Rozdział 96

Proszę, przeczytajcie notkę pod rozdziałem :) Z góry dziękuję. 

Powiedzieć, że czas leciał Ginny szybko, to jak nie powiedzieć nic. 

Odkąd wróciła do szkoły zajęta była treningami, wygrywaniem meczów, a wieczorami, kiedy marzyła już tylko o śnie, zmuszona była się jeszcze uczyć. Nie miała czasu praktycznie na nic innego, zresztą nie tylko ona. 

Harry też popadł w rutynę, związaną z jego uczestnictwem na kursach aurorskich, które z dnia na dzień robiły się coraz bardziej wymagające. Profesorzy dawali im popalić, zarówno jeśli chodziło o teorie, jak i praktykę. 

- Nie, no! - wykrzyknął któregoś dnia Ron, wparowując prosto po zajęciach do domu Harry'ego. 

Panował tam niemiłosierny bałagan, ponieważ odkąd wyjechała Ginny, a było to już dwa miesiące temu, chłopak nie posprzątał tam ani razu. Na stole leżało mnóstwo kartek, na których wypisywane były różne dane, które okularnik wyszukiwał na zajęcia teoretyczne oraz gazety, które przeglądał w wolnych chwilach, ponieważ ciekaw był, co się dzieje na świecie. Oprócz tego, wszędzie, gdzie tylko się dało stały puste szklanki i talerze... Co prawda, Stworek próbował ten rozgardiasz ogarnąć, ale było to naprawdę ciężkie, gdyż Harry co rusz robił bałagan na nowo. 

- Co jest? - zapytał w końcu Harry, siadając na kanapie, z której chwilę temu zepchnął stos brudnych ciuchów. 

- Te kursy mnie wykończą. Serio. - warknął, po czym machnął różdżką wypowiadając zaklęcie Accio. Dwie butelki kremowego piwa podleciały do obu chłopaków, którzy wyszczerzyli się, po czym wznieśli toast. - Za wolność!

- Za wolność! - krzyknął Harry, po czym upił duszkiem pół zawartości butelki. - Jak bardzo, w skali od jeden do dziesięciu, zachowujemy się, jak niedojdy życiowe, popijając piwo w totalnym syfie?

- Zdecydowanie dziesięć. - przyznał Ron, śmiejąc się pod nosem. - Ale powiem ci szczerze, że właśnie tego mi było trzeba.

- Potrzebowałeś posiedzieć w totalnym syfie? - sarknął Harry, z westchnięciem podnosząc się z kanapy i biorąc w ręce kilka brudnych koszulek i kilka par spodni, niosąc je w stronę łazienki. 

- Zabrzmi to idiotycznie, ale tak. - mruknął rudowłosy, odkładając butelkę z piwem na stół, po czym zaczął pomagać przyjacielowi w ogarnięciu mieszkania, nie przestając mówić ani na chwilę. - No bo widzisz, mimo, że naprawdę kocham Hermionę, czasem potrafi być nieco... Nieznośna? Nadąsana? Czepialska? Zbyt poukładana? Zresztą, znasz Hermionę. Wiesz dobrze, jaka ona jest... A odkąd zaczęliśmy powoli przygotowywać się do ślubu stała się jeszcze gorsza. W sensie, kłócimy się trochę, nie o jakieś ważne rzeczy, ale i tak... No bo widzisz, ja podchodzę do tego wszystkiego spokojniej niż ona. 

- Domyślam się. - zaśmiał się okularnik, po czym machnął różdżką, a naczynia same zaczęły się zmywać. - Hermiona zawsze musi mieć wszystko dopięte na ostatni guzik.

- No właśnie. - potwierdził chłopak. - I to jest jej minus. Nie potrafi być w ogóle spontaniczna! 

- Ale z drugiej strony jej niezaprzeczalna wiedza i to, że miała zawsze wszystko uporządkowane niejednokrotnie nas ratowało. - stwierdził Harry, z czym Ron nie mógł się nie zgodzić. - Mimo wszystko, rozumiem jednak o czym mówisz. Merlinie, jak dobrze, że Ginny pozwala sobie na trochę luzu.

- Trochę? - spytał Ron. - Ona się przy tobie hamuje. Ta dziewczyna jest tak wyluzowana, jak sam George... Serio. 

- Nie musisz mi tego mówić, zdążyłem już zauważyć. - parsknął Harry. - To chyba jedna z jej lepszych cech. Z nią nigdy nie jest nudno. Wydaje mi się, że to właśnie dlatego Ted ją tak lubi. Jak był u nas ostatnio to bardzo chętnie się z nią bawił. Ogólnie to uważam, że twoja siostra będzie świetną matką. Ostatnio nawet gadaliśmy o...

- Dobra, bo schodzimy na złą drogę. Jako jej brat nie za bardzo mam ochotę na poznanie szczegółów z waszego życia uczuciowego. - oznajmił Ron, przerywając swojemu przyjacielowi, po czym wzdrygnął się i westchnął teatralnie. 

- Oj, tak mi przykro, że aż wcale. - sarknął Potter, robiąc głupią minę. - Chociaż w twoim wypadku to i tak progres, że za powiedzenie, że Ginny będzie świetną matką mnie nie uderzyłeś. 

- Uważaj, bo ciągle mogę to zrobić. Jesteś w zasięgu mojej ręki. - ostrzegł go Weasley, patrząc na niego z politowaniem. 

- A to nie tak, że jako auror powinieneś ludzi ochraniać, a nie ich bić?

- A to nie tak, że prawie nie zdałeś egzaminu z prawa czarodziei, a teraz cytujesz mi jakieś paragrafy? 

- A to nie tak, że... - ich przepychankę słowną przerwała Hermiona, która właśnie otworzyła drzwi od domu Harry'ego. Chłopak zaprosił ją tam już dzień wcześniej, stwierdzając, że dawno nie spędzili czasu całą trójką i, że wreszcie należało to zrobić.

- Hej, chłopa...! Merlinie, Harry, jaki tu bałagan! - wrzasnęła dziewczyna, odkładając na podłodze torbę z zakupami. - Chciałam zrobić obiad, ale póki co, to tu nawet nie da się normalnie chodzić.

- Przesadzasz. - mruknął, machnąwszy lekceważąco ręką. - Zresztą właśnie sprzątamy. 

- No! Ciesz się, że nie widziałaś, jak wyglądało tu jeszcze pół godziny temu. - wyszczerzył się Ron, po czym oberwał po głowie od Harry'ego. - Au! Za co to?

- Za bycie kretynem. - parsknął okularnik. - Takich rzeczy się nie mówi, trochę wyczucia.

- Oj, mówisz, jakbyś...

- Nie gadać, tylko sprzątać! - ponagliła ich Hermiona, torując sobie drogę do kuchni, gdzie zaczęła rozpakowywać zakupy i robić obiad. - Za dwadzieścia minut ma tu być taki błysk, że będę musiała założyć okulary przeciwsłoneczne, żeby nie raziło mnie w oczy, jasne?

Chłopacy pokiwali głowami, śmiejąc się pod nosem. Ta Hermiona zdecydowanie przypominała Hermionę ze szkoły. 

- Wydaje mi się, że nie tylko Ginny będzie dobra matką. - zaśmiał się cicho Harry, trącając przyjaciela łokciem. 

Ron jeszcze raz zerknął na swoją narzeczoną, która, mając bardzo skupioną minę, kroiła marchewkę, po czym wrzuciła ją do dużego garnka i uśmiechnął się, jakby rozmarzony. 

- Też mi się tak wydaje, Harry. 

*****

Niecałą godzinę później cała trójka siedziała przy stole w jadalni, zajadając się zupą, przygotowaną przez szatynkę. 

- Mam nadzieję, że wyszła mi dobrze. W przepisie nie napisali, ile dokładnie dodać soli i innych przypraw, więc musiałam zrobić to na wyczucie i...

- Spokojnie, Hermiono. Zupa jest wyśmienita. - zapewnił ją Harry, bardzo rozbawiony faktem, że nawet przygotowywanie zupy było dla dziewczyny tak ważne i ciężko jej było z tym, że mogła coś zrobić źle. 

- Potwierdzam. - przytaknął mu Ron z buzią pełną jedzenia, na co szatynka skrzywiła się z niesmakiem, a przyzwyczajony Harry jedynie wzruszył ramionami. - Jakby to było zadanie w Hogwarcie, dostałabyś wybitny. 

- Bardzo śmieszne. - prychnęła dziewczyna, niemrawo mieszając łyżką w misce. Dopiero wtedy jej przyjaciel i narzeczony zauważyli, że coś było nie tak. Jej włosy, które do pracy spinała w schludnego koka były roztrzepane, oczy nieco podkrążone, a paznokcie poobgryzane, co nie zdarzyło się jej chyba nigdy wcześniej. 

- Co się stało? - spytał w końcu Ron, przerywając ciszę, która zapanowała w pomieszczeniu. 

- Co? - mruknęła dziewczyna, jakby wyrwana ze swoich rozmyślań i rzeczywiście tak było. 

- Pytam, co się stało? - powtórzył chłopak, odstawiając talerz z zupą na bok, jakby chcąc pokazać jej, że jest gotów, by w pełni skupić się na niej. 

- Nic, co miało się stać? - mruknęła, bez przekonania, po czym westchnęła głęboko. 

- Okej, a tak poważnie? - dodał Harry, który również zdołał zauważyć, że coś nie gra. 

- A tak poważnie, to martwię się tym, co się obecnie dzieje. - przyznała, a Ron i Harry wymienili zdziwione spojrzenia.

- A co się obecnie dzieje? - spytał jeden z nich, a Hermiona przetarła twarz dłonią, w geście załamania.

- Czy wy żyjecie w epoce kamienia łupanego? - spytała z niedowierzaniem. - Całe ministerstwo trąbi o zabójstwie i unoszącym się nad domem mrocznym znakiem!

Usta obu chłopaków otworzyły się, tworząc literkę 'O'. Nie słyszeli o tym, mimo, że w ministerstwie spędzali ostatnio naprawdę mnóstwo czasu i ta wiadomość poważnie nimi wstrząsnęła. 

- Co? - zapytał głupio Harry, podnosząc się z miejsca i zaczynając krążyć po jadalni. - Jakie zabójstwo?

- To dość tajne, bo ministerstwo nie chce siać zamieszania... Nie chce, by dowiedziała się prasa. Ja usłyszałam o tym od kilku dziewczyn, pracujących w moim wydziale i nie wiem, co z tego jest prawdą, a co nie... Ale wiem, że do zabójstwa doszło na pewno. 

- Gdzie? Kto zginął? Dlaczego? Znasz jakiekolwiek szczegóły? - wypytywał Harry, podczas, gdy Ron podniósł się ze swojego miejsca i od razu podszedł do swojej narzeczonej, którą zamknął w szczelnym uścisku, wiedząc, że właśnie tego potrzebowała. Ron był jedną z nielicznych osób, a właściwie jedyną, której szatynka powiedziała o tym, jak bardzo boi się powtórki z 'rozrywki'... Jej psychika znacznie ucierpiała podczas wojny, a każde wspomnienie o śmierciożercach i ich możliwym powrocie bardzo stresowało dziewczynę. 

- Harry, daj jej chwilę. - syknął rudowłosy, czekając, aż Hermiona nieco uspokoi swój oddech, ale dziewczyna pokiwała głową, dając znak, że da radę to powiedzieć. 

- Nie znam dużo szczegółów, Harry. A już na pewno nie rzetelnych. Podejrzewam, że większość z nich to plotki... Zresztą osoby, które zajmują się tą sprawą same nie wiedzą zbyt dużo. Powstało dużo spekulacji. 

- Konkrety, Hermiono, konkrety!

- No więc, zginął ojciec Pansy... - mruknęła, odsuwając się delikatnie od Rona, choć dalej trzymała go za rękę. - Został klasycznie trafiony Avadą... Żadnych świadków, żadnych podejrzanych... Wiadomo tylko, że do domu, w którym znaleziono jego ciało, nikt się nie włamał, więc mężczyzna musiał wpuścić napastnika sam...

- A jego żona? 

- Nie żyje. - odparła sztywno Hermiona.

- Też zamordowana? - zdziwił się Harry, wyczekując odpowiedzi Hermiony.

- Nie. Ponoć zmarła wcześniej, w Mungu... Jak jeszcze chodziliśmy do szkoły. - wyjaśniła szatynka, zawzięcie patrząc w podłogę, jakby chcąc odciąć się od tego tematu. - Tego już nie jestem pewna, gdyż bardzo możliwe, że są to jedynie plotki... Ale ponoć Pansy bardzo przeżyła jej śmierć. Ktoś wspominał też, że ponoć wychodziła wtedy po nocach z dormitorium i płakała w pustych salach. 

- Akurat. - prychnął Ron, który, mimo poznania i polubienia Madeleine, dalej nie wyzbył się swojego uprzedzenia w kierunku Ślizgonów. - Ona nie ma serca.

- Gadasz głupoty, Ron. - westchnęła Hermiona. - Ja na przykład jestem w stanie uwierzyć, że bardzo to przeżyła. W końcu to była jej matka. 

- Wracajmy do tematu! - przerwał im okularnik, jakby myśląc nad czymś głęboko.

- Och, tak... No więc, nie ma żadnych śladów. Ministerstwo zastanawia się nad opcją, że jest to jakiś wyjątkowo głupi żart i ktoś postanowił wszystkich nastraszyć... Inna teza głosi, że to była swego rodzaju zemsta... Jeszcze ktoś inny mówił, że miało to być przypomnienie, że śmierciożercy nie próżnują. W końcu Pansy i ten auror, z którym uciekła dalej są na wolności, nie? 

Potter pokiwał głową... Szczerze powiedziawszy, w gąszczu tych wszystkich świetnych nowin, jak ciąża Fleur, czy nadchodzący ślub Charliego i jego narzeczonej, a także Rona i Hermiony, zapomniał w ogóle o kimś takim, jak Pansy Parkinson. A prawda była taka, że ta niezrównoważona dziewczyna dalej pozostawała niezłapana, tak samo, jak jej pomocnik w zbrodni. 

- Racja... - powiedział w końcu, po czym walnął dłonią o stół. - Jak on się w ogóle nazywał? Ten auror, z którym uciekła?

- Walter. - odparła szatynka. - Zamieszany był w to też ten cały Alioth, którego unicestwiła Ginny, ale go złapali.

- Chociaż tyle dobrego. - prychnął Harry, przywołując do siebie butelkę z ognistą. - A już było tak pięknie...

No hej! Myślałam, że się nie wyrobię, ale jednak się udało. Niestety, popsułam nieco tej sielanki, ale cóż... Pansy wciąż jest na wolności, a ja musiałam o niej nieco przypomnieć, hehe... Mam nadzieję, że rozdział się podobał. 

Po raz kolejny witam nowe osoby, które są tu od niedawna i od razu, mówię, że mam kilka krótkich ogłoszeń:

1. Dziękuję serdecznie za 50 tyś. wyświetleń pod tym ff... Może i ktoś powie, że 50 tyś. wyświetleń łącznie pod aż 95 rozdziałami to nie dużo, ale w momencie, w którym publikowałam te ff [a było to prawie rok temu - przypominam o nadchodzących one shotach i nie tylko, które będą wstawione tu 8 i 9 marca (kolejno dzień założenia przeze mnie wattpada i opublikowania pierwszego rozdziału)] nie spodziewałam się nawet 100 wyświetleń. 

2. Jeden shot mam już skończony, drugi piszę i mam nadzieję, że się wyrobię. Ogłaszam też, że mam jeszcze zamiar szybko napisać taki krótki, wyrwany z kontekstu tekst i nie wstawię, go jako osobnej książki, a dodam go do książki z ogłoszeniami, bo nie wiem, gdzie indziej mogłabym to wcisnąć. Mam nadzieję, że tam zajrzycie. 

3. Jeśli chcecie, to mogę też wstawić wam pierwowzór (wersję, która ujrzała światło dzienne na watt 9 marca, ale została już dwukrotnie poprawiona) pierwszego rozdziału tego ff i zobaczycie sobie, jak zmienił się mój sposób pisania. Ja się nieco uśmiałam. Dajcie znać, czy chcecie to zobaczyć. 

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam was wszystkich. Zdrówka!

27.02.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top