Rozdział 70

Ulica Pokątna zawsze była zatłoczona, szczególnie w lato. 

Mnóstwo czarodziei przechadzało się nią, poszukując potrzebnych im produktów. Oprócz nich roiło się tam również od żebraków, którzy po prostu próbowali wyłudzić od przechodniów trochę pieniędzy. Nie należało jednak zapominać, o pladze uczniów, pchających się do przeróżnych sklepów, by uzupełnić w nich swoją wyprawkę szkolną. 

Do tego typu zaliczał się również Harry, choć on sam skończył Hogwart już w czerwcu. 

Teraz przeciskał się przez tłum, by dotrzeć do stoiska, przy którym stała stara, siwowłosa staruszka i sprzedawała składniki, potrzebne do wykonania najróżniejszych eliksirów. 

- Krew salamandry za pół ceny! - krzyczała, licząc, że skłoni to kogoś do zakupu. Przez to, że jej stragan stał na uboczu, dużo ludzi zwyczajnie ją wymijało. To, że kobieta miała na sobie ubrudzone łachmany, wcale nie zachęcało. - Najlepsza jakość!

Po wojnie bardzo dużo osób zostało bez pracy, pieniędzy. Czasami działo się tak za sprawą tego, że nagle stawali się niepełnosprawni, a innym razem, nagle tracili małżonka, który również pracował i zmuszeni byli utrzymywać swoją rodzinę jedynie z własnych zarobków. Mimo, że Voldemort zginął na dobre już ponad rok temu, sytuacja wcale nie uległa znacznej poprawie. Dlatego chłopak zdecydował się zrobić zakupy właśnie u niej. 

Podszedł do stoiska i uśmiechnął się szeroko, co kobieta natychmiast odwzajemniła. 

- Och, pan Potter. - mruknęła, patrząc na niego z uwielbieniem. - Czy... Czy chciałby pan coś kupić? 

- Tak, konkretniej...eee... - co właściwie chciał kupić? Sam nie wiedział. Dosłownie kilkanaście minut temu podjął decyzję, że to on, nie Ginny, pójdzie na te zakupy. Rudowłosa umówiła się na pogaduszki z Hermioną, a on w tym czasie miał zająć się Tedem, ponieważ Andromeda zmuszona była udać się do uzdrowiciela na wizytę, której nie mogła przełożyć. Tuż po przyjściu Granger, obie dziewczyny zadecydowały, że to one, bardzo chętnie, zajmą się malcem. Chcąc zapewnić im czas na swobodną rozmowę (zakładał, że skoro Hermiona pojawiła się bez Rona, miało to być stricte kobiece spotkanie), zaproponował zrobienie za Ginny zakupów szkolnych, a ta była tym pomysłem zachwycona. - Momencik, muszę spojrzeć. 

- W porządku. - odparła spokojnie, choć widać było, jak zachwycona jest tym, że chłopak naprawdę zamierzał coś kupić. - Szczerze, myślałam, że skończył pan już Hogwart. 

- Och, bo skończyłem. - zaśmiał się, przeszukując kieszenie, by znaleźć list Ginny. Dziewczyna nawet go nie otworzyła, zbyt zaabsorbowana świętowaniem faktu, iż cała ich trójka (on, Hermiona i Ron) zdali OWTM'y. - To dla mojej dziewczyny. 

- O! W takim razie to musi być prawdziwa szczęściara. 

Nieco zdziwiło go to, że kobieta nie wiedziała nawet, że ową dziewczynę posiadał. Obecnie większość magicznego społeczeństwa wiedziała o nim wszystko, co doprowadzało go do szału. Widocznie kobieta nie interesowała się tym zbytnio, mało tego, nie traktowała go nawet jak reszta społeczeństwa... Nie jąkała się, rozmawiała z nim zupełnie normalnie. Całkiem miła odmiana. 

Uśmiechnął się triumfalnie, gdy udało mu się odnaleźć list z Hogwartu. Otworzył go, rozrywając kopertę, następnie odnotowując dodatkową kartkę. Miał co do niej pewne podejrzenia, ale póki co, postanowił skupić się na swoim zadaniu. 

- Okej... - przeciągnął głoski, przelatując wzrokiem po tekście. - Poprosiłbym opakowanie suszonych fig, trzy korzenie waleriany, jedną buteleczkę soku z granatów, dwa kamienie księżycowe, a także dwie butelki krwi salamandry. 

Staruszka pokiwała głową, pakując do papierowej torebki coraz to nowsze składniki. Wszystko robiła z dokładnością i starannością, widać było, że bardzo przykłada się do swojej pracy. Aż dziw, że miała tak mało klientów. 

- To będzie wszystko. - oznajmiła, wręczając mu średnich rozmiarów pakunek. Kiedy kobieta pakowała jego zamówienie, Harry zdążył policzyć cenę, jaką powinien jej zapłacić. Nie odliczył nawet zniżki na krew salamandry i suszone figi. - Należą się dwa galeony i dziesięć knutów. 

- Proszę. - wyłożył na tacę cztery galony. Co prawda, prawdziwa cena jego zakupów wynosiła jedynie trochę ponad trzy galeony, ale dla niego nie miało to znaczenia. Chciał w jakiś sposób pomóc tej kobiecie. 

- Już wydaję resztę, moment. - zaczęła energicznie przeszukiwać kasę. - Już chwilka. 

- Nie ma takiej potrzeby. - odparł, a ona zwróciła swoją głowę w jego stronę. - Niech pani nie wydaje reszty. To dla pani. Odliczyłem nawet te promocje, dla mnie nie ma większej różnicy, pani bardziej przydadzą się te pieniądze. 

Uśmiechnęła się, a on mógłby przysiąc, że w jej oczach dostrzegł łzy. 

- Ale, panie Potter, ja nie mogę, to naprawdę dużo pieniędzy, ja...

- Nie, naprawdę. Proszę to wziąć. - podsunął galeony bliżej niej. - Niech to będzie prezent za szybką obsługę i dobrą jakość towarów. 

Zadrżała, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Zdołała uspokoić się dopiero po dwóch minutach, po czym spojrzała na chłopaka z wdzięcznością, chowając pieniądze do kieszeni, podartych gdzieniegdzie, spodni.

- Ja... Nie wiem, co powiedzieć. Dziękuję. - pociągnęła nosem, a Harry uśmiechnął się. Spodziewał się, że kobieta okaże mu wdzięczność i ucieszy się, ale żaden ze scenariuszy nie przewidywał aż tak wylewnej reakcji. - Będę mogła kupić wnukom jakąś książkę... Uwielbiają czytać. 

- Cieszę się, że mogłem pomóc. - mruknął na odchodne, znikając w tłumie. Chyba nigdy wcześniej nie cieszył się z wydanych pieniędzy tak bardzo, jak dziś. 

Wciąż trzymając w dłoni list Ginny oraz torbę z zakupami, zatrzymał się przed księgarnią, by zobaczyć, czy na liście dziewczyny było coś, czego on nie posiadał. Wspólnie umówili się, że bez sensu byłoby kupowanie podręczników, skoro w domu posiadali już jego zestaw, który nie był jeszcze w takim złym stanie. Właśnie wtedy przypomniał sobie o dodatkowej kartce, którą postanowił natychmiast odczytać. 

Tak, jak się spodziewał była to informacja od dyrektorki, a zarazem opiekunki domu Godryka Gryffindora. Na zapisanej odręcznie kartce znalazł zawiadomienie, o uczynienie z Ginny kapitana drużyny Gryfonów. Nie mógł być dumniejszym chłopakiem. 

- Mówiłem. - oznajmił z dumą, składając liścik na pół. - Nie mogło być inaczej. 

Cały czas uśmiechając się pod nosem, zerknął na kartkę z listą podręczników. Nie znalazł tam żadnej nowości, ale mimo tego wszedł do księgarni. Wiedział jak jego dziewczyna uwielbiała czytać w wolnej chwili, więc nie mógł jej czegoś nie kupić. Zresztą, nawet jemu zdarzało się czasami znaleźć jakiś tytuł, który go zainteresował. 

W środku było więcej ludzi, niż myślał. Ledwo mógł się gdziekolwiek dostać, nie mówiąc już o spokojnym przeglądaniu książek. Dosłownie cudem udało mu się przepchnąć do jednej z półek, gdzie, jak wcześniej zauważył, wyeksponowane były romanse. Osobiście w ogóle nie podchodził mu ten gatunek, ale Ginny je uwielbiała. Zamierzał, więc nieco się przemęczyć i przejrzeć tylne okładki, by wybrać coś, co wyda mu się odpowiednie. Zrezygnował jednak, nie doczytując opisu nawet pierwszej książki. To nie było dla niego. 

- Eh, mam prośbę. - mruknął, zaczepiając jakąś dziewczynę. Była dość wysoka i miała blond włosy. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, odkładając jedną z książek na mały stosik. Najwyraźniej była nimi zainteresowana. 

- Potter? - zdziwiła się, a na jej twarz wpłynął kpiący uśmieszek. 

- Um, tak? - mruknął, nie wiedząc co innego mógłby powiedzieć. Ta dziewczyna najwyraźniej go znała, a on nie miał pojęcia, kim była. Choć, jak tak na nią patrzył to może faktycznie skądś ją kojarzył... 

- Co robisz na dziale z romansami? Weasley cię zostawiła i musisz jakoś zaradzić samotności? - zaśmiała się, wyraźnie z siebie zadowolona. 

- Po pierwsze, Ginny i ja mamy się dobrze i właśnie chcę kupić jej książkę. Po drugie, kompletnie nie wiem kim jesteś. - przyznał bez owijania w bawełnę. Szczerość jest przecież najważniejsza. Tak mu się wydawało. 

- W takim razie, uprzejmie ci się przedstawię. - wystawiła do niego rękę z dziwnym uśmiechem. - Madeleine Platten. Zapamiętaj to imię, bo będziesz miał z nim często do czynienia.

- To...jakaś groźba? - zapytał, siląc się na obojętny ton, choć sam nie wiedział, dokąd zmierza ta dziwna rozmowa. W tym samym momencie w jego głowie przeskoczył jakiś pstryczek. Że też wcześniej, o tym zapomniał! Madeleine była Ślizgonką z jego roku, to właśnie ona była tą wykłócającą się z Pansy blondynką. Teraz tym bardziej nie wiedział, o co chodzi w tej rozmowie. 

- Skądże. - zaśmiała się, wydawała się czerpać ogromną satysfakcję z tej rozmowy. - Po prostu będziemy współpracować. Zgłaszam się na aurora. 

- Ty? Ślizgonka? 

- Nie myśl stereotypowo, Potter. - syknęła, jak na ślizgonkę przystało. - Ja walczyłam po twojej stronie, po stronie Zakonu. A kłótnia z Pansy - imię byłej przyjaciółki wypowiedziała z obrzydzeniem, niemal się nim dławiąc. - którą widziała chyba cała szkoła powinna to potwierdzać. Ale, co ja tam wiem. 

Musiał przyznać, że zrobiło mu się trochę głupio. Faktycznie zachował się nieco stereotypowo. Chciałoby się rzec, że powiedział to, co zapewne powiedziałby w tej sytuacji Ron. 

- No, dobrze... Mogłem to inaczej ująć. Ale nie miałem pojęcia, że walczyłaś po stronie Zakonu. - mruknął, usprawiedliwiająco. - Zbaczamy jednak z tematu. Zanim okazało się, że się...znamy... Miałem do ciebie prośbę. 

- Ach, tak... O co chodzi? - spytała, patrząc na niego z ciekawością. Zabawne, że z nieco wzburzonej dziewczyny, tak łatwo przechodziła do uśmiechu.

- Czy mogłabyś polecić mi jakąś książkę z tych? - wskazał na regał, wypełniony tytułami, które z pewnością sprawiłyby, że Ginny zaświeciłyby się oczy. - Nie znam się na tym, a chce sprawić Ginny niespodziankę. 

- Ta, pewnie. - odparła, w ułamku sekundy zmieniając mimikę swojej twarzy. Przybrała teraz zadowoloną minę, pomieszaną ze skupieniem. - Co najczęściej czyta Weasley? 

- Yyy... Romanse...? - bardziej zapytał, niż stwierdził. 

- Brawo, geniuszu. Tego domyśliłam się sama, skoro przyszedłeś na dział z romansami... Chodzi mi, czy lubi happy endy, czy może jak coś kończy się smutno...? Jakieś szczególne upodobania? - ani na chwilę nie przestała szperać między książkami, a jej oczy z każdym momentem nabierały jakby nowego blasku. - No, mów coś. 

- A bo ja wiem... Jak próbuje mi streścić te wypociny to przestaje słuchać. Romanse są nudne. - mruknął, a dziewczyna jęknęła z frustracją. - Chyba wspominała kiedyś, o tym, że czytała coś o jakiejś dziewczynie i chłopaku, którzy...

- Tak wygląda większość tych książek, Potter. - mruknęła. - Sama coś wybiorę. 

- Okej, nie wnikam. - zaśmiał się, w międzyczasie odwracając się i odchodząc kawałek, poszukując czegoś dla siebie. W całym tym tłumie było to dość ciężkie, ale udało mu się. Podszedł do stoiska z kryminałami i wybrał pierwszy lepszy. Po przeczytaniu opisu na tylnej okładce, stwierdził, iż był to zaskakująco dobry wybór. 

- Tu jesteś. - warknęła Madeleine. - Szukałam cię. Zostawiłeś mnie dwie alejki wcześniej, nakazując wybierać jakąś książkę dla swojej dziewczyny. Nawet nie wiedziałam, gdzie polazłeś, żeby wręczyć ci to, co wybrałam. 

- Ta, przepraszam. Myślałem, że zdążę wrócić, zanim coś wybierzesz. - wzruszył ramionami. - Dzięki za pomoc. 

- Nie ma za co. - burknęła. - A teraz, pójdę sobie w miejsce wolne od nadętych Gryfonów szukających książek dla swoich dziewczyn. 

Pokręcił głową, nie wiedząc nawet, czy Madeleine naprawdę była na niego wkurzona. Może się zgrywała. Nie był w stanie określić. 

Wydawała się być interesującą osobą, ale wiedział, że i tak nie zostaną przyjaciółmi. Mieli zbyt różne charaktery. 

Przepchał się do kasy, gdzie zapłacił podaną kwotę. Następnie ponownie zaczął się rozpychać, tym razem do wyjścia. 

Kiedy wyszedł z powrotem na ulicę Pokątną, odetchnął z ulgą. Nawet nie wiedział, że w Esach i Floresach było tak duszno. Szybkim krokiem zaczął przemierzać wzdłuż uliczek, mijając kolejne sklepy. Odrzucił sklep Madame Malkin, ponieważ szaty Ginny kupiła sobie sama już jakiś czas temu, zignorował także sklep z przyborami do quidditcha, ponieważ tam zamierzał zabrać dziewczynę osobiście. 

Zauważając, iż kupił on już wszystko, co tak naprawdę było potrzebne, postanowił zajść jeszcze do dwóch sklepów. Konkretniej, cukierni i kwiaciarni. 

Najpierw ruszył do mało uczęszczanej uliczki, gdzie było o wiele spokojniej, a i ludzi było mniej. Odszukał wzrokiem szyldu 'Pod chmurką' i ruszył w tamtą stronę. Już z daleka zauważył siedzących przy jednym ze stolików Neville'a i Hannę Abbot, z którą chłopak zaczął umawiać się pod koniec roku szkolnego. Uśmiechnął się. Byli tak zajęci patrzeniem sobie w oczy, że nawet nie zwrócili uwagi na to, że gapił się na nich przez szybę lokalu. 

- Poproszę... - zaczął, gdy wszedł do środka, od razu kierując się do lady. Lokal wyglądał tak samo, jak prawie rok temu, kiedy zabrał tam Ginny w jej urodziny. - Może... O! Chciałbym tuzin tych babeczek! - oznajmił uradowany, wskazując na czekoladowe babeczki z namalowanymi za pomocą lukru obrazkami. 

- Jakieś konkretne? - dopytywała kobieta, uśmiechając się szeroko. 

- Tak... Niech będą po dwie te z miotłą, z numerem jeden, złotym zniczem, medalem, kaflem i... Może te z pucharem...? 

- Oczywiście. - ponownie się uśmiechnęła, pakując wszystko do pudełka. - Coś jeszcze?

Zamyślił się, patrząc na bogatą ofertę cukierni. 

- Skuszę się jeszcze na te rogaliki. - oznajmił w końcu, a blondynka dopakowała je do osobnego pudełka, następnie podając je chłopakowi. 

Zapłacił, szybko opuszczając lokal 'Pod chmurką'. Wychodząc, zauważył jeszcze Neville'a, który szeptał coś Hannie, a ta łączy ich usta w pocałunku. Uśmiechnął się. Neville naprawdę zasługiwał na szczęście. 

Tuż przed kawiarnią, Harry wpadł na genialny pomysł. Zamiast przepychać się przez całą ulicę Pokątną, w poszukiwaniu kwiaciarni, postanowił teleportować się do Doliny Godryka i zrobić zakupy w mugolskiej części miasteczka, i tak miał kupić kilka produktów spożywczych. Razem z Ginny zawsze robili to w jednym z miejscowych sklepików. 

Uśmiechnął się z ulgą, kiedy otworzył oczy, będąc już po nieprzyjemnej teleportacji. Nigdy nie lubił tego środka transportu, ale co poradzić. Był najszybszy. 

Z uśmiechem zaczął krótki, dosłownie piętnastominutowy spacerek do mugolskiej części miasta. Po drodze minął zaprzyjaźnionych sąsiadów z małym dzieckiem, a także pomnik samego siebie i swoich rodziców. 

Po chwili był już w małym markecie, gdzie ładował do koszyka coraz to nowsze produkty. 

- Mleko, ser, bekon... - wymieniał, co jakiś czas zatrzymując się gdzieś na dłużej, by sprawdzić skład produktów. Tak właśnie wyglądało dorosłe życie. Harry musiał przyznać, iż zawsze myślał, że jest to nieco ciekawsze. 

Mając zapełniony cały koszyk, chwycił jeszcze wodę (jako, że był środek lata, było dość gorąco) i poszedł do kasy. Z racji tego, że przez większość swojego dzieciństwa wychowywał się wśród mugoli, doskonale znał się na ich walucie i nie miał najmniejszych problemów z doborem odpowiedniej sumy. 

Zadowolony z siebie, wyszedł ze sklepu, następnie wchodząc do kwiaciarni, znajdującej się zaledwie pięć metrów dalej. Słuchając rady ekspedientki, zakupił olbrzymi bukiet róż. Chłopak zakładał, że mogło ich być około pięćdziesięciu. 

Pomaszerował szybko w jakiś mało dostępny zaułek, stwierdzając, że tym razem jednak się teleportuje. Mając torbę z supermarketu, przydrożnego straganu, księgarni, cukierni oraz kwiaty, średnio widział mu się kolejny spacer. 

Już po chwili znalazł się na swoim podwórku, a przez uchylone drzwi zerkała na niego Hermiona, która najwyraźniej musiała wypatrzeć go przez okno. 

- Harry! - ucieszyła się, następnie spostrzegając ilość toreb, które posiadał. - Merlinie, czegoś ty nakupował? 

- Ciszej, część rzeczy to niespodzianka. Ginny została kapitanem Gryfonów, jeszcze o tym nie wie. - dodał, widząc jej pytające spojrzenie. 

- Och! - podeszła do niego szybko, wcześniej upewniając się, że jej przyjaciółka dalej siedzi w toalecie, kąpiąc malca, który cały upaprał się bananem. - Okej, masz chwilę, bo Ginny kąpie Teda. Chodź, pomogę ci. 

Korzystając z okazji, Hermiona zaczęła wykładać zakupione przez niego babeczki na duży, ozdobny talerz, a on położył jej książkę w widocznym miejscu - na stole. Chwilę później, tuż obok książki pojawił się talerz z babeczkami, a jeszcze obok z rogalikami. Szatynka tak się pospieszyła, że zdążyła nawet wypakować im zakupy, za co Harry był jej wdzięczny. Chwilę później stali już na środku salonu z dużymi uśmiechami, czekając na rudowłosą (Harry trzymał w dłoni bukiet kwiatów, które zamierzał wręczyć dziewczynie). 

- Hermiono? Widziałaś gdzieś może... - zaczęła głośno Ginny, wchodząc do pokoju, ale gdy dostrzegła swojego chłopaka z dużym bukietem, zatrzymała się wpół kroku. - Co się tu...?

- Gratulujemy! - oznajmił chłopak, przytulając ją mocno, następnie dając kwiaty (Teda przejęła Hermiona). - Wiedziałem, że tak będzie!

- Ale co? - zdziwiła się. 

- Zostałaś nowym kapitanem Gryfonów, gratulacje! - powtórzył, niezwykle zadowolony z zamieszania, które wprowadził. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dla Ginny było to spełnieniem marzeń i, że jeszcze to do niej nie dociera. 

- Serio? 

- Serio! - odparł, podnosząc ją do góry. - Myślałaś, że ktoś inny mógłby zająć tę pozycję? 

- Merlinie... - wydukała, po czym pisnęła głośno. Na szczęście, Tedy nie przejął się tym zbytnio i nie zaczął płakać. 

Chwilę zajęło jej dojście do siebie i przyswojenie tych rewelacji. Potem dostrzegła również babeczki i książkę, które kupił jej chłopak, co mocno ją wzruszyło. 

- Wiesz, że nie musiałeś tego dla mnie robić? - mruknęła, mając na myśli wszystkie prezenty, które od niego otrzymała. Siedzieli teraz na kanapie, zajadając się babeczkami.

Chłopak pocałował ją krótko, uśmiechając się jak głupi, po czym odparł:

- Wiesz, że nie mnie to nie obchodzi? 

Okeeeeej, oto i jestem! Jak zwykle spóźniona! Ale, mam nadzieję, że długość tego rozdziału będzie tym, co przekona was do tego, by przymknąć na to oko. O dziwo, pisało mi się ten rozdział bardzo przyjemnie. Wprowadziłam również postać, na którą czekałam od bardzo dawna - Madeleine. Jest to chyba moja pierwsza postać, która w całości wymyślona jest przeze mnie. Jestem ciekawa waszego pierwszego wrażenia, co do niej.

Z innej beczki. Dostałam nominację od RexoPL Bardzo dziękuję! 

1. Oj, ja cały czas słucham piosenki, więc ciężko stwierdzić, co ostatnio słuchałam. Na pewno 'Fever' - Dua Lipa, Angele. 

2. Anime nie oglądam, a serial, taki ulubiony, to chyba 'Friends'. 

3. Oj, malutko... Około 1, 57

4. Wyglądam na 14. 

5. Nie wiem, czy mogę to tak określić, ale chyba tak. 

6. Polecam wszystko od ChoJulieSsi. 

7. Ojeju... Harry Potter, nie jestem w stanie wymienić konkretnej części. 

8. Jestem leniwa. 

9. Nein...

10. Tiana_Weasley

Weasley2019

_weasley_girl_

_CytrynowyLisc_

thelittlehumangirl

_shy_me_

Victoria_DK

Jeśli ktoś nie chce/odpowiadał już na te same pytania to wiadomo, nic nie robi. 

Kolejną sprawą jest to, że chcę wam bardzo, ale to bardzo podziękować. Akurat dziś mija osiem miesięcy, odkąd założyłam te konto, a jutro minie osiem miesięcy, odkąd publikuje tu rozdziały. Na dzień dzisiejszy mam prawie 25 tys. wyświetleń, 1,57 tys. gwiazdek, 42 obserwujących... Ale to, co zobaczyłam wczoraj, zwaliło mnie z nóg. Dosłownie, byłam zmuszona usiąść: 

Ja... Brakuje mi słów, dziękuję bardzo! To dla mnie wielkie wyróżnienie. 

Kończąc, dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Życzę wam zdrówka i pozdrawiam. 

08.11.2020









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top