Wyluzuj
Pov. Niemcy
Wchodząc do pół ciemnego pomieszczenia baru razem z Chile usiedliśmy przy jednym z kilu wolnych stołów przy ścianie z fotelami.
C: No to powiedz. – Zaczęła kiedy przysuwając walizkę wygodnie usadowiła się na przeciwko mnie.
C: Co to za „Flaga" nawiedza to miasto? – Zapytała wołając ręką kelnera by dać mu nasze zamówienia.
C: W ogóle nieciekawa ta nazwa jak na złoczyńcę szczególnie w mieście gdzie żyje większość Flagowców. – Skinąłem lekko głową na znak zgody.
N: Masz rację, ale jego imię wzięło się od tego, że maluje swoje ofiary by przypominały Flagowców. W ten sposób podkreśla ich narodowość i skąd się wywodzą. – Na moje słowa Chile mruknęła podnosząc lekko brwi do góry.
C: Jest to jednocześnie niepokojące i ciekawie. – Stwierdziła a ja nie mogłem jej zaprzeczyć. Przez to, że Polska interesuje się tą sprawą od pierwszego przypadku ja też po części wiem o tym dość osobliwym mordercy.
N: Prawda. Polska próbował znaleźć schemat. Jednak gdy coraz bardziej zagłębiał się tym więcej pytań miał.
C: Polska pracuje przy tej sprawie? – Zapytała się Chile spoglądając na mnie z zaciekawionym spojrzeniem a dostając razem ze mną szklanki z napojami zaczęła mieszać w swoim Chicha.
N: Właściwie to dzisiaj oficjalnie go przydzielili. – Odparłem biorąc łyk kawy czując lekkie ukłucie w piersi. Za ten czas na twarzy Chile zobaczyłem uśmiech gdy poprawiając się na siedzeniu wzięła swoją szklankę.
C: Pewnie wcześniej nie dawał im żyć, że go nie przydzielili do tej sprawy. – Powiedziała lekko się śmiejąc.
C: Jest uparty i robi wszystko po swojemu jak mało kto. – Kłucie coraz mocniej mi doskwierało powodując, że byłem bardziej przybity, ale nie dałem tego po sobie poznać. Chile spojrzała na mnie tajemniczym wzrokiem lecz ja nieznacznie spuściłem wzrok.
N: Prawda. Jak zawsze wszystko robi by jego bliscy mu ludzie byli bezpieczni często nie zważając, że może zrobić sobie krzywdę. – Przez to i też mi. Wiele było takich momentów a zwłaszcza w jego pracy. Nie chcę by z niej zrezygnował bo wiem jak ona jest dla niego ważna i chociaż mnie frustruje jego rozwój a moja niemoc to bardziej nie ścierpiałbym gdyby kolejna osoba, którą kocham zniknęła z mojego życia.
C: Ale to go nie umniejsza w twoich oczach. - Upiła ze szkła czerwony napój. Nie umniejsza. Powtórzyłem za nią w myślach podnosząc filiżankę i wpatrując się w lekko falującą powierzchnię kawy. Nie umniejsza, ale powoduje, że bardziej boli mnie myśl jego utraty. Kiedyś przyjdzie na pewno taki dzień jak tamten, że będę patrzył jak znika z moich oczu nie pozostawiając po sobie nic tyko kłujące wspomnienia a ja nie będę mógł nic zrobić.
C: Niemcy? – Niezauważalnie wzdrygnąłem się i zrozumiałem, że znów powróciłem do tamtego dnia. Przez sekundę znieruchomiałem, by po chwili opanowania podnieść wzrok.
N: Słucham. – Rzekłem mając nadzieję, że nie zobaczy mojego bólu z którym mi tak ciężko się dzielić.
C: Co się stało? - Na jej pytanie zauważyłem jak moje ręce zaczęły się trząść. Szybko odstawiłem filiżankę by nie rozlać kawę. Przez chwilę nie odpowiedziałem zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie chcę o tym mówić, ale też nie chcę jej okłamywać, że nic się nie stało. Powinna wiedzieć. Zamknąłem oczy, by po kilku wdechach i wydechach unieść wzrok na Chile.
N: Zabiłem brata. – Powiedziałem pokrótce słowa. Słowa, które Polska tak nienawidzi i wybija je z mojej głowy. Uśmiechnąłem się w duchu na to jednocześnie widząc jak Chile na moje słowa znieruchomiała a jej oczy rozszerzyły się by później marszcząc brwi je zwęzić.
C: Te słowa to nie ty. – Powiedziała intensywnie wpatrując się we mnie.
C: Ty przecież nawet swojego ojca...
N: Prawda. – Przerwałem jej by po chwili wziąć głęboki oddech i kontynuować.
N: Ale wtedy tak myślałem i nie wpuszczałem żadnej innej myśli do mojej głowy. – Nie byłbym wstanie nikogo zabić. Ponieważ nie chcę być jak ojciec. Lecz kiedy umarł mój brat bałem się, że przez jego odejście i ból, który pozostał po nim znów zacznie się tamten koszmar, który zatrzymuje mnie na krawędzi.
N: Teraz wiem, że to nie moja wina, jednak nadal czuję, że mogłem inaczej postąpić.
C: Co masz na myśli? – Zapytała i na chwilę siedzieliśmy w ciszy.
N: Kiedy ujawniono zbrodnię ZSRR'a, Flagowców, których więził zabrali do szpitala. Także mojego brata. - Zacząłem. Brata, którego nawet o istnieniu nie wiedziałem.
N: Wierz, że przychodziłem do niego by z nim przebywać i rozmawiać. Na początku to ja dużo opowiadałem przez to, że NRD nie miał połowy twarzy. - Nie przeszkadzało mi to ponieważ w końcu mogłem być z kimś z rodziny kto nie jest ojcem w śpiączce. Chile nic nie powiedziała.
N: Po miesiącu brat przyzwyczajając się do swojego ubytku mógł już tworzyć zdania i powoli mi opowiadać co się działo przez jego całe życie, które spędził w posiadłości ZSRR'a. Wymieniając się zdaniami po niecałym roku powiedział mi, że chciałby zobaczyć miejsce w którym się urodził. Długo się zastanowiłem czy to zrobić, ale zostałem przekonany przez Polskę. – Nie byłem do tego przekonany by mój osłabiony od tortur i ubytków brat gdzieś ze mną wyjeżdżał, ale Polska, który wtedy był zajęty kłóceniem się o to by go wpuścili do badania pierwszej ofiary „Flagi", wręcz mi nakazał bym pojechał z bratem. „P: On tego chce a co najważniejsze ty tego chcesz a nie zawsze dostajesz szansy bycia przy rodzinie."
N: Trasę, transport, bilety. Wszystko załatwiłem a nawet wyprosiłem specjalne pozwolenie ze szpitala bym mógł spędzić ze swoim bratem w rodzinnym mieście... Zwiedzaliśmy cały dzień. Cieszył się a ja razem z nim pokazując mu zabytki i ciekawe miejsca oraz miejsce gdzie był nasz dom. A pod koniec dnia wyniosłem go na Wieżę Zwycięstwa. –Zawiesiłem na chwilę głos przypominając każdy szczegół tamtej chwili.
N: Oglądając panoramę Berlina, naszego rodzinnego miasta, w powoli zachodzącym słońcu i podmuchach lekko chłodnawego wiatru, który muskał nasze twarze... Zmarł na moich rękach. – Między mną a Chile zapadła cisza i było tylko słychać cichą muzykę i rozmowy w pomieszczeniu. Lecz ja patrząc się na porcelanowe naczynie znów byłem na oświetlonej słońcem wieży i słyszałem ostatnie słowa NRD do mnie. „Danke Bruder."
N: Nie wiedziałem co mam począć. – Zacząłem po chwili nadal nie spoglądając na Chile.
N: Byłem tak zdruzgotany, że tylko patrzyłem jak rozsypuje się w moich rękach a jego prochy rozwiewa wiatr bym nigdy już go nie ujrzał. – Westchnąłem.
N: Chciałem uszczęśliwić brata, chciałem być przy nim i dlatego myślałem, że przez to moje „chcę" spowodowałem jego śmierć. - W tedy patrząc jak znika mi z rąk znikała też moja największa nadzieja, która mnie utwierdzała, że w naszej rodzinie może być dobry człowiek. Dlatego nie dopuszczałem do siebie myśli, że może zniknąć. Że może mnie opuścić i zostawić z rozpaczą i mętlikiem w głowie. Nagle poczułem jak ktoś chwyta mnie w mocnym uścisku.
C: Och Niemcy. – Powiedziała mi Chile współczującym głosem przytulając mnie.
C: Jak dla mnie postąpiłeś słusznie, dając mu wspaniałe ostatnie chwile. – Rzekła a kiedy oderwała się zobaczyłem jak w jej oczach zaszkliły się łzy. Lecz po chwili poczułem jak lekko mnie walnęła w ramię.
C: Ale uprzedzaj mnie kiedy zaczniesz mówić mi o takich smutnych rzeczach. Dopiero co przyjechałam z zamiarem wydarcia się na Ami, że nie odpisywał mi przez twa tygodnie. – Powiedziała z wyrzutem z drżącym głosem. Uśmiechnąłem się w myślach. Może teraz mogę o tym opowiadać choć nadal czując w sobie głęboką pustkę, kiedy przypomnę sobie tamte chwile. Był jednak czas, że tak bardzo dotknęła mnie utrata brata, że bojąc się moich własnych uczuć zamknąłem się na wszystkich. Tylko dzięki Polsce mogę znów normalnie funkcjonować.
N: Już nie będę cię zasmucał. – Powiedziałem patrząc się na Chile.
N: Ale ty nie bądź zła na USA. Ja też nie mam z nim wielkiego kontaktu ponieważ razem z Kanadą polecieli do Wielkiego Basenu Artezyjskiego. – Dziewczyna ocierając łzy przysunęła swój drink do siebie by teraz siedząc obok mnie kontynuować rozmowę.
C: Czyli w końcu pojechali. – Powiedziała głośno wzdychając by powstrzymać drżący głos a także ciągle napływające łzy do jej oczu.
C: I pewnie nie za szybko stamtąd wrócą?
N: Możliwe. Lecz nie mogę tego stwierdzić kiedy wrócą. – Chile już opanowując swoje emocje po niedawnych informacjach uśmiechnęła się lekko.
C: Spokojnie znając Ame to bardziej powinniśmy się martwić o teren, na którym się znajduje niż o niego samego. – Powiedziała uśmiechając się nieznacznie.
N: Nic go nie zatrzyma jak ma wyznaczony cel. – Powiedziałem zanurzony w dawnych wspomnieniach.
C: Jeżeli już przy celach jesteśmy. – Zaczęła Chile biorąc łyk drinka.
C: Jak ci idzie z Polską? - Na jej pytanie prawie się zakrztusiłem, kiedy dopijałem kawę.
C: Jak dobrze pamiętam. To jak wyjeżdżałam byliście na etapie trzymania się za ręce. – Powiedziała i patrząc się w moją stronę podparła swoją głowę o rękę.
C: Wyglądaliście jak prawdziwa niewinna para. – Dodała ściszonym głosem przypominając mi jak Polska na początku naszej relacji z zawstydzeniem chwytał mnie za ręce. Poczułem jak lekko podnoszą się moje kąciki ust na to wspomnienie. Lecz nie na długo.
C: Przeszliście do następnego etapu? – Zapytała normalnym głosem lecz dla mnie było to jak grom z jasnego nieba gdzie razem z nim do mojej głowy wraz z kłuciem w piersi weszły dzisiejsze słowa Polski „Dotrzymam obietnicy".
N: Dopiero od niedawna jesteśmy. – Powiedziałem ze spokojem w głosie poprawiając okulary, ale w sobie czułem niepokój. Złączyłem ręce, które znów zaczęły się trząść, lecz Chile, na moje szczęście, nie zwróciła na to uwagi.
C: Cóż, Polska chociaż wie jak z kobietami się obchodzić to ty dla niego jesteś nadal nieznanym morzem. – Powiedziała cicho się śmiejąc nadal podpierając swoją głowę o jedną dłoń a drugą obracając szkłem.
N: Dlatego zbytnio go nie poganiam, ale... - Zawiesiłem głos.
C: Chciałbyś to przyśpieszyć.
N: Nie! – Odpowiedziałem i od razu pożałowałem tej odpowiedzi.
C: Nie? - Zapytała a słysząc jej zdziwienie w głosie westchnąłem i chwyciłem się za głowę by poukładać myśli oraz opanować rozchwiane emocje przez jej wtrącenie.
N: Wiem, że może to się wydawać dziwne, ale nie chcę by tak szybko zbliżał się do mnie. - Zacząłem by po chwili ponownie zawiesić głos. Naprawdę cieszę się na nasz wspólny wieczór, ale przez to czuję się przytłoczony. Polska szybko posuwa się do przodu nie tylko z pracą ale także w naszym związku nagle przyśpieszył zwłaszcza po tym jak mi brat zmarł a to staje się dla mnie jednocześnie frustrujące i niepokojące. Ja też chcę iść na przód, ale czas mi nie sprzyja.
N: Przez to czuję, że zostanę w tyle. – Wydusiłem z siebie patrząc się na moje splecione drżące ręce czując to okropne kłucie w klatce. Tak bardzo mnie to dręczy, że nie wiem jak postąpić w związku z tym. Rozdziera mnie jednocześnie moje szczęście oraz lęk. Usłyszałem jak Chile cicho wzdycha.
C: Chyba to przypadłość perfekcjonistów. – Powiedziała a ja spojrzałem na nią zdziwiony jej słowami. Chile chciała rozwinąć myśl, ale nagle jej przerwał czyjś głos.
???: Kto ma przypadłość perfekcjonisty? – Patrząc się za Chile w kierunku osoby, która nam przerwała dyskusję zobaczyłem dobrze mi znanego Flagowca o zielonej karnacji.
C: Na pewno nie ty. – Odparła z nutką złości odwracając się do Brazylii.
B: Eita porra (cholera)! Chile, czyli jednak żyjesz! - Wykrzyczał zaskoczony jej widokiem prawie jakby zobaczył ducha.
C: Oczywiście, że żyję estúpido. I z chęcią bym cię teraz zatłukła nie tylko za to, że mi przerwałeś, ale także za tą ilość SMS-ów, które przeszkadzały mi w spaniu. – Wytknęła mu dźgając go w pierś.
C: Zapamiętaj sobie coś takiego jak zmiana czasowa. – Brazylia tylko uśmiechnął się i podniósł ręce na znak poddania się.
B: Zapamiętam, jeżeli w ogóle gdzieś tak daleko jeszcze polecisz. – Zaśmiał się siadając naprzeciw nas.
B: Przez tego „Flagę" interesy nie idą jak wcześniej... Ale wróćmy do tego dlaczego mówisz, że Niemiec ma przypadłość perfekcjonisty? Jakby ciągle tego nie miał. – Ostatnie zdanie powiedział ciszej z żartobliwością podpierając swoje ręce na stole.
C: Nie wiem czy takiemu nachalnemu człowiekowi mogę cokolwiek powiedzieć. – Rzekła Chile z wyniosłością.
B: Nie jestem nachalny. – Powiedział niewinnym głosem.
C: To co ty tu robisz? – Zapytała oskarżycielskim tonem.
B: To samo co ty. - Podpowiedział jakby był zdziwiony, że w ogóle zadała takie pytanie.
B: To mój ulubiony bar. Dają naprawdę dobre panquecas com tapioca. – Na jego słowa Chile westchnęła.
C: Czy w jakimś barze ciebie nie ma?
B: Napewno w tych gdzie nie podają dobrych dań. – Rzekł uśmiechając się zadziornie.
C: Czyli nie. – Rzekła z rezygnacją.
B: To jak cię już zaspokoiłem twoją ciekawość to teraz zaspokoisz moją i odpowiesz na pytanie? – Zapytał się nie dając za wygranego. Chile spojrzała na mnie z niemym zapytaniem a ja skłoniłem głową na znak zgody. Lepiej jego nie niepokoić a chciałbym usłyszeć myśl Chile.
C: Sądzę, że Niemiec ma tą przypadłość ponieważ myśli, że jak Polska zrobi kolejny krok w ich związku on zostanie w tyle. – Powiedziała a Brazylia, który spoglądał na Chile teraz z wielkimi oczami patrzył się w moją stronę.
B: Kiedy? – Zapytał się a ja znając najlepszego przyjaciela USA wiedziałem o co mu chodzi.
N: Dzisiaj. – Odpowiedziałem z obojętnym wyrazem twarzy myśląc, że mu wystarczy taka odpowiedź ale się myliłem.
B: To co ty tu robisz? – Zapytał tak jakbym popełnił zbrodnię.
N: Siedzę i z tobą rozmawiam. – Brazylia na moje słowa popatrzył na mnie z pobłażaniem.
B: To widzę. Ale dlaczego nie jesteś z Polską? – Westchnąłem. Widać nie odpędzę go od tej konwersacji.
N: Dostał sprawę „Flagi". – Zielony Flagowiec wyprostował się mając zdziwioną minę.
B: I wybrał jego a nie ciebie?
N: Wybrał oba. – Poprawiłem go a Brazylia uśmiechnął się wyszczerzając zęby.
B: Czyli zrobicie to.
N: Na to wygląda. – Odpowiedziałem nadal mając spokój na twarzy, ale czułem lekkie ciepło na moich policzkach. Jakoś nigdy nie przepadałem za takimi rozmowami.
B: Ziom! – Zawołał z niedowierzaniem w głosie.
B: Nie cieszysz się? Przecież długo na to czekałeś. Czy może boisz się, że cię poniesie?
C: Przepraszam. – Zaczęła przerywając naszą rozmowę a ja mogłem odetchnąć z ulgą, że nie muszę odpowiadać na jego ostatnie pytania.
C: Ale możecie przy mnie nie mówić szyframi i mi powiedzieć o co chodzi? – Brazylia słysząc jej pytanie westchną ostentacyjnie.
B: Widać, że nie czytałaś wiadomości. – Rzekł a Chile głośno prychnęła.
C: Jakbym je czytała to tygodniami by mi zajęło zanim bym je odszyfrowała. – Rzekła z kpiną w głosie podkreślając to wymachnięciem ręki.
B: Nie moja wina, że nie idziesz z duchem czasu. – Wytknął jej by jeszcze bardziej ją podrażnić, ale Chile tylko westchnęła wywracając oczy.
B: Ale jeżeli chcesz wiedzieć co jest grane to lepiej, żeby to on ci powiedział. – Dodał kiwając na mnie głowę. Spojrzałem na niego z pod okularów i zastanawiałem się jak to się stało, że nagle jestem w takiej sytuacji.
C: Więc? – Zapytała a ja nieznacznie chrząkając odwróciłem się do niej by nie patrzyć się na tego, który mnie w to wplątał.
N: Polska obiecał mi, że spędzimy dzisiejszy dzień i noc.
B: Chciałeś powiedzieć upojną noc. – Wtrącił. Patrząc się cały czas na Chile, która też intensywnie spoglądała na mnie, próbowałem nie zwracać uwagę na komentarz Brazylii, ale i tak poczułem szczypiące ciepło na moich policzkach.
B: Więc jak? Będziesz powściągliwy czy pójdziesz od razu na...
C: Bryz. – Przerwała mu łagodnym i miłym głosem by po chwili odwracając się w jego stronę zmienić głos na stanowczy i szorstki.
C: Cállate. (Zamknij, się) – Powiedziała prawie syczącym głosem wpatrując się na Brazylię, który teraz siedział cicho jak zaklęty.
C: A ty. – Zwróciła się do mnie wskazując na mnie palcem.
C: Przestań za dużo myśleć. – Zapadła między nami cisza i dopiero po chwili dziewczyna widząc, że patrzymy się na nią z oczekiwaniem na kontynuację głośno westchnęła.
C: Niemcy. – Zaczęła już spokojniejszym głosem.
C: W cale nie będziesz z tyłu. – Powiedziała dobitnie.
C: Nie wiem jaka myśl spowodowała, że tak myślisz, ale powinieneś chociaż na chwilę przestać wszystkiego analizować.
B: Ma rację. – Ostrożnie wtrącił się Brazylia.
B: Zawsze podziwiałem u ciebie perfekcję, ale masz jej za dużo. Powinieneś wyluzować i cieszyć się życiem. Łapać garściami to co przyniesie los. – Powiedział uśmiechając się w moją stronę. Usłyszałem jak Chile głośno westchnęła.
C: Chociaż mi ciężko zgadzam się z Brazylią. Niemcy, to nie żaden wyścig szczurów. Nikt tu nikogo nie chce przegonić a jeżeli już to bardziej dogonić. – Jej ostatnie słowa mnie zdziwiły. Jak to dogonić?
B: Pewnie. – Przyznał jej rację Brazylia co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło.
B: Polska też się przejmuje na swój własny sposób. Może jesteście przyjaciółmi z dzieciństwa, ale nie zna tej strony ciebie gdzie większość czasu z nami spędziłeś. Nie wiesz jak długo się przymierzał żeby zapytać nas o ciebie a zwłaszcza Ami. – Ostatnie słowa powiedział śmiejąc się cicho a Chile na chwilę się do niego dołączyła i obaj przez krótki czas chichotali a ja z dezorientacją patrzyłem się na nich.
C: Dlatego. – Zaczęła Chile.
C: Choć wiem, że to dla ciebie trudne. Nie przejmuj się. A jeżeli nie daje ci to spokoju możesz porozmawiać o tym z Polską. Nawet jeżeli jest nieprzewidywalny w takich sytuacjach to na pewno po jakimś czasie zrozumie. – Może i ma rację, że rozmowa jest ważna. Jednak to znaczy, że kolejny raz będę polegać na Polskę. Nie chcę tego. Każdy doświadczył mrocznej i krwawej przeszłości a to tylko ja z nią się nie pogodziłem. Muszę uporać się z tym sam. Usłyszałem jak Brazylia głośno westchnął.
B: Dobrze, że ja nie mam takich problemów. – Przemówił po chwili usadawiając się wygodniej zakładając ręce za głowę. Chile prychnęła na jego stwierdzenie.
C: Bo niby twój związek jest perfekcyjny? – Powiedziała z ironią.
B: Oczywiście. Nigdy nie porzucę mojej najpiękniejszej róży a ona mnie.
C: Skąd taka pewność?
B: Zaręczyliśmy się! – Wykrzyczał niespodziewanie Brazylia rozkładając ręce na boki.
C: Kiedy?! – Zapytała się nie mniej cicho z otwartymi szeroko oczami ze zdziwienia.
B: Trzy miesiące temu. Pisałem ci. – Odpowiedział udając obrażonego pochylając się w stronę Chile.
C: Mówiłam, że twoje SMS-y to hieroglify. Mogłeś zadzwonić!– Przysłuchiwałem się dalej ich dość entuzjastycznej rozmowie nadal rozmyślając nad tym co mi powiedziała Chile. Choć chcę się z tym uporać sam to stwierdzenie „Nie przejmuj się." nie leży w mojej naturze. Chociaż już tyle razy to słyszałem od różnych mi osób to może kiedyś w końcu mi się uda urzeczywistnić te słowa i choć na dłuższy czas poskromić swój lęk, który powoli zżera mnie od środka i „wyluzować".
Pov. Polska
Dojechałem do parszywej dzielnicy. Dzięki przyjacielowi z komisariatu dowiedziałem się, że tu mieszkała dzisiejsza ofiara „Flagi"... To już prawie 50 dni od pierwszej jego ofiary. Morderca porywa swoje ofiary bez żadnych świadków ani śladów by po dobie zostawić je przykryte białym materiałem. Umyte oraz staranie umalowane zwłoki zawsze kładzie na ulicy o nazwach związanych miejscem pochodzenia ofiary. Wszystko to robi zanim ktokolwiek poinformuje o zaginięciu tej osoby. Nawet zapętla nagrania z kamer by uniemożliwić rozpoznanie. Wkurzająco cwany typ. Wcześniej zabijał naprzemiennie. Raz mężczyzna a po kilku dniach kobieta. Karola z Wenezueli, Évelyne z Korsyki, Paias z Papua-Nowa Gwinea i Hisham z Sudanu. Miałem wiele teorii i przypuszczeń na temat jego schematu, ale z tych wszystkich od najbardziej banalnych do dość skomplikowanych pasowała mi mi tylko jedna. Atakuje kontynentami. Jedna śmierć jeden kontynent. Jednak teraz zostawiając ciało Egipcjanki zaburzyła ten schemat. Możliwe, że albo właśnie popełnił błąd albo jak ja znudził się monotonią w pracy.
Mijając trochę zaniedbane domy przypominałem sobie, że kilka lat temu odwoziłem Riham pod jej blok. Pracowaliśmy razem więc to nie było dziwne, że ją odwoziłem, ale i tak mimowolnie przymierzałem się do niej. Była piękna i młoda i poparu dniach już ją miałem w garści. Ach ja dawny ja. Wystarczało mi kilka dni by kobiety przede mną się otwierały, ale zawsze kiedy to następowało nudziłem się nimi i zrywałem, ale tak by nie miały mi tego za złe. Przez to nigdy nie mogłem znaleźć tej, która by mi zawróciła w głowie oraz napełniła moje nienasycenie. Sądziłem nawet, że nikt nie zdoła mnie omamić i sprawić, że moje serce zabije mocniej aż do nieoczekiwanego wyznania Niemca. Czując wiatr spowodowany prędkością motoru skręciłem w jedną z dróg a przyglądając się numerom mieszkań przy których stała lub siedziała niekiedy grupa ludzi jechałem do wyznaczonego celu. Niemcy nie tylko zawrócił mi w głowie ale i sprawił, że inaczej spojrzałem na siebie samego. Nigdy nie sądziłem, że tą moją wielką pustkę wewnątrz mnie wypełni po brzegi mężczyzna i to jeszcze najlepszy przyjaciel. Ale chociaż minął jak z bita strzelił już rok to ciągle nie wiem czy to co czuję do niego to naprawdę ta miłość, o której wszyscy tak nawijają. Nigdy nie kochałem przez to nie mam pewności do tego, ale jedno wiem na pewno. Nikt tak na mnie nie oddziałuje jak właśnie Niemiec. To jest moja prawda i nie chcę by to się zmieniło.
W końcu znajdując konkretną cyfrę zaparkowałem przy przyległej do bloku drogi. Zdejmując kask już miałem zamiar pójścia do budynku kiedy nagle usłyszałem głos za sobą.
1: A cóż to nam się tu przyplątało? – Zapytał mężczyzna. Cholera.
2: Nie często ktoś tu nas zawita, jeszcze taki laluś jak ty. – Rzekł inny głos bardziej oschły. Nie odwróciłem się do nich, ponieważ jak zobaczą, że jestem Flagowcem to szybciej będą chcieli mnie zadźgać. Niezauważalnie przesunąłem kask by w odbiciu zobaczyć ludzi, który mnie przydybali. Wszyscy byli „normalnymi".
3: A może przyszedł do tej szmaty? – Zapytał wyższy z nich. Na jego słowa moje mięśnie lekko się napięły. Spokojnie. Patrząc na kask i na boki zobaczyłem, że jest ich więcej. Może z sześć do dziewięciu ludzi.
1n: Zawsze miała wygórowane standardy co do facetów. Pizda jebana. – Skomentował ten, który pierwszy do mnie zagajał.
3n: Chociaż teraz nie będzie miała nic przeciwko. – Po jego słowach usłyszałam jak grupa ludzi za mną zaśmiała się na ten komentarz.
2n: Przykro mi kolego. – Zaczął tym samym uspakajając wszystkich. To pewnie ich szef.
sz: Jeżeli chciałeś zaruchać to niestety szmata umarła.
P: Mówicie o Riham? – Zapytałem się lekko odwracając głowę, ale tak by nadal nie widzieli mojej twarzy.
sz: Ta.. Chyba tak się nazywała. – Odparł ze znudzeniem w głosie.
1n: Suka zasłużyła sobie! Bratała się z jebanym Flagowcem! – Jeszcze bardziej moje mięśnie się naprężyły a palce zacisnęły się na kasku. Jednak oddychając próbowałem się uspokoić. Nie chcę się bić.
P: Znacie go? – Zapytałem się spokojnym i opanowanym głosem choć to nie było łatwe, kiedy słyszę takie obelgi.
sz: A czy to jest ważne? Jak dla mnie każdy Flagowiec jest takim samym glistą.
P: Jednaj chciałbym poznać imię kogoś kogo same ścierwa nazywają glistą. – Powiedziałem a po chwili usłyszałem jak głos szefa stał się bardzie oschły a nawet syczący.
sz: Miło się z tobą rozmawia, ale przyjechałeś na mój teren. – Zaczął.
sz: Taki laluś jak ty na pewno masz coś takiego jak kasę. – Widziałem jak w odbiciu kasku „normalny" zaczął zbliżać się do mnie wyjmując coś ze spodni.
sz: Zapłać za cło a przeżyjesz i bezpiecznie odjedziesz do innej słodkiej kurwy. – Na te słowa przyłożył mi coś zimnego w tył mojej głowy. Spokojnie.
sz: A jeżeli chcesz wiedzieć jaka glista ruchała tą wygwizdaną sukę z chęcią za tą informację zabiorę sobie twój pojazd. – Jebać to. Słysząc to szybko odwracając się chwyciłem jego broń a zamachnąwszy się kaskiem uderzyłem go w głowę. Przez impet i siłę „normalny" upadł rozbrojony na ziemię.
P: Nienawidzę kiedy ktoś mi grozi. – Zacząłem rozkładając broń jednocześnie czując jak krew nienawistnie szybko pulsowała w moich żyłach.
P: Ale najbardziej wkurwia mnie jak mężczyzna obraża jakąkolwiek kobietę! – Powiedziałem głośno i wyraźnie do osoby którą powaliłem głęboko oddychając. Teraz będąc odwrócony do bandy przodem dobrze stwierdziłem, że jest ich około ośmiu. Przypatrując się każdemu z nich słyszałem szepty mówiące „To Flagowiec". Nawet ich przywódca patrząc się na mnie dopiero po chwili ocierając zbolałe miejsce powoli wstał cicho się śmiejąc.
sz: Widzę, że jesteś mocny w gębie lalusiu. Ale chociaż jesteś z tych glist nie pokonasz nas wszystkich. – Powiedział rozkładając ręce. Przez jego gest na mojej twarzy zagościł uśmiech pogardy do nich czując coraz większy gorąc. Nie wiecie z kim zadarliście. Nadal trzymając kask w ręce już nie zważałem na moją próbę uniknięcia bójki. Czas się trochę rozruszać.
P: Z chęcią nauczę was manier. – Zacząłem przybierając już bardziej poważną minę.
P: Ale ostrzegam. Będzie bolało. – Powiedziałem z powagą w głosie i przybierając bojową postawę czekałem na ich ruch. Chociaż chciałem dać im porządną lekcję to pragnąłem nie wdawać się w bójkę by nie marnować cennego czasu. Może odpuszczą? Przywódca gangu wykrzywił się i pierwszy przypuścił atak. Po nim wszyscy rzucili się na mnie. Jednak nie. Unikając ataku uderzyłem pięścią szefa gangu by od razu schylając się uniknąć zamachu od innego „normalnego". Ciosem z dołu zwaliłem członka gangu a siłą zakładając kask kolejnemu dryblasowi walnąłem go z całej siły kolanem w brzuch by po chwili zdejmując mu hełm dostał ode mnie z buta w głowę. Nie tracąc impetu rzuciłem nakryciem głowy obezwładniając tym sposobem kolejnego „normalnego". Czując gorąc napaliłem się. Powalałem z satysfakcją kolejnych członków gangu. Krople krwi i potu latały w powietrzu a na mojej twarzy coraz bardziej pojawiał się uśmiech. Nawet jak obrywałem to w twarz albo w brzuch po każdym uderzeniu czułem jak gniew wypływa we mnie zostawiając miłe doznanie spokoju. To lubię. Po paru minutach bicia i obezwładniania napastników w końcu pośród wijących się z bólu „normalnych" zostałem tylko ja i szef gangu. Obaj głośno sapiąc z wysiłku patrzyliśmy na siebie. Nie odrywając wzroku czując w ustach smak krwi przetarłem ręką kącik ust. Przez to zorientowałem się, że ciągle się uśmiecham. Cholera. Zdając sobie sprawę, że znów dałem się ponieść gniewowi beształem się w myślach za moje zachowanie. Mając zdzierane knykcie oraz ciągle czując posmak słodkiej mazi wzdychając rozluźniłem mięśnie. Gniew, który napędzał mnie do walki teraz zelżał a mój puls powoli odzyskiwał normalny rytm.
P: Wyluzujmy na chwilę. – Sapnąłem.
P: Powiedz tylko kto jest tym Flagowcem a będziesz mógł zabrać swoich ludzi. – Powiedziałem poprawiając swoją skórzaną kurtkę by zakończyć tą walkę. Jednak „normalny" nie dawał za wygraną i lekko zginając kolana przygotowywał się do kolejnego ataku.
sz: Myślisz, że jak jesteś glistą jesteś niepokonany? – Powiedział między głębszymi oddechami.
sz: ALE TAK NIE JEST! – Szybkim ruchem zamachnął się ręką a ja poczułem chłód oraz rozrywający ból w klatce piersiowej. Przez to na chwilę błysło mi przed oczami scena z koszmaru. Zachwiałem się a patrząc w dół przełykając ślinę zobaczyłem wbity we mnie sztylet.
P: Cholera. - Powoli drżącymi rękami chwyciłem nóż za rękojeść i oddychając płytko zacząłem powoli wyjmować ostre narzędzie. Czując jak mimowolnie mięśnie się napinają pod wpływem bólu w końcu wyjmując żelastwo rzuciłem go na bruk.
P: Moja koszula. - Trzymając się przez chwilę za krwawiącą ranę spojrzałem na szefa gangu, który z wielkimi z przerażenia oczami patrzył się na mnie.
P: Teraz to będziesz musiał mi wszystko wyśpiewać. – Powiedziałem syczącym głosem podpierając się o motor by nie upaść i poczekać aż rana się zasklepi. Za ten czas zdziwienie na twarzy „normalnego" znikło by ustąpić miejsce gniewu.
sz: Teraz mam pewność, że jesteście glistą tego świata. – Powiedział powoli podchodząc do mnie.
sz: Nie zważając na swoje zgniłe życie nie liczy się dla was ŻADNE. – Po tym „normalny" zaatakował mnie pięścią. Szybkim ruchem chwyciłem go za rękę i zginając się podciąłem mu nogi. Na mój ruch klatka piersiowa jeszcze bardziej mnie zapiekła, ale gdy szef się oparł o ziemię nie tracąc czasu walnąłem go z całej siły pięścią w twarz. Padł na bruk trzymając się za złamany nos, lecz jeszcze z nim nie skończyłem.
P: A teraz. – Zacząłem i głęboko oddychając od rozrastającego się bólu w piersi brutalnie chwyciłem go za ubranie.
P: Jak jesteś taki światowy powierz mi kim jest Flagowiec, który spotykał się z Riham. – Mrużąc oczy szef bandy mając teraz krew na twarzy tylko się lekko uśmiechnął.
sz: Nie powiem ci glisto. – Rzekł przez zęby. Siłą kładąc go brzuchem do bruku wykręciłem mu rękę przez to „normalny" głucho jęknął.
P: Jeżeli mi nie powiesz dostaniesz od tej glisty większą karę za nieumożliwianie śledztwa a także za napaść i próbę zabójstwa. – Powiedziałem spokojnym lekko ściszonym świszczącym głosem, który był bardziej spowodowany coraz większym bólem od zadanego mi ciosu niż gniewu. Cholerna rana. Widziałem jak mina szefa zrzedła na moje słowa i kilka razy kaszlnął.
sz: Nazywała go Eti. – Zaczął z niezadowoleniem.
sz: Szma... - Jęknął kiedy wykręciłem jeszcze bardziej jego rękę.
sz: Riham mając go za ochroniarza zawsze z nim jeździła, ale niedawno się zżarli, że aż ich darcia było słychać na całą dzielnicę. Pewnie po tamtym dniu poszła pierwszy raz sama.... A teraz mnie puść kurwa. – Chwilę w niego wpatrywałem nim prostując się puściłem go. „Normalny" wstając powoli odchodził a ja patrząc na jego plecy i ubrudzoną przez kurz koszulę przypomniałem sobie jego słowa. „Nie zważając na swoje zgniłe życie nie liczy się dla was żadne".
P: To co powiedziałeś jest nie prawdą... Doskonale wiemy jak jest cenne życie. Zwłaszcza wasze. – Powiedziałem a on chwilę się zatrzymał.
sz: Właśnie widzę jak was obchodzimy. – Powiedział po polsku by po tym plując krwią w moją stronę odejść razem ze swoją bandą. Widząc jak rodak zniknął za blokiem oparłem się ciężko o motor i przyłożyłem rękę do rany, która zakrwawiając mi bluzkę ciągle mnie przeraźliwie bolała.
P: Doskonale wiemy jak cenne jest życie. – Wyszeptałem do siebie a kilka razy kaszląc zasłaniając ręką usta odsuwając ją zauważyłem krew na wewnętrznej stronie dłoni. Cholera. Bez normalnych nie istniejemy. Zawsze nawet jak nas nienawidzą próbowaliśmy uchronić nasz naród od „wyginięcia" i go wspierać. I jaką mamy za to nagrodę? Głęboko oddychając powoli drżącymi rękami rozpinałem koszulę by sprawdzić stan obrażenia jednocześnie analizując informację, którą dostałem od „normalnego". Teraz tylko poznać który Flagowiec ma przezwisko Eti.
???: To. Było. Zarąbiste! – Wykrzyczał jakiś głos obok mnie aż się wzdrygnąłem. Gdy tam spojrzałem zobaczyłem, że po mojej prawej strony stało dziecko.
???: Jak ich wszystkich powaliłeś i stłukłeś na miazgę! To było nieziemskie! – Krzyczał do mnie wymachując rękami a ja nadal podpierając się tyłem o motor zauważyłem, że mój wzrok trochę się rozmazał. Zamrugałem kilka razy by się skupić.
???: Co to było!? – Zapytał nieznajomy patrząc się na mnie z wielkimi oczami.
P: Słowiański wpierdol. – Odparłem by się odczepił i powróciłem do rozpinania białej, teraz już czerwonej od krwi, koszuli.
???: Naucz mnie. – Powiedział stanowczo nadal gapiąc się na mnie uniemożliwiając mi w spokoju sprawdzić swojego stanu.
P: Przykro mi, ale ja nie nauczam dzieciarni. – Rzekłem i z sykiem odrywając ubranie od rany zobaczyłem, że ze zranienia ciągle lała się krew. Cholera.
???: Nie jestem dzieciakiem. – Powiedział z oburzeniem nawet nie zważając, że jego rozmówca ma w piersi głęboką ranę. Chociaż czułem jak coraz bardziej ból tępił mi myśli prychnąłem na jego słowa.
P: Co ty nie powiesz? – Odparłem ze złością w głosie. Rana nie wyglądała za dobrze a jeżeli nie zacznie się zasklepiać lub tego nie zatamuję to za kilka minut mogę stracić przytomność. Muszę do szpitala.
???: Jestem już mężczyzną, ale żeby to udowodnić muszę nauczył się walki bym mógł tak jak ty skopać szczynom tyłki. – Kontynuował a ja za ten czas chwytając motor za kierownicę obliczałem, czy zdążę dojechać do szpitala nim wykituję. Chyba dam radę. Stwierdziłem siadając na machinie. Nie takie rany już miałem.
P: To nie określa mężczyznę. – Rzekłem mimowolnie do dzieciaka jadąc już w kierunku szpitala. Lecz nie ujechałam kilku metrów kiedy nagle czując nagły ból wzdłuż starego znamienia przed moimi oczami zaciemniło się i przewracając się straciłem przytomność.
***********************************************************************************************
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top