Burza

Pov. Polska

Jechałem jak szalony. Jednak coraz więcej dróg było zamykanych z powodu zbliżającego się Marszu Jedności. Szybciej. Pędziłem przez drogi, uliczki i dróżki by tylko w tym szaleństwie znaleźć dzieciaka Iranu. Dzwonił do mnie nie dawno Pepe z wiadomością, że Dżamala nie ma w domu ani nigdzie w okolicy a sąsiedzi nie wiedzą nic. Przez to postanowiłem przeszukać nawet całe miasto w jego odnalezieniu by tylko być przed nią. Jednak napotykając na swojej drodze kolejny zakaz wjazdu stwierdziłem, że to nie ma sensu i na najbliższym parkingu szybko zaparkowałem swój motor. Energicznie wysiadłem z machiny i rzuciłem kaskiem oraz kurtką z zamiarem wyprostowania skrzydeł. W końcu mogę być przez „Flagą" i powstrzymać go od kolejnego mordu a przeszkadza mi w tym najzwyklejszy korek. Muszę się śpieszyć zanim się ściemni. Choć i tak to trudno stwierdzić kiedy zajdzie słońce przez coraz większy kłęb chmur tworzący się nad miastem. Stałem zaciskając pięści by się skoncentrować na moich plecach. Lecz raz po raz widząc kontem oka dookoła ludzi, którzy się na mnie patrzyli z jakiegoś powodu nie mogłem tego zrobić. Zamknąłem oczy jednak pomimo tego powoli jak zaraza wpełzły we mnie ciche złowieszcze głosy. „Oni wiedzą" „Oni widzieli" „Oni byli świadkami twojej żądzy krwi". Próbowałem ich się pozbyć jednak nie mogłem i szepty rozmnażając się stworzyły chór, który coraz głośniej powtarzając słowa jak mantrę zagłuszały inne dźwięki sprawiając, że wokół mnie powstawała ciemność. Zaatakowany niepokojącymi myślami moje serce mocniej zabiło a oddech stał się niemiarowy podnosząc temperaturę mojego ciała. Nie. Otwierając oczy z przerażenia a rozglądając się panicznie widziałem twarze „normalnych" wykrzywione z niesmaku, niezadowolenia, rozczarowania oraz pogardy. Widząc to zrobiłem krok w tył by po chwili odwracając się pobiec przed siebie aby uciec wszystkim co sprawiało we mnie te wszystkie negatywne uczucia i wewnętrzny gorąc. Biegłem z całej siły lecz głosy już zaszczepiając się w moim umyśle nie dawały mi spokoju. „Oni wiedzą" „Oni widzieli" „Oni byli świadkami twojej żądzy krwi". Nie wytrzymując wparowałem w pustą uliczkę i tam w końcu się zatrzymałem. Oddychałem płytko i niemiarowo podpierając się przedramieniem o zimną ścianę lecz nie z wysiłku tylko przez gromadzący się dobrze mi znany gorąc. Uspokój się, uspokój się, USPOKUJ SIĘ! Krzyczałem w umyśle i napinając mięśnie walnąłem w ścianę. Mając zamknięte oczy by tylko powstrzymać gromadzącą się we mnie temperaturę. Czując pod rękami fakturę zimnej ściany dopiero po dłuższej chwili stania w pustej uliczce gdzie raz za razem dmuchał dojmujący wiatr wciągnąłem powietrze do granic możliwości a wraz z tym powoli odeszły ode mnie dręczące głosy a duszność i gorąc rozwiały się w przestrzeni. Zostałem w końcu sam, lecz to doznanie pozostawiło po sobie niesmak.

P: Kurwa! – Syknąłem jeszcze raz walnąwszy z całej siły w ścianę aż poczułem piekący ból rozchodzący się po moim ciele. Głęboko wypuszczając powietrze podparłem czoło o zimny mur i spojrzałem na moją lekko zranioną pięść. Dłużej tak tego nie wytrzymam. Wczorajsze wydarzenie było kroplą która przechyliła czarę a przez to nie mogę już nawet przebywać z ludźmi wiedząc co mogę zrobić gdy się zapomnę. Zimny chłód ściany sprawił, że poczułem choć odrobinę ulgi, ale to nie wystarczyło bym zapomniał. Westchnąłem znów zaciskając moje palce. Nie mogę pozwolić marnować czasu jeżeli wiem kto jest kolejną ofiarą. Muszę jak najszybciej rozprawić się z „Flagą". Dla Dżamala, Pólflagowców a przede wszystkim dla Niemca. Biorąc głębszy wdech odpychając się od muru napiąłem mięśnie i w końcu sprawiając, że skrzydła się pojawiły na moich plecach z dużą siłą wzbiłem się w powietrze.

Krążyłem wiele czasu nad domami, ulicami i zakątkami miasta wypatrując uporczywego dzieciaka jednak nigdzie go nie dostrzegałem. Nigdzie go nie było. Po dłuższym przeszukiwaniu wylądowałem na jakiejś z uliczek.

P:Dżamal! – Krzyknąłem, ale nikt się nie odezwał.

P: Dżamal! – Wołałem lecz odpowiedziała mi tylko cisza.

P: Cholera. - Gdzie on jeszcze może być?

P: Dżamal! – Raz po raz wykrzykiwałem jego imię, ale bez skutku. Jeszcze raz się wzbiłem w powietrze wypatrując dzieciaka. Sprawdzałem każdy kąt, zaułek lecz za każdym razem z tym samym marnym rezultatem. Nikt nic nie widział i wiedział a ja coraz bardziej wpadałem w panikę.

P: Cholera, cholera, cholera! – Przecież to nie możliwe. Mówiłem do siebie. Przecież nie mógł w biały dzień nagle zmienić zdanie i go porwać. Jednak jak coraz bardziej nad tym się zastanawiałem nie mogąc znaleźć dzieciaka zrozumiałem, że mógł. Patrząc na dzień, pogodę i wydarzenie przez, które wszystko leci jak łeb na szyję jest to idealna sytuacja na porwanie. Leciałem w jakimś kierunku panicznie szukając jakiejkolwiek podpowiedzi gdzie on może być. Już miałem, już byłem krok przed zabójcą a okazało się, że znów mnie przechytrzył zostawiając mnie z niczym. Zmienił nie tylko ofiary, ale też godziny działania. Coraz bardziej czuje się pewny a przez moje lęki sprawiłem, że znów zatriumfował. Nie wiadomo co pocznie następnym razem wdrażając to nowe plany. Dopiero co rozmawiałem z tym dzieciakiem dopiero co powiedziałem mu że nie jest sam a teraz może być kolejnym ciałem na ulicy z nazwą stolicy jego narodu. Doleciawszy do domu wszedłem przez balkon do kuchnio-jadalni i od razu przechodząc przez nie otworzyłem drzwi do pokoju, w którym zrobiłem małe biuro. Było to wcześniej schowek, lecz nie potrzebując takiego miejsca przemieniłem je w małe pomieszczenie z dowodami. Muszę coś szybko wymyśleć. Muszę jeszcze raz przeanalizować dowody. Może coś mi umyka. Na pewno. Mam już tyle poszlak, informacji. Bez wątpliwości pośród nich znajdę odpowiedź. Tylko gdzie? Tylko która? Jakie połączenia sprawią, że go znajdę? Na te pytania nie mogłem odpowiedzieć szperając i rzucając papierami nie zważając gdzie spadają a czytając każdy zapis znalazłem nawet ten, w którym zapisałem słowa Riham „Jest tam ciemna atmosfera i coś mrocznego to miejsce nawiedza." Jednak nawet to odnajdując nic nie znalazłem co by mi pomogło i odpowiedziało na moje jedyne pytanie. Kim Kurwa Jest Flaga. Trzaskając drzwiami znów znalazłem się w kuchnio-jadalni. Chodząc po pustym pomieszczeniu błądziłem przypominając wszystko z tego tygodnia. Obrazy, rozmowy, ludzi lecz żadne mnie nie doprowadzały kim może być „Flaga". Nic. Zmęczony ruchem fizycznym i mentalnym zatrzymałem się mierzwiąc energicznie włosy. Przez parę minut stałem bez żadnego celu i pomysłu mając pustkę w głowie, która nasilała moje rosnące poczucie beznadziei nim nagle coś wróciło moją uwagę. Skierowałem tam wzrok i zobaczyłem na kuchennym blacie gdzie jeszcze była moja zaschnięta krew ulotkę z Marszu Jedności. Pozwowi podszedłem do papieru i ostrożnie podniosłem ją. Nazwa, krótkie hasła o równości i dzisiejsza data. „L: Czy oferta oprowadzania jest nadal aktualna?" Mój wzrok z ulotki przeszedł powoli na kartkę z napisanym adresem, który mi dała Litwa. Wziąłem zapisany papier do ręki a wpatrując się w nią w mój umysł weszły wszystkie wspomnienia związane z Litwą jakby ten świstek był nasiąknięty nią i jej emocjami. „Dlatego tu przyszłam. By to zakończyć." „Witaj bracie." „To co nazywasz bezsensowne dla mnie jest bardzo ważne." „Chyba mi przyznasz, że to miasto ma tyle do zaoferowania i możliwości, że nie można się oprzeć." „Jesteśmy ich przewodnikami i musimy im to przypomnieć. normalnym i Flagowcom. Wszystkim." Wszystkim. „Zawsze tak było, że My jesteśmy częścią ich a oni naszą", „Przyrzekam, że nic więcej nie robię będąc dostawcą." „ Witam was moje panie!" „Iran OP. Wspaniała czarna herbata o wyrazistym smaku...".

„D: Może też cię zdradzić a i tak będziesz w nią wierzyć." Przypomniały mi się słowa Dżamala by po tym odwracając wzrok zobaczyć odtworzoną scenę kiedy Litwa z łagodną i niewinną twarzą wychodziła wczoraj z tego mieszkania.

„L: Kiedy znajdziesz odpowiedź, będę czekać jutro na ciebie pod tym adresem". Puściłem kartkę a moje ciało odsunęło się od miejsca gdzie spadł ów przedmiot. Powoli cofając się w popłochu na ślepo machając za sobą rękami znalazłem balustradę przy schodach, na której podparłem się całym swoim ciężarem. Czułem jak z narastającym przerażeniem moje zmęczone ciało staje się już nie zdalne do żadnej nawet najprostszej czynności. Nie mogłem się ruszyć a tym bardziej oddychać. Stałem roztrzęsiony wpatrując się wielkimi oczami w kartkę jakby była dzikim zwierzem, które za chwilę żuci się w moją stronę rozszarpując mnie doszczętnie. Spotykanie się z Lilijkami, herbata związana z nazwą państwa, nagłe pojawienie się w moim życiu gdy dostałem zlecenie, jej wiadomość i adres, na którym są same magazyny. Moje ciało zadrżało a szczęka zadygotała. Wszystko mi podała na tacy a ja jak głupiec nie zauważyłem tego będąc zaślepiony miłością i poczuciem winy do osoby, którą nazywam siostrą. Zdając sobie z tego sprawę zjeżdżając po filarze balustrady głośno wypuszczając powietrze z płuc ciężko usiadłem na podłodze. Będąc w takiej pozycji ciągle wpatrywałem się wielkimi oczami w złowieszczy papier a część mnie, która podejrzewała siostrę od samego początku teraz nie opuszczając mnie na krok triumfowała w mojej głowie. Szepcząc, wytykając i śmiejąc się z mojej naiwności spowodowały, że bijące serce coraz szybciej pompowało krew po całym moim ciele a wraz z nim dobrze mi znane uczucie narastającego ciepła. Poczułem jak przez gorąc coś we mnie się niespokojnie poruszyło i napięło mięsnie. Nie mogę. Skryłem głowę dłoniach. Nie mogę. Oddychałem niemiarowo przygnieciony poczuciami winy oraz lęku zmieszaną narastającym złowieszczym ciepłem czując jak z pleców wyrastają mi skrzydła które żałośnie upadły na ziemię. Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę. Nie chcę by to była prawda, lecz jakbym bardzo się zapierał by sobie ulżyć w cierpieniu wszystko do siebie pasowało tak idealnie, że nie dało się zaprzeczyć i tylko zamykając oczy mogłem żałośnie błagać by to był tylko długi koszmarny sen, z którego zaraz się obudzę. Jednak podnosząc powieki tak się nie stało będąc nadal w tej samej okrutnej rzeczywistości, w której dano mi żyć. Wszystko się wali. Wszystko się sypie co dotknę i nic nie mogę zrobić. Od dnia kiedy wziąłem pierwszy wdech jestem przeklęty samotnością i to się nie zmieni już nigdy. Rozumiałem i przyjąłem tą wiadomość. Jednak myślałem, że postanawiając, iż nie będę przy i z nikim blisko przebywać moje życie nie da rady bardziej zniszczyć moich bliskich, rodziny. A jednak to zrobiło sprawiając, że do kolekcji moich porażek dopisało Litwę, która jest seryjnym mordercą. Byłem przerażony i nagle nie wiedziałem co robić zamknięty w sobie pogrążony w lęku przypatrując się mojej kolejnej porażce. Boję się. Przyznałem sam sobie powoli śmiejąc się razem z moimi myślami z mojej niemocy, głupoty i naiwności. Cholernie boję się teraz ruszyć i zrobić jakikolwiek ruch mając wrażenie, że jak to zrobię wszystko doszczętnie się rozpadnie zostawiając tylko wielką dziurę zniszczenia, zranienia i śmierci.

Nie wiem ile czasu trwałem w tej pozie wyśmiewając samego siebie jednak wiem też, że nie mogę tak wietrznie się zatracać. Wiem, że muszę to zrobić. Muszę dokończyć pracę. Tylko to mi zostało. Nareszcie po tylu poszukiwaniach odkryłem kim jest cholerny „Flaga" i gdzie go znaleźć, lecz tak naprawdę tylko dlatego, że tego chciała. Powoli podnosząc głowę i przeczesując włosy spojrzałem na leżącą kartkę popisaną czarnym tuszem układającym się w adres „Nur-Sułtan 370". Tylko teraz czy przyjmę zaproszenie?. Trzymając się za włosy opanowując moje uczucia oraz rozedrgane ciało zastanawiałem się co mogę w tym przypadku zrobić zanim pójdę do jaskini lwicy. Co mogę zrobić? Chwilę to trwało nim w końcu z wielkim bólem w sercu postanowiłem. Wziąwszy głęboki wdech podpierając się o balustradę ciężko wstałem czując jak moje nogi ledwie utrzymują ciężar mojego ciała. Chwilę trwałem w tej pozie pokaszlując przy tym nim upewniając się, że nie stracę równowagi wziąłem wdech i powoli zdecydowanym już krokiem podejść oraz podnieść papier z adresem. Trzymając świstek nadal czując do niego negatywne emocje zgniotłem go w ręce i wkładając go do kieszeni poszedłem do mojego biura ciągnąc za sobą białe skrzydła. Rozglądając się sięgnąłem do jednej z półek i zdjąłem szare pudełko powodując, że kilka dokumentów na mnie spadło. Cholera. Upewniając się, że już nic na mnie już nie zaatakuje otworzyłem pudło i pośród różnych zdjęć, narzędzi i papierów wyjąłem małe urządzenie. Był to przyrząd, który mieliśmy użyć w Moskwie kiedy coś się nam stanie. W tamtym momencie nie zadziałał jak trzeba, lecz teraz sprawię, że zadziała jak należy. Przyglądając się chwilę rzeczy w końcu włożyłem go do kieszeni spodni i już chciałem wyjść z pomieszczenia jednak coś kątem oka przykuło uwagę. Powoli spojrzałem w prawą stronę gdzie o ścianę był oparty czarny pokrowiec. W tym niepokojącym kształcie była schowana snajperka, którą nie z wiadomych mi przyczyn zostawił zabójca na dachu przeciwległego bloku. Zahipnotyzowany chciałem już po niego sięgnąć lecz się wstrzymałem i pokręcając głową cofnąłem rękę. Nie. Powiedziałem do siebie stanowczo i wyszedłem z biura. Podszedłem do drzwi na balkon, z których jak otworzyłem wleciał przyjemnie zimny wiatr przeszywający mnie na wskroś. Może to być pułapka i nie uzbrojenie się mogło być głupotą, ale nie mogę się już wycofać. Muszę to zakończyć i tylko na własnych warunkach. Wchodząc na balkon pewnym skokiem stanąłem na barierkach. Przez chwilę jeszcze wpatrywałem się w ciemny i zachmurzony widok miasta nim rozkładając białe skrzydła, zrobiłem krok w przepaść czując pierwsze krople deszczu na sobie.

Pov. Białoruś

Stojąc w jednej z sal w szpitalu trzymając ręce w kieszeni parzyłam jak za oknem szalała wielka burza. Rozpościerając się na cały widnokrąg raz za razem z błyskami w chmurach wydawała przeraźliwe grzmoty. Byłam niespokojna, ale nie pogodą a niedawnym zdarzeniem związanym z Polską. Powoli podnosząc rękę dotknęłam swoich ust na których nie dawno były wargi biało-czerwonego Flagowca. Nie rusza mnie to, że pocałował moje usta, to nie pierwszy raz, tylko bardziej niepokoi mnie w jakiej sytuacji tą czynność zrobił. Mogę to zrzucić na bezsenność i ciągłą ciężką pracę ponieważ to zawsze prowadzi ludzi do różnych nieprzewidzianych zachowań, które przy świeżym umyśle nikt by nie zrobił, ale niestety nie tłumaczy rosnącej w nim aury niepokojącego szaleństwa. Przypomniałam sobie piwne oczy Polski z wczoraj a także dzisiaj jak z wielkim uśmiechem patrzył się na mnie wzrokiem przepełnionym obłąkaniem i rządzą. Przeszły przez mnie ciarki na to wspomnienie. Zaniepokojona wraz z kolejnym błyskiem za oknem wyjmując rękę z kieszeni spojrzałam na dłoń w której trzymałam fiolkę. W środku szkła powoli przetaczało się czerwone osocze należące do biało-czerwonego Flagowca. Już znalazłam przyczynę, która sprawia, że przetrwał stężoną truciznę ale przez to wiem też co jego oczy znaczą. W co może się zamienić. Jego tajemnicze i niepokojące sny, których tak panicznie się boi i za wszelką cenę unika są jednym z elementów, które ratują mu życie ale też skutkiem, który sprawia, ze to Polska stanowi takie samo zagrożenie co „Flaga". Potrząsnęłam głową by wyzbyć się tych nie miłych odczuć.

W krwi Polski jest wpisany serum zwiększający więzi z narodem i w każdej sytuacji zagrożenia jego ciało wraz z adrenaliną uaktywnia ją z takim stężeniem jakim jest stan jego stresu. Jest to niewiarygodne a zarazem obrzydliwe odkrycie, że ZSRR dokonał tak zawiłej i skomplikowanej mutacji na jego ciele. Ścisnęłam fiolkę widząc jak wielka błyskawica przecina powietrze. Jednak jak niesamowicie to wygląda pociąga za sobą wielkie ryzyko gdzie nawet najmniejsze zdenerwowanie na nim wywarte sprawia, że budząc jego prawdziwą naturę może w pewnym momencie zamienić się w bezduszne zwierzę. Musi nauczyć się kontroli nad sobą. Jednak jakbym to powiedziała Polsce on z jego aktualnym zdrowiem by mnie nie wysłuchał. Odwróciłam głowę i spojrzałam na leżącego Niemca, który nadal się nie budząc coraz częściej wahał się między śmiercią a życiem.

B: Zdrowiej szybciej. – Szepnęłam w stronę Niemca cicho wzdychając. Logicznym wyjściem w jego sytuacji jest podać mu truciznę zwiększającą więź gdzie widać jak w przypadku Polski pomaga. Lecz to nadal nie takie proste. Nie wiem jak bardzo bym chciała mu dać odtrutkę nie wstrzyknę mu jej ponieważ nie jest „wyjątkowy". Niemcy jest normalnym Flagowcem, który nie przeszedł żadnych mutacji na poziomie komórkowym, ale jeżeli przez najbliższe godziny nic się nie zmieni będę musiała w końcu zaryzykować nie tylko jego życie, ale i zdrowie Polski. 

Pov. Polska 

**** godz. 14.50 ****

Stałem w deszczu przed wielkim budynkiem, który na moje nieszczęście nie był miłym, przytulnym mieszkaniem siostry a dużym zapuszczonym i nie używanym od paru lat magazynem. To naprawdę jest zaproszenie. Przemoczony do suchej nitki zmęczonymi oczami od wiatru i niewyspania wpatrywałem się w wielki kształt przede mną a moje myśli, które miały co do Litwy rację dawno ucichły wsłuchując się w jednostajny szum spadających ciężko kropli na ulicę by łącząc się tworzyć wielkie kałuże pod moimi nogami. Ta burzliwa chwila to był jedyny moment, w którym jeszcze moja siostra była niewinną osobą. Ciągnąłem to uczucie pośród grzmotów na polu i we mnie aż w końcu wziąwszy głębszy wdech powoli podchodząc podniosłem ciężką żelazną kotarę i wszedłem do pomieszczenia. Kiedy brama magazynu w wielkim szczękiem się zamknęła nastała półciemność. Było cicho i nic nie świadczyło, że ktoś tu był a zwłaszcza mieszkał. Wielki, zakurzony stary magazyn ze świetlikami w dachu jako jedyne światło, umożliwiały mi zobaczenie zawartość budynku. Wiele taśm transportowych, które wiły się przede mną po parterze od wielkich żelaznych półek po lewej stronie aż do rusztowania po prawej wijąc się na wszystkich jego trzech piętrach. Stare zafoliowane niekiedy rozlatujące się pudła walały się to tu to tam w kilku rzędach po stosie oraz urządzenia, których czas też nie oszczędził i pokrył je wieloletnią warstwą rdzy i kurzu.

P: Litwa! – Krzyknąłem donośnym głosem a echo powtórzyło jej imię. Lecz nikt nie odpowiedział.

P: Litwa. Jak chciałaś przyszedłem! – Kontynuowałem ostrożnie idąc między rzędami pudeł słysząc jak ciężki deszcz uderzał o dach i oka magazynu.

P: Wiem kim jesteś i co robisz więc wyjdź i skończmy z tym. – Obejrzałem się za siebie by sprawdzić czy ktoś przypadkiem nie jest za mą, ale nadal nikogo nie widziałem i nikt mi nie odpowiadał na moje nawoływania.

P: Nie zrobię ci krzywdy, jeśli mnie do tego nie zmusisz. – Nagle usłyszałem niespodziewanie dźwięk.

L: Wiem o ty, bracie. – Rzekła a ja odwracając się i podnosząc głowę w końcu ją ujrzałem. W tym samym czerwonym swetrze, bordowych kozakach oraz brązowym płaszczu stała na wyższym poziomie rusztowania i trzymając się za barierkę patrzyła się w moją stronę łagodnie się uśmiechając.

P: Li... - Pokręciłem głową. – Gdzie jest Dżamal? – Nie odpowiedziała.

P: Gdzie on jest? – Powtórzyłem gniewnie pytanie patrząc się jak Litwa robiąc ruch powolnym krokiem schodziła po schodach a jej wysoki kuc ze złotych włosów delikatnie falował w raz z kołysaniem się jej ciała.

L : Jest w bezpiecznym miejscu jeżeli cię to uspokoi. – Odpowiedziała a jej krwawe kozaki stukały po żelaznych schodach gdzie opustoszała hala wzmacniała ten niepokojący metaliczny dźwięk, który zasiewał zamęt w moim sercu.

P: Uspokoi? – Powtórzyłem jej ostatni wyraz z lekką kpiną.

P: Jesteś oskarżona o zabójstwo pięciu Półflagowców i zatruwanie Flagowców wykorzystując niebezpieczne stężone substancje otrzymywane z nielegalnego źródła. Przez to stanowisz duże zagrożenie dla mieszkańców Neutralnego Miasta. Myślisz że to mnie uspokaja? – Wypowiedziałem te słowa powstrzymując moje niepewne emocje lecz Litwa reagując na nie krótkim śmiechem spowodowała, że z każdym jej stukotem wśród stłumionego dźwięku deszczu coraz bardziej będąc tutaj czułem się nieswojo.

L: Oskarżona. Miłe z twojej strony. – Nie zaprzeczyła, ale jej spokojna mina sprawiała, że zwątpiłem w swój osąd. Litwa w końcu będąc na parterze teraz szła powolnym lecz zdecydowanym krokiem w moim kierunku. Jej jednostajny i odbijający się echem chód sprawił, że przez chwilę myślałem, że to tylko sen, jeden z moich koszmarów z których za moment obudzę się w łóżku leżąc obok zdrowego uśmiechniętego Niemca lub w kałuży własnej krwi. Pokręciłem głową na tą wizję przypominając, że to co jest przede mną jest prawdziwe i realne.

P: Więc przyznajesz się do zarzuconych win? – Zapytałem ciągle wpatrując się w siostrę. Nie. „Flagę" która teraz stała naprzeciw mnie.

L: Nie. – Powiedziała ostrym i poważnym tonem. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc.

P: Jeżeli utrudniasz... - Mówiłem lecz mi natychmiastowo przerwała.

L: Polska. Mówiłam ci, że ja tylko przewożę i dostarczam. – Powiedziała pewnie i dobitnie a to sprawiło, że chciałem jej uwierzyć ponieważ część mnie nadal pragnęła by była bez winy. Jednak jeżeli nie zabijała jest nadal winna.

P: Więc ustąp i oddaj Dżamala by poddać się procesie sądowemu aby kara za twoją współpracę była mniejsza. – Westchnęła a ja próbowałem nieudolnie nie pokazywać, żadnych emocji, które się we mnie kłębiły za każdym razem kiedy Litwa zachowywała się tak spokojnie.

L: Polska. Proszę. Zaprosiłam cię tu bo chciałam z tobą porozmawiać więc nie zakrywając się formułkami zapomnijmy na razie o naszej pracy i porozmawiajmy.– Miałem wiele pytań, męczące mnie od chwili kiedy odkryłem kim jest. Ciskały mi się na usta i chciałem znać odpowiedzi na wszystkie, ale nie mogę. Jakbym to zrobił zostałbym tu na granicy zdarzenia, które odmieni całkowicie moje życie gdzie Litwa stanie za kratami a ja znów pozostanę sam. Nie chcę tego przeciągać ponieważ coraz większy ból sprawia myśl jej aresztowania.

L: Powiedz co ci leży na sercu. - Litwa zbliżyła się od mnie chcąc mnie dotknąć lecz ja odsuwając się od niej jak oparzony poczułem jak emocje we mnie zawrzały.

P: Zapomnieć? – Zacząłem wpatrując się w Litwę z niedowierzaniem.

P: Chcesz zapomnieć o tym szaleństwie i porozmawiać? Dobrze, porozmawiajmy. Porozmawiajmy jak czuję się cholernie oszukany! – Wysyczałem już całkowicie popchnięty przez moje negatywne emocje a echo wzmocniło moją złość. Chciałem to jak najszybciej zakończyć. Chciałem ją aresztować, znaleźć Dżamala i w jak najkrótszym czasie wyjść stąd, ale ona swoją niewinną postawą mi tego nie ułatwiała mącąc w mojej głowie.

P: Kiedy odeszłaś próbowałem nie mieszać się w twoje życie i zastanawiałem jak cię chronić z daleka. Kiedy miałem okazję czyściłem to miasto z największych gnid byś jakbyś wróciła poczuła się bezpiecznie. A ty właśnie stałaś się jedną z takich szumowin. Gdy poświęcałaś czas na porywaniu i mordowaniu ludzi ja szukając poszlak kiedy cię zobaczyłem u Lilijek cały czas odrzucałem i wypierałem wszystkie myśli związane z tym, że jesteś pieprzoną „Flagą". Dręczyły mnie i próbowałem je uciszyć bo wierzyłem, że nie mają racji. Ale się myliłem! – Ostatnie zdanie powiedziałem na granicy rozpaczy a czując we mnie coraz większy gniew i gorycz moje serce mocniej zabiło a oddech stał się szybszy.

P: Powiedz, czy to ma większy plan? Że wszystkie te trupy bliskich Flagowców na ulicach ma jakiś większy pieprzony przekaz!? Ma kurwa sens?! – Litwa już chciała otworzyć usta i mi coś przekazać lecz jej nie dałem możliwości buzując z uwolnionego gniewu.

P: Albo wiesz co nie odpowiadaj. Nie interesuje mnie to. - Muszę to zakończyć jak najszybciej.

L: Robię to byśmy w końcu odzyskali to co nam „normalni" zabrali. – Powiedziała naprzeciw moim prośbom a patrząc na Litwę zobaczyłem jak to powiedziała niewinnymi oczami. Zaśmiałem się głucho.

P: Teraz ty się chowasz za tymi pieprzonymi hasłami! – Wykrzyczałem prosto w jej łagodną twarz co mnie jeszcze bardziej złościło. Dlaczego zachowujesz się tak niewinnie?

P: Jesteś współwinna zabijania Półflagowców, którzy należą do naszego środowiska oraz trucia Flagowców! Jak można to nazywać walką o równość jeżeli niwelujesz naszych?! – Wypowiedziałem te zdania machnąwszy ręką na poziomie jej gardła, lecz Litwa nawet nie drgnęła.

L: Ponieważ to Flagowcy mają się obudzić. – Powiedziała stanowczym głosem uciszając mnie i mój płonący gniew. Zacisnąłem palce w pięści. Stojąc naprzeciw siebie wpatrywaliśmy się chwilę w milczeniu słysząc cichy szum deszczu.

L: „Normalni" mogą z nami robić co chcą. Męczyć, prześladować i bić do nieprzytomności jak im się żywnie podoba nawet jak nie jesteś z nimi związany. I mamy tylko dwa wyjścia do wyboru. Zaatakować by stać się przestępcą za obronę lub milczeć w kałuży własnej krwi i lizać rany mając nadzieję, że się zasklepią. – Nadal we mnie tlił się gniew jednak po jej wyrazie twarzy, na którym był wymalowany ból po chwili ciszy zrozumiałem, że mówi o sobie.

P: Nie wiedziałem. – Wyszeptałem jeszcze bardziej błądząc w swoich emocjach.

L: Ponieważ nie chciałam byś widział we mnie chorobę a osobę. - Poczułem się winny za jej rany i zdarzenia, które musiała przeżyć. Zacisnąłem zęby i przez kilka sekund nic nie powiedziałem walcząc ze swoimi emocjami, które, miałem powstrzymać, odtrącić. Nie mogę pozwolić, żeby kolejne uczucia mnie zdominowały. Już za dużo. Nawet jak tego nie chciała nie dam się ponownie omotać.

P: Jednak to cię nie usprawiedliwia do mordowania ludzi. – Rzekłem wypuszczając przez zęby powietrze by ochłonąć jednak to nie trwało długo.

L: Tylko tak można dojść do Flagowców. Tylko tak można ich obudzić z letargu, w którym sami zasnęli. Tak samo jak ciebie. Zacząłeś bardziej działać i myśleć o naszej pozycji kiedy Niemcy jest na skraju śmierci. – Jej słowa zagrzmiały w moim umyśle sprawiając, że znieruchomiałem a moje serce, które na chwilę zamarło, zabiło mocniej by powoli płomyk gniewu, który się tlił na nowo z nową energią zapłonął we mnie.

P: Oddaj Dżamala. – Powiedziałem stanowczo z chłodem w głosie przez zęby Jak mogła.

L: Wiem, że to straszne, ale mnie wysłuchaj.

P: Nie! – Rzekłem w szalejącym gniewie chwytając Litwę za rękę w mocnym uścisku. Na mój ruch zobaczyłem jak w jej oczach rozświetla się strach.

P: Za długo cię już słuchałem. Zostajesz aresztowana i ja to dopilnuję osobiście by spotkała cię kara. – Jednak kiedy przyciągając siostrę chciałem już jej założyć kajdanki usłyszałem za mną głos.

???: A ja dopilnuję byś ją wysłuchał. – Nagle ktoś z niewiarygodną siłą chwycił mnie za włosy, wygiął moją głowę do tyłu a na mojej szyi przyłożył coś ostrego. Nie mogłem nawet zareagować i ostatnie co zobaczyłem to Litwę w błysku rozszalałej burzy czując jak żelazo szybko przejeżdża mi po gardle.

***********************************************************************************************

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top