Rozdział 86

Okienko numer 21

*****

- A co to? - spytał niespełna dwuletni chłopczyk, patrząc na sowę, która siedziała na parapecie w mieszkaniu Harrego. 

- To sowa. - zaśmiał się chłopak, targając zielone włosy swojego chrześniaka. 

Niecałą godzinę temu, przyniosła go do niego Andromeda, tłumacząc, że musi coś załatwić. Harry nie miał serca jej odmówić, zresztą i tak było mu głupio, że tam rzadko widuje się z chłopcem. Niestety, większość jego czasu pochłaniały kursy. 

- Uhu, uhu! - krzyknął malec, próbując naśladować dźwięki, które wydawał zwierzak. 

- Pięknie. - pochwalił go okularnik, śmiejąc się pod nosem. Teddy był słodkim malcem, a od ostatniego razu, kiedy się widzieli urósł niesamowicie. Mało tego, teraz potrafił już samodzielnie sklecić zdanie, zaśpiewać kawałek piosenki, chodzić, a nawet biegać. - Jesteś głodny, Ted?

- Nie! - zawołał, wesoło wymachując swoją małą rączką. - Nie chce!

- Okej, a co chcesz robić? - spytał, patrząc na niego z radością. - Idziemy na dwór pozbierać liście? 

- Tak, ja lubię liście! - krzyknął, ześlizgując się z kolan dziewiętnastolatka. Natychmiast podbiegł do drzwi, wyglądając przy tym dosyć śmiesznie i chwycił swoją kurteczkę. Harry dopiero teraz zrozumiał, co Andromeda miała na myśli, mówiąc, że mały metamorfomag bardzo chce być teraz samodzielny. 

- No to chodźmy. - stwierdził, podchodząc do niego i pomagając mu zapiąć zamek kurtki, po czym założył swój płaszcz. - Daj mi rękę. 

- Nie! - krzyknął buntowniczo, biegnąc do furtki, po czym jęknął, najwyraźniej bardzo niezadowolony, że była zamknięta. - Ej, ja chce iść!

- To daj mi rękę, Ted. Inaczej nie otworzę. - zagroził poważnie Harry. Zdesperowany malec w końcu uległ, za wszelką cenę chcąc ruszyć już dalej.

Szli chodnikiem w stronę jedynego parku, znajdującego się w Dolinie Godryka. Po drodze minęli pomnik przedstawiający Lily i Jamesa, którzy trzymali małe dziecko - rocznego Harrego. Na ten widok Teddy uśmiechnął się, po czym wskazał w tamtą stronę.

- Dzidzia. - oznajmił, rozbawiając swojego wujka. - To ty? 

To pytanie nieco zdziwiło Pottera, ale oczywiście odpowiedział zgodnie z prawdą, że tak, owszem, to on jest 'dzidzią' na tym pomniku. 

- Baba mi powiedziała. - pochwalił się chłopiec, ruszając dalej, w miejsce gdzie dopatrzył się kolorowych liści. Była już w końcu połowa listopada, więc nie był to widok nadzwyczajny, jednak chłopca bardzo ucieszył. 

- Babcia. - poprawił go Harry. Kiedy Ted spojrzał na niego ze zdezorientowaniem, dodał: - Mówi się babcia, nie 'baba'. 

- Nie. Baba. - mruknął, wydymając dolną wargę. - Ja wiem. 

- Żadna 'baba', Ted. Mów babcia. - powtórzył Potter.

Kolor włosów małego metamorfomaga zmienił się z zielonego w pomarańczowy, co oznaczało, iż chłopczyk jest na granicy wybuchu. 

- Baba i kopka! - zawołał, krzyżując ręce na piersi, po czym tupnął nogą. Nie przeszkodziło mu to, że źle wymówił słowo, był zbyt wkurzony, by przejmować się taki bzdurami, choć babcia dużo razy tłumaczyła mu, że powinien ćwiczyć mówienie literki 'r'. 

- Ted... 

- Wujek. - mruknął chłopczyk, zakończając całą tę 'kłótnię', ponieważ Harry nie miał zamiaru krzyczeć na malucha. Zresztą, zbyt rozbawiła go powaga z jaką Ted mówił każde słowo, by pozostać surowym... 

Pokręcił głową, ruszając za maluchem, który już puścił jego dłoń i pobiegł do jednego z pobliskich drzew, pod którym leżało mnóstwo kolorowych liści, które chłopiec zaczął zbierać. Z przyjemnością do niego dołączył, opowiadając mu, jakie są to kolory, czego malec słuchał z pełnym zainteresowaniem.

- Pacz, wujek! Niebieski liść! - zawołał, wskazując na, w rzeczywistości, czerwony liść klonu. - Jaki duży!

- Piękny, czerwony liść. - powiedział, czochrając jego, ponownie zielone, włosy. - Zaraz trzeba wracać, bo musisz coś zjeść. 

- No dobra... - westchnął, patrząc na to, co już uzbierał. - A mogę je zabrać?

- Pewnie, ale teraz chodź. - uśmiechnął się do niego, wyciągając rękę w jego stronę. - Co chcesz zjeść?

- Czekoladę. - mruknął, podając mu swoją małą dłoń. - I lody!

- O nie, to nie brzmi jak obiad, młody. - mruknął, skręcając w jedną z mugolskich uliczek. - Pójdziemy do supermarketu i tam coś wybierzemy, co ty na to? 

- Tak! I kupimy czekoladę? - spytał, robiąc najsłodszą minkę, jaką był w stanie zrobić. Mina ta zawsze roztapiała serce Andromedy, przez co kobieta często pozwalała mu na to, co chłopczyk akurat chciał. 

- Nie wiem. 

- A dlaczemu? - drążył, dalej patrząc na chłopaka z tą samą minką. - No plose, wujek... - dodał, specjalnie sepleniąc. 

- No dobra, dobra. Kupie ci czekoladę, ale zjesz ją po obiedzie. - stwierdził Harry, podchodząc pod sklep. Wziął Teda na ręce, nie zważając na jego głośne protesty i wszedł do środka. 

- Wujek, wujek, popatrz! - wołał malec, wskazując na coraz to nowsze produkty, jednak Harry udawał, że wcale tego nie słyszał. Nie potrzebował kupować niepotrzebnych mu rzeczy, a wiedział, że jeśli Ted znów zrobiłby tą swoją minkę, nie mógłby mu odmówić. - Kupmy to! 

- Nie, Ted. Ja biorę tylko to, co potrzebujemy do obiadu i wychodzę. 

- I czekoladę. - dodał chłopiec, jakby bojąc się, że wujek mógł, o tym zapomnieć. 

- No tak, czekoladę też. 

*****

Po obiedzie, który swoją drogą przebiegł dość inwazyjnie, obfitując w ściany brudne od sosu i obrus do wymiany, Ted dostał swoją wymarzoną czekoladę i zajadał się nią, siedząc na dywanie, wśród swoich klocków, które wprost uwielbiał. 

- Smakuje ci? 

- Mhm... - mruknął jedynie, nie mając czasu, by odpowiedzieć. Buzię miał całą wysmarowaną masą kakaową, ale jego uśmiech wynagradzał Harremu nawet nadchodzące męki, doczyszczenia go. Kiedy tak siedział, zajadając się swoją ulubioną słodyczą, bardzo przypominał swojego, zmarłego już, ojca. Remus Lupin był największym miłośnikiem czekolady, jaki chodził po tym świecie, a jego syn zdecydowanie rósł na jego godnego następcę. 

Harry pokręcił głową, postanawiając wykorzystać tę okazję, kiedy Ted siedział spokojnie i za pomocą zaklęcia przywołał do siebie magiczny aparat, którym wykonał kilka zdjęć. 

Na pierwszym z nich, Ted zajadał się czekoladą, po czym, jako, że było to zdjęcie ruchome, spojrzał się w obiektyw i uśmiechnął słodko. To właśnie te zdjęcie Harry zdecydował się wysłać Ginny razem z listem, który wcześniej napisał. Dopisał tam jeszcze krótkie pozdrowienia od Teda i polecił swojej sowie doręczenie koperty. 

- Zjadłem. - oznajmił chwilę później chłopczyk, odkładając talerzyk. - Jest jeszcze?

- Jest jeszcze kilka rządków, ale nie możesz zjeść całej tabliczki naraz, Ted. Dam ci ją do domku, dobrze?

Malec pokiwał głową, podchodząc do niego z uśmiechem, po czym wdrapał się na jego kolana i przytulił go mocno, co nieco zdziwiło, ale również bardzo ucieszyło Harrego.

- Dzięki, wujek. - mruknął chłopczyk, ziewając. 

Siedzieli tak jeszcze chwilę, dopóki wykończony maluch nie usnął wtulony w swojego ukochanego wujka. Potter podniósł go z łatwością, kładąc na swojej kanapie i przykrył go niebieskim kocykiem, który ostatnio dla niego kupił. 

Z uśmiechem patrzył na swojego chrześniaka, ciesząc się, że miał okazję, by go zobaczyć. Uwielbiał go, a najbardziej wtedy, kiedy ten robił coś głupiutkiego i słodkiego zarazem. To właśnie spędzając czas z nim, uświadamiał sobie, jak cudowna jest rodzina i jak bardzo chciałby już mieć swoją własną. 

No cześć i czołem! Nie najdłuższy rozdział, nie najkrótszy, tak w sam raz. Szczerze, mam do niego mieszane uczucia, bo niby wyszedł mi tak, jak chciałam, ale jednak coś mi nie gra... Oczywiście, jak zwykle pozostawiam to waszej ocenie i mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest tak źle. 

Swoją drogą, nie wiecie nawet, jak bardzo się cieszę i smucę zarazem, że jest już 22, co oznacza, że pojawią się tu jeszcze tylko dwa lub trzy (to zależy, jak mi to wyjdzie) rozdziały pod rząd, a potem wracamy z cotygodniowym, sobotnim rozdziałem... Jakby: kiedy to minęło? Choć szczerze przyznam, że na pewno jestem zadowolona z tego, że nieco odpocznę, nie będąc zmuszona (tzn. nikt mnie nie zmusza, ale no wiadomo o co chodzi... takie narzucone tępo) do codziennego pisania. 

No, nic. Będę już kończyć, pokładając nadzieję w tym, że rozdział jest okej... Życzę wam zdrówka i pozdrawiam.

22.12.2020


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top