Rozdział 90

- Co ty tu robisz? - zapytał głupio Harry, jakby wcale nie dotarł do niego fakt, że jego kuzyn jest  chłopakiem Madeleine. 

- Ja... - zaczął chłopak, lecz przerwały mu Ginny i Madeleine. Obie były naprawdę zdziwione i nie do końca rozumiały, co się właściwie dzieje.  

- To wy się znacie?

- To naprawdę ten Dudley? 

Obie powiedziały to w tym samym momencie, przez co ciężko je było zrozumieć, jednak obu chłopakom się to udało. Wymienili jedynie niepewne spojrzenia, po czym przytaknęli, odpowiadając tym samym na oba pytania. 

- O Merlinie... - mruknęła zszokowana Ginny, która o Dursley'u nasłuchała się już wielu, zazwyczaj nieciekawych, historii. 

Nie mniej zszokowana była sama Madeleine, która, mimo, że już chyba z pięćdziesiąt razy zdążyła powtórzyć Dudleyowi, iż wybierają się oni do Harry'ego Pottera ani razu nie usłyszała od niego, że się znają. Mało tego, poznała ona chłopaka już jakiś czas temu i wydawał jej się dosyć fajnym facetem, tymczasem Harry, który najwidoczniej znał go dłużej od niej, miał o nim zgoła inne mniemanie. Właśnie ten fakt zmartwił ją najbardziej, ponieważ mimo, że była Ślizgonką, czyli - według stereotypów - bez uczuciowym człowiekiem, była dość wrażliwą osobą, tym bardziej, kiedy komuś zaufała. Była pewna, że Dudley też jej ufa, mało tego - on sam ją, o tym zapewniał. Niestety, wyglądało na to, że się myliła. 

- Dudley... - westchnęła, nieco zawiedziona Ślizgonka, spoglądając na chłopaka. - Zapytam jeszcze raz. Znacie się?

- Tak, ale...

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - spytała cicho, patrząc na niego uważnie, próbując wyczytać, czy skłamie. 

- Nie było okazji... - palnął chłopak, przełykając głośno ślinę. - Zresztą nie mam, czym się chwalić, jeśli chodzi, o tę znajomość.

Prawdą było, że od kilku dni praktycznie nie spał, bojąc się ponownego spotkania z kuzynem, który nawet nie wiedział, co go czeka. Nawet zazdrościł mu tej niewiedzy - o wiele bardziej wolałby spotkać go, nie mając wcześniej czasu na jakieś rozmyślanie. Kiedy tylko myślał, o Potterze czuł wyrzuty sumienia za to, co robił, jako dziecko. Niby rozstali się w miarę dobrych relacjach, niby mu podziękował i niby minęło sporo czasu od ich ostatniego spotkania... Ale on wiedział, że to, co działo się kiedyś odcisnęło duże piętno na ich relacji i, że, wbrew pozorom, nie tak łatwo będzie, o tym zapomnieć. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dla Harry'ego nie będzie miało znaczenia to, że tak naprawdę zachowywał się tak przez wpływ swoich rodziców, że teraz się od nich odciął i, że żałuje tego wszystkiego, co zrobił. Z perspektywy czasu zdołał zauważyć, jak ciężkie życie miał jego kuzyn - wychowywał się bez rodziców; do jedenastego roku życia, nie wiedząc nawet, jak naprawdę zginęli; był praktycznie więziony w małej klitce pod schodami, która była jego pokojem; non stop mu dokuczali; nie miał własnych, nowych ubrań, zabawek ani niczego, co mógłby tak naprawdę nazwać swoim... Dodatkowo, z tego, co zdołał się dowiedzieć od Madeleine, miał na swoich barkach losy praktycznie całego świata czarodziei... On był dla niego okropny, wcale mu nie pomagał, a wręcz dokładał swoją cegiełkę do tych wszystkich okropieństw, nie szczędząc mu również wyzwisk i szykan. A mimo tego, mimo wszystkich niesnasek Harry uratował mu życie... Sam nie wiedział, czy gdyby ktoś urządził mu w życiu takie piekło, byłby w stanie mu jeszcze pomóc, czy w ogóle, by tego chciał...

- Dudley i ja, jesteśmy kuzynami. - wyjaśnił Harry, przerywając Dursley'owi jego rozmyślanie. - I nigdy nie mieliśmy dobrych kontaktów. Właściwie to jego rodzina mnie nienawidziła, jego rodzice szczególnie nie lubili magii. Stąd też moje zdziwienie, że to właśnie ty jesteś jego dziewczyną oraz, że on w ogóle zechciał przekroczyć próg tego domu. 

- Żartujecie sobie ze mnie... - powiedziała dziewczyna, nagle blednąc. Może i dla niektórych byłaby to błahostka, ale ona mocno to przeżyła. Uważała, że związki trzeba budować na wzajemnym zaufaniu, a w momencie, w którym ona mówiła mu wszystko, nawet swoje największe sekrety, które niegdyś chciała zabrać ze sobą do grobu, on kłamał, zatajał, wykręcał się... Cała historia, dotycząca jego rodziców, którą jej powiedział, okazała się być nieco inna, zakłamana, zakrzywiona... Było jej po prostu przykro, a od tej ilości nowych informacji, zakręciło jej się w głowie. 

- Może przyniosę ci wody... - zaproponowała Ginny, widząc jej reakcję, po czym natychmiast udała się do kuchni, ciągnąc ją za sobą. Pomogła jej usiąść, posyłając współczujący uśmiech, w czasie, w którym Dudley i Harry, wciąż stojąc na korytarzu, posyłali sobie to zdziwione, to zaniepokojone spojrzenia, jakby próbując sprowokować tego drugiego do zaczęcia rozmowy. - I jak, lepiej?

- Tak, o wiele... Dziękuję. - mruknęła, uświadamiając sobie, że przez całe to zamieszanie nie miała nawet okazji się przedstawić. - Madeleine... Miło cię poznać. 

- Ginny. - odmruknęła rudowłosa, podając jej rękę. - Mi również miło cię poznać, szkoda tylko, że w takich okolicznościach. No nic... Harry dużo mi, o tobie mówił. Ponoć prowadzicie zaciętą rywalizację na tych kursach.

- O, tak. - pokiwała głową, uśmiechając się szeroko. - I...dzięki za pomoc, w sensie za tą wodę i w ogóle. Prawdę mówiąc, jestem naprawdę w szoku i jest mi dosyć przykro, bo byłam pewna, że jesteśmy w stosunku do siebie szczerzy, a on nawet słowem nie wspomniał, że zna Harry'ego i...

- Nie przejmuj się. - powiedziała dziewczyna, widząc, że Madeleine sama się napędza, zaczynając wpadać w lekką panikę. - Może miał powód, w końcu nie miał dobrych relacji z Harry'm. Musicie tylko wszystko na spokojnie sobie wyjaśnić. 

- Oby... - westchnęła blondynka, biorąc kolejny łyk wody. - Może do nich wrócimy...?

- Tak, pewnie. Chodź. 

Tuż po tym kobiety ruszyły do salonu, bo to właśnie tam przenieśli się już panowie, zasiadając do stołu. Każdy z nich trzymał w dłoni szklankę z ognistą, choć, biorąc pod uwagę ich zaczerwienione policzki, nie było to już pierwsze rozdanie owego trunku. Mierzyli się wzrokiem, co jakiś czas cicho pokasłując, jakby chcąc przerwać ciszę, chociażby w taki sposób. Niestety, na nic się to zdało, ponieważ atmosfera, która tam panowała dalej przypomniała tą panującą na stypie. 

- Um, panowie... - zaczęła Ginny, nieco niezręcznie próbując przerwać ten pełen napięcia i jednocześnie niezręczny moment. - Może powinniście zacząć od początku i chociażby wyjaśnić tę sytuację sobie, a przede wszystkim Madeleine, która do tej pory nic nie wiedziała. 

- Nie ma czego wyjaśniać. Pogodziliśmy się i to powinien być koniec naszej kuzynowskiej relacji. - burknął Harry, pociągając spory łyk ognistej. - Nie ma czego wyjaśniać...

- Może jednak...? - mruknęła Madeleine, zasiadając do stołu.

- To wyjaśnij mi, jakim cudem z nim jesteś. - syknął Harry, biorąc głęboki oddech, by się uspokoić. - Co na to jego rodzice? Pokochali cię, a może kazali ci spać w schowku pod schodami, co? 

Harry starał się nie żywić do nikogo urazy i zazwyczaj to właśnie on był tym rozważniejszym. Niestety, długo ciągnący się za nim żal i gniew do rodziny od strony jego zmarłej matki dał górę, pokazując jego bardziej porywczą naturę, której bezskutecznie próbował się wyzbyć. 

- Co? - spytała blondynka, zupełnie nie rozumiejąc, o co chodziło jej koledze. - Nie mam pojęcia, o czym mówisz, Harry. Wyjaśnimy sobie to wszystko raz, a dobrze. Najpierw zacznijcie wy, a potem...

- Nie dyktuj warunków, Platten. - westchnął Harry, chowając twarz w dłoniach, jakby chcąc w ten sposób odciąć się od całej sytuacji. - Zacznijcie pierwsi.

- Nie będę się z tobą kłócić... - stwierdziła dziewczyna, westchnąwszy głośno. Wiedziała, że musiało chodzić, o coś naprawdę poważnego, skoro Potter tak bardzo to przeżywał, więc postanowiła nieco mu odpuścić i posłuchać jego prośby. - Więc... Od czego mam zacząć?

- Najlepiej od początku. - jęknął, biorąc kolejny łyk ognistej. - Jak się poznaliście? 

- No więc... 

- Ja powiem. - stwierdził Dudley, patrząc prosto na kuzyna. - W dużym skrócie... Zaczęło się tak, że po twoim odejściu nieco się ocknąłem i zmieniłem kolegów, zaznałem trochę normalności. A potem pojąłem, że żeby tę normalność zatrzymać to musiałbym też zmienić rodziców... Oczywiście, tego zrobić nie mogłem, więc jedyne, co mi pozostało to się od nich odciąć. 

- I tak z dnia na dzień się od nich odciąłeś, tak? - sarknął Harry, który nie mógł pojąć, że jego kuzyn faktycznie mógł się zmienić. 

- No nie... Skończyłem szkołę i nazbierałem kieszonkowego, żeby móc jakkolwiek przeżyć. Miałem wyprowadzić się od nich dużo później, ale moją decyzję przyspieszyła kłótnia o Madeleine... Poznaliśmy się w międzyczasie, w jednej z Londyńskich kawiarni... Kiedy rodzice dowiedzieli się, że jest czarownicą strasznie się wkurzyli, krzycząc, że nie zamierzają mieć wnuków dziwolągów... Tego samego dnia spakowałem się, oznajmiając im, że się wyprowadzam... Błagali, bym został, ale powiedziałem im, że zdania nie zmienię. 

- Czyli to o mnie poszło? - spytała Madeleine, która do tej pory znała jedynie okrojoną wersję konfliktu jej chłopaka i jej rodziców. 

- Tak i nie. - mruknął. - To i tak, prędzej, czy później by się stało. To nie twoja wina. 

Nastąpiła chwila ciszy, w której słychać było jedynie popijanie ognistej whisky przez Harry'ego i Dudleya. 

-  W każdym razie... - zaczął chłopak, przerywając tę niezręczną atmosferę. - Po kłótni z rodzicami zamieszkałem u kolegi i zacząłem pracować w tej kawiarni, gdzie poznałem Madeleine. Stwierdziłem, że skoro to tam się poznaliśmy, będzie to fajne miejsce, by zacząć wreszcie na siebie zarabiać. 

- Warto byłoby dodać, że potem Rico, u którego pomieszkiwałeś, nie mógł cię dłużej u siebie przetrzymywać, więc ja cię przygarnęłam. - wtrąciła Ślizgonka, kiwając głową. Uważała, że skoro ona do tej pory nie znała całej prawdy... Nie chciała popełnić tego błędu przy Harrym i zamierzała od razu likwidować wszelkie niedomówienia. - I teraz mieszkamy razem. 

- No tak... - mruknął Dudley, popijając ognistą. Policzki miał już mocno zaczerwienione, a w głowie zaczynało mu szumieć, lecz wiedział, że bez tego nie byłby chyba w stanie nic powiedzieć. - W każdym razie... Nie mam zbytnio kontaktu z rodzicami i nie interesuje mnie ich opinia o Madeleine. Co prawda, jutro idziemy do nich na święta, ale ja dobrze wiem, jak będzie wyglądała ta wizyta... 

Harry mruknął coś pod nosem, po czym z głośnym stuknięciem odstawił pustą szklankę na stół i wstał, po prostu opuszczając pomieszczenie. Po chwili dało się usłyszeć jedynie głośny trzask drzwi frontowych, a podmuch mroźnego, zimowego powietrza wpadł do domku, nieco rozbudzając pozostałą trójkę. 

- To... - zaczęła nieco oszołomiona całą sytuacją Madeleine. - Może my już pójdziemy...? 

- Jak...jak chcecie. - westchnęła Ginny, kręcąc głową. - Przepraszam was za Harry'ego i...

- Nie przepraszaj. - powiedziała blondynka, wstając i zasuwając za sobą krzesło. - Nic się nie stało. Naprawdę. My już pójdziemy i... Zgadamy się kiedy indziej. 

- O...Okej... - mruknęła Ginny, odprowadzając gości do wyjścia. - Do zobaczenia. 

- Pa! - odkrzyknęła Madeleine, wychodząc i tuż po tym teleportowała się razem z Dudleyem*. 

Kiedy Ginny została sama, postanowiła od razu iść poszukać Harry'ego. Sięgnęła jedynie do wieszaka, z którego wzięła swoją kurtkę i zauważyła, że jej chłopak swojej nawet nie wziął. Westchnąwszy głośno, chwyciła cały zimowy strój chłopaka i wyszła z domu, zakluczając za sobą drzwi. 

Mimo, iż nie była pewna, gdzie mógł się znajdować, miała pewne przeczucie, więc - nie zastanawiając się więcej - po prostu się tam teleportowała. 

Minęła furtkę i kilka zaśnieżonych nagrobków, na których dawno już nie było żadnego znicza. Były to jedne z tych grobów, których członkowie rodziny także poumierali, nie mogąc już dłużej zajmować się owymi grobami... Ginny zrobiła jeszcze kilka kroków, i już z daleka wypatrzyła swojego chłopaka. Stał pochylny przy grobowcu swoich rodziców, mówiąc coś cicho. 

- Harry, przyniosłam ci kurtkę. Proszę... - szepnęła do niego. Nie przestraszył się jej, najwidoczniej już wcześniej zauważając jej obecność. - Jak się czujesz z tym wszystkim?

- Dziwnie. Myślałem, że już więcej się nie spotkamy, że to jeden z tych rozdziałów w moim życiu, do których już nigdy nie wrócę... A teraz, kiedy go zobaczyłem, znów przypomniały mi się te wszystkie dni spędzone na Privet Drive. Nie lubię o tym mówić i wspominać tamtych czasów. Nie zamierzam również kłamać, więc powiem tyle... Jedyne, za co szanuje moje wujostwo to to, że chociaż nie wystawili mnie na bruk. 

- Harry...

- Nie, Ginny. - powiedział, przeczuwając już, co dziewczyna miała do powiedzenia. Wnioskował to po jej głosie... - Nie użalaj się nade mną, bo to nic nie zmieni i zupełnie nie jest to potrzebne. Ja się nad sobą nie użalam i nie zamierzam. Ten czas już minął, a teraz mam własny dom i dziewczynę - tu spojrzał na nią z małym uśmieszkiem tańczącym w kącikach ust. - i przyjaciół... Nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego życia. 

Rudowłosa zamilkła, co Harry'emu bardzo odpowiadało. 

Stali, więc w ciszy, patrząc na grób Lily i Jamesa Potterów, myśląc o całej tej sytuacji. Z pewnością był to dzień przepełniony wrażeniami, wspomnieniami... 

- Chodźmy już. - powiedział nagle Harry, kucając przy grobie, po czym ruchem różdżki wyczarował znicz, który od razu zapalił. - Odwiedzimy twoich rodziców?

Pokiwała głową, chwytając jego dłoń, po czym teleportowali się z cichym trzaskiem. 

*Nie znalazłam informacji (jeśli ktoś ową posiada, niech pisze), czy czarodziej mógł przeteleportować mugola, korzystając z teleportacji łącznej, ale uznałam, że nie jest to niemożliwie i no... Tym oto sposobem Dudley mógł teleportować się z Madeleine, która była przecież czarownicą. 

Hej, hej... Nie wiem, co myślę o tym rozdziale, ale chyba nie jest tak źle... Zresztą, sami ocenicie. Trochę mi zajęło, by go napisać, ale miałam bardzo zajęty tydzień. Oby w tym tygodniu udało mi się dodać coś szybciej. No nic, późno już, więc dziś bez przedłużania. Dziękuję wam wszystkim za to, że komentujecie, gwiazdkujecie, czytacie i czekacie na kolejne rozdziały... Dziękuję z całego serca! 

Życzę wam zdrówka i pozdrawiam! 

24.01.2021

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top