Jesteś mój
Pov. Niemcy
Stałem jak wryty kiedy nagle i niespodziewanie pojawił się nieznajomy człowiek, który postrzelił Kazachstana. Próbowałem zanieść Rosję do auta Chile lecz teraz znajdując się przed magazynem na zimnym placu spotkawszy pozostałych z naszej grupy patrzyłem się ze zdumieniem na rozgrywaną się kilka kroków przed nami scenę. Wielkimi oczami wpatrywałem się w nieznajomego a przybysz wchodząc w światło lampy umożliwił mi zobaczenia więcej szczegółów jego postaci. Był ubrany w ciemnofioletowy garnitur pod którym miał granatową kamizelkę i białą koszulę a jego twarz była zasłonięta czarną maską. Całe ciało miał zakryte, że nie można było poznać czy to „normalny" czy jeden z nas. Nie wiedziałem też czy mam się cieszyć czy się niepokoić na przybycie nieznajomego. Nic nie było pewne.
P: Kim do cholery jesteś? – Zapytał się Polska z zaniepokojeniem stojąc najbliżej nieznajomego kurczowo trzymając w ręce niebieskie zawiniątko, które podarował mu Kazachstan. Zamaskowany ciągle trzymał w rękach opuszczoną broń. Wyglądała jak strzelba jednak ja przez przyczepiony do niej zbiornik wiedziałem, że była to broń specjalna do usypiania dzikich zwierząt. Nie zabił Kazachstana. Ta myśl utkwiła mi w pamięci. Jednak to nie znaczy, że mogę mu od razu ufać.
???: Przyjacielem. Więc nie musisz się mnie obawiać. – Rzekł krótko stłumionym przez maskę głosem dając strzelbę jednemu z ludzi, którzy pojawili się za nim. Poczułem jak trzymany przeze mnie Rosja poruszył się niespokojnie.
R: Мекси? – Powiedział cicho. Co? Z zaskoczeniem Spojrzałem na Rosję a w jego oczach utkwionych w zamaskowanego zobaczyłem niedowierzanie zmieszane ze strachem jakby zobaczył ducha. Widząc jego reakcję ponownie spoglądając na nieznajomego poważnie zaniepokoiłem się stojącym przed nami człowiekiem, który był bardzo blisko Polski.
P: Przyjacielem? – Powtórzył z nieufnością Polska poruszając nieznacznie skrzydłami bacznie obserwując nieznajomego.
P: Nie sądzę. – Dodał. Poczułem jak Rosja odsuwając się ode mnie chciał podejść do człowieka, którego nazwał Mexi lecz go powstrzymałem. Nie wiemy do czego jest zdolny a próba z zadarcia z nim w naszym stanie jest nierozsądna. Jednak Flagowiec nie zważając na niebezpieczeństwo próbował uwolnić się z mojego uścisku. Szamotałem się z nim lecz niespodziewanie poczułem ukłucie w szyi. Na raptowny krótki ból odruchowo chwyciłem się za nakłute miejsce by po sekundzie czując nagłe zmęczenie i zawroty głowy chwiejąc się na nogach upaść ciężko na kolana. Podpierając się drżącymi rękami widziałem kontem oka jak Rosja, Ameryka, Chile, Białoruś i Brazylia padają tak samo jak ja nieprzytomni na ziemię bardziej lub mniej boleśnie. Po chwili moja głowa też dotknęła mokrego bruku gdy drżące ręce nie wytrzymując mojego ciężaru zgięły się.
P: Co im zrobiłeś?! – Zapytał się Polska z nieukrywanym przerażeniem w głosie, lecz jego słowa jak wszystko wokół mnie stawało się coraz bardziej przytłumione i mniej wyraźne.
M: Uśpiłem... by nam nie przeszkadzali. – Odpowiedział a ja mrużąc oczy głęboko oddychając walczyłem z falą zmęczenia nie chcąc zostawić Polskę samego z tym człowiekiem, który wprawił Rosję w przerażenie. Nie zostawię. Napinając zwiotczałe mięśnie z trudnością podniosłem ociężałą głowę i zobaczyłem, że tajemniczy człowiek machnął ręką. Od razu dwa ciemne postacie podeszły do Kazachstana a jeszcze kilku innych mijając mnie oddalili się w odgłosach stukotu butów. Skupiając wzrok z wielką wolą powstrzymując senne powieki przed zamknięciem zobaczyłem, że w otaczającej ciemności wokół nas stały ciemne ludzkie postacie. Zaobserwowawszy to moje serce mocniej zabiło a w otępiałej głowie stwierdziłem tylko jedno. Nie skończy się to dobrze.
P: Przyjaciel czy nie nie możesz ich tak traktować oraz nie masz też prawa zabierać Kazachstana. Ma przejść pod procedurami policji oraz sądu i ja mam tego dopilnować.
M: Miałeś. – Poprawił go od razu pośród nasilających odgłosach dudniących butów o bruk. Nie widziałem co się wokół mnie działo a utrzymywanie otępiałego umysłu w świadomości w tym huku sprawiało mi coraz więcej wysiłku. Jednak nie mogłem poddać się senności wiedząc, że Polska jest na skraju emocjonalnym spowodowanym niedawnymi wydarzeniami. Nie zostawię cię.
M: Przejęliśmy sprawę i teraz to nasza działka. Więc mam prawo go zabrać na moich warunkach. – Po jego słowach widziałem przez rozmazany wzrok jak postura Polski w świetle lampy bardziej się zgarbiła. Ściskając zęby próbowałem wykrzesać jakiekolwiek siły z mojego ciała by ruszyć zwiodczałymi kończynami jednak bez skutku.
M: Nie masz już władzy, ale wspomnę o twoim oddaniu w słusznej sprawie. – Dodał jakby to miało uspokoić Polskę jednak dostał odmienny skutek.
P: Nic mi po nagrodach i uznaniu. – Rzekł przez zęby głosem pełnym gniewu przyciskając bardziej zawiniątko w rękach.
P: Chcę by ten bydlak poszedł za kraty a wiem, że jak pójdzie z wami słuch o nim zaginie razem ze sprawą z nim związaną. – Na jego słowa nieznajomy szybko zrobił krok w stronę Polski lecz biało-czerwony Flagowiec tak samo zwinnie cofnął się wyglądając w tej pozycji jak ciężko ranne zwierzę zawzięcie broniące trzymaną rzecz. Zaniepokojony nagłym ruchem zamaskowanego mężczyzny zamknąłem mocno oczy by bardziej skupić się na swoim otępiałym ciele, w którym biło moje rozszalałe serce. No dalej. Obudź się.
M: Myślisz, że po tym wizerunek Flagowców się poprawi? – Zapytał się a w jego głosie wyczułem zdenerwowanie postawą Polski. No dalej.
M: Nie możemy pozwolić by zachwiał dotychczasowy spokój, który i tak jest na skraju wojny. Już dość narobiliście bałaganu, który teraz JA muszę posprzątać. – Nadal mając zaciśnięte powieki czując jak coraz bardziej się pociłem przez wysiłek usłyszałem jak na jego słowa Polska prychnął ze zdenerwowania.
P: Masz czelność pojawiać się po wszystkim co przeszliśmy i mówić, że zjebaliśmy. – Powiedział nie dając się przestraszyć ani zdominować lecz jego drżący głos co innego mówił. Przez chwilę między nimi nastała krótka cisza gdzie powoli podniosłem się na drżących łokciach.
M: Drugi raz wchodzicie mi w drogę Polska. Ty i ta twoja banda. – Zaczął chłodnym aż do kości głosem.
M: Nie pracuję tak otwarcie jak wy, którzy zamiast należycie robić swoją pracę narażacie wszystkich wokół na niebezpieczeństwo. Zwłaszcza twoja osoba. – Ostatnie słowa podkreślił wręsz oskarżycielskim tonem.
M: Zrobię wszystko by... – Nagle przerwał a ja już podpierając się na wyprostowanych rękach czując pot na skroni spojrzałem przed siebie. Zobaczyłem rozmazane postacie, jednak kilka razy mrugając skupiając wzrok mogłem dostrzec, że obok Mexa pojawił się jeden z jego pomocników szepcząc mu coś do ucha. Nagle zamaskowany odwracając się krzyknął.
M: Wyjeżdżamy!
P: Nie pozwolę. – Rzekł i nagle przed jego twarzą pojawił się pistolet a moje serce zamarło. Nie. Zamaskowany stojąc kilka kroków od przeciwnika celował z broni prosto w skroń biało-czerwonego Flagowca. Chciałem szybko do nich podejść lecz napinając mięśnie od razu upadłem przeraźliwie dysząc. Patrzyłem z lękiem na dwóch Flagowców, którzy stali w nagle zamarłej scenie.
M: Ze wszystkich eksperymentów ZSRR'a, których obserwowaliśmy jesteś najbardziej cenny, jednak nie panując nad tym co jest w tobie stałeś się zagrożeniem. – Zaczął nad wyraz spokojnym głosem a ja napinając wszystkie rozedrgane mięśnie ciężko oddychając podnosiłem swoje ciężkie ciało. Nie pozwolę.
M: Zleciłem na ciebie zabójstwo i teraz nie zawaham się cię zlikwidować. – Usłyszałem klik a moje oczy się rozszerzyły. Nie pozwolę.
M: Lástima (Szkoda.)
N: Nie!
Pov. Polska
Stałem jak wryty wyszczerzonymi oczami nie wiedząc co właśnie się stało. W jednej milisekundzie widząc przed sobą lufę nagle w raz ze strzałem spowiła mnie ciemność. Choć nic nie widziałem czułem jak serce biło mi jak szalone uświadamiając mnie, że nadal żyję a powoli wychodząc z szoku zrozumiałem, że ciemność, którą widzę przed oczami to nie śmierć a czarne metalowe pióra skrzydeł Flagowca, który uchroniwszy mnie przed śmiertelną kulą trzymał mnie w mocnym uścisku. Niemcy.
Pov. Niemcy
Echo wystrzału jeszcze trwało nim po chwili całkowicie ucichło w opuszczonej dzielnicy Neutralnego Miasta. Trzymając w mocnym objęciu biało-czerwonego Flagowca zaciskając powieki uspakajałem mój szybki oddech spowodowany od wielkiego wysiłku danemu mojemu drżącemu ciału. Nie wiem jak to się stało, ale w raz wystrzałem moje ciało samo zareagowało i z niebywałą prędkością poleciało w stronę Polski, którego w ostatnim momencie uchroniłem moimi czarnymi skrzydłami w których wbiła się żelazna kula.
N: Może to kontrolować. – Powiedziałem przez zęby przerywając ciszę a ostrożnie puszczając Polskę i otwierając oczy zobaczyłem jak na jego obliczu było wymalowane wielkie zdumienie. Lecz widząc, że nic mu nie jest wziąwszy głębszy wdech powoli odwróciłem się do zamaskowanego. Ledwie się trzymając w pionie widziałem jak nazwany przez Rosję Mex choć nadal celował bronią w stronę biało-czerwonego Flagowca drugą rękę podniósł dając znak swoim ludziom by nie podchodzili. Jednak ja nie odwracając wzroku ciężko oddychając niekiedy przełykając ślinę z wysilałem wyprostowałem się rozkładając skrzydła oraz ręce na boki by całkowicie zasłonić Polskę. Choć każda część mojego ciała błagała o litość nie miałem zamiaru dać jakąkolwiek szansę na odebranie mi drogiego Flagowca. Nie pozwolę.
N: Może kontrolować swoją naturę. – Powtórzyłem pewniej po kilku głębszych wdechach do mężczyzny patrząc się prosto w miejsce gdzie powinny znajdować się jego oczy. Czując jak zimny pot mi spływa po czole od wysiłku ciągle walczyłem z utrzymaniem nie tylko swojego ciała w pionie, ale też jasnego umysłu.
M: Jak to udowodnisz? – Zapytał się powoli z przenikliwością w głosie a ja zamknąłem na chwilę oczy.
M: Nie kontroluje się, zaatakował mojego najlepszego człowieka a jeszcze wcześniej w nocy po oddaniu mu sprawy z „Flagą" jak i później rzucił się na „normalnych" a potem rozwalił gołymi pięściami cały budynek na obrzeżach miasta. Zdołaliśmy to zatuszować lecz ile razy twoim domniemaniem to się jeszcze zdarzy nim zdoła opanować swoją naturę? – Mówił a każde słowo wypowiedział powoli i wyraźnie pewny swoich argumentów. Dzięki temu mogłem usłyszeć i zakodować w moim umyśle każde jego zdanie, które nie zawaham się wykorzystać. Pomagając sobie skrzydłami w utrzymaniu równowagi powoli myśląc nad odpowiedzią wciągając w płuca zimne nocne powietrze otworzyłem oczy.
N: Nikogo nie zabił. – Rzekłem stanowczo a między nami nastała cisza. Mężczyzna nadal trzymał w górze pistolet lecz niezauważalnie poruszył głową na moje słowa. Wiedząc, że mam jego uwagę nie spuszczając z oczu zamaskowanego mężczyzny kontynuowałem swój wywód powoli składając skrzydła by bardzo ostrożnie stawiając nogi cofnąć się do biało-czerwonego Flagowca.
N: Mówisz, że zaatakował „normalnych" lecz ich nie zabił, rozwalił budynek na obrzeżach, ale jak dobrze wiem był on opuszczony. A twój najlepszy człowiek, jeżeli to Finlandia, to dostał okrutnych ran, jednak kiedy go sprawdziłem po pojedynku z Polską oddychał. Mnie jak i swoich przyjaciół odsunął od siebie w mniej lub bardziej brutalny sposób byśmy do niego się nie zbliżali. – Wziąłem jeszcze większy wdech na pobudzenie a będąc obok Polski położyłem rękę na jego ramieniu nie tylko by go wesprzeć ale by sobie pomóc w utrzymaniu równowagi.
N: Wszystko co zrobił było napędzane jego nieokiełznaną furią, prawda, lecz podświadomie nadal nad tym panował... Nawet jak nie był tego świadomy. – Powiedziałem a rzekłszy ostatnie słowa spojrzałem na Polskę. Patrzył się na mnie wielkimi zagubionymi piwnymi oczami z niedowierzeniem w to co właśnie powiedziałem, jakbym zwariował. Uśmiechnąłem się w duchu. Może postradałem zmysły. Jednak to była prawda lecz po części smutna.
Polska pochłonięty rozpaczą i destrukcyjnymi myślami gdzie wszystko w nim mówiło, że pragnie tylko mordu to mimo to oszczędził wszystkich, którzy zbliżyli się do niego. Finlandia miał mniej szczęścia do obrażeń. Jednak to właśnie dzięki temu, że Polska chciał umrzeć wszystkich oszczędzał, którzy nie zdołali go pokonać by nikt nie zginął tylko on. Odkrywając jego motyw byłem rozczarowany, że tak bardzo pragnął swojej śmierci a ja nie mogłem nic zrobić i tylko chwila mojego nagłego impulsu powstrzymała od dalszej jego destrukcji. Dawny ja czułby się teraz winny, że nie byłem dość silny lecz dzisiaj jestem skupiony i zmotywowany by pomóc Polsce wytrwale stojąc przy nim. Nie zostawię go. Czując jak mi mięśnie drżą chwyciłem się mocniej ramienia Polski by z powrotem skierować wzrok na mężczyznę, który ciągle chował swoją twarz za czarną maską.
M: Jaką mam pewność? – Zapytał się po chwili ciszy a ja nie spuszczając wzroku z człowieka odzianego w purpurę odpowiedziałem bez zawahania.
N: Moje słowo. – Rzekłem a wiedząc, że to mu nie wystarczy dodałem.
N: Będzie pod moją pieczą i ze wszystkich sił dopilnuję by nikogo nie zranił jednocześnie pomagając mu opanować jego naturę. – Powoli biorąc większy wdech położyłem drżącą rękę na sercu wiedząc, że to moja jedyna karta przetargowa. Ostatnia szansa.
N: Przysięgam na moje imię i to co ono oznacza. - Po moim przyrzeczeniu ciężko oddychając czując jak pod palcami serce tłucze mi się jak szalone oczekiwałem na ostateczny werdykt nieznajomego. Jeżeli jest „normalnym" nic to nie będzie dla niego znaczyło jak zwykłe przyrzeczenie, ale jeśli pod tą maską kryje się Flagowiec będzie wiedział ile moje słowa są warte. Przysięga na swój naród jest od wiek wieków dla Flagowca wielkim oddaniem w sprawie i złamanie jej w moim przypadku zhańbi nie tylko mnie ale i całą Republikę Federalną Niemiec. Wszyscy to odczują i dowiedzą się, że to ja zszargałem imię naszego państwa. Może to wydawać się z mojej strony nierozsądne i nieprzemyślane jednak ja wierzę, że Polska zdoła poskromić swoją naturę. Zaufam jemu jak i mojemu sercu.
M: Dobrze. – Rzekł w końcu opuszczając lufę.
M: Zostawię Polskę pod twoją pieczą, lecz jeżeli choć raz sprawi zagrożenie od razu go zlikwiduję. – Mówił chowając broń pod marynarkę a widząc to z mojego serca spadł kamień.
N: Nie dopuszczę do tego. – Powiedziałem z pewnością a po moich słowach nieznajomy chciał już odejść lecz zatrzymał się w półkroku i odwrócił głowę w naszą stronę.
M: I jeszcze jedno. Polska. – Zwrócił się do biało-czerwonego Flagowca a ja wyczułem jak pod moją dłonią jego ciało zadrżało.
M: Dżamal jest bezpieczny w komisariacie. Był związany i przetrzymywany w klubie "Lilijka" lecz mu nic nie zrobiły. Jednak właśnie te dziewczyny pracujące w tamtym miejscu są oskarżone o zbrodnie i ma tak pozostać. – Ostatnie słowa podkreślił bardzo wyraźnie i stanowczo, żeby nie było żadnej kwestii spornej.
P: Jasne jak słońce. – Powiedział przez zęby ze zrezygnowaniem a spojrzawszy na Polskę widziałem jak marszcząc brwi i zwężając usta na jego zakrwawionej twarzy pojawił się grymas rozczarowania i zawodu.
M: Więcej mi nie przeszkadzajcie. – Po tym odszedł wraz ze swoimi ludźmi do niedaleko stojących aut by wchodząc do jednego zatrzaskując drzwi wraz z warkotem samochodów odjechać w ciemność zostawiając nas przez magazynem na mokrym chodniku oświetlony tylko przydrożną lampą. To koniec. Stwierdzając to moje ciało jak za zaklęciem ociężało a mając mroczki przed oczami i nagłe zawroty głowy opadłem z sił.
P: Niemcy. - Usłyszałem głos Flagowca, który chwytając mnie za talię powstrzymując moje zwiotczałem ciało klęknął razem ze mną. Głęboko oddychając odczuwałem wielkie zmęczenie, że nie starczyło mi nawet siły by podnieść głowę i spojrzeć na Polskę.
N: Nic mi nie jest. Jestem... tylko zmęczony. – Powiedziałem na chwilę zamykając oczy pochylając ociężałą głowę w dół a kiedy podniosłem powieki zauważyłem kątem oka zawiniątko, które tak uporczywie było trzymane przez Polskę. Spojrzawszy przez przymrużone oczy na rzecz, którą Flagowiec dostał od Kazachstana z niedowierzanie zobaczyłem, że to było małe dziecko zawinięte w niebieski kocyk. Na ten widok w pierwszej chwili byłem zaskoczony nagłym odkryciem lecz po kilku sekundach mimowolnie wypuszczając powietrze z płuc uśmiechnąłem się. Czyli się udało. Poczułem jak Polska kładzie na moim ramieniu swoją głowę.
P: Niemcy... - Rzekł zbolałym głosem mocniej ściskając moją talię, lecz z jego gardła nic więcej się nie wydobyło zostawiając mnie z niedomówieniem. Jednak nie potrzebowałem słów by wiedzieć, że to co się stało w ciągu tych długich godzin sprawiło mu wielki bólu, który szybko nie zniknie.
N: Es ist okay, ich bin bei dir. Bis zum ende. (W porządku, jestem przy tobie. Do końca) – Powiedziałem słabym głosem wtulając się w białe włosy Flagowca. Do końca.
Trwaliśmy w tej skulonej pozie dłuższą chwilę wsłuchując się w nasze oddechy i w odgłosach później nocy, w której już wszystko spało oprócz nas. Nie rozmyślałem ani nie zastanawiałem się nad niczym konkretnym wchłaniając w siebie ten cudowny spokój gdzie zimne jesienne powietrze łaskotało moją skórę oraz płuca wraz z każdym wdechem. Jeszcze bardziej się wtuliłem w rozmierzwioną czuprynę mężczyzny odczuwając jak wraz z ciepłem ciała biało-czerwonego Flagowca wlewało się we mnie coraz większe szczęście na myśl, że po wielkich walkach i staraniach oraz niekiedy błędach w końcu Polska jest ze mną. W końcu jest cały mój. Byłem tak spokojny, że nawet nie obchodziło mnie co teraz stanie się ze mną. Jednak po jakimś czasie w tej bliskości i błogości usłyszałem jak ktoś niedaleko nas poruszył się niespokojnie.
A: What happened? (Co się stało?) – Usłyszałem zaspany głos Ameryki, który sprawił, że w jednej chwili wróciłem do rzeczywistości. Chciałem jeszcze siedzieć razem z Polską, ale wiem, że nie mogę tak bez końca trwać w tej chwili wytchnienia. Jeszcze będziemy mieć czas. Z tą miłą myślą odrywając głowę od białych włosów chciałem się podnieść lecz moje mięśnie w ogóle nie chciały się ruszyć i tylko stęknąłem. Poczułem jak Polska na mój dźwięk położył swoją dłoń na moim ramieniu.
P: Ja się nimi zajmę. – Powiedział cicho łagodnym głosem zmieszanym ze smutkiem a powoli prostując się podał mi zawiniątko, które przyjąłem bez oporu.
P: Ty odpocznij. – Dodał by ciężko wstając pójść pomagać budzącym się Flagowcom. Na moją bierność ciężko westchnąłem lecz Polska miał rację. Potrzebowałem teraz odpoczynku by moje ciało choć trochę się zregenerowało ponieważ od kiedy się obudziłem w szpitalu nie dałem mu nawet chwili wytchnienia. Zadrżałem z otaczającego mnie zimna i spojrzałem na trzymane dzieciątko zawinięte w niebieski kocyk, które jakimś cudem pośród tego szaleństwa dalej sobie spokojnie spało. Wszystko się dobrze skończyło. Powiedziałem w myślach delikatnie gładząc dziecko po główce. Zważając po zachowaniu biało-czerwonego Flagowca było wiadomo, że to nowe ciało Litwy, lecz nie wiem jak Kazachstan razem z Polską to dokonali a mój umysł nie miał już siły nad tym rozmyślać. To było jak cud i niech tak pozostanie ponieważ tak samo jak Polska w głębi siebie pragnąłem by to się udało ponieważ nie ścierpiałbym gdyby musiał przechodzić to samo co ja po utracie brata. Udało się. Tylko to się liczy.
N: Będziesz oczkiem w głowie swojego brata. - Powiedziałem cicho do małej osóbki mimowolnie się uśmiechając wyobrażając sobie jak będzie się opiekować swoją młodszą siostrzyczką. Wychowamy ją razem, w lepszych czasach.
Pov. Rosja
Dlaczego odszedł bez słowa? Zapytałem się siebie samego wpatrując się w miejsce gdzie ostatni raz widziałem zamaskowaną postać słysząc ściszone głosy obok mnie. Może to była moja wyobraźnia? Jednak nigdy nie mógłbym się pomylić do głosu, który nawet jakby minęłyby wieki rozpoznałbym wszędzie. Ton, który był ze mną od najmłodszych lat, który dał mi siłę, który był moją pierwszą miłością. Zwinąłem palce w pięści. Czemu Meksyk, czemu się nie odzywałeś, nie skontaktowałeś ze mną? Czemu mi nic nie powiedziałeś? Chciałem go o tyle rzeczy spytać, dowiedzieć się co z nim się działo przez lata lecz nie było mi dane nawet rzec jednego słowa w jego stronę ponieważ usypiając mnie zniknął jak sen zostawiając mnie z jeszcze liczniejszymi pytaniami bez odpowiedzi. Zamykając oczy czułem jak do mojego serca wlewa się gorzka złość wraz powracającym bólem w klatce piersiowej.
R: Gdzie poszedł? – Wiele razy się zdarzało, że dostrzegałem jego posturę gdzieś kątem oka wśród budynków lub drzew jednak kiedy tam się odwracałem nic tam nie było. Zdarzyło się nawet, że widziałem go, kiedy wraz z bliskimi mi Flagowcami w parku piłem „za przetrwanie". Myślałem, że mi się wydawało, ale z jakiegoś powodu mój umysł nigdy o tym nie zapomniał ciągle będąc niepewny czy to była iluzja czy jednak tam był a teraz słysząc jego głos i widząc posturę jestem jeszcze bardziej zagubiony. Nienawidzi mnie? Nie wybaczył?
P: Nie powiedział. – Rzekł mi niespodziewanie głos a otwierając powieki zobaczyłem stojącego naprzeciw mnie Polskę, który podawał mi pomocną dłoń. Byłem tak pochłonięty swoimi rozmyślaniami, że nawet nie zorientowałem się kiedy do mnie podrzedł. Zmarszczyłem brwi.
R: Rozmawiałeś z nim? – Zapytałem się intensywnie wpatrując się w Polskę, który miał na sobie podarty szary t-shirt i jeansy. Byłem zaskoczony ale to odczucie od razu przemieniło się w gniew, który naprężył moje mięśnie. Czemu z nim?
P: Tak. – Rzekł kiwając nieznacznie głową a nic nie dodając zdenerwował mnie swoją małomównością.
R: O czym z tobą rozmawiał?! Czego chciał od ciebie?! Co ci powiedział?! Mów! – Wręcz krzyknąłem z niecierpliwością na stojącego mężczyznę, który wzdrygnął się na moje osrte słowa, lecz mnie to nie obchodziło. Chcę odpowiedzi.
P: Chciał tylko Kazachstana i jego wspólników. – Odpowiedział krótko nadal mając wyciągniętą dłoń w moją stronę by mi pomóc wstać, lecz ja siedząc na ziemi nie miałem zamiaru jej przyjmować. Czułem jak rana na klatce piersiowej nie do zniesienie mnie kłuje a cały mój powstający gniew nakierował się na stojącego przede mną Flagowca. Byłem zły na siebie, że nic nie mogłem zrobić jednak patrząc na biało-czerwonego mężczyznę pojąłem, że to nie przeze mnie a właśnie przez Polskę wszystko się schrzaniło.
R: Nie powstrzymałeś go. – Rzekłem nawet nie ukrywając gniewu a twarz Polski zmarkotniała. Zacisnąłem bardziej pięści. Mogłeś go złapać, zamknąć w więzieniu. Nawet zabić. Nie miałbym Polsce za to za złe, ponieważ chociaż bym wiedział gdzie jest. Miałbym pojęcie co się stało z Kazachstanem a tak Flagowiec puszczając go pozwolił mu razem z Meksykiem ponownie zniknąć bez śladu ponieważ gonił za niemożliwym. Z wielkim trudem pogodziłem się z tym, że mój brat jest zabójcą jednak nigdy nie zniosę niewiedzy. Byliśmy tak blisko.
P: Chciał mnie zabić. Zginąłbym gdyby... - Tłumaczył się lecz przerwał kiedy nagłe syknąwszy chwyciłem się za pierś od nagłej fali bólu spowodowanej negatywnymi emocjami. Przeraźliwie kaszląc z trudem łapiąc oddech rozmyślałem nad słowami Polski, które miały w jakimś stopniu usprawiedliwić jego porażkę. Mówił, że Meksyk chciał go zabić, ale wiem, że jakkolwiek mógł się zmienić mój były to nigdy nie był człowiekiem zabijającym bez powodu. Ha! Brzydził się nawet samego słowa „zabić". A jeżeli już by miał to zrobić to na pewno posiadał jakiś konkretny powód. Przycisnąłem bardzie dłoń do piersi wyczuwając pod palcami pokrytą zaschniętą krwią ranę. Ja nawet mam. Powoli wyrównując oddech spojrzałem na Flagowca, który ciągle miał czelność wyciągać w moją stronę rękę. „P: Chciał mnie zabić." Jakby to miało mnie ruszyć.
R: Przecież tego chciałeś. – Rzekłem gniewnie a Polska słysząc to w końcu opuścił pomocną dłoń oraz głowę nie mając już odwagi spojrzeć na mnie. Zwęziłem oczy i zacisnąłem zęby na jego reakcję. Tak też myślałem. Widząc jego żałosną postać powoli trzymając się za ranę zacząłem wstawać nie mogąc już znieść bliskiej obecności tego marnego Flagowca, który kiedy Nieniec go „obudził" sam powiedział i przyznał się, że to on miał zginąć a jego zachowanie potwierdziło, że dobrze słyszałem. Lecz co ja mogę wiedzieć przecież nic o nim nie wiem i nikt nie wie. „A: Nigdy się nie dowiemy jakie losy go spotkały." Może nie znam teraźniejszego Meksyka i mogę się mylić w niektórych sprawach, ale poznałem bardzo dobrze jego dawną wersję w przeciwieństwie do biało-czerwonego Flagowca, który bez żadnych emocji wbił we mnie żelazo i nawet nie było mu za to przykro. Czy ja w ogóle jestem dla niego przyjacielem? Czy może w jego duszy nadal jest cząstka mojego ojca? Nie dowiem się tego nigdy bo wszyscy mu wybaczą bez wyjaśnień.
P: Już nie. – Odpowiedział po chwili lecz jego słowa mnie nie przekonały będąc niczym. Stojąc już na nogach górując nad małym Flagowcem czując do niego tylko nienawiść z pogardę dodałem.
R: Жаль. (Szkoda.) – Po tym nie zwracając uwagę na Polskę spojrzałem przed siebie i napięcie potrącając Flagowca poszedłem by być jak najdalej od marnego mężczyzny i tego co jest z nim związane by skoncentrować się już tylko na tym by zabrać stąd moją rodzinę.
Zbliżając się do siostry ciężko podnoszącą Brazylię zobaczyłem kątem oka jak Ame stojąc w półkroku kilka cali ode mnie, trzymając w rękach nieprzytomną Chile patrzył się na mnie. Jego skrzydła znikły tak samo jak brązowe pióra wokół oczu jednak widząc go całego i zdrowego nie odczułem ulgi a jedynie pogłębiający się gniew do Polski, przez którego moi bliscy byli narażeni na niebezpieczeństwo.
Bra: O! Mój biały rycerz w końcu przybył na ratunek. – Rzekł Brazylia zauważając mnie chwiejnie stojąc na nogach będąc podtrzymywany przez Białoruś, która ledwie utrzymywała go w pionie. Siostra była ubrana w czarne kozaki jak i spodnie oraz ciemnozielony płaszcz przeciwdeszczowy, który mając rozwalony zamek i kilka rozdarć odkrywał jej białą bluzkę. Czerwone długie włosy będąc wcześniej zawiązane w kok teraz będąc mokre spływały wzdłuż jej twarzy. Mocno chwyciłem za rękę Brazylii.
R: Pomogę ci. – Powiedziałem możliwie zbyt szorstko do Białorusi i nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie wziąłem zielonego Flagowca pod ramię by podciągając go do pionu. Brazylia na ten ruch wydał z siebie cichy jęk chwytając się za zakrwawiony bok a jego całe ciało zadrżało.
Bia: Ostrożnie z nim. – Upomniała mnie siostra a jej uwaga trochę schłodziła mój gniew jednak tylko na chwilę kiedy zobaczyłem kikut Białorusi. Nie chciałem zranić trzymanego Brazylię lecz z trudnością panowałem nad szalejącą we mnie złością, która nie ustępowała ode mnie na krok. Jakakolwiek szansa na sprostowanie czegokolwiek z przeszłości na zawsze przepadła przez to, że Polska nieudolnie ratując własną rodzinę poświęcił moją.
Bra: Nie czuję się za dobrze. – Powiedział przez zęby tłumiąc oznaki bólu.
Bia: Przeżyjesz. – Rzekła od razu jeszcze sprawdzając stan Brazylii.
Bra: Przeżyję, przecież masz testowe antidotum. – Powiedział uśmiechając się w stronę Białorusi jednak wyszło mu to nieudolnie.
Bia: Zabierz go szybko do samochodu. Jest w uliczce, w której się spotkaliśmy. – Mówiła stanowczo pokazując kikutem kierunek lecz widać było po niej, że jest przejęta stanem Brazylii a spoglądając na mnie w jej oczach dostrzegłem troskę.
Bia: Вы можаце зрабіць гэта? (Poradzisz sobie?) – Spytała mimochodem spoglądając na moją klatkę piersiową gdzie ciągle jawiła się moja rana, która powoli się zasklepiała. Widząc jej zaniepokojenie moim stanem głośno westchnąłem próbując choć na chwilę powstrzymać gotujący się we mnie gniew.
R: Я в порядке. (Nic mi nie jest.) – Powiedziałem do niej najłagodniej jak potrafiłem. Siostra choć niezadowolona z mojej odpowiedzi odsuwając się ode mnie powiedziała krótkie „Добра" (Dobrze) i odwracając się poszła w stronę zgarbionej na ziemi postaci. Niemcy. Widząc czarno-czerwono-żółtego Flagowca klęczącego na ziemi odwracającego się do podchodzącej Białorusi zauważyłem, że kurczowo trzymał w rękach tą samą niebieską rzecz, którą wcześniej Kazachstan dał Polsce. Jednak teraz bardziej się temu przyglądając dostrzegłem, że to coś nie było przedmiotem a małym dzieckiem zawiniętym w koc. Napinając mięśnie fuknąłem na ten widok. Nie mogąc już utrzymać gniewu wylewającego się ze mnie odwróciłem wzrok od tej sceny, która wprawiała mnie o mdłości i zacząłem powoli iść w kierunku samochodu.
Stawiając kroki czując jak moja rana piekła rozmyślałem nad tym co widziałem oraz słyszałem. „K: Mogę ją uratować." Tak powiedział brat do Flagowca mamiąc go absurdalnością, w którą uwierzył. Nawet nie wiadomo czy na pewno to dziecko jest Litwą. Nikt nie wie, lecz mu wszyscy przebaczą jak zawsze, nawet jeżeli rzucając się dla niego w ogień nic nie zyskaliśmy. Tyle potu i krwi przelałem oraz poświęciłem całą moją siłę by za wszelką cenę powstrzymać zbrodniarza, za którym tak niby gonił a wszystko po to by biało-czerwony Flagowiec puścił go oddając w ręce zamaskowanemu mężczyźnie, którym był sam Meksyk. Zwężając warki spochmurniałem. Meksyk... Wspominając teraz imię drogiego mi Flagowca czuję tylko niesmak w ustach oraz negatywne uczucia napędzające mój gniew ponieważ okazuje się, że nie chce nic ze mną mieć do czynienia. Chciał bardziej rozmawiać z Polską niż ze mną. Przez tyle miesięcy starczała mi myśl, że Meksyk gdzieś jest oraz żyje cały i zdrowy gdzie nikt go nie skrzywdzi. Jednak teraz wiedząc, że był tuż obok mnie wręcz na wyciągnięcie ręki nie mogłem przestać myśleć o tym, że miałem szansę z nim w końcu się rozmówić. Wyjaśnić niedokończone sprawy a może i nawet pogodzić się, jednak on wybrał Polskę. Przesuwając się do przodu pochłonięty rozmyślaniami w końcu dotarłem do samochodu, do którego wpakowałem Brazylię. Flagowiec cicho postękując i jęcząc trzymając się za ranę w końcu dzięki mojej pomocy się usadowił.
Bra: Znów jesteś zazdrosny Rússia. – Szepnął Brazylia niespodziewanie a na jego nagłe stwierdzenie moje mięśnie się napięły.
R: Co? – Powiedziałem zdziwiony a spoglądając na niego teraz zobaczyłem, że ciężko oddychając intensywnie mi się przygląda z pod splątanych zielonych włosów uśmiechając się pod nosem.
Bra: Od samego początku masz tą przerażającą minę. – Powiedział wręcz z zadowoleniem pokazując na mnie palcem lecz nagle się skrzywił i zgiął się a całe jego ciało wpadło w krótkie konwulsje. Zmieszany marszcząc brwi patrzyłem się na skulonego Brazylię.
R: Mylisz się. – Powiedziałem patrząc jak Flagowiec trzęsąc się tylko pokręcił głową mając wykrzywiony uśmiech na twarzy.
Bra: Przestań zaprzeczać sobie. – Rzekł a ja będąc coraz bardziej skonfundowany zamknąłem drzwi od samochodu i odsunąłem się kilka kroków od pojazdu, który głośno zamruczał. Zazdrosny? Czego niby mam zazdrościć?
Bia: Spotkamy się w szpitalu. – Powiedziała Białoruś w moją stronę i nie czekając na jakąkolwiek reakcję szybko wsiadła do pojazdu, który odpalony przez Polskę potoczył się do tyłu. Patrzyłem tępym wzrokiem jak czarny samochód ostrożnie wyjeżdżał z wąskiej uliczki by skręcając z piskiem opon zniknął w ciemności. Czego tu zazdrościć?
A: Choć. - Zadrżałem nagle usłyszawszy koło mnie głos Ame, który mijając mnie machnął ręką bym poszedł za nim. Nic nie mówiąc całkowicie skołowany posłusznie poszedłem za Flagowcem. Stawiając kroki patrząc się na plecy Ameryki, gdzie przez zmoczoną koszulę mogłem zobaczyć zarys jego mięśni, ponownie powróciłem do słów Brazylii. „Bra: Jesteś zazdrosny Rússia." Już raz mi tak powiedział na dachu, ale to było do innej sytuacji. Odmiennej niż ta. Wtedy chodziło o Chucherka, który bardziej się interesował innymi praktycznie zapominając o mnie. Czy to jest ta sama złość? A jeżeli tak. Czy to źle, że chcę by mnie zauważyli?
A: Mów. – Powiedział nagle odwracają się w moją stronę kiedy dotarliśmy do samochodu a ja wyrwany z zamyśli cofnąłem się o krok.
R: O czym? – Zapytałem skołowany jego nieoczekiwaną postawą, która jednocześnie mnie trochę rozdrażniła. Ame krzyżując ręce podpierając się o przednie drzwi pojazdu intensywnie przypatrywał mi się swoimi dwukolorowymi oczami.
A: Od kiedy obudziliśmy się przez magazynem od tamtej pory jesteś szorstki dla wszystkich. Zauważyłem, że emanujesz wręcz gniewem zwłaszcza do Polski. – Zaczął a ja słysząc jak wymawia imię biało-czerwonego Flagowca jakby to on był ofiarą zwinąłem palce w pięści.
R: Pozwolił Kazachstanowi uciec. – Powiedziałem szorstkim głosem sądząc, że to pozwoli Ame inaczej spojrzeć na jego niby przyjaciela.
A: Nie mieliśmy na to wpływu. – Kontynuował spokojnym głosem jakby uwolnienie przestępcy nie było problemem a we mnie się zagotowało.
A: Po za tym ustaliliśmy na początku, że to nie było nasze zadanie.
R: Ale jego! – Wybuchłem rozkładając ręce nie wytrzymując tego absurdu. Między nami nastała krótka cisza, w której od nagłego gniewu ciężko oddychałem a Ame intensywnie patrzył się na mnie marszcząc brwi. Nie wiedziałem dlaczego podniosłem na niego głos lecz nagle uwalniając cały skumulowany żal i gniew nie mogłem już tego powstrzymać.
R: Przez cały ten czas najważniejszy był Polska! – Zacząłem podniesionym głosem.
R: Nie ważne co, mieliśmy go znaleźć i wydostać z tego przeklętego magazynu! Narażaliśmy własne życie i naszych bliskich a kiedy już go znaleźliśmy i nawet złapaliśmy przestępców on zdradził nas!
A: Polska nas nie zdradził. – Przerwał mi pewnym głosem a w jego oczach zobaczyłem gniew skierowany w moją stronę.
A: Walczył ze swoją siostrą choć to nie było łatwe dla niego. Powstrzymał ją byśmy mogli zająć się naszymi.
R: Jego siostra została zabita! – Ryknąłem nie dowierzając, że Ame jakkolwiek broni tego miernego Flagowca.
R: Przez to zbratał się z Kazachstanem by ją uratował a kiedy chciałem go od tego odwieść zranił mnie! TO ON MI TO ZROBIŁ! – Krzyczałem nieopamiętale w narastającym gniewie pokazując na ranę w piersi która od dotyku zapiekła.
R: Przebił mnie cholernym żelastwem jak jakieś zwierzę zostawiając mnie na pastwę losu bym patrzył jak pochłonięty nierealnymi marzeniami wypuścił zbrodniarza. Mojego brata, którego przecież tak chorowicie szukał! Nawet nie wie czy to dziecko, które mu podarował jest tą jego проклятой (przeklętą) Litwą. Przecież to jest tylko dziecko! – Powiedziałem jednym tchem trzęsąc się od ciągle rozlewającego się we mnie gniewu a kończąc machnąłem ręką na ulicę w stronę gdzie pojechało auto Chile. Między nami znów nastała cisza gdzie czekając na reakcję Ame słyszałem tylko mój ciężki oddech i szum krwi w moich uszach. Czy teraz widzisz? Ame nadal nie odwracając wzroku widziałem jak przetwarzał moje słowa marszcząc brwi.
A: To dziecko to Litwa? – Zapytał po chwili a we mnie się zagotowało, że tylko to zdanie wzbudziło u niego jakieś emocje.
R: Skąd mam to wiedzieć?! – Ryknąłem na niego.
R: Mogło to być tylko jego sztuczka by wszystkich nas zwieść! Lecz widzę, że tak jak ty wszyscy zapomnieli o przestępstwach Polski! – Nie mogłem już opanować rozchodzącego się we mnie gorąca spowodowanego gniewem i ślepotą Ame.
R: Zaatakował Niemca, zaatakował mnie a jego natura zabiła ZSRR'a! – Podkreślałem każde słowo wymachując rękami wpatrując się z nienawiścią na Chucherka. Dlaczego tego nie widzisz?!
R: Jednak nieważne co zrobił przebaczyliście, zapomnieliście tej biało-czerwonej szumowinie! Ale jak ja chce by ktoś mi wybaczył to nie! Kazachstan wręcz wyrzekł się naszej rodziny zabijając przy tym ZSRR'a a Meksyk... - Nagle przerwałem nie mogąc już znieść kłębiących się we mnie emocji a na wspomnienie Meksyka poczułem jak do moich oczu napłynęły łzy. Trzęsąc się zasłoniłem twarz rękami wbijając przy tym paznokcie w skórę powoli wypuszczałem powietrze z drżących płuc. Dlaczego?
R: Nawet nie chciał zamienić ze mną słowa kryjąc się za maską. – Kończąc głęboko oddychałem od narastających nagłych emocji, które mną targały. Czułem się okropnie a ciepło w moim ciele nie pomagało mi się uspokoić sprawiając, że moje mięśnie drżały coraz intensywniej. Dlaczego wszyscy zapomnieli?
Pov. Ame
Patrzyłem się na Rosję, który stojąc kryjąc swoją twarz w dłoniach drżał od negatywnych emocji. Przez dłuższy czas martwiłem się o Brazylię, który z każdą minutą wyglądał coraz gorzej jednak kiedy odjechał razem z Białorusią, która jak nam mówiła ma antidotum trochę się uspokoiłem by teraz w skupieniu podpierając się o auto marszcząc brwi na spokojnie próbować przeanalizować słowa Rosji wykrzyczane w gniewie. Siostra Polski nie żyje. Flagowiec powiedział mi to wprost. Lecz jakimś cudem dzięki Kazachstanowi jej dusza jest teraz w ciele małego dziecka, które trzymał Niemiec. Jego brat jak dobrze zrozumiałem zabił ZSRR'a z udziałem Polski. Trochę tego nie pojmowałem, ale wiedziałem jedno z jego chaotycznej wypowiedzi. Najbardziej co mu dawało ból i sprawiło, że teraz stoi przede mną roztrzęsiony to nie tylko „zbratanie" się biało-czerwonego Flagowca z Kazachstanem ale właśnie wszystko co wiązało się z Meksykiem. Napiąłem mięśnie a w sobie odczułem złość.
R: Chciałem... z nim porozmawiać. – Kontynuował Rosja choć go o to nie prosiłem jeszcze bardziej mnie wkurzając.
R: Lecz on bardziej chciał rozmówić się z tą biało-czerwoną szumowiną. – Zakończył swój monolog a ja czułem tylko w sobie gniew. Pierwsza miłość Rosji choć dawno stracona nadal o niej wspomina i nic teraz nie było dla niego ważne tylko ten pieprzony Flagowiec, który jak widać dawno z nim skończył w przeciwieństwie do Wielkoluda. Próbowałem omijać tego tematu i dać Rosji czas by zapomniał lecz teraz niedawne całkowicie obudzenie natury sprawiło, że mam dość czekania.
A: TO cię najbardziej uwiera? – Zapytałem zwężając oczy.
R: Oczywiście, że tak! – Podniósł głos odrywając ręce od twarzy a ja nie dając mu czasu na kolejny wybuch szybko chwytając go za białą koszulę obracając nim przygwoździłem go do aura, które się zachwiało pod naszym ciężarem.
A: Posłuchaj mnie uważnie. – Zacząłem poważnie głębokim głosem wpatrując się prosto w jego rozbiegane szare oczy od nagłego mojego ruchu a moje mięśnie się napięły.
A: Nikt tak naprawdę nie był przygotowany na to co się wydarzy w tym magazynie a w szczególności nie wiedzieliśmy, że pojawi się przed nami pieprzony twój były. – Zacząłem gniewnym głosem.
A: Nie mieliśmy pojęcia i Polska też tego nie wiedział robiąc wszystko co uważał za słuszne pochłonięty w swoich emocjach.
R: Mógł powstrzymać swoją naturę. – Rzekł marszcząc brwi a ja na jego słowa jeszcze bardziej przycisnąłem go moim ciałem zbliżając nasze twarze taż, że były milimetr od siebie.
A: A ty powstrzymałeś swoją naturę kiedy prawie umarłem w posiadłości ZSRR'a? – Zapytałem się wręcz szeptem świdrując wzrokiem a na moje słowa źrenice Rosji się rozszerzyły, że praktycznie widziałem w nich wspomnianą scenę. Właśnie, tak.
A: Przypomnij sobie co wtedy czułeś oraz chciałeś zrobić i dziękuj Polsce, że tylko przebił się żelastwem. – Powiedziałem a trochę się odsuwając od Rosji widziałem, jak błądząc w moich oczach jego twarz łagodniała powoli rozumiejąc mój przekaz. Lecz nie zamierzałem na tym zakończyć.
A: Nigdy więcej nie stawiał swojego byłego ponad nas. – Zacząłem dobitnym głosem.
A: Meksyk nie chce mieć z tobą nic do czynienia. Nie jest już twoją rodziną. Pogódź się z tym bo tych których nazywasz szumowinami odejdą jak on. - Mówiłem by ciągle trzymając go za ubrania patrzył się tylko na mnie.
A: Zapomnij o Meksyku. – Powiedziałem wręcz rozkazującym tonem intensywnie wpatrując się w Rosję lecz on ciągle mając napięte mięśnie spuścił wzrok mając zbolałą minę.
R: Gdyby to było takie proste. – Nie dając mu nawet sekundy na rozmyślania chwyciłem jego twarz i zmusiłem go by podniósł wzrok. Patrz na mnie.
A: Mnie oskarżasz, że wspominam o Niemcu lecz ty ciągle myślisz o Meksyku. – Mówiłem trzymając go za żuchwę a w jego szarych tęczówkach widziałem mieszaninę zdumienia, smutku, złości i strachu. Ponownie przysunąłem bliżej swoją twarz do jego. Patrz na mnie.
A: Nawet teraz bardziej się martwisz o niego niż o mnie. – Powiedziałem głębokim głosem. Na moje słowa tęczówki Rosji się rozszerzyły.
R: Ja... - Zaczął lecz zawiesił głos zdając sobie sprawę, że mam rację. Był cały czas pochłonięty swoją zazdrością na Polskę, który rozmawiał z Meksykiem że nawet mnie się nie zapytał jak się czuję.
R: Wybacz. – Powiedział zamykając oczy zwężając usta z kruchy. Byłem nadal po części zły, lecz widząc, że Rosja w końcu zrozumiał swoje zachowanie mój gniew powoli opadał. Wiem że to nie jest jego wina a Flagowca, o którym tak rozmyśla. Poprosiłem Meksyka rok temu by przemyślał moje słowa by choć raz się spotkał z Rosją i zamknął ich rozdział. Jak widać odrzucił mój pomysł powodując, że Rosja choć trochę chcąca zapomnieć o nim ciągle do niego wracała myślami. Nie musi mówić, żebym to wiedział. Wiem jak ciężko zapomina się o takich rzeczach jednak jeżeli Meksyk sam zatrzasnął drzwi za sobą to czas uzmysłowić Rosji, że też powinien to samo zrobić choć wydaje się bolesne. Czas byś stał się całkowicie mój.
Pov. Rosja
A: Spójrz na mnie. – Rzekł spokojnym lecz pewnym głosem jednak przywarty do auta podpierając się z tyłu rękami nie mogłem tego zrobić będąc przybity i zażenowany swoją niedawną postawą. Naprawdę byłem zazdrosny.
A: Rosja, spójrz na mnie. – Powiedział bardziej stanowczo ściskając moją żuchwę, że podnosząc powieki spojrzałem prosto w dwukolorowe oczy Ame, które były niesamowicie blisko mnie, że nie miałem możliwości gdzie indziej spojrzeć niż właśnie w tęczówki Flagowca.
A: Ja tutaj jestem. – Rzekł wręcz pochłaniając mnie wzrokiem a ja poczułem jak na te słowa jego noga przywarła do mojego krocza. Zadrżałem.
A: Możesz mnie poczuć, dotknąć, porozmawiać, wtulić się w moje ramię ponieważ ja jestem tutaj. – Jeszcze bardziej do mnie przywarł a ja nie mając gdzie uciec podpierając się o samochód czułem jak ciało Ame przylega do mojego sprawiając, że między nami nie było żadnego odstępu. Mimowolnie rozchyliłem usta od powstającego ciepła między nami.
A: Jestem tu dla ciebie i nikogo więcej. – Mówił powoli zelżawszy uścisk na mojej żuchwie nie odrywając wzroku ode mnie a moje myśli i ciało od odczuwanej bliskości Flagowca całkowicie skoncentrowały się na Ame. Na jego spokojnym oddechu wpuszczanym przez nos od którego jego klatka piersiowa unosiła się i opadała lekko dotykając mojej. Na jego skórze, gdzie wcześniej wyrastały brunatne pióra teraz całkowicie zregenerowana nie miała na sobie żadnej blizny nawet tej, której jego ojciec kilka lat wcześniej zostawił na pamiątkę. Znikła sprawiając, że lewe oko miało jeszcze bardziej intensywny niebieski kolor współgrając z jego drugą brązową prawie czarną tęczówką. Wpatrzony w Amerykę wchłaniałem każdy detal, który mi wcześniej umknął i zakodowywałem w moim umyśle by nigdy nie zapomnieć. Jest tu dla mnie. Wyczułem jak lewa ręka, która ciągle trzymała mnie za koszulę puściła materiał by pojawić się przy twarzy Ame. Mimowolnie spoglądając na nią zobaczyłem jak na serdecznym palcu zabłysł w świetle pobliskiej lampy kryształowy pierścień a moje serce zabiło mocniej.
A: Ten pierścień był przeznaczony dla osoby, którą kochasz. – Zaczął nadal przygniatając mnie swoją osobą a spoglądając z powrotem na Ame widziałem w jego wzroku powagę.
A: Wybrałeś mnie. To ze mną chciałeś żyć i założyć rodzinę. – Mówił powoli i wyraźnie przyśpieszając moje tętno i przypominając jak ja sam z własnej woli z tymi słowami nałożyłem ów kryształowy pierścień gdzie jego bliźniacza wersja spoczywała na moim palcu łącząc mnie tym samym z stojącym przede mną Flagowcem.
A: Ja jestem twoim narzeczonym. – Rzekł a mi było nagle wstyd, że tak bardzo byłem pochłonięty kimś innym niż nim.
A: Czy coś się zmieniło?
R: Oczywiście, że nie. – Rzekłem szybko chwytając jego ręce za nadgarstki a prostując się sprawiłem, że nasze ciała trochę się odsunęły od siebie. Poczułem jak serce mi się ścisnęło. Nic się nie zmieniło.
R: Nie mógłbym złamać mojej przysięgi. Jesteś najważniejszy w moim życiu i nie mógłbym ścierpieć gdybym cię stracił. – Ciągle patrząc się w dwukolorowe oczy Flagowca powoli splatając nasze ręce ze sobą spuściłem je w dół a między nimi poczułem jak nasze pierścienie wbiły się w skórę. Pierścienie, które były pierwotnie przeznaczone dla Meksyka. Westchnąłem w duchu. Nawet teraz o nim myślę. Chciałem, żyć razem z Chucherkiem i mieć z nim wspólne radosne wspomnienia. Pragnąłem dla niego jak najlepiej, że kiedy był z kimś innym szczęśliwy wprawiało mnie w złoć, że to nie przeze mnie ma uśmiech na twarzy. Lecz teraz wiem, że jednocześnie czułem to samo do Meksyka. Zastanawiałem się czy jest szczęśliwy, bezpieczny czy w ogóle myśli o mnie a kiedy pojawił się przede mną te emocje stały się jeszcze silniejsze sprawiając, że byłem zły na Polskę, który z nim rozmawiał. Byłem zazdrosny.
A: Więc już nigdy nie patrz się w przeszłość a we mnie. – Jego słowa i łagodny wzrok wpatrzony we mnie sprawiły, że policzki mnie zapiekły.
A: Zawsze spoglądaj w moją stronę. – Byłem sobą zażenowany. Byłem z Ame, ale myślami wracałem do Meksyka nieświadomie kochając i będąc zazdrosny o nich obu. Jednak teraz Ame uzmysłowił mi, że kiedy ja kurczowo trzymałem się tych wspomnień nieświadomie zaniedbywałem i krzywdziłem to co było przede mną. Ponad rok. Nie wytrzymując puszczając ręce Ame przyciągnąłem go do siebie by zamknąć go w mocnym uścisku.
R: Od teraz będę myślał i patrzył się w ciebie i nikogo więcej. – Powiedziałem wtulając swoją twarz w jego ramię. Może całkowicie nie zapomnę o Meksyku, może będąc dużą częścią mojego życia wspomnienia z nim związane będą kroczyć za mną lecz postaram się by oddzielić go od mojej przyszłości. Od mojego narzeczonego. Chwilę jeszcze trzymałem w objęcia Chucherka by go poczuć nim powoli kładąc swoje dłonie na jego talii odsunąć się od niego. Ame uwolniony z mojego uścisku po chwili głośno westchnął na krótki moment zamykając oczy lecz ja ciągle się w niego wpatrując widziałem jak niezauważalnie kąciki jego ust podnoszą się ku górze.
A: Sądzę, że po tym co doświadczyliśmy przyda nam się trochę odprężenia. – Powiedział spojrzawszy na mnie a ja wzajemnością wpatrywałem się w jego tęczówki.
R: Też tak sądzę. – Odpowiedziałem czując się o wiele lepiej. Jakby ciężar, który niosłem zelżał pozwalając mi całkowicie cieszyć się co mam przed sobą. Ame położył swoją dłoń na mojej piersi.
A: Twoja rana się zasklepiła a teraz co mi jest potrzebne to dopilnowanie byś tylko się na mnie patrzył. – Lekko przycisnąwszy na moją pierś zbliżając swoją twarz do mojej sprawił, że znowu poczułem za sobą obudowę samochodu.
A: I to bardzo blisko. – Powiedział niskim ponętnym głosem a ja na odpowiedź lekko się uśmiechnąłem.
R: Z rozkoszą będę się tobie przyglądał. – Uśmiechając się intensywnie wpatrywaliśmy się w siebie a pochylając się nad Ame w końcu nasze usta się złączyły w pocałunku, by po niedługiej chwili zagłębiając się namiętnie kosztować i pieścić swoje podniebienia. Połączeni powoli i mimowolnie zacząłem mocniej oplatać swoimi rękami talię Ameryki. Nie przestawaliśmy się całować a ja poczułem jak ręce Chucherka wchodząc pod moją koszulę zaczęły wędrować po moim ciele dodając mi ciepłych dreszczy. Westchnąłem w usta Ame z doznawanych rozkoszy a moje dłonie błądzące po plecach Chucherka położyłem na jego pośladkach. Chwytając je przybliżyłem do siebie Ame tak, że teraz moje krocze ocierało się o nogę Flagowca dając mi jeszcze więcej przyjemności. Nie mogąc już oddychać w narastającym cieple oderwaliśmy się od siebie a ja widziałem jak Chucherko, gdzie jego oddech zamieniał się w parę w zimnym powietrzu, patrzył się na mnie pożądliwie. Zbliżył się do mnie.
A: Sprawię, że wypełniając ciebie swoją osobą zapomnisz o wszystkim. – Mruknął mi do ucha by po tym w ssać się w moją szyję a przeze mnie przeszły dreszcze gdzie z mojego gardła wydobyło się ciche westchnięcie.
R: Nie mogę się doczekać. – Powiedziałem tak samo zmysłowym głosem a moje dłonie weszły pod spodnie Ame by dotknąć gładkiej skóry Flagowca, który od mojego dotyku cicho mruknął w moją szyję. Dotykaliśmy każdy kawałek swojego ciała dając partnerowi cielesną przyjemność będąc już praktycznie na granicy. Chucherko w pewnym momencie przy moim uchu wziąwszy przez otwarte usta erotycznie powietrze chciał coś mi powiedzieć lecz się zawahał i nagle napinając mięsnie kładąc ręce na mojej piersi powoli odsunął się ode mnie. Zaskoczony spojrzałem na Ame a on patrząc w bok chrząknął zasłaniając zarumienioną twarz zewnętrzną stroną ręki.
A: Lecz najpierw jedziemy do szpitala. – Powiedział a oczami niezauważalnie wskazał mi jakiś kierunek. Zdziwiony nagłym oderwaniem i jego spłoszonym zachowaniem, głęboko oddychając spojrzałem w stronę, którą mi wskazał i zobaczyłem siedzącą w aucie Chile, która opierając głową o szybę samochodu z przymrużonymi oczami i zmęczeniem na twarzy przyglądała się nam. Pojąwszy, że właśnie wszystko mówiliśmy i robiliśmy przy dziewczynie poczułem jak cała moja twarz zapiekła i jak oparzony puściłem Chucherka z moich objęć podnosząc ręce do góry.
R: Jasne... szpital. – Powiedziałem z zawstydzeniem a widząc jak Ame podciąga spodnie zamknąłem na chwilę oczy by się uspokoić i nie tylko moje mocno bijące serce w klatce piersiowej. Бог.(Boże) Biorąc kilka głębszych wdechów poprawiłem pomiętą koszulę i rozczochrane włosy by po chwili wraz z Ame wsiąść do samochodu. Nie odzywając się będąc speszeni przekręcając klucz w stacyjce usłyszałem jak pojazd zamruczał. Czułem jak cała moja twarz piekła od wstydu lecz byłem jednocześnie szczęśliwy, że choć Meksyk odszedł na dobre to Ame nadal tu jest sprawiając, że moje życie jest bogatsze i pełniejsze niż kiedykolwiek. Uśmiechając się pod nosem zapinając pasy i zmieniając bieg pojechaliśmy w stronę szpitala.
C: Cieszę się, że wszystko wraca do normy.
***********************************************************************************************
W końcu. i żeby was bardziej rozpieścić za niedługo dam kolejny rozdział ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top