Rozdział 68
Stojąc wśród zgromadzonych, czuła się jak w bajce.
Zewsząd otaczały ją przyciszone rozmowy, szepty, a także delikatny szum morza, które znajdowało się jedynie kilka metrów dalej. Zawiał lekki, ciepły wiaterek, co wprawiło jej cienką, przewiewną, wpadającą w odcień lawendy suknię w ruch. Uśmiechnęła się, brnąc przez tłum w stronę ołtarza, gdzie miała stać w roli druhny razem z pozostałymi dziewczynami.
- Ślicznie pani wygląda. - mruknął ktoś za nią, a ona już po głosie poznała, iż był to nikt inny, jak Harry, z którym nie widziała się od zeszłego ranka, kiedy to rozłączyli się, by pomóc w organizacji imprez dla Audrey i Percy'ego.
Zaprzestała na chwilę przedzierania się przez zbiorowisko, odwracając się w jego stronę i składając na jego ustach krótki pocałunek.
- Pan również niczego sobie, panie Potter. - odparła ze śmiechem, ponownie zaczynając rozpychać się między ludźmi. Harry zaś odłączył się od niej, postanawiając czekać jeszcze na Rona.
Kiedy w końcu dotarła przed ołtarz, gdzie zdążyły zgromadzić się już pozostałe druhny (Hermiona, Angelina, Fleur, Allie, Grace) było pięć minut przed szesnastą, co oznaczało, iż ceremonia powinna się za chwilę zacząć.
- Są już wszyscy? - szepnęła do niej Hermiona, również ubrana w lawendową sukienkę.
- Wydaje mi się, że tak. Gdzieś widziałam nawet ciotkę Muriel, marudziła, że nie założyłam sukienki, którą od niej dostałam.
- Tej falbaniastej, którą już dawno spaliłaś w kominku? - upewniła się szatynka, a Ginny pokiwała twierdząco głową.
- Te samą. - zaśmiała się.
Chciała coś jeszcze dodać, ale nie zdążyła, ponieważ organista zaczął grać, co oznaczało rychłe przyjście panny młodej. Rudowłosa rzuciła ostatnie spojrzenie swojemu, niemiłosiernie spiętemu i poddenerwowanemu, bratu, który stał niedaleko niej i odwróciła głowę tak, by patrzeć wprost na wejście, przez które miała wejść Audrey wraz z Arturem Weasleyem, który zastępował tego dnia ojca dziewczyny, który zmarł już jakiś czas temu.
Uśmiechnięta Audrey, krocząca pomiędzy rzędami wyglądała obłędnie, wprost idealnie wpasowując się w bajkowy klimat wydarzenia.
Biała, atłasowa, gdzieniegdzie zdobiona, suknia, sięgająca do samej ziemi; brązowe włosy, układające się w delikatne fale przyozdobione jedynie skromnym wiankiem, składającym się z białych kwiatów. Całość dopełniona została jedynie przez naturalny makijaż, wykonany przez Fleur.
Na jej widok Percy'emu zaparło dech w piersiach, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Chłopak od razu wyzbył się wszystkich swoich obaw, podobnie jak jego przyszła żona, która już zmierzała w jego kierunku. Obydwoje byli przeszczęśliwi i wzruszeni tą chwilą. Dla obu była ona wyjątkowa, a każda sekunda jakby magiczna. Już za chwilę mieli powiedzieć sobie sakramentalne 'tak', mieli stać się małżeństwem, ich marzenie miało się spełnić.
Kiedy tylko Audrey stanęła już obok swojego narzeczonego, pastor zaczął ceremonię. Przebiegła ona szybko i bez większych trudności, przerywana jedynie cichym łkaniem kilku osób, w tym Molly, która zdążyła wykorzystać już tuzin chusteczek.
Prawdziwe podniecenie nastało jednak wówczas, gdy przyszła chwila na przysięgi. Nikt nie odważył się odezwać, a Audrey i Percy wydawali się w ogóle nie kontaktować z rzeczywistością, zbyt skupieni na sobie nawzajem.
- Tak! - odpowiedzieli drżącymi głosami, kiedy pastor wygłosił już całą przysięgę.
- W takim razie, ogłaszam was mężem i żoną! - zawołał mężczyzna, a Percy pocałował swoją świeżo-upieczoną żonę, ku ogólnej euforii.
*****
Radość nie miała końca, a do małżeństwa podchodziło coraz to więcej osób, składając im gratulacje i wręczając prezenty, za co dziękowali z ogromnym uśmiechem na ustach.
Całe wesele odbywało się na świeżym powietrzu, niedaleko lokalnej restauracji, skąd nowożeńcy zamówili pokaźną ilość jedzenia. Wszędzie porozstawiane były drewniane stoły i pasujące do nich krzesła, obwiązane białymi i lawendowymi wstążkami. Roiło się tam również od kwiatów, które idealnie podtrzymywały klimat, a także fioletowe balony. Nieco dalej od części jadalnej, znajdował się parkiet, który zapewniała restauracja. Nie był ogromny, ale za to bardzo dobrze wyposażony. Ogółem, wyglądało tam po prostu bajkowo, a atmosfera była iście magiczna. Dodatkowe wrażenie robiły piękne widoki na morze.
- A teraz - zawołała Grace, unosząc do góry kieliszek z szampanem. - wnieśmy toast za nowożeńców! Jako przyjaciółka panny młodej, chciałabym wam życzyć powodzenia na nowej drodze życia i samych sukcesów. Aby wasza miłość już na zawsze pozostała tak silna, jak dziś i, abyście jak najszybciej doczekali się upragnionego maleństwa! - zakończyła, a potem wszyscy (oczywiście, oprócz ciężarnej Fleur, która zmuszona była zadowolić się jabłkowym sokiem) napili się swojego szampana.
Na wzmiankę o dziecku, Percy nieco się zarumienił, ale nie przestał uśmiechać się ani na sekundę. Ściskając rękę Audrey, nie mógł uwierzyć, że ta jest już jego żoną. Patrzył na nią z uwielbieniem. Miał przy sobie najważniejszą kobietę swojego życia, przyszłą matkę swoich dzieci, cały swój świat i napawało go to ogromną radością, ale i wdzięcznością za to, iż dane mu było ją poznać, stworzyć z nią rodzinę.
Ona też się uśmiechała, wtulając się w jego ramię. W jej oczach zalśniły łzy szczęścia, a ona nawet nie miała zamiaru ich powstrzymywać. Będąc tu, na swoim własnym weselu ze swoim już-mężem, czuła się najszczęśliwsza na świecie. Miała wszystko, czego pragnęła.
- Kochanie, czemu płaczesz? - spytał ukradkiem, by nie wprowadzać zamieszania. Póki co, tylko on zauważył łzy, spływające po policzkach swojej żony.
- To ze wzruszenia, Percy. - odparła, całując go w usta. - Jestem tak szczęśliwa, że... Nie idzie wyrazić tego słowami.
- Tak, ja też... - mruknął, spoglądając na nią z równym wzruszeniem, co ona na niego. - Jesteś dla mnie najważniejsza. Pamiętaj o tym.
Pocałował ją w czoło, na co po jej policzku ponownie spłynęła łza.
- Kocham cię, Weasley. - powiedziała, ponownie się w niego wtulając.
- Ja ciebie też, Weasley. - zaśmiał się, niezwykle zadowolony.
Audrey nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa, jak w tamtym momencie.
*****
Rudowłosa siedziała przy jednym z wielu stolików, popijając jakiegoś kolorowego drinka. Nie wypiła dużo, to nie leżało w jej naturze. Uśmiechała się, patrząc jak Harry tańczy z Hermioną jakiś skoczny taniec. Chwilę później, tańczący z Angeliną, Ron zrobił odbijanego, by ponownie móc zatańczyć ze swoją dziewczyną. Ginny miała wrażenie, że tego dnia chciał nadrobić bal z czwartego roku swojej edukacji w Hogwarcie. Zaśmiała się, pociągając kolejnego łyka z kieliszka. Gdzieś z tyłu mignął jej Percy, uśmiechnięty od ucha do ucha, wirując na parkiecie razem z Audrey. Dziewczyna niesamowicie cieszyła się ze szczęścia brata.
- Czemu nie tańczysz? - spytał ją George, dosiadając się do niej i pociągając łyka z jej szklanki. - Co za paskudztwo. Jak ty możesz to pić?
- Mi smakuje. - mruknęła, kręcąc głową. - A odpowiadając na pytanie, nie tańczę, bo zrobiłam sobie przerwę. Byłam na parkiecie całą poprzednią godzinę, należy mi się chwila odpoczynku, George.
- No tak, masz rację. - zaśmiał się chłopak, czochrając swoją rudą czuprynę.
- A gdzie zgubiłeś Angelinę? - spytała, choć jeszcze chwilę temu widziała ją tańczącą z Ronem. Ciekawiło ją, czemu jej brat nie jest teraz przy niej.
- Tańczy. Ja przyszedłem się tylko napić i też wracam na parkiet. - uśmiechnął się do niej. - Nie siedź tu sama, siostra. Chodź.
- Co?
- Ojeju, czy tobie trzeba to tak oficjalnie? - westchnął, wyciągając ku niej swoją dłoń. - Czy mogę prosić moją cudowną siostrę do tańca?
- Ależ oczywiście. - zaśmiała się, ujmując jego dłoń i wstając.
Z uśmiechami na twarzach ruszyli na parkiet, gdzie zaczęli tańczyć do jakiejś szybkiej, skocznej piosenki. Rudowłosa strasznie cieszyła się, że George jest w tak dobrym humorze.
- Jeszcze trochę i będę tak tańczyć na twoim weselu. - zaśmiała się, George uczynił to samo.
- Jasne, jasne. Nie chcę niszczyć twoich marzeń, ale podejrzewam, iż to ja prędzej zatańczę na twoim weselu, niż ty na moim. - zaśmiała się ponownie, tym razem nieco sztucznie. Co prawda, myślała już kiedyś jakby to było być panną młodą, żoną Harrego, ale były to jedynie marzenia małej dziewczynki, jaką wtedy była. Jednak teraz, kiedy byli już dorośli, a ich związek miał się naprawdę dobrze... Teraz to marzenie było realne.
- Odbijany! - zawołał George, podchodząc do Harrego, tańczącego z roześmianą Angeliną.
Tak oto, znów zaczęła tańczyć z Harrym, który chyba musiał zauważyć jej zamyśloną minę.
- Stało się coś, Ginny? - zapytał, spoglądając na nią ze zmartwieniem. - Źle się czujesz?
- Nie, wszystko w porządku, Harry. - uśmiechnęła się do niego, wspinając się na palce i łącząc ich usta w pocałunku. - Po prostu się nad czymś zastanawiam.
- Nad czym, o ile mogę wiedzieć. - mruknął, dalej na nią spoglądając.
- Nad nami. Myślisz, że my też będziemy kiedyś tak tańczyć? - wskazała głową na Audrey i Percy'ego, którzy świetnie się bawili. Sukienka dziewczyny wirowała za każdym razem, kiedy ta robiła obrót.
- To znaczy? - dopytał, choć chyba już wiedział, o co jej chodziło. On sam nie mógł się doczekać, kiedy będzie mu dane ujrzeć dziewczynę w sukni ślubnej.
- Czy ja będę kiedyś mogła nazwać cię moim mężem?
- Wydaje mi się, że skoro ja będę chciał nazwać cię kiedyś moją żoną... To tak. Raczej będziesz mogła nazwać mnie swoim mężem, Ginny. - odparł, całując ją krótko. Ona jednak zwróciła uwagę na mały szczegół w jego wypowiedzi.
- Raczej? A od czego to zależy?
- Od ciebie. - zaśmiał się. - Jak kiedyś, kiedy skończysz szkołę, a ja kurs... I zapytam się, czy zostaniesz moją żoną, a ty odpowiesz 'nie' to... No cóż, żoną cię nie nazwę.
- Jesteś głupi. - mruknęła, robiąc obrót. - Myślisz, że się nie zgodzę?
- Nic takiego nie powiedziałem. - odpowiedział natychmiast. - A teraz, poczekaj momencik.
Zostawił ją na chwilę, podchodząc do kogoś z kapeli i szepcząc mu coś na ucho. Po tym wrócił, jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się do niej szeroko.
- O co chodziło? - zmarszczyła brwi w geście niezrozumienia, patrząc na niego, ale ten jedynie pokręcił głową.
- Dowiesz się za chwilę.
Czekała więc, ale przetańczyli jedną piosenkę i nie stało się nic niezwykłego. Wszystko nabrało jednak sensu, gdy na chwilę przed zagraniem kolejnej piosenki, założyciel kapeli wstał, ogłaszając, iż teraz zagrają coś z dedykacją dla wszystkich par.
- Nie mogłem powiedzieć, że z dedykacją dla ciebie. To wesele Percy'ego i Audrey. - zaśmiał się, a pierwsze dźwięki muzyki dały wszystkim do zrozumienia, iż będzie to wolna piosenka. - Zapraszam panią do tańca.
- Z wielką chęcią, panie Potter. - cmoknęła go szybko, wtulając się w niego i zaczynając tańczyć.
Z racji tego, że było już ciemno wszystko nabrało jeszcze lepszego klimatu. Jednym oświetleniem były lawendowo-białe lampiony porozwieszane nad parkietem.
- Dziękuję, Harry. - uśmiechnęła się, nie przerywając tańca.
- Nie masz za co, Ginny. - odparł jej chłopak, patrząc na nią, czego nie mogła zobaczyć, będąc w niego wtulona. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - szepnęła, ponownie złączając ich usta w pocałunku.
Ola amigos! Z góry przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero dziś i jest taki krótki. Początkowo chciałam dodać go w środę, potem w czwartek, aż w końcu stwierdziłam, iż dodam go normalnie. Nawet nie wiecie, jak ciężko było mi go napisać, po prostu nie mogłam zebrać myśli i ubrać ich w słowa... Ogółem, pisało mi się go chyba najciężej ze wszystkich rozdziałów, jakie napisałam w życiu, ale w końcu dochodzę do wniosku, że nie wyszedł źle i mogę go dodać. Przepraszam też, że wszystkie te rozdziały związane ze ślubem Percy'ego i Audrey są tak ubogie w relacje Harry-Ginny. Od kolejnego rozdziału powinno już być normalnie i wracamy do domu Harrego, gdzie ponownie skupimy się na nich. Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Kolejny powinien pojawić się w tygodniu, oby tym razem lepiej mi się pisało. Uważajcie na siebie, proszę. Noście maseczki, stosujcie się do obostrzeń. Pamiętajcie, tylko współpracą pokonamy tego wirusa! Życzę wam zdrówka i pozdrawiam!
24.10.2020
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top