Rozdział 91

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem, bo mam tam dla was ważne pytanie, odnośnie specjala na rok mojej aktywności na watt

*****

Kiedy Ginny i Harry znaleźli się przed Norą na dworze było już ciemno, a z nieba zaczął spadać śnieg, co nieco poprawiło ich humor po dość nieprzyjemnej wizycie Dudleya i Madeleine. 

- Dobrze, że wzięłam ci kurtkę, czapkę i szalik. - stwierdziła rudowłosa, dalej nie wchodząc do środka domu, ponieważ zajęła się obserwowaniem spadającego z nieba białego puchu. - Uwielbiam śnieg, ale nie przepadam za zimą. Niezła ironia, co?

Harry zaśmiał się cicho, patrząc na swoją dziewczynę, ekscytującą się czymś tak przyziemnym, jak zwykły śnieg. Nadal ubrana była w swoją białą sukienkę, na którą zarzuciła kurtkę, jej makijaż był lekki, bardzo do niej pasując. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, uwydatniający urocze dołeczki w jej policzkach, które okularnik wprost uwielbiał, a jej rude włosy, obecnie rozpuszczone i nieco potargane przez wiatr, 'ozdabiały' płatki śniegu. 

To właśnie w tej chwili Harry naprawdę zrozumiał, że nikt nigdy nie będzie w stanie zastąpić mu dziewczyny, która przed nim stała. Na sam jej widok na jego twarzy również pojawił się uśmiech, jeden z tych, który był zarezerwowany tylko dla niej. 

- Wiem, że to już mówiłem, ale naprawdę tęskniłem. - powiedział pod wpływem chwili, bo zazwyczaj nie był tak wylewny w uczucia. Wszelkie smutki i złości związane z wizytą kuzyna odeszły dla niego w niepamięć, w momencie, w którym Ginny odwróciła się w jego stronę, patrząc na niego z czułością. 

Żadne z nich nie było zbyt uczuciowe, a przynajmniej nie często to pokazywali. Jednak, nawet im zdarzały się takie dni, w których po prostu mówili to, co myśleli, nie zastanawiając się nad tym, czy nie będzie to zbyt przesłodzone. Zresztą, Harry zauważył, że im byli starsi (a co za tym idzie, dłużej byli razem) takie dni zdarzały im się dużo częściej niż kiedyś, co wcale im nie przeszkadzało. 

- Uwierz mi, że ja też, Harry. - szepnęła dziewczyna, podchodząc nieco bliżej niego, aż w końcu dzieliły ich jedynie milimetry. - Te pół roku było naprawdę ciężkie. 

- Brakowało mi ciebie, gdy wracałem do domu po kursach. - powiedział, jednocześnie dłonią odgarniając kilka kosmyków rudych włosów za jej ucho. - Przyzwyczaiłem się już, że mieszkaliśmy razem, wiesz? 

Dziewczyna nie odpowiedziała mu, a zamiast tego wspięła się na palce, złączając ich usta w pocałunku. Nie był to namiętny pocałunek, taki, jak na kilka godzin wcześniej na dworcu. Ten był zdecydowanie delikatniejszy, jakby oddając ich wszystkie uczucia... Jakby za wszelką cenę chcieli wyrazić swoją tęsknotę, nie używając do tego żadnych słów. 

- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak szczęśliwy jestem mając cię przy swoim boku... Przy tobie naprawdę czuje, że jestem dla kogoś ważny, że ja też mogę mieć kochającą i szczęśliwą rodzinę. - oznajmił, kiedy się od siebie oderwali. Ich oddechy były przyspieszone, a policzki zaróżowione, choć ciężko było stwierdzić, czy bardziej od zimna, czy wirującej w powietrzu magii. 

- Kocham cię, mój ty romantyku. - zaśmiała się cicho dziewczyna, chwytając jego dłoń. Jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. 

- Ja ciebie też, ty ruda złośnico. - mruknął, powracając do ich standardowego zachowania. - A teraz, przepraszam, że muszę popsuć ten romantyczny nastrój, ale...wejdźmy już do środka, co? Cała się trzęsiesz. 

- Nieprawda! - zaprzeczyła, choć było to mało wiarygodne, zważywszy na fakt, iż szczękała zębami z zimna. 

- Nie dość, że złośnica, to jeszcze uparta. Mam cię wnieść tam do środka? Przecież już w zeszłym roku udowodniłem ci, że potrafię. - powiedział, mając na myśli sytuację, kiedy przed wszystkimi Gryfonami musiał wynieść Ginny, ponieważ ta postanowiła się na niego obrazić. 

- Obejdzie się bez tego. - sarknęła, ostatecznie otwierając drzwi i wchodząc do środka. 

Po jej ciele od razu rozeszło się przyjemne ciepło, ponieważ w Norze zawsze było bardzo ciepło. Szybko zdjęła z siebie płaszcz, a następnie buty, które odstawiła przy ścianie, po czym ruszyła w głąb domu, krzycząc przywitanie. 

- Ginny, kochanie! - ucieszyła się Molly, obejmując córkę. - Tak dawno cię nie widziałam, skarbie. No i oczywiście, Harry! Witaj, kochaneczku. 

Kobieta objęła również chłopaka, uśmiechając się szeroko. Na sobie miała niebieski fartuch w białe grochy, co jednoznacznie wskazywało na to, że była właśnie w trakcie świątecznych przygotowywań. 

- Pomóc ci, mamo? - spytała rudowłosa, śmiejąc się cicho. Choć jeszcze godzinę temu targały nią różne negatywne emocje, teraz rozpierała ją nieopisana radość. 

- Och, jak chcesz, dziecko. Większość i tam mam już zrobione, pomagała mi Hermiona, Fleur i Audrey, która teraz robi grzaniec. Fleur, z racji na dziecko, nie mogłaby go spróbować... 

- No tak... - mruknęła Ginny, wchodząc do kuchni, gdzie faktycznie znajdowała się Audrey, również ubrana w fartuszek. Kobieta stała przy kuchence, w dłoni trzymając kieliszek z grzanym winem, które popijała. Sądząc po jej uśmiechniętej minie, wyszło bardzo dobre. - Hej, pani Weasley

- Witam, panno niedługo Potter. - zażartowała kobieta, nie tracąc uśmiechu. - Dawno się nie widziałyśmy. 

- Od lata. - zauważyła dziewczyna, podchodząc do swojej bratowej i przytulając ją na przywitanie. Jej policzki były zarumienione, bo, mimo, że z Harry'm była już prawie dwa lata, nadal każda wzmianka, o tym, że miałaby w przyszłości zostać panią Potter, była dla niej, co najmniej, dziwna. 

Chwilę później Ginny pogrążyła się z Audrey w rozmowie, o najróżniejszych sprawach, w międzyczasie wkładając na siebie fartuch, po czym zajęła się przygotowywaniem sałatki. Molly szybko do nich dołączyła, zaczynając mieszać łyżką jakieś potrawy. Jedynie Harry stał z boku, nie wiedząc, jak mógłby pomóc, co szybko zauważyła pani Weasley. 

- Och, Harry, kochaneczku... Mógłbyś pomóc, rozwieszając te girlandy. - powiedziała, wskazując na szafkę, gdzie znajdowały się ozdoby. - Ja nie dosięgam, a Ron i Hermiona będą dopiero po dwudziestej drugiej. 

- Oczywiście, zaraz je zawieszę. - odparł spokojnie, podchodząc do owej szafki, po czym przystanął, jakby się nad czymś zastanawiając. - Pani Weasley?

- Tak? 

- Ron i Hermiona są u siebie w domu, czy poszli gdzieś indziej? - spytał, przypomniawszy sobie, o tym, jak spotkał przyjaciela w sklepie jubilerskim. Do tej pory nikomu nie powiedział, o swoich podejrzeniach, nie chcąc wprowadzać zamieszania, w razie, gdyby był to tylko zbieg okoliczności lub coś w ten deseń. 

- Z tego, co zrozumiałam, planowali gdzieś wyjść. - odparła, nieco zdziwiona tym pytaniem, kobieta. - Coś się stało?

- Nie, nie... Tak tylko pytam, zwykła ciekawość. - westchnął, zastanawiając, czy faktycznie może mieć rację. 

*****

Była już naprawdę późna godzina, kiedy to usłyszeli pukanie do drzwi. 

Pan Weasley, jako jedyny, który obecnie nie był zajęty niczym poważnym, natychmiast ruszył, by wpuścić gości, którymi - według jego przewidywań - mieli być Ron i Hermiona. Jednak, tym razem mężczyzna się mylił. 

Kiedy otworzył drzwi na oścież, jego oczom ukazał się ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewał i, kogo na pierwszy z początku nie poznał. 

- Charlie! Jak miło cię widzieć! - zawołał Artur, klepiąc syna po ramieniu, w ramach powitania. 

Te słowa znacznie ożywiły resztę, bo już po chwili w salonie znajdowali się wszyscy zebrani (Molly, Harry, Ginny, Audrey, Percy, Bill i Fleur, którzy teleportowali się do Nory pół godziny wcześniej). Charlie, mimo, że dostał zaproszenie na święta, zmuszony był odmówić, ponieważ nie dostał wolnego... A jednak, stał teraz przed nimi, wyglądając... Inaczej. 

- Ściąłeś włosy? - spytała Ginny, choć odpowiedź już znała. 

Charlie Weasley oficjalnie pozbył się swojej kitki, która tak nie podobała się jego matce. 

- A i owszem. - odparł, uśmiechając się szelmowsko. - Taka jedna mnie podpuściła, ale to teraz nieważne... Tak się cieszę, że was widzę! 

Kiedy minął pierwszy szok, związany z niespodziewanym pojawieniem się chłopaka, wszyscy ruszyli, by się z nim przywitać, pierwsza uczyniła to oczywiście Molly, która rzuciła się na syna, prawie płacząc ze szczęścia. 

- Tak bardzo się cieszę, że jednak dali ci wolne, Charlie. - powiedziała, patrząc na niego z uśmiechem. - I, Merlinie, błogosławię tę dziewczynę, która sprawiła, że skróciłeś włosy! 

- Dzięki, mamo. Od zawsze wiedziałem, że mogę być przy tobie sobą i czuć się swobodnie. - sarknął mężczyzna, drapiąc się po karku, który był pełen blizn po oparzeniach smoków. - Gdzie George? 

- U siebie. Ponoć ma duże zamieszanie w sklepie, w związku z tym, że ludzie kupują prezenty na ostatnią chwilę. Teraz pewnie układa przedmioty na półkach z Angeliną, by jutro znów sprzedawać towary. 

- Nie ma wolnego?

- Nie do końca. Pracuje, ale zamyka wcześniej, by przyjść na wigilię. - wyjaśniła Audrey, która ostatnio wdała się w dość długą rozmowę na ten temat razem Angeliną. 

- Dobrze, że będzie. Tak długo was nie widziałem, że miałem nadzieję spotkać was wszystkich. - uśmiechnął się chłopak, siadając na kanapie. Był zmęczony podróżą, którą musiał odbyć w mugolski sposób, ponieważ teleportowanie się do Nory bezpośrednio z Rumunii było niebezpieczne i groziło rozszczepieniem, czego wolał uniknąć. - A właśnie! Mam coś dla was!

Tuż po tym machnął różdżką, by przywołać do siebie kilka kopert, uśmiechając się przy tym w taki sposób, że Ginny już wiedziała, że musiało to być coś, co przyprawi ich matkę o zawał. 

- Po jednej dla każdej pary. - oznajmił mężczyzna, wskazując na koperty.

Z niemałym lękiem, Ginny sięgnęła po kopertę zaadresowaną do niej i Harry'ego, po czym wręczyła ją swojemu chłopakowi, nie będąc przekonana, czy chce zobaczyć, co znajduje się w środku. 

Tak właśnie okularnik zmuszony był zrobić to za nią. Chwycił w ręce kopertę, po czym otworzył ją, czytając jej zawartość w myślach. 

- Co to jest, Harry? - spytała zaniepokojona dziewczyna, gdy oczy jej chłopaka zrobiły się wielkie, niczym galeony. - Co ten głupek tam napisał?

- Że się żeni. - odparł oszołomiony. - Masz, zobacz. 

W pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie cichym śmiechem Charlie'go, który nie mógł zachować powagi, widząc miny rodziców i reszty rodziny.

- Charlie... - zaczęła Molly, po tym, jak nieco się uspokoiła i przetrawiła słowa, które odczytała z ozdobnej kartki, która okazała się być zaproszeniem na ślub. - Chcesz... Chcesz nam to wyjaśnić?

- Żenię się w listopadzie. - odparł dumny z siebie i ze swojego niecodziennego planu ogłoszenia faktu, iż się z kimś spotyka. - Fajnie, nie? 

- Charlie... Ale: jak to? 

- Poznałem taką dziewczynę, umówiliśmy się raz, drugi, trzeci... Zostaliśmy parą, a ja się jej oświadczyłem. Nic wielkiego. - zaśmiał się, wyszczerzając się przy tym, jak głupi. Powiedział to wszystko w naprawdę ogromnym skrócie, ponieważ cała relacja jego i jego narzeczonej była o wiele bardziej zawiła, ale uznał, że takie wytłumaczenie powinno Molly wystarczyć. 

- Nic wielkiego? Synu, ile wy się znacie? - zapytał pan Weasley, który był w niemniejszym szoku niż żona. - Małżeństwo to poważna decyzja. My nawet jej nie znamy, mało tego... My nawet nie wiedzieliśmy, że z kimś jesteś. 

- Spokojnie... Znamy się kilka lat, ale jesteśmy razem około rok. Ja wiem, że to nie dużo, ale, uwierzcie mi, wiem, co robię...

W momencie, w którym wszyscy w Norze byli w szoku, po wyznaniu Charlie'go, Ron i Hermiona przekroczyli próg jednej z mugolskich restauracji. Rudowłosy mężczyzna bardzo się postarał, wyszukując lokalu, który otwarty był do tak późnej godziny i to przed świętami, ale w końcu mu się to udało. Ubrany w garnitur, który wyjątkowo sam sobie uprasował (wolał nie przyznawać Hermionie, że podczas tego, rękaw jego koszuli nieco się przypalił), Ron odsunął krzesło dla swojej dziewczyny.

- Naprawdę nie wiem, co w ciebie dziś wstąpiło, Ron. - mruknęła szatynka, ubrana w długą, czerwoną sukienkę. - Cały dzień jesteś dla mnie zaskakująco miły. Odkąd jesteśmy w związku chyba nie było jeszcze takiego dnia, podczas którego nie miałam ochoty miotnąć w ciebie jakimś zaklęciem, wiesz?

- Czarująca, jak zwykle. - sarknął chłopak, a głos nieco mu zadrżał. Tego dnia był zestresowany tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Dokładnie przemyślał każde zdanie, jakie chciał wypowiedzieć, bojąc się, że coś popsuje, a cały plan, który tak skrzętnie przygotowywał legnie w gruzach. - Weź menu i wybierz, na co masz ochotę. 

Już kilkanaście minut później sympatyczna kelnerka przyniosła im ich zamówienia, które natychmiast zjedli. Ron cieszył się niesamowicie, że jedzenie okazało się dobre, bo inaczej całe przedsięwzięcie okazałoby się klapą. 

- Hermiono? - mruknął, kiedy zjadł swój posiłek i zobaczył, że talerz szatynki także został już opróżniony. 

- Tak? - spytała dziewczyna, przełykając głośno ślinę, gdyż, wnioskując po nerwowym zachowaniu jej chłopaka, zaczynała już domyślać się, o co chodziło. 

- Długo nad tym myślałem... Naprawdę długo i dużo razy pytałem samego siebie, czy chcę to zrobić... I odpowiedź zawsze była twierdząca, więc... - wziął głęboki oddech, wstając ze swojego miejsca, po czym uklęknął na jedno kolano tuż przed nią. 

Hermiona, mimo, że trochę się tego spodziewała, zakryła usta dłonią, a reszta gości (których nie było dużo, zważywszy na godzinę) zaprzestało rozmów i zaczęło przyglądać się owej sytuacji.

- Nie jestem dobry w przemowach, ale... Powiem ci tylko tyle. Jesteś najlepszym, co spotkało mnie w życiu i już w momencie, w którym cię poznałem, wiedziałem, że nigdy nie dasz mi spokoju. Co prawda, wtedy byłem z tego powodu niezwykle niezadowolony, ale teraz nie mógłbym być bardziej szczęśliwy. Nie wiesz nawet, jaką radość sprawia mi fakt, że chcesz być z kimś takim, jak ja, że o mnie dbasz i... Po prostu cię kocham. 

Trzęsącymi dłońmi sięgnął do kieszeni, gdzie ukryte miał pudełeczko z pierścionkiem i wyjął je.

- Hermiono, zostaniesz moją żoną?

*muzyczka z polsatu* Witajcie, moi drodzy. Nie wiem, co sądzę, o tym rozdziale, ale cóż... Wyszedł, jaki wyszedł i liczę, że nie jest najgorszy. Dużo się w nim dzieje, ale efekt ten jest zaplanowany, ponieważ już za kilka rozdziałów zrobi się mniej kolorowo, bo przypomnę wam, o tym, że mimo wszystko w świecie czarodziejów wcale nie jest tak kolorowo... Okej, mam nadzieję, że mimo wszystko ten rozdział wyszedł mi okej i no, podobał wam się. 

A teraz, PROSZĘ O UWAGĘ! 

Już w marcu wybije rok, odkąd jestem na wattpadzie (8 marzec), a dzień później rocznica wstawienia pierwszego rozdziału. I tu mam do was pytanie. Co chcielibyście, jako taki specjal? Pytam już teraz, żeby się wyrobić. Piszcie śmiało, a może coś z tego akurat zrealizuje. W grę wchodzą też one shoty, tylko proponujcie takie paringi (no, chyba, że ma to być one shot bez paringu, to okej), które zgadzać się będą z MOIM kanonem, tzn. żadnego Drarry, Dramione, czy Hansy... Okej, proponujcie tyle, ile wam przyjdzie do głowy. 

Kończąc, pozdrawiam i życzę wam zdrówka. 

31.01.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top