. Na ten ruch zacisnęła zęby z przechodzącego bólu od prawej ręki. Cierpienie było mniejsze i tak bardzo nie przeszkadzało, i choć to powinna być dobra wiadomość wcale nią nie jest. Tylko moje dłonie zmieniając się w wstęgi a gdy Litwa pozbawiła mnie jednej sprawiła, że mając mało czasu mogę tylko wyjść stąd i jak najszybciej przyszyć z powrotem moją kończynę lub całkowicie pożegnać się z korzystania z mojej pełnej natury.
L: Jednak i tak jestem zaszczycona walcząc z tobą. – Dodała przy szczęku metalu a jej nogi zmieniły się w silne białe kopyta. Widząc jej drugą naturę w całek okazałości westchnęłam i schyliłam się ustawiając się do walki. Zakończmy to szybko.
B: Wzajemnością. – Rzekłam i nie czekając zrobiłam pierwszy ruch.
Pov. Niemcy
Stałem przerażony na to się przed chwilą stało przed moimi oczami. Litwa, odcięta dłoń Białorusi, Polska jest zagrożeniem, „normalny", który okazał być bratem dziewczyny i ich niezrozumiała dla mnie rozmowa. Nic nie pojmowałem i coraz bardziej wpadałem w panikę. Nie byłem na to przygotowany. Nikt nie był. Wszystko mi się mieszało a odtwarzając ciągle tą scenę nic mi nie pomogło. Lecz kiedy Kazachstan zrzucił Rosję za balustradę oraz wykrzyknięte słowa Białorusi przed tym jak znikła z siostrą Polski zostawiając mnie samego w jakimś stopniu mnie obudziły. Szybko jak tylko mogłem podszedłem do biało-czerwonego Flagowca.
N: Polska. – Szepnąłem i ostrożnie chwyciłem trzęsącymi się rękami zakrwawione gwoździe.
N: Zaraz cię stąd wyciągnę. – Z całych sił jakie miałem w sobie zacząłem ciągnąć żelastwa jednak będąc mocno przytwierdzone do siedzenia musiałem parę razy przyłożyć się do wysiłku. W końcu usłyszałem jak z okropnym dźwiękiem wyrywanego ciała wyjąłem pierwszy z czterech gwoździ. Prawie się przewróciłem, ale jakimś cudem udało mi się utrzymać równowagę. Nie tracąc czasu gorączkowo zająłem się kolejnym żelastwem wbitym w Polskę. Przy dźwiękach walki, jęków, strzelanin i niemiłosiernie bębniącego deszczu po dachu po dłuższej chwili w końcu odrzucając od siebie ostatni z gwóźdź uwolniłem Polskę. Byłem praktycznie wyczerpany. Dysząc przeraźliwie nie mogłem wstać, ale wiedziałem, że nie mogę ani chwili tu dłużej zostać. Powoli wyprostowywałem się gdy nagle usłyszałem głuchy jęk. Będąc w półskłonie podpierając się o kolana podniosłem wzrok i zobaczyłem jak biało-czerwony Flagowiec nieznacznie porusza głową w lewo i w prawo mając co chwilę niespokojne tiki na twarzy.
N: Polska. – Powiedziałem jego imię lecz Flagowiec nie zareagował na nie. Na ten widok mogłem poczuć ulgę, że Polska nie jest aż tak w złym stanie, lecz tak naprawdę nic nie odczuwałem oprócz lęku. Zastygnięty w pozie wpatrywałem się budzącego się Flagowca nim słysząc kolejne huki szybko oprzytomniałem.
N: Polska. Masz siły by wstać? – Zapytałem podchodząc do niego i lekko kładąc jedną rękę na jego ramieniu. Dopiero na mój dotyk Polska podniósł głowę i powoli otworzył oczy. Lecz nic nie odpowiedział patrząc się przed siebie by po chwili podniósł zakrwawione ręce do poziomu oczu. W jego ruchach było coś niepokojącego.
N: Polska? – Wypowiadając jego imię a mój głos zadrżał na jego nienaturalnie wręcz zachowanie.
P: Nie wiedziałem, że to ciało kiedyś się przyda. – Powiedział wzdychając jakby zachwytu a moje ręce przeraźliwie się za trzęsły przez powiększający się lęk. Flagowiec obracając rękami po chwili je zaciskając podniósł wzrok na mnie.
P: Oraz nie wiedziałem, że ucieszy mnie twój widok, Niemcy. – Powiedział lecz jego głos był zimny i przeraźliwie niski, że przeszły przeze mnie ciarki a na jego wyciągniętych rękach pojawiły się żyły od naprężonych mięśni. To nie był Polska. Widziałem to nie tylko w zachowaniu, ale w jego piwnych oczach, które wpatrując się we mnie były całkowicie wyprute z życia i jakichkolwiek emocji.
N: Kim jesteś? – Zapytałem robiąc krok w tył. Choć chciałem się ustawić do walki cała moja energia poszła na wyjmowanie gwoździ, że przez to tylko dzięki jeszcze sile woli utrzymywałem się na rozedrganych nogach.
P: Tym, który dawno powinien zakończyć linię nazistowskiej krwi. – Powiedział i wstając z zakrwawionego krzesła. Patrzyłem się na niego z wielkimi oczami, że nawet nie zareagowałem kiedy podszedł do mnie i mocno chwycił za ramiona. Chciałem się uwolnić lecz bezskutecznie i tylko zwinąłem się pod zaciśniętymi jak imadła dłońmi głucho pojękując z bólu.
P: Twój ojciec wiele razy uprzykrzał mi życie nawet jak odszedłem do tamtego świata. Nie dawał mi wytchnienia torturując mnie swoją osobą, lecz teraz... - Ciągle trzymając mnie za barki przygwoździł mnie do twardych rzeczy za mną. Był mniejszy ode mnie o 4 cm lecz teraz stał nade mną jakby urósł.
P: Sprawię, że jego potomek będzie cierpiał za wszystko co zrobił. Będę cię powoli zadawał cierpienie aż dołączysz do swojej nacjonalistycznej rodzinki. – Nagle poczułem wielki ból w moich ramionach kiedy jego palce wbijały się w moje ciało. Chciałem zawyć lesz ucisk ze wszystkich stron nie pozwalał mi na to powodując wielki pożar w moich płucach. Jeszcze bardziej ściskając moje ciało z wielką siłą cisnął mnie w bok gdzie wpadłem na stertę pudeł. Nie mogłem wstać ani nawet się ruszyć czując jak cała moja siła witalna ucieka wraz z wypływającą krwią. Nie miałem czasu nawet podnieść wzroku na Polskę gdy chwytając mnie za ubranie poczułem jak jego silne ręce waliły mnie po całym ciele aż po krótkiej chwili po kolejnej serii ciosów potoczyłem się po konstrukcji, na której się znajdowaliśmy.
P: Sądziłem, że będziesz większym zagrożeniem pamiętając jak w czasie wojny wyrżnąłeś połowę mojej armii. – Zaczął kopnąwszy mnie tak, że aż poleciałem pod balustrady konstrukcji sprawiając, ze zachłystnąłem się powietrzem plując krwią.
P: Jak widać nie potrzebnie się martwiłem. – Podnosząc wzrok drąż na całym ciele widziałem jak jego postać górująca nade mną przygotowywała się do kolejnego uderzenia. Oddychając płytko i niemiarowo od zadanych ran z wielkimi oczami z przerażenia patrzyłem się na zbliżający się atak mając tylko jedną myśl w głowie. To nie może się dziać.
Pov. Rosja
K: Widzę, że jeszcze pamiętasz jak się bronić. – Rzekł Kazachstan kiedy uniknąłem kolejny raz jego atak by chwytając za skierowany we mnie pręt przyciągnąłem brata do siebie i z poł obrotu walnąłem go w twarz. Oddalił się o kilka kroków machnąwszy dla równowagi skrzydłami. Nie czekając trzymając pręt zamachnąłem się nim by z głośnym szczękiem skrzyżował się z metalem Kazachstanu.
R: Dlaczego to robisz? Dlaczego zaprzepaszczasz szansę życia z nami? – Zapytałem siłując się z bratem.
K: Ponieważ to w czym trwacie nie jest życie. – Nadludzką siłą odepchnął mnie i szybko zmieniając postawę zamachnął się z lewej strony celując w mój bok.
K: Ukrywacie się jak szczury w kanałach tego miasta będąc w ciągłym strachu i lęku modląc się o to, by przeżywając każdy dzień mogliście trwać w tym nędznym życiu. – Odbiłem jego żelazo lecz po nim nastąpił drugi.
K: Jak wy kiedyś sądziłem, że takie istnienie jest darem i łapczywie wchłaniałem go jak narkotyk. Lecz to się zmieniło gdy sen zamienił się w koszmar, w którym musiałem zarżnąć wszystkich moich ludzi, którzy chcieli to samo zrobić mojej osobie. – Mówił a z każdym słowem nacierał na mnie coraz szybciej powodując, że prawie nie nadążałem za obroną.
K: Czułem ich cierpienie w sobie. Ból, strach, nienawiść, marzenia i wtedy pojąłem, że tak naprawdę byłem zarażony zepsuciem zwanym egzystowaniem. – W szczękach krzyżującego się metalu i naszych oddechów źle ustawiłem pręt i przy kolejnym ruchem Kazachstan mnie rozbroił. Szybko chwycił za wytrącony pręt i trzymając teraz oba z wielką siłą walnął mnie nimi. Trzymając ręce przy sobie uchroniłem twarz lecz przez uderzenie upadłem plecami do ziemi. Chciałem wstać lecz zacisnąłem zęby powstrzymując krzyk od nagłego bólu. Otwierając oczy zobaczyłem jak Kazachstan będąc nade mną opierał się o pręty, które przebijając moje skrzydła były wbite w beton.
K: Robię to wszystko byście się w końcu obudzili ze swojego letargu. Ponieważ tylko Flagowcy są winni tego, że ten świat jest zepsuty do kości pozwalając by sam lud nad sobą panował. Wchodząc w układ z „normalnymi" straciliście swoje ja i zatraciliście się w bezsensownym normalnym życiu jak zwykli śmiertelnicy. - Powiedział oddychając głęboko od wysiłku.
R: Bycie z rodziną i przyjaciółmi nie jest bezsensowne.
K: Lecz żyjesz w ciągłym strachu i zawsze oglądasz się za siebie. A Jednym z tych lęków jest cień naszego rodziciela. – Powiedział od razu a przez jego twarz gdzie ciągle była obojętność na chwilę pojawił się gniew.
K: Sądzisz, że to ZSRR jest największym zagrożeniem, które trzeba unicestwić. Jednak on jest tylko zjawą minionych lat, którego rozpaczliwie się boisz. - Nagle usłyszeliśmy wielki krzyk dochodząc z góry a kiedy tam spojrzałem ujrzałem Polskę trzymającego Niemcy za ramiona wbijając w niego jak najgłębiej swoje palce. Co się dzieje?
K: Lecz dzisiaj uleczę cię z tej trwogi i zobaczysz jak ten strach zostanie zniszczony przeze mnie. – Spojrzałem na Kazachstana, który wyprostowując się wpatrywał się we Flagowców, którzy powinni ze sobą współpracować.
K: ONI SĄ CZĘŚCIĄ NAS A MY ICH! – Krzyknął na cały głos a na te słowa. Zdanie które wielokrotnie słyszałem jak wykrzykiwaną ludzie i Flagowcy na Marszu Równości teraz złowieszczo rozbrzmiały echem po magazynie. W momencie kiedy ucichły nagle rozległ się głośny nienaturalny ryk przeszywając mnie grozą. Polska, który do tej pory był zajęty Niemcami wygiął się jakby zaatakowany przez niewidzialne zwierzę. Wył przeraźliwie z bólu i odsuwając się od ciała Niemca zaczął zataczać się na wszystkie strony trzymając się za głowę. Krzyczał i darł się w niebogłosy nieludzkim głosem rozwalając wszystko co było dookoła niego. Z wielkimi oczami wypełnionymi strachem spojrzałem na Kazachstana, który przypatrując się na oszalałego Polskę jego oczy zabłysły wszystkimi kolorami jakby przeszywał nimi każdą istniejącą materię a usta wygięły się w lekki uśmiech.
R: Coś ty zrobił? – Zapytałem się a brat rozedrganym głosem widząc to wszystko próbując wszystko to zrozumieć. Kazachstan zamknąwszy na chwilę powieki spojrzał z powrotem na mnie już obojętnym wyrazem twarzy.
K: Zabijam to co pozostało z ZSRR'a. – Na jego słowa teraz zrozumiałem co się wydarzyło i kim naprawdę był Polska, który zamiast współpracować ranił własnego towarzysza. To się znowu dzieje lecz tym razem to nie Ameryka a Polska i nie III Rzesza a sam ZSRR zawładnął jego ciałem tylko by Kazachstan ziścił swoje słowa i w jakiś sposób zniszczyć duszę ojca. W jakimś stopniu coś we mnie cieszyło się z takiego wydarzenia, że w końcu się uwolniłem od ZSRR'u i nigdy go już nie zobaczę lecz to od razu zostało stłumione przez strach związany z Flagowcem, który górował nade mną.
R: Jesteś szalony. – Rzekłem wpatrując się w Kazachstana.
K: To ty byłeś szalony pozwalając i podtrzymując go przy życiu.- Zaczął z kamienną twarzą chwytając za pręty by zawisnąć nade mną.
K: Wybierając swoje „dobro" tak naprawdę naraziłeś wszystkich na niebezpieczeństwo. Doskonale o tym wiedząc pozwoliłeś mu dalej istnieć na tym czy innym świecie tylko dlatego, że bałeś się cokolwiek zrobić. Tak samo jak Niemcy. Staliście się niewolnikami tego strachu, który sprawił, że osłabliście i zaczęliście marnie egzystować. Przez wasz lęk przed ludem, który patrzy się na wasze ręce zapomnieliście co to znaczy być prawdziwym Flagowcem. – Jego słowa dotarły do mnie aż za dobrze, że nawet jak chciałem się ich wyprzeć nie mogłem tego uczynić ponieważ wszystko co mówił było prawdą. Całe moje życie kierował mną strach. Nawet kiedy sądziłem, że już się pozbyłem on nadal w cieniu kontrolowała mój umysł. Rodzina, Meksyk, Ame. Tak jak rzekł naraziłem wszystkich moimi wyborami myśląc, że dobrze postępuję. A chcąc znaleźć sposób by wybudzić ZSRR'a i sprawić, że za swoje uczynki zostanie ukarany postąpiłem jak tchórz. Czym dłużej go utrzymywałem przy życiu tym bardziej się bałem, że zawładnie czyimś ciałem tak jak rok temu to uczynił III Rzesza. Ale nie zrobiłem, żadnego kroku by to zmienić. Może ma rację. Może naprawdę zatraciłem się w tym lęku chcąc chronić moją rodzinę i żyć jak normalny człowiek zapominając, że wcale nim nie jestem. Ani ja ani moi bliscy. Myśląc nad tym ciężko oddychając poczułem jak powstała we mnie złość. Jednak nie na Kazachstana ani na to co uczynił lecz na samego siebie.
K: Mówicie że zabijanie jest złe lecz ona otrzeźwia zardzewiały umysł i teraz bracie sprawdzę czy zasługujesz na miano Flagowca. – Zaczął wyrywając mnie z zamyśli a powoli wyprostowując się w jego ręce pojawiła się lśniąca poświata tak jakby złapał promień słońca i przekuł go na oszczep.
K: Czas obudzić się na nowo. – Chciał już mnie przebić światłem lecz nie dałem mu takiej sposobności. Gromadząc wszystkie siły z głośnym rykiem chwytając się za wbite we mnie pręty zrobiłem obrót. Czując ja żelazo rozszarpuje moje skrzydła machnąłem nogami i trafiając butami w twarz Kazachstana stanąłem na nogach a krew skapywała na moje rozszarpane złote pióra.
R: Tak łatwo mnie nie zabijesz bracie. – Powiedziałem przez zęby nabuzowany złością a wyrywając pręty z betonu wyrzuciłem je na boki by szybkim ruchem zaatakować pięściami Kazachstana. Brat odskoczył i rzucił oszczepem prosto w moją głowę. Odchyliłem się lecz już widziałem jak Kazachstan jest koło mnie i w ostatnim momencie zasłoniłem się od jego nadchodzącej pięści. Był to naprawdę silne uderzenie, że odrzucając mnie prawie złamało mi kości w rękach jednak to mnie nie powstrzymało od natarcia. Jednak jakbym nie atakował z każdym moim uderzeniem brat parował wszystkie moje ruchy nawet jak przyśpieszyłem tępa. Blokował, odskakiwał i kucał z niesamowitą prędkością oraz zwinnością, że sam w pewnym momencie nie byłem pewny co w danej sekundzie zrobi. To tyczyło się także mnie. Walczyliśmy niestrudzenie nie dając przeciwnikowi się dotknąć gdy nagle poczułem ból w boku przez, który robiąc w odruchu silny zamach w końcu go dorwałem. Nie tracąc pędu chwyciłem brata za skrzydło i rzuciłem nim o beton a nadal trzymając go za pióra nogą przytrzasnąłem je tak, że usłyszałem jak koście chrupią pod moją stopą. Kazachstan nie zareagował na to tylko zdrowym skrzydłem zamachnął się głęboko podcinając mi skórę na szyi i twarzy. Od niespodziewanego ataki puściłem Flagowca i odsunąłem się od niego. Mając oddech między walką oddychając od wysiłku chwyciłem się za zranienia z których sączyła się obficie krew. Lecz szybko nacięcia zasklepiły się i tylko bruzda zastygającego osocza świadczyła o niedawnym zranieniu. Podczas tego gojenia widziałem jak Kazachstan już był w pozycji pionowej. Patrząc się prosto we mnie jego złamane skrzydło zaczęło nienaturalnie się wykrzywiać by po paru uderzeniach serca stało zdrowe. Ten widok zmroził mnie lecz tylko na chwilę pochłonięty rządzą powstrzymania brata za wszelką cenę. Może się z nim zgadzam to co mówi, ale nie złamię postanowienia, które dokonałem. Nigdy już nikogo nie zabiję. I na pewno ON tego nie zmieni we mnie.
K: Nie ważne co uczynisz, już wygrałem. – Rzekł i machnąwszy obiema zdrowymi skrzydłami leciał w moim kierunku. Czekałem na jego atak lecz wyginając w nienaturalny sposób swoje pióra z wielką szybkością pojawił się obok mnie. Kopnął złączonymi nogami w moją głowę, że aż poleciałem kilka mil a w mojej głowie coś zabłysło. Jakby wrażenia, obrazy wspomnień, lecz nie należące do mnie. Przez to przez chwilę nic nie widziałem zachwiawszy się na nogach. Jednak szybko pewnie stanąłem by udaremnić kolejny szybki atak Kazachstana, który już był przede mną o kilka centymetrów. Chwytając jego ręce siłowałem się z nim patrząc prosto w jego złowieszczo złote oczy. Chociaż podpierałem się nogami dla lepszej przyczepności brat i tak sprawił, że pod jego naporem zacząłem szurać po betonie. Pot spływał mi po całym ciele lecz nie miałem zamiaru odpuścić. Chwilę trwaliśmy w takiej pozie praktycznie warcząc na siebie gdy niespodziewanie Kazachstan zmieniając pozę walnął mnie kolanem w brzuch a robiąc obrót poprawił to drugą nogą by chwytając mnie za tors sprawić, że moje plecy walnęły w ścianę, która pod naszym naporem rozwaliła się sprawiając, że znaleźliśmy się na zewnątrz. Puszczony przez Kazachstana upadłem na ziemię ale szybko się obróciłem by ciągle mieć na widoku przeciwnika. Szedł w moją stronę a rzęsisty deszcz na polu sprawił, że jego dotychczasowa skóra spłynęła ukazując jego prawdziwe oblicze. Zmoczone już włosy od potu jako jedyne w kolorze błękitu teraz łączyły się z ciałem o tej samej barwie gdzie na lewym oku miał złoty motyw słońca i orła a po prawej stronie przy uchu znajdował się ornament ciągnący się jak biżuteria od skroni aż po szyję. Jego nogi dotychczas schowane w butach teraz zmieniły się w parę lśniących na złoto kopyt, które współgrały z jego złożonymi skrzydłami o tym samym metalicznym błysku. Od tej walki oraz kipiącej we mnie wściekłości byłem nabuzowany, że wraz dziwnymi błyskami obrazów przypomniały mi się dni kiedy ojciec kazał nam się bić aż któryś z nas nie padnie. Kiedy razem z bratem walczyliśmy w słońcu, w deszczu lub śniegu nigdy nie dowiedzieliśmy się kto jest silniejszy zawsze remisując. Przesiąknięty chaosem negatywnych uczuć z różnorodnych wspomnień należący do mnie i tych, których nie były częścią mnie nagle połączyły się sprawiając, powodując, że wpadłem w amok. Powoli podtrzymując się na kolanie czując ciężar moich podwójnych skrzydeł podniosłem się na nogi.
R: No chodź! – Krzyknąłem wśród grzmotów szalejącej burzy. Tym razem cię pokonam.
**** W tym samym czasie ****
Pov. Niemcy
Poważnie zraniony oraz zakrwawiony klęcząc na metalowej konstrukcji nie mogłem się ruszyć. czułem się jak w jakimś koszmarze gdzie mogłem tylko patrzeć z wielkimi oczami jak ciało Polski rusza się w nienaturalny sposób. Wijąc się, napinając mięśnie trzymał się za głowę krzycząc wręcz rycząc przeraźliwie na cały głos. Nie wiem ile upłynęło czasu będąc zawieszony nie skłonny do żadnego ruchu ani myśli nim w końcu wszystkie te przeraźliwe dźwięki które wydobywały się z Polski ucichły a jego ciało zwinęło się na podłodze drżąc i pulsując niespokojnie. Nie wiem jak to się stało. Jak mogło się coś takiego zdarzyć. Jak siostra bratu mogła pozwolić na takie okrucieństwo by wykorzystać jego ciało do własnych celów. Nic praktycznie nie rozumiałem. Całkowicie nie pojmowałem co przed chwilą przeżyłem. Chciałem tylko cię uratować.
Byłem bity, poniewierany przez ZSRR'a, który wkradł się do osłabionego i nieprzytomnego ciała Polski. Utłukłby mnie na śmierć gdyby nie błękitny Flagowiec, który wypowiadając jakieś słowa spowodował, że biało-czerwony mężczyzna zaprzestał mnie torturować.
Lecz z tego wszystkiego rozumiałem tylko jedno, że ZSRR został całkowicie zmiażdżony przez naturę Polski, który teraz kurczy się na ziemi. Płytko oddychając powoli do moich uszu spłynęły dźwięki z zewnątrz, w którym to odgłosy walki mieszały się z ciężkim deszczem odbijającym się od powierzchni by szumiąc przeraźliwie spłynąć na dół. W takt tej chaotycznej muzyki powoli odczuwałem każdą zadaną mi ranę, że w pewnym momencie kiedy nabrałem więcej powietrza w płuca zacząłem przeraźliwie kaszleć plując przy tym krwią. Mając konwulsje od nieprzerwanych odrzutów pochyliłem się kładąc ręce przed sobą rzygając praktycznie czerwonym osoczem. Mój wzrok się zamazał a całe przechłodzone ciało drżało błagając wręcz bym zemdlał. Lecz nie mogłem na to pozwolić. Nie odejdę. Patrząc się na kałużę krwi pode mną próbowałem skupić się na ranach chcąc powstrzymać wylewanej się ze mnie krwi, która od obrażeń drażniła moje płuca. Jednak będąc osłabiony nie miałem wystarczająco siły by się w pełni zregenerować, ale wystarczająco bym mógł już na spokojnie oddychać.
Czy już po wszystkim? Nie mogłem stwierdzić mając zamazany widok. Powoli podnosząc wzrok widziałem niewyraźny kształt falującej postaci zwiniętej na ziemi. Przez większą część czasu siedziałem i wpatrywałem się w niespokojną posturę Polski przy dźwiękach nieustannej walki, które odbywały się po całym magazynie wzmacniane przez echo odbijające się od ścian magazynu. Byłem zawiśnięty między realnym światem a moimi myślami, które krążyły wokół tego samego. Nie mogę się teraz wycofać. Nie mogę go teraz opuścić. Z tymi słowami z wielkim trudem i wysiłkiem przeczołgałem się przez całą odległość by teraz klęcząc przy Polsce. Chciałem położyć na nim dłoń jednak zatrzymałem się patrząc wielkimi oczami na przeraźliwie drżącą postać czując dojmujący strach. Co jeśli jednak nadal nie jest sobą? Może nadal w nim jest ZSRR. Czy mnie zaatakuje gdy go dotknę? Z takimi myślami biłem się w głowie nim niewytrzymując tego cofnąłem drżącą rękę. Gdyby tu była Białoruś wiedziała jak się nim zająć. Nie miałem praktycznie odwagi by teraz cokolwiek zrobić w stosunku do biało-czerwonego Flagowca
N: Polska. – Wypowiedziałem jego imię słabowitym głosem nawet ja sam siebie nie słyszałem zagłuszony przez dźwięki z zewnątrz. Lecz zauważyłem jak ciało Polski przestało drżeć a jego mięśnie do tej pory falujące napięły się przeraźliwie. Nagle jego głowa podniosła się tak szybko, że odruchowo cofnąłem się sprawiając, że co dopiero zasklepione rany znów się otworzyły utrudniając mi oddech. Polska przypatrywał mi się uważnie swoimi piwnymi oczami lecz mnie nie rozpoznały. Pół leżąc podpierając się na łokciach próbowałem nie robić żadnych nagłych ruchów jakby przede mną nie była rozumna istota a krwiożercze zwierzę, które głęboko oddychając wypuszczało powietrze przez zęby. Nie odrywając od siebie wzroku przypatrując się nawzajem trwaliśmy w takiej pozie przez kilka uderzeń serca gdy nagle Polska bez żadnego ostrzeżenia rzucił się na mnie i wtopił w mój bark swoje ostre zęby. Krzyknąłem i chciałem jakkolwiek oderwać Flagowca ode mnie lecz moje zwiotczałe ręce nie mogły przesunąć napiętą postać. Wtapiał się coraz głębiej aż w końcu odsunął się ode mnie mając w swoich zakrwawionych ustach kawałek mięsa. Nie dał mi przeanalizować tej sceny gdy robiąc szybki obrót z miotnął mnie swoimi białymi i twardymi jak stal skrzydłami. Przez wielką siłę poleciałem przez całą metalową konstrukcję wpadając na ścianę. Moje ciało było jak szmaciana lalka, że kiedy upadłem bezwładnie na ziemię nie mogłem się ruszyć ani wydać z siebie już żadnego dźwięku próbując nieudolnie oddychać gdzie przy każdym płytkim wdechu przeraźliwie rzęziłem. Ruszając konwulsyjnie rękami po chwili poczułem dziwny kształt pod moimi palcami. Powoli oprzytomniając otwierając oczy obróciłem dłoń i spojrzawszy w tamtą stronę zobaczyłem wypełnioną jakąś substancją strzykawkę. Była to ta sama, którą Kazachstan chciał wbić Polsce. Ociężale podniosłem głowę by przez spływającą na moje oczy krew spojrzeć na wprost gdzie 7 metrów ode mnie był Polska. Poruszał się powoli w moją stronę motając się co jakiś czas jak rozjuszone zwierzę, które próbowało się uwolnić od niewidzialnej siły próbującą go powstrzymać by mnie dorwać. On tam nadal jest i walczy. Spojrzałem z powrotem na igłę przypominając słowa Białorusi na temat trucizn „Flagi". Gdzie jedna z nich całkowicie odcina połączenie od narodu a druga wzmacnia. Tylko, która z nich jest w tej? A może jest to jeszcze co innego. Próbowałem przypomnieć sobie jakiekolwiek słowa Kazachstana, które by mi pomogły zidentyfikować substancję jednak wszystko stawało się rozmyte i niewyraźnie a Polska był niebezpiecznie coraz bliżej charcząc mając mord w oczach. „K: Czas by ostatni raz się przebudził."
Bez zastanowienia oraz jakimikolwiek zdrowym rozsądkiem ostatkami sił wbiłem w moje ciało igłę i wpuściłem substancję. Od razu kiedy trucizna połączyła się z moją krwią moje mięśnie zapłonęły i napięły się do granic możliwości. Wraz substancją, która przepływała przez wszystkie moje żyły docierając do wszystkich zakątkach mojego ciała wstrzymałem powietrze czując narastający znany mi dobrze ból . Mięśnie okrutnie falowały powodując drżenie i niekontrolowane skurcze, które uniemożliwiały mi zrobienia jakiegokolwiek ruchu. Wiłem się jak opętany z zadawanego wewnętrznego cierpienia, które nie miało końca. Lecz chociaż byłem zmrożony bólem przez mój umysł przeszedł impuls, który spowodował, że moje ciało samo zareagowało i jak błyskawica poderwało się ze złowieszczym szelestem i zgrzytem skrzydeł unikając silny atak ze strony Polski. Odskakując od natarcia moja postać po za moją kontrolą sama przygotowała się do zamachu z wielką rządzą krwi, która jak wielka paszcza pochłonęła mnie w ciemności.
***********************************************************************************************
Dużo chaosu, walki i zranień a jeszcze więcej przed nami. Trzymajcie się i do następnego rozdziału.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top