Rozdział 64

Jedną z wielu zalet wspólnego mieszkania było budzenie się obok ukochanej osoby. Patrzenie na jej zastygniętą w błogim, nieświadomym niczego uśmiechu twarz i miarowy, spokojny oddech. Promienie letniego słońca wpadające do pokoju przez niedociągnięte zasłonki i ptaki za oknem, które śpiewały wesoło od rana, zupełnie tak, jakby chcąc oznajmić im, że ten dzień z pewnością będzie udany. Tak wyglądał każdy ich wspólny poranek, odkąd zamieszkali razem. 

Jednak tego, lipcowego już, poranka było inaczej. Gdy Ginny otworzyła oczy, przekręcając się na drugi bok, będąc całkowicie pewną, że znajdzie tam swego ukochanego, musiała się naprawdę zdziwić, widząc jedynie puste miejsce. Podniosła się na łokciach, zaczynając rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu chłopaka, jednak go tam nie było. Drzwi ich sypialni były przymknięte, co oznaczało, że musiał wyjść i ich nie domknąć. Stwierdzając, że okularnik na pewno zaraz wróci do pokoju, ponownie się położyła, tym razem z książką w ręku. Podczas szkoły nie miała za wiele czasu na czytanie, ale teraz, kiedy miała już wakacje, wzięła się do tego i potrafiła całymi dniami nie wychodzić z łóżka i czytać. 

- Ginny... - usłyszała cichy głos chłopaka, na co westchnęła głośno, odkładając książkę. Jej humor jednak uległ natychmiastowej poprawie, gdy tylko drzwi pokoju uchyliły się, ukazując w nich Harrego z ogromną tacą ze śniadaniem. 

- Merlinie, jak dobrze, że zdecydowałam się z tobą zamieszkać. - zaśmiała się, posyłając mu szeroki uśmiech i całując na dzień dobry, gdy tylko usiadł obok niej, podając jej tacę. - Dziękuję, Harry. 

- Było warto wstać trochę wcześniej, niż zawsze, by zrobić ci tę niespodziankę. Ale nie przyzwyczajaj się za bardzo, to nie będzie cię czekać codziennie. - również się uśmiechnął, ponownie cmokając ją w usta. - A teraz, jedz, zanim wystygnie. 

Wzięła do ręki widelec i zaczęła jeść przygotowaną przez chłopaka jajecznicę z bekonem, delektując się jej smakiem. Była zdziwiona, jak dobrze potrafił on gotować.

- Pyszne. - mruknęła, popijając herbatę, również przez niego przygotowaną. - Kiedy ty nauczyłeś się tak gotować? 

Mina mu trochę zrzedła, ale mimo tego odpowiedział:

- No wiesz, u wujostwa dużo gotowałem... Byłem takim jakby domowym skrzatem. I teraz odpowiedz sobie, kto chciałby domowego skrzata, który nie umie gotować? 

- Och... - nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Zrobiło jej się go szkoda. Od dziecka był niczym służący w domu, w którym ponoć powinien doznać troski i miłości. - Harry, nie jesteś żadnym skrzatem domowym. A twoje wujostwo było po prostu okropne, nie umiejąc ukryć, notabene niesłusznego, zgorszenia do twojej matki i przelewając go na ciebie. Nic im przecież nie zrobiłeś. 

Nie odpowiedział przez chwilę, tępo wpatrując się w swoje dłonie, jakby rozpamiętując z osobna każdy, pojedynczy dzień spędzony u wujostwa. W końcu odchrząknął, zdjął okulary, by je przetrzeć i wreszcie odważył się na nią zerknąć. 

- Cieszę się, że ci smakuje. - odparł jedynie, nie chcąc ciągnąc tematu. - A mówiąc o skrzatach domowych, coś mi się przypomniało. 

Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale wszystko rozwiązało się w chwili, w której zawołał 'Stworku!', a przed nimi pojawił się stary, nieco zgorzkniały i nie lubiany przez nią skrzat. Jakież było więc jej zdziwienie, gdy zobaczyła jak stworzenie uśmiecha się i z radością kłania się swojemu panu, to znaczy Harremu. 

- Czego potrzeba, panie? - dopytuje skrzat, miętoląc w dłoniach jakiś medalion. - W czym Stworek może pomóc?

- Nie potrzebuje teraz pomocy, ale dziękuję. Chciałem cię po prostu zobaczyć i zapytać, jak sobie radzisz? - odparł życzliwie chłopak, wcale nie zdziwiony uprzejmością skrzata. 

- Pomagam w zamkowej kuchni, jak mi nakazałeś, panie. Inne skrzaty pokazały mi, co mam robić, więc robię. Teraz, w lato, nie mamy prawie roboty. Musimy robić tylko śniadania dla nauczycieli. 

- Rozumiem. - mruknął, gawędząc z nim, jak z dobrym przyjacielem i kompletnie zapominając o jej obecności. - Tak sobie myślę, może zostałbyś na lato tu? Zakupiłem dom. Teraz mieszkam sam z Ginny, moją dziewczyną. 

- Ta ruda dziewucha od Weasley'ów, która cały czas robiła bałagan w domu mojej dawnej pani razem ze swoim rudym rodzeństwem? - mruknął, tym razem o wiele oschlej. 

- Tak, ta sama. I zakazuje ci się o niej źle wyrażać, Stworku. Ona jest już częścią mojej rodziny, a właściwie ja jestem częścią jej rodziny... W każdym razie, masz się dobrze wyrażać o Weasley'ach. Tym bardziej, że Ron też jest jednym z nich, a jego jakoś lubisz. - zastrzegł, poważniejąc. - Rozumiemy się?

- Tak jest, panie. - westchnął stary skrzat, kiwając głową. - Mam przestać źle wyrażać się o Weasley'ach. 

- Dokładnie. A teraz, odpowiedz na moje wcześniejsze pytanie. Czy chciałbyś w lato pomagać nam tutaj, w naszym domu?

- Stworek chce służyć Harremu Potterowi, ponieważ Harry Potter jest dla niego dobry. - oznajmił, zadziwiając rudowłosą jeszcze bardziej. 

- Uznam to za zgodę. W takim razie, witaj również i w swoim domu, Stworku. Czy mógłbyś wynieść talerz po śniadaniu Ginny?

Skrzat, widocznie poruszony słowami chłopaka, skłonił się w pasie i zniknął razem z opróżnionym już talerzem po jajecznicy.

- Możesz mi wyjaśnić, co, na Merlina, się tutaj stało? I od kiedy Stworek jest jak...nie Stworek? - spytała, patrząc mu prosto w oczy. 

- Tak jakoś. Dałem mu coś, co jest dla niego ważne i pokazałem, że nie chcę być jego wrogiem. To tyle. Uwierz mi lub nie, ale te nudzące, umoralniające gadki Hermiony czasami mają sens. - odparł, również patrząc jej w oczy. 

- Poważnie? - zaśmiała się delikatnie, uśmiechając się do niego. Następnie cmoknęła go krótko i wstała z łóżka. - Ubiorę się. 

- Okej, byle szybko. Byliśmy przecież zaproszeni na niedzielny obiad u twoich rodziców. 

- Ledwo jadłam śniadanie. - słusznie zauważyła, lecz chłopak jedynie się zaśmiał, zatrzymując się na chwile przy drzwiach od sypialni, którą zamierzał opuścić. 

- Jesteśmy zaproszeni na czternastą. A to, że wstałaś o dwunastej nic nie zmienia, Ginny. - i wyszedł, śmiejąc się pod nosem, co udzieliło się również dziewczynie. 

*****

Zeszła na dół po schodach, akurat kiedy wybiła trzynasta pięć. Miała na sobie zieloną koszulkę na ramiączkach i krótkie, jeansowe spodenki, ponieważ tego dnia było wyjątkowo gorąco. Włosy związała w wygodnego kucyka, będąc pewna, że całe rodzinne spotkanie zakończy się, również rodzinną, grą w quidditcha. Na nogi wcisnęła trampki, a na twarz nie nałożyła ani grama makijażu. Mimo to, prezentowała się znakomicie. 

- Ślicznie wyglądasz. - mruknął chłopak, zerkając na nią dosłownie na ułamek sekundy, a potem wrócił do czytania nowego numeru Proroka. Jakiś czas temu wykupili prenumeratę, by na bieżąco wiedzieć, czy nie ma jakiś wieści o Pansy, która zdołała uciec razem z jednym z aurorów, który okazał się szpiegiem. - Nic nie napisali. Jak jej nie było, tak nie ma.

- Na pewno ją znajdą, zobaczysz. - spróbowała go pocieszyć. Stanęła za krzesłem, na którym siedział i położyła dłonie na jego ramionach. - Niedługo powinniśmy wychodzić. Mama pewnie potrzebuje pomocy. 

- Tak, masz racje. Chociaż tak mogę się odwdzięczyć, za te wszystkie lata, w których siedziałem wam na głowie.

- Przestań, Harry. Dobrze wiesz, że mama nie miała i nie ma nic przeciwko. Ona cię uwielbia. - stwierdziła, uśmiechając się szeroko. - Zresztą, Hermiona też ciągle u nas przebywa i co? Nic się nie dzieje, moja mama uważa, że im nas więcej, tym lepiej. 

- Ta, może i masz rację. - westchnął, podchodząc do kominka. Domek, który zakupił leżał po mugolskiej części miasteczka, przez co początkowo kominek nie był podłączony do sieci fiuu. Na szczęście, udało się to szybko załatwić i już po dwóch dniach od przeprowadzki kominek zdatny był do użytku. Harry podejrzewał, że w tak szybkim załatwieniu tej sprawy pomogło mu jego nazwisko, a także znajomość z Audrey, Percy'm i panem Arturem. - Panie przodem. 

Rudowłosa pokręciła głową, biorąc do ręki garstkę proszku fiuu i weszła do kominka. Już po chwili, kaszląc głośno, znalazła się w przytulnym salonie Nory. Chwilę po niej, pojawił się również Harry. 

- O, jesteście już! - zawołał od razu Artur, który stał przy stole i układał na nim sztućce. Od jakiegoś tygodnia mógł już samodzielnie wykonywać niektóre czynności i, choć Molly nalegała, by się jeszcze oszczędzał, był z tego bardzo zadowolony, wykorzystując to do granic możliwości. - W takim razie pozostało czekać tylko na Percy'ego, Audrey, George'a i Angeline. 

- Bill i Fleur już są? - zdziwiła się dziewczyna. - Myślałam, że mieli coś załatwić. 

- Mieli, ale uwinęli się nieco szybciej. - uśmiechnął się do nich. Ogromną radość sprawiał mu widok jego jedynej córki, tak szczęśliwej u boku Harrego. Mimo, że jednocześnie sprawiało to, że kręciła mu się łezka w oku, był w tej chwili najszczęśliwszy na świecie. - Siadajcie i czekajcie. Molly zaraz poda obiad.

- Nie, nie. Pomożemy panu. Przecież miał się pan nie przemęczać. - mruknął okularnik, podchodząc do niego i odbierając mu część sztućców oraz talerzy. 

- Ależ skądże, mnie to w ogóle nie męczy, Harry. 

- Tato, proszę cię. Daj sobie pomóc. - jęknęła dziewczyna. - Zrobimy to szybciej. Zresztą możemy użyć do tego magii. 

- Bez niej jest ciekawiej. Mugole muszą sobie jakoś radzić, nie używam magii, jeśli nie muszę. - usiadł na kanapie, ku zadowoleniu córki, która natychmiast ruszyła pomóc swojemu chłopakowi. 

- Skoro tak, to też zrobimy to po mugolsku, ale nie zmienia to faktu, że musisz jeszcze odpoczywać, tato. Nie warto ryzykować. 

Mężczyzna jedynie westchnął, z uśmiechem na twarzy obserwując swoją ukochaną córeczkę. Zastanawiał się w tamtej chwili, kiedy jego maleństwo zdążyło tak dorosnąć, jednak nie znalazł na to pytanie odpowiedzi. 

*****

Wszyscy zajadali się pysznościami, przygotowanymi przez panią Weasley. Atmosfera była bardzo wesoła, cała rodzina rozmawiała ze sobą, cały czas się z czegoś śmiejąc. Nawet George, siedzący obok swojej dziewczyny i trzymając ją za rękę, śmiał się, tak, jak kiedyś. Gdyby ktoś nie wiedział, jaka tragedia dotknęła tej rodziny, mógłby zapytać 'gdzie Fred?', pewny, że drugi z bliźniaków zaraz wyjdzie z kuchni z kolejną porcją ziemniaków lub miską z sałatką. A jednak Freda wśród nich nie było, a George mimo tego radził sobie świetnie. 

- Spójrz na nią. - szatynka trąciła roześmianą Ginny ramieniem, wskazując na, wyraźnie poddenerwowaną, Fleur. - Wydaje mi się, czy coś jest na rzeczy?

- Być może... - zamyśliła się dziewczyna, przyglądając się bratowej. - Nie ma co gdybać, Hermiono. Jak będą chcieli, to sami powiedzą.

Jak na zawołanie, Fleur i Bill podnieśli się ze swoich krzeseł, trzymając się za ręce i zwracając na siebie uwagę pozostałych. 

- Chcielibyśmy coś ogłosić. - zaczął mężczyzna. Większość osób chyba zdawało sobie sprawę, co zaraz ogłoszą. Molly zakryła usta dłonią, a w jej oczach zabłyszczały łzy.

- Bill i ja, spodziewamy się dziecka! - dodała blondynka, trzęsąc się cała, a reszta kobiet zebranych w pomieszczeniu (nie licząc pani Weasley, która zdążyła się już rozpłakać) pisnęła głośno, rzucając się w ich stronę, by pogratulować przyszłym rodzicom. 

Po cudownej wiadomości, wielu krzykach, piskach, łzach szczęścia oraz gratulacjach, atmosfera była jeszcze lepsza, niż wcześniej. Pan Weasley otworzył nawet szampana z tej okazji, którego napili się wszyscy, prócz Fleur, która z oczywistych powodów zmuszona była zadowolić się jabłkowym sokiem. Całe spotkanie przedłużyło się więc do późnego wieczora, co nie przeszkadzało nikomu, oprócz Percy'ego, który, niczym mantrę, powtarzał, że idzie do pracy na wczesną godzinę i musi wracać do domu. Większość jednak zignorowała jego narzekania i dalej bawiła się wyśmienicie w swoim towarzystwie, świętując tak dobrą dla Weasley'ów nowinę. 

Cześć i czołem! Jak zwykle późno, ale przemilczmy tę kwestię. Liczę, że rozdział się wam podobał, bo poświęciłam na niego sporo czasu, przez to, że strasznie mozolnie mi się go dziś pisało. No nic, mimo wszystko, uważam, że nie jest najgorszy. Dziękuję za coraz więcej komentarzy i wyświetleń pod tym ff. Kończąc, życzę wam zdrówka i pozdrawiam. 

03.10.2020

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top